Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

twoman

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    106
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez twoman

  1. Potrzebuję kilkanaście ton niedrogiej kostki granitowej, nieregularnej. Kolor do uzgodnienia, ale zakładając przystępną cenę, pewnie w rachubę wchodzi szara. Mam na oku tanią kostkę z okolicy Strzegomia, ale koszt transportu mocno redukuje opłacalność. Gdyby znalazł się chętny na zakup ok. 10 ton, można by wziąć na spółkę całe auto (25t) i podzielić się kosztami. Wstępne szacunki wyglądają następująco: Nieregularnakostka granitowa - 15 pln/tonę Worek bezzwrotny BIG-BAG (pojemność ok. 1,5 tony) - 15 pln/szt. Transport - 1400 pln Dzieląc się kosztami transportu, wychodzi całkiem nieźle. Gdyby coś, proszę o kontakt. tel. 600 870 225 ew. via PW. Jeśli ktoś ma konkurencyjną ofertę, czekam na propozycje. Ostatecznie, przy atrakcyjnej cenie, sam mogę wziąć nawet 20 - 25 ton.
  2. No cóż, wygląda na to, że sam sobie odpowiem... Zasygnalizowane we wcześniejszym wpisie rozwiązanie okazało się przysłowiowym "strzałem w 10-kę". Aby się o tym przekonać wykonałem prowizorkę, która mimo niedoskonałości (nieszczelność) z powodzeniem zdała egzamin. Ciepłe powietrze jest skutecznie wyłapywane i tłoczone przez rekuperator (odzysk energii ze spalin). W efekcie już przy małej intensywności spalania (dziś akurat mamy odwilż), temperatura powietrza wylotowego jest zdecydowanie wyższa niż przed opisywaną innowacją, a pod sufitem nie ma zalegających mas gorącego powietrza. Nie trudno się domyśleć, że nie wędruje ono również na poddasze, co było głównym niedomaganiem wcześniejszego stanu rzeczy. Aby nie być gołosłownym, poniżej zamieszczam dwie fotki. Tak jak wcześniej pisałem, jest to prowizorka, dlatego proszę wziąć poprawkę na estetykę. Oczywiście rura zasysająca docelowo będzie przechodzić bezpośrednio przez strop (deski na jętkach). http://img829.imageshack.us/img829/545/kominek001.jpg http://img191.imageshack.us/img191/8418/kominek002.jpg
  3. W wyniku rozbudowy małego domku (w pierwowzorze letniskowego), powstała równie nieduża łazienka. Cały dom (z wyjątkiem tejże łazienki) ogrzewany jest wolnostojącym piecykiem a'la kominek (na drewno), wspomaganym uproszczonym systemem DGP. Ze względów konstrukcyjnych (brak możliwości rozsądnego doprowadzenia gorącego powietrza), łazienka z konieczności wyposażona została w grzejnik-suszarkę elektryczną oraz elektryczną podłogówkę. Co prawda nie ma problemu z uzyskaniem komfortowej temperatury, ale moim zdaniem jest to rozwiązanie mało ekonomiczne. W domku zamieszkują dwie osoby, które na dodatek większość dnia spędzają w pracy. W efekcie marnotrawiona jest energia na niepotrzebne podgrzewanie sporadycznie użytkowanego pomieszczenia. Sterowanie w przypadku podłogówki ma tę wadę, ze posiada dużą bezwładność, co uniemożliwia precyzyjne zaprogramowanie momentu, kiedy w łazience powinna zapanować komfortowa temperatura. Myślałem jak temu zapobiec i natknąłem się na promienniki podczerwieni. W zamyśle taki grzejnik miałby się włączać na czas przebywania "delikwenta" w łazience, tym samym pozwalając na utrzymywanie tylko dyżurnej/obniżonej temp. przez ogrzewanie podstawowe. Ideałem byłoby, gdyby taki promiennik włączał się automatycznie (np. poprzez czujnik ruchu). Wybór rodzaju grzejnika nie jest przypadkowy, ponieważ tylko tego typu (chyba?) promienniki pozwalają natychmiast po włączeniu oddawać ciepło i to zorientowane na konkretną strefę (np. wanna i umywalka). Tutaj nasuwa mi się kilka pytań... - czy promiennikami podczerwieni są m.in. grzejniki halogenowe i kwarcowe? - czym grzejnik z lampą węglową posiada podobne cechy (ten jest dość drogi? - jakiej mocy grzejnik należałoby zastosować, zakładając, że łazienka ma ok. 4,5 m2, a temp.dyżurna wyniosłaby ok. 12-15 st. C ? - jakiś konkretny typ polecacie? Czy podobne rozumowanie ma głębszy sens, czy radzicie coś innego?
