-
Liczba zawartości
884 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez trach
-
Tiaaa... Na różnych fundamentach ludzie budują swoje domy, ale na sloganie wysłanym przez sms? (a ciekawe, do ilu pań już przedtem wysyłanym)...
-
agniesia, nie piszę nic o wszystkich. Piszę o sobie. A Ty czytaj to o sobie. Analizuj swoje nie cudze życie, inaczej to będą ploteczki a nie owocna dyskusja. Zresztą chyba piszę wyraźnie: choćby wszyscy robili inaczej... Właśnie zakładam, że większość nie będzie tak żyła.
-
Ja też nie muszę teoretyzować, jareko. Moja żona wie o moich nałogach, których mam parę. W rzeczy samej są tylko trochę mniej obrzydliwe od zdrady małżeńskiej. Tak, mam takie słabości. Nie będę tu dokładnie pisał jakie, bo nie chodzi o niezdrowa sensację. Ale nigdy nie twierdziłem, że to nie są słabości, że mam do tego prawo i że jest OK tak, jak jest. Pracuję nad nimi. Ona to widzi i wspiera mnie. A ja wspieram ją i wychowuję nasze dzieci, możliwie tak, aby one umiały łatwiej walczyć ze swoimi słabościami niż ja ze swoimi, aby poszły o krok dalej. Temat wspólnoty życia małżeńskiego, wspierania się nawzajem na stromej drodze do stawania się co dzień choć odrobinę lepszym, przebaczania sobie upadków, wałkujemy na okrągło. Inaczej życie byłoby tylko pozorem, kiepskim teatrzykiem. I wiem, że umiemy sobie przebaczać, wcale nie swoją mocą, bo po ludzku to nawet niemożliwe, ale u Niego nie ma nic niemożliwego. Wiem, że miejsce, w którym mnie na przykład Bóg postawił - głowy rodziny - jest miejscem katorżniczej pracy, od której nieraz mnie odpycha. To jest niedospanie, przemęczenie, organizowanie wszystkiego wszystkim wokół (czego nie byłem nigdy w domu rodzinnym nauczony), odpowiedzialność za to, co robię i mówię. A każdy mój upadek jak na dłoni odbija się na moich bliskich. No i przezroczystość właśnie: oni wszystko o mnie wiedzą (dzieci mniej, ale czują więcej niż często się dorosłym wydaje). Tak czasem chętnie bym stąd uciekł., wziął urlop, wyjechał... ale nie mogę, każeej doby jestem im potrzebny. Zresztą jeśli gdzieś jedziemy bez siebie, to człowiek zaczyna od razu tęsknić i troche się niepokoić. A nawet gdyby komuś z nas powinęła się noga, to co? Rzucamy rodzinę? Niech sobie dzieci same radzą? Nie masz pojęcia, jak one cierpią kiedy my się z żoną tylko normalnie pokłócimy, jak to się zdarza co parę dni! One też już wiedzą że są rzeczy ważniejsze od samego życia i że każdy upada a nauka przebaczania i proszenia o przebaczenie jest najważniejszą rzeczą w naszym życiu, nie nasza szkoła i praca, nie nasze hobby, nie nasza budowa... A z drugiej strony, przeżywałem różne rzeczy - również zakochanie w kimś innym już po ślubie i wycie z bólu w poduszkę, również półtora roku przymusowej wstrzemięźliwości (nigdy nie przewidywałem, że to mnie spotka, a tym bardziej że to zniosę)! Ale pewny siebie nie jestem. I mam się na baczności, i nawet "motylków" unikam. A co do tego, czy powiedziałbym żonie o zdradzie, gdybyśmy byli innymi ludźmi? Powiem w ten sposób: na pewno wiedziałbym że trzeba będzie kiedyś o tym powiedzieć i zacząłbym pracę nad sobą aby to się nie powtórzyło, a potem abyśmy zbliżyli się do Boga, który jako jedyna instancja jest w stanie pomóc nam sie zrozumieć i zjednoczyć na nowo (w końcu nie tylko ją ale i Jego bym zdradził). Myślę że okreśłiłoby to program pracy na całe życie. Nie muszę tego mówić od razu. Bez pośpiechu. Takie postawienie problemu powinno sprawić, że jeszcze to wszystko wyjdzie na lepsze niż było. Cóż, największymi świętymi są nawróceni wielcy grzesznicy... Pozdrawiam i na dziś żegnam -
-
