Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Flexus

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    349
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Flexus

  1. jareko Ja te 2 lata oceniam inaczej, chyba lepiej. Jarosław zgrabnie oczyścił scenę z Samoobrony i LPR przejmując ich elektorat. To podstawowy jego plus. Minus że było straszno i śmieszno, ale teraz ten minus zamienił się w plus, bo wystarczy rządzić normalnie, a już ma się poparcie. Natomiast bruździ Lech. Ale z drugiej strony będzie można zwalać na niego wszystkie nieudane przedsięwzięcia. Jednak w pierwszym moim poście w tym wątku i teraz chcę zwrócić uwagę na inne aspekty kryzysowe - globalne. Bo wydaje mi się, że wszystkie obecne trudności w Polsce, to pikuś przy tych globalnych. A niestety my także je odczujemy. Poprzednio napisałem o co chodzi, a teraz rzucę parę koncepcji, o których - jestem pewien - będziemy dyskutować dopiero za dekadę lub dwie niestety. 1) Jedna waluta we wszystkich krajach rozwiniętych. Koniec gierek i spekulacji walutowych na giełdach, które powinny obracać wyłącznie papierami wartościowymi firm, a nie państw. 2) Konwencja międzynarodowa zabraniająca państwowych deficytów budżetowych. Każde państwo powinno finansować się z wpływów bieżących. Żadnych nowych obligacji państwowych itp. kredytów. Kredyty tylko dla firm prowadzących działalność. 3) Stworzenie w każdym państwie funduszu ekologicznego finansowanego z podatku od przetwarzania energii ze źródeł nieodnawialnych. Żadnych limitów emisji CO2 itp. Po prostu podatek za przetwarzanie energii ze źródeł nieodnawialnych. Wydatkowanie funduszu w każdym państwie samodzielnie, ale przejrzyście, aby możliwa była kontrola międzynarodowa. 4) Zakaz informacji w mediach o aktach terrorystycznych, zamachach, porwaniach itp. Terrorystom chodzi o rozgłos, to jeden z celów ich działania. A media ochoczo realizują ten cel. Trzeba z tym skończyć. 5) Wpisanie do kodeksów karnych, że płacenie haraczu, okupu itp. oraz spełnianie jakichkolwiek żądań wszelkich terrorystów i przestępców jest współdziałaniem z nimi, a więc karane więzieniem. Wystarczy tych pomysłów. Niektórym wydadzą się księżycowe. Jednak radzę refleksję nad nimi. Może wtedy wygłupy Palikota lub jednego czy drugiego Kaczyńskiego przestaną mieć znaczenie. Pozdrawiam
  2. a to niby dlaczego? Sam niżej odpowiedziałeś dlaczego: Natomiast z tym: się nie zgadzam. Nie ciągniemy się w ogonie Europy Postkomunistycznej. Przeciwnie - przodowaliśmy i przodujemy nadal tempem wzrostu gospodarczego. I sądzę, że gdy w całej Europie będzie spadek PKB, to u nas najmniejszy. Pozdrawiam
  3. Moim skromnym zdaniem słowo "kryzys" jest niewłaściwe dla zjawisk i faktów gospodarczych, które ostatnio obserwujemy. Uważam, że używając go sugeruje się, że kryzys minie. A on już nie minie. To będzie się tak ciągnęło przez wiele lat. To nie jest i nie będzie załamanie gospodarcze podobne do tego z lat trzydziestych ubiegłego stulecia. To będzie może płytsze załamanie, a może głębsze, ale najgorsze że nieodwracalne. To będzie trwało aż stosunki międzynarodowe, aż gospodarka na całym świecie i w poszczególnych krajach, zwłaszcza w Europie i Stanach Zjednoczonych, ulegną głębokim przeobrażeniom. A ponieważ opór przed przeobrażeniami jest i będzie ogromny, więc nie nastąpią prędko. Przykład? Szybkie wprowadzenie EURO w Polsce było praktycznie niemożliwe, podczas gdy na Słowacji jest faktem. Przez najbliższe dziesiątki lat będą poszukiwane nowe modele organizacji społeczeństw w krajach rozwiniętych, nowe modele współpracy międzynarodowej i nowe modele finansowania i rozliczania dzialalności gospodarczej. Dopóki te nowe modele nie zostaną wdrożone, a musi upłynąć wiele lat, aby to się stało, dopóty będziemy brnąć w permanentny rzekomy kryzys w naiwnym przekonaniu, że minie i wrócą dobre czasy z lat 2000 - 2007. A one już nie wrócą. Dlaczego tak sądzę? Bo narastają problemy globalne, których nie potrafimy rozwiązać. A one wpływają i coraz mocniej będą wpływać na gospodarkę całego świata i każdego kraju. Podstawowy problem polega na tym, że wszystkie kraje rozwinięte, a zwłaszcza Stany Zjednoczone Ameryki, opierają