  4. Ponieważ w ostatnim czasie wpadłem na pewien pomysł odnośnie powyższego problemu, niniejszym pozwalam sobie na odgrzanie tematu... Sposób ten miałby polegać na wykonaniu "chwytaka" (coś w rodzaju okapu). ciepłego powietrza, które normalnie zalega pod drewnianym sufitem i dalej wędruje do sypialni. Wentylator, który normalnie pobiera powietrze z pomieszczenia, zasysałby przez odpowiedni króciec wspomniane ciepłe powietrze i wdmuchiwał w urządzenie do odzysku ciepłoty spalin. W efekcie podniosłaby się temp. wydmuchiwanego powietrza (na wlocie temp. powietrza podniosłaby się o kilkanaście st.C.), ale byłoby ono wtłaczane w optymalne miejsce i kierowane ku podłodze. W ten oto sposób rozkład temp. w pomieszczeniu byłby bardziej optymalny. Na zdjęciu widać, że wylot przechodzi przez ścianę do sąsiedniego pomieszczenia, ale ponieważ było w nim za ciepło (mała kubatura), zastosowałem trójnik i część gorącego powietrza zasila też główne pomieszczenie. Co sądzicie o tym pomyśle?
  5. Czy w takim przypadku czujnik jest umieszczony wewnątrz rury, czy pomiar dokonywany jest na jej ściance? W drugim przypadku bezwładność układu byłaby moim zdaniam zbyt duża. Owszem, widziałem jakieś gotowe zestawy sterujące, ale były bardzo rozbudowane (i drogie) i służyły do sterowania wkładów z płaszczem wodnym. Chodzi mi o coś prostego. Nie bez znaczenia jest też fakt, że nie chciałbym inwestować zbyt dużo kasy, tym bardziej, że wykonanie takowego układu nie stanowi dla mnie problemu (z zawodu jestem elektronikiem). Pomysł z pomiarem temp. spalin nawet mi się podoba - a może tak jak przepustnicę, również i czujnik temp. spalin można zapożyczyć z auta. Ciekawe tylko jaki zakres temp. obsługuje...
  6. Kilka postów wyżej poruszona została kwestia "stałopalności". Według mnie określenie to bardziej pasuje do precyzyjnej kontroli spalania, czyli utrzymywania go na stałym, zadanym poziomie. W opisywanym wyżej przypadku trafniejszym byłoby określenie "długopalność". Wracając jednak do meritum, czyli "stałopalności" w pełnym tego słowa znaczeniu... Otóż posiadam najzwyklejszy wolnostojący piecyk kominkowy na drewno, w którym regulacja dopływu powietrza do komory spalania odbywa się za pośrednictwem zaślepianego otworu na frontowej ściance popielnika. Uciążliwym jest częste korygowanie ilości doprowadzanego powietrza w zależności od aktualnych warunków (np. ciąg kominowy, ), czy potrzeb (np. siarczysty mróz). Dodam, że ów piecyk jest podstawowym źródłem ogrzewania w małym domku. W związku z tym zamierzam wykonać nowy dolot świeżego powietrza, umieszczony pod popielnikiem (konstrukcja piecyka umożliwia to w bajecznie prosty sposób), a na jego drodze zamontować przepustnicę, sterowaną odpowiednim układem automatyki. W efekcie można by za pomocą pokrętła regulować w pewnym zakresie intensywność spalania, a co najważniejsze, utrzymywać ją na stałym poziomie, niezależnie od wszelkich czynników.. Gdzieś spotkałem się z info, że w lepszych kominkach stosuje się przepustnice bimetaliczne, które właśnie takie zadanie pełnią. Odnośnie mojej koncepcji, mam pewne wątpliwości jeśli chodzi o czujnik, z którego informacja posłuży do przymykania/otwierania przepustnicy. Zwykły czujnik temperatury umieszczony na obudowie (lub w bezpośrednim sąsiedztwie) charakteryzował się będzie dużą bezwładnością/histerezą. Wtedy pomyślałem o czujniku natężenia światła, skierowanym na szybę. Tutaj problemem może okazać się jej zmienna w czasie przeźroczystość, co zafałszuje nieco pomiar. Za element wykonawczy miałaby posłużyć przepustnica sterowana np. silnikiem krokowym. Najtaniej byłoby kupić przepustnicę elektryczną powietrza, stosowaną w samochodach (używkę można kupić za grosze). Należałoby tylko wybrać model o odpowiedniej średnicy. Rozpatrywałem też prostsze rozwiązania. Pierwsze to typowy miarkownik w połączeniu z przepustnicą na cięgle, ew. z linką Drugie to zwykły zawór elektryczny (ON/OFF), ale wtedy skutkowałoby to znacznymi wahaniami ilości dostarczanego powietrza (pewna niewielka dawka musiałaby być podana na stałe), oraz częstym klapaniem zaworu. Jeśli było już wcześniej o tym na jakimś wątku, proszę o linka i... wyrozumiałość.
