-
Liczba zawartości
2 198 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez RYDZU
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Wniosek o zwrot VAT złożony! Było z tym zabawy co nie miara - najpierw stres, ze połowy rzeczy nie ma na liście . Potem szukanie cholernych pkwiu i znaczna poprawa humoru bo kazało się że nie jest tak źle jak się zapowiadało. Wszystko z powodu "jasności przepisów" i ich różnorakiej interpretacji. No i wypełnianie wniosku - na szczęście w programie, bo jakbym miał przepisywać wszystko z powodu błędów.... to bym chyba sfiksował Koniec końców - JEST gotowy wniosek. Pognałem z nim w poniedziałek do urzędu i się odbiłem od drzwi - zapomniałem, że to 20 czyli oblężenie wszystkich możliwych okienek przez przedsiębiorców. Ale dzisiaj się udało. Pani dość drobiazgowo sprawdziła wniosek, potem zgodność wszystkich kopii faktur z załącznikami do wniosku. Podała mi cenę m2 wg GUSu za 4 kwartał 2005 do wniosku. Na koniec pieczątka z datownikiem na kopii i teraz..... czekamy 6 miesięcy + 20 dni na zwrot kasy . Wczoraj podczas chwili dumania przed kominkiem doszliśmy do wspólnego wniosku, że musimy zrobić komisyjną "rodzinną" inspekcję wszystkich pomieszczeń (i nie tylko) i wypisać sobie na kartce wszystkie rzeczy pozostawione do zrobienia "na później". Powodów jest kilka - główny to, że warto wiedzieć ile nam zostało jeszcze do zrobienia. Bo jak to zwykle bywa z niektórymi rzeczami przeszliśmy do porządku dziennego i przestały nas razić. A tak może jakaś motywacja będzie gdy zaczniemy z tej listy wykreślać kolejne pozycje. -
Ostatnie dni z racji lepszej pogody zaczynają mnie nastrajać pozytywnie do prac domowych. Na pierwszy ogień poszedł odpływ z wanny - nie wiadomo dlaczego zaczął się przytykać. Zdemontowałem płytkę klejoną na silikon (co zresztą wcale nie było takie proste - ale w końcu odciąłem ją cienkim drutem). I co się okazało po rozebraniu syfonu?.... - nasza córcia w kąpieli przegapiła jedną zabawkę i to spowodowało lawinowe zbieranie się wszelakiego "dobytku" z wanny wylatującego. Akcja w sumie szybka i efekt w 100% pozytywny. Pozostało jeszcze ulokować płytkę na miejscu - ale to za dzień-dwa (jak pod wanną wyschnie). W sobotę za to była akcja "kucie" - montowałem kratkę wentylacyjną w łazience. Dopiero gdy robotę rozgrzebałem wyszło, że "walnąłem" się w obliczeniach wysokości sufitu podwieszanego. Komin wentylacyjny zaczynał mi się na poziomie ok 60 cm od stropu. I było pięknie - tylko, że sufity podwieszane w łazience wyszły około 45 cm niżej niż strop. W efekcie gdy zacząłem kuć dobrałem się do początku komina i to na odcinku ok 15 cm . Wygrzebałem z niego furę resztek zaprawy, styropianu etc. A potem wycieczka do Castoramy i zakup innej - mniejszej kratki. Na szczęście się udało i całość wygląda ok. Tym samym łazienkę w końcu możemy uznać za w 100% skończoną - oops - jeszcze mi sie przypomniało o jednej dziurce do wywiercenia. Do mocowania słuchawki prysznica. Tylko że w gresie się pierońsko ciężko wierci... Ze spraw pozabudowlanych - nasza "mała" sunia w wieku 7 miesięcy przerosła swoją mamusię Obawiamy się że będzie dużo za duża... ale co tam :) ważne że jest kochana Rozsypał się nam samochód. Prawie całą budowę wytrzymał bez "kwiknięcia" a tu teraz taki klops - półośka do wymiany. Tłucze cholera tak mocno, że mimo roztopowej aury przesiadłem się na rower. Mam nadzieję, że uda się ją dokupić bo inaczej nie mam czym dojechać na zlot forumowy
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Ostatnie dni z racji lepszej pogody zaczynają mnie nastrajać pozytywnie do prac domowych. Na pierwszy ogień poszedł odpływ z wanny - nie wiadomo dlaczego zaczął się przytykać. Zdemontowałem płytkę klejoną na silikon (co zresztą wcale nie było takie proste - ale w końcu odciąłem ją cienkim drutem). I co się okazało po rozebraniu syfonu?.... - nasza córcia w kąpieli przegapiła jedną zabawkę i to spowodowało lawinowe zbieranie się wszelakiego "dobytku" z wanny wylatującego. Akcja w sumie szybka i efekt w 100% pozytywny. Pozostało jeszcze ulokować płytkę na miejscu - ale to za dzień-dwa (jak pod wanną wyschnie). W sobotę za to była akcja "kucie" - montowałem kratkę wentylacyjną w łazience. Dopiero gdy robotę rozgrzebałem wyszło, że "walnąłem" się w obliczeniach wysokości sufitu podwieszanego. Komin wentylacyjny zaczynał mi się na poziomie ok 60 cm od stropu. I było pięknie - tylko, że sufity podwieszane w łazience wyszły około 45 cm niżej niż strop. W efekcie gdy zacząłem kuć dobrałem się do początku komina i to na odcinku ok 15 cm . Wygrzebałem z niego furę resztek zaprawy, styropianu etc. A potem wycieczka do Castoramy i zakup innej - mniejszej kratki. Na szczęście się udało i całość wygląda ok. Tym samym łazienkę w końcu możemy uznać za w 100% skończoną - oops - jeszcze mi sie przypomniało o jednej dziurce do wywiercenia. Do mocowania słuchawki prysznica. Tylko że w gresie się pierońsko ciężko wierci... Ze spraw pozabudowlanych - nasza "mała" sunia w wieku 7 miesięcy przerosła swoją mamusię Obawiamy się że będzie dużo za duża... ale co tam ważne że jest kochana Rozsypał się nam samochód. Prawie całą budowę wytrzymał bez "kwiknięcia" a tu teraz taki klops - półośka do wymiany. Tłucze cholera tak mocno, że mimo roztopowej aury przesiadłem się na rower. Mam nadzieję, że uda się ją dokupić bo inaczej nie mam czym dojechać na zlot forumowy -
