
Flexus
Użytkownicy-
Liczba zawartości
349 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez Flexus
-
Trochę się spóźniłeś, bo 1 kwietnia był przedwczoraj. Ale żart niezły.
-
Wentylacja grawitacyjna działa mniej więcej proporcjonalnie do różnicy temperatury wnętrza mieszkania i tej na zewnątrz. Zatem jeśli na zewnątrz jest około 20stC, czyli różnica jest około zera, to wentylacja grawitacyjna całkowicie przestaje działać. Wtedy konieczne jest wietrzenie mieszkania poprzez okresowe otwieranie okien. Natomiast w czasie zimy, a zwłaszcza przy silnych mrozach, rozszczelnione okna w pomieszczeniach czystych na pewno wystarczą do dobrej wentylacji całego mieszkania i nie ma potrzeby dodatkowego jego wietrzenia poprzez otwieranie okien. A może nawet rozszczelnienie powinno być tylko okresowe (parę razy po parę godzin na dobę przy bardzo silnych mrozach). To zależy także od liczby okien, stopnia ich rozszczelnienia, kubatury mieszkania oraz liczby kanałów wywiewnych w pomieszczeniach brudnych i ciągu w nich występującego. Natomiast wiosną i jesienią okna powinny być rozszczelnione cały czas. Można także inaczej - mieć rozszczelnione okna w pomieszczeniach czystych non stop przez okrągły rok i jednocześnie zainstalować przepustnice regulacyjne w wywiewach w pomieszczeniach brudnych (rozwiązanie stosowane od wieków, ostatnio lekceważone) i regulować te przepustnice - w zimę nie zamykać całkowicie ale tylko częściowo, a wiosną i jesienią otwierać całkowicie.
-
PiotrekM123 Wentylacja to wymiana powietrza. Zatem zawsze musi być nie tylko wywiew zużytego powietrza na zewnątrz ale także nawiew świeżego powietrza z zewnątrz. Wentylację grawitacyjną w mieszkaniach ostatnio zaleca się rozwiązywać w ten sposób, że wywołuje się cyrkulację powietrza od pomieszczeń czystych (sypialnie, salon itp.) do brudnych (kuchnia, łazienki, WC, garderoby, pralnie itp.). Powietrze z zewnątrz napływa przez nieszczelności okienne lub nawiewniki podokienne do pomieszczeń czystych, następnie nieszczelnościami drzwi pomieszczeń czystych wypływa na korytarz, a stamtąd przez nieszczelności drzwi pomieszczeń brudnych wpływa do tych pomieszczeń, z których wypływa kanałami wentylacyjnymi na zewnątrz. Zatem aby była ta cyrkulacja, to: 1) okna w pomieszczeniach czystych muszą być nieszczelne (stare), rozszczelnione (nowe) lub powinny mieć nawiewniki podokienne, 2) okna w pomieszczeniach brudnych powinny być szczelne (żadnych nawiewników podokiennych), 3) drzwi wszystkich pomieszczeń czystych i brudnych powinny być nieszczelne (szczelina około 1,5 cm między podłogą a drzwiami i żadnych progów, lub powinny być kratki w drzwiach), 4) kanały wentylacyjne powinny być wyłącznie w pomieszczeniach brudnych. Jeśli któregokolwiek z powyższych 4-ch warunków nie spełnisz, lub rozszczelnienia, szczeliny, kratki itp. będą miały za małe przekroje dla przepływu powietrza, to wentylacja grawitacyjna będzie działać wadliwie lub wcale. Ponadto jeśli masz mieszkanie dwupoziomowe, to konieczne jest częściowe stłumienie (wyregulowanie) wywiewów z pomieszczeń brudnych na dolnej kondygnacji, aby nie było cofki z kanałów wentylacyjnych do pomieszczeń brudnych na górnej kondygnacji (kanały wywiewne na górnej kondygnacji mają z reguły mniejszy ciąg, bo są krótsze od tych z dolnej kondygnacji). Innym (ostatnio nie zalecanym) rozwiązaniem wentylacji grawitacyjnej jest indywidualna cyrkulacja powietrza w każdym pomieszczeniu oddzielnie. Wtedy do każdego pomieszczenia czystego jak i brudnego musi być nawiew i także wywiew, a drzwi do pomieszczeń mogą być szczelne. To rozwiązanie stosuje się, gdy zależy nam na dźwiękoszczelności pomieszczeń bardziej, niż na oszczędzaniu energii zużywanej do ogrzewania świeżego powietrza z zewnątrz. Mogą być także rozwiązania mieszane polegające na tym, że wybrane pomieszczenia wentyluje się grawitacyjnie indywidualnie, a pomiędzy pozostałymi wywołuje się cyrkulację od czystych do brudnych. Takie rozwiązanie mieszane zalecane jest nawet w przepisach, jeśli w mieszkaniu jest kotłownia. Ona właśnie powinna mieć zarówno nawiew jak i wywiew, a drzwi do niej powinny być szczelne. Pozdrawiam Flexus
-
No i proszę jaki genialny pomysł. Szyby nie zbiję tylko wyjmę (trzeba odkręcić 4 wkręty) i wstawię do środka akwarium. Woda na miejscu, bo przecież to kominek z płaszczem, odpływ także. To forum jest wspaniałe!!!