swój rozwój gospodarczy na deficytach budżetowych. Nie potrafią inaczej. A przecież to się musi kiedyś skończyć. Jednak nikt nie wie kiedy to nastąpi. Przeciwnie - pompuje się kolejne miliardy (w USA już biliony) odkładając ich spłacenie w nieokreśloną przyszłość. A przecież kiedyś wreszcie te kredyty trzeba będzie spłacić. W bieżącym stuleciu grozi nam wyczerpanie się wielu surowców naturalnych, zwłaszcza energetycznych, co zahamuje gospodarkę. Gdyby nie obecny spadek produkcji globalnej, to już za parę lat wystapiłby globalny kryzys energetyczny. Przedsmak tego mieliśmy niedawno, gdy ropa kosztowała 150$ za baryłkę. Brak surowców i energii to realna bariera wzrostu gospodarczego, której nie pokona się żadnym kredytem. Pokonać ją można tylko recyklingiem bliskim 100% i poprzez drastyczne ograniczenie zużycia energii. Do tego trzeba się przygotowywać już teraz, zwłaszcza technologicznie, a nie także odkładać w nieokreśloną przyszłość. Postępują niekorzystne globalne zmiany klimatyczne. I obojętne co jest ich przyczyną - emisja dwutlenku węgla przez człowieka czy co innego. Ocieplenie klimatu jest faktem. A skutki będą katastrofalne, tyle że następujące powoli przez dziesięciolecia. Przede wszystkim podniesie się poziom oceanów i nastąpi zalewanie lądów. Konieczne będą migracje ludzi i przenoszenie infrastruktury technicznej na tereny położone wyżej. Czy ktokolwiek się do tego przygotowuje w Europie? Środowisko naturalne ulega regularnej degradacji. Systematycznie i bezpowrotnie giną kolejne gatunki flory i fauny. Populacja pszczół spadła w ostatnich latach o 1/3 w skali globu, co odbija się na rolnictwie. Na razie nie wiadomo jaka jest tego przyczyna. A nie widać perspektywy zahamowania degradacji środowiska naturalnego. Systematycznie przegrywa z człowiekiem, w rytmie systematycznie rżniętych lasów równikowych w Amazonii i Indonezji. Przyrost naturalny wśród ludzi jest ciągle dodatni w skali globu i nie ma żadnych widoków na jego zahamowanie. A przecież nie możemy się rozmnażać w nieskończoność. Terroryzm rozwija się w najlepsze i nie ma żadnego skutecznego sposobu jego zwalczenia. NATO bezskutecznie wojuje z Talibami w Afganistanie, podczas gdy Alkaida systematycznie rozwija się i szkoli nowe zastępy terrorystów gdzie indziej (w Pakistanie). Żydzi walczą w Izreaelu z Palestyńczykami coraz okrutniej i nikt nie ma pomysłu jak ich pogodzić. A przez to Palestyńczycy są na utrzymaniu Unii Europejskiej i USA. Podobnie pomaga się ludności w wielu innych regoniach świata (np. w Kosowie), bo sami nie potrafią rozwiązać swoich problemów. I takich regionów jest coraz więcej. Liczba narkomanów wzrasta w każdym kraju, a nikt nie wie jak skutecznie przeciwdziałać działalności karteli narkotykowych i rozprzestrzenianiu się narkomanii w kolejnych krajach i wśród coraz młodszych generacji. Oto są problemy do rozwiązania składające się na prawdziwy kryzys, a nie na przykład opcje walutowe w Polsce. Pozdrawiam
  4. http://globaleconomy.pl/content/view/2933/27/ Oto co trzeba koniecznie przeczytać. A wszystkim oburzonym opcjami walutowymi radzę się zastanowić co by było gdyby złoty nadal był mocny jak jeszcze przed kilkoma miesiącami? Banki skierowały ofertę opcji walutowych przede wszystkim do polskich eksporterów. Dopóki złoty był mocny eksporterzy ci zarabiali na eksporcie niewiele, ale zarabiali. Chcąc te niewielkie zyski trochę powiększyć weszli w opcje walutowe. A teraz gdy złoty osłabł wszyscy polscy ekporterzy mają znacznie wyższe wpływy i zyski, bo przecież ceny mają w EURO lub USD, które przeliczają po nowych wyższych kursach, czyli mają znacznie wyższe wpływy w PLN. I po prostu tymi znacznie wyższymi zyskami muszą się teraz dzielić z bankami w ramach opcji walutowych. Ot i cały haj waj.
  5. Miło mi. Zgadza się. Jednak ja ani razu nie napisalem ani nie sugerowalem niczego innego. Także się zgadzam i ... teraz ja wreszcie zrozumiałem Ciebie, tzn. teraz wiem, że gdy napisałem - to Ty przyjęłaś, że mam na myśli nas Polaków lub nas Europejczyków. A ja miałem na myśli nas Ziemian. Od tego nieporozumienia rozpętała się polemika. Mam nadzieję, że była interesująca. Dziękuję i pozdrawiam.