No tak, agniesiu, tylko że rozrastanie się zjawiska nie oznacza w żadnym stopniu jego "normalnienia". Słowo "normalny" pochodzi od słowa "norma", czyli zasada, prawo. To że coś staje się powszechne i społecznie akceptowane nie oznacza, że staje się obowiązującą normą. Bywają takie czasy, kultury i środowiska, w których powszechne i akceptowane są takie rzeczy, o których nam się nawet nie śniło. A istnienie norm, zasad jest niezależne od etyki danego środowiska. Jeśli w jakimś państwie X wszyscy kradną i zabijają, to nie oznacza że wyjechawszy tam należy uznać to za normalne i samemu się do tego modelu dopasować. Nawet to, że parlament coś uchwalił, nie oznacza że staje się to obowiązującą normą. Parlament często się myli, skoro raz ustanawia a za chwilę odwołuje pewne ustawy, choćby w kwestii aborcji. Nawet to, że za nieprzestrzeganie jakiegoś przepisu organy władzy ustanowią karę więzienia albo i śmierci - jak za wiarę w Chrystusa za Dioklecjana - nie oznacza, że to mnie obowiązuje. Wybór należy do mnie. Czy znam życie? Na pewno nie każdego człowieka. Ale wielu ludzi znam. Widzisz, bacznie obserwuję ludzi i kiedy mogę, próbuję im pomagać. Wtedy często otwierają się przede mną zupełnie niewidoczne dla kogoś z zewnątrz ich wady i cnoty, powody upadków i przyczyny dobrych decyzji. Znam życie nie tylko ludzi małych, upadłych, ale i pięknych swoją wiernością do końca. Tacy ludzie nie mają łatwo. Jest ich dużo. Ale łatwiej widać, zwłaszcza w mediach, tych, którzy wolą mieć łatwo i odnoszą tzw. sukces. Znam życie i dlatego np. wcale mnie nie martwi, kiedy mówią, że być może koniec świata jest bliski. Ja też nie chcę mieć łatwo. I nie mam. A boję się tylko tego, czy ja jestem dostatecznie wierny tym normom, które poznałem i o których przypomina mi sumienie, bo z tego będę kiedyś rozliczany.
-
Co do nazewnictwa to masz rację, M@riuszu, nie demonizujmy. Agniesia, bój się Boga, legalizacja i kontrola burdeli byłaby z korzyścią dla zdrowia mężów planujących skok w bok !? Może dla ich zdrowia wenerycznego tak, ale - sorry! - genitalia to jeszcze nie cały człowiek a nawet nie jego najważniejszy organ ! Wierność (i niezbędna do niej wstrzemięźliwość) jest na pewno najlepsza, a jedyny problem to to, czy wierzymy, że jest możliwa. Pewnym siebie nie można być, bo to właśnie zwiększa ryzyko, że nasza pewność okaże się na wyrost. Tak jak zbyt pewny siebie kierowca na szosie jest najniebezpieczniejszy, i dla siebie i dla innych. Żaden małżonek nie może być pewien swojej niepodatności na pokusy, a żaden kierowca nie może być pewny swoich umiejętności w każdej sytuacji drogowej. Ale to nie znaczy, że mamy machnąć ręką na wierność. Kierowca nie możemachnąć ręką na przepisy ruchu drogowego i zaniechać ostrożności "skoro i tak jakby co do czego, to się pewnie rozbijemy"! Właśnie tak myśląc na pewno się rozbijemy. Czy to byłby słuszny wniosek? Czy to nie jest dobra analogia? Oczywiście, chwalenie się podbojami i zdradami, jak piszą Agnieszka1 i 1950, to już zupełne szczeniactwo i dowód głupoty. I jeszcze jedna analogia: nurt podskórny (vide: smartcat) jest jak wierzchowiec, a nasza wola i rozum - jak jeździec na nim jadący. Może nam się akurat trafił rumak narowisty, nieprzewidywalny i trudny do okiełznania. Ale czy wobec tego poddajemy się i jedziemy tam gdzie chce koń i wtedy kiedy on chce? Przecież to by było bez sensu. Tego rumaka trzeba ujeździć, trzeba go sobie wychować i okiełznać. A jeśłi wiemy, że np. dostaje fioła na widok klaczki od sąsiada i może nas zrzucić? No, to w trosce o własne zdrowie trzeba z daleka omijać łukiem tę klaczkę... No nie? I na pewno nie dlatego tylko ludzkość przetrwa, że będą zdrady małżeńskie, olinku! Piękno ciała jest nam dane na osłodę, bo gdyby człowiek wiedział, co go czeka później na etapie zarwanych nocy i zalatanych dni wychowując dwójkę, trójkę, może więcej dzieci, a nie miałby tego "magnesu" i "osłody", toby się rzeczywiście nigdy na założenie rodziny nie zdecydował i byśmy wymarli! Ale ktoś kto podrywa żonę temu zaharowanemu facetowi, sam w przeciwieństwie do niego wymuskany, atrakcyjny i dobrze wyspany, a potem wychowanie tych statystycznych 30% dzieci pozostawia jemu (i jej) a sam leci na następny kwiatek, bez żadnych zobowiązań, jest gorzej niż złodziejem. I to nie dzięki jego "zapylaniu" tylko tym zapracowanym małżonkom zarabiającym na dom i wychowującym te dzieci ludzkość trwa. Może nie? A przyznanie się do winy? Ja bym je widział jako w którymś momencie niezbędne. Na