Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Komentarze do Brazowego Uroczyska


braza

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 44k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • braza

    10541

  • Agduś

    4690

  • DPS

    3621

  • wu

    2676

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

UROCZYSKO VELCOME TO cz. XIX

 

 

Grunt pod nogami nieszczęsnych wielbicieli rusałkowych wdzięków cały czas powoli się wznosił. Człapali w milczeniu wpatrzeni tępo w plecy poprzedników. Czy dobrze zrobili uznając mnicha czy też pustelnika za swego wybawiciela? Zakapturzona postać poruszała się bardzo pewnie i dosyć szybko wśród chaszczy i zarośli, więc nie mieli czasu na zastanowienie, starając się nadążyć za nią. Większość z nich już dawno przekroczyła granicę swojej wytrzymałości fizycznej, szli poruszając nogami nie siłą mięśni, a siłą woli. Wreszcie ujrzeli przed sobą wejście do jakiejś chatki zbudowanej chyba z patyków i trzcin. Bez chwili wahania weszli do niej za przewodnikiem. Pustelnik gestem ręki wskazał proste drewniane ławy, wiązki sitowia i zydle. W milczeniu zajmowali miejsca. Gospodarz podszedł do paleniska znajdującego się w jednym z kątów szałasu i rozdmuchał ogień. Dorzucił kilka bierwion, które prawie natychmiast zajęły się ogniem. W chatce zrobiło się jasno i przytulnie. Pustelnik nalał wody do kociołka wiszącego nad ogniem, podszedł do ściany i zdjął kilka szarych woreczków wiszących na kołkach. Rozwiązywał je po kolei, brał szczyptę zawartości w palce, wąchał mrucząc coś pod nosem, odmierzał szczyptami lub garściami porcje i wrzucał je do kociołka. Wreszcie powąchał parująca już wodę i zadowolony z efektu usiadł na wolnym zydelku koło paleniska i odrzucił kaptur ukazując miłą, okrągłą, uśmiechniętą i zaskakująco młodą twarz.

Mężczyźni przyglądali się jego poczynaniom w milczeniu. Nikt też nie odezwał się, gdy pustelnik, siedząc obok ognia, mierzył ich spokojnym, dobrotliwym spojrzeniem siwych oczu. Jeżeli któryś z nich spodziewał się ujrzeć wychudzoną ascetyczną twarz starca i surowe spojrzenie, musiał się zdziwić. Jednak oni już chyba nawet na zdziwienie nie mieli siły. W każdym bądź razie ich twarze były doskonale obojętne. Pustelnik przez chwilę spoglądał po nich oczekując chyba jakiejś reakcji, miny, słowa... Nie doczekał się, co najwyraźniej go zaniepokoiło. Wstał i jeszcze raz podszedł do płóciennych woreczków. Marszcząc brwi i popatrując na swoich gości zastanawiał się, przekładał woreczki, wreszcie zaczerpnął z kilku po dużej szczypcie, dorzucił do kociołka i usiadł z powrotem.

Jedynymi odgłosami zakłócającymi ciszę było narastające bulgotanie wody w kociołku i wesołe trzaskanie płonących polan, z rzadka odezwał się na bagnach jakiś nocny ptak, coś zaszeleściło w trzcinach. Po szałasie rozszedł się przyjemny zapach gorącego napoju. Już on sam wzbudził pewne ożywienie. Tępo wbite w przestrzeń spojrzenia zaczęły powoli błądzić po wnętrzu, zastygłe dotąd w bezruchu sylwetki zmieniały pozycję, ale wszyscy starannie unikali nawiązywania kontaktu wzrokowego z pustelnikiem i z sobą nawzajem.

Pustelnik z zadowoleniem przyjął te objawy przebudzenia swych podopiecznych. Wstał, zamieszał patykiem w kociołku, wciągnął zapach wywaru i uśmiechnął się lekko do siebie. Zdjął z kołka wbitego w ścianę duży, wydłubany z jednego kawałka drewna kubek i zaczerpnął nim napój wprost z kociołka. Podał parujący wywar pierwszemu z brzegu zmarzniętemu nieszczęśnikowi. Ten, pomny przedziwnych wydarzeń, które nastąpiły po wypiciu specyfiku uwarzonego przez wiedźmę, zawahał się wyraźnie. Wyciągnął jednak rękę i chwycił kubek grzejąc nim dłonie.