  6. A czy ja napisałem, że to Ty mówisz (piszesz)? Podałem tylko przykłady najrozmaitszych argumentów, które ludzie podają, aby tylko poddać w wątpliwość oczywistą konieczność przeciwdziałania przeludnieniu. No to co z tego, że zaleją!!! Czy to nie lepsze niż zatopienie (zniszczenie) wszystkich, co nastąpi nieuchronnie jak wszyscy będą się kitrać na tę szalupę? Czy nie rozumiesz, że to najmniej bolesna szansa? Ktoś musi pierwszy zrezygnować, żeby drudzy mieli szansę się uratować!!! A może zmitygują się, że nie są pępkiem świata i należy pomyśleć o tych pierwszych albo o własnych prawnukach, a nie tylko o sobie? Rozumiesz to doskonale. Ale jednocześnie wiesz, że większość ludzi tego nie rozumie lub nie chce zrozumieć, więc dlatego udajesz, że Ty także nie rozumiesz. Wmawiasz sobie - dlaczego ja? Dlaczego mój naród? I tak właśnie brniemy wszyscy ku katastrofie. Moje gratulacje! Chciałbym mieć pewność, że to tylko taka katastrofa będzie. Bo niestety zanosi się na znacznie poważniejsze katastrofy!!! Bardzo różne i różniste. Oj będzie się działo!!!
  7. No i jesteśmy w domu. Oto potwierdzenie - nawet Ty niby doceniasz problem przeludnienia, ale przekonujesz, że dodatni przyrost naturalny jest konieczny. I tak będziemy się jeszcze wzajemnie przekonywać, usprawiedliwiać, odwoływać do patriotyzmu, do tradycji, że opieka ludzi starych, że nie chcemy żółtych i murzynów na jednej klatce schodowej, w jednej szkole z naszymi dziećmi, i setki, tysiące innych argumentów. I na tym to właśnie polega, na tym polega utopia ekologii, utopia sozologii, utopia ochrony środowiska. Co z tego że będziemy segregować śmieci, oszczędzać, wynajdywać nowe technologie, ograniczać przetwarzanie energii i surowców na głowę mieszkańca itp. itd. jeśli tych głów stale i stale będzie przybywać. Oto istota utopii. Dlatego powtarzam:
  8. Kłopot jest w tym, że z tego doskonale zdają sobie sprawę ludzie mieszkający w krajach rozwiniętych i ewentualnie Chińczycy Nieprawda. Zdają sobie sprawę tylko elity, naukowcy, intelektualiści itp. Większość ma to gdzieś. Ludzie w krajach rozwiniętych przestają się mnożyć z zupełnie innych powodów niż obawa przed przeludnieniem świata. A Chińczycy mnożą się nadal.
  9. Ja też wiem, wszyscy wiedzą. I właśnie dlatego pokutuje mniemanie - będę mieć kilkoro dzieci, to może któreś na starość zaopiekuje się mną. Ale nie oszukujmy się - w naszym społeczeństwie to nie jest główny motyw. Główny dostarcza kościół. Jednak nie krytykuję kościoła. Przeciwnie - doskonale rozumiem. Niełatwo przestać głosić coś co przez wieki się głosiło. Tak samo jest we wszystkich innych religiach. Bez dotarcia do nich, do kapłanów, hierarchów, teologów, do szamanów plemion afrykańskich itd. - niczego się nie wskóra. Bo idea musiałaby iść w lud od góry, z boku i od dołu. Ze wszystkich stron. Ale dość o tym, bo to właśnie utopia. No i co z tego? Czy dlatego, że na szalupę wlazło już 10 żółtków i 5 murzynów, a tylko 5 białych, mają wsiadać kolejni biali bez oglądania się na to, że za chwilę wszyscy utoną? Właśnie o nich pisałem. O tych uwarunkowaniach. Jednak one tkwią w nas Europejczykach. A cóż mówić o innych kontynentach. Jak zachęcać inne rasy do ograniczeń w rozmnażaniu się, jeśli jeszcze do niedawna samemu brało się udział w wielowiekowym wyścigu demograficznym? I zamiast pochwalać ujemny przyrost naturalny w Europie w ostatnich latach, to ciągle jeszcze głównie biadoli się na ten temat? Ale żeby nie było nieporozumień - nie myślę o ograniczaniu administracyjnym, prawnym itp. To musi być w kulturze, w sztuce, w obyczajach, w mentalności, w religii. A może wystarczyłoby zrobić tylko jeden film o przyszłości Ziemi za powiedzmy 80 lat, gdy mieszka na niej 20 miliardów ludzi, a każda rodzina ma mieszkanie w bloku lub dom jednorodzinny, samochód, lodówkę itd. Wystarczyłaby wizja zwykłego życia tych 20 miliardów ludzi i stanu środowiska naturalnego dzięki nim, aby dziś się obudzić, aby wreszcie zacząć myśleć. Ech ... to też utopia.
