Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

adpa

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    58
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez adpa

  1. Witam, Podejrzewam, że mało to opłacalny transport. Jednk polecam zasięgnąć informację w okolicach strefy goleniowskiej - tam można ziemię odbrać i ponosi się tylko koszt transportu. ładują sami bardzo chętnie. Informacja sprawdzona Pozdrawiam
  2. Witam, bardzo chętnie oddam ziemię (z wykopów pod dom) w rejonie Warszewa w Szczecinie (ul. Ostoi Zagórskiego, Podbórzańska) Pozdrawiam,
  3. Gdy pisze te słowa to wiem jedno - gaz kosztuje. Dostałem juz rachunek za pierwszy miesiąc eksploatacjia. Ponad 1,2 tys. zł. Osłabłem. Policzyłem sobie szybko ile miesięcy zostało do końca kalendarzowej zimy. Trochę to będzie kosztować acz pocieszył mnie Pan Janek, iż jak na pierwszy miesiąc suma nie jest wysoka a w momencie gdy uspokoimy się i zamieszkamy na stałe będzie inaczej. Przede wszystkim pojawią się termostaty, sterowanie grzaniem w zależności od potrzeb itd. Jednak ten rachunek pobudził myślenie o alternatywnym źródle, którego nie doceniałem. Na całe szczęście Pan Jan na etapie przygotowania instalacji wyprowadział zawory przy przejściu z domu do garazu. W ten sposób będzie możliwość bezinwazyjnego wpięcia pieca z garażu do systemu ogrzewania domu. TO jest zadanie do wykonania przed następnym sezonem grzewczym. Trzeba tylko pomyśleć o dobrym piecu, ktory będzie wypełniał zarówno funkcje grzewcze, jak i porządkowe. Mam na myśli przed wszystkim palenie tych rzeczy, które są zbędne a które nadają się do palenia. Teraz zostało nam mnóstwo dziwnych, nieregularnych palet, które w spólnie z moim teściem (czasem bardziej on niż ja) tniemy i palimy w kominku. Kominku? Czy wspomnialem wcześniej o kominku. To jutro nadrobię ...
  4. Gdy pisze te słowa to wiem jedno - gaz kosztuje. Dostałem juz rachunek za pierwszy miesiąc eksploatacjia. Ponad 1,2 tys. zł. Osłabłem. Policzyłem sobie szybko ile miesięcy zostało do końca kalendarzowej zimy. Trochę to będzie kosztować acz pocieszył mnie Pan Janek, iż jak na pierwszy miesiąc suma nie jest wysoka a w momencie gdy uspokoimy się i zamieszkamy na stałe będzie inaczej. Przede wszystkim pojawią się termostaty, sterowanie grzaniem w zależności od potrzeb itd. Jednak ten rachunek pobudził myślenie o alternatywnym źródle, którego nie doceniałem. Na całe szczęście Pan Jan na etapie przygotowania instalacji wyprowadział zawory przy przejściu z domu do garazu. W ten sposób będzie możliwość bezinwazyjnego wpięcia pieca z garażu do systemu ogrzewania domu. TO jest zadanie do wykonania przed następnym sezonem grzewczym. Trzeba tylko pomyśleć o dobrym piecu, ktory będzie wypełniał zarówno funkcje grzewcze, jak i porządkowe. Mam na myśli przed wszystkim palenie tych rzeczy, które są zbędne a które nadają się do palenia. Teraz zostało nam mnóstwo dziwnych, nieregularnych palet, które w spólnie z moim teściem (czasem bardziej on niż ja) tniemy i palimy w kominku. Kominku? Czy wspomnialem wcześniej o kominku. To jutro nadrobię ...
  5. Naprawde chyba coś się udało. Co prawda na razie tylko jedno ale to już coś. Do tej pory nie było nic. Naprawde dziękuję. Postaram się zrewanżować wklejeniem widoków naszej Jaskółki ...
  6. Udało mi się stworzyć album z budowy na googlach ale przywołanie z niego zdjęć do pamiętnika na razie nie udaje się ani ani : http://lh5.google.pl/kaadpa/R4P30tTPqiI/AAAAAAAAADk/YIBY72yJC14/P1010089.JPG?imgmax=576
  7. Mamy posadzki, mamy instalację elektryczną i mamy położone stropy a więc najwyższa pora na ich dopieszczanie. Od samego początku założyliiśmy, iż poddasze w naszej parterówce z uwagi na kąt nachylenia dochu 25 st. nie będzie poddaszem o charakterze użytkowym. To założenie miało bezpośredni pływ na technologię stropu. Miał być lekki. I tki był. Najbardziej żmudne bylo szlifowanie stropów, które trwało dość długo a nastepnie niepostrzeżenie przerodziło się w szlifowanie ścian. Poprawki których musieliśmy dokonać po wybitnej ekipie od tynków były na tyle znaczące iz nie dalo przejśc się nad nimi do porządku dziennego. Można powiedzieć, że szlifowanie to blisko miesiąc pracy, której efektó nie było od razu widać. Miały wyjśc na etpie malowania ścian. Cofnę się o jeden kok bo zapomniałbym o wszytkich wodno gazowych sprawach. Jeszcze na etapie przygotowawczym poprzez swoich rodziców dostałem namiar na Pana