Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Noxili

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    194
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Noxili

  1. Noxili

    Noxilowy marudnik

    Schowałem za siebie piłę i starałem się wygladać przyjaźnie chyba niekoniecznie mi się to udało bo chłopczyk w komzy dał na wszelki wypadek krok w tył i rozejrzał się czy ma w razie czego wolna drogę ewakuacyjną . Przed sasiadami stała reszta ministranckiej braci w liczbie słownie dwu. Poczuł się chyba uspokojony tym wsparciem bo już odważniej powtórzył Proszem Pana przyjmie pan ksiedza? Znalazłem się w kropce -wbrew pozorom odpowiedź na to pytanie była skomplikowana. W sumie musimy się cofnac w czasie do jakiegoś tam roku 80 gdy jako 8letnie pachole zostałem sam w domu.Już od 2 lat mogłem zostawać w domu sam więc poczułem się bardzo dorosły . Tata akurat pracował na 2 zmiane a mama musiała tego dnia zostać trochę dłuzej. Jak wieść gminna i pantoflowa głosiła tego dnia akurat miał Przyjść Ksiądz Po Koledzie . Wszystko powinno ładnie zatrybić bo ksiadz zawsze zaczynał koledowanie od tej drugiej strony niż mieszkaliśmy i zjawiał się późnym wieczorem więc mama powinna się spokojnie załapać. Dzień wcześniej już wysprzatała pokój (salon) i przygotowała kopertę co łaska dla ksiedza i jakieś drobne dla ministrantów.Na stole lezał osprzęt do przyjmowania ksiedza czyli krzyżyk ,świece i miseczka z święcona wodą (hmm powiedzmy święconą). Nietety Przeznaczenie czy jak kto woli Opaczność miła tego dnia dobry humor i postanowiła zrobić nam psikusa. Nowy młody ksiądz zamiast rozpocząć przy kościele swoją szychtę to podszedł na pieszo z ministrantami i zaczoł kolendę od lasu . Czyli od Nas . Jak już wspominałem czułem się strasznie dorosły i pomyslałem „ Co ja nie potrafię ?? Jeszce zobaczymy!!” I przyjełem ksiedza sam . Ministranty były o głowę większe od mnie ale ja twardo jak mężczyzna przyjełem wraży najazd „na klatę” . Ksiądz się nawet zdziwił ale za to dostałem podwójne obrazki a nawet jakąś tam bardzo ładna widokówkę z napisem Merry Christmas :). No i pekałem z dumy, rodzina i sasiedzi mnie podziwiali za roztropność . I wszystko było by ok gdyby po jakimś tam tygodniu nie zaczeły się ferie i pojechałem do rodziny do Piotrkowa . Pech chciał ze akurat tam kolędowanie dotarło do babci . Babcia koniecznie chciała by jej ukochany wnuczuś czyli ja przyjmował wraz z nia ksiedza. Wnuczuś zaparł się niestety nogami i rękoma i żadna siła nie mogła go przekonać do powtórnego bohaterskiego wyczynu. Co za dużo to nie zdrowo i tyle. No dobra . Zblizał się feralny dzień który przeszedł do rodzinnych legend jako Jak Przyjmowaliśmy Ksiedza. . Przeznaczenie zdecydowało się zafundować nam naprawdę kabaret. Poczatki tego dnia były nie grożne jednak pewne oznaki powinny ostrzec nas przed nadciagajaca katastrofą . Na początek Wujek Dzidek wpadł z ziemniakami w ilości 3 worków i zostawił je ze słowami „na chwile -zaraz je odbior”. Wujek akurat parę la wcześniej zszedła na psy i z kolejarza(kolejarzami byli dziadek , i wujkowie) przebranżowił się na milicjanta z drogówki . Rok wcześniej się wyprowadził od babci i z zona przeprowadził się do mikroskopijnej służbówki. Wciąż jednak wpadał do mamy czyli Babci i zostawiał swoje zakupy , tudzież wyjadał wszelkie lekarstwa typu polopiryny, witaminy itp( pochodzę z rodziny notorycznych, maniakalnych lekomanów) Tego dnia zostawił worki z ziemnikami które ktoś mu dał w zamian za coś tam:)) No dobra to „na chwile” rozwlekło się na parę godzin . Dziadek coś przeczuwał i jak zaczeło się ściemniać był coraz bardziej zirytowany. Ja spokojnie sobie siedziałem i ogladałem jedyny telewizor w pokoju(chyba „Sonda” leciała) już przygotowanym na wizytę ksiedza. Siedziłem spokojnie bo wychodziłem z załozenia że mieszkamy pod nr 3 więc jeżeli zacznie od parteru to są przed nami 2 mieszkania a jak od 4 pietra to jeszcze więcej- któraś z babcinych sąsiadek zastuka w drzwi z komunikatem „już jest”. I zdaze się schować do łazienki albo kuchni. Pech chciał że mieszkania nr 1 i 2 były w takiej ciemnej wnece w korytarzu . A akurat spaliła się żarówka i ksiadz podszedł do pierwszych widoczych drzwi . Czyli Naszych . I tu zaczął się kabarecik. Dziadek Leon słyczac że ktoś otwiera drzwi a myślac podobnie jak ja że to nie może być ksiądz. Widząc faceta o posturze podobnej do Wujka Zdzicha załozył że wreszcie się w ostatniej chwili zjawił się syn marnotrawny złapał za worek z ziemniakami i chciał go podać Zdzichowi . Dziadek Leon od czasu wypadku na kolei miał niesprawną nogę i przepukline więc kazde dżwiganie było dla niego bardzo bolesne. Obracajac się zaklną z bólu i puścił wiązanke” k#$$# i jeszcze te twoje ziemnioczki !!!! I zamarł z wrazenia komu podaje nieszczęsny worek . Ksiądz bo to on właśnie wszedł bez pukania skamieniał z wrazenia jakie na nim zrobiło oryginalne powitanie. Słyszac jakięs zamiesznie wyłaczyłem telewizor i nagle zrozumiałem ze jestem odciety w pokoju , bo ksiądz był już na korytarzu . Co tu robić ? Przyjac ksiedza ???? A skad !Dla osobnika z taką "inwencja twórczą" jak ja nie ma rzeczy niemozliwych . W pokoju stała potęzna szafa trzydrzwiowa . Szafa była wspaniała: w zaleznosci od inwencji piszącego te słowa tudzież pomysłów licznego kuzynostwa szafa mogła się okazać świetnym schowkiem w czasie zabaw w chowanego namiastką Rudego 102, bunkrem, statkiem kosmicznym a nawet raz celą hrabiego Monte Christo na zamku If. Miesciłem się tam nawet w trójkę a nawet w porywach czworo ! Co robić! To oczywiste -schować się do szafy . Szafa miała tak spreparowane drzwi gwożdzikami że stale była maleńka szczelina(robota Dziadka Leona co by mu się wnuczęta nie podusiły w ferworze zabawy. .).Drzwi się nie domykały ale można było od środka przytrzymać specjalnym przybitym od wewnątrz paskiem (kolejny patent kochanego dziadka) . Wskoczyłem do środka złapałem za pasek. Niestety od czasów zabaw w szafie nieco podrosłem więc musiłem usiąśc na podłodze szafy , Bałem się że jak zaczne się wiercić to trzeszczenie zdradzi moja kryjówkę.I fortel był by się pewnie udał gdyby nie porzadnictwo mojej mamy. Ksiadz zdazył już ochłonąć po powitaniu "ziemnioczkami" i wizyta duszpasterska zaczeła się rozwijać gdy niestety moja mama zauważyła stara zniszczona torbę skórzaną opartą obok