  10. Hm ... jaka skala? Po prostu zahamować wzrost do zera. Niektórzy wcale nie mają dzieci, niektórzy jedno dziecko, niektórzy dwoje, troje, czworo. Ale gdyby średnio statystycznie, uwzględniając zero potomstwa u osób stosujących celibat, ulegających wypadkom w wieku przedprodukcyjnym itd., gdyby średnio każdy człowiek na Ziemi miał dokładnie dwoje dzieci, to wystąpiłby prawie zerowy wzrost. Prawie, bo wynikający tylko ze średniej statystycznej przeżywalności ludzi. Jak do tego doprowadzić? Na pewno nie drastycznymi ograniczeniami jak w Chinach, bo są niehumanitarne i nieskuteczne. Trzeba ludzi przekonać, uświadomić im do czego zmierzamy. Co nam grozi na całej Ziemi. Bo jak długo jeszcze ludność Ziemi może rosnąć? Kiedy przerwiemy ten wzrost? Czy zna ktoś jakieś prognozy demograficzne przewidujące zahamowanie wzrostu? Czy koniecznie musi nastąpić demograficzna katastrofa za lat powiedzmy 100, gdy 20 lub 30 milardów ludzi na Ziemi będzie chciało żyć dokładnie tak samo rozrzutnie i energochłonnie jak Europejczycy? Czy wyobrażamy sobie jak wtedy wyglądałby świat? Wydaje mi się nawet, że do tego nie dojdzie, bo przed upływem tych 100 lat balon pęknie. Nie wiem jak się to objawi - wojną światową, epidemią światową, czy inaczej, jeszcze gorzej. Ale nieuchronnie do tego zmierzamy. Kiedy w końcu powiemy STOP - dosyć tego? Dosyć tego bezmyślnego rozmnażania się. Sutacja jest analogiczna do szalupy ratunkowej. Statek tonie, jest tylko jedna szalupa zdolna utrzymać na powierzchni wody 20 osób, a wsiadają ciągle kolejne. Jest 20, 25 osób i ... co? Wpuszczać następne aż wszyscy zatoną razem z szalupą, czy powiedzieć STOP? Nikogo nie chcę zabijać, ani żywych, ani jeszcze nienarodzonych. Nie chcę obrażać niczyich uczuć religijnych. Nie chcę nikomu zabraniać mieć kolejnych dzieci. Ale chciałbym przekonać ludzi, że potrzebny jest rozsądek. I coraz bardziej potrzebny. Chciałbym zidentyfikować i obalić wszystkie błędne i nieodpowiedzialne poglądy tkwiące w wielu kulturach i religiach o tzw. naturalnym prawie do posiadania potomstwa. Prawo to jest i będzie aktualne, ale ... do czasu. Niestety. Bo było dobre w czasach, gdy tylko duże plemiona mogły przetrwać w walce o byt z innymi plemionami. Teraz jest zupełnie inna sytuacja. Kiedy wreszcie to zrozumiemy? Kiedy przestaniemy zachęcać ludzi do posiadania wielu dzieci? Kiedy przestaniemy pomagać rodzinom wielodzietnym? Kiedy obalimy dziś już nieaktualny, błędny pogląd, że im więcej dzieci, tym lepiej? Bo komu lepiej? Rodzicom często ledwo wiążącym koniec z końcem z powodu gromadki dzieci? Czy ludzkości jako całości? Środowisku naturalnemu? Temu jest na pewno coraz gorzej. A że społeczeństwa będą starsze statystycznie niż przy stałym dodatnim przyroście naturalnym? Cóż - to oczywiste. I po to mamy szare komórki, aby z nich korzystać, a więc poradzić sobie z tym problemem. Np. przestać protestować przed wzrostem bariery wiekowej uprawniajacej do emerytury. Gdy słyszę lub czytam biadolenie, że prognozy demograficzne Europy przewidują spadek ludności Europy w niektórych krajach, to .... ja się cieszę. Wreszcie jakieś jaskółki. Wreszcie są społeczeństwa, które może dadzą przykład innym społeczeństwom i innym kulturom. Wreszcie jest jakaś nadzieja. Nie mam żadnych złudzeń - powyższe poglądy są .... niepopularne. I raczej nie rozpowszechnią się. Niestety. I na tym właśnie polega utopia ekologii, czy bardziej prawidłowo ją zwać - utopia sozologii.
  11. Terminy ekologia i ekologiczny są powszechnie błędnie rozumiane i stosowane. Zamiast nich powinno się używać terminów sozologia i sozologiczny. Zainteresowanych odsyłam do Wikipedii i innych encyklopedii. Zatem ekologia nie jest utopią. Jest nią ewentualnie sozologia. Moim zdaniem ochrona środowiska naturalnego ma tylko taki sens, aby spowalniać procesy negatywnych zmian w środowisku naturalnym wywołane działalnością człowieka. Procesy te są nieuchronne i postępować będą co najmniej dopóty, dopóki będzie dodatni przyrost naturalny wśród ludzi. Ale nawet zahamowanie tego wzrostu raczej nie zahamuje tych procesów. Nie łudźmy się. Cóż - taki po prostu jest człowiek, taką ma "naturę". Na dłuższą metę jedynym ratunkiem jest jakaś zbawienna globalna katastrofa, ale taka, która dotknie przede wszystkim człowieka, a w niewielkim stopniu inne składniki środowiska naturalnego. Co prawda człowiek jest jego częścią, ale powszechnie przecenianą. Nie wierzę, że człowiek świadomie zahamuje i odwróci negatywne zmiany w środowisku naturalnym. Mam tylko nadzieję, że spowoduje to jakiś niezależny od człowieka przypadek i nastąpi to we właściwym momencie tj. nie dopiero wtedy gdy ludzie spowodują całkowitą niezdatność Ziemi do dalszego użytku. Co nam pozostaje? Spowalniać negatywne procesy i czekać na ten szczęśliwy przypadek. Z każdym rokiem wzrasta szansa, że się zdarzy. A więc powinniśmy ograniczać przyrost naturalny, ograniczać przetwarzanie energii, ocieplać domy zamiast grzać nimi otoczenie bez sensu, budować je mniejsze, żyć w mniej cywilizowanym stylu, bardziej naturalnie, spokojnie, częściej na łonie natury, nie latać samolotami bez ewidentnej potrzeby, częściej używać własnych nóg, względnie z pomocą roweru, kupować trwalsze przedmioty wieloletniego użytku a nie jednorazowego itp. itd. Po prostu żyć z sozologiczną klasą.