Jana, który współpracę z nami rozpoczął od podłączenia wody zanim jeszcze ekipu budowlana rozpoczęła swoje prace. Potem spotykalismy się kilkukrotnie aby podyskutować nad ogrzewaniem i tym co powinnismy uwzględnić. Pierwotnie w głowie czaiła się chęć na kilka współpracujących ze sobą źródeł ogrzewania. Między innymi solary na dachu (szkoda nie wykorzystać tak wielkiej powierzchni) miały być ale finanse na pewnym etapie musiały zweryfikować plany. Wracając do Pana Jana i jego pracy. Rewelacja. Co prawda jako jeden z najbardziej zapracowanych luzi jakich znam miał momentmi problm z dotarciem do nas ale jak już docierał wraz ze swoimi ludźmi to rooa w rkach paliła się Panom. W kilku mikrocyklach rozprowadzili instlację i odziwo na przykład w październiku już zasadniczą część mieliśmy za sobą. Tuż przed wylaniem posadzek wkroczyli w część ogrzewania podlogowego i to bardzo mi się podobało, iż nie ja musiałem pilnowć zsynchronizoania terminów. W łazienkach, kuchni i pomieszczeniach gospoarczych poukładane rurki na podłodze wyglądały imponująco. Jedyna rzecz której nie dopilnowaliśy to zalanie ujscia wody w pomieszceniu gopodarcym Przypomnialem o tym sobie wczoraj, kiedy Pan Jan bazując na projekcie odkuł część posadzki i odnalał zgubę. Wracając do całych instalacji. Te kilometry rurek wewnątrz i grzejniki powieszone mieliśmy na początku listopada. O dziwo dopiero w listopadzie wyszliśmy na zewnatrz aby przyłaczyć się do poszczególnych instalacji doprowadzonych na budowie. 27 listopada była Wielki Finał - odpaliliśmy ogrzewanie. To kluczowa rzecz dla możliwości dalszych prac wewnątrz. Po prostu nie chcialo nic schnąć i nawet regipsy na stropie zaczęły się wyginać . Pierwsze dni z ogrzewaniem dały odczuć róznicę. Można było poczuć w końcu, że zaczynamy być w domu. Całość prac związnych z instalacjami nawet ciężko mi wycenić gdyż Pan Jan był dla nas dostawcą białej armatury. Po prostu polecił nam hurtownię z którą współpracuje, zapropnował możliwość kupowania na jego rachunek (bye, bye VAT) i przywiózł wszystko co Kasia wybrała - a nie było tego mało mając na względzie fakt, iż mówimy od dwóch łazienkach, ubikacji i pomieszczeniu gospodarczym :) Był tylko jeden istotny warunek tej współpracy. Pan Jan jest bardzo gorącym zwolennikiem pisuarów. I pisuar a w zasadzie jego uwzględnienie w całych planach było tym warunkiem. Tym sposobem zostasliśmy z wynegocjowanym jednym pisuarem. I dobrze wszak łazienka dla dwóch chłopaków musi mieć to coś :) Wracając do kosztów tej część - całość z materiałami i urzadzeniami, w tym wanny, kabiny, baterie, rzeczony pisuar, geberity i cokolwiek przyjedzie wam jeszcze do głowy określiła budżet tej częsci na poziomie 57 tysięcy złotych. Tyle kosztowały nasze luksusy
  8. Mamy posadzki, mamy instalację elektryczną i mamy położone stropy a więc najwyższa pora na ich dopieszczanie. Od samego początku założyliiśmy, iż poddasze w naszej parterówce z uwagi na kąt nachylenia dochu 25 st. nie będzie poddaszem o charakterze użytkowym. To założenie miało bezpośredni pływ na technologię stropu. Miał być lekki. I tki był. Najbardziej żmudne bylo szlifowanie stropów, które trwało dość długo a nastepnie niepostrzeżenie przerodziło się w szlifowanie ścian. Poprawki których musieliśmy dokonać po wybitnej ekipie od tynków były na tyle znaczące iz nie dalo przejśc się nad nimi do porządku dziennego. Można powiedzieć, że szlifowanie to blisko miesiąc pracy, której efektó nie było od razu widać. Miały wyjśc na etpie malowania ścian. Cofnę się o jeden kok bo zapomniałbym o wszytkich wodno gazowych sprawach. Jeszcze na etapie przygotowawczym poprzez swoich rodziców dostałem namiar na Pana Jana, który współpracę z nami rozpoczął od podłączenia wody zanim jeszcze ekipu budowlana rozpoczęła swoje prace. Potem spotykalismy się kilkukrotnie aby podyskutować nad ogrzewaniem i tym co powinnismy uwzględnić. Pierwotnie w głowie czaiła się chęć na kilka współpracujących ze sobą źródeł ogrzewania. Między innymi solary na dachu (szkoda nie wykorzystać tak wielkiej powierzchni) miały być ale finanse na pewnym etapie musiały zweryfikować plany. Wracając do Pana Jana i jego pracy. Rewelacja. Co prawda jako jeden z najbardziej zapracowanych luzi jakich znam miał momentmi problm z dotarciem do nas ale jak już docierał wraz ze swoimi ludźmi to rooa w rkach paliła się Panom. W kilku mikrocyklach rozprowadzili instlację i odziwo na przykład w