pewno nie "na gorąco", na pewno nie lekceważąco ("A wiesz, kochanie, czym się różni pani Kowalska od Ciebie, bo ja już wiem!"), na pewno jako część wielkiego wysiłku obojga aby wznieść się na jakiś wyższy poziom zrozumienia i bliskości, ale ostatecznie czy wyobrażacie sobie żyć w NAPRAWDĘ BLISKIM I PRAWDZIWYM związku z drugim człowiekiem, wiedząc że coś takiego nieujawnionego leży cieniem pomiędzy wami? A uświadomcie sobie, że bez przyznania się do winy nie ma przebaczenia! W żadnej dziedzinie, ani osobistej, ani zadnej innej. Dlatego między Polską a Niemcami ciągle nie jest tak jak trzeba, dlatego wciąż nas boli Katyń, dlatego Żydzi od stuleci nie mogli wybaczyć chrześcijanom i tak ich ucieszył gest Ojca Świętego, bo nawet po stuleciach był potrzebny, był niezbędny, aby naprawdę przebaczyć. Dla wierzących: Bóg nigdzie nie wymaga od nas przebaczenia wyrządzonego nam zła, którego sprawca nie chce nas przeprosić. Przebaczaj nawet 77 razy, ale "jeśli brat Twój przyjdzie i powie: zgrzeszyłem". A jeśli nie przyjdzie? "Idź i upomnij Go", a jeśli nie posłucha "weź ze sobą swiadków", a jeśli ostatecznie nikogo nie posłucha "niech Ci będzie jak poganin i celnik" czyli jak obcy i wróg. Tylko mścić ci się nie wolno - za zło nie odpłacaj złem. Nie zniżaj sie do jego poziomu. Najpiękniejszą formą zemsty jest przebaczenie! Bo uświadomcie sobie, patrząc od strony drugiego partnera, tego zdradzonego, że bez waszego przebaczenia ten najbliższy Wam człowiek nigdy się nie podniesie i zapewne nigdy nie nauczy się mówić "nie" takim pokusom... Czy będziecie potrafili bez tego wybaczenia szczerze podać sobie ręce i popatrzyć w oczy? Chyba, że już znacie swoje "drugie połówki" na tyle, że wiecie iż nie umieją sobie i innym niczego wybaczać. To znaczy że są jeszcze mimo swoich lat bardzo niedorośli, niedojrzali. Nie odkryli tego, że każdy człowiek jest z natury zdolny do najpodlejszych rzeczy i że rzeczą najważniejszą w życiu jest umiejętność pokornego zaakceptowania tego i uczenie się proszenia o przebaczenie i wybaczania innym, aby i nam było wybaczone. Wtedy macie oboje okazję na największe pewnie i najważniejsze w waszym życiu rekolekcje i dorośnięcie...
-
U mnie koszt zaprawy ciepłochronnej był bardzo znaczący - około 1/3...1/4 całej ceny materiałów na ściany. Ścianę mam jednowarstwową i murowaną na grubą spoinę (12mm), stąd duże zużycie. Cementowo-wapienna wypadłaby około 5 razy taniej, a to już dużo. Z tym, że gdybym miał mieć ścianę dwuwarstwową, nie stosowałbym ciepłochronnej zaprawy. A pewnie w ogóle nie brałbym cegły poryzowanej tylko U-220, nawet przy porównywalnej cenie.
-
Problemy ze sprzedażą mieszkania
trach odpowiedział micha → na topic → Kupuję mieszkanie, sprzedaż, wynajem - szukam dobrych ofert
M@riusz ma rację. Ja też szukając działki wiedziałem już co to jest internet i co to jest Forum Muratora itd. ale ogłoszeń szukałem WYŁĄCZNIE w prasie lokalnej. W sumie to jest naturalniejsze: internet to cały świat i więcej wyszukiwania, poza tym wielu ludzi ma np. internet tylko w firmie a w domu mają już dość komputera (oczy też muszą kiedyś odpocząć) albo szuka głównie żona (u mnie też tak było: Agnieszka dokonywała przeglądu prasy i pierwszej selekcji, a ja potem dzwoniłem i jeździłem oglądać). Powodzenia! -
A jeśli ta powłoka się zmywa albo za trzy lata zejdzie jak teflon z patelni, to co, kupisz nowy? Ja mam w tej chwili stalowy od ~6 lat. Niestety, nie ma takiej kwasówki, która by nie reagowała z żadnymi środkami chemicznymi, a do zlewu trafiają różne, czasem trzeba umyć łapska z jakiegoś smaru czy innego licha. A nawet głupie truskawki potrafią zostawić plamy nie do odmycia. Ja swojego zlewozmywaka nie umiem już domyć niczym. A każdą kroplę wody trzeba wytrzeć zanim wyparuje, bo widać. No i jak puszczę wieczorem wodę bez perlatora to huk jest taki, że się dzieci budzą... Nic dziwnego, że moja żona zażyczyła sobie do nowego domu konglomerat kamienny. I taki będzie. Też się bałem o udarność, ale skoro piszecie, że nie jest tak źle, to nie będę się zastanawiał.