  12. Wowka Nie napisałem, że się sprzeczasz. Napisałem tylko, że nie widzę sprzeczności w tym co napisałeś względem mojego tekstu, a więc nie widzę powodu do polemiki. A dlaczego tak zareagowałem? Bo pierwsze zdanie jakie napisałeś po zacytowaniu fragmentu mojego tekstu, to (cytuję): Nie do końca jest to prawdą. Ani się za to obraziłem, ani nie zdenerwowałem nawet. Ale odebrałem jako zaproszenie do jakiejś polemiki. A ponieważ w zasadzie ze wszystkim co następnie napisałeś się zgadzam lub przyjmuję do wiadomości, to tylko grzecznie podziękowalem i tyle. Wowka - nie chciałbym, aby ten wątek miał charakter polemiczny z Tobą i mną w rolach głównych. Natomiast chętnie przeczytam kolejne Twoje interesujące informacje w temacie. Pozdrawiam
  13. Wowka Dziękuję za interesujące informacje i spostrzeżenia (przydadzą się w moich rozważaniach), ale w tym co napisałeś nie widzę żadnej sprzeczności z moim tekstem, więc nie będę polemizować. Pozdrawiam
  14. JoShi Dziś kilka godzin serfowalem w sieci na temat segregacji odpadów, utylizacji tworzyw sztucznych itd. Pasjonująca lektura. W polskich gminach obowiązują bardzo różne zalecenia odnośnie segregacji odpadów - co gmina to inaczej. W niektórych rzeczywiście do worków na plastik można wrzucać tylko butelki PET, w innych wszelkie plastiki. Są takie gminy, w których to "dzwonów" na papier można wrzucać kartoniki po napojach foliowane polietylenem i aluminium. Z kolei w innych do "dzwonów" na szkło można wrzucać tylko bezbarwne, a są takie (np. moja gmina) gdzie można także kolorowe. W Szwecji już teraz foliowane kartoniki po napojach są utylizowane w 35%. Trwa w sieci ciekawa dyskusja na temat torebek polietylenowych. Oto dwa przykłady http://www.wyhacz.pl/Wyhacz/1,88542,5413239,Plastikowe_jednorazowki_sa_bardziej_ekologiczne_od.html http://www.eplastics.pl/downloads/koeko-manifest.pdf Przyjęcie optymalnego modelu segregacji odpadów nie jest proste. Model optymalny dla mnie może być daleki od optymalnego dla Ciebie w innej gminie. A wszystko zależy od organizacji selektywnej zbiórki odpadów w konkretnej gminie, od technologii utylizacji posegregowanych odpadów itd. Inaczej jest z segregacją w blokach wielomieszkaniowych a inaczej w osiedlach z zabudową jednorodzinną. Łatwiej o utylizację odpadów na Śląsku, a trudniej na Mazurach. Hm ... Będę serfował dalej. Na razie im dalej w las tym więcej drzew.
  15. Trociu Serdeczne dzięki za dobre słowo. Cóż - pociągnę ten wątek niezależnie od odzewu forumowiczów. Chodzi mi o konkrety, a nie polemikę warto czy nie, da się czy się nie itd. Na razie ustaliłem w swoim gminnym Zakładzie Usług Komunalnych, że stłuczkę szklaną można bez ograniczeń wrzucać do tzw. dzwonów, natomiast do worków na szkło też, ale w rozsądnych granicach względem niepotłuczonych naczyń szklanych, bo przecież worki muszą dotrzeć na składowisko w całości. Cdn.
  16. Masz rację. Przepraszam. Jednak podobnie Ty niesłusznie czyniłeś mi zarzuty w/s pojemników PCK, o których nawet nie pomyślałem, nie mówiąc o napisaniu. Czy nigdy niczego w Twojej kuchni się nie opieka, nie smaży. Ąbsolutnie żadnego ciasta, kotleta schabowego, sosu, jajecznicy? Chleb tylko suchy? Noooo z szynką oczywiście A co zniedoborem witaminy D? W moim domu z tłuszczy jadalnych używamy wyłącznie oleje roślinne - do smażenia i pieczenia mięs rzepakowy, do sałatek słonecznikowy lub sojowy. Ciast nie pieczemy. Kanapki jemy bez masła. Nie zastanawiałem się nad tym. Dotychczas zajmowała się tym moja żona. Wiem, że oddawała ubrania dzieci swoim koleżankom. Na pojemniki PCK Ty zwróciłeś mą uwagę. Zgodzę się tylko co do wcześniej wymienionych przez Ciebie podpasek i tamponów oraz co do worków z odkurzacza wraz z zawartością. Choć - mając odkurzacz wodny ... A reszta odpadów, które wymieniłeś, mogłaby podlegać recyklingowi gdybyśmy tylko chcieli to zorganizować. Ale przyznaję - 100%-wa segregacja odpadów powstających na codzień w gospodarstwach domowych jest niemożliwa, bo ... nie chcemy jej. Po prostu. Przez kilka dni od zainicjowania wątku nikt nie poparł idei. Znaczy się jest nierealna.