- Pij – odezwał się spokojny, miękki i ciepły glos pustelnika. – Pij spokojnie. To was rozgrzeje i doda sił – zwrócił się do wszystkich.

Ten głos budził zaufanie, zapach napoju był orzeźwiający i lekki. Pierwszy wypił kilka łyków i podał kubek następnemu. Pustelnik dolewał, gdy ktoś wypijał ostatni łyk. Kubek kilka razy okrążył szałas zanim w kociołku pokazało się dno. Już w trakcie popijania widać było cudowne działanie ziół pustelnika. Najpierw przestali się trząść z zimna, potem wyraźnie się ożywili, zaczęli rozmawiać szeptem, później półgłosem. W końcu ktoś odważył się zwrócić do gospodarza.

- Zabłądziliśmy...yyy... wracając z ogniska... Czy jesteśmy daleko od zamku? Pokaże nam pan bezpieczną drogę?

- Wracając z ogniska? – Pustelnik wpatrywał się w niego spokojnie łagodnym, ale stanowczym wzrokiem. Zaprawiony w bojach, potrafiący kłamać każdemu w żywe oczy, wcisnąć każdą, najbardziej niekorzystną ofertę tak staremu wyjadaczowi jak i ubogiej wdowie czy biednej sierotce Starszy Specjalista spłonął rumieńcem jak panna, spuścił wzrok i wyjąkał:

- Yyyyy... goniliśmy rusałki... – przyznał cicho. Pustelnik uśmiechnął się łagodnie.

- Odprowadzę was na skraj bagien i wskażę dalszą drogę. Łosianioły już odeszły, zresztą one też nie opuszczają bagien.

- Łosianioły??? – jęknął Victor, czując, że już nie ma siły się dziwić.

- Tak, przecież to one przyprowadziły was do mnie – pustelnik jakby nie rozumiał zdziwienia Victora. – Pokrzepiliście się, więc możemy iść – dodał podrywając się dziarsko z zydelka.

- A rusałki i te... topielice i węże?

- Ze mną jesteście bezpieczni – łagodny uśmiech nie schodził z warg pustelnika, a głos koił jak plaster na ranę.

Jego spokój udzielał się najwyraźniej wszystkim. A może to działanie ziółek? W każdym bądź razie czuli wszechogarniające rozanielenie i błogość. Bez protestów podnosili się i kierowali w stronę wyjścia z szałasu. Teraz mieli siłę, by rozglądnąć się wokół siebie. Ujrzeli niewielką wyspę porośniętą krzakami wierzby. Pośrodku polany stał szałas pustelnika. W porównaniu z niezbyt obszernym wnętrzem, w którym siedzieli, z zewnątrz wydawał się wielki. Najwyraźniej „salon” nie był jedynym pomieszczeniem.

Zauważyli, że ściany zbudowane są z wierzbowych gałązek. Podstawę tworzyła przemyślna, stabilna konstrukcja z grubszych prętów. Pomiędzy nimi umocowane były plecione z cieńszych witek panele. Kacper, który właśnie budował własny dom, odruchowo przyglądał się dokładniej każdemu budynkowi – ot, takie chwilowe zboczenie, że nie umiał przejść obok żadnego obojętnie. Zaintrygowało go to, że ściany są dosyć grube. Przyglądając się im uważnie stwierdził szybko, że w każdym miejscu były dwa panele – zewnętrzny uszczelniony jakąś zaprawą jakby z błota i wewnętrzny, widoczny z domu. Pomiędzy nimi znajdowało się jakieś wypełnienie przypominające na pierwszy rzut oka wełnę mineralną, ale chyba jednak całkiem naturalne. Wyskubał ociupinkę koło framugi drzwi (pięknie rzeźbionej w drewnie). Po chwili zastanowienia uznał, że to mech i coś bardzo lekkiego. Jako że niedawno jego dziecię nieletnie rozwaliło wysuszoną pałkę wodną – ozdobę suchego bukietu – szybko rozpoznał ten materiał. W końcu sam wciągał wszędobylskie cholerstwo przez pół dnia w odkurzacz! Pustelnik zauważył jego zainteresowanie swą posiadłością.