  7. http://i53.tinypic.com/2l97668.jpg Jak widać, przesunąć piecyka nie ma gdzie, ponieważ metr dalej są drzwi, a i tak za wiele nie "uciekli" byśmy od otworu w stropie. W kwestii wyjaśnienia. Najpierw był piec, a schody były na zewnątrz (widać je na rzucie). Poddasze nie było zbyt dobrze ocieplone, więc nie korzystaliśmy z niego zimą (służyło za magazyn). Kiedy zdecydowaliśmy się zagospodarować je w formie sypialni, zmuszony byłem zamontować schody wewnętrzne. Proszę mi wierzyć - były rozważane różne koncepcje, ale ta jest jedyną, która sprawdza się idealnie (no może z wyjątkiem uciekającego ciepła ). Proszę też nie pytać kto zaprojektował ten domek, bo kupiliśmy go z działką jako "letniak". Dopiero później okazało się, że konstrukcja umożliwia modernizację/rozbudowę, w wyniku czego obecnie korzystamy z niego przez cały rok. Po drodze było kilka kompromisów, ale i tak efekt jest bardzo zadowalający. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że kominek mógłby być usytuowany w drugim rogu (tej samej ściany), ale wtedy nie byłoby miejsca na przejście rury spalinowej przez strop i sypialnię do komina zewnętrznego (nierdzewka izolowana). Z pewnych względów komin (taki czy murowany) od poziomu parteru nie wchodził w grę. Ograniczę się do tych wyjaśnień, aby nie zanudzać i nie rozmywać meritum. Reasumując: zarówno schody jak i piec muszą pozostać na swoich obecnych miejscach. I jeszcze jedno - w obecnym stanie rzeczy da się spokojnie funkcjonować, tylko jest to niezbyt ekonomiczne (przegrzewanie pomieszczenia z którego na domiar złego korzysta się jedynie w nocy).
  8. Problem polega na tym, że schody, a co za tym idzie, otwór w stropie, usytuowany jest w pobliżu kominka. Rozwiązanie to podyktowane było względami konstrukcyjnymi domu, oraz małą kubaturą (z założenia miał być domkiem letnim) . Tak czy inaczej, kominka i schodów nie da się przesunąć. Piecyk opalany jest drewnem i pełni rolę podstawowego układu grzewczego (czasem posiłkuję się energią elektryczną). Jak nietrudno wywnioskować z załączonych fotek, ciepłe powietrze kotłuje na górę aż miło. Ale czemu się dziwić, kiedy piecyk jest ustawiony w rogu (jedna ścianka krótka), a niecały metr od niego (w rzucie pionowym) znajduje się "dziura", którą ciepłe powietrze w nadmiarze zasila sypialnię. Różnica temperatur miedzy kondygnacjami wynosi ok. 5 st. Tymczasowo wykonałem swoistą "zaślepkę" ze styroduru, ale nie jest to zbyt wygodne/profesjonalne rozwiązanie. Mam kilka pomysłów na wyeliminowanie/ograniczenie tej niedogodności, ale żadne z tych rozwiązań nie przekonuje mnie do końca. Dodatkowo pomyślałem, że przy okazji tej modernizacji, można by spróbować wymieszać część ciepłego powietrza, "zalegającego" pod stropem. Najpierw wymyśliłem żaluzję/roletę, napędzaną silnikiem, uruchamianą przełącznikiem, pilotem, ew. fotokomórką. Tylko co się stanie, kiedy wyrwany ze snu będę próbował zejść po schodach, a roleta nie zdąży się jeszcze odsunąć? Z drugiej zaś strony, na noc nie ma potrzeby zasłaniania otworu, ponieważ i tak grzanie jest redukowane/wyłączane. Druga wersja to duży wentylator wolnoobrotowy umieszczony... no