Dojechały w końcu brakujące dachówki szczytowe z Niemiec i dziś Jac zamiast do pracy to z dekarzem na budowę. A ja w pracy tylko mogę usiłować się zastanmawiać, co tam się teraz dzieje
Ale przy tej pięknej pogodzie na pewno same pozytywne zmiany zachodzą.
I wszystko wskazuje, że nareszcie dach ostatecznie będzie dzis skończony
pierwsze meble się pojawiły http://www.fotosik.pl/pokaz_obrazek/0d64f1b4ecbc8ec9.html" rel="external nofollow">http://images24.fotosik.pl/297/0d64f1b4ecbc8ec9m.jpg - mam nadzieję, że w tej wersji szybko znikną
A po ciężkim dniu wytężonej pracy nasz kawałek nieba sowicie nam wynagrodził wysiłki takim widokiem - hurra, hurra - kiedyś będę tak mieć niemal codziennie
Tymczasem Kryształ zmienia się jak nastroje Panów w tzw. wieku średnim (ileż razy można słuchać o kobiecej zmienności - Panom też się kilka uwag należy - tylko się nie gniewajcie Chłopaki )
ale nie od razu Kraków (Rzym i wszelkie inne miasta) zbudowano - coś musiało inwestorskie oko wypatrzeć - coś tzn. wady - oto krzywy gąsior nad garażem
Dekarze walczyli z nim kilka razy (usiłowali kilka razy wmówić nam, że już jest prosto, ale nie z nami te numery) i w efekcie udało się uzyskać wygląd powiedzmy "przyzwoity"
Ostatecznie okazało się, że zabrakło 7 dachówek krańcowych na garażu i trzeba je ściągnąć z Niemiec - za około 2 tyg. Pan dekarz podjedzie i dokończy. Przy okazji okazało się, że na garażu od strony balkonu brzeg dachu wygląda fatalnie - zamki są na wierzchu - trzeba ściągnąć jeszcze specjalne kształtki końcowe, żeby to nabrało ludzkiego (znaczy się dachowego) wizerunku. Cóż - nam żadne problemy nie groźne - się załatwi i się zrobi :)
Ech - koniec leniuchowania, urlop się skończył czas wracać do rzeczywistości.
Większość urlopu rzecz jasna spędzilismy na budowie, ale udało sie też wyrwać i uciec od wszystkich kłopotów chociaż przez dwudniowy wypad do czeskiej Pragi.
Także na Krysztale szykował się dach, a myśmy się troche poszwędali po świecie, co wszystkim świetnie zrobiło
Głowę mam co prawda już całkowicie w kwadracie na skutek kombinacji związanych z wyborem kolorystyki okien. W tym miejscu od razu bardzo dziękuję wszystkim, którzy starali się pomóc - poskutkowało - decyzja zapadła
będzie orzech i choćby to miało koszmarnie wyglądać już zdania nie zmienię, bo jeszcze chwila i zmiany kształtu mojej głowy stałyby się permanentne i nieodwracalne.
Zatem sprawa okien jest już zamknięta - przynajmniej etap decyzyjny. Montaż za kilka tygodni (o ile nas nie zmrozi całkiem zima)
Od dzisiaj natomiast, rozpoczęła się (mam nadzieję bardzo owocna i miła) współpraca z dekarzami. Przyjechała dachóweczka, okienka dachowe, rynny itp. bajery
i nie mam nic do napisania a propos postepów na budowie....
Trudno - aż do prac dekarskich (planowane na połowe listopada) chyba spadnie mój dzienniczek...
No może jeszcze w tym tygodniu przyjedzie gość wymierzyć otwory pod okna - po wielu dylematach stanęło na Schuco w okleinie jednostronnej (zewnętrznej) ciemny orzech.
Ale za to klaruje mi się coraz więcej elementów wnętrza w głowie. Już zaczynam widzieć kuchnię i salon. :)
Przepraszam za jakość, ale mam aktualnie tylko painta (i jestem, całkowicie pozbawiona zdolności manualnych )
dla wszystkich, którzy jeszcze nie zamiatali po murowaniu - ta różnica tylko wygląda tak niewinnie, a w rzeczywistości zamiatanie tego syfu odchorowałam niezłymi zakwasami
Obiecałam także nadlane balkony - już się wywiązuję:
i w tym uroczym bałaganie odbyło się wczoraj tradycyjne "wiechowe".
Na oszczędzonych paletach porotonu położyliśmy deskę - mieliśmy już stół.
Między pojedynczymi cegłami podłużne deseczki - już były ławki
i w takich prawdziwie budowlanych warunkach pokropiło się ten nasz stan surowy razem z Dzielną Ekipą Górali przy prowizorycznie zainstalowanej lampie halogenowej (oj dawało po oczach, ale co tam).
Wiechę też przymocowano - śliczną jak z obrazka - jutro postaram się ją pokazać, bo wczoraj było zbyt ciemno na jakiekolwiek zdjęcia.
Ach - ileż to radości można mieć z tego budowania... - i musi jej jeszcze straczyć na wykańczające wykańczanie...