fotela ksiedza. Identyczna torbę miał dziadek Torba dziadkowa przetrzymała wypadek Dziadka razem z nim .Dziadek Leon był strasznie do niej przywiazany , traktował ją wręcz jak talizman.Mama widząc taką zniszczona torbę po prostu" musiała" ją zchować. Zdecydowanym krokiem podeszła do torby . Podniosła ją i chciała ja schować do szafy .Mojej szafy!!! W tym momecie ksiądz zerwał się jak wyrzucony sprężyną i z okrzykiem To moje !!!! To moje !! Rzucił się za mamą. Mama jednak zdazyła złapać za drzwi od szafy i pociagnać za nie. Drzwi jednak nie ustępiły( przypominam pewnie pamiętacie: drzwi , pasek , Noxili) Mamy to jednak nie zraziło (wiadomo- nauczycielka) i zdazyła (zanim doleciał ksiadz) szarpnać za drzwi jeszcze raz . Tym razem nie utrzymałem drzwi ale mając owinięty wokół nadgarstka pasek w wyniku szarpniecia drzwiami wyleciałem jak z procy. .....Prosto pod nogi nadbiegajacego ksiedza . Ksiądz na szczęście nie upadł, tylko usiadł z rozmachem na kozetce. Wszystcy zmartwieliśmy. Pierwszy opanował się ksiądz wstał, zdecydowanym ruchem zabrał mamie torbe, pokazał ze jest pełna kopert i zamkną ją,. Pobłogosławił i wyleciał jak z procy nie zabierajac nawet naszej koperty. No normalnie rodzina Addamsów. Ledwo zamkneły się drzw zaczeliśmy rżeć ze śmiechu jak stado narąbanych kucy. Jak widać doświadczenia z wizytami duszpasterskimi to mam dość niezwykłe. Co tu robić ?Rozgrzebane drewno ,wyciagniety przedłużacz,pła łańcuchowa, łapy pobandażowane, w piecu nie napalaone , dobrze ze choć posprzatane ,Szczerze mówiąc jakoś tak nam się ubzdurało że ksiądz już wcześniej chodził po koledzie akurat gdy byliśmy we Wrocławiu więc mamy problem w tym roku z głowy. I byliśmy nie przygotowani . Hmm???? Nagle znowu obudziła się we mnie kawaleryjska fantazja, a gdzieś tam głosik odezwał się” co się nie da?? Da się!” Wychyliłem się przez płot i patrzę gdzie jest ksiadz. Jeszcze nie wszedł do Karguli . Naczelny Kargul jest tak jak ja strasznym gadułą i powinien przynajmniej na 15 minut zatrzymać ksiedza. Ksiadz jest nowy w parafii , sympatyczny to pewnie pogadaja chwile. Nagły przypływ energii rzuca mną dawka adrenaliny , Mózg błyskawicznie przeszedł w tryb pod tytułem „ ty nie myśl co sie nie da, ty myśl co się da zrobić , potem będziesz marudzić.” Po kolei biegiem podlatuje do furtki i otwieram z zamka(wciaz nie zakończyliśmy remontu ogrodzenia i nie mam dzwonka) Potem wracam do coraz bardziej zdziwionego ministranta mówie mu że przyjmuję ksiedza. Zwołuje wilcza sforę i dwoma psiskami pod pachami lecę do do domu . Niestety najwyrażniej w czasie gdy ciełem drzewo (i zywopłot ).Dżek doszeł do wniosku ze musi się ogrzać z Wilkiem Młodszym i otworzył sobie drzwi . Jakoś nigdy nie nauczyłem go zamykania, W kazdym razie w wyziębionym domu z wygaszonym piecem po otwarciu drzwi temperatura w salonie spadła do jakiś 6-7 stopni . Na szczeście miałem przygotowane suche drewno . Wrzuciłem oba wilki (by nie przeszkadzały) do łazienki . zaraz za nimi poleciały moje gumofilce W papciach i w kurtce naładowałem do pełna suchym drewnem rozbiórkowym (deski z podscibitki po stu (!) latach suszenia pala się jak benzyna) Był żar w popiele , parę dmuchnięć i pierwsze płomyki pojawiły się na deskach już po kilu dziesieciu sekundach. Otwarłem wszelkie dopływy powietrza pierwotnego i wtórnego i biegiem poleciałem się przebrać . Ciuchy robocze w kąt, wrzuciłem na siebie jakiś sweter , pierwsze lepsze spodnie z szafy(ślubny garnitur :) ) Potem biegiem szukać czegokolwiek przypominajacego sprzęt do przyjmowania ksiedza. Po drode przypomniałem sobie że musze się umyć . Łapy bolały jak diabli od mydła ale znalazłem jakieś opatrunki -plastry w szafce (potem doczytałem że to na stopy:) ) Ale dzieki temu pozbyłem się paskudnych pokrwawionych bandaży.No dobra gdzie noxilinka trzyma lichtarz??? ???? W przelocie znalazłem potężny krucyfiks zrobiony przez mojego tatę w czasach jego fascynacji stolarstwem. Hmm . Troche duzy ,taki większy niż kartka formatu A4 . No trudno nie ma czasu na marudzenie..Co tam jeszcze trzeba ?? Świece: szybko złapałem taki ozdobny kuty lichtarz po dziadku (dziadek Leon zanim został kolejarzem zdobył przed wojną egzamin kowalski w cechu ) Fajnie to brzmi mój dziadek był terminatorem :) Z Noxilinką czasem jemy kolacje przy świecach więc tego sprzętu to u nas dostatek Krytycznym okiem obrzuciłem znaleziony zestaw i poleciałem szukać jakiejś wiekszej świecy. Szybko znalazłem taka stara jeszce ozdobiona przeze mnie napisem "Ala Ma Kota"( no co? zapalamy ją tylko na wigilie to jeszce sie nie wypaliła)..No dobra co tu jeszcze ?? Ach talerzyk z wodą świecona. Wpadam do kuchni i nagle zdaje sobie sprawę że zlew jest zawalony brudnymi naczyniami. Nie ma czasu na układanie w zmywarce. Łapie całą zawartość i jakoś upycham w piekarniku. Potem chowam laptopa z stołu i upcham go razem z torbą na osprzet w rogu kuchni . Podobny los spotyka stepper do ćwiczeń . Rozgladam się co tu jeszcze trzeba zrobić ??? Talerzyk ze świecona wodą. Lecę do kuchni ale już w drzwiach zawracam bo potrzebuję obrusa do przykrycia stołu . Biegiem coś tam znajduję .Rozkładam i wracam do tematu spodka. Mało czasu na poszukiwania więc wyciagam z witrynki w kuchni najbardziej jednolitą kolorystycznie filiżankę z licznej kolekcji i centralnie nalewam wody z kranu. Co tu jeszce trzeba przygotować??? Niejasne przeczucie kiełkuje w głowie -czegoś zapomniałem!!!!! Co to jeszcze trzeba przygotowac????? W tym momencie wchodzi ksiadz z ukrywajacymi się z tyłu ministrantami. Ministranci piewajac koledę . Niestety w tym momencie Młodszy Wilku uznaje że jest najlepszy moment na popisy wokalne. Przylacza się do śpiewu aaauuuu aaauuu dodajac od siebie dodatkowy element wokalny w postaci smutnego ipowaznego wycia na koniec każdej linijki .Starszy wilku dochodzi do wniosku że tez musi zaznaczyć swoja obecność na tej ceremoni i szczeka w co bardziej dramatycznych momentach . Na szczęście gdy speszeni ministranci milkną sfora też się zamyka. No dobra !Po krótkiej modlitwie zasiadamy przy stole i w tym momencie przypominam sobie co zapomniałem przygotować.....
  2. nam też zdechł przepływowy ... jakieś dwa miechy temu... wodę do mycia zębów sobie w czajniczku podgrzewam jak mi się zębisko na zimne zbuntowało ... A mnie się dziasła zbuntowały i jakieś ropien przypałętał.
