Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

100krotki

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    55
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez 100krotki

  1. Pewnie jeszcze zbyt wcześnie, ale może wkrótce pojawią się tu Wasze komentarze, pomysły, promyczki dobrej nadziei Pozdrawiam Agnieszka
  2. Będzie o tym jak weszliśmy w posiadanie naszego domu:) Kupiliśmy go niechcący:) Znaczy chcący, ale zupełnie się nie rozglądając i nie licząc na cud. Podwarszawskie, pruszkowsko-grodziskie ceny skutecznie nas odstraszyły od rozglądania się za gotowym do zamieszkania domem, a dodatkowo, pogarszająca się sytuacja na rynku kredytowym nie dawała szans na zakup osobom, które prowadzą własną firmę. Poszukiwania zakończyliśmy przed rokiem, kiedy to prawie staliśmy się właścicielami domu i dużej działki w Brwinowie, jednak właściciele postanowili wstrzymać sprzedaż. Wcześniej trafiło się nam zamroczone potencjalnym zyskiem, starsze rodzeństwo z Milanówka, które wyceniło zawalającą się, postkomunistyczną ruinę na ponad milionową kwotę ( operat na sto tys) i za nic nie chcieli negocjować ceny, choćby o kilka złotych - dla przyzwoitości i fajnego przebiegu transakcji. Zniechęciliśmy się. Postanowiliśmy wynająć dom z ewentualną - późniejszą możliwością wykupu i czekać na lepsze czasy. W międzyczasie sympatyczny poniekąd właściciel domu, który wynajęliśmy, wszystko przeliczył i radośnie, aczkolwiek nieśmiało, ale z błyskiem w oku szepnął: - Ziemia rolna wokół domu: 6 milionów. - Dom na tej samej ziemi: Nie mniej niż 3 miliony. - Budynek gospodarczy na tej samej ziemi: 1 milion. Od nas dodam, że budynek gospodarczy to fatalna rudera, nieustawna, niefunkcjonalna i w tragicznym, wymagającym gruntownego remontu stanie. Nie ma mowy, żeby tam pracować, a o mieszkaniu nie powinno się nawet myśleć. Cenić taki budynek na milion złotych, w dodatku nie wliczając w cenę powierzchni terenu, to tak, jakby wycenić jabłko ze straganu na 100 tysięcy $. Udało się to raz - Yoko Ono i do tego trafił się szczęśliwy nabywca - Lennon, ale nasz właściciel ani w 0, 0001 % nie przypomina Yoko ( zbliżony jedynie wiekiem, chociaż chyba starszy), ani my - potencjalni nabywcy, nie mamy fantazji Lennona:) Wszystko się znajduje na grodziskiej prowincji, za Grodziskiem Maz, trochę w stronę Osowca. Wszystko razem kosztuje 10 milionów według szacunków pana właściciela, które mają się nijak nawet do lokalnych, wygórowanych cen agencji nieruchomości i każdy je kwituje śmiechem:) I tak skwitowaliśmy to również my, choć nie było nam do śmiechu, bo mieszkać w czymś, czego nigdy nie będziemy mogli kupić, jest zupełnie nie do śmiechu, a mieć do czynienia z człowiekiem, który w życiu na nic nie zapracował i wszystko co ma, zawdzięcza przedsiębiorczości rodziców, nie mając realnego pojęcia o cenach i wartości ludzkiej pracy - to jeszcze bardziej nie do śmiechu... Dlatego postanowiliśmy szukać czegoś innego, lub ewentualnie przystosować dom rodzinny w Kotlinie Kłodzkiej i zamieszkać tam wraz z mamą - na co mój Małż średnio się cieszył:) Nastał początek stycznia 2009. Banki zaostrzyły bardzo politykę kredytową i niemal nie było szans na uzyskanie kredytu w naszej sytuacji. Niewiele się tym przejmowaliśmy, ponieważ bardziej szukaliśmy domu do wynajmu niż zakupu - na