październiku już zasadniczą część mieliśmy za sobą. Tuż przed wylaniem posadzek wkroczyli w część ogrzewania podlogowego i to bardzo mi się podobało, iż nie ja musiałem pilnowć zsynchronizoania terminów. W łazienkach, kuchni i pomieszczeniach gospoarczych poukładane rurki na podłodze wyglądały imponująco. Jedyna rzecz której nie dopilnowaliśy to zalanie ujscia wody w pomieszceniu gopodarcym Przypomnialem o tym sobie wczoraj, kiedy Pan Jan bazując na projekcie odkuł część posadzki i odnalał zgubę. Wracając do całych instalacji. Te kilometry rurek wewnątrz i grzejniki powieszone mieliśmy na początku listopada. O dziwo dopiero w listopadzie wyszliśmy na zewnatrz aby przyłaczyć się do poszczególnych instalacji doprowadzonych na budowie. 27 listopada była Wielki Finał - odpaliliśmy ogrzewanie. To kluczowa rzecz dla możliwości dalszych prac wewnątrz. Po prostu nie chcialo nic schnąć i nawet regipsy na stropie zaczęły się wyginać . Pierwsze dni z ogrzewaniem dały odczuć róznicę. Można było poczuć w końcu, że zaczynamy być w domu. Całość prac związnych z instalacjami nawet ciężko mi wycenić gdyż Pan Jan był dla nas dostawcą białej armatury. Po prostu polecił nam hurtownię z którą współpracuje, zapropnował możliwość kupowania na jego rachunek (bye, bye VAT) i przywiózł wszystko co Kasia wybrała - a nie było tego mało mając na względzie fakt, iż mówimy od dwóch łazienkach, ubikacji i pomieszczeniu gospodarczym Był tylko jeden istotny warunek tej współpracy. Pan Jan jest bardzo gorącym zwolennikiem pisuarów. I pisuar a w zasadzie jego uwzględnienie w całych planach było tym warunkiem. Tym sposobem zostasliśmy z wynegocjowanym jednym pisuarem. I dobrze wszak łazienka dla dwóch chłopaków musi mieć to coś Wracając do kosztów tej część - całość z materiałami i urzadzeniami, w tym wanny, kabiny, baterie, rzeczony pisuar, geberity i cokolwiek przyjedzie wam jeszcze do głowy określiła budżet tej częsci na poziomie 57 tysięcy złotych. Tyle kosztowały nasze luksusy
  9. Mam już tyle zdjęć z budowy i nawet takie na których coś widać, że z chęcią nauczyłbym się je wklejać. Raz nawet zawziąłem się ... i nic nie wyszło. Jeżeli trochę maz zdolności pedagogicznych to prosze o prosty instruktaż
  10. O imprezie zacząłem więc pora kontynuować. Otóż mój kolega Zbig, który wybudował się bliko dwa lata temu polecił mi ekipę dwóch braci - za rozsądną cenę. Moja wyjściowa to było 35 zł / m2 a on powiedział mi, że 12 ... Zdziwiłem się bardzo ale ponieważ była to impreza nie myślałem do końca racjonalnie. Wziąłem numer telefonu i rano (sobota) zadwoniłem do poleconego przez Zbiga fachowca. Zaskoczył mnie od razu stwierdzając, że w ciągu 15 minut może być na budowie. I był. Zaskoczył mnie ponownie stwierdzeniem, że od poniedziałku (tj. pojutrze) może zacząć. I przysła pora negocjować cenę. Stanęło na 14 złociszy / m2. Oczywiście ten dyskont nie okazał się aż tak wyraźny. Po prostu pierwotna cena była tą, która uwzględniała wszystkie materiały a 14 to była sama robocizna. Nie mnie jednak na koniec po podliczeniu wszystkiego posadzka kosztowała 27 zł / m2 a więc na 220 metrach zoszczędziłem blisko 1800 złotych. To jest sporo jak na imprezę. Cala zbawa z przerwami trawała 6 dni. Wierzyć mi się nie chciało że cud stał się. Tylko to było już po wyborach i cuda stały się rzeczywistością....:)
  11. O imprezie zacząłem więc pora kontynuować. Otóż mój kolega Zbig, który wybudował się bliko dwa lata temu polecił mi ekipę dwóch braci - za rozsądną cenę. Moja wyjściowa to było 35 zł / m2 a on powiedział mi, że 12 ... Zdziwiłem się bardzo ale ponieważ była to impreza nie myślałem do końca racjonalnie. Wziąłem numer telefonu i rano (sobota) zadwoniłem do poleconego przez Zbiga fachowca. Zaskoczył mnie od razu stwierdzając, że w ciągu 15 minut może być na budowie. I był. Zaskoczył mnie ponownie stwierdzeniem, że od poniedziałku (tj. pojutrze) może zacząć. I przysła pora negocjować cenę. Stanęło na 14 złociszy / m2. Oczywiście ten dyskont nie okazał się aż tak wyraźny. Po prostu pierwotna cena była tą, która uwzględniała wszystkie materiały a 14 to była sama robocizna. Nie mnie jednak na koniec po podliczeniu wszystkiego posadzka kosztowała 27 zł / m2 a więc na 220 metrach zoszczędziłem blisko 1800 złotych. To jest sporo jak na imprezę. Cala zbawa z przerwami trawała 6 dni. Wierzyć mi się nie chciało że cud stał się. Tylko to było już po wyborach i cuda stały się rzeczywistością....