- 893 odpowiedzi
-
JAK ŻYĆ BEZ NIEGO!?!?
trach odpowiedział jarek244 → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
(usunąłem zdublowany post) -
JAK ŻYĆ BEZ NIEGO!?!?
trach odpowiedział jarek244 → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
W jaki sposób chęć doprecyzowania (jednoznacznego zrozumienia, uściślenia) "zagadnienia" PYTANIEM, może zostać odebrana jako NEGACJA czyjejś wypowiedzi??? Dziękuję Ci, Fidelisie, za spokojne wyjaśnienie. Masz oczywiście rację co do tego, że internet nie daje możliwości spotkania się bliżej i że nie tego większość ludzi tu szuka. Acz trochę szkoda. A powyższy cytat zamieściłem, bo on jest kapitalnym przykładem tego nieporozumienia. Widzisz, TERAZ już rozumiem, że Twoja odpowiedź jest po prostu rzeczową odpowiedzią. Ale jeszcze wczoraj, bez Twoich wyjaśnień, odebrałbym to co powyżej (jednak tak, choć Cię to dziwi) jako prowokację i negację, i widzę że jednak chyba parę osób też tak Cię odbiera (choćby fizyk). Pewnie mamy na co dzień całkiem inny styl mówienia. Gdybym raz posłuchał Cię przez dziesięć minut, nawet nie: co, a: w jaki sposób mówisz, tobym Cię lepiej rozumiał i tu, na Forum. A tak wogóle to zupełnie odeszliśmy od tematu wątku... -
A propos: Moniko, to nie los, tylko Twoja i męża decyzja ma Ciebie i jego zabezpieczyć przed takim szaleństwem! No, przyznajcie sami, że tak uczciwie patrząc, to zdrada nie jest czymś, co uznajemy za pożądane. Chyba nikt z nas nie zakłada że chciałby, aby ktoś go kiedyś w życiu zdradził, ani że sam chciałby zdradzić partnera. A odwet - czy zdrada w odwecie - to chyba też nie są "wysokie" pobudki. Pisały tu dziewczyny o różnych "motylkach w brzuchu". A czy takie "motylki" to są "wysokie" pobudki? A nawet nie wiem jakie zauroczenie i uniesienie? Dziewczyny, Wy naprawdę nie wiecie jak mordercze mogą być żądze u facetów, którzy nad swoim opanowaniem nie pracują i jak szybko ich zauroczenie Wami zmienia sie w pogardę! Nie dziwcie się, że w tym wątku doradzają Wam głównie faceci, pewnie tacy co akurat siebie znają i nad sobą pracują, i chcą Was ostrzec. Największy problem jest w tym, że po prostu nie wszyscy wierzymy, że można się tym wszystkim "motylkom" nie poddać i pozostać sobą a nawet być szczęśliwym. A jeśli się poddamy (albo tylko wyobrażamy sobie siebie w takiej syuacji), nic dziwnego że do głosu dochodzą tzw. "psychologiczne mechanizmy obrony", czyli dorabiamy ideologię do zdarzeń, żeby uniknąć wyrzutów sumienia. Bo tak naprawdę to nikt nie musi się poddawać żadnym "motylkom" ani żądzom, seksu ani odwetu... Tylko że cholernie trudno znaleźć w dzisiejszym świecie kogoś, kto nam to wprost powie i pokaże swoim przykładem. Jeden z najlepszych przewodników właśnie odszedł... A za to w TV, filmach, nie mówiąc już o "Dziewczynie", "Bravo Girl" czy pismach kobiecych możemy znaleźć całe tabuny rozmaitych "nauczycieli" czegoś wręcz przeciwnego, a właściwie - przepraszam za słowo - stręczycieli. Nie zdaje się Wam, że to tania demagogia: lepiej jest zgrzeszyć i żałować niż żałować że się nie zgrzeszyło? Spróbujmy znaleźć parę rzeczowych argumentów: dlaczego lepiej? Chyba gdzieś tam w głębi serca to czujemy, prawda? Decyzja zawsze należy do Was. Do mnie, do Ciebie. Nie idźcie na łatwiznę. Wymagajcie od siebie. Nawet gdyby wszyscy Was wyśmiewali, namawiali, reklamowali, zachwalali...