pewno nie liczyliśmy na zakup w tym regionie. I już prawie że wynajmowaliśmy śliczny dom na obrzeżach Wawy, gdy zadzwonił nasz Przyjaciel.Z wymówkami. Po pierwsze - że za daleko od niego. Po drugie - czemu nie próbujemy kupić. Po trzecie - jesteśmy głupki, bo on znalazł dla nas dom w przyzwoitej ( jak na ten region) cenie. Spodziewaliśmy się absolutnej beznadziei, domku i warsztatu z pustaków w stylu lat siedemdziesiątych. Ale nie:) Nie było tak źle. Dom bardzo, bardzo solidny, z wielkim potencjałem... I za chwilę wszystko potoczyło się samo. No - nie do końca samo... Kosztowało nas, oczywiście, sporą papirologię, miliony zaświadczeń, godziny, dni i tygodnie nerwów w oczekiwaniu na decyzje kredytowe. 27 marca zasiedliśmy u notariusza i była to wielka chwila:) Wyszliśmy z aktem własności naszego domu, powiadamiając - dopiero po fakcie całą naszą rodzinę:)
  3. Będzie o tym jak weszliśmy w posiadanie naszego domu:) Kupiliśmy go niechcący:) Znaczy chcący, ale zupełnie się nie rozglądając i nie licząc na cud. Podwarszawskie, pruszkowsko-grodziskie ceny skutecznie nas odstraszyły od rozglądania się za gotowym do zamieszkania domem, a dodatkowo, pogarszająca się sytuacja na rynku kredytowym nie dawała szans na zakup osobom, które prowadzą własną firmę. Poszukiwania zakończyliśmy przed rokiem, kiedy to prawie staliśmy się właścicielami domu i dużej działki w Brwinowie, jednak właściciele postanowili wstrzymać sprzedaż. Wcześniej trafiło się nam zamroczone potencjalnym zyskiem, starsze rodzeństwo z Milanówka, które wyceniło zawalającą się, postkomunistyczną ruinę na ponad milionową kwotę ( operat na sto tys) i za nic nie chcieli negocjować ceny, choćby o kilka złotych - dla przyzwoitości i fajnego przebiegu transakcji. Zniechęciliśmy się. Postanowiliśmy wynająć dom z ewentualną - późniejszą możliwością wykupu i czekać na lepsze czasy. W międzyczasie sympatyczny poniekąd właściciel domu, który wynajęliśmy, wszystko przeliczył i radośnie, aczkolwiek nieśmiało, ale z błyskiem w oku szepnął: - Ziemia rolna wokół domu: 6 milionów. - Dom na tej samej ziemi: Nie mniej niż 3 miliony. - Budynek gospodarczy na tej samej ziemi: 1 milion. Od nas dodam, że budynek gospodarczy to fatalna rudera, nieustawna, niefunkcjonalna i w tragicznym, wymagającym gruntownego remontu stanie. Nie ma mowy, żeby tam pracować, a o mieszkaniu nie powinno się nawet myśleć. Cenić taki budynek na milion złotych, w dodatku nie wliczając w cenę powierzchni terenu, to tak, jakby wycenić jabłko ze straganu na 100 tysięcy $. Udało się to raz - Yoko Ono i do tego trafił się szczęśliwy nabywca - Lennon, ale nasz właściciel ani w 0, 0001 % nie przypomina Yoko ( zbliżony jedynie wiekiem, chociaż chyba starszy), ani my - potencjalni nabywcy, nie mamy fantazji Lennona:) Wszystko się znajduje na grodziskiej prowincji, za Grodziskiem Maz, trochę w stronę Osowca. Wszystko razem kosztuje 10 milionów według szacunków pana właściciela, które mają się nijak nawet do lokalnych, wygórowanych cen agencji nieruchomości i każdy je kwituje śmiechem:) I tak skwitowaliśmy to również my, choć nie było nam do śmiechu, bo mieszkać w czymś, czego nigdy nie będziemy mogli kupić, jest zupełnie nie do śmiechu, a mieć do czynienia z człowiekiem, który w życiu na nic nie zapracował i wszystko co ma, zawdzięcza