-
Tak – ja mam dość kominka! Gdy rozpalałem, to było im za gorąco. Gdy nie rozpalałem, to było im za zimno. Ale to nie był główny problem. Już dwa lata temu powiedziałem – mogę rąbać i nosić drewno, rozpalać i dokładać, a potem wynosić popiół, ale szyby czyścić nie będę! I co? Myślicie, że ktoś się tym przejął? Więc powiedziałem – dość! Palcie sobie sami. Ja już do tego ręki nie przyłożę. No i palili sami, a ja tylko patrzyłem, co by chałupy nie puścili z dymem. W zasadzie nie było na co patrzeć, bo szyba wciąż była brudna jak cholera i niczego przez nią nie było widać. Musieli otwierać drzwiczki, aby zobaczyć co się dzieje w środku. Najpierw się kłócili na kogo kolej czyszczenia, a potem …. przestali się kłócić. Od roku nie palą. Jednak nie dalej jak przedwczoraj było przyjęcie, mieli napalić przed przyjściem gości i …. znów rozgorzała kłótnia kto ma oczyścić szybę. Z resztą – kłótnia była bez sensu. Bo nawet gdyby ktoś się zlitował nad szybą, to zorientowaliby się, że trzeba przynieść drewno z komórki. I gdyby nawet ktoś uległ, to wróciłby z niczym, bo drewno skończyło się rok temu. Więc przystawili tylko fotel do kominka, aby szybę zasłonić i tyle. No bo po co ją czyścić, jeśli nie ma czym palić? Pozdrawiam Flexus
-
PaniG(dżi) Dziękuję za dyskusję. Pozdrawiam Flexus
-
PaniG(dżi) Jeśli chodzi o miłościwie nam urzędującego LK, to myślę, że kosztuje nas znacznie więcej niż wyliczone przez Ciebie 4,10 zł rocznie na mieszkańca, bo nie można liczyć tylko kosztów bezpośrednich. Ale zgodnie z zaleceniami prof. Władysława Bartoszewskiego nie będę się wypowiadać na temat urzędującego nam aktualnie Prezydenta RP. Jednak skoro mowa o tego rodzaju kosztach, to uważam, że można i warto zmniejszyć koszty Prezydenta, Sejmu, Senatu i Rządu razem wziętych. I nie tylko o koszty chodzi, ale także o efektywność, skuteczność i wysoki poziom sprawowania władzy ustawodawczej i wykonawczej. Dlatego należy zrezygnować z podziału władzy pomiędzy Rząd i Prezydenta. Rządzić powinien wybierany w bezpośrednich wyborach Prezydent stojący na czele Rządu. Wtedy urząd Premiera byłby oczywiście zbędny, podobnie jak teraz zbędny jest Senat, który tylko niepotrzebnie wydłuża drogę legislacyjną ustaw. Przy czym posłów na Sejm powinniśmy wybierać w jednomandatowych okręgach wyborczych. PO sama nie jest teraz w stanie zmienić Konstytucji RP ustawą, bo ma za mało posłów w Sejmie, ale - o czym zdajemy się zapominać - Marszałek Sejmu może zarządzić referendum w tej sprawie tj. w/s zmiany Konstytucji. Wniosek o takie referendum może do Marszałka zgłosić (zgodnie z aktualną Konstytucją RP) tylko 1/5 posłów. A wynik tego referendum byłby wiążący dla wszystkich - Prezydent musiałby podpisać ustawę zmieniającą Konstytucję. Zatem PO nie ma usprawiedliwienia dlaczego nie dotrzymuje obietnic przedwyborczych w tym zakresie tj. dlaczego nie likwiduje Senatu i nie wprowadza jednomandatowych okręgów wyborczych. Przecież PO ma swojego Marszałka i ma grubo więcej niz 1/5 posłów w Sejmie. A to wystarczy, aby zmienić Konstytucję RP, przy czym w drodze ogólnonarodowego referendum. Czy PO boi się referendum, bo naród zdecyduje inaczej, czy PO obawia się, że referendum nie będzie wiążące z powodu małej frekwencji? Cóż – wola narodu jest najważniejsza. A przy okazji PO mogłaby wprowadzić rządy prezydenckie jak w USA. Tego co prawda nie obiecywała, ale żenada z odmową udostępnienia samolotu dla Prezydenta pokazała dobitnie, że urząd Prezydenta i Premiera należy scalić. Oczywiście są inne poważniejsze argumenty za takim rozwiązaniem. Odnośnie wg Ciebie rosnącej władzy Kościoła w Polsce, to pozwolę się z Tobą nie zgodzić. Może od roku 1978 i przez następne kilkanaście lat wpływy Kościoła w Polsce rzeczywiście rosły. Pomagał w tym papież Polak, jak i wysoki odsetek wiernych w narodzie. Jednak ostatnio (po śmierci JPII) - bądźmy uczciwi - wpływy Kościoła maleją, w każdym razie nie rosną. A że Tusk nie boi się biskupów świadczy jeden z jego ostatnich pomysłów, aby podjąć debatę publiczną nad eutanazją. Wyskoczył z tym zupełnie niepolitycznie. Jednak moim zdaniem bezpośrednie koszty Prezydenta i wpływy Kościoła mają marginalne znaczenie dla rozwoju lub zwijania się polskiej gospodarki. Wybierzemy takiego czy innego prezydenta, ustawa o in vitro będzie taka czy inna, premier będzie udzielał wywiadów w telewizji Trwam czy nie - to wszystko jest mało istotne. Istotne jest to, co będzie się działo z gospodarką