Na budowie nic się nie dzieje więc by trochę ożywić nasz dziennik budowy wrócę do historii trochę odległej, a jednak niedokończonej. Dach i jego naprawa - a dokładniej przepychanki z formą która go sp...ła (miałem na myśli oczywiście słowo "spartaczyła" ) W listopadzie 2004 firma zakończyła (a przynajmniej tak sądzili) budowę naszego stanu surowego. Końcówka przebiegała w dość nerwowej atmosferze z racji nowego majstra na budowie i pośpiechu z powodu kolejnej budowy którą mieli rozpocząć po skończeniu naszej. Ten nowy egzemplarz na budowie to typ "wszystko wiedzący najlepiej" - czyli robiący tak by robić ale się nie narobić. Pierwszym sygnałem była szerzej opisana już wcześniej akcja z kotwami w trakcie zalewania drugiego stropu. Potem w trakcie mojej nieobecności układanie spadków stropodachu ze styropianu i szybkie poprawianie tej jego "pracy" w dniu zalewania spadku stropodachu. No i samo układanie - przepraszam: ROZWIJANIE - papy na powierzchni stropodachu . Po zakończeniu "pracy" okazało się że dach przecieka (i jacy byli z tego powodu zdziwieni ) . Najmocniej ciekło w obrębie wypustów którymi deszczówka ma być z dachu odprowadzona. Po kilku deszczowych dniach okazało się, że jednak nie tylko tam Do tej pory zakończenie każdego etapu było finalizowane końcowym rozliczeniem - ale tym razem coś mnie tknęło i ekipa nie dostała całej kwoty. Zostało mi do uregulowania śmieszne 1500 zł ale tylko chyba dzięki temu udało mi się ich zmusić do dwukrotnego jeszcze odwiedzenia naszej budowy (w weekendy). Próbowali cos tam podgrzewać palnikiem w obrębie samych wypustów i cały czas szli w zaparte, że pokrycie jest zrobione wzorowo, a z dachu wychodzi woda która się tam nazbierała przed pokryciem papą Wobec takiego stanowiska ekipy powiedziałem, że rozliczymy się za całość jeśli kierownik budowy uzna, że pokrycie jest wykonane w sposób prawidłowy. Pani kierownik oczywiście uznała że pokrycie ok nie jest i zaproponowała zaproszenie rzeczoznawcy, którego to opinia miała uprościć rozmowę z wykonawcą. Niestety to był praktycznie ostatni kontakt z "panem budowlańcem". Próbował jeszcze raz po tygodniu wymusić na mnie zapłatę. Potem przestał odbierać telefony zarówno ode mnie jak i od pani kierownik budowy. Przy takim obrocie sprawy podjąłem kolejne ruchy. Udało mi się ściągnąć na dach regionalnego doradcę technicznego firmy Icopal (producenta papy). Obydwie opinie (rzeczoznawcy i doradcy producenta papy) w sposób nad wyraz oczywisty były dla mnie korzystne. Ponieważ budowlaniec telefonów nie odbierał przeszedłem na formę korespondencyjną (za poświadczeniem odbioru oczywiście). Na moje propozycje rozwiązania problemu jednak nie reagował i - co mnie wcale nie zdziwiło - przestał odbierać także korespondencję. Dopiero zaproszenie na pierwszą rozprawę do sądu "udało" mu się odebrać. Na sprawie okazało się, że ma on swojego reprezentanta (zresztą wcale się nie dziwię) - mecenasa - który w ramach riposty złożył... pozew wzajemny o zapłatę . Aż mnie trafiło! Faktycznie nie wszystkie pieniądze, które dostawał do ręki były kwitowane - to mój wielki błąd. Ale nie jest tak źle - po szybkiej analizie dokumentów okazało się że pisząc kwotę w pozwie uwzględnił tylko faktury wystawione dla mnie. "Zapomniał" natomiast o wpłacie którą pokwitował mi na odwrocie umowy o roboty budowlane i o tym, że zawsze pieniądze dostawał w obecności świadków . Już w momencie ujawnienia przeze mnie tego pokwitowania wyszedł na idiotę - no ale "the show must go on" - czyli przesłuchania wszystkich świadków powołanych przez niego (aż 2 z czego jeden napisał pismo, że jest za granicą i nie będzie zeznawał ). Do tego jeszcze moi świadkowie, rzeczoznawcy, itd. Sprawę rozwiązałoby zeznanie jednego człowieka - chłopaka, który po odejściu z tamtej firmy robił u mnie tynki. Jednak poprosił mnie bym tego nie robił bo jest z szefem firmy jakąś tam rodziną. No trudno... Obecnie czekamy na decyzję, czy majster będzie się upierał by przesłuchać tego świadka, który siedzi za granicą, czy też sprawa potoczy się dalej. Przed nami jeszcze zapewne druga opinia biegłego - tak wnioskuje adwokat majstra. Po rozwoju sprawy widać, że zmierzają do obalenia opinii rzeczoznawców dotyczącej pokrycia dachu, a w podtekście do tego, że pokrycie dachu nie było wcale wymieniane. No ale tutaj też czeka ich jeszcze trochę niespodzianek. I mnie pewnie także. Szkoda tylko, że całe postępowanie musi się tak długo ciągnąć.