  3. Kurcze mocno depresyjny jesteś No jakoś tak juz w ostatnich latach mam ze słabo znoszę zimę. Zapadam w jakiś taki sen zimowy : siedzę na krześle przy piecu ,pod reką potezna porcja herbaty i pożyczone z biblioteki Pratchetty i odrywam się tylko jak naprawdę muszę.Nawet mam wstręt do odbierania telefonów. Ale z tym młodym futrzakiem to groźnie - on szczepiony był, mam nadzieję - bo lis to wściekłe źwierze bywa Nie no wszystkie futrzaki szczepione !Mieszkamy blisko przyrody ale ma też to ciemna stronę. Vis avi naszego ganku jest w lasku lisia nora(2dorosłe +3 szczeniaki w zeszłym roku) ale to też oznacza konieczność szczepienia zwierzaków. Zawsze jest też strach że np psy przywleka jakieś pasożyty. Noxilinka jest troche jak detektyw Monk jezeli chodzi o czystośc ale i ja stale uważam na bardzo staranne i czeste mycie rąk.Wścieklizny sie nie obawiam bo w rejonie od 20 paru lat nie było zadnego przypadku ale jak mówi mój zaprzyjażniony wet (przy okazji również sasiad) takie np gryzonie nie sa poddawane zadnym badaniom. Sowy czasem przynosza nadmiarowe myszy i podrzucaja futrzakom.Nota bene więcej rocznie wydaję na weterynarza niz na lekarzy czy dentystę . Jutro coś napisżę o wizycie ksiedza i reszcie zdarzeń bo nawet jak na moje szczęście w nieszcześciu akcja była szybka i pełna zwrotów. Krótką notatką to szkoda opisywać. Az kusi mnie kolejny trailer -reklama Noxilowego Marudnika: Będzie zamurowany "skarb" w ścianie i wywołujacy mostek cieplny. , Noxili (w wieku młodocianym) wypadajacy ze szafy na ksiedza . Dziadek Noxiliego bedzie rzucał w ksiedza ziemniakami( i łaciną ), mama Noxiego spróbuje ukraść torbę z" kopertami co łaska",a nastepnie do spółki z innymi sąsiadami zepchniemy solidarnie proboszczowego opla z najwiekszej w okolicy góry. Wilki bedą śpiewać koledy(na głosy)
  4. A może Noxili zapadł w spóźniony sen zimowy ... Do wiosny jeszcze prawie miesiąc I tak i nie . Dopadł mnie ostry atak deprechy wywołany przez falę awarii w domu . Dobiło mnie zamarzniecie instalacji z ciepłą wodą (!!!!!) Za to zimna jak hulała w czasie mrozów tak hula dalej czyli normalnie. Potem zdechł ogrzewacz przepływowy no bo oczywiście dopiero co skończyła sie gwarancja. Żeby było śmieszniej kupowaliśmy taki lepsiejszy(cena 2,5 razy taka taniocha) żeby łatwo sie nie zepsuł. Furie moją zwieksza fakt, że sam uwalony moduł jest droższy niz cały nowy jakiś chiński model. Do dzisiaj latam z garnkiem z goracą wodą z kuchni przez salon przedpokój do łazienki. Futrzak młodszy w nocy został ostro pogryziony , chyba bójka z lisem,kuleje do dziś . I jeszcze jakaś złapała go infekcja uszu , ropiały mimo leków. Pełnia szczęścia jak na zdarzenia kilkunastu dni. Co do wiosny właśnie w domu zatłukłem pierwszego tej wiosny komara. Na chwile przebudził sie jakiś drzemiacy za belkami motyl. Powkurzała mnie jakaś mucha ale najlepsze jest jednak za oknem.Mam pierwsze tej wiosny >>>> bazie na olsze. No i na wawrzynku wilczymłyku są pierwsze pąki więc zaraz zakwitnie. Wiosna idzie . http://img714.imageshack.us/img714/4821/pict0153s.jpg Postaram sie w ten weekend nadrobić braki bo czas sie otrzasnać z marazmu zimowego.
  5. A może Noxili zapadł w spóźniony sen zimowy ... Do wiosny jeszcze prawie miesiąc I tak i nie . Dopadł mnie ostry atak deprechy wywołany przez falę awarii w domu . Dobiło mnie zamarzniecie instalacji z ciepłą wodą (!!!!!) Za to zimna jak hulała w czasie mrozów tak hula dalej czyli normalnie. Potem zdechł ogrzewacz przepływowy no bo oczywiście dopiero co skończyła sie gwarancja. Żeby było śmieszniej kupowaliśmy taki lepsiejszy(cena 2,5 razy taka taniocha) żeby łatwo sie nie zepsuł. Furie moją zwieksza fakt, że sam uwalony moduł jest droższy niz cały nowy jakiś chiński model. Do dzisiaj latam z garnkiem z goracą wodą z kuchni przez salon przedpokój do łazienki. Futrzak młodszy w nocy został ostro pogryziony , chyba bójka z lisem,kuleje do dziś . I jeszcze jakaś złapała go infekcja uszu , ropiały mimo leków. Pełnia szczęścia jak na zdarzenia kilkunastu dni. Co do wiosny właśnie w domu zatłukłem pierwszego tej wiosny komara. Na chwile przebudził sie jakiś drzemiacy za belkami motyl. Powkurzała mnie jakaś mucha ale najlepsze jest jednak za oknem.Mam pierwsze tej wiosny >>>> bazie na olsze. No i na wawrzynku wilczymłyku są pierwsze pąki więc zaraz zakwitnie. Wiosna idzie . http://img714.imageshack.us/img714/4821/pict0153s.jpg Postaram sie w ten weekend nadrobić braki bo czas sie otrzasnać z marazmu zimowego.
  6. Ja mam : życzliwa, pomocna, miła, nie narzuca się, nie ględzi, nie krytykuje, nie wtrąca się i nawet nie jest brzydka. Ale to nic! Jej najwieksza zaletą są trzy cechy : Nie lubi podróżować , telefonować ani nas wizytować a mieszka 100km dalej
  7. Coś niewporządku z ułozeniem dachówek. Jeżeli tak strasznie nawiewa to zanczy że gdzieś czegoś brakuje np wiatr ma mozliwość wiania w poprzek konstrukcji , podwiewania miedzy ściana kolankową a dachem itp. Mam stary dach (ok 100 letni) część dachówek bardzo stara(przełożono z jeszcze starszego budynku ) ale nigdy tak strasznie nie wygladło. http://img198.imageshack.us/img198/4527/14102007dalej43.jpg Dachówki układane z zaprawą wapno+ piasek.
  8. Dzieki. Jak to było ?? Na początku trzęsienie ziemi, a potem stopniowy wzrost napięcia. ... Tym razem w ciagu ostatnich 2tygodni nasze życie jakoś tak według tej recepty sie potoczyło .A wizyta ksiedza po koledzie przypominała scenariusz kabaretowy.Jak sobie pomyśle że ludzie to maja problemy czy kazać ksiedzu zdejmować buty... A i jeszcze bedzie nieprzyjemny efekt znajdowania "skarbów" zamurowanych w starym przejściu.Muszę przyznać że bedzie sie działo.Oj będzie.
  9. Noxili

    Noxilowy marudnik

    Przykro mi ale ciąg dalszy opowieści o zwierzakach będzie dopiero w przyszłym tygodniu. Tak gwoli przeprosin i wyjaśnienia: Wcześniej nie mogłem tudzież nie chciałem pisać bo zostałem totalnie i formalnie zasypany praca (zawodowo) a co gorsza pracą wokół domu . A na koniec ostro zmrożony. A zaczeło sie dość niepozornie : jesienią zrobiłem zapas drewna na 3 miesiące palenia.Ogrzewam dom odpadem drewna(40 zł za metr przestrzenny opału). Bardzo tani sposób ogrzewania I bardzo pracochłonny.Deski trzeba pociąć na kawałki i w jakiś sensowy sposób po układać pod zadaszeniem. W poprzednich latach ogrzewałem sie starym kaflakiem i wg niego w tym roku kupowałem drewno.Kaflak był nawet niezły z świetnym piekarnikiem( pieczenie i smażona kielbasa że palce lizać) tylko że był naprawiany przez fachowców po wojnie . Fachowcy „zgubili” jedna z wyczystek i kanał dymny miał światło z 5 cm2 - reszta zasyfiała . To że nie zagazowaliśmy sie na śmierć to zasługa naszego komina- ciąg taki ze "czapki zrywa" jak to określił naczelny Pawlak . O bojach z tym piecem to jeszcze napiszę .Kaflak najpierw sie powoooooli nagrzewał i wtedy nieopłacało się w niego ładować za duzo opału bo i tak było zimno(z 12-14 stopni ) Jak sie juz łaskawie nagrzał to i tak człowiek był tak skostniały że ładował sie najpierw