właśnie... nad schodami? Musiałby być dość wysoko, żeby nie utrudniać chodzenia. Tylko wtedy nie byłby raczej skuteczny, ponieważ mieszałby tylko powietrze na górze. A może umieścić go na parterze, pionowo w przestrzeni między wangą schodów, a jętką, kierując go w stronę pieca? Tutaj względy bezpieczeństwa nakazywałyby umieszczenie go w specjalnej ażurowej obudowie. Minusem tego rozwiązania będzie ustawiczny szum, choć w przypadku wentyla renomowanej firmy, poziom hałasu byłby do przyjęcia. Wiem to z doświadczenia, ponieważ w układzie odzyskiwania energii ze spalin, pracuje wentylator S&P, którego prawie nie słychać. Tak na marginesie - polecam tego rodzaju układ, którym z powodzeniem ogrzewam dobudowaną część domu (widoczna na zdjęciu rura przechodząca przez ścianę). Trzecia wersja to zamknięcie przestrzeni między wangą i jętką (trójkąt), co znacznie utrudni przemieszczanie się ciepłych mas powietrza na górę. Dodatkowo pod sufitem, pomiędzy schodami, ścianą i piecem, można by zastosować mieszacz powietrza (destratyfikator - kto wymyślił taką nazwę? ). Zmieści się tam wentyl o rozpiętości łopatek do 1m. Tutaj moje pomysły kończą się... Może ktoś z forumowiczów napotkał podobny problem i zachce podzielić się antidotum nań, będę niezmiernie wdzięczny. Liczę również na opinie odnośnie moich przemyśleń. Proszę śmiało - negatywne przyjmę z pokorą. Poniżej fotki (niestety, marnej jakości). Proszę o wyrozumiałość - jest to "końcowy" etap niekończącego się remontu... http://i53.tinypic.com/2j5z8js.jpg http://i52.tinypic.com/f9k194.jpg http://i53.tinypic.com/a264br.jpg http://i55.tinypic.com/kec7sl.jpg http://i52.tinypic.com/2ufsoec.jpg
  9. W oczekiwaniu na komentarze (przy okazji podrzucę wątek ) pozwolę sobie na pewną refleksję odnośnie rozmiaru rury, dostarczającej powietrze używane do spalania. Z wielu wątków poświęconych kominkom wynika, że optymalne fi to przedział 100 - 160 mm. O.K. Mogę tak zrobić i pewnie zrobię, ale... Jedyne miejsce, którym w moim kominku dostaje się wspomniane powietrze pod ruszt, to prostokątny otwór, zasłaniany przesuwką, którego przekrój (przy maksymalnym otwarciu) wynosi ok. 5 cm2. Odpowiada to, ni mniej ni więcej, rurze o ok. 25 mm średnicy. Jak to się ma do przewymiarowanych, zalecanych średnic? Być może ma znaczenie długość dolotu, a co za tym idzie opór na drodze przepływu, ale np. w moim przypadku jest to niecałe 2 m, uwzględniając pionowy fragment nad gruntem. Czy byłoby profanacją, gdybym zastosował rurę z zakresu fi 50 - 80 mm. Dla porządku dodam, że kominek nie jest demonem mocy (wg. producent 7 kW), a jeśli to ma znaczenie, to parametr ten powinno się uwzględniać przy projektowaniu dolotu. Z całą pewnością odpowiednio większe zapotrzebowanie będzie mieć urządzenie o kilkakrotnie większej mocy grzewczej. Reasumując... IMHO, dyskutując o średnicach rur doprowadzających powietrze, powinno się operować wielkościami względnymi, uzależnionymi od mocy konkretnego urządzenia. W praktyce może się okazać, że ta sama rura fi 100, w jednym przypadku zda egzamin z nawiązką, w innym zaś będzie zbyt mała. Jeśli gdzieś już o tym było, z góry przepraszam .