przedsiębiorczości rodziców, nie mając realnego pojęcia o cenach i wartości ludzkiej pracy - to jeszcze bardziej nie do śmiechu... Dlatego postanowiliśmy szukać czegoś innego, lub ewentualnie przystosować dom rodzinny w Kotlinie Kłodzkiej i zamieszkać tam wraz z mamą - na co mój Małż średnio się cieszył Nastał początek stycznia 2009. Banki zaostrzyły bardzo politykę kredytową i niemal nie było szans na uzyskanie kredytu w naszej sytuacji. Niewiele się tym przejmowaliśmy, ponieważ bardziej szukaliśmy domu do wynajmu niż zakupu - na pewno nie liczyliśmy na zakup w tym regionie. I już prawie że wynajmowaliśmy śliczny dom na obrzeżach Wawy, gdy zadzwonił nasz Przyjaciel.Z wymówkami. Po pierwsze - że za daleko od niego. Po drugie - czemu nie próbujemy kupić. Po trzecie - jesteśmy głupki, bo on znalazł dla nas dom w przyzwoitej ( jak na ten region) cenie. Spodziewaliśmy się absolutnej beznadziei, domku i warsztatu z pustaków w stylu lat siedemdziesiątych. Ale nie:) Nie było tak źle. Dom bardzo, bardzo solidny, z wielkim potencjałem... I za chwilę wszystko potoczyło się samo. No - nie do końca samo... Kosztowało nas, oczywiście, sporą papirologię, miliony zaświadczeń, godziny, dni i tygodnie nerwów w oczekiwaniu na decyzje kredytowe. 27 marca zasiedliśmy u notariusza i była to wielka chwila:) Wyszliśmy z aktem własności naszego domu, powiadamiając - dopiero po fakcie całą naszą rodzinę
  4. http://img44.imageshack.us/img44/170/casasp.jpg Od wielu miesięcy czytam dzienniki. Znalazłam tylko kilka dotyczących przebudowy - rozbudowy istniejących domów. Rozpoczynam więc kronikę przebudowy naszego domu. Naszego - jeszcze nie mogę w to uwierzyć:) Własny dom, na własnym kawałku ziemi, pod skrawkiem własnego nieba, był zawsze moim wielkim, wytęsknionym marzeniem. Chwilami nie miała dla mnie znaczenia nawet lokalizacja ( najchętniej zaszyłabym się nad jeziorem w leśnej głuszy), jednak mąż twardo stał na ziemi i pozostawał nieugięty - dom musi na siebie zarabiać - posiadać część usługową, a nasze dzieci powinny korzystać z dobrodziejstw cywilizacji, które oferuje pobliskie miasto. I trzeba było rozejrzeć się za domem w niedalekich okolicach Warszawy, po lewej stronie Wisły, z prostym dojazdem do posesji. Kto się rozglądał, ten wie jak trudno coś takiego znaleźć w niewywindowanej nieprzyzwoicie cenie. Cena 300 m domu na 1200 metrowej działce, który kupiliśmy, niewiele odbiega od ceny sąsiedniej działki o takim samym metrażu. Dom już stoi, gotowy do zamieszkania - co jest dla nas ogromnym ułatwieniem i wielką oszczędnością, więc będziemy w nim mieszkać i pracować, oraz powoli wykorzystywać jego znakomity potencjał, żeby stworzyć dzieło naszego życia:) Jest ciekawy architektonicznie. Składa się z dwóch, a właściwie trzech złączonych z sobą budynków o różnej wysokości. Mamy nadzieję, że stworzymy coś zahaczającego stylem o śródziemnomorskie i meksykańskie klimaty - z okiennicami, tarasami, patio, pięknymi dachami. Dom z galerią sztuki w części parterowej. Na to z pewnością będziemy potrzebować wiele czasu i środków, jednak...droga jest celem. Za nami pierwsze rozmowy z architektami. Jeden z nich oszalał wyceniając projekt przebudowy dachu i lekkiej modernizacji części usługowej na bajońską sumę kilkudziesięciu tysięcy plus VAT, no ale jako bonus dołożył konsultacje z sanepidem, aranżerem zieleni i nasadzeń, o które nikt go nie prosił:) Czekamy na propozycję drugiej pani architekt, która też odkryła ogromny potencjał domu - mamy nadzieję, że nie pomyliła się - jak pierwszy architekt - w ocenie potencjału naszej kieszeni i sprawności umysłowej:)