  12. Lata świetlne minęły od ostatniego wpisu. I moge powiedzieć, że pomimo mnóstwa nerwów posunęlismy się zdecydowanie do przodu. Od początku września wykorzystywaliśmy przez dwa miesiące sprzyjające warunki atmosferyczne i próbowalismy róznymi sposobami spowodować aby zamknąć dach zarówno nad domem i garażem. Pojawił się ściągnięty przez wykonawcę dodatkowy człowiek, który wziął towarzystwo w karby i spowodował, iż zarówno konstrukcja jak i dachówki znalazły w końcu swoje własciwe miejsce. Prawdę mówiąc we wrześniu podjęlismy decyzję aby niezależnie od sztuki rozpocząć prace równolegle na zewnątrz. Murarze rozpoczęli okładac dom klinkierem. Można smiało powiedzieć, iż w sytuacji w której byliśmy nie było specjalnego wyjścia. Nie chcieliśmy zostać na zimę ze stanem bardzo surowym. Czas pokał, że mieliśmy rację. Na codzień mieliśmy wrażenie, że postępy nie były wystarczające. Aby zmobilizować wykonawce dodatkowo (słowa już nie pomagały) zaprosiliśmy po kolei kolejne ekipy - elektryków, odkurzać wewnątrzny a nawet hydrulika. W październiku najlepsze wrażenia zrobili elektrycy pod przywództwem Pana Marcina, którzy w siedem dni roboczych zrobili to co chcieliśmy przy okazji proponując kilka cennych rozwiązań z wyprowadzeniem kabli również na zewnątrz. Również w połowie października zaprosiliśmy już ekipę od montazu kien. Tutaj kolejna nasza komplikacja. Ponieważ okna są drewniane ich montaz powinien podobno nastapić dopiero po zakończeniu tynkowania i wylaniu posadzki. U nais było dokladnie odwrotnie. Zryzykowaliśmy nawet warunkami gwarancji ale ekipa montująca okazała się niezbyt punktualna ale bardzo sprawna. Zrobili to co mieli zrobić pomimo, iż czasem nie dojeżdzali na umówiona godzinę. To wszystko jednak nic przy porównaniu do naszej ekipy podstawowej. tutaj im dalj w głab budowy tym więcej niespodzianek. Coraz częsciej kwestie techniczne zastępowane były przez pytania o kolejne wypłaty wynagrodzenia. Zaczęliśmy tez odbierac syganły od innych korzystających z usług Pana Jerzego, iż jego styl wspólpracy oparty jest na rolowaniu pieniędzy pomiędzy realizownymi budowami. Postanowilimy przykrecić kurek i pieniądze wypłacaliśmy z coraz wiekszym oporem. Na dodatek w październiku zagościla u nas ekipa tynkarzy i miałem wrazenie, iż wszystkie plagi egipskie przyprowadzili ze sobą i swoją feralną maszyną. Mieli załatwić sprawę w 6 - 7 dni a zabawili 3 tygodnie. I tak nie zrobili czego trzeba i jak trzeba. Oczywiście przepychanki między wykoanawcamiak na tym etpie staly się standartem. A to ściana tak krzywa, że trzeba było ją przesunąć a to ściana nierówna na tyle iż grubość tynku sięga kilku centymetrów. Okropność. Nie mogłem już patrzyć na nich i ich ambiwalentny stosunek do tego co robią. Wszak w październiku nie wszystko można zrzucić na wilgoć co nie pozwala posuwać prac do przodu na tyle do przodu aby prziay użyciu maszyny nie było dostrzegalnych efektów. oczywiście poza materialem, który znikał niczym wariat dzien po dniu. Mialem wrażenie, że gdzieś jest jakiś boczny tor w ktory wlewają te rozrobione worki. Miało być polożonych 5 palet a wyszło prawie 9. Ponad 3 tysiace odatkowych kosztów, które według niektórych obciążają drugich a według drugich obciążaja niektórych. Bez pojęcia. Jednak na taie ekipy antidotum są Ci, którzy robią swoje w tempie właściwym. Taka była ekipa Pana Marka, którą polecił Marcin elekryk. Zaczęli robić stropy podwiesane w technologii (patrząc od góry) : płyta osb, powietrze, wełna mineralna zawieszona na siatce miedzy krokwiami i w końcy płyta kartonowo - gipsowa. To jak zaczęlo nam przybywac sufitu podnosił nas na duchu. nie było tanio gdyż technologia i praca przy niej wymusiły na nas wydatek blisko 16 tysięcy złotych za robociznę. Ponad 160 metrów tego stropu po 100 zł za metr. Wiem - może mozna było taniej ale nie chcialem następnych ludzi z gtunku moich wykonawców od tynków. Przeboleliśmy tym bardziej iż efekt był imponujący Przyszeł czas na posadzki ... przed którymi mialem prawdziwego stracha. Ciągle obowiałem sie, iż przyjęte przez innych wykonawcow wysokości tj. suma steropianu i wylewki nie będą takie jak być powinny. Znalexliśmy wykonawcę i już miał zaczynać ale .. poszedłem na imprezę i zacząłem rozmawiać o cenie usługi ...
  13. Lata świetlne minęły od ostatniego wpisu. I moge powiedzieć, że pomimo mnóstwa nerwów posunęlismy się zdecydowanie do przodu. Od początku września wykorzystywaliśmy przez dwa miesiące sprzyjające warunki atmosferyczne i próbowalismy róznymi sposobami spowodować aby zamknąć dach zarówno nad domem i garażem. Pojawił się ściągnięty przez wykonawcę dodatkowy człowiek, który wziął towarzystwo w karby i spowodował, iż zarówno konstrukcja jak i dachówki znalazły w końcu swoje własciwe miejsce. Prawdę mówiąc we wrześniu podjęlismy decyzję aby niezależnie od sztuki rozpocząć prace równolegle na zewnątrz. Murarze rozpoczęli okładac dom klinkierem. Można smiało powiedzieć, iż w sytuacji w której byliśmy nie było specjalnego wyjścia. Nie chcieliśmy zostać na zimę ze stanem bardzo surowym. Czas pokał, że mieliśmy rację. Na codzień mieliśmy wrażenie, że postępy nie były wystarczające. Aby zmobilizować wykonawce dodatkowo (słowa już nie pomagały) zaprosiliśmy po kolei kolejne ekipy - elektryków, odkurzać wewnątrzny a nawet hydrulika. W październiku najlepsze wrażenia zrobili elektrycy pod przywództwem Pana Marcina, którzy w siedem dni roboczych zrobili to co chcieliśmy przy okazji proponując kilka cennych rozwiązań z wyprowadzeniem kabli również na zewnątrz. Również w połowie października zaprosiliśmy już ekipę od montazu kien. Tutaj kolejna nasza komplikacja. Ponieważ okna są drewniane ich montaz powinien podobno nastapić dopiero po zakończeniu tynkowania i wylaniu posadzki. U nais było dokladnie odwrotnie. Zryzykowaliśmy nawet warunkami gwarancji ale ekipa montująca okazała się niezbyt punktualna ale bardzo