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Na budowie nic się nie dzieje więc by trochę ożywić nasz dziennik budowy wrócę do historii trochę odległej, a jednak niedokończonej. Dach i jego naprawa - a dokładniej przepychanki z formą która go sp...ła (miałem na myśli oczywiście słowo "spartaczyła" ) W listopadzie 2004 firma zakończyła (a przynajmniej tak sądzili) budowę naszego stanu surowego. Końcówka przebiegała w dość nerwowej atmosferze z racji nowego majstra na budowie i pośpiechu z powodu kolejnej budowy którą mieli rozpocząć po skończeniu naszej. Ten nowy egzemplarz na budowie to typ "wszystko wiedzący najlepiej" - czyli robiący tak by robić ale się nie narobić. Pierwszym sygnałem była szerzej opisana już wcześniej akcja z kotwami w trakcie zalewania drugiego stropu. Potem w trakcie mojej nieobecności układanie spadków stropodachu ze styropianu i szybkie poprawianie tej jego "pracy" w dniu zalewania spadku stropodachu. No i samo układanie - przepraszam: ROZWIJANIE - papy na powierzchni stropodachu :evil: :evil: . Po zakończeniu "pracy" okazało się że dach przecieka (i jacy byli z tego powodu zdziwieni ) . Najmocniej ciekło w obrębie wypustów którymi deszczówka ma być z dachu odprowadzona. Po kilku deszczowych dniach okazało się, że jednak nie tylko tam Do tej pory zakończenie każdego etapu było finalizowane końcowym rozliczeniem - ale tym razem coś mnie tknęło i ekipa nie dostała całej kwoty. Zostało mi do uregulowania śmieszne 1500 zł ale tylko chyba dzięki temu udało mi się ich zmusić do dwukrotnego jeszcze odwiedzenia naszej budowy (w weekendy). Próbowali cos tam podgrzewać palnikiem w obrębie samych wypustów i cały czas szli w zaparte, że pokrycie jest zrobione wzorowo, a z dachu wychodzi woda która się tam nazbierała przed pokryciem papą Wobec takiego stanowiska ekipy powiedziałem, że rozliczymy się za całość jeśli kierownik budowy uzna, że pokrycie jest wykonane w sposób prawidłowy. Pani kierownik oczywiście uznała że pokrycie ok nie jest i zaproponowała zaproszenie rzeczoznawcy, którego to opinia miała uprościć rozmowę z wykonawcą. Niestety to był praktycznie ostatni kontakt z "panem budowlańcem". Próbował jeszcze raz po tygodniu wymusić na mnie zapłatę. Potem przestał odbierać telefony zarówno ode mnie jak i od pani kierownik budowy. Przy takim obrocie sprawy podjąłem kolejne ruchy. Udało mi się ściągnąć na dach regionalnego doradcę technicznego firmy Icopal (producenta papy). Obydwie opinie (rzeczoznawcy i doradcy producenta papy) w sposób nad wyraz oczywisty były dla mnie korzystne. Ponieważ budowlaniec telefonów nie odbierał przeszedłem na formę korespondencyjną (za poświadczeniem odbioru oczywiście). Na moje propozycje rozwiązania problemu jednak nie reagował i - co mnie wcale nie zdziwiło - przestał odbierać także korespondencję. Dopiero zaproszenie na pierwszą rozprawę do sądu "udało" mu się odebrać. Na sprawie okazało się, że ma on swojego reprezentanta (zresztą wcale się nie dziwię) - mecenasa - który w ramach riposty złożył... pozew wzajemny o zapłatę . Aż mnie trafiło! Faktycznie nie wszystkie pieniądze, które dostawał do ręki były kwitowane - to mój wielki błąd. Ale nie jest tak źle - po szybkiej analizie dokumentów okazało się że pisząc kwotę w pozwie uwzględnił tylko faktury wystawione dla mnie. "Zapomniał" natomiast o wpłacie którą pokwitował mi na odwrocie umowy o roboty budowlane i o tym, że zawsze pieniądze dostawał w obecności świadków . Już w momencie ujawnienia przeze mnie tego pokwitowania wyszedł na idiotę - no ale "the show must go on" - czyli przesłuchania wszystkich świadków powołanych przez niego (aż 2 z czego jeden napisał pismo, że jest za granicą i nie będzie zeznawał ). Do tego jeszcze moi świadkowie, rzeczoznawcy, itd. Sprawę rozwiązałoby zeznanie jednego człowieka - chłopaka, który po odejściu z tamtej firmy robił u mnie tynki. Jednak poprosił mnie bym tego nie robił bo jest z szefem firmy jakąś tam rodziną. No trudno... Obecnie czekamy na decyzję, czy majster będzie się upierał by przesłuchać tego świadka, który siedzi za granicą, czy też sprawa potoczy się dalej. Przed nami jeszcze zapewne druga opinia biegłego - tak wnioskuje adwokat majstra. Po rozwoju sprawy widać, że zmierzają do obalenia opinii rzeczoznawców dotyczącej pokrycia dachu, a w podtekście do tego, że pokrycie dachu nie było wcale wymieniane. No ale tutaj też czeka ich jeszcze trochę niespodzianek. I mnie pewnie także. Szkoda tylko, że całe postępowanie musi się tak długo ciągnąć. -
Po ostatniej rewolucji związanej z wyłączaniem przeze mnie pieca okazało się, że rozjechała się generalnie cała konfiguracja sterownika. No więc przeprosiłem się z instrukcją i zacząłem ustawianie na nowo. Efekt jaki osiągnąłem to na pewno to, że piec przestał nam wariować z grzaniem i zaczął robić to co chcemy. Temperatura na sterowniku 22 - proszę bardzo! - w pomieszczeniu jest 22 :) Niesamowite! - a już myślałem, że ze względu na lokalizację sterownika w pomieszczeniu z podłogówką tak po prostu musi być. Zmiana ustawień pieca przyniosła jeszcze jeden ciekawy efekt. Spadło zużycie gazu - sam jestem tym zdziwiony, bo biorąc pod uwagę kubaturę oraz gabaryty domu i porównując to z wynikami innych forumowiczów i tak było nieźle :) Przy temperaturach rządu -18 do -24 spalał nam ok 16m3/dobę. Teraz po "ociepleniu" (od 3 dni jest w miarę stała temp w przedziale -12 do -15) i zmianie ustawień sterownika obserwuję zachowanie pieca. Przedwczoraj połknął 13m3, wczoraj 11 a dzisiaj 9m3 gazu. Do tej pory spalanie rzędu 11-13m3/dobę osiągaliśmy przy temperaturach na dworze w okolicach -5 do -8. Dlatego jestem mile zaskoczony.