do wanny z gorącą wodą, a potem do łózka.A sypialnie ogrzewam elektrycznie. Tak czy inaczej drewna wielkich ilości ładować sie do pieca nie opłacało bo i tak było zimno. No a w zeszłym sezonie kaflak zakończył swój byt w takiej postaci w jakiej go kupiliśmy wraz z dobrodziejstwem inwentarza. http://img402.imageshack.us/img402/9378/bild0920.jpg Jego funkcje przejeła zwykła koza czyli Nasz Piecyk .: http://img691.imageshack.us/img691/1935/crw848701.jpg Jak zawsze w takiej sytuacji sprwadza sie przysłowie :"dać kurze grzędę, to ona na to : Wyżej siędę". Poprzednio musieliśmy znosić(trzaskając zębami i nosząc po domu 2 polary ,gruby kocowy sweter i ... kalesony beee) 13 stopni teraz jak jest 20 to już za zimo. Czyli jeszcze wiecej do Piecyka drewna łupp!Piecyk wprawdzie to prościutka koza ale porzadnie wyłożona cegłami szmotowymi, system kominowy również porządny wiec „bezlitosne hajcowanie " znosi spokojnie i całkiem "godnie".Radośnie wyczerpywaliśmy drewno bo dzięki temu było cieplutko , opał tez tani , wiosce jest tartak nie ma problemu z opałem. W każdym razie w połowie grudnia zblizyliśmy sie granicy "marginesu bezpieczeństwa" zapasu drewna . Drewna powinno starczyć nam przy dotychczasowym zuzyciu na 1 miesiąc Na nieszczęście w miedzyczasie spadł śnieg i chwyciły " silne mrozy" z 10stopni . W zaprzyjaźnionym tartaku drewno odpadkowe było gromadzone w narozniku nieco podmokłym i rozciaptanym kołami wózków widłowych do konsystencji gestej bagiennej borowiny Przy mrozach drewno pakowane w paczki po 3mp przymarzło do tej breji. Próba wyrwania wózkiem widłowym jej skończyła się podniesieniem tyłu wózka widłowego zaś paczka z wbitymi widłami nawet nie chciała drgnąć..Pomyslałem sobie : ile w końcu moze jeszcze trwać fala mrozu ? Mam zapasu drewna na prawie miesiac , w razie czego jeszcze wydłubię rozbiórkowego z 1 mp !!!Czym się tu martwić! Poczekam te 2 tygodnie." Potem były świeta, na chwilę przyszły roztopy A na Sylwester przyszło ochłodzenie z mrozami do – 25 stopni . I trzyma do dzisiaj . W między czasie jakoś tak szybko wypaliła sie żelazna rezerwa drzewa ,spaliliśmy wiekszą część suchej rozbiórkówki i zaczeliśmy oszczedzać za wszelka cenę opał. Zaczełem eksperymentować z opalaniem kozy ekogroszkiem( zegnaj moja gwarancjo na piecyk ) . O dziwo węgiel dawał zdecydowanie mniej ciepła niż dobrze wysuszona buczyna.Palił się wprawdzie dużo dłuzej ale co z tego jak i tak piecyk był za zimny. Jak się okazało reguł fizyki nie da się oszukać i skoro normalnie paliliśmy x drewna przy – 10 to paląc połowę tego xsa przy minus 25 stopniach zrobiło się zimniej . #@%$#@$#@$ zimniej , cholernie zimniej !!!!!!! Poprzedniej zimy wyzywałem od złomów kaflaczka przy 14 stopniach w salonie, teraz po zejściu do salonu rano termometr na stole witał nas optymistycznym 8,5 stopnia.P napaleniu 15C .No po prostu bajka . Pomysł ogrzewania brykietami ( w okolicy brykiet PINI KEY stoi po 17 zł za 10 kg a wg moich szacunków powinienem spalać z 25-30 kg na dobę) zmroził mnie finansowo )Próby ogrzania,/dogrzania gazem z butli 11 kg (piecyk katalizatorowy lub/i ordynarnie podpalone wszystkie fajerki w kuchni :) )okazały się mało skuteczne Dom ma dużą pojemność cieplna i trzeba spoooro ciepła dostarczyć by zrównoważyć paro tygodniowe oszczędne grzanie. Tak gwoli informacji muszę powiedzieć: ktoś kto planował Nasz Domek założył, że wewnętrzne ściany działowe oprócz swej roli dzielenia przestrzeni maja jeszcze za zadanie akumulować ciepło. Wymurowane z cegieł z suszonej i nie wypalanej gliny(!) łatwo się nagrzewaja od pieca stojącego w narożniku salonu . A potem oddają większe lub mniejsze ilości ciepłą do przylegajacych : łazienki, kuchni , przedpokoju i salonu. Ot takie 100letnie ściany grzewcze. W czasie remontu wiedząc wcześniej o tym akumulacyjnym dingsie dodatkowo zwiekszyłem masę buforu cieplnego doklejając stare płaskie kamulce na zaprawę gliniano cementową i obfugowując masę gliniano- piaskową. Ostatnia warstwa masy zawierałą mielona kurkumę dla nadania złotego koloru. Mniej więcej 1,2 -1,5 tony masy buforowej. System swietnie sprawdzał się przy paleniu odpowiednia ilością opału . np. przy minus 10 stopniach na zewnątrz po 8 godzinach niepalenia nocą w piecu temperatura spadała raptem w kuchni (czyli 1 pomieszczenie dalej do pieca i to w zimnym narożniku) raptem do 17-18 stopni. Niestety oszczędzaliśmy drewno i wyziębiliśmy ten system maksymalnie . No ale co tam nie takie rzeczy jesteśmy w stanie przetrzymać z Noxilinką :) .Wreszcie zeszły poniedziałek dotarła do mnie informacja”....panie Sławku mamy dla pana specjalnie wielka pakę drewna , dużo świerkowego (dużo żywicy- pali się jak papier) i ulubiony pański buk..” Niestety chłopaki zrobiły to w sobotnią noc -do poniedziałku świeże drewno zamarzło na kość . Jak podjechałem transportem ujrzeliśmy napawdę wielka pake drewna tak 150 % zwykłej objetości (no i masy). Ledwo się nam zmieściło to na samochod, przypieliśmy dodatkowo pasami bo paka była podejżanie wysoka. Za wysoka. No ale co tam to raptem do Naszego Domku 250 metrów , wiec jakoś to będzie . Taaak! Oj będzie . Będzie! Pojechaliśmy po zalodzonej ale zapiaskowanej drodze . Zapomniałem dodać że nasz Domek jest przy bardzo stromej drodze (dzieciaki mogą jeździć sankami ). Samochód był przeciążony – ledwo dotarliśmy do brzegu naszego ogrodu , jakieś 2, 5 od bramy . I ani rusz dalej . Samochód buksował radośnie wyrzucjąc spod kół zamarznięty piach z lodowaciejącym zbitym lodem. Miedzy nami a Kargulami jest taki jakby próg. I właśnie na tej stromiźnie ugrzęźliśmy. No co . Nie da się z tej strony to da się z drugiej , Objedziemy kościelny mur obronny wokół . Nie kijem to pałą ...i tyle.(Tak orientacyjnie żeby nie namotać . Drogi w mojej wiosce przypominaja z lotu ptaka egipski krzyż Ankh. W pętelce Ankha' jest kościół a z lewej strony pętelki jest Nasz domek.Zazwyczaj startujemy z skrzyżowania i posuwamy się lewą strona , ale da się tez dojechać prawą strona pętelki ) Hmm Po podjechaniu okazało się że z drugiej strony jest tez krótki stromy odcinek i to jeszcze z ostrym zakrętem.I głębokimi muldami . Nie popiaskowany of kors. No cóż na wstecznym zjechaliśmy z powrotem do krzyżówki niestety potężna góra drewna podczas prób przebicia się (wg starej zasady to się musi udać) po muldach zaczeła się przechylać .Mimo zabezpieczajacych pasów,. No cóż, to w końcu 2,5 tony mokrego drewna. Tym razem podłożyliśmy na „progu” dwie długie deski pod koła i … samochód dotarł 2 metry bliżej bramy .Niestety mulda zatrzymała go . Wstrzas spowodował takie przesuniecie paki że drewno do tej pory przypominajace spiczastą czapkę założną na samochód zaczeło przypominać czapkę tylko że zawadiacko zsunietą na ucho .Nierówne obciążenie spowodowało dodatkowo to że samochód zarył ostro podwoziem w tą stercząca muldę.Nie dało się już nim ruszyć bez rozładowania drewna. Moja uliczka zwęża się akurat w tym miejscu.Nie da wnieść drewna przez bramę bo obok samochodu jest tyle tylko miejsca że pieszy