  17. Wowka W pierwszym poście nie napisałem, że już realizuję 100%-wą segregację odpadów. Wszystko pisałem w czasie przyszłym. Zwróć uwagę, że pisałem "mogę" robić to czy tamto, a nie że robię lub zrobiłem. Po prostu zastanawiam się czy 100%-wa segregacja odpadów jest możliwa i realna. A teraz po kolei odnośnie Twoich przykładów. Soków naturalnych kupuję coraz mniej. Nie wiem czy staję się coraz bardziej wybredny, czy te soki są coraz mniej naturalne. Wszystkie są produkowane z koncentratów, a podwyższona temperatura obniża walory smakowe. Więc nawet gdy nie są z konserwantami, muszą być aromatyzowane. I dobrze jeśli naturalnymi a nie syntetycznymi aromatami. Masła i margaryny nie jem wcale od lat. Naprawdę. Również smalcu. Mleko mogę kupować w butelkach z tworzyw sztucznych. Jest droższe ale lepsze smakowo od tych w folii i w kartonikach. Śmiatanę mogę kupić w kubeczkach z tworzywa, z których otwierając można odedrzeć folię aluminiową, więc dokładnie oddzielić aluminium od plastiku. Pastę do zębów mogę kupić w tubce wykonanej wyłącznie z plastiku. Na temat kosmetyków nie wypowiadam się. Prawie nie stosuję. Ale sam dam przykład produktu, z którym po zużyciu nie wiem co zrobić. Chyba nie da się go segregować. To ... buty. Biednym nie oddam, bo wyprać butów raczej się nie da, do worka na plastiki też raczej nie wrzucę. Tak .... przez buty wali mi się cała koncepcja 100%-wej segregacji. Oczywiście mogę je podrzucać np. do ulicznego kosza na śmieci. Ale to nie o to chodzi. Ech ...
  18. Ja tu nie widzę żadnego błędu. Ja też nie, ale Wowka go widział. Do niego to pisalem. Ja też nie widzę błędu poza tym, że Flexus, podobnie jak większość społeczeństwa błędnie odczytuje znak loga PCK na pojemnikach. To nie PCK przeprowadza zbiórkę odzieży. To Szmateksowa firma posługując się (odpłatnie) logo PCK jest właścicielem tego interesu. Oddana do pojemnika odzież nie jest oddawana bezpłatnie potrzebującym lecz odsprzedawana w lumpeksach. To tyle w tym temacie Hm ... o pojemnikach PCK Ty pierwszy wspomniałeś w tym wątku. Ja tylko w pierwszym poście napisałem (cytuję): Z odpadów tekstylnych mogę wydzielać ubrania nadające się do dalszego użytku i oddawać biednym. Ty zaś od razu zareagowałeś tak (cytuję): Często powtarzany błąd. Stojące na ulicach bez mała wszystkich miast w Polsce pojemniki na tekstylia opatrzone logo PCK służą do wrzucania do nich wszelkich tekstylii.
  19. Ja tu nie widzę żadnego błędu. Ja też nie, ale Wowka go widział. Do niego to pisalem. To inna bajka. Odpady powstałe przy remoncie lub budowie domu to nie odpady komunalne. O tym, że takie odpady wywiozę i opłacę ich wywóz pisałem w pierwszym poście. Kupując wspomniane mięso na takich tackach, bo jego rozpakowaniu masz: - folię ociekającą wodą/krwią - tackę mokrą od wody/krwi - taką gąbczastą wkładkę nasączoną wodą/krwią Czy zamierzasz tak ubabrane elementy wrzucić do worka z plastikami? Czy zamierzasz to myć? Rozumiem jeszcze umycie tacki, ale jak wymyć i wysuszyć folię i tą gąbkę? Co robisz z tym mięsem po rozpakowaniu? Nie płuczesz w zimnej wodzie? Korona spadnie z głowy, jeśli przepłucze się także folię i tackę przed wyrzuceniem? Nie dajmy się zwariować. Nie musimy zrywać papierowych etykiet z butelek szklanych i z wszelkich innych opakowań przy ich segregacji.