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Po ostatniej rewolucji związanej z wyłączaniem przeze mnie pieca okazało się, że rozjechała się generalnie cała konfiguracja sterownika. No więc przeprosiłem się z instrukcją i zacząłem ustawianie na nowo. Efekt jaki osiągnąłem to na pewno to, że piec przestał nam wariować z grzaniem i zaczął robić to co chcemy. Temperatura na sterowniku 22 - proszę bardzo! - w pomieszczeniu jest 22 Niesamowite! - a już myślałem, że ze względu na lokalizację sterownika w pomieszczeniu z podłogówką tak po prostu musi być. Zmiana ustawień pieca przyniosła jeszcze jeden ciekawy efekt. Spadło zużycie gazu - sam jestem tym zdziwiony, bo biorąc pod uwagę kubaturę oraz gabaryty domu i porównując to z wynikami innych forumowiczów i tak było nieźle Przy temperaturach rządu -18 do -24 spalał nam ok 16m3/dobę. Teraz po "ociepleniu" (od 3 dni jest w miarę stała temp w przedziale -12 do -15) i zmianie ustawień sterownika obserwuję zachowanie pieca. Przedwczoraj połknął 13m3, wczoraj 11 a dzisiaj 9m3 gazu. Do tej pory spalanie rzędu 11-13m3/dobę osiągaliśmy przy temperaturach na dworze w okolicach -5 do -8. Dlatego jestem mile zaskoczony. -
No to mamy zimę w pełni. Dzisiaj rano było -24. Wczoraj lżej, bo tylko -18. Jednak niższa temperatura zafundowała nam nieco atrakcji. Strzeliła na osiedlu woda. I to prawdopodobnie juz przedwczoraj wieczorem, bo gdy rano otworzyliśmy zmywarkę to znaleźliśmy w niej brudne naczynia i leżącą na dnie nie rozpuszczoną kostkę :). Brak wody wiąże się z pewnymi komplikacjami życia w domu. Rozpoczynając od trywialnego spuszczania wody (co byśmy zrobili bez rozpuszczonego śniegu :) ), na pracy niektórych urządzeń skończywszy. Na szczęście centralne jest układem zamkniętym więc bez wody się obeszło, ale nie wpadłem na to (no bo i jak?), że brak wody wiąże się z komplikacją pracy układu cyrkulacji ciepłej wody. Dopiero jak pompeczka zaczęła popiskiwać coraz głośniej olśniło mnie. Niestety sterownik pieca tak na szybko nie mam możliwości wyłączenia cyrkulacji. Pierwszy odruch - wyłączyłem piec z sieci. Potem szukanie w instrukcji i telefon do instalatora. Okazało się, że trzeba przeprogramować sterownik tak by czasy wyłączenia i włączenia cyrkulacji były ustawione na 0:00. Wtedy dopiero pompa przestanie działać - ciekawe jak takie cos ma zrobić ktoś "nietechniczny" ? Tym razem akurat w domu byłem, ale jak to wytłumaczyć komuś nie obeznanemu z obsługą sterownika? Wniosek jest jeden - na kablu zasilającym pompę wyląduje zapewne wyłącznik. Taki zwyczajny jak stosuje się w lampkach nocnych. Wtedy wystarczy jeden "pstryk" i problem grzebania w sterowniku odpada. Woda "wróciła" wczoraj około 14. Pompka na szczęście przeżyła :) Ostatnie sękate mrozy są testem naszego układu ogrzewania. I muszę przyznać, że jest dobrze. Temperaturę cały czas utrzymujemy na poziomie 23 stopnie. Wczoraj tylko jak temperatura zewnętrzna wieczorem osiągnęła -20 sterownik zaczął wariować i doprowadził nam wnętrze do temperatury 26 stopni . Pogrzebałem trochę w ustawieniach (chyba mu wyłączenie związane z pompką cwu zaszkodziło nieco bo pogubił ustawienia) i do rana wszystko wróciło do normy.
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
No to mamy zimę w pełni. Dzisiaj rano było -24. Wczoraj lżej, bo tylko -18. Jednak niższa temperatura zafundowała nam nieco atrakcji. Strzeliła na osiedlu woda. I to prawdopodobnie juz przedwczoraj wieczorem, bo gdy rano otworzyliśmy zmywarkę to znaleźliśmy w niej brudne naczynia i leżącą na dnie nie rozpuszczoną kostkę . Brak wody wiąże się z pewnymi komplikacjami życia w domu. Rozpoczynając od trywialnego spuszczania wody (co byśmy zrobili bez rozpuszczonego śniegu ), na pracy niektórych urządzeń skończywszy. Na szczęście centralne jest układem zamkniętym więc bez wody się obeszło, ale nie wpadłem na to (no bo i jak?), że brak wody wiąże się z komplikacją pracy układu cyrkulacji ciepłej wody. Dopiero jak pompeczka zaczęła popiskiwać coraz głośniej olśniło mnie. Niestety sterownik pieca tak na szybko nie mam możliwości wyłączenia cyrkulacji. Pierwszy odruch - wyłączyłem piec z sieci. Potem szukanie w instrukcji i telefon do instalatora. Okazało się, że trzeba przeprogramować sterownik tak by czasy wyłączenia i włączenia cyrkulacji były ustawione na 0:00. Wtedy dopiero pompa przestanie działać - ciekawe jak takie cos ma zrobić ktoś "nietechniczny" ? Tym razem akurat w domu byłem, ale jak to wytłumaczyć komuś nie obeznanemu z obsługą sterownika? Wniosek jest jeden - na kablu zasilającym pompę wyląduje zapewne wyłącznik. Taki zwyczajny jak stosuje się w lampkach nocnych. Wtedy wystarczy jeden "pstryk" i problem grzebania w sterowniku odpada. Woda "wróciła" wczoraj około 14. Pompka na szczęście przeżyła Ostatnie sękate mrozy są testem naszego układu ogrzewania. I muszę przyznać, że jest dobrze. Temperaturę cały czas utrzymujemy na poziomie 23 stopnie. Wczoraj tylko jak temperatura zewnętrzna wieczorem osiągnęła -20 sterownik zaczął wariować i doprowadził nam wnętrze do temperatury 26 stopni . Pogrzebałem trochę w ustawieniach (chyba mu wyłączenie związane z pompką cwu zaszkodziło nieco bo pogubił ustawienia) i do rana wszystko wróciło do normy. -
Święta, Sylwester, Nowy rok i jeszcze tydzień. Tyle wytrzymała nam choinka. Może dała by radę nieco dłużej, ale prawdopodobnie była ścięta sporo wcześniej przed świętami, i zdążyła obeschnąć. Postawienie jej w kubełku z piachem i podlewanie nic nie pomogło. Dzieła dopełniły psy które nie wiadomo dlaczego nagle po prawie 2 tygodniach zainteresowały się krzakiem stojącym w rogu salonu i zaczęły go namiętnie ogryzać i zrzucać ozdoby. Może z zemsty - bo drzewko postawiliśmy w miejscu gdzie psy do tej pory miały swoje miejsce do spania. Tak traktowany chojak zaczął gubić igły na potęgę. Wobec takiego obrotu spraw pozostało mi zrobić jedno. Dobić ją. Metodycznie, sekatorem, gałązka po gałązce wszystko co z niej zostało wylądowało w kominku. I oczywiście poszło z dymem. A na dworze zima na całego. Śniegu napadało jak wściekłe, teraz do tego jeszcze mróz. Dziś rano było -13, wczoraj -12. Nawet podłoga w salonie się zrobiła przyjemnie ciepła z tego wszystkiego.