sprawna. Zrobili to co mieli zrobić pomimo, iż czasem nie dojeżdzali na umówiona godzinę. To wszystko jednak nic przy porównaniu do naszej ekipy podstawowej. tutaj im dalj w głab budowy tym więcej niespodzianek. Coraz częsciej kwestie techniczne zastępowane były przez pytania o kolejne wypłaty wynagrodzenia. Zaczęliśmy tez odbierac syganły od innych korzystających z usług Pana Jerzego, iż jego styl wspólpracy oparty jest na rolowaniu pieniędzy pomiędzy realizownymi budowami. Postanowilimy przykrecić kurek i pieniądze wypłacaliśmy z coraz wiekszym oporem. Na dodatek w październiku zagościla u nas ekipa tynkarzy i miałem wrazenie, iż wszystkie plagi egipskie przyprowadzili ze sobą i swoją feralną maszyną. Mieli załatwić sprawę w 6 - 7 dni a zabawili 3 tygodnie. I tak nie zrobili czego trzeba i jak trzeba. Oczywiście przepychanki między wykoanawcamiak na tym etpie staly się standartem. A to ściana tak krzywa, że trzeba było ją przesunąć a to ściana nierówna na tyle iż grubość tynku sięga kilku centymetrów. Okropność. Nie mogłem już patrzyć na nich i ich ambiwalentny stosunek do tego co robią. Wszak w październiku nie wszystko można zrzucić na wilgoć co nie pozwala posuwać prac do przodu na tyle do przodu aby prziay użyciu maszyny nie było dostrzegalnych efektów. oczywiście poza materialem, który znikał niczym wariat dzien po dniu. Mialem wrażenie, że gdzieś jest jakiś boczny tor w ktory wlewają te rozrobione worki. Miało być polożonych 5 palet a wyszło prawie 9. Ponad 3 tysiace odatkowych kosztów, które według niektórych obciążają drugich a według drugich obciążaja niektórych. Bez pojęcia. Jednak na taie ekipy antidotum są Ci, którzy robią swoje w tempie właściwym. Taka była ekipa Pana Marka, którą polecił Marcin elekryk. Zaczęli robić stropy podwiesane w technologii (patrząc od góry) : płyta osb, powietrze, wełna mineralna zawieszona na siatce miedzy krokwiami i w końcy płyta kartonowo - gipsowa. To jak zaczęlo nam przybywac sufitu podnosił nas na duchu. nie było tanio gdyż technologia i praca przy niej wymusiły na nas wydatek blisko 16 tysięcy złotych za robociznę. Ponad 160 metrów tego stropu po 100 zł za metr. Wiem - może mozna było taniej ale nie chcialem następnych ludzi z gtunku moich wykonawców od tynków. Przeboleliśmy tym bardziej iż efekt był imponujący Przyszeł czas na posadzki ... przed którymi mialem prawdziwego stracha. Ciągle obowiałem sie, iż przyjęte przez innych wykonawcow wysokości tj. suma steropianu i wylewki nie będą takie jak być powinny. Znalexliśmy wykonawcę i już miał zaczynać ale .. poszedłem na imprezę i zacząłem rozmawiać o cenie usługi ...
  14. Poniedziałek to chyna dobry dzień na podsumowanie kolejnego tygodnia. Po naszych obawach, iż nie będzie lekko ze zbudowaniem konstrukcji dachu tydzień przyniósł wiele nowego w tym zakresie. Otóż Panowie ambitnie, zgodnie z wcześniejszym ustaleniem zabrali się za dach mniejszy czyli nad garażem. Pierwsze dwa wiązary stanęły w poniedziełk - rozpoczęliśmy od skrajnych. Kolejne dni przynisły tak dynamiczny postęp, iż w czwartek mieliśmy praktycznie skonstruowany dach. Jakież był zdziwienie gdy w piątek udało się go przykryć. Te pięc dni przywróciło wiarę w to, że przed jesienią będziemy mieli jednak dach. Wszędzie ... nie tylko nad garażem I jedno olśnienie Kasi w czasie obserwacji od dołu tego co zostało zrobione. Przestrzeń poddasza jest wypełniona tak intensywnie konstrukcją wiązarów, iz praktycznie nie mam mowy o jej wykorzystaniu. nawet jeżeli ktoś zdecydowałby się na większy kąt nachylenia dachu to musi po prostu wiedzieć iż możliwość sensownego zaingerowania w tę przestrzeń warunkowana jest przez całkowitą zmianę konstrukcji. Inaczej można o tym zapomnięć. Patrzą za okno. Zimno i mokro. Obawaim się czy ten tydzień nie będzie całkowiecie zmarnowany z uwagi na zapowiadane bardzo częśte opady deszczu. Zaczyna po głowie kołatać się myśł iż gdyby inaczej tzn. intensywniej we wcześneijszym okresie panowie zagospodarowywali letnie dni (praca do zmierzchu a nie jak na etacie) to może dzisija można byłoby mówić o tym, że deszcz nam nie jest straszny. A tak mamy co mamy i trzeba zerkać w niebo z mała prośną o wyrozumiałość. Jeszcze przez kilka tygodni. Dopóki nad całym domem nie będzie przykrycia...
  15. Poniedziałek to chyna dobry dzień na podsumowanie kolejnego tygodnia. Po naszych obawach, iż nie będzie lekko ze zbudowaniem konstrukcji dachu tydzień przyniósł wiele nowego w tym zakresie. Otóż Panowie ambitnie, zgodnie z wcześniejszym ustaleniem zabrali się za dach mniejszy czyli nad garażem. Pierwsze dwa wiązary stanęły w poniedziełk - rozpoczęliśmy od skrajnych. Kolejne dni przynisły tak dynamiczny postęp, iż w czwartek mieliśmy praktycznie skonstruowany dach. Jakież był zdziwienie gdy w piątek udało się go przykryć. Te pięc dni przywróciło wiarę w to, że przed jesienią będziemy mieli jednak dach. Wszędzie ... nie tylko nad garażem I jedno olśnienie Kasi w czasie obserwacji od dołu tego co zostało zrobione. Przestrzeń poddasza jest wypełniona tak intensywnie konstrukcją wiązarów, iz praktycznie nie mam mowy o jej wykorzystaniu. nawet jeżeli ktoś zdecydowałby się na większy kąt nachylenia dachu to musi po prostu wiedzieć iż możliwość sensownego zaingerowania w tę przestrzeń warunkowana jest przez całkowitą zmianę konstrukcji. Inaczej można o tym zapomnięć. Patrzą za okno. Zimno i mokro. Obawaim się czy ten tydzień nie będzie całkowiecie zmarnowany z uwagi na zapowiadane bardzo częśte opady deszczu. Zaczyna po głowie kołatać się myśł iż gdyby inaczej tzn. intensywniej we wcześneijszym okresie panowie zagospodarowywali letnie dni (praca do zmierzchu a nie jak na etacie) to może dzisija można byłoby mówić o tym, że deszcz nam nie jest straszny. A tak mamy co mamy i trzeba zerkać w niebo z mała prośną o wyrozumiałość. Jeszcze przez kilka tygodni. Dopóki nad całym domem nie będzie przykrycia...