  5. http://img44.imageshack.us/img44/170/casasp.jpg Od wielu miesięcy czytam dzienniki. Znalazłam tylko kilka dotyczących przebudowy - rozbudowy istniejących domów. Rozpoczynam więc kronikę przebudowy naszego domu. Naszego - jeszcze nie mogę w to uwierzyć Własny dom, na własnym kawałku ziemi, pod skrawkiem własnego nieba, był zawsze moim wielkim, wytęsknionym marzeniem. Chwilami nie miała dla mnie znaczenia nawet lokalizacja ( najchętniej zaszyłabym się nad jeziorem w leśnej głuszy), jednak mąż twardo stał na ziemi i pozostawał nieugięty - dom musi na siebie zarabiać - posiadać część usługową, a nasze dzieci powinny korzystać z dobrodziejstw cywilizacji, które oferuje pobliskie miasto. I trzeba było rozejrzeć się za domem w niedalekich okolicach Warszawy, po lewej stronie Wisły, z prostym dojazdem do posesji. Kto się rozglądał, ten wie jak trudno coś takiego znaleźć w niewywindowanej nieprzyzwoicie cenie. Cena 300 m domu na 1200 metrowej działce, który kupiliśmy, niewiele odbiega od ceny sąsiedniej działki o takim samym metrażu. Dom już stoi, gotowy do zamieszkania - co jest dla nas ogromnym ułatwieniem i wielką oszczędnością, więc będziemy w nim mieszkać i pracować, oraz powoli wykorzystywać jego znakomity potencjał, żeby stworzyć dzieło naszego życia:) Jest ciekawy architektonicznie. Składa się z dwóch, a właściwie trzech złączonych z sobą budynków o różnej wysokości. Mamy nadzieję, że stworzymy coś zahaczającego stylem o śródziemnomorskie i meksykańskie klimaty - z okiennicami, tarasami, patio, pięknymi dachami. Dom z galerią sztuki w części parterowej. Na to z pewnością będziemy potrzebować wiele czasu i środków, jednak...droga jest celem. Za nami pierwsze rozmowy z architektami. Jeden z nich oszalał wyceniając projekt przebudowy dachu i lekkiej modernizacji części usługowej na bajońską sumę kilkudziesięciu tysięcy plus VAT, no ale jako bonus dołożył konsultacje z sanepidem, aranżerem zieleni i nasadzeń, o które nikt go nie prosił Czekamy na propozycję drugiej pani architekt, która też odkryła ogromny potencjał domu - mamy nadzieję, że nie pomyliła się - jak pierwszy architekt - w ocenie potencjału naszej kieszeni i sprawności umysłowej:)
  6. Witaj, nie wiem, czy uda mi się dobrze umieścić post, bo to mój debiut na forum, ale oczarowana Twoim niezwykłym i osobliwym bliźniakiem przejrzałam cały dziennik i postanowiłam napisać Ci o kuchence. Mam od lat podobną kuchenkę, sprowadzoną z Niemiec, a do Niemiec od holenderskiego dealera firmy Heartland. Tu link do ich strony: http://www.heartland.nl Kuchenkę można bez trudu zamówić w Niemczech, a koszt transportu będzie dużo niższy niż zza oceanu. Kuchnie są dość drogie, ale naprawdę warte swojej ceny - ja dokupiłam jeszcze lodówkę w takim samym stylu, jednak było to kilka lat temu i lodówka okazała się zbyt głośna, podobno sprzedawane obecnie są lepszej jakości. Chętnie udostępnię Ci namiar na niemieckiego sprzedawcę Pozdrawiam Agnieszka - sąsiadka z Podkowy L.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...