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Święta, Sylwester, Nowy rok i jeszcze tydzień. Tyle wytrzymała nam choinka. Może dała by radę nieco dłużej, ale prawdopodobnie była ścięta sporo wcześniej przed świętami, i zdążyła obeschnąć. Postawienie jej w kubełku z piachem i podlewanie nic nie pomogło. Dzieła dopełniły psy które nie wiadomo dlaczego nagle po prawie 2 tygodniach zainteresowały się krzakiem stojącym w rogu salonu i zaczęły go namiętnie ogryzać i zrzucać ozdoby. Może z zemsty - bo drzewko postawiliśmy w miejscu gdzie psy do tej pory miały swoje miejsce do spania. Tak traktowany chojak zaczął gubić igły na potęgę. Wobec takiego obrotu spraw pozostało mi zrobić jedno. Dobić ją. Metodycznie, sekatorem, gałązka po gałązce wszystko co z niej zostało wylądowało w kominku. I oczywiście poszło z dymem. A na dworze zima na całego. Śniegu napadało jak wściekłe, teraz do tego jeszcze mróz. Dziś rano było -13, wczoraj -12. Nawet podłoga w salonie się zrobiła przyjemnie ciepła z tego wszystkiego. -
Wczoraj była akcja "zima". Niestety nie udokumentowana fotograficznie, bo nie było dodatkowych rąk do trzymania aparatu. Teściowi udało się załatwić godzinkę luzu w pracy i chłopaki podjechali do nas na plac z podnośnikiem. Nawet swoje łopaty śniegowe przywieźli :) Wydostanie się na dach z powodu tymczasowego braku tarasu wymaga właśnie skorzystania bądź to z drabiny długości 9 metrów (a takowej nie posiadam), ewentualnie właśnie z podnośnika zwanego przez niektórych "zwyżką". A na dachu - masakra - ogniomury z niższej strony mają ok 25 cm z niższej ok 60. A między nimi równiutkie śnieżne pole. Cały śnieg już zdrowo uleżany i nasączony wodą z ostatnich deszczowych dni. Naturalnie topiłby się dobrych kilka dni ale w perspektywie mrozy a nie odwilż. Wszyscy raźno zabraliśmy się do roboty i po niecałej godzince ogłosiliśmy fajrant :). Prawie cały śnieg został zrzucony na dół. Sporo tego było - nawet licząc średnio tylko warstwę 30 cm śniegu / m2 daje na całym dachu około 40 m3 mokrego śniegu. Brrrrrr. No ale to są uroki posiadania stropodachu :) Dzisiaj nie mogę ruszyć lewą ręką - jestem na prochach przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Odezwała się stara powypadkowa kontuzja barku - od wczorajszego zbyt zapalczywego szuflowania
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Wczoraj była akcja "zima". Niestety nie udokumentowana fotograficznie, bo nie było dodatkowych rąk do trzymania aparatu. Teściowi udało się załatwić godzinkę luzu w pracy i chłopaki podjechali do nas na plac z podnośnikiem. Nawet swoje łopaty śniegowe przywieźli Wydostanie się na dach z powodu tymczasowego braku tarasu wymaga właśnie skorzystania bądź to z drabiny długości 9 metrów (a takowej nie posiadam), ewentualnie właśnie z podnośnika zwanego przez niektórych "zwyżką". A na dachu - masakra - ogniomury z niższej strony mają ok 25 cm z niższej ok 60. A między nimi równiutkie śnieżne pole. Cały śnieg już zdrowo uleżany i nasączony wodą z ostatnich deszczowych dni. Naturalnie topiłby się dobrych kilka dni ale w perspektywie mrozy a nie odwilż. Wszyscy raźno zabraliśmy się do roboty i po niecałej godzince ogłosiliśmy fajrant . Prawie cały śnieg został zrzucony na dół. Sporo tego było - nawet licząc średnio tylko warstwę 30 cm śniegu / m2 daje na całym dachu około 40 m3 mokrego śniegu. Brrrrrr. No ale to są uroki posiadania stropodachu Dzisiaj nie mogę ruszyć lewą ręką - jestem na prochach przeciwbólowych i przeciwzapalnych. Odezwała się stara powypadkowa kontuzja barku - od wczorajszego zbyt zapalczywego szuflowania -
No to mamy nowy rok 2006! W prezencie tuż przed sylwestrem dostaliśmy po 50 cm śniegu na każdy metr kwadratowy . A tu mus zrobić zakupy przed imprezą. Więc co tam - 2 godziny szuflowania i przejazd gotowy . Potem jeszcze chwila strachu przy samym wyjeździe na drogę, bo przed bramą przejeżdżający pług uformował całkiem sporą pryzmę i zaatakowałem to starą średniowieczną metodą - taranem :) Na szczęście nic nie jechało a auto wytrzymało próbę siłową Sama jazda wcale nie była taka zła. Zakupy się udały, impreza sylwestrowa także. Dziś rano obserwowałem swoich garażowców - ale każdy jak zobaczył ile śniegu (tym razem mokrego) ma do przerzucenia, kapitulował i szedł piechotą. Ja też auta nie ruszałem - ale tak mam juz od 2 tygodni - do pracy rowerkiem pomykam, korki sobie omijam, problemu z parkowaniem też nie mam :) W okresie święta - nowy rok kominek popracował nieco intensywniej i zaczęliśmy widzieć smutny koniec. Koniec drewna. Mieliśmy złożone jakieś 2 -3 metry drewna na placu. Mieszanina lipy, akacji sosny i kilku innych gatunków. Ale zapasy się mają ku końcowi a korzystanie z drewna które mamy u wuja na placu jest bez sensu bo ono jest całkiem świeże i mokre. Więc kominek pomału idzie w tym sezonie w odstawkę - jeszcze w tym sezonie czasami tylko dla sportu sobie popalimy.