  16. Pokażcie co budujecie ... no tak ale coś co wykracza poza kombinację Ctrl+V czyli wstawienie zdjęć budzi opór materii czyli zdolności percepcji. Zdjęć na kążdym etapie jest mnóstwo tylko nie do końca wiem jak wkleić. Dzisiaj podejmę kolejną próbę ale już nie będę obicywał, że skuteczną... Wieczó na zakładaniu albumów i własnych witryn spróbuję spędzić. Zobaczymy z jakim skutkiem. Mając takich kibiców jest się szczególnie zmobilizowanym A gdzie ta jaskółka którą oglądasz? 18 km od Ciebie - ale gdzie?
  17. No wreszcie zaczęłiśmy mury!! Robota idzie, że aż miło Dzień po dniu obserwujemy jak rosną i marzenie o Bożym Narodzeniu przy kominku wydaje się całkiem realne!! Po 8 (słownie: ośmiu) dniach wszystkie mury były gotowe. Teraz czas na wieniec- wydawałoby się - drobnostka. Ekipa zaczyna montować szalunki, zwożą zbrojenie. Niestety postępy prac na tym etapie nie były już tak spektakularne Siwieliśmy dzień za dzniem, bo wydawało się, iż panowie przez 8 godzin skręcają po dwa druty. Normalnie masakra jakaś. Zapomniałam dodać - nasza ekipa jest super profesjanalna i ułożona - pracuje po osiem godzin dziennie - od 7 do 15 - i nie ważne, że akurat mamy sezon, nawet tak strasznie nie pada i zarabiają majątek. Panowie szanują swoją pracę i nie ma takiej siły, żeby poprosili o nadgodziny. To nasza trzecia ekipa (pierwsze dwie nawet nie podeszły do ringu) więc staramy się nie marudzić - ale serce boli Skończyłam na wieńcu - po dwóch tygodniach udało się go zalać czekamy trzy dni aż wyschnie no i więźba już od tygodnia leży na placu. W końcu czas na dach. Ekipa studiuje projekt więźby Minął następny tydzień i panowie przymocowali 2/3 murłat. W miedzy czasie, po dyscyplinującej rozmowie z Wielkim Dyrektorem Ekipy dostaliśmy dodatkowego murarza, który zaczał kłaść klienkier czyli elewację. Nawe szybko idzie, przy czym codziennie jesteśmy na placu bo trzeba pochować rozrzuconą wokół domu wełne mineralną. Co tam, że może zmoknąć, panowie po 8 godzinach nie mają już siły ani jej przykryć, ani schować arkuszy do zamykanego kontenera, nawet mogę to zrozumieć.... Ostatnio przeżyliśmy jeszcze jeden zawałek, jeden z mniejszych - Wielki Dyrektor zadzwonił z informacją, iż krokwie i jętki mają złe wymiary!!! Panowie wyczytali gdzieś w projekcie, że krokwie powinny mieć 8 cm a mają 6 co w ISTOTNY sposób zmienia obiążenia czy coś tam. Poniewż była akurat godz. 9 rano a o tej porze zwyczajowo jestem w pracy normalnie szlag mnie trafił na miejscu Po 16 popędziłam do domu żeby sprawdzić wymiary w projekcie. Ufff, na szczęście cała więźba jest ok, tylko gdzieś w jednym miejscu w projekcie jest jakaś wzmianka,której ja też dokladnie nie rozumiem i mam zamiar zadzwonić do biura projektowego, żeby mi to dokladnie wytłumaczyli. Po tym wsysztkim nasuwa mi się tylko taki wniosek: albo panowie robią PIERWSZY dach w swoim życiu, albo "studiowanie" projektu jest grą na czas, bo mają jakąś inną robótkę i chcą ją zakończyć. Się okaże
  18. No wreszcie zaczęłiśmy mury!! Robota idzie, że aż miło Dzień po dniu obserwujemy jak rosną i marzenie o Bożym Narodzeniu przy kominku wydaje się całkiem realne!! Po 8 (słownie: ośmiu) dniach wszystkie mury były gotowe. Teraz czas na wieniec- wydawałoby się - drobnostka. Ekipa zaczyna montować szalunki, zwożą zbrojenie. Niestety postępy prac na tym etapie nie były już tak spektakularne Siwieliśmy dzień za dzniem, bo wydawało się, iż panowie przez 8 godzin skręcają po dwa druty. Normalnie masakra jakaś. Zapomniałam dodać - nasza ekipa jest super profesjanalna i ułożona - pracuje po osiem godzin dziennie - od 7 do 15 - i nie ważne, że akurat mamy sezon, nawet tak strasznie nie pada i zarabiają majątek. Panowie szanują swoją pracę i nie ma takiej siły, żeby poprosili o nadgodziny. To nasza trzecia ekipa (pierwsze dwie nawet nie podeszły do ringu) więc staramy się nie marudzić - ale serce boli Skończyłam na wieńcu - po dwóch tygodniach udało się go zalać czekamy trzy dni aż wyschnie no i więźba już od tygodnia leży na placu. W końcu czas na dach. Ekipa studiuje projekt więźby Minął następny tydzień i panowie przymocowali 2/3 murłat. W miedzy czasie, po dyscyplinującej rozmowie z Wielkim Dyrektorem Ekipy dostaliśmy dodatkowego murarza, który zaczał kłaść klienkier czyli elewację. Nawe szybko idzie, przy czym codziennie jesteśmy na placu bo trzeba pochować rozrzuconą wokół domu wełne mineralną. Co tam, że może zmoknąć, panowie po 8 godzinach nie mają już siły ani jej przykryć, ani schować