  20. Przeczytałem tę instrukcję. Została napisana w 2004 roku i dotyczy konkretnie Krakowa. Mojej gminy nie. W mojej gminie na worku do segregacji odpadów jest napisane, że "Do worka na plastik wrzucamy: - opakowania plastikowe po artykułach spożywczych i chemii gospodarczej". Natomiast na stronie internetowej mojej gminy jest informacja o segregacji, ale nie ma słowa o tym, aby do worków na plastik można było wyrzucać tylko butelki PET. Dlaczego więc miałbym się ograniczać tylko do nich? Przecież chemia gospodarcza nie jest pakowana w butelki PET. Nie wiem co robi mój gminny Zaklad Usług Komunalnych z posegregowanymi plastikami. Niebawem dowiem się i napiszę. Ale na razie uważam, że nie muszę stosować instrukcji z 2004 roku dotyczącej Krakowa. Nigdy nie będę ich używać. I właśnie z powodu kłopotu gdzie je wyrzucać po użyciu. Do pojemnika na śmieci nie bardzo można, bo będzie śmierdzieć z pojemnika. Do kanalizacji też nie, bo się zatka. A jeszcze ca 30 lat temu nikt nie używał pampersów, więc i ja sobie bez nich jakoś poradzę. Zgadzam się. Jednak dlaczego tę informację kierujesz do mnie? Przecież pisałem już dwukrotnie o tym, że problem z kartonikami foliowanymi tworzywem sztucznym i (lub) aluminium proponuję rozwiązać przez unikanie kupowania produktów w takich opakowaniach. Masz inny pomysł? To było właśnie moje pierwsze pytanie w pierwszym poście inicjującym wątek.
  21. Ad. zużytego sprzętu agd Nie wiedzialem, że gmina ma obowiązek wskazać gdzie mogę oddać bezpłatnie zużyty sprzęt agd, ani o tym, że są już sieci handlowe, które przyjmują zużyty sprzęt nie tylko na wymianę. Serdecznie dziękuję za te informacje. Ad. tekstyliów Bardzo dziękuję za cenną informację, że do pojemników PCK w zasadzie mogę wrzucać nie tylko ubrania nadające się do dalszego użytku, ale wszystkie tekstylia, bo ktoś je posegreguje za mnie i potem będą kupione w lumpeksie lub przerobione przez przemysł papierniczy. Więc gdzie tu błąd? Czy to nie lepsze od wysypiska śmieci? Czy jest inny już funkcjonujący system obrotu zużytymi tekstyliami? Jakieś punkty skupu lub chociaż przyjmowania za darmo tekstyliów? Ad. styropianu i gąbki Na uniwersalnym worku, który jest stosowany w mojej gminie do segregacji odpadów (papieru, plastiku i szkła), jest napisane: "Do worka na plastik wrzucamy: - opakowania plastikowe po artykułach spożywczych i chemii gospodarczej". Co oznacza słowo "plastik"? Wikipedia podaje, że to "popularne określenie termoplastycznych tworzyw sztucznych". Styropian produkuje się prawie wyłącznie z polistyrenu, a polistyren jest termoplastycznym tworzywem sztucznym. Zatem styropian jest plastikiem. W związku z tym styropianowe tacki z czystym sumieniem można wrzucać do worka na opakowania plastikowe. Podobnie gąbka, jeśli nie jest naturalna, to ze spienionego poliuretanu. A to też tworzywo termoplastyczne. Czyli także gąbka jest plastikiem. Nie jest opakowaniem plastikowym ale jest plastikiem. Ad. papierowych ręczników nasączonych detergentem Na kompost raczej się nie nadają, ale do worka na odpady papierowe jak najbardziej. Wydaje mi się, że detergent jest bardziej łagodną domieszką od farb drukarskich na opakowanich papierowych. Ad. pampersów Nie używam. Ad. metalizowanego i (lub) foliowanego papieru Napisałem na wstępie, że z tymi opakowaniami jest problem, i że moim pomysłem jest unikanie (nie kupowanie) produktów w takich opakowaniach. Zadałem też pytanie "Czy ma ktoś lepszy pomysł?". Reasumując - nadal obstaję, że 100%-wa segregacja odpadów powstających codziennie w gospodarstwie domowym jest możliwa.
  22. Odpady z papieru, tworzyw sztucznych i szkła mogę segregować i oddawać bezpłatnie Zakładowi Usług Komunalnych w specjalnych workach. Wyczerpane baterie i zużyte akumulatory mogę wyrzucać do specjalnych pojemników dostępnych w niektórych sklepach. Przeterminowane lekarstwa mogę bezpłatnie wyrzucać do specjalnych pojemników dostępnych w aptekach. Zużyty sprzęt agd mogę oddawać w sklepach agd przy zakupie nowego sprzętu. Odpady organiczne mogę kompostować w swoim ogródku lub rozdrabniać i wyrzucać do kanalizacji. Z odpadów tekstylnych mogę wydzielać ubrania nadające się do dalszego użytku i oddawać biednym. Pozostałe odpady tekstylne mogę zużywać do mycia i pielęgnacji samochodu, a potem wyrzucać je do pojemników na śmieci na stacjach benzynowych. Puszki aluminiowe, puszki po konserwach, metalowe nakrętki do butelek i słoików oraz inny złom metalowy mogę oddawać złomiarzowi lub sam wywozić na składowisko złomu. Odpady związane z remontem domu lub mieszkania mogę wywozić i opłacać każdorazowo, bo remonty robi się raz na parę lat, a nie co miesiąc. Co mi zostanie? - zużyty sprzęt agd, którego nie wymienię w sklepie, jeśli nie będę kupować odpowiadającego mu nowego na wymianę, - opakowania, których nie mogę zaliczyć do żadnej z wyżej wymienionych grup odpadów (np. kartoniki do soków i mleka wykonane z tektury oraz z folii z tworzywa sztucznego i(lub) folii aluminiowej). Zużyty sprzęt agd, którego nie wymienię w sklepie na nowy, mogę przechowywać na strychu lub w piwnicy jak dotychczas. Zakładając, że kupując jeden egzemplarz sprzętu nowego oddam jeden stary, składowisko tego sprzętu nie będzie rosnąć. A może w przyszłości przyda się jakiś stary silnik lub inna część. Co zrobić z niektórymi opakowaniami, których nie da się zaliczyć do żadnej z wymienionych wyżej grup odpadów? Mogę nie kupować produktów zapakowanych w takie opakowania. Czy ma ktoś lepszy pomysł? Oto pierwsze pytanie. Jeśli będę segregować odpady w 100% jak wyżej, to czy mogę zrezygnować z pojemnika na odpady, który teraz stoi przed moim domem, i zaprzestać opłacania wywozu odpadów, których przecież nie będzie? Czy obowiązujące przepisy zezwalają na to? Oto drugie pytanie.
