Skoro Daggulka mnie wywołałaś, to też coś napiszę.
Mój przedmówca ma rację. Procesy rządzące zmianą kursów walut są na tyle skomplikowane, że nie da się ich przewidzieć z bardzo dużym prawdopodobieństwem. Więc mamy do czynienia z ryzykiem. Jednak z punktu widzenia osoby zaciągającej kredyt (lub podejmującej decyzję o tym w jakiej teraz walucie go mieć) to ryzyko może być na plus i na minus. Moim zdaniem też trochę tu jesteśmy przed wyborem mniejszego zła i według mnie tym mniejszym jest CHF. Bo jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że kredyt we franku będzie jednak tańszy od kredytu w złotówkach w najbliższych latach. Nawet jeśli będzie droższy momentami, niż jest, to i tak per saldo kredytobiorca powinien zapłacić mniej. Można oczywiście zakładać różne wariacje (też w dosłownym słowa znaczeniu ) Bo kredyt można też nadpłacać, spłacać wcześniej i wtedy ważny jest moment (kurs) w którym to się robi. Tak naprawdę koszt kredytu w CHF można obliczyć po jego całkowitej spłacie.
A jaki mógłby być czarny scenariusz? Załóżmy, że kurs franka poszedł by do góry do poziomu najwyższego (powiedzmy 3,15 zł za 1 frank) z dzisiejszych 2 zł, to zadłużenie z 200 tys. podskoczyłoby do 315 tys. Rata kredytu wtedy wynosiłaby niecałe 1600 zł. Teraz masz 1300 w PLN - więc jak na czarny scenariusz, to chyba nie jakaś tragedia prawda? Tym bardziej, że zakładamy, że nawet jeśli wzrośnie do tych 3,15, to potem z dużym prawdopodobieństwem spadnie. Gorzej gdyby jeszcze dodatkowo Libor wzrósł, ale szwajcarski odpowiednik RPP nie ma skłonności do podnoszenia stóp, a przecież wzrost inflacji spowodowany wzrostem żywności i surowców na świecie dotknął też Szwajcarię.
Nie wydaje ni się, żeby kurs franka tak wzrósł, bo tak naprawdę to nie frank spada, ale złotówka się umacnia. I choć odczujemy na pewno wpływ recesji z USA, to u nas będzie to raczej tylko spowolnienie, bo amy dobre makro mówiąc w skrócie...
Sory, ale nie mam czasu więcej na razie pisać.