-
Prawda, Smartcat-ku, i trzeba tu dodać że, aby po latach wykwintych kolacji owoce morza wciąż były pociągające i się nie przejadły, trzeba w "swojego zająca" (bardzo mi się to określenie podoba) inwestować... Mówiąc w (lekkiej) przesadzie, żonę/męża można zdradzać wcale nie z TIRówką ale co wieczór z dobrą gazetą, po prostu unikając rozmowy pod pretekstem zmęczenia czy jakimkolwiek innym. Istotą jest odbieranie siebie i swojego czasu i oddawanie komuś/czemuś innemu. To tak jak z przykazaniem "Nie będziesz mieć innych bogów przede Mną" - wcale nie muszę czcić Mahometa albo być satanistą, wystarczy że zakochałem się w forsie albo jestem pracoholikiem i to już jest niewierność. A tu, muszę się przyznać, nawet ja mam na sumieniu spore zaniedbania, choć na pozór akurat w moim związku "wszystko gra". 1950, dołączam się do prośby Honoraty: Twój awatar/logo zajmuje pół ekranu i automatycznie zawęża prawą kolumnę, przeznaczoną na posty.
-
JAK ŻYĆ BEZ NIEGO!?!?
trach odpowiedział jarek244 → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
Znowu wyłazi stary problem, że na czacie/forum nie widać gęby rozmówcy i trudno jednoznacznie wyczuć odcień emocjonalny. Emotikony (buźki) nie wszystko załatwiają. W Twoim wypadku, Fidelisie, chyba ludzie odbierają Twój styl odpowiadania pytaniami (Twoje powyższe posty są tego najlepszym przykładem) jako prowokacyjny i negujący cytowane wypowiedzi - co, wnosząc z tego co piszesz, nie jest prawdą - ale powiem Ci że wrażenie to jest bardzo silne i mi też trudno mu się oprzeć. Mimo że internet właśnie dzięki tym ograniczeniom umożliwia "pozostanie w cieniu" i nie zdradzanie się nawet ze swoimi uczuciami, nie jest to jednak przyjemne prowadzić dyskurs z kimś, kto tak się "chowa w cieniu dwuznaczności". To Forum to jednak jest miejsce spotykania, a nie tylko podglądania ludzi i spraw. Skoro więc już decydujesz się włączyć aktywnie - piszesz posty - postaraj się tak jakoś je układać, żeby nie były kijem w mrowisko i żebyśmy i my się czegoś o Tobie też dowiedzieli. Nie obawiaj się tego (i nie odpisuj, proszę: A skąd wiesz, że się obawiam? ) Tak będzie łatwiej! -
A problem nie jest nowy... Ragazzo da Napoli zajechał mirafiori, Na sam trotuar wjechał kołami, Nosem prezent poczułaś, już taka jesteś czuła, Więc pomyślałaś o nim "bell ami !" On ciemny był na twarzy, a prezent ci się marzył, Za dziesięć centów torba w Pewex-ie. Ty miałaś cztery złote, on proponował hotel, I nie musiałaś zameldować się. Ty z nim poszłaś w ciemno, damo bez matury, Koza ma prezencję lepszą niźli ty. Czemu smętną minę masz i wzrok ponury, Ciao bambina, spadaj mała, tam są drzwi. On miał w kieszeni paszport, sprawdziłaś, a więc znasz to, Lecz on nie sprawdził, ile ty masz lat. On mówił "bella blonda", a popatrz, jak wyglądasz Te włosy masz jak len, co w błoto wpadł. Jak w oczy spojrzysz teraz swojego prezentera, Co dyskotekę robi i ma styl. Straciłaś fatyganta, chciał kupić ci trabanta, Czy warto było za tych parę chwil? Twój ragazzo forda capri ci nie kupi, "Buona notte" pewnie też nie powie ci. Jeszcze wierzysz, że dla ciebie śpiewa Drupi, Ciao bambina, spadaj mała, tam są drzwi. Poznałaś Europę, więc nie mów do mnie - "kotek". Ja nie wiem, co volkswagen, a co ford, Nie jestem tak bogaty, nie wezmę cię do chaty I przestań do mnie mówić - "my sweet lord". Ty nie będziesz moją Julią Capuletti, Inny wszak niż ja Romeo ci się śni, W żadnym calu nie wyglądam jak spaghetti, Ciao bambina, spadaj mała, tam są drzwi. Gdy ci pizzę stawiał, rzekł: "Prego mangiare", To pamiętać będziesz po kres swoich dni, Tęskniąc za nim, jak złotówka za dolarem... Ciao bambina, spadaj mała, tam są drzwi. Tym razem było mniej śmiertelnie poważnie, choć nadal realistycznie.