arkuszy do zamykanego kontenera, nawet mogę to zrozumieć.... Ostatnio przeżyliśmy jeszcze jeden zawałek, jeden z mniejszych - Wielki Dyrektor zadzwonił z informacją, iż krokwie i jętki mają złe wymiary!!! Panowie wyczytali gdzieś w projekcie, że krokwie powinny mieć 8 cm a mają 6 co w ISTOTNY sposób zmienia obiążenia czy coś tam. Poniewż była akurat godz. 9 rano a o tej porze zwyczajowo jestem w pracy normalnie szlag mnie trafił na miejscu Po 16 popędziłam do domu żeby sprawdzić wymiary w projekcie. Ufff, na szczęście cała więźba jest ok, tylko gdzieś w jednym miejscu w projekcie jest jakaś wzmianka,której ja też dokladnie nie rozumiem i mam zamiar zadzwonić do biura projektowego, żeby mi to dokladnie wytłumaczyli. Po tym wsysztkim nasuwa mi się tylko taki wniosek: albo panowie robią PIERWSZY dach w swoim życiu, albo "studiowanie" projektu jest grą na czas, bo mają jakąś inną robótkę i chcą ją zakończyć. Się okaże
  19. Mam wrażenie, że opisywałem ale z przyjemnością powtórzę. Budujemy w Szczecinie. I z tego co szukałem najbliższa Jaskółka zbudowana jest gdzieś w Wielkopolsce
  20. Na czym to skończyłem? Aha - ławy fundamentowe. Tak pamiętam jak byłem zachwycony iż po falstartach w końcu coś zaczęło się dziać i to tak naprawdę. Działaliśy dalej a raczej działała dzielna czwórka z ekipy, która miała za zadanie przygotować całośc do wylania chudziaka i tym samym zamknięcia stanu "0" Działała aż przyjemnie było patrzeć. Ławy wylane zostały 1 czerwca w dzień dziecka i pamiętam jaką radość sprawiała mi czynność polewania tych świeżo wylanych ław w upalne pierwsze dni czerwca. Później kolejne bloczki nakładały się i wyglądało to niczym zabawa klockami lego. Był czerwiec, pogoda sprzyjała a więć prace posuwały się aż miło. Poszły ściany, poszły izolacje i zaczęliśmy dostrzegać jaką powierzchnię w przyszłosci będziemy mieli do czynienia. Aby nie było tak słodko w pewnym momencie pojawił się problem. Prawdopodobnie ktoś uszkodził część instalacji wodnej na sąsiedniej działce i okazało sie, że dojazd do nas zaczyna być problematyczny. Podmokła droga spowodowała, że wylanie chudziaka opóźniało się ... opóźniało się ... Na dodatek zaczęła sie pora deszczowa. Tego miało już dość. Wszak miałem prawo liczyć, że pogoda będzie naszym partnerem. Nie była. Straciliśmy ładnych kilka dni zanim mogliśy wjechać z gruszkami tak aby pompa mogła lać chudziak. Wcześniej Pan Jan, który przez polecenie znajomych zajął się naszymi instalacjami, uczynił co do niego należy i mieliśy gotowe podstawy piaskowe do wylania chudziaka. Ilości betony przy ławach (29 m3) jak i chudziaku (ponad 20 m3) frustrowały mnie, Pieniądze płynęły w ziemię i na etapie stanu zero to był podstawowy wydatek. W końcu 11 lipca wylane!!! Jest stan zero. Wychodzimy z ziemii!!! W końcu
  21. Na czym to skończyłem? Aha - ławy fundamentowe. Tak pamiętam jak byłem zachwycony iż po falstartach w końcu coś zaczęło się dziać i to tak naprawdę. Działaliśy dalej a raczej działała dzielna czwórka z ekipy, która miała za zadanie przygotować całośc do wylania chudziaka i tym samym zamknięcia stanu "0" Działała aż przyjemnie było patrzeć. Ławy wylane zostały 1 czerwca w dzień dziecka i pamiętam jaką radość sprawiała mi czynność polewania tych świeżo wylanych ław w upalne pierwsze dni czerwca. Później kolejne bloczki nakładały się i wyglądało to niczym zabawa klockami lego. Był czerwiec, pogoda sprzyjała a więć prace posuwały się aż miło. Poszły ściany, poszły izolacje i zaczęliśmy dostrzegać jaką powierzchnię w przyszłosci będziemy mieli do czynienia. Aby nie było tak słodko w pewnym momencie pojawił się problem. Prawdopodobnie ktoś uszkodził część instalacji wodnej na sąsiedniej działce i okazało sie, że dojazd do nas zaczyna być problematyczny. Podmokła droga spowodowała, że wylanie chudziaka opóźniało się ... opóźniało się ... Na dodatek zaczęła sie pora deszczowa. Tego miało już dość. Wszak miałem prawo liczyć, że pogoda będzie naszym partnerem. Nie była. Straciliśmy ładnych kilka dni zanim mogliśy wjechać z gruszkami tak aby pompa mogła lać chudziak. Wcześniej Pan Jan, który przez polecenie znajomych zajął się naszymi instalacjami, uczynił co do niego należy i mieliśy gotowe podstawy piaskowe do wylania chudziaka. Ilości betony przy ławach (29 m3) jak i chudziaku (ponad 20 m3) frustrowały mnie, Pieniądze płynęły w ziemię i na etapie stanu zero to był podstawowy wydatek. W końcu 11 lipca wylane!!! Jest stan zero. Wychodzimy z ziemii!!! W końcu