  23. baz Z brykietem jest różnie jak z drewnem, które może być iglaste, spróchniałe lub mokre, albo może być twarde, liściaste i suche. Piszesz 400 zł/t. A z jakiego drewna ten brykiet, jakiej wilgotności, jak mocno sprasowany, jak zapakowany aby nie chłonął wilgoci przy składowaniu? O tym wszystkim było w wątku, o którym wspomniano wyżej.
  24. Miałbyś rację gdyby nie jedno małe ale... Owszem nagle zaczeło by się opłacać wykorzystywać deszczówkę. Ale założę się że nagle każdy będzie wiercił studnię! Jeśli nawet nie dla wody pitnej to dla gospodarczej. To może się udać na terenach gdzie po prostu nie ma wody... Wywiercenie studni kosztuje. Poza tym wiąże się z ryzykiem, że woda będzie kiepskiej jakości. Ale głównie chodzi o pieniądze. Jeśli rachunek za wodę i ścieki byłby w sumie taki sam jak dotychczas (a to właśnie zakładam, że różnica ceny zakupu wody i ceny sprzedaży ścieków byłaby tą samą kwotą co suma dotychczasowych cen za wodę i ścieki), to po co wiercić studnię? Komu to opłacałoby się? Tylko temu, kto ma dziurawe szambo, czyli dotychczas za ścieki płaci niewiele albo nic. Czy myślisz, że chętnie wywierci studnię na własnej działce, jeśli wie, że ma na tej samej działce dziurawe szambo? Nie przypuszczam. Ale jeśli nawet zrobi tę studnię, bo ma dużą działkę, szambo daleko od studni, więc jego ścieki nie zagrożą jakości jego wody, to co wtedy stracimy jako społeczeństwo? Nic. Nadal będziemy mieć problem z delikwentami, którzy mają dziurawe szamba. Tyle że takich delikwentów byłoby mniej, moim zdaniem znacznie mniej. A poza tym spadłoby trochę zużycie wody wodociągowej, co w obliczu deficytu wody pitnej w Polsce nie powinno martwić. I jeszcze sprawa deszczówki. Wykorzystanie deszczówki będzie opłacać się tak samo jak dotychczas. Natomiast dla odbiorców wody, którzy dotychczas wodą pitną z wodociągów podlewają ogródki i płacą za tę wodę wg dodatkowego licznika wody, aby nie płacić od tej wody za ścieki - Rada Gminy ustalając nowe ceny za sprzedaż wody i zakup ścieków może pozostawić dotychczasową cenę za wodę wykorzystywaną w ten sposób. Wtedy tym odbiorcom wody również wykorzystanie deszczówki będzie się opłacać tak samo jak dotychczas.
  25. Nie wiem czy pomysł jest mój. Bardzo możliwe, że już wielokrotnie go wymyślano, albo nawet gdzieś w Polsce lub na świecie zrealizowano. Nie wiem. Ochrona środowiska i gospodarka komunalna to nie moje branże. Jednak pomysł wart jest zrealizowania, bo docelowo nie widzę innego lepszego sposobu na ochronę środowiska naturalnego przed odpadami komunalnymi i ściekami komunalnymi, jak kupowanie ich od mieszkańców przez władze samorządowe. Firmy łatwiej kontrolować i dyscyplinować różnymi instrumentami. To też jest trudne, korupcjogenne, ale możliwe. Natomiast tysięcy i milionów mieszkańców miast i wsi skutecznie kontrolować się nie da - to utopia. Tylko kupowanie od nich odpadów i ścieków będzie skuteczne dla ochrony środowiska naturalnego. Realizację tej idei najłatwiej zacząć właśnie od ścieków komunalnych. Bo wydatki na kupowanie ścieków można pokryć wpływami ze sprzedaży wody po wyższych cenach. Zatem można to zrealizować prawie bez żadnych dodatkowych kosztów. Wprawdzie słuszna jest obawa, że co cwansi mieszkańcy będą napełniać swoje szamba wodą deszczową, aby ją sprzedawać jako ścieki. Polak potrafi!!! Ale takim delikwentom można postawić barierę, że więcej ścieków nie mogą sprzedać niż kupili czystej wody. I dlatego właśnie w podanym przeze mnie przykładzie zaproponowałem cenę 10 zł/m3 czystej wody a nie 9 zł/m3.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...