-
No i ja też lecę do mojego :zająca: i zajączków. A Was, kochani Jareko i Mariuszu pozdrawiam - jak zwykle kłóciliście się mając prawie identyczne zdanie. A w ogóle to dziękuję Wam wszystkim. Serce rośnie jak się czyta nasze forum i widzi, jak chcemy sobie pomagać. Nie znam drugiego tak zacnego grona w sieci. Z Bogiem! I dobranoc także!
-
Nasz Papież odszedł..... - módlmy się za Niego
trach odpowiedział Sonika → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
... i to będzie najbardziej solidny dom, jaki w życiu wybudujesz! -
Ja bym też najchętniej zachował śmiertelną powagę. Zresztą chyba przebija ona z moich wypowiedzi. Ale chyba po prostu nie da się od razu dotrzeć do sedna sprawy, żeby chcieli Cię słuchać. A czasem lepiej coś widać jak się przejaskrawi i przegnie w drugą stronę. Zobacz, że sięgnę do przykładu z najwyższej półki, kiedy Ojciec Święty szedł przed mszą przez plac, uśmiechał się do ludzi, zagadywał ich żartobliwie i błogosławił z uśmiechem, a zaraz potem stanął na ambonie i mówił tym samym ludziom z ogromną powagą o tym, że smutno mu to mówić o własnej ojczyźnie, ale naród, który zabija swoje dzieci jest narodem bez przyszłości. I czyż te poprzednie uśmiechy a nawet żarty były objawem cynizmu, braku powagi albo dwulicowości?
-
Eee, chyba Jareko to pisał z przekąsem i celową przekorą, nie?
-
Oj, ta tolerancja. I political correctness. Zmora naszych czasów. Nie pozwalają ratować tonącego, bo przecież skoro skoczył do wody to widać miał swoje powody a ich kwestionowanie jest nieetyczne. A ja - ponieważ też wiem, że nie mogę sobie ufać - wolałbym żeby ktoś mi pomógł, kiedy przesadnie zaufawszy sobie zacznę tonąć. Nie ufać sobie! Pamiętacie może pułkownika Andrea Stavrosa z książek Allistaira McLeana? Był uważany przez towarzyszy broni za najczujniejszego ochroniarza, opokę i ostoję. Taka "siła spokoju". Aż go spytali jak to robi i dowiedzieli się że po prostu boi się wszędzie, zawsze, wszystkiego i wszystkich i nikomu nawet sobie nie ufa. I dlatego żyje. Polecam Wam wszystkim! (książki też ) Jeśli wynikiem całej sprawy będzie wniosek że jednak trzeba się bardziej mieć na baczności i nie dufać zbytnio we własne siły, to będzie właśnie to. Oczywiście, ostatecznie jak widać, zgadzam się nie tylko z Ullerem i Mariuszem, ale i z Jareko... Pozdrawiam!
-
Donna, a ja i Tobie i każdemu życzę przyjemnych uczuć, ale zarazem baaardzo dużej ostrożności. Miałem do czynienia z pożądaniem, i właśnie dlatego to piszę. Uczucia (a właściwie emocje) nie są tym przewodnikiem, za którym bym radził podążać. A bardzo silne emocje są wręcz najgorszym przewodnikiem, za jakim można się udać. Bo kompletnie zaślepiają, wyłączają rozsądek. I wcale nie są tak znów bezcenne i wartościowe, jak to sugerują. Ja wiem, że w chwili, w której osiągają szczyt, wydaje się niemożliwe oprzeć się im i ja też dobrze pamiętam czasy, kiedy przeżywając uniesienia, wówczas niespełnione, dosłownie wyłem z bólu, normalnie jak przy czyszczeniu kanałów u dentysty. Doszedłem nawet do wrzodów żołądka. I nie potrafiłem tego opanować, i sam sobie wyperswadować, że to nie jest tyle warte, że to tylko fontanna, fajerwerk, że to się kiedyś wypali - a jeśli nie, to tym gorzej, bo dopóki trwa, człowiek wogóle nie myśli. Na szczęście uniknąłem najgorszego, to znaczy moje próby samobójcze (tak, miałem takie na koncie) pozostały nieudane. Na szczęście - nie wiem jaki anioł stróż podpowiedział mi wówczas myśl, której się uczepiłem - i z której uczyniłem jedną z kilku najbardziej żelaznych zasad w moim życiu. Uratowała mnie wówczas i ratuje za każdym razem, kiedy - coraz już rzadziej na szczęście - emocje biorą górę nad wolą i oceną sytuacji: DOPÓKI EMOCJE SĄ SILNIEJSZE NIŻ TY, NIE PODEJMUJ ŻADNYCH DECYZJI ! MUSISZ TO PRZECZEKAĆ I NIC NIE ZMIENIAĆ ! To dotyczy nie tylko EKSTREMALNIE NEGATYWNYCH UCZUĆ (stanów rozpaczy, załamania, lęku, itp.) ale PRZEDE WSZYSTKIM EKSTREMALNIE POZYTYWNYCH - euforii, uniesienia, zakochania, pożądania. Właśnie dlatego że są przyjemne, tak łatwo sie oszukujemy że są dobre i bezpieczne, a nic bardziej błędnego! Słuchaj, to jest Twoje być albo nie być. Jeśli kiedyś pożałujesz, Bóg - niezależnie czy w Niego wierzysz czy nie - wszystko Ci wybaczy, ale ludzie - nie, i pewnych rzeczy niegdy nie odwrócisz i nie naprawisz. To, co piszę nie wynika z moich przekonań religijnych, to nie są poglądy teoretyczne czy skądś wyczytane, tylko wynik doświadczeń, bardzo czasem gorzkich, na szczęście nie w moim związku, ale dotykających mnie do żywego głębokim smutkiem. Przetrenowałem już zdradę i rozwody w dość bliskiej rodzinie, i opluwanie się zaraz po łóżkowych uniesieniach. Widziałem nawrócenie i ślub kościelny (niani moich dzieci) po ośmiu latach życia na kocią łapę i do dziś pamiętam (i mam na zdjęciach) szaloną radość w oczach ich synka, który podawał im obrączki. A potem jej zakochanie w biznesmenie z Warszawy i wymuszony rozwód pół roku po ślubie. "Bo przynajmniej jestem szczęśliwa". I ból i nienawiść do niej w oczach tego samego dziecka. Tych oczu też nigdy nie zapomnę. Ona też się tylko oszukuje. To nic nie buduje, tylko niszczy. Wiec proszę Cię, nie poddawaj się emocjom, nigdy. To jest droga do śmierci. Chciałbym jakoś pomóc. A że ja akurat jestem wierzący, pomodlę się za Ciebie i tę sytuację.
-
JAK ŻYĆ BEZ NIEGO!?!?
trach odpowiedział jarek244 → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
Ja też Ci dziękuję, Maćku. Co dała ta śmierć? A choćby tu u nas to, że potrafimy sobie dziękować za a nie zazdrościć, i nawet nie mamy ochoty się kłócić. Co do porównania z tragedią 11 września, Fidelisie, to chciałbym zauważyć, że tamta tragedia wywołała gigantyczne emocje, ale w zasadzie nic nikomu nie dała do myślenia. Bo co mogła dać? Przekonanie że nie ma takiej niegodziwości na którą ludzkości nie stać? To już wiemy dawno, tylko woleliśmy o tym zapomnieć. Jeśli cokolwiek mogła nam pomóc odkryć nowego, to chyba tylko to, że dalsze deprecjonowanie Arabów i trzymanie strony Izraela w polityce zagranicznej przez USA jest rażącą niesprawiedliwością, wobec której siłowe pokonanie kilku reżimów (a jeszcze wbrew zdaniu ONZ czyli dodatkowo osłabiając tę organizację) było kompletnie chybioną odpowiedzią na 11 września. Zresztą to, co wygadują amerykanie na temat Kościoła i Jana Pawła II jest często równie absurdalne i chybione. Wczoraj słyszałem zdanie jakiejś sławy naukowej zza oceanu, że Papież ma na sumieniu śmierć wielu młodych członków Kościoła w Afryce, bo nawoływał do zaniechania antykoncepcji co wystawiło ich na zarażenie AIDS. Pan profesor ma widać elementarne luki w logice: a do wierności i odrzucania współżycia z innymi partnerami to Papież nie nawoływał? No i jasne, że jak się patrzy na tak zwany "cały świat", zwłaszcza media i polityków, to wiadomo, że wielu z nich wszystko robi pod publiczkę i kiedy "wypłynie" następny - jeden, drugi i trzeci - "medialny" temat, szybko zapomną, jak to ujął nieoceniony Tadeusz Sznuk w Jedynce (bardzo wiele mu zawdzięczam, to jest człowiek, który naprawdę zawsze rozumie co się dzieje i umie to taktownie komentować). Ale to nie jest ważne, bo to nie emocje są owocem tego pontyfikatu. I nie obchodzą mnie "oni" a nawet - właśnie - nie przede wszystkim "my", tylko "ja", dokładnie tak. Ja nawet nie słucham tych wiadomości. A dlaczego dopiero po śmierci zaczynamy "powtórkę materiału"? Bo tacy jesteśmy. Zawsze byliśmy. To nasz charakter narodowy. I nie tylko nasz zresztą. Dopóki Papież żył, czekaliśmy na nowinki, na to, co następnym razem powie? Kiedy znów przyjedzie? To były znów same emocje. Przecież On to sam nam mówił. Myślę, że tak samo było za życia Pana Jezusa i że słowa "Pożyteczne jest dla Was moje odejście" odnoszą się nie tylko do pokonania szatana w chwili tejże śmierci, ale i do tej psychologicznej prawidłowości. Zresztą my możemy szatana pokonywać tylko w ten sposób, że nie damy mu się oszukać, bo i on nic poza okłamywaniem nie może nam zrobić. Dlatego najcenniejsze co moim zdaniem pozostało nam teraz w spadku po Rodaku-papieżu to uwrażliwienie sumienia. Co przejawia się w tym, że kiedy TERAZ próbujemy sobie powiedzieć "No... powinienem, ale chce mi się" albo "Eee, nie wytrzymam, zresztą przecież wszyscy tak robią", albo "To zbyt wiele, tego nie dam rady, nie ma co zaczynać", odzywa się w nas zwykłe zakłopotanie i wstyd. To sumienie nam mówi, że oszukujemy samych siebie, że to nieprawda. A więc: Wymagajmy. Od SIEBIE. Z Bogiem! -
JAK ŻYĆ BEZ NIEGO!?!?