światową i europejską. Tam leżą klucze do przyszłości Polski. I tam właśnie po te klucze trzeba sięgnąć. Jest mi bardzo przykro, gdy Prezydent i Premier drą koty między sobą, zamiast współdziałać i się wspierać, aby występować na arenie międzynarodowej, głównie we władzach Unii Europejskiej, z jednoznacznymi pomysłami, które przestawią rozwój świata na nowe tory, zwłaszcza w obliczu obecnego kryzysu. A co mała i słaba Polska może zrobić, co ma do gadania - ktoś mógłby powiedzieć? Nie damy pieniędzy, nie damy technologii, ale możemy dać pomysły. O jakie pomysły dla świata może chodzić? Podstawowy spór między państwami, między USA i Europą, toczy się obecnie o to, jak i czy w dobie kryzysu wspierać sektor finansowy i gospodarkę. Czy - jak proponuje Obama – państwa powinny zaciągać od przyszłych pokoleń jeszcze większe długi publiczne niż dotychczas i pompować miliardy $, a nawet biliony, przede wszystkim w banki i korporacje przemysłowe, czy – jak proponuje Europa – pompować należy niewiele, ale jednocześnie wypracować mechanizmy kontroli sektora finansowego. Rozstrzygnięcie sporu ma zapaść na szczycie G20 w kwietniu br. Wątpię czy zapadnie. A przecież rozwiązanie pierwsze (proponowane przez USA) da tylko pozorny efekt, bo nawet jeśli zaleczy kryzys, to tylko na jakiś czas, gdyż nie dotknie jego przyczyn. Natomiast to co proponuje Europa jest nierealne, bo nikt nie jest w stanie kontrolować sektora finansowego. Chcieli już tego Marks i Lenin z wiadomym skutkiem. Czy jest jakaś trzecia skuteczna droga? Rozwiązaniem kryzysu lat trzydziestych była II wojna światowa. Co może być teraz? Jestem pewien, że gdyby teraz naukowcy ogłosili, że w roku 2044 w Ziemię uderzy asteroida, która całkowicie zniszczy życie na Ziemi, więc trzeba znaleźć inną planetę i przeprowadzić się na nią, to Obama ani chwili by nie zwlekał z natychmiastowym wycofaniem wszystkich wojsk z Afganistanu, bo uznałby, że pieniądze trzeba wydawać na co innego, a za rok mielibyśmy taką koniunkturę gospodarczą na całym świecie jakiej najstarsi Indianie w USA i najstarsi Górale w Polsce nie pamiętają. Ruszyłaby powszechna mobilizacja wszystkich rządów i prezydentów, a Lech Kaczyński natychmiast wyrzuciłby na zbity pysk Kownackiego za bzdury, które plecie, podobnie jak Tusk natychmiast zdymisjonowałby Pawlaka za oczywisty nepotyzm. Co przeszkadza takiej powszechnej mobilizacji rządzących? Dlaczego bawią się nadal w małe gierki polityczne? Dlaczego udają, że rządzą. Bo walczą tylko o jedno – jak najdłużej utrzymać się przy władzy. Nie czują strachu przed niczym innym jak tylko przed utratą władzy. Gdyby zaś poczuli rzeczywisty strach o swoje dzieci, które za 35 lat definitywnie by straciły życie (sami są zwykle po pięćdziesiątce, więc ich samych kataklizm by nie dotyczył), to natychmiast wzięliby się do roboty i współdziałania. Zatem światu potrzebne jest takie właśnie zagrożenie. Wizja globalnej katastrofy, aby rządzący przestali się wygłupiać i zaczęli rządzić jak należy. Katastroficzną wizją może być degradacja środowiska naturalnego, zmiany klimatyczne i wszelkie inne zagrożenia wysuwane przez ekologów. Przy czym zagrożenia te są prawdziwe, tyle że nie wiadomo jakie naprawdę jest ich prawdopodobieństwo i jaką mają perspektywą czasową, bo nawet ekolodzy bardzo różnią się w prognozach. Ale rolą naukowców byłoby przedstawić je całemu światu w odpowiednio czarnych barwach, a rolą polityków byłoby zacząć współdziałać proekologicznie tj. zacząć pompować miliardy i biliony nie w sektor finansowy, nie w zbrojenia, nie w walkę z terroryzmem i nie w badania kosmiczne, a we wszelkie przedsięwzięcia proekologiczne, aby w ten sposób nakręcić koniunkturę gospodarczą całego świata. To należałoby zrobić z taką siłą i natężeniem, jakbyśmy mieli groźbę wojny światowej albo uderzenia w Ziemię asteroidy. Dlatego można i należałoby trochę podkoloryzować te zagrożenia ekologiczne, przyjąć różne pesymistyczne prognozy jako najbardziej prawdopodobne itp., aby napędzić stracha wszystkim. Oto jest recepta na obecny kryzys. Jeśli ktoś ma lepszy pomysł, to proszę bardzo o kontrpropozycje. Wiem, że pisząc takie treści i w ten sposób na forum budowlanym Muratora jestem śmieszny. Prawdopodobnie nikt ważny i wpływowy nie przeczyta tego, a nawet jeśli przeczyta, to tylko wzruszy ramionami i tyle. Cóż – przepraszam za śmieszność. Pozdrawiam Flexus
-