  10. Przepraszam za dwa moje posty pod rząd, ale zależy mi na ew. sugestiach, ponieważ aktualnie jestem w końcowej fazie remontu i nie wiem pod jaką wersję przygotować grunt. Jeśli w poprzednim wpisie zamieściłem jakieś niedorzeczności, proszę śmiało
  11. Minął rok... W międzyczasie zmieniła się koncepcja, a spowodowane to było rozbudową domku. Z tego powodu uznałem, że pora wskrzesić niniejszy wątek. Wspomniana na wstępnie rozbudowa to dodatkowy pokój, dobudowany do jednego ze szczytów, oraz weranda, będąca jego przedłużenie. Domek już po rozbudowie ma zaledwie 56m2. Ogrzewany jest energią elektryczną i kominkiem (w zależności od zapotrzebowania i możliwości). Dla wyeliminowania nadmiaru wilgoci zaopatrzyłem się w odwilżacz, który awaryjnie zdaje egzamin. Nie zmienia to jednak faktu, że wentylacji jak nie było, tak ni ma... Na obecną chwilę waham się między dwoma rozwiązaniami: - wentylacja z reku. - wentylacja wywiewowa. Jeszcze niedawno żadna z tych opcji nie była możliwa, ze względu na wolnostojący piecyk kominkowy, który co prawda ma zamkniętą komorę spalania, ale nie jest "szczelny" jeśli chodzi o pobór powietrza niezbędnego do spalania. Po namyśle zdecydowałem się na przerobienie tego szczegółu (prace w trakcie), ponieważ jego konstrukcja umożliwia taki zabieg bez większego problemu. Wersja z reku, za i przeciw: + oszczędność energii (szczegóły w ostatnim "-") + komfort prawdziwego napowietrzenia każdego z pomieszczeń. + łatwa sterowalność systemu. - duży koszt. - znaczna ingerencja przy rozprowadzaniu instalacji. - długi czas zwrotu inwestycji, zważywszy na małą kubaturę pomieszczeń (patrz pierwszy "+"). Wersja z wywiewem: + stosunkowo nieduży koszt. + prosta instalacja. - niższy komfort użytkowania. - zimne powietrze pizga po nogach aż miło (określenie zapożyczone od "adam_mk", specjalisty w temacie wentylacji). Kilka dni wałkowałem temat wentylacji, usiłując wybrać najkorzystniejszy wariant i oto na co wpadłem... Ostatni "-" przy wywiewnej udało mi się zminimalizować i to za sprawą... psów . Ktoś powie... pogięło gościa i nick ma adekwatny . Nie zupełnie. Moje psiaki są rezydentami pokoiku, który właśnie dobudowałem. Przebywają w nim wtedy, kiedy aura jest mocno niesprzyjająca (mróz, deszcz itp). Na prywatny użytek razem z TZ-ką nazywamy go... psiarnią . Powszechnie znane jest powiedzenie "zimno jak w psiarni". No właśnie... w tym pokoju miałby być umiejscowiony duży nawietrznik (manualny, ciśnieniowy, ew. higro). Pod drzwiami byłaby spora szczelina/kratka ok. 200-300 cm2 (kwestia dyskusji) i właśnie nią powietrze biegłoby poprzez salon (14m2 - koń by się uśmiał), do kuchni i przez korytarz do łazienki. Dwa niezależne wentylatory o regulowanej wydajności (w kuchni i łazience) pchałyby je do wyrzutni przez ścianę. "Psiarnia" wzięłaby na siebie dyskomfort pizgającego po nogach zimna, a po wstępnym podgrzaniu, na właściwe pokoje dostawałoby się powietrze o "przyzwoitej" temperaturze. Łudzę się, że udałoby się poprzestać na jednym nawietrzaku, ale w razie konieczności mniejszy nawiew dałbym jeszcze w jednym oknie (salon, kuchnia?). W powyższy sposób wykorzystałbym, skąd inąd, nie najszczęśliwsze usytuowanie pomieszczeń (swoisty układ szeregowy). Żeby było śmieszniej, went. wywiewną mam zamiar ożenić z rekuperatorem... Spokojnie, nie zwariowałem. Mianem rekuperatora określa się też urządzenia służące do odzysku ciepła ze spalin przepływających między czopuchem pieca a kominem właściwym. Ponieważ kominek umiejscowiony jest przy ścianie oddzielającej salon od "psiarni", w banalnie prosty sposób rozwiążę kwestię dogrzewania tegoż pomieszczenia. W tymże spalinowym reku jest króciec fi 80mm, który wystarczy połączyć kawałkiem rury zakończonej kratką. Jest jeden mankament tego rozwiązania, a mianowicie stosunkowo głośna, ale za to wydajna dmuchawa. No ale coś za coś, tym bardziej, że zawsze można przełączyć na OFF, a włączać np. podczas nieobecności w domu. Niby fajnie, ale tutaj rodzi się moja wątpliwość... Jak potraktować powietrze, które będzie krążyć między pokojami? Czy wystarczy uwzględnić dodatkową "lokalną" cyrkulację i powiększyć otwór w drzwiach? A może iść na całość i powietrze z zewnątrz doprowadzić wprost do wentylatora, uprzednio szczelnie go obudowując. Powstałaby swoista hybryda, która za pomocą odpowiednich bypas'ów (eliminacja dmuchawy) zmieniałaby system pracy w zależności od pory roku, czy