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
No to mamy nowy rok 2006! W prezencie tuż przed sylwestrem dostaliśmy po 50 cm śniegu na każdy metr kwadratowy . A tu mus zrobić zakupy przed imprezą. Więc co tam - 2 godziny szuflowania i przejazd gotowy . Potem jeszcze chwila strachu przy samym wyjeździe na drogę, bo przed bramą przejeżdżający pług uformował całkiem sporą pryzmę i zaatakowałem to starą średniowieczną metodą - taranem Na szczęście nic nie jechało a auto wytrzymało próbę siłową Sama jazda wcale nie była taka zła. Zakupy się udały, impreza sylwestrowa także. Dziś rano obserwowałem swoich garażowców - ale każdy jak zobaczył ile śniegu (tym razem mokrego) ma do przerzucenia, kapitulował i szedł piechotą. Ja też auta nie ruszałem - ale tak mam juz od 2 tygodni - do pracy rowerkiem pomykam, korki sobie omijam, problemu z parkowaniem też nie mam W okresie święta - nowy rok kominek popracował nieco intensywniej i zaczęliśmy widzieć smutny koniec. Koniec drewna. Mieliśmy złożone jakieś 2 -3 metry drewna na placu. Mieszanina lipy, akacji sosny i kilku innych gatunków. Ale zapasy się mają ku końcowi a korzystanie z drewna które mamy u wuja na placu jest bez sensu bo ono jest całkiem świeże i mokre. Więc kominek pomału idzie w tym sezonie w odstawkę - jeszcze w tym sezonie czasami tylko dla sportu sobie popalimy. -
Pierwsza wigilia w nowym domu minęła, życzenia poskładane, prezenty rozpakowane. Jeść już nie ma siły - ale najważniejsze że wszystko się super udało. Następnego dnia jeszcze rodzinny obiadek i duuuużo wolnego czasu z którym nie za bardzo wiadomo co zrobić. Z braku innych zajęć zabraliśmy się z córcią za pobijanie naszego blokowego rekordu (245 cm). Po dobrej godzinie współpracy materiały były już przygotowane i uporządkowane i mogliśmy się zabrać do dzieła. Jak zwykle była to wielka improwizacja, ale udało się! Rekord został pobity - 270 cm strzeliło! http://www.zkoszarydzow.pl/murator/419.jpg Pamiątkowe zdjęcie konstruktorów http://www.zkoszarydzow.pl/murator/420.jpg Wczoraj niezawodny jak zwykle Teść przyniósł mi własnoręcznie upolowane na złomie stare krosownice telefoniczne Już od jakiegoś czasu się boksowałem z tematem jak rozwiązać problem okablowania instalacji alarmowo - telefonicznej tak by mieć możliwość szybkiej rekonfiguracji całości. Nowe krosownice telefoniczne czy teleinformatyczne to jednak spore koszty bo do spięcia jest około 70 kabli 8 żyłowych - tak jakoś wyszło. O ile jeszcze instalację komputerową można zakończyć wtyczkami i wpiąć w zwykłego switcha, to z telefonami czy alarmem już ten chwyt nie przejdzie. A tu taki prezent za free Choinki krosownicze http://www.zkoszarydzow.pl/murator/421.jpg Choinki krosownicze - zbliżenie http://www.zkoszarydzow.pl/murator/422.jpg Każda z tych choinek może zakończyć 22 kable 8 żyłowe (a niektóre nawet 10 żyłowe) a że jest ich łącznie 6 sztuk więc problem "jak to zrobić" częściowo mam rozwiązany. Pozostaje jeszcze tylko dobrać jakąś szafkę metalową (najlepiej bez dna by było wygodniej kręcić kablami) w której to wszystko można będzie schować i uzbroić się w masę cierpliwości by to wszystko w kupę połączyć i nie zwariować
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Pierwsza wigilia w nowym domu minęła, życzenia poskładane, prezenty rozpakowane. Jeść już nie ma siły - ale najważniejsze że wszystko się super udało. Następnego dnia jeszcze rodzinny obiadek i duuuużo wolnego czasu z którym nie za bardzo wiadomo co zrobić. Z braku innych zajęć zabraliśmy się z córcią za pobijanie naszego blokowego rekordu (245 cm). Po dobrej godzinie współpracy materiały były już przygotowane i uporządkowane i mogliśmy się zabrać do dzieła. Jak zwykle była to wielka improwizacja, ale udało się! Rekord został pobity - 270 cm strzeliło! http://www.zkoszarydzow.pl/murator/419.jpg Pamiątkowe zdjęcie konstruktorów http://www.zkoszarydzow.pl/murator/420.jpg Wczoraj niezawodny jak zwykle Teść przyniósł mi własnoręcznie upolowane na złomie stare krosownice telefoniczne Już od jakiegoś czasu się boksowałem z tematem jak rozwiązać problem okablowania instalacji alarmowo - telefonicznej tak by mieć możliwość szybkiej rekonfiguracji całości. Nowe krosownice telefoniczne czy teleinformatyczne to jednak spore koszty bo do spięcia jest około 70 kabli 8 żyłowych - tak jakoś wyszło. O ile jeszcze instalację komputerową można zakończyć wtyczkami i wpiąć w zwykłego switcha, to z telefonami czy alarmem już ten chwyt nie przejdzie. A tu taki prezent za free :D:D Choinki krosownicze http://www.zkoszarydzow.pl/murator/421.jpg Choinki krosownicze - zbliżenie http://www.zkoszarydzow.pl/murator/422.jpg Każda z tych choinek może zakończyć 22 kable 8 żyłowe (a niektóre nawet 10 żyłowe) a że jest ich łącznie 6 sztuk więc problem "jak to zrobić" częściowo mam rozwiązany. Pozostaje jeszcze tylko dobrać jakąś szafkę metalową (najlepiej bez dna by było wygodniej kręcić kablami) w której to wszystko można będzie schować i uzbroić się w masę cierpliwości by to wszystko w kupę połączyć i nie zwariować -
Budujemy z SILIKATOW
RYDZU odpowiedział monikaitomek → na topic → Ściany, okna, stropy, kominy, garaże
Wybudowałem z silikatów. Mieszkam już 2,5 roku. Dom w technologii 3W. Wrażenia: jest super, nie mam zastrzeżeń co do materiału (i reszty domu też ). Wybrałem z premedytacją silikat bo mieszkam w śródmieściu i zależy mi na względnej ciszy w domu. Sprawdził się w 100%. Do tego wspaniała akumulacyjność cieplna - przy dobrej izolacji dom bardzo wolno traci temperaturę. Budując koleny dom też wybiorę silikaty. Pozdrawiam -