gumis107 Ogólnie masz rację, jestem po Twojej stronie. Tym bardziej, że też tak samo jak Ty odczuwam potrzebę i próbuję dzielić się z innymi swoimi doświadczeniami i przemyśleniami, aby ich ostrzec przed nierozsądnymi decyzjami i poglądami oraz przed wysuwaniem błędnych wniosków. Jednak spójrz co się stało? Moja wypowiedź, ta zaczynająca się od "Przysłali, nic nie przysłali ..." była ostra i krytyczna wobec innych, ale jednak tak napisana, że nikt nie poczuł się nią dotknięty na tyle, aby protestować. Przez całe swoje już dość długie życie zawodowe i nawet towarzyskie kroczę w podobnym stylu szczerego i otwartego reagowania na absurdy, błędy i głupotę ludzką. Ja przeważnie na tym tracę, ale łudzę się nadzieją, że może inni zyskują. Każdy z nas coś od społeczeństwa bierze i coś w zamian powinien oddawać (nie tylko podatki, także wsparcie, pomysły, rady). Ale trzeba to robić umiejętnie. Nie wystarczy mieć rację, trzeba jeszcze tę rację umiejętnie wyłożyć tak, aby była akceptowana. Czasem trzeba ją dawkować po kawałku, bo wywalanie od razu całej spotyka się z odrzuceniem. Czasem nie można o niej mówić nic, bo nikt nie chce usłyszeć prawdy, za wcześnie na nią. W każdej argumentacji jest zawsze jakaś granica. Gdy zbliżasz się do niej, to coraz skuteczniej argumentujesz, słuchają, a gdy tylko troszkę przekroczysz, to nagle nikt cię już nie słucha. No i zawsze wskazany jest szacunek dla innych, on zawsze pomaga. Bardzo Cię proszę, abyś nic nie odpowiadał na ten tekst. Nie ma sensu o tym szerzej dyskutować. Przeczytaj jeszcze raz, zastanów się, weź sobie do serca, albo nie bierz - Twoja sprawa. Pozdrawiam Flexus
-
brzoza W dzisiejszym świecie łączy satelitarnych i Internetu, stwierdzenia, że ktoś z kimś nie ma kontaktu, nie można rozumieć dosłownie. Przecież w każdej chwili, jak słusznie zauważyłeś, można sięgnąć po telefon komórkowy, i jeśli tylko ktoś inny ma również włączony swój a jest w zasięgu, to od razu mamy z nim połączenie. Dlatego nie wykluczam, że KM kontaktował się telefonicznie z Tuskiem i może nawet niejeden raz. Jednak nie przypuszczam, aby Tusk sypnął się w tych rozmowach z jakąkolwiek informacją, którą KM mógłby potem wykorzystać dla GS. Mogli rozmawiać co najwyżej o Kaczyńskich (tu z kolei musiałby się sypnąć KM), lub roli jaką KM mógłby odegrać w PO gdyby do niej przystał oficjalnie lub nieoficjalnie. Brzoza - napiszę dosadniej. KM nie jest i nie był wybitnym ekonomistą. Był tylko premierem przez około rok realizującym wytyczne Jarosława Kaczyńskiego. Owszem jako premier miał dostęp do informacji niejawnych, ale jakież to informacje niejawne są w Polsce i jakąż mogły mieć wartość dla GS? Jeśli nawet jakąś miały, to zdezaktualizowały się po kilku miesiącach. A jakąż KM miał orientację w funkcjonowaniu Ministerstwa Finansów, NBP, GPW w Warszawie, wśród banków i firm obracających papierami wartościowymi i walutą w Polsce, a więc wśród instytucji istotnych dla prowadzenia gry walutowej? Prawie żadną. Czy przypuszczasz, że KM ma kolegów w tych wszystkich instytucjach, którzy na bieżąco przekazują mu informacje? Bardzo wątpię, bo KM to nie jest typ maczo, który potrafiłby tworzyć tego rodzaju siatki informatorów. Nigdy nie tworzył własnego zaplecza poltycznego, to i żadnego innego nie potrafi tworzyć. Dlatego wszelkie podejrzenia, że KM pomógł GS w grze na złotym mnie po prostu śmieszą. Nie mógł w tym bezpośrednio uczestniczyć, bo po prostu się na tym nie zna. Przypuszczam, że KM pełni w GS rolę analityka, który tylko czyta nie bieżąco wszelkie dane dotyczące Polski oficjalnie publikowane przez GUS, NBP, GPW, oraz prasę fachową, i robi z tego raporty w języku angielskim dla GS, a robi je sprawnie, ponieważ potrafi jako były premier szybko poruszać się wśród tych danych iraz zna doskonale język polski i angielski. Pod tym względem jest na pewno pożyteczny dla GS, ale takich równie pożytecznych analityków GS mógłby zwerbować z Polski tysiące. A dlaczego zwerbował właśnie KM? Dla prestiżu wśród finansjery. I za ten prestiż musi mu trochę wiecej płacić niż innym. Brzoza - to wszystko co mam do powiedzenia na ten związany z KM drażliwy temat. Nie nękaj mnie więcej, bo - wybacz - nie będę odpowiadał. Proponuję zboczyć nurtem dyskusji na inne tematy dołożone przeze mnie w tym wątku. Bardzo Cię proszę o zrozumienie. Serdecznie pozdrawiam Flexus
-
Nie od razu Kraków zbudowano. Metodą prób i błędów dojdziemy do lepszych rozwiązań. Ale trzeba działać i walczyć!!! Dla kibiców przyszły ciężkie czasy!