  22. 24 czerwca. Dwa miesiące od ostatniego wpisu. Tym razem jednak są to dni, które przyniosły zmiany. Zmiany realne i widoczne na naszej działce. Inwestycja ruszyła. Ostatnia informacja z 22 kwetnia skończyła się stwierdzeniem obaw z powodu milczącego telefonu potencjalnych wykonawców. Można już raczej powiedzieć byłych potencjalnych wykonawcach. Nie odezwali się do dzisiaj. W konsekwencji znowu etap poszukiwania ekipy i umowa ustna z ludźmi, których rezerwowaliśmy jeszcze jesienią. Dogadaliśmy się iż rozpoczną jak tylko zakończą jedno swoje zlecenie, które akurat realizowali. Skończyli. Pojechali do domu i za cztery dnia 14 maja mieli wrócić ... Wrócli 23 czerwca. W miedzy czasie mieli tę samą przypadłość co ich inni koledzy. Przestali umieć odbierać telefony. To katastrofa ale ta choroba jest zaraźliwa jak widać wśród wykonawców domów jednorodzinnych w 2007 roku w Polsce. Uważajcie na nią w swoich planach. Mądre przysłowia są solą narodu. Do trzech razy sztuka. Trzecia ekipa trafiła nam się przez przypadek. Kasia w rozmowie ze swoją koleżanką pożaliła się na nasze dwa falstarty. I okazało sie, że koleżanka podpowiedziała nam, że ma znakomitą ekipę, która jest akurat w sytuacji, gdy zlecenie im nie wypaliło z uwagi na nie zakończenie formalnych spraw potencjalnych inwestorów. Spotkaliśy się z Panem jerzy a już po dwóch dnia praktycznie byliśmy w stanie wejśc na plac. Tak więc 21 maja 2007 roku po dwkrotnych falstartach nastąpił prawdziwy start. Ekipa w składzie 4 osób + Szef (Pan Jerzy) rozpoczęli, co bardzo mi się podobało od spotkania z kierownikiem budowy/ projektantem i geodetą. Wyjaśnili sobie wszystkie wątpliwości i ustalili jednoznacznie co "autorzy" czyli wyzej wymienie mieli na myśłi. Rozpczęły sie wykpy pod ławy fundamentowe. W tym momencie przerywam i rozpocznę próbę wklejenia zdjęć .... Po wklejeniu kontunuacja opowieści.
  23. 24 czerwca. Dwa miesiące od ostatniego wpisu. Tym razem jednak są to dni, które przyniosły zmiany. Zmiany realne i widoczne na naszej działce. Inwestycja ruszyła. Ostatnia informacja z 22 kwetnia skończyła się stwierdzeniem obaw z powodu milczącego telefonu potencjalnych wykonawców. Można już raczej powiedzieć byłych potencjalnych wykonawcach. Nie odezwali się do dzisiaj. W konsekwencji znowu etap poszukiwania ekipy i umowa ustna z ludźmi, których rezerwowaliśmy jeszcze jesienią. Dogadaliśmy się iż rozpoczną jak tylko zakończą jedno swoje zlecenie, które akurat realizowali. Skończyli. Pojechali do domu i za cztery dnia 14 maja mieli wrócić ... Wrócli 23 czerwca. W miedzy czasie mieli tę samą przypadłość co ich inni koledzy. Przestali umieć odbierać telefony. To katastrofa ale ta choroba jest zaraźliwa jak widać wśród wykonawców domów jednorodzinnych w 2007 roku w Polsce. Uważajcie na nią w swoich planach. Mądre przysłowia są solą narodu. Do trzech razy sztuka. Trzecia ekipa trafiła nam się przez przypadek. Kasia w rozmowie ze swoją koleżanką pożaliła się na nasze dwa falstarty. I okazało sie, że koleżanka podpowiedziała nam, że ma znakomitą ekipę, która jest akurat w sytuacji, gdy zlecenie im nie wypaliło z uwagi na nie zakończenie formalnych spraw potencjalnych inwestorów. Spotkaliśy się z Panem jerzy a już po dwóch dnia praktycznie byliśmy w stanie wejśc na plac. Tak więc 21 maja 2007 roku po dwkrotnych falstartach nastąpił prawdziwy start. Ekipa w składzie 4 osób + Szef (Pan Jerzy) rozpoczęli, co bardzo mi się podobało od spotkania z kierownikiem budowy/ projektantem i geodetą. Wyjaśnili sobie wszystkie wątpliwości i ustalili jednoznacznie co "autorzy" czyli wyzej wymienie mieli na myśłi. Rozpczęły sie wykpy pod ławy fundamentowe. W tym momencie przerywam i rozpocznę próbę wklejenia zdjęć .... Po wklejeniu kontunuacja opowieści.
  24. Maggie, keram8 dziękuje Wam za informacje o stali. Ja znalazłem również na Pomorskiej - Centrostal. Wysłałem zapytanie mailem - błyskawiczna odpowiedź i jasne warunki. Generalnie jak widzę 2.60 / kg to standartowa cena. Już jutro będę chyba zamawiał choć moja ekipa lekko mnie zwodzi i nie wiem kiedy prawdziwy start nastąpi. Pozdrawiam
  25. Maggie, keram8 dziękuje Wam za informacje o stali. Ja znalazłem również na Pomorskiej - Centrostal. Wysłałem zapytanie mailem - błyskawiczna odpowiedź i jasne warunki. Generalnie jak widzę 2.60 / kg to standartowa cena. Już jutro będę chyba zamawiał choć moja ekipa lekko mnie zwodzi i nie wiem kiedy prawdziwy start nastąpi. Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...