trach odpowiedział jarek244 → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
Nagrywałem z radia homilie Ojca Świętego, żeby do nich wrócić... Tyle już razy obiecywałem sobie, że przeczytam Jego encykliki i listy apostolskie... Mam wszystkie na półce... nieźle zakurzone... ze dwie czy trzy pozycje przeczytałem... a potem jak zawsze: słomiany ogień... Wreszcie muszę sobie to POSTANOWIĆ i DOTRZYMAĆ! Więc obiecuję to tu i teraz, Wam i sobie - i Jemu. Trzymajcie za mnie kciuki, proszę! -
Nasz Papież odszedł..... - módlmy się za Niego
trach odpowiedział Sonika → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
Tak, co prawda to nie najważniejsze (bo najważniejsze jest niewidzialne dla oczu...), ale pomysł jest świetny, przyłączam się! -
Nasz Papież odszedł..... - módlmy się za Niego
trach odpowiedział Sonika → na topic → Święta, nasze akcje, imprezy i archiwum konkursów
Pamiętam tę niesamowitą radość kiedy Karol Wojtyła został Papieżem. Pamiętam, że zastanawiałem się już wtedy: na jak długo? Świeża śmierć Jana Pawła I-go po 33 dniach pontyfikatu niepokoiła... A potem po zamachu cały świat postawił sobie to pytanie: jak to będzie bez Niego? Ale myślę że tak naprawdę nikt sobie tego nie potrafił wyobrazić. Teraz, kiedy Ojciec Święty naprawdę odszedł, poczułem się tak, jakby mój ojciec umarł. I przez te kilka dni bardzo wiele osób mówiło mi to samo... To uczucie osierocenia uświadomiło nam, jak ważna była nie tylko nauka i praca jako głowy Kościoła, ale po prostu Jego milcząca i pełna miłości obecność. Ale kiedy później do późna tej pierwszej nocy czuwaliśmy na modlitwie, poczułem że zarazem nie potrafię modlić się za Jego duszę, i - mimo smutku - płakać, bo kto jak kto, ale On na pewno nie potrzebuje tej naszej pomocy aby dostać się do Domu Ojca! Zacząłem modlić się - nie ZA NIEGO a DO NIEGO, o to, abym umiał teraz słuchać Go uważniej niż za życia. On tak bardzo przybliża nam Boga - jeśli Namiestnik Chrystusa jest TAKI, to jaki jest sam Chrystus?! Zrozumiałem, że On TAM jest i ŻYJE, i że na zawsze zostanie z nami - że oto Polska ma nowego patrona. Myślę, że Ojciec Święty mógłby nam powiedzieć to samo, co Chrystus w dniu swojej śmierci - wręcz wydaje mi się że to też są Jego słowa! : Nie płaczcie nade mną ! Pożyteczne będzie dla was Moje odejście . Bo przecież idę przygotować wam miejsce ... A oto ja jestem z wami przez wszystkie dni - aż do skończenia świata ! NIE LĘKAJCIE SIĘ! Mam w oczach łzy, ale zarazem uśmiech na twarzy - jak w różańcu: tajemnice radosne skończyły się i przetoczyły się przez nas bolesne - i nie ma już powrotu do beztroskiej radości, ale oto nastają tajemnice chwalebne, których spełnienie w nadziei już oglądamy: coś co jest szczęściem i bólem zarazem. I może dzięki temu chociaż przede mną samym - jak pewnie i przed większością z nas - jeszcze może długa droga, nie mam w tej chwili innych marzeń, oprócz tego, abym kiedyś mógł się z Nim znów spotkać TAM, w Domu Ojca... I z Wami też. Nie wstydzę się tych łez i nie wstydzę się przyznać, że dobrze jest, że mogę być z Wami tu, na naszym Forum, i że rozumiemy się jak przyjaciele. Jak dzieci jednego Ojca. Amen! Niech tak się stanie!