-
Pozytywne wiadomości? Proszę bardzo. Wikipedia definicję "kryzysu" zaczyna tak: Kryzys - termin pochodzi z greckiego "krisis" i oznacza, w sensie ogólnym, wybór, decydowanie, zmaganie się, walkę, w której konieczne jest działanie pod presją czasu. A kończy tak: Kryzys jest częścią naszego życia, dotyczy nas wszystkich, co ważne jest spodziewany, a nawet pożądany. Wymaga od nas zmian i podejmowania nowych wyzwań i zadań. Z drugiej jednak strony sytuacje kryzysowe wywołują w świadomości społecznej kształtowanie postaw zachowawczych, często rezygnację a nawet skrajny krytycyzm rzeczywistości, zamiast poszukiwania rozwiązań sytuacji trudnych, innych niż te, do których jesteśmy przyzwyczajeni. http://pl.wikipedia.org/wiki/Kryzys_(definicje)
-
Ja też tak chcę!!! Uprawiam sport, jem mniej niż mogę i .... nic to nie daje. Z każdym rokiem gorzej. Przepraszam, mieliśmy nie drążyć. Basta. Czekam na Twoją wizję roku 2044. Pozdrawiam
-
Chodziło tylko o to, że przypuszczam, że jestem starszy, ale nie drążmy tego tematu. Pozdrawiam
-
brzoza Gawryluk, Jachowicz i Cymański nie są żadnymi autorytetami ekonomicznymi i na temat gry walutowej nie powinni się wypowiadać, bo mają nie więcej wiedzy na ten temat niż każdy przeciętny Polak z wyższym wykształceniem. Dlatego nie wiem po co ich cytujesz i dajesz linki do ich wypowiedzi. Chyba że dla pokazania jak dziennikarze i niektórzy politycy robią z igieł widły i zajmują się bzdetami, zamiast czymś poważnym. A że GS zatrudnia KM? Moim zdaniem tylko z jednego powodu - dla dobrego wrażenia wśród finansjery. Bo czasem samo zatrudnianie takich person ma większą wartość niż rady jakich udzielają. Bądźmy poważni. Co KM wie o polskiej gospodarce? Od prawie 3-ch lat nie ma kontaktu z polską elitą gospodarczą, polityczną i jakąkolwiek inną, a także nie ma żadnych wpływów w tych elitach, aby lobbować, bo wypadł z kręgów PiS, a do PO nie przystał. A kim był wcześniej zanim wypłynął jak królik z kapelusza na premiera? Nauczycielem. Dlatego cała obecna wrzawa wokół Marcinkiewicza jest tylko maglem, obyczajowym newsem medialnym. Oczywiste jest, że od kiedy wypuściliśmy złotego na giełdy, jest obiektem spekulacji. I zamiast szukać spekulantów wśród nas samych i wśród banków zagranicznych, poszukajmy sposobu szybkiego wejścia do strefy EURO. Walczmy z tymi zjawiskami i z tymi ludźmi, którzy opóźniają ten proces, i popierajmy polski rząd w sprawnym wejściu do strefy EURO. To wszystko co powinniśmy robić w tym temacie. Pozdrawiam
-
PaniG(dżi) To odprężajmy się. Kilka tygodni temu miałem sen. Bez kitu, skrótów i przemilczeń - autentyk. Otóż idę znaną mi ulicą mojego miasteczka, w którym mieszkam, patrzę, a osiedla mieszkaniowego kilku dwupiętrowych domów nie ma. W ich miejscu jest tylko puste pole nieużytków. Natomiast znane mi domy jednorodzinne stoją, poznaję je. Ale ulica (skraj miasta) jakaś zapuszczona, przy krawężnikach mnóstwo nagromadzonego piasku z rzadka porośniętego chwastami, jakby od lat nikt jej nie sprzątał. Asfalt ulicy odsłonięty na szerokości tylko około 2m. W zasięgu wzroku kilka osób. Przez cały sen ulicą nie przejechał żaden samochód, a to co prawda nie główna ale wylotowa ulica z miasta. Po drugiej stronie ulicy stragan ze stosem truskawek w cenie 25 zł/kg. Ale odmiana wyborna, takie wydłużone, różowe. - Dlaczego te truskawki takie drogie? - pytam sprzedawczynię. - Drogie? To normalna cena w tym roku. - Przepraszam, a który rok mamy? - spytałem. Spojrzała na mnie jakoś dziwnie, ale odpowiedziała - 2044. W tym momencie zorientowałem się, że śnię. Rzadko się zdarza, aby w czasie snu dokładnie zdawać sobie sprawę, że to sen. I pamiętam dokładnie jak w tym śnie szybko wtedy przeliczyłem, że od roku 2009 do 2044 upłynęło 35 lat, a więc może przez te 35 lat uwzględniając inflację rzeczywiście cena 25 zł za kg truskawek będzie normalną ceną. No dobrze, to by się zgadzało - pomyślałem. Ale dlaczego cena w złotych? Czyżbyśmy nie przyjęli EURO? I dlaczego nie ma bloków mieszkalnych? Czyżby je rozebrali? Zbudowano je około roku 1970 dla pracowników PGR-u, to może rzeczywiście przed rokiem 2044 należało je rozebrać - pomyślałem. - Długo mnie w kraju nie było. Jesteśmy w Polsce czy w Unii Europejskiej? - pytam dalej sprzedawczynię. - W zasadzie w Unii, ale - zawahała się - mamy autonomię. - A czy Unia ma prezydenta? - ciągnę pytania. - Oczywiście, niedawno go wybieraliśmy. I w tym momencie się obudziłem. Podsumujmy wizję roku 2044 w moim miasteczku: 1) Zapiaszczenie ulicy świadczy o braku lub niewielkim ruchu samochodów. Ludzie poruszają się pieszo. Zatem nie mają pieniędzy na samochody lub paliwo do nich, albo po prostu brak paliwa do samochodów. 