ledwo się przeciśnie. Musieliśmy szybko rozładować samochód bo blokowaliśmy uliczkę. Nie mozemy odpiąć pasów zabezpieczjących paczkę bo te 2, 5 tony runie na ozdobny płot sasiada i co gorsze jego nastoletnie ozdobne drzewka. Co tu robić? Przynoszę dwa łomy i oddzielamy od siebie deski i wysuwamy je do przodu nad kabiną (dopuki się da )i do tyłu. I potem siup górą przez płot .Przyznać się tu i teraz kto ćwiczy rzut oszczepem ???Ja na ten przykład nie ! Nie wytrenowane mięśnie używane tylko do ciskania w górę jakiś patyków szybko zaczynaja „cienko piszczeć” . Dodatkowo chore korzonki zdecydowały się że to najlepszy moment na przypomnienie o sobie i o tym że są radośnie gotowe potorturować mnie .Jest jakieś – 20 stopni ale szybko zaczyna mi być gorąco.. Sytuacji na pewno nie poprawia fakt że ledwo tydzień wcześniej przeszłem lekkie przeziebienie- wprawdzie wygrzewanie ,miód , cebula i czosnek załatwiły sprawę, ale jestem dość osłabiony . Pocę się coraz bardziej ale boje sie zdjąć kurtkę bo wiem ze jak doziębię korzonki ból będzie taki, że ledwo będę w stanie zejść do łazienki. Już raz mnie na wiosnę tak załatwiło i drugi raz nie zaryzykuję -ból był zbyt straszny. Złośliwość losu powoduje że nie widać żadnego tubylca którego można byłoby można zwerbować do roboty za „półlitra” . Wreszcie po godzinie szarpaniny drewno z trudem ląduje za płotem. Niestety ląduje gównie na żywopłocie (pal go licho – brzydki to się go wytnie) i na głebokim kompostowniku . Płacę ekstra kierowcy za pomoc w tej strasznej pracy.Zamykam furtkę i idę się przebrać w suche ciuchy i doprowadzić swoje dłonie do stanu używalności. Taka mała uwaga na marginesie: zawsze mam ciepłe dłonie, nawet na silnym mrozie Nie lubie uzywać rekawic i nawet cieżkie prace wykonuję gołymi lapami. Rękawice zakładam tylko gdy mogę się pokaleczyć bądż poparzyć. Albo w pracy gdy muszę zachować wielka czystość i nie moge zostawiać odcisków paluchów .W każdym razie z nerwów zapomniałem założyć rękawice i w „ferworze walki „ z deskami ręce mi troszke zmarzły. Nawet tego nie czułem , dopiero gdy wsadziłem rękę do zewnetrznej kieszeni po klucze kapnełem się że monety przymarzaja mi do otwartych , mokrych dłoni. Podobnie kłódka od furtki. Koszmar nastąpił gdy zaczełem myć łapy pod ciepłą wodą. Wracające czucie do wierzchu dłoni daje koszmarne wrażenie nakłuwania tysiącem igieł . Dodatkowo parę rys na wierzchu dłoni początkowo wziętych za zwykłe zadrapania okazuje się ranami głebokimi na 1- 3 milimetrów . Oczywiście zaraz zaczynają krwawić .I piec .Ostre drzazgi które porysowały dłonie były paskudnie wypaćkane tą breją z błota więc idę je oczyścić i zdezynfekować jodyną . Żałuję ze wróciło już czucie w rękach bo ból wykręca mnie na drugą stronę . Dobrze że ściany są bardzo grube to nie muszę udawać twardziela -nie słychać na zewnątrz jak piszczę i krzyczę. Przebrałem się i niezbyt przytomny piłem herbatkę gdy przyszło mi do głowy że leżace deski na płocie żywopłocie stanowia swietną platformę dla psa do wycieczki albo co gorsza do ataku na jakiegoś przechodnia.Miki ma na pieńku z kilkoma pijaczkami i jeżeli się pojawi się taka mozliwośc to „hapnie„ lumpa i tyle . Płacenie odszkodowań i ciaganie się po sadach nie jest moim życiowym marzeniem. Więc coś musiałem zrobić . COŚ ostatecznie okazało się wzięciem piły łańcuchowej (dobrze że elektryczna -przynajmniej lekka) i odcinaniem zmarzniętej z powrotem kupy desek na wysokości brzegu zywopłotu. Dzieki temu deski opadaja na ziemię. Jestem już w 2/3 żywopłotu i desek ( i bardzo daleko na polu przeklinania bolących korzonków, dłoni , i łokci ) gdy słyszę w przerwie pracy silnika za soba cichutkie Proszę pana !!Proszę pana! Obracam się ...nic nie widzę . Ki diabeł?? Po chwili zauważam za płotem zasłonietego stertą desek małego chłopczyka w komży ministranta. Przerażony patrzy na mnie i z przestraszonym głosem pyta się "Przyjmię Pan ksiedza.?????"Patrzę na przestraszona buzię i zaczynam się śmiać. Sam jestem dość duzym osobnikiem (185cm wzrostu i prawie 100 kg masy) dodatkowo na sobie mam 2 polary , grubą watowana kurtę, 3 pary spodni , gumofilce na nogach (beee) szalik, żeby się nie wplatał w łańcuch piły spiąłem z tyłu szyi w wyniku czego zasłania mi pół twarzy. Opatrunków tymczasowych na łapach nie upchałem do roboczych rekawic więc ręce mam owinięte brudnymi bandarzmi ze śladami krwi. Do tego piła łańcuchowa. A ponieważ korzonki radośnie przeszły od łaskotania piórkiem wewnątrz kregosłupa do dźgania szpilą to stałem na mocno przygietych nogach robiac wrażenie ze rzucę sie zaraz na kogoś z wykrzywiona z wściekłości twarzą. Słowem Upiór albo szaleniec z piłą łańcuchową. CDN. PS Od razu odpowiem: na dzień dzisiejszy boli mnie tylko już tylko kregosłup i łokcie.Rany się ładnie pogoiły .
  10. Noxili

    Noxilowy marudnik

    Przykro mi ale ciąg dalszy opowieści o zwierzakach będzie dopiero w przyszłym tygodniu. Tak gwoli przeprosin i wyjaśnienia: Wcześniej nie mogłem tudzież nie chciałem pisać bo zostałem totalnie i formalnie zasypany praca (zawodowo) a co gorsza pracą wokół domu . A na koniec ostro zmrożony. A zaczeło sie dość niepozornie : jesienią zrobiłem zapas drewna na 3 miesiące palenia.Ogrzewam dom odpadem drewna(40 zł za metr przestrzenny opału). Bardzo tani sposób ogrzewania I bardzo pracochłonny.Deski trzeba pociąć na kawałki i w jakiś sensowy sposób po układać pod zadaszeniem. W poprzednich latach ogrzewałem sie starym kaflakiem i wg niego w tym roku kupowałem drewno.Kaflak był nawet niezły z świetnym piekarnikiem( pieczenie i smażona kielbasa że palce lizać) tylko że był naprawiany przez fachowców po wojnie . Fachowcy „zgubili” jedna z wyczystek i kanał dymny miał światło z 5 cm2 - reszta zasyfiała . To że nie zagazowaliśmy sie na śmierć to zasługa naszego komina- ciąg taki ze "czapki zrywa" jak to określił naczelny Pawlak . O bojach z tym piecem to jeszcze napiszę .Kaflak najpierw sie powoooooli nagrzewał i wtedy nieopłacało się w niego ładować za duzo opału bo i tak było zimno(z 12-14 stopni ) Jak sie juz łaskawie nagrzał to i tak człowiek był tak skostniały że ładował sie najpierw do wanny z gorącą wodą, a potem do łózka.A sypialnie ogrzewam elektrycznie. Tak czy inaczej drewna wielkich ilości ładować sie do pieca nie opłacało bo i tak było zimno. No a w zeszłym sezonie kaflak zakończył swój byt w takiej postaci w jakiej go kupiliśmy wraz z dobrodziejstwem inwentarza. http://img402.imageshack.us/img402/9378/bild0920.jpg Jego funkcje przejeła zwykła koza czyli Nasz Piecyk .: http://img691.imageshack.us/img691/1935/crw848701.jpg Jak zawsze w takiej sytuacji sprwadza sie przysłowie :"dać kurze grzędę, to ona na to : Wyżej siędę". Poprzednio musieliśmy znosić(trzaskając zębami i nosząc po domu 2 polary ,gruby kocowy sweter i ... kalesony beee) 13 stopni teraz jak jest 20 to już za zimo. Czyli jeszcze wiecej do Piecyka drewna łupp!Piecyk wprawdzie to prościutka koza ale porzadnie wyłożona cegłami szmotowymi, system kominowy również porządny wiec „bezlitosne