też funkcjonowania kominka. Pozostaje kwestia wydajność wentylatora nadmuchowego i obu wywiewowych (kuchnia i łazienka). Czy suma ich wydajności powinna być w przybliżeniu taka sama? Docelowo strumień powietrza biegł by następująco: - czerpnia w ścianie salonu - obudowa wentylatora - wylot w nowym pokoju. Dalej już standardowo, czyli przez rozszczelnione drzwi na "salony" i na zewnątrz. Qrcze, a może jeszcze prościej... Skoro dwa wentylatory ciągną z określoną siłą, a chałupa jest szczelna (teraz taka jest), to powietrze musi popłynąć rurą z zewnątrz, "ocierając" się o gorącą rurę czopucha. W takim razie dmuchawa byłaby zbędna. Tylko czy wydajność tych dwóch wentyli wystarczy, żeby sprawność takiego "odzyskiwacza" ciepła była na znośnym poziomie? Można też inaczej... Wentylator nawiewowy (np. kanałowy) umieszczony na trasie czerpnia-reku (w pomieszczeniu niemieszkalnym), co wyeliminowałoby uciążliwy hałas. Jest jeszcze kilka wątpliwości, m.in. to, czy powietrze ogrzane w opisany sposób nie będzie zbytnio wysuszone... Liczę na to, że osoby z doświadczeniem zechcą podzielić się ze mną uwagami, jakie nasuną się im po niniejszej lekturze. Trochę nagmatwałem, dlatego teraz coś, co pomoże zrozumieć mój powyższy słowotok, czyli rzuty pomieszczeń, widok 3D i fotka spalinowego reku, dla lepszej orientacji "w terenie": Parter: http://i36.tinypic.com/wb9m6v.jpg Poddasze: http://i33.tinypic.com/2lj2nap.jpg Widok od strony kuchni (w głębi za "salonem" szeroko komentowana "psiarnia"): http://i36.tinypic.com/2w50c94.jpg Spalinowy reku: http://i38.tinypic.com/15f6hig.jpg
  12. Kupię reku o wydajności 100-200 m3/h, najchętniej używany (względy finansowe). Może ktoś z forumowiczów zmieniał swój na większy/nowocześniejszy i chciałby się go pozbyć. Na forum zaglądam systematycznie, ale w razie czego można też dzwonić 600 870 225.
  13. Z pokorą przyjmuję powyższą krytykę, choć na swoje usprawiedliwienie podam, że działkę nabyłem stosunkowo niedawno i nie mam jeszcze doświadczenia w tej kwestii. Na innym forum doczytałem o prawdopodobnych przyczynach tego stanu rzeczy, ale nie było tam mowy o mszycy, a mówiło się raczej o chorobie zwanej "osutka", czy też o grzybie (łacińska nazwa Rhizospaera kalkhoffii). Nie wiem ile to ma wspólnego ze wspomnianą mszycą, ale jedno jest pewne... moje psy nie ponoszą za to winy . Bez względu na to, która z wymienionych chorób dotknęła moje drzewa, chciałbym wiedzieć, czy w przyszłości opryski (ew. doglebowo) stosować regularnie/profilaktycznie, czy też po wystąpieni pierwszych symptomów?
  14. Od niedawna zaobserwowałem, że w przypadku kilku spośród kilkunastu świerków (różnych gatunków), rudzieją igły. Tegoroczne przyrosty są raczej O.K., choć w jednym przypadku, zdarzają się pojedyńcze z rudziejącymi końcówkami tychże. Są do dorosłe osobniki mające od 5 do 9 m wysokości. Nie wiem, czy można złożyć to na karb odsłoniętych gdzieniegdzie korzeni, które z upodobaniem odkrywają psy, kopiące pokażne doły, w których chronią się przed skwarem w upalne dni. Zdarza się, że przeszkadzający im w pracach ziemnych korzeń, zostaje odgryziony. Na logikę, w tej wielkości drzewach, system korzeniowy jest mocno rozbudowany, dlatego jest to raczej mało prawdopodobne, ale wolę się upewnić... Jeśli to kwestia innych szkodników, również proszę o wskazówki. Będę wdzięczny za każdą sugestię. Poniżej przykład: http://images38.fotosik.pl/151/742a1a218be5bc78.jpg http://images41.fotosik.pl/151/a183555ebc05571e.jpg Tutaj widać efekt prac ziemnych moiich psiaków: http://images49.fotosik.pl/155/a55787c411225c5b.jpg http://images45.fotosik.pl/155/980661847019f84b.jpg Poniżej 4-ro metrowy świerk, który od kilku lat wygląda bidnie. Nie usycha (poza widocznym czubkiem i fragmentem na drugiej fotce), ale zielen jest mało soczysta, a przyrosty maleńkie: http://images45.fotosik.pl/155/4d88a2d59bebb0db.jpg http://images49.fotosik.pl/155/22e74df499227a1b.jpg
  15. O.K. W takim razie czopuch mamy załatwiony. Wychodzę prosto w górę, a w okresie niegrzewczym, wstawiam miskę do wnętrza kominka Niestety, nie otrzymałem jesnej odpowiedzi na moje drugie pytanie, a rury muszę zamówić już dziś... Czy dwie, te najwyższe kupić kwaso-żaro, czy kupić jedną (przedostatnia w systemie), a ostatnią dać kwaso, czyli tą, którą praktycznie już mam. Niby to nie majątek, ale 350-400 pln też drogą nie chodzi tym bardziej, że rura leży i się marnuje...