2) Bloki mieszkalne rozebrane, więc ludzie w nich mieszkający musieli się wyprowadzić. Dokąd? 3) Nieprzyjęta waluta EURO, złoty ostoją autonomii kraju będącego w Unii Europejskiej. 4) Jest prezydent Unii, a gdyby był także prezydent Polski, to sprzedawczyni wspomniałaby o nim. Więc prawdopodobnie go nie ma. Ja nie dożyję roku 2044. Ale Ty - PaniG(dżi) - przypuszczam dożyjesz. Zapamiętaj tę wizję. Jak myślisz - sprawdzi się? A jeśli nie, to co w niej jest fałszywe lub czego brak? Jak w roku 2044 wg Ciebie będzie wyglądać miejscowość, w której mieszkasz? Czy myślisz, że obecny kryzys przeminie i potem nastąpi dynamiczny rozwój naszego kraju, Europy i świata ku świetlanej przyszłości? A może przyszłość, jak w mojej sennej wizji, będzie zwyklejsza i biedniejsza, bardziej siermiężna, niż dzisiejsza rzeczywistość? Pozdrawiam
-
Zgadza się. Przypomniałem jedynie oczywistość, o której jakoś wszyscy zapomnieli. Nie napisałem, że wdrożenie tej recepty będzie proste. Przeciwnie - napisałem, że to tylko teoretyczna recepta, której praktycznie wprowadzić się nie da zanim kryzys nie będzie głebszy od tego z lat trzydziestych ubiegłego wieku. Ale nie znaczy to, że nie należy o niej wspomnieć. Bo może ludzie przyjdą jednak po rozum do głowy - kto wie? Ależ oczywiście wdrożenie recepty spowodowałoby ogólnoświatowe tąpnięcie, że ho, ho. Przecież pisałem już, że "Wiem też, że zastosowanie proponowanej recepty wywołałoby gwałtowne, straszne załamanie. Jednak póki gospodarka światowa jeszcze dyszy, póty byłaby w stanie to załamanie przetrwać. Przecież nie mamy gospodarki zamkniętej.Jesteśmy w znacznym stopniu uzależnieni od gospodarki światowej(globalnej). Masz rację, jednak ja tego nie proponowalem na teraz. To było tylko moje przypuszczenie co ludzie będą wymagać od polityków po globalnym bałaganie jaki przewiduję w wyniku obecnego kryzysu, jeśli nie opamiętamy się przed dalszym zadłużaniem państw. A to jest tylko forum budowlane. I tylko sobie dyskutujemy. A ja tylko robię test - jakie poparcie uzyska myśl, że budżety państw nie powinny być przekraczane, bo nie tylko nieuczciwie obciążają przyszłe pokolenia, nie tylko sztucznie kreują koniunkturę gospodarczą, ale także prowadzą do sytuacji bez wyjścia jaką mamy teraz właśnie, że wpadliśmy w spiralę coraz głębszego zadłużania się państw i przez to byle jeden z dugim Bush, Madoff, Stanford i paru jeszcze innych durniów i oszustów może wywołać ogólnoświatowy krach gospodarczy. A my jak te barany idziemy pod ich przewodnictwem na rzeź tylko dlatego, że zapomnieliśmy o oczywistości, że nie można bezkarnie wydawać więcej niż się ma. Pozdrawiam
-
pelsona Dzięki za odzew i podzielanie poglądów. Bardzo chciałbym, żeby to wszystko tak się skończyło. Jednak obawiam się, że rozwinie się bardziej interesująco. I mam dziwne wrażenie, że jestem w kinie, tyle że po tamtej stronie ekranu.
-
PaniG(dżi) Czym mają pokryć deficyt? Niczym. Ma go nie być. Po prostu. A żeby go nie było, muszą zmniejszyć wydatki. Na cele socjalne także. Oto cały widz. Po prostu mają dzielić tylko to co wpłynie. Żadnych kredytów, które są samooszukiwaniem się. A że nie starczy na to, na co dotychczas starczało? Oczywiście, że nie starczy. Na mnóstwo rzeczy nie starczy. Ale koniec z dostatnim życiem na kredyt, który mają spłacać przyszłe pokolenia albo święty nigdy. Chcesz łazić po górach? Proszę bardzo, ale jak ekipa ratunkowa wyciągnie cię spod lawiny, to potem sam pokryjesz wszystkie koszty. Nie masz na to kasy? To nie łaź po górach. Nie masz na czynsz za mieszkanie? A na jaki cię stać? Na żaden? Oto jest przytułek dla bezdomnych - 2m2/osobę. A wygódka jest na końcu korytarza. Panie prezydent - skąd pan bierzesz kasę na wojsko w Afganistanie? Z budżetu? A budżet ma deficyt? To proszę podać się do dymisji, albo natychmiast wycofać wszystkie wojska. Pozdrawiam P.S. Bardzo Cię proszę o chwilę refleksji nad tym co piszę, zanim sama coś odpiszesz. Np. nie pisałem, aby inwestorom cokolwiek narzucać. Napisałem jedynie, aby w ramach wirtualnej (przyznaję) recepty tylko ich poinformować, że nie kupią od państw papierów dłużnych, bo państwa przestaną je sprzedawać, oraz żeby w związku z tym zainteresowali się szerzej papierami wartościowymi emitowanymi przez firmy. A odnośnie "chyba wszyscy dążą do zmniejszenia deficytu" właśnie chodzi o to "chyba", i przede wszystkim o to, że "dążą do zmniejszenia" a nie do zerowego deficytu. A przy takim podejściu sukcesem jest deficyt poniżej 3%. Dla mnie to kpiny. Średnim osiągnięciem to 0 deficytu, sukcesem jest tylko nadwyżka budżetowa, a deficyt powinien automatycznie oznaczać dymisję rządu.