Dziś mniej pisania a więcej oglądania - czyli obiecane w poprzednim odcinku zdjęcia. Na początek ekipa malująca klatkę schodową: na drabinie http://www.zkoszarydzow.pl/murator/404.jpg i nie całkiem na drabinie http://www.zkoszarydzow.pl/murator/405.jpg Tak to wyglądało na drugi dzień http://www.zkoszarydzow.pl/murator/406.jpg A oto i same schody: widok na całość konstrukcji z góry http://www.zkoszarydzow.pl/murator/407.jpg tak wygląda spocznik http://www.zkoszarydzow.pl/murator/408.jpg widok na schody z dołu http://www.zkoszarydzow.pl/murator/409.jpg i ciut wyżej. widać też jeden z kinkietów robionych przez kolegę http://www.zkoszarydzow.pl/murator/410.jpg Wiatrołap - widok z drzwi wejściowych. Stojący trójnóg to grill ogniskowy. http://www.zkoszarydzow.pl/murator/411.jpg widok z wiatrołapu na klatkę schodową. http://www.zkoszarydzow.pl/murator/412.jpg (Jak ktoś się przyjży to zobaczy też podłogę układaną własnoręcznie :) ) Jeszcze raz schody - tym razem od tyłu http://www.zkoszarydzow.pl/murator/413.jpg Ponieważ nadeszła zima powiesiliśmy w ogrodzie karmnik http://www.zkoszarydzow.pl/murator/414.jpg i nieco słoninki dla sikorek http://www.zkoszarydzow.pl/murator/417.jpg. A skoro zima to i święta za pasem: choinka w negliżu (odziana jedynie w wiadro po tynku ) http://www.zkoszarydzow.pl/murator/415.jpg a tu już choinka w wersji świątecznej (ale wiadro nadal szpetne) http://www.zkoszarydzow.pl/murator/416.jpg
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Dziś mniej pisania a więcej oglądania - czyli obiecane w poprzednim odcinku zdjęcia. Na początek ekipa malująca klatkę schodową: na drabinie http://www.zkoszarydzow.pl/murator/404.jpg i nie całkiem na drabinie http://www.zkoszarydzow.pl/murator/405.jpg Tak to wyglądało na drugi dzień http://www.zkoszarydzow.pl/murator/406.jpg A oto i same schody: widok na całość konstrukcji z góry http://www.zkoszarydzow.pl/murator/407.jpg tak wygląda spocznik http://www.zkoszarydzow.pl/murator/408.jpg widok na schody z dołu http://www.zkoszarydzow.pl/murator/409.jpg i ciut wyżej. widać też jeden z kinkietów robionych przez kolegę http://www.zkoszarydzow.pl/murator/410.jpg Wiatrołap - widok z drzwi wejściowych. Stojący trójnóg to grill ogniskowy. http://www.zkoszarydzow.pl/murator/411.jpg widok z wiatrołapu na klatkę schodową. http://www.zkoszarydzow.pl/murator/412.jpg (Jak ktoś się przyjży to zobaczy też podłogę układaną własnoręcznie ) Jeszcze raz schody - tym razem od tyłu http://www.zkoszarydzow.pl/murator/413.jpg Ponieważ nadeszła zima powiesiliśmy w ogrodzie karmnik http://www.zkoszarydzow.pl/murator/414.jpg i nieco słoninki dla sikorek http://www.zkoszarydzow.pl/murator/417.jpg. A skoro zima to i święta za pasem: choinka w negliżu (odziana jedynie w wiadro po tynku ) http://www.zkoszarydzow.pl/murator/415.jpg a tu już choinka w wersji świątecznej (ale wiadro nadal szpetne) http://www.zkoszarydzow.pl/murator/416.jpg -
Trzecia strona - spadłem na trzecią stronę.... Cóż, tak to jest - wydarzeń dużo, czasu mało. Choroba moja, ciężka choroba i rozstanie z psem rodziców. Z rzeczy optymistycznych - parapetówka i wykończony wiatrołap. Postanowiliśmy sobie narzucić konkretny dzień i nazwać go "dniem X". Na ten dzień zaprosiliśmy wszystkich znajomych więc wykręcenie się nie wchodziło w rachubę. No i automatycznie nastąpiła pełna mobilizacja Domowych Sił Wykończeniowych. DSW zostały rzucone na klatkę schodową i wiatrołap. Pogmatwane konstrukcje z belek i 2 drabin pozwoliły na pomalowanie co wyższych ścian, a nawet na montaż anemostatu . Przy tym akurat mnie nie było, ale wystarczyła mi relacja Patrycji bym dostał gęsiej skórki. Chcąc nie chcąc dokleiłem brakujące kafle w wiatrołapie - wiecie jak to jest gdy się jakieś duperele zostawia "na później" . Pewnie gdyby nie ten bacik czasowy to kafle przykleiłbym na wiosnę . W kwestii malowania dowodzenie nad jednoosobową ekipą składającą się z pędzla, kubełka duluxa i siebie samej przejęła Patrycja - i w dwa dni cały wiatrołap wygląda "topowo" Ja się w tym czasie uwijałem nad montażem spocznika i obróbkami tynkarskimi. Muszę przyznać że całość schodów po odsłonięciu wyszła naprawdę fajnie :) (zdjęcia jutro bo zapomniałem zabrać ) Pozostał jeszcze problem oświetlenia . Zaraza. Masakra. Dno. Zrobiliśmy tournee po marketach - jak coś jest nawet ciekawego to cena zbliżająca się do kwot czterocyfrowych jakoś nas schładza . Ruszamy w rajd po producentach. Niestety większość nie prowadzi detalu - rozbestwili się . Po 3 dniach mamy dwa kinkiety do salonu - dobre i to. Potrzebujemy jeszcze do wiatrołapu 2 sztuki, na schody 3, do tego 2 pojedyncze żyrandole i jeden większy. Po raz kolejny z pomocą przychodzi firma znajomego - tego samego który załatwiał nam lakierowanie schodów. Wybraliśmy po wielkich bólach wzory kinkietów, dobraliśmy do tego klosze i zaprojektowaliśmy na szybko jak mają wyglądać pozostałe lampy. To było o 12 w piątek. O 18 tego samego dnia mieliśmy całość zamówienia w wybranym kolorze i z kompletem kloszy w domu - to się nazywa ekspresowa realizacja zamówień (o preferencyjnych cenach nie wspomnę ). Całość zawisła jeszcze wieczorem i mogliśmy akcję "wiatrołąp" uznać za zakończoną. Sobotnich wydarzeń związanych z imprezą opisywać nie będę - powiem tylko tyle, że było naprawdę nieźle. Strat osobowo sprzętowych nie stwierdzono :) A i domy co poniektórych forumowiczów się nie powinny rozeschnąć :)
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Trzecia strona - spadłem na trzecią stronę.... Cóż, tak to jest - wydarzeń dużo, czasu mało. Choroba moja, ciężka choroba i rozstanie z psem rodziców. Z rzeczy optymistycznych - parapetówka i wykończony wiatrołap. Postanowiliśmy sobie narzucić konkretny dzień i nazwać go "dniem X". Na ten dzień zaprosiliśmy wszystkich znajomych więc wykręcenie się nie wchodziło w rachubę. No i automatycznie nastąpiła pełna mobilizacja Domowych Sił Wykończeniowych. DSW zostały rzucone na klatkę schodową i wiatrołap. Pogmatwane konstrukcje z belek i 2 drabin pozwoliły na pomalowanie co wyższych ścian, a nawet na montaż anemostatu . Przy tym akurat mnie nie było, ale wystarczyła mi relacja Patrycji bym dostał gęsiej skórki. Chcąc nie chcąc dokleiłem brakujące kafle w wiatrołapie - wiecie jak to jest gdy się jakieś duperele zostawia "na później" . Pewnie gdyby nie ten bacik czasowy to kafle przykleiłbym na wiosnę . W kwestii malowania dowodzenie nad jednoosobową ekipą składającą się z pędzla, kubełka duluxa i siebie samej przejęła Patrycja - i