Schodki przed wejściem już są i są takie, jak chciałam. :)
Przespacerowałam się również po wszystkich pomieszczeniach poddasza - jak ja zapełnię taką wielką garderobę - chyba musze iść natychmiast na ciuchy
Dziś tradycyjna wiecha, bo w piątek Chłopaki wracają do siebie. Także znów bardzo intensywny dzień przed nami, ale chociaż zwieńczony będzie dobrą (bo sama ją zrobię) kolacyjką
Murują się już (właściwie kończą się murować) ścianki działowe poddasza i kominy. Zaraz będą Chłopcy deskować dach i wylewać schody przed wejściem. Teść już zaczyna pracować nad instalacją elektryczną, a ja nareszcie podjęłam ostateczną decyzję, co do płytek - będzie burgund - kolor płytki jest niemal identyczny, jak nasza dachówka - powędrowałam do sklepu dzielnie dzierżąc dachóweczkę w łapce i sprawdziłam naocznie Jeden kamień z serca.
Kierownik Budowy i reszta "konsultantów" orzekli - jeden balkon tniemy, a drugi będziemy nadlewać - będzie to dość skomplikowana operacja, ale nie ma innego wyjścia.
Ja od soboty nawet nie byłam na budowie i nadal nie zanosi się bym miała na to czas, a serduszko juz tęskni za cegiełkami....
I płytki wciąż nie wybrane - sobie obrałam problem życiowy - ech - płytki elewacyjne - phi
Ech - nikt mi nie chce pomóc w wyborze - a on taki trudny ten wybór
I wczoraj okazało się, że w projekcie był kolejny błąd i balkony zostały przesunięte o 25 cm. Cos będzie trzeba z nimi zrobić - zapewne ostatecznie uciąć z jednej strony i wyrównać, żeby jakoś wyglądało. Gorzej, że od strony frontowej skrócic się nie da, bo wyjdzie skraj w połowie okna balkonowego. Ciekawe, jak to nadlać, żeby konstrukcja była przynajmniej bezpieczena w użytkowaniu....
W czwartek zgodnie z przewidywaniami Chłopaki zalali strop (i oczywiście poprawione - poszerzone schody :) ) i pojechali na kilkudniowy urlop do domku (A co - należało im się!)
A my w piątek mieliśmy wizytację nadzoru - w sobotę rano, gdy srtawilismy się karnie do polewania zastaliśmy ślady "ich" pobytu:
Kolejna wizyta(cja) za nami. Strop już w zasadzie gotowy do zalania. Dziś o 10.00 przyjeżdża betoniarka. Wszystko wygląda super. Poza tymi nieszczęsnymi schodami...
Ostatecznie będą betonowe - 17 stopni o wymiarach 19/25 cm. Trudno - tak musi zostać.
Na szczęście zdążyłam z interwencją w sprawie szerokości biegu - nie mam pojęcia skąd się wzięła wersja, że ma być 80 cm - do poprawki - będzie 95! Uff
Wczoraj nie byłam na budowie ale uczestniczyłam w jeszcze donioślejszym wydarzeniu - od dziś dołączyliśmy do ludzi upupionych kredytem na całe życie. Wniosek o wpis do hipoteki tez juz poszedł. Dobrze, że chociaż po tym ślubie z bankiem było całkiem milutkie wesele z dobrym jedzonkiem: http://www.gdziezjesc.info/include/images/podw_51113/podw_51113_3.jpg" rel="external nofollow">http://www.gdziezjesc.info/include/images/podw_51113/podw_51113_3.jpg
Ja dotarłam dopiero około 18.00 i już robiło się ciemno. Ale Chłopaki ostro cały czas zasuwali - beton lał się strumieniami a wszyscy jak mróweczki uwijali się wokół. Skończyli około 20.00 - przypominam, że ekipa w nocy jechała z gór, więc pracowali ostro cały dzionek mimo, że byli po całej nocy podróży - już ich lubię
Jacek dzielnie wywiązywał się z obowiązków fotoreportera:
A potem zaszło słoneczko i nic już nie dało się sfotografować - w każdym razie ławy zostały zalane.
A jak Chłopaki będą się dalej tak dzielnie spisywać to może okazać się, że uwiecznianie każdego etapu nie będzie możliwe - nie zdążę z aparatem tam być - i tak trzymać
Siedzę w pracy jak na szpilkach. Już zaprosiłam gości na wieczorne wbudowanie kamienia węgielnego - puszka z tajemniczą zawartością symbolizującą najlepsze fundamenty, na jakich ma stać nasz Kryształek >>wiara, nadzieja, miłość<<. A tu Jacek dzwoni, że uroczystości nie będzie, bo Panowie "zasuwają jak małe parowoziki i do 16.00 na pewno nastąpi zalanie betonem. I tak oto uroczystego wbudowania musi Pan Mąż dokonać sam - liczę, że zrobi to z właściwym dla tak wiekopomnej chwili namaszczeniem... (i uwieczni dla potomności i grona forumowiczów )
Oj droga z pracy (rzecz jasna prosto na działeczkę) będzie mi się dziś dłużyć.....