-
Flexsus chyba chciałeś rzec,że to gospodarka i finanse są uzależnione od polityków. Nie, chciałem rzec dokładnie to co rzekłem, a więc, że politycy są strasznie uzależnieni od sektora finansowego. Dodam, że poprzez pętlę zadłużenia państw, którymi rządzą. Nie. Myślę, że wziął się z tego, że USA i inne państwa rozwinięte od wielu lat jadą na deficycie budżetowym i mają ogromny dług publiczny, który wciąż rośnie i muszą go obsługiwać. Przez to boją się inflacji, niekorzystnych kursów walut, niekorzystnych relacji cen surowców itp. czynników. A te wszystkie czynniki wcale nie powinny ich obchodzić. To powinno być zmartwienie wyłącznie prywatnych inwestorów, przedsiębiorców, bankowców, graczy giełdowych i może nas wszystkich, ale nie polityków. Jednak aby politycy nie musieli się martwić o te czynniki, najpierw musieliby się uwolnić od balastu zadłużenia państw, a my wszyscy musielibyśmy przestać wymagać od nich interesowania się gospodarką, bezrobociem itd. A to pierwsze, jak i to drugie jest nierealne. I w tym cały szkopuł. Ale jest na to wszystko jedna teoretycznie prosta recepta: Koniec deficytów budżetowych, koniec dalszego zadłużania wszystkich państw. Kraje rozwinięte przyjmują konwencję międzynarodową, w której zobowiązują się do zerowych deficytów państw. Politykom należałoby powiedzieć: Wasi poprzednicy rządzili na kredyt. Tak rządzić każdy głupi potrafi. Od dziś ma być inaczej. Od dziś musicie tak rządzić, aby obsłużyć długi zaciągnięte przez waszych poprzedników i spłacić je w ciągu 20 lat. A więc tak, abyście mieli nadwyżkę budżetową, z której obsłużycie dotychczasowe długi i je spłacicie. A inwestorom powiedziałbym: Od dziś nie kupicie już żadnych papierów dłużnych od państw. One już ich nie będą sprzedawać. Zainteresujcie się akcjami przedsiębiorstw i banków. Od dziś tylko tam będziecie mogli lokować swoje kapitały. Wiem, że to tylko teoretyczna recepta. Wiem, że nikt jej nie głosi. Tylko nieśmiało tu i tam się co najwyżej przebąkuje o niej, że nie można w nieskończoność zwiększać deficytów budżetowych itp. I wiem, że praktycznie musi nastąpić większy kryzys niż ten obecny i ten z lat trzydziestych ubiegłego wieku razem wzięte, abyśmy zrozumieli, że to właśnie deficyty budżetowe i długi państw są przyczyną kryzysu. Wiem też, że zastosowanie proponowanej recepty wywołałoby gwałtowne, straszne załamanie. Jednak póki gospodarka światowa jeszcze dyszy, póty byłaby w stanie to załamanie przetrwać. Za kilka lat będzie za późno. Za kilka lat tylko anulowanie wszystkich długów państw będzie wchodzić w grę. Sektor finansowy będzie się przed tym bronić. Powstanie globalny bałagan. Ale cóż - prawdopodobnie tak się to wszystko skończy. Globalnym bałaganem. Żadną wojną i żadnym kataklizmem, tylko globalnym bałaganem. A gdy potem ze zgliszcz tego bałaganu wyłonią się nowe państwa, może niektóre go przetrwają, to premierzy rządów, którzy dopuszczą do deficytów budżetowych, będą skończeni jako politycy do końca życia, a może nawet będą otrzymywać dożywotnie odsiadki. Pozdrawiam P.S. Wybór Obamy nie jest błędem. To znakomity kozioł ofiarny dla białych polityków i finansistów, którzy obarczą go wszystkimi swoimi grzechami i niepowodzeniami.