w dwa dni cały wiatrołap wygląda "topowo" Ja się w tym czasie uwijałem nad montażem spocznika i obróbkami tynkarskimi. Muszę przyznać że całość schodów po odsłonięciu wyszła naprawdę fajnie (zdjęcia jutro bo zapomniałem zabrać ) Pozostał jeszcze problem oświetlenia . Zaraza. Masakra. Dno. Zrobiliśmy tournee po marketach - jak coś jest nawet ciekawego to cena zbliżająca się do kwot czterocyfrowych jakoś nas schładza . Ruszamy w rajd po producentach. Niestety większość nie prowadzi detalu - rozbestwili się . Po 3 dniach mamy dwa kinkiety do salonu - dobre i to. Potrzebujemy jeszcze do wiatrołapu 2 sztuki, na schody 3, do tego 2 pojedyncze żyrandole i jeden większy. Po raz kolejny z pomocą przychodzi firma znajomego - tego samego który załatwiał nam lakierowanie schodów. Wybraliśmy po wielkich bólach wzory kinkietów, dobraliśmy do tego klosze i zaprojektowaliśmy na szybko jak mają wyglądać pozostałe lampy. To było o 12 w piątek. O 18 tego samego dnia mieliśmy całość zamówienia w wybranym kolorze i z kompletem kloszy w domu - to się nazywa ekspresowa realizacja zamówień (o preferencyjnych cenach nie wspomnę ). Całość zawisła jeszcze wieczorem i mogliśmy akcję "wiatrołąp" uznać za zakończoną. Sobotnich wydarzeń związanych z imprezą opisywać nie będę - powiem tylko tyle, że było naprawdę nieźle. Strat osobowo sprzętowych nie stwierdzono A i domy co poniektórych forumowiczów się nie powinny rozeschnąć -
Czy to normalne że mając na Swoim placu Swój dom z Garażem i do tego 20 garaży "blaszaków" codziennie rano odkopuję auto i skrobię szyby? Niby dla mnie sytuacja normalna bo tak robiłem przez całe dotychczasowe życie, ale jednak jakoś tak dziwnie.. Wczoraj postanowiłem że do soboty uruchomię garaż w budynku (blaszaki wszystkie zajęte). Pretekst jest zupełnie inny - wcale nie chodzi o skrobanie auta. Strzeliło coś w ogrzewaniu naszego czterokołowego smoka i zaczynam zamarzać za kierownicą. Na pasażera dmucha ciepełko, a do mnie to już nie łaska... i leci lekko letnie tylko. A tu się szykują dalsze wyjazdy, zima nie odpuszcza a na powietrzu to tego nie zrobię bo mi ręce zamarzną. A tak pełen luzik bo przy 17 stopniach na plusie można pracować
-
"Z motyk? na s?o?ce" - czyli koszyczek Rydzów
RYDZU odpowiedział RYDZU → na topic → Dzienniki budowy - dzień po dniu
Czy to normalne że mając na Swoim placu Swój dom z Garażem i do tego 20 garaży "blaszaków" codziennie rano odkopuję auto i skrobię szyby? Niby dla mnie sytuacja normalna bo tak robiłem przez całe dotychczasowe życie, ale jednak jakoś tak dziwnie.. Wczoraj postanowiłem że do soboty uruchomię garaż w budynku (blaszaki wszystkie zajęte). Pretekst jest zupełnie inny - wcale nie chodzi o skrobanie auta. Strzeliło coś w ogrzewaniu naszego czterokołowego smoka i zaczynam zamarzać za kierownicą. Na pasażera dmucha ciepełko, a do mnie to już nie łaska... i leci lekko letnie tylko. A tu się szykują dalsze wyjazdy, zima nie odpuszcza a na powietrzu to tego nie zrobię bo mi ręce zamarzną. A tak pełen luzik bo przy 17 stopniach na plusie można pracować -
Samo płytkowanie to była pestka. Powierzchnia płaska, wycinanek też niewiele więc szło nieźle. Docinanie cokołów przypłaciłem chyba lekkim uszkodzeniem słuchu - ale czego się nie robi dla własnego domku . Wczoraj się zawziąłem i bym skończył klejenie bo pozostało mi dosłownie kilka płytek przy progu drzwi wejściowych. Niestety piła do glazury "się skończyła" - a konkretnie tarcza tnąca - muszę dziś jechać i dokupić nową. Więc przykleiłem wszystko co się dało i rozpocząłem fugowanie. Całe szczęście, że nie zdecydowałem się na rozrobienie całego opakowania fugi tylko odważyłem sobie kilogram i zająłem się zabawą na mniejszą skalę. Samo rozprowadzanie fugi i umieszczanie jej w szczelinach między płytkami to nawet dość prosta czynność. Bardzo pomaga przy tym taki gumowy klocek z uchwytem nabyty w Castoramie. Kwestią opanowania jest tylko technika prowadzenia tego ustrojstwa i robota idzie aż furczy. A jak już ją skończyłem czas zabrać się za najprzyjemniejszą część pracy - czyli mycie całości gąbkową pacą. Że to najprzyjemniejsza część roboty stwierdziłem patrząc na pracę naszych płytkarzy jakiś czas temu. O ja naiwny!!! Zebrać to cholerstwo z podłogi to naprawdę spory wysiłek. Na początku wszystko się paprze i generalnie fuga jest wszędzie . Płukanie pacy co 2 ruchy pomaga, owszem, ale przydała by się miska o pojemności chociaż 100l żeby nie trzeba było co 5 minut biegać i wymieniać w niej wody. Cała zabawa w mycie z tak na oko 4 metrami kwadratowymi zajęła mi dobrą godzinę . No ale satysfakcja jest niesamowita bo fugi wcale takie złe nie wyszły z i inne niedoskonałości lekko zamaskowały Dzisiaj ciąg dalszy walki, potem silikon i będzie fajrant Ani się obejżeliśmy a stuknęły dwa miesiące jak mieszkamy - jak ten czas jednak leci. Generalnie grzejemy gazem, a dodatkowo - niejako z doskoku - palimy w kominku. Czasami to "z doskoku" znaczy że pali się od rana do wieczora, ale najczęściej jest to tylko popołudniowo - wieczorne lekkie przepalenie. Na domiar wszystkiego wczoraj skończyły nam się "lokalne" zapasy drewna liściastego. Ostatnie dni już wypalaliśmy drewno mokre i jak zauważyłem zanim się ono rozpali i wysuszy w kominku to połowy już nie ma (a o okopconej szybie nie będę nawet wspominał). Ekonomiczne takie palenie mokrym opałem nie jest na pewno . I teraz stoimy przed dylematem: mamy 14 metrów drewna u wuja na placu; całość porąbana i ułożona czeka na nas - jednaj jest to drewno ścięte w sumie niedawno, więc też świeże; biorąc pod uwagę obecne ceny drewna (ok 100 zł/m3) to chyba odpuścimy sobie palenie w kominku w tym sezonie. Drewno niech sobie leży i schnie do następnego sezonu. Przy takim "intensywnym" paleniu w kominku jak nasze gazu zużyjemy niewiele więcej. Tym bardziej że na razie gaz wcale nie jest taki znowu "be" - przy temperaturach w domu rzędu 23 stopnie i 17 w części technicznej zużywamy aktualnie ok 9 metrów gazu na dobę łącznie z z ciepłą wodą. Ciekawe jak będzie gdy temperatura poleci o 10 stopni w dół