  16. Czy całość zostanie zabudowana? Wracając do moich pytań i Twoich sugestii... Zakładając, że w kominku akurat nie będzie palone, a w tym czasie będzie ulewa, to spora ilość wody dostanie się przez czopuch do wnętrza kominka. Czy to też nie problem? A jak z tą ostatnią rurą? Spróbować kwaso, czy od razu kupić dwie kwaso-żaroodporne? Na wspomniane przez Ciebie zapalenie się sadzy (długotrwałe), tak naprawdę nie jest odporna i żaro.
  17. Qrcze... może to późna pora, a może... hmm... Nie mam pojęcia o co chodzi z tą fotką No i ten wylot z komina w górę... Możesz jaśniej EDIT: Fotkę rozszyfrowałem Rozumiem, że ten gadżet montuje się zaraz za czopuchem? Jak to może wpłynąć na ciąg? W sumie to coś w rodzaju żebrowanych wstawek, których sporo widziałem na Allegro.
  18. Po szerokich konsultacjach (również poza forum) wybrałem następujące rozwiązanie: Od czopucha do 3/4 wysokości następnej kondygnacji, rury (3,5 mb) typu Bertrams (czarna o gr. ścianki 2mm). Dalej dwie rury izolowane żaroodporne, zakończone ustnikiem. Wiem, wiem... zaraz podniesie się larum, że rury czarne nie służą do tego typu instalacji, ale po rozmowach z firmą, która wykonała już trochę tego typu kominów, okazuje się, że metoda ta w praktyce sprawdza się doskonale. Podobno rury te są w stanie oddać więcej ciepła, niż porównywalna rura z blachy kwaso-żaro. Jeśli ktoś twierdzi, że opisywane rury nie nadają się zupełnie, niech mi wytłumaczy proszę, dlaczego te same rury stosuje się z powodzeniem jako łącznik czopucha z właściwym kominem, który to łącznik nierzadko biegnie metr w pionie, potem kształtka i kilkadziesiąt cm w poziomie. Czym tak naprawdę różni się to od mojego "ustrojstwa", poza długością? Postanowiłem spróbować, bo w najgorszym razie, po sezonie mogę wymienić dolną część komina i będzie po sprawie. Koszt czarnych rur jest stosunkowo niewielki... Mam jeszcze dwie wątpliwości... Ponieważ nad ustnikiem nie stosuje się daszków (gdzieś tak doczytałem), to jak zabezpieczyć się przed skroplinami i ew. wodą opadową, kiedy kominek jest wygaszony? Czy taki system może wychodzić pionowo wprost z czopucha, czy należy wykorzystać tylny króciec i wejść za pomocą trójnika? I jeszcze pytanie natury praktyczno-ekonomicznej... Mogę mieć za friko jedną rurę izolowaną z blachy tylko kwasoodpornej (pozostałość po innej budowie). Czy byłoby profanacją zastosowanie jej na samym końcu komina, tam gdzie temp. spalin jest stosunkowo niska? Jak to się ma do ew. zapalenia/żarzeniem sadzy na powierzchni blachy? Czy do tego typu sytuacji dochodzi na całej długości komina, czy raczej w dolnej jego części?