-
kosmo77 i PaniG(dżi) Pozwólcie, że wtrącę swoje 3 grosze. Otóż wydaje mi się, że pies leży pogrzebany w tym, że prawie wszystkie państwa, zwłaszcza rozwinięte, jadą na deficycie budżetowym już od wielu lat, od dziesięcioleci. Żeby spłacać i obsługiwać długi publiczne, zaciągają kolejne długi publiczne. A to ma głębokie i fatalne konsekwencje. Np. takie, że politycy są strasznie uzależnieni od gospodarki, a najbardziej od sektora finansowego. W efekcie takie wydawałoby się sztandary liberalizmu jak USA i Wielka Brytania forsują pomoc bankom, rozważają ich nacjonalizację i inne prowadzące donikąd rozwiązania socjalistyczne z kapitalizmem nie mające nic wspólnego. Wszystko dlatego, że załamanie różnych instytucji finansowych, zachwianie kursów walut, wpłynęłoby drastycznie na finanse państw. A przecież gdyby nie długi publiczne państw, pomoc sektorowi finansowemu nie byłaby konieczna, bo byłby niezwiązany z budżetami państw. Wtedy po prostu niektóre banki by zbankrutowały, zostałyby przejęte przez inne i globalne zamieszanie byłoby niewielkie podobne do tego jakie ma miejsce przy bankructwach i fuzjach firm produkcyjnych. Moim zdaniem kryzys pokazuje jak na dłoni, że głównymi jego winowajcami są politycy odpowiedzialni za deficyty budżetowe państw, zwłaszcza w USA. I gdy pomyślę, że teraz USA gwałtownie jeszcze zwiększa dług publiczny, aby się ratować, to wiem, że może (bardzo w to wątpię) uratuje się tylko na krótką metę. Na dłuższą to droga donikąd. Cieszę się natomiast, że Polska należy do państw ze stosunkowo niewielkim procentowo długiem publicznym coś około 50% rocznego PKB. Cieszę się również, że Europa, a Polska najodważniej, skłania się raczej do oszczędzania, a nie do pompowania kolejnych miliardów w banki i upadające korporacje (np. motoryzacyjne). Uważam, że należy zdecydowanie przerwać spiralę zadłużania się państw. Obama kontynuując zadłużanie USA poniesie kleskę. Z trudem może dotrwa jako prezydent najwyżej do następnych wyborów. Pozdrawiam
-
"Przysłali", "nic nie przysłali", "aktualizują co 3 miesiące chyba" .... Ręce opadają!!! O czym tu dyskutować? Czy nie czytaliście tych szczegółów przed podpisaniem umów? Mnie nie mieści się w głowie, aby interesować się tym dopiero po podpisaniu umowy i biadolić, że to czy tamto, bank informuje czy nie informuje! Bank po prostu robi to co w umowie i tyle. I na dobrą sprawę nie musi informować. Po co? To wszystko jest w umowie. Przecież oprocentowanie kredytu, od czego zależy, jak się zmienia, ile w tym marży banku itd, itp. to podstawowe sprawy przy wyborze kredytu! Jak walutowy to LIBOR, ale czy 1M, czy 3M itd., z którego dnia miesiąca (kwartału) skutkuje i kiedy zmianą oprocentowania? Jak złotówkowy to Wibor. A Libor lub Wibor można i należy samemu sprawdzać na bieżąco np. tu: http://www.bankier.pl/fo/kredyty/components/elw/index.html?what=3M&dataminY=2008&dataminM=12&dataminD=30&datamaxY=2008&datamaxM=12&datamaxD=30&zakladka=wibor i na bieżąco można i należy kontrolować oprocentowanie jakie bank nalicza. Przecież bank może sie pomylić. To też są omylni ludzie. Pozdrawiam
-
W roku 2004 wziąłem kredyt hipoteczny w CHF. Kredyt wypłacono mi wtedy po kursie 2,75 PLN/CHF. Przez 3 lata bank mnie kosił wysoką marżą. Przez wiele miesięcy próbowałem wymusić jej obniżenie strasząc bank spłaceniem całości kredytu. Na jesieni 2007 r. groźbę zrealizowałem tj. wziałem kredyt refinansowy w innym banku w PLN. I to co straciłem na wysokiej marży mniej więcej odzyskałem, bo na jesieni 2007 roku kredyt spłaciłem po kursie 2,35 PLN/CHF. Od nowego kredytu w PLN odsetki systematycznie rosły przez cały 2008 rok, bo rósł WIBOR3M. Natomiast od początku tego roku WIBOR3M maleje, więc odsetki też maleją. Sprawdzam co miesiąc czy bank zmienia oprocentowanie zgodnie z umową, a więc czy podwyższa gdy WIBOR3M rośnie i czy obniża gdy WIBOR3M maleje. Obliczam odsetki i .... wszystko się zgadza co do grosza. Teraz, mimo wysokich odsetek, bo WIBOR3M dla PLN jest grubo wyższy niż LIBOR3M dla CHF, płacę jednak mniej, niż gdybym wziął kredyt refinansowy w CHF, bo kurs CHF/PLN waha się około 3,2 PLN/CHF. Jednak wiem, że gdy kurs spadnie poniżej 3 PLN/CHF, będę znów płacił więcej niż płaciłbym przy kredycie w CHF. Pozdrawiam
-
Wg mojej wiedzy żadne przepisy nie stanowią tego. To już było obszernie dyskutowane na forum rok lub dwa lata temu. Jednak może od tego czasu coś się zmieniło. Zatem krzysztofh - podaj konkretne przepisy.
-
Oto kolejny realny skutek kryzysu (przedruk z Wirtualnej Polski z nieznacznymi skrótami). Northern Trust, amerykański bank, który otrzymał wsparcie rządu USA w wysokości 1,6 mld USD, wydał spore sumy na organizację przyjęć i koncertów w Los Angeles. Bank sponsorował imprezę Northern Trust Open, która odbyła się w Los Angeles w ub. tygodniu. Bank zapewnił transport dla setek klientów i pracowników do Los Angeles i opłacił zakwaterowanie w najlepszych hotelach: Beverly Wilshire w Beverly Hills, Loews Santa Monica, Beach Hotel i Ritz Carlton. Wśród uczestników byli członkowie grupy Chicago, Earth, Wind & Fire i Sheryl Crow. Northern Trust ostatnio zwolnił 450 pracowników, a prezes banku określił obecne warunki rynkowe jako "nadzwyczajnie trudne".
-
jareko Masz rację w/s Kaczyńskich i w/s krótkiej pamięci naszych ziomków. Natomiast o mrzonkach tego rodzaju jak moje uważam należy wspominać coraz cześciej. Na razie choćby dla zachowania właściwego spojrzenia na Polskę, Europę i świat. Pozdrawiam