hajcowanie " znosi spokojnie i całkiem "godnie".Radośnie wyczerpywaliśmy drewno bo dzięki temu było cieplutko , opał tez tani , wiosce jest tartak nie ma problemu z opałem. W każdym razie w połowie grudnia zblizyliśmy sie granicy "marginesu bezpieczeństwa" zapasu drewna . Drewna powinno starczyć nam przy dotychczasowym zuzyciu na 1 miesiąc Na nieszczęście w miedzyczasie spadł śnieg i chwyciły " silne mrozy" z 10stopni . W zaprzyjaźnionym tartaku drewno odpadkowe było gromadzone w narozniku nieco podmokłym i rozciaptanym kołami wózków widłowych do konsystencji gestej bagiennej borowiny Przy mrozach drewno pakowane w paczki po 3mp przymarzło do tej breji. Próba wyrwania wózkiem widłowym jej skończyła się podniesieniem tyłu wózka widłowego zaś paczka z wbitymi widłami nawet nie chciała drgnąć..Pomyslałem sobie : ile w końcu moze jeszcze trwać fala mrozu ? Mam zapasu drewna na prawie miesiac , w razie czego jeszcze wydłubię rozbiórkowego z 1 mp !!!Czym się tu martwić! Poczekam te 2 tygodnie." Potem były świeta, na chwilę przyszły roztopy A na Sylwester przyszło ochłodzenie z mrozami do – 25 stopni . I trzyma do dzisiaj . W między czasie jakoś tak szybko wypaliła sie żelazna rezerwa drzewa ,spaliliśmy wiekszą część suchej rozbiórkówki i zaczeliśmy oszczedzać za wszelka cenę opał. Zaczełem eksperymentować z opalaniem kozy ekogroszkiem( zegnaj moja gwarancjo na piecyk ) . O dziwo węgiel dawał zdecydowanie mniej ciepła niż dobrze wysuszona buczyna.Palił się wprawdzie dużo dłuzej ale co z tego jak i tak piecyk był za zimny. Jak się okazało reguł fizyki nie da się oszukać i skoro normalnie paliliśmy x drewna przy – 10 to paląc połowę tego xsa przy minus 25 stopniach zrobiło się zimniej . #@%$#@$#@$ zimniej , cholernie zimniej !!!!!!! Poprzedniej zimy wyzywałem od złomów kaflaczka przy 14 stopniach w salonie, teraz po zejściu do salonu rano termometr na stole witał nas optymistycznym 8,5 stopnia.P napaleniu 15C .No po prostu bajka . Pomysł ogrzewania brykietami ( w okolicy brykiet PINI KEY stoi po 17 zł za 10 kg a wg moich szacunków powinienem spalać z 25-30 kg na dobę) zmroził mnie finansowo )Próby ogrzania,/dogrzania gazem z butli 11 kg (piecyk katalizatorowy lub/i ordynarnie podpalone wszystkie fajerki w kuchni :) )okazały się mało skuteczne Dom ma dużą pojemność cieplna i trzeba spoooro ciepła dostarczyć by zrównoważyć paro tygodniowe oszczędne grzanie. Tak gwoli informacji muszę powiedzieć: ktoś kto planował Nasz Domek założył, że wewnętrzne ściany działowe oprócz swej roli dzielenia przestrzeni maja jeszcze za zadanie akumulować ciepło. Wymurowane z cegieł z suszonej i nie wypalanej gliny(!) łatwo się nagrzewaja od pieca stojącego w narożniku salonu . A potem oddają większe lub mniejsze ilości ciepłą do przylegajacych : łazienki, kuchni , przedpokoju i salonu. Ot takie 100letnie ściany grzewcze. W czasie remontu wiedząc wcześniej o tym akumulacyjnym dingsie dodatkowo zwiekszyłem masę buforu cieplnego doklejając stare płaskie kamulce na zaprawę gliniano cementową i obfugowując masę gliniano- piaskową. Ostatnia warstwa masy zawierałą mielona kurkumę dla nadania złotego koloru. Mniej więcej 1,2 -1,5 tony masy buforowej. System swietnie sprawdzał się przy paleniu odpowiednia ilością opału . np. przy minus 10 stopniach na zewnątrz po 8 godzinach niepalenia nocą w piecu temperatura spadała raptem w kuchni (czyli 1 pomieszczenie dalej do pieca i to w zimnym narożniku) raptem do 17-18 stopni. Niestety oszczędzaliśmy drewno i wyziębiliśmy ten system maksymalnie . No ale co tam nie takie rzeczy jesteśmy w stanie przetrzymać z Noxilinką :) .Wreszcie zeszły poniedziałek dotarła do mnie informacja”....panie Sławku mamy dla pana specjalnie wielka pakę drewna , dużo świerkowego (dużo żywicy- pali się jak papier) i ulubiony pański buk..” Niestety chłopaki zrobiły to w sobotnią noc -do poniedziałku świeże drewno zamarzło na kość . Jak podjechałem transportem ujrzeliśmy napawdę wielka pake drewna tak 150 % zwykłej objetości (no i masy). Ledwo się nam zmieściło to na samochod, przypieliśmy dodatkowo pasami bo paka była podejżanie wysoka. Za wysoka. No ale co tam to raptem do Naszego Domku 250 metrów , wiec jakoś to będzie . Taaak! Oj będzie . Będzie! Pojechaliśmy po zalodzonej ale zapiaskowanej drodze . Zapomniałem dodać że nasz Domek jest przy bardzo stromej drodze (dzieciaki mogą jeździć sankami ). Samochód był przeciążony – ledwo dotarliśmy do brzegu naszego ogrodu , jakieś 2, 5 od bramy . I ani rusz dalej . Samochód buksował radośnie wyrzucjąc spod kół zamarznięty piach z lodowaciejącym zbitym lodem. Miedzy nami a Kargulami jest taki jakby próg. I właśnie na tej stromiźnie ugrzęźliśmy. No co . Nie da się z tej strony to da się z drugiej , Objedziemy kościelny mur obronny wokół . Nie kijem to pałą ...i tyle.(Tak orientacyjnie żeby nie namotać . Drogi w mojej wiosce przypominaja z lotu ptaka egipski krzyż Ankh. W pętelce Ankha' jest kościół a z lewej strony pętelki jest Nasz domek.Zazwyczaj startujemy z skrzyżowania i posuwamy się lewą strona , ale da się tez dojechać prawą strona pętelki ) Hmm Po podjechaniu okazało się że z drugiej strony jest tez krótki stromy odcinek i to jeszcze z ostrym zakrętem.I głębokimi muldami . Nie popiaskowany of kors. No cóż na wstecznym zjechaliśmy z powrotem do krzyżówki niestety potężna góra drewna podczas prób przebicia się (wg starej zasady to się musi udać) po muldach zaczeła się przechylać .Mimo zabezpieczajacych pasów,. No cóż, to w końcu 2,5 tony mokrego drewna. Tym razem podłożyliśmy na „progu” dwie długie deski pod koła i … samochód dotarł 2 metry bliżej bramy .Niestety mulda zatrzymała go . Wstrzas spowodował takie przesuniecie paki że drewno do tej pory przypominajace spiczastą czapkę założną na samochód zaczeło przypominać czapkę tylko że zawadiacko zsunietą na ucho .Nierówne obciążenie spowodowało dodatkowo to że samochód zarył ostro podwoziem w tą stercząca muldę.Nie dało się już nim ruszyć bez rozładowania drewna. Moja uliczka zwęża się akurat w tym miejscu.Nie da wnieść drewna przez bramę bo obok samochodu jest tyle tylko miejsca że pieszy ledwo się przeciśnie. Musieliśmy szybko rozładować samochód bo blokowaliśmy uliczkę. Nie mozemy odpiąć pasów zabezpieczjących paczkę bo te 2, 5 tony runie na ozdobny płot sasiada i co gorsze jego nastoletnie ozdobne drzewka. Co tu robić? Przynoszę dwa łomy i oddzielamy od siebie deski i wysuwamy je do przodu nad kabiną (dopuki się da )i do tyłu. I potem siup górą przez płot .Przyznać się tu i teraz kto ćwiczy rzut oszczepem ???Ja na ten przykład nie ! Nie wytrenowane mięśnie używane tylko do ciskania w górę jakiś patyków szybko zaczynaja „cienko piszczeć” . Dodatkowo chore korzonki zdecydowały się że to najlepszy moment na przypomnienie o sobie i o tym że są radośnie gotowe potorturować mnie .Jest jakieś – 20 stopni ale szybko zaczyna mi być gorąco.. Sytuacji na pewno nie poprawia fakt że ledwo tydzień wcześniej przeszłem lekkie przeziebienie- wprawdzie wygrzewanie ,miód , cebula i czosnek załatwiły sprawę, ale jestem dość osłabiony . Pocę się coraz bardziej ale boje sie zdjąć kurtkę bo wiem ze jak doziębię korzonki ból będzie taki, że ledwo będę w stanie zejść do łazienki. Już raz mnie na wiosnę tak załatwiło i drugi raz nie zaryzykuję -ból był zbyt straszny. Złośliwość losu powoduje że nie widać żadnego tubylca którego można byłoby można zwerbować do roboty za „półlitra” . Wreszcie po godzinie szarpaniny drewno z trudem ląduje za płotem. Niestety ląduje gównie na żywopłocie (pal go licho – brzydki to się go wytnie) i na głebokim kompostowniku . Płacę ekstra kierowcy za pomoc w tej strasznej pracy.Zamykam furtkę i idę się przebrać w suche ciuchy i doprowadzić swoje dłonie do stanu używalności. Taka mała uwaga na marginesie: zawsze mam ciepłe dłonie, nawet na silnym mrozie Nie lubie uzywać rekawic i nawet cieżkie prace wykonuję gołymi lapami. Rękawice zakładam tylko gdy mogę się pokaleczyć bądż poparzyć. Albo w pracy gdy muszę zachować wielka czystość i nie moge zostawiać odcisków paluchów .W każdym razie z nerwów zapomniałem założyć rękawice i w „ferworze walki „ z deskami ręce mi troszke zmarzły. Nawet tego nie czułem , dopiero gdy wsadziłem rękę do zewnetrznej kieszeni po klucze kapnełem się że monety przymarzaja mi do otwartych , mokrych dłoni. Podobnie kłódka od furtki. Koszmar nastąpił gdy zaczełem myć łapy pod ciepłą wodą. Wracające czucie do wierzchu dłoni daje koszmarne wrażenie nakłuwania tysiącem igieł . Dodatkowo parę rys na wierzchu dłoni początkowo wziętych za zwykłe zadrapania okazuje się ranami głebokimi na 1- 3 milimetrów . Oczywiście zaraz zaczynają krwawić .I piec .Ostre drzazgi które porysowały dłonie były paskudnie wypaćkane tą breją z błota więc idę je oczyścić i zdezynfekować jodyną . Żałuję ze wróciło już czucie w rękach bo ból wykręca mnie na drugą stronę . Dobrze że ściany są bardzo grube to nie muszę udawać twardziela -nie słychać na zewnątrz jak piszczę i krzyczę. Przebrałem się i niezbyt przytomny piłem herbatkę gdy przyszło mi do głowy że leżace deski na płocie żywopłocie stanowia swietną platformę dla psa do wycieczki albo co gorsza do ataku na jakiegoś przechodnia.Miki ma na pieńku z kilkoma pijaczkami i jeżeli się pojawi się taka mozliwośc to „hapnie„ lumpa i tyle . Płacenie odszkodowań i ciaganie się po sadach nie jest moim życiowym marzeniem. Więc coś musiałem zrobić . COŚ ostatecznie okazało się wzięciem piły łańcuchowej (dobrze że elektryczna -przynajmniej lekka) i odcinaniem zmarzniętej z powrotem kupy desek na wysokości brzegu zywopłotu. Dzieki temu deski opadaja na ziemię. Jestem już w 2/3 żywopłotu i desek ( i bardzo daleko na polu przeklinania bolących korzonków, dłoni , i łokci ) gdy słyszę w przerwie pracy silnika za soba cichutkie Proszę pana !!Proszę pana! Obracam się ...nic nie widzę . Ki diabeł?? Po chwili zauważam za płotem zasłonietego stertą desek małego chłopczyka w komży ministranta. Przerażony patrzy na mnie i z przestraszonym głosem pyta się "Przyjmię Pan ksiedza.?????"Patrzę na przestraszona buzię i zaczynam się śmiać. Sam jestem dość duzym osobnikiem (185cm wzrostu i prawie 100 kg masy) dodatkowo na sobie mam 2 polary , grubą watowana kurtę, 3 pary spodni , gumofilce na nogach (beee) szalik, żeby się nie wplatał w łańcuch piły spiąłem z tyłu szyi w wyniku czego zasłania mi pół twarzy. Opatrunków tymczasowych na łapach nie upchałem do roboczych rekawic więc ręce mam owinięte brudnymi bandarzmi ze śladami krwi. Do tego piła łańcuchowa. A ponieważ korzonki radośnie przeszły od łaskotania piórkiem wewnątrz kregosłupa do dźgania szpilą to stałem na mocno przygietych nogach robiac wrażenie ze rzucę sie zaraz na kogoś z wykrzywiona z wściekłości twarzą. Słowem Upiór albo szaleniec z piłą łańcuchową. CDN. PS Od razu odpowiem: na dzień dzisiejszy boli mnie tylko już tylko kregosłup i łokcie.Rany się ładnie pogoiły .
  11. Kwestia przyzwyczajenia : http://img130.imageshack.us/img130/9383/obraz318.jpg
  12. Obawiam sie że były by inne oobjawy : natychmiastowa puchlina wodna tkanek i zgon z powodu niewydolności nerek albo w wyniku zakazeń powstałych w wyniku gnicia obszarów martwicznych. Znaczna część obiegu substancji w naszym organiżmie przepływa dzieki ruchowi kapilarnemu . Pomiojam fakt że działające takie urz urządzenie spowodowło by potężny krąg martwych drzew i krzewów . Rośliny zyja dzieki tzw pompie kapilarnej tłoczącej wodę z naczyń włosowatych w korzeniach.
  13. W tamtym wątku kluczowe jest zdanie.: I co? Najpierw nie było kapilar w fundamencie a po załozeniu okien i zlikwidowaniu obiegu wentylacji grawitacyjnej nagle w cudowny sposób sie pojawiły??? W tam tym domu pojawił sie grzyb i bedzie az do poprawienia systemu wentrylacji do wystarczajacego poziomu. Ewentualnie jak kogoś stać to sprawne reku. Zadne podcinki i izolacje niestety nie pomogą.Sytauacja bedzie sie tylko pogarszać.
  14. A po co udawać że masz strop drewniany?? Mam prawie identyczny stropek w łączniku miedzy starym i nowym skrzydłem . http://img19.imageshack.us/img19/9758/crw840101.jpg I planuje to zrobić tak : stalowe listwy oczyścić szczotką drucianą na szlifierce kątowej.Zagruntować hammeritem i pomalować czarną błyszcącą farbą.Z łuczków odkuć tynk, oszlifować szczotką do gołej czerwonej cegły, ewentualnie gruntować i pomalować preparatem do pielegnacji murów z gołej cegły. Widziałem taka aranżację na jakimś zdjęciu w necie i wygladało to naprawdę elegancko.
  15. Kundelki rządzą http://img715.imageshack.us/img715/3456/obraz279.jpg http://img13.imageshack.us/img13/2018/obraz283e.jpg http://img682.imageshack.us/img682/4324/obraz856.jpg
  16. Ze strony producenta : Fondaline 500 - membrana o wszechstronnym przeznaczeniu (głównie do hydroizolacji murów przy wykopach zewnętrznych, gdzie tworzy sprężystą barierę zabezpieczającą mury przed działaniem ciśnienia wód gruntowych i uszkodzeniami mechanicznymi przy zasypywaniu wykopu), sprzyjająca lepszemu wysuszaniu ściany, wytwarzająca niezależną warstwę ochronną odporną na osiadanie i przemieszczanie się konstrukcji. Ani słowa o wentylacji tylko taka jakby kamizelka kuloodporna by nie porysować smolistego gdy kamienie bedą osiadać w ciagu pierwszy lat. "Wywentylujesz" większość w ciągu pierwszych miesiecy ogrzewania jeżeli tylko wentylacja jest prawidłowo przemyślana. Tylko na miłość boską nie ogrzewaj tego prądem (jak zobaczyłem olejaka to mnie zmroziło) tylko kup tania "kozę" i opalaj ja okorkami . Bardzo silna wentylacja grawitacyjna osuszy ci spokojnie cały dom. Pradem bez silnej wentylacji to mozesz sobie sprawić że grzybek bedzie szybciej rósł na ścianach Jak zainstalowałem sobie "koze" to sprawiłem ze 3 pomieszcenia dalej mokra gabka na umywalce potrafiła wyschnać na wiór http://img96.imageshack.us/img96/8553/crw848701j.jpg Żaden inny system z tych tanich nie powoduje takiego wysychania.A grzałem prądem , węglem i drewnem w kaflaku .No i chyba jest najtańszy w przeliczeniu na 1 kWh energii. Ja np kupuje obrzynki w cenie 30-35zł za mp.