  19. W tym wypadku w sukurs idzie nam sprytne rozwiązanie, które polega na poprzecznym podfrezowaniu każdej płyty, a co za tym idzie, nawet gdyby nie myślący "fachowiec" chciał, nie uda mu się tego zepsuć. Nie każdy producent ryfla stosuje ten myk, ale jak zauważyłem na trzeciej fotce, zamieszczonej przez tryllu, można zastosować jedną listewkę, pełniącą rolę "pilota". Banalnie proste, a skuteczne. Wracając jednak do meritum... Ryfle nie mają za zadanie odprowadzić kondensującej się pary wodnej (może przy okazji, jeśli już do tego dojdzie), lecz wody czy wilgoci, która dostanie się pod styro w wyniku nieszczelności, które zwyczajowo zdarzają się w okolicy otworów. Nawet zwolennicy ryfli i wiatroizolacji przyznają, że przy odpowiednim reżimie wykonawczym, można z tych "udoskonaleń" zrezygnować. I tutaj powraca kwestia, o której sam byłeś łaskaw wspomnieć, czyli partactwo niektórych ekip budowlanych. Właśnie z tego powodu osobiście wykonałem wszelkie prace z tym związane. Pozostało doszlifowanie krawędzi i wtopienie siatki. Zastanawiam się, czy aura pozwoli mi na dokończenie tych prac? Czy goły styro może zostać do wczesnej wiosny? Zakładam, że ptaki nie zjedzą go w tym czasie. Na murowanej części domu, styro już czeka prawie 2 miechy i póki co nie widzę zmiany. Fakt, że jest od nienasłonecznionej, północnej części domu. Mam jednak nadzieję, że na początku przyszłego tygodnia nie będzie jeszcze nocnych przymrozków i zdążę "przed północą"
  20. To już coś wiemy... Tak jak podejrzewałem, da się zrobić tak, żeby było dobrze. Zastanawia mnie wysoki koszt wykonania Twojego komina, ale jak mniemam, to przez duży przekrój rury. W moim przypadku fi wewnętrznej to 150. W zależności od producenta, zewnętrzna średnica waha się między 250 a 300. Wiadomo, im więcej izolacji, tym lepiej. Oczywistym dla mnie jest, ze rura dwuścienna nie może posiadać absolutnie żadnych mostków termicznych. Jeśli niektóre z nich tak mają (z tego co pisze Kominiarz, z pewnością tak jest), to nie powód, żeby uogólniać i negować tego typu system. Jeszcze jedno pytanie... W jakiej odległości od boazerii powinna przechodzić taka rura? Tak się składa, że pod sufitem ktoś zrobił 30 cm pas, okalający pomieszczenie, w którego rogu stanie kominek? Myślałem nawet, żeby na wysokości rury jednościennej, w rogu zastosować izolację termiczną. Pewnie udałoby się zrobić to w taki sposób, żeby nie oszpecić ściany...
  21. Jak widać nie pisałem o całym systemie rur dwuściennych, a miałem na myśli system mieszany. Tam gdzie można, chciałem odzyskiwać ciepło (rura jednościenna), zaś tam gdzie względy bezpieczeństwa i sztuki kominiarskiej nakazują, rura dwuścienna. Te krótkie odcinki można jakoś "dopracować"...
  22. Fakt... taki stan rzeczy jest nie do przyjęcia... Ciekawe, co na ten temat mówią aprobaty techniczne? Sprawdzę, co gwarantują poszczególni producenci, w takich przypadkach. Zdaję sobie sprawę, że papier wszystko przyjmie
  23. Napisz proszę, jakie ryzyko niesie ze sobą komin, w postaci rur jedno i dwuściennych, opisany w moim poprzednim poscie. Zakładając rzecz jasna, że zostałby wykonany zgodnie ze sztuką i dbałością o każdy detal. Przypadek zobrazowany wyżej, to nic innego jak zwykłe partactwo, z którym często mamy do czynienia. Tego typu nieszczelności nie biorą się z "powietrza", a jedynie z powodu błędów montażowych, czy na skutek zastosowania nieodpowiednich/złych jakościowo materiałów. Każdą rzecz można zrobić przynajmniej na trzy sposoby... dobrze, żle i tak sobie EDIT: Pisaliśmy w tym samym czasie
  24. Widzę, że zostałem źle zrozumiany... Pisząc o systemie rura w rurze, miałem na myśli gotowe rozwiązanie z atestem. Rura jednościenna miałaby zastosowanie jedynie na odcinku między czopucham i pierwszym stropem, dalej przez strop rura izolowana (ta z atestem), przez poddasze użytkowe ponownie rura jednościenna (oddawanie ciepła w małym pomieszczeniu, w którym nie ma żadnego innego źródła ciepła ,za wyjątkiem ew. grzejnika elektrycznego, na wypadek silnych mrozów). Poczynając od drugiego stropu do wylotu spalin, rura dwuścienna. Czy takie rozwiązanie jest dopuszczalne? Jeśli nie, to zdaje się oznaczać, że wszelkie atesty na podobne rury, są jedynie fikcją...?
  25. Sam również skłaniam się bardziej ku tej opcji. Jeśli chodzi o same rury... Jaka jest różnica w trwałości, między wymienionymi wcześniej rurami? Cenowo, rura kwaso-żaro jest ok. 2,5 raza droższa od "zwykłej" czarnej z blachy DC-1 Czy jej trwałość jest proporcjonalnie dłuższa? Czy rura z kwasówki nie zmieni z czasem koloru, pod wpływem wysokiej temperatury? Ma ktoś może namiary na dystrybutora/producenta takich rur w dobrej cenie?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...