  17. Aż mnie dręczy ! Łożka były większe niż nasze 1,8 X 2 m ??
  18. Dzięki Aga ! Mam jednak polecanego tubylca(prawie bo z Niemczy) . Gość robi naprawdę ładne rzeczy , solidnie i o dziwo całkiem tanio . Niestety lepiej dla niego mieć własne drewno . Ja mam gdzie suszyć i sezonować dechy nawet dłuższy czas. Jedyny problem to czas bo trzeba czekać do tego stolarza w długiej kolejce (no normalnie lista społeczna). Ps do Opola mam raczej 70 km bo mieszkam na granicy dolnośląskiego i opolszczyzny.
  19. Dzieki Agniecha ! Te okiennice z twojej fotki mają bardzo podobne okucia jak moje okienko. http://lh6.ggpht.com/_mj9sER9pfg0/S04QpCbfgeI/AAAAAAAADQg/ArddQ8JHbkg/1180842_73505439.jpg http://img706.imageshack.us/img706/8286/14102007dalej60kopiakop.jpg A propo drzwi to chcę zamówić nowe drzwi na wzór starszych , tylko w normalnych rozmiarach . A nie jak do tej pory, że trzeba się schylać przy wejściu- drzwi maja 180cm!Swoją drogą to i tak nieźle: drzwi miedzy obecną kuchnią a salonem miały raptem 150cm(!!!!!!) tak sto pięćdziesiąt cm ! http://img39.imageshack.us/img39/4688/bild1932.jpg
  20. Robimy to tak : Piasek z żwirem rozrabiamy w wodzie z wapnem o konsystencji śmietany. Po zamieszaniu mieszadłem w wiertarce . dodajemy ok 10-20% gipsu szpachlowego. Nakładamy szerokim pedzlem . Dzięki wapnu klei do wszystkiego bez gruntowania , kryje nawet jakieś dziwne plamy z tłuszczu , wykwity grzyba , brud, zacieki , maźniecia długopisem itp . Nie moze wysychać za szybko- warto na drugi dzień spryskać delikatnie spryskiwaczem . Nadaje sie do malowania dopiero po zbieleniu(karbonizacja) czyli po kilku dniach Malować mozna najlepiej farbami emulsyjnymi z dużym (70-90 %)dodatkiem wapna . Jak wszystkie metody wykorzystujace wapno jest to dość pracochłonne ale za to warstwa jest elastyczna. Po prawidłowym malowaniu powierzchnia jest z jednej strony bardzo chropowata i doskonale przepuszcza wilgoć i jest odporna na zabrudzenia i grzyb. I o dziwo jest bardziej odporna na zadrapania niz zwykła farba emulsyjna (szybciej zedrze sie pazury niż porysuje ścianę).. Kiedyś to okno miało okiennice- stąd te zaczepy . http://img9.imageshack.us/img9/9338/bild0550.jpg Na wiosnę robie okiennice (rok sezonowałem juz deski na te skrzydła )wiec wielkie dzięki z pomysły. Oszczędzi mi szukania inspiracji
  21. I dlatego chcę dawać jako ocieplenie materiały doskonale przepuszczające parę wodną i powietrze .Co by nie uszczelnić a ogrzać Jestem wielkim wielbicielem ogrzewania ceramicznego : http://forum.muratordom.pl/ogrzewanie-ceramiczne,t151332.htm Te piece będą wieloczęściowe z modułami grzewczymi w kilku pomieszceniach.Zamiast "kaloryferów" będą wielodrożne "skrzynie" z szamotu obłożone kaflami piecowymi .Mam dostęp do doskonale zachowanych kafli z pieców z początku XX . Dodatkowo zamierzam wykorzystać przynajmniej 2 ściany grzewcze(CO+ awaryjnie prąd) . Przykład "ogrzewania ceramicznego" taką skrzynią to konstrukcja forumowicza Bogusław_58(mam nadzieje że się nieobrazi za wykorzystanie jego fotki) http://img523.imageshack.us/img523/1487/zdjcie334.jpg Moje kafle są praktycznie identyczne z dodatkowymi wzorami. No i dodatkowo będzie hypokausta (coś jak kominek z DGP) -krążące w zamknietej pętli gorące powietrze wewnątrz specjalnych kanałów umozliwia ogrzewanie takich skrzynek tylko, że na większe dystanse( brak konieczności zapewnienia stałego ciągu w kominie ). Różnica z DGP głownie polega że niema kratek dmuchających goracym powietrzem , no i mozliwość akumulacji ciepła wiec palenie tylko raz dziennie. W sumie całość będzie się opierać na spalaniu drewna odpadowego (okorki). Kupuję je bardzo tanio bo po 30-35 zł za mp.
  22. U nas to zdecydowanie 3 opcja-stosunki "powierzchowne" i poprawne. Ale bez przesadnego spoufalania. Zrobiliśmy to dosyc hardkorowo: na furtkę łańcuch z kłódka , 0 domofonu ,0 dzwonka , Znamy wszystkich tubylców , wszystkim mówimy "dzień dobry" ale z tubylcami "nie obchodzimy sie" . 6 osób z wioski ma do nas telefon , ale one akurat niechetnie komuś dalej go przekazuja. 4 znajomych na NK i tyle.
  23. Tak skrótowo: Stan bieżący budynku to mniej wiecej to: http://img697.imageshack.us/img697/6259/crw751001.jpg budynek został odwodniony , poprawiono odpływ deszczówki itp no i podsechł 2 lata. Planuję zabudować lewację w stylu konstrukcji przysłupowej a częściowo klasyczny mur pruski http://img705.imageshack.us/img705/1903/66882.jpg http://img215.imageshack.us/img215/8759/66881.jpg m. Miedzy belkami albo prasowana wata mineralna albo kompozyt (trzcina wapno ew glina-perlit)W starszej części mur z kamienia ma taką grubość(pół metra) że raczej tylko przefugujemy kamienie. A przynajmniej zastanawiamy sie nad tym. W tej chwili jest elektryczne(sypialnia) i koza w centrum budynku. Docelowo bedą dwa potężne "piece kaflowe "(w tym 1 hypokausta)i koza+ 3- systemowe w kuchni (gaz +prąd+drewno). Część budynku nie będzie raczej uzywana w zimie . Plastikowe , docelowo coś lepszego- być moze na zamówienie z łukami u góry(chyba): awers http://img27.imageshack.us/img27/4489/crw548101.jpg rewers http://img718.imageshack.us/img718/9193/crw821201.jpg Zachowujemy tylko jedno oryginalne okienko - jedyne w dobrym stanie: http://img27.imageshack.us/img27/3808/crw547801.jpg Wszystko i nic - niektóre pomysły sie rodzą na bierząco, niektóre były od poczatku. Wiem o czym mówisz ,bo połowa mojej rodziny pochodzi z Piotrkowa Tryb. Jak wpadaja "na łykend" to używam ich jako darmowej siły niewolniczej i i jeszcze sie cieszą . Dla nich każdy garnuszek czy kute ręcznie narzedzie znalezione w "gruzowisku " to niesamowite znalezisko.
  24. Teraz nie masz co sie spieszyć . Zacznij zbierać np worki po mące te takie z włókniny plastikowej. Można je dostać za free w piekarniach.Tylko że sa w małych partiach po 20-30 sztuk worka na tydzień(w zalezności od przerobu piekarni).Do wiosny powinno ci sie uzbierać naprawdę sporo. Pomyśl o odkuciu tynków. Wtedy zobaczysz ile i jakie sa pekniecia murów( to niestety normal w starych domach i wiekszości sa niegrożne). Podsuszysz tynki i zobaczysz, czy gdzieś niema wykwitów solnych-higroskopijnych i sciagajacych wilgoć z powietrza. Nieraz trzeba wyskrobać zaprawę i "zafugować" nową podobną . Z cementem to trzeba uwazać z starymi domami bo stare mury niezbyt lubią sztywne ,kruche, i słabo przepuszczające wilgoć tynki z dużym dodatkiem cementu . Bezpieczniejsze ale i ekstremalnie bardziej pracochłonne sa tynki wapienne , gliniane albo kompozytowe -czyli np glina gruby piasek i sieczka z trzciny albo z trocin i wapna.Wnętrza radzę malować farba z dodatkirm wapna. Tak w ogóle to wiekszość robót w starym domu powinno się robić zaprawami wapiennymi . Mało kto wie ale są dość elastyczne -więc dobrze znoszą jakieś drobne pekniecia itp.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...