- Sam budowałem! – rzekł nie bez dumy. – Nawet zimą jest ciepło, wystarczy napalić odrobinkę, tyle co do gotowania. Dzięki temu ociepleniu ściany mają współczynnik U 0,13! To mój wynalazek! Okna musiałem kupić, bo bez odpowiednich maszyn nie zrobiłbym tu odpowiednio ciepłych i szczelnych. Za to solary zrobiłem sam. I wentylację mechaniczną z reku i gwc. Prąd mam dzięki wiatrakowi, taki jeden znajomy wpada do mnie latem i razem wymyślamy cuda. W tym roku planujemy zrobić pc – te bagna dają ogromne możliwości! Podłogówkę już, oczywiście, mam. Pomysły ściągam z netu, z kumplem dyskutujemy na forumie. – Pustelnik najwyraźniej wsiadł na swojego konika, bo, dotychczas małomówny, teraz terkotał z prędkością karabinu maszynowego. Zmitygował się nagle, zauważywszy, że poza Kacprem, który słuchał go wyraźnie zafascynowany, nikt nie rozumie jego słów. Zdał sobie sprawę z tego, że wyszedł ze swej roli i wyglądał przez moment na zmieszanego. To o necie i forumie było zdecydowanie niepotrzebne! – Nie będę was zanudzał – płynnie wrócił do swego poprzedniego, łagodnego tonu. - Chodźmy już – dodał tak stanowczo, że Kacper, który miał zamiar zasypać go pytaniami, zamilkł z półotwartymi ustami.

Wąska ścieżka prowadziła w stronę brzegu. Po chwili stanęli nad bagnem. Na samą myśl o opuszczeniu stałego lądu i pogrążeniu się w zimnym błocie poczuli nieodpartą chęć powrotu do ciepłego domostwa pustelnika. Po jego pełnej zapału przemowie nie mieli wątpliwości, że znaleźliby tam całkiem wygodny nocleg, a może nawet i ciepła kąpiel byłaby możliwa...

Pustelnik nie zawahał się jednak i wkroczył na pierwszą kępę trawy. Przeskakując zgrabnie na następną i kolejną szybko oddalił się od brzegu, nie oglądając się na nich. Nie mieli innego wyjścia. Tęsknie oglądając się w stronę szałasu podążyli za przewodnikiem. Nie szło im to tak zgrabnie jak gospodarzowi, często nie trafiając w środek kępy wpadali po kolana w bagno, ale dzięki niemu nie tonęli w błocie.

Victor, odzyskawszy rezon, zaczął znów myśleć o ucieczce. Jeszcze przed godziną wolał powrót do demonicznej Klotyldy niż niewątpliwą śmierć czyhającą na niego w bagnisku. Teraz jednak, na samo wspomnienie tego, co wiedział i tego, co sobie wyobrażał, postanowił jeszcze raz spróbować ucieczki. Zwolnił i pozwolił się wyprzedzić wszystkim. Nie miał zamiaru oddalać się tu – pośrodku bagna. Taki głupi nie był. Chciał poczekać aż znajdą się blisko brzegu i wtedy skręcić zdecydowanie w lewo. Miał wrażenie, że zamek jest gdzieś po prawej stronie. Zamyślony nie zauważył, że jego poprzednik oddalił się znacznie bardziej, niż by tego chciał w tej chwili. Kierując się cichymi głosami ludzi próbował ich dogonić, gdy nagle stracił równowagę i upadł pokiereszowaną twarzą w błoto. Już poprzednio zastanawiał się, kiedy ostatnio powtarzał szczepienie przeciwko tężcowi i uznał, że zażąda zastrzyku z anatoksyny, gdy tylko znajdzie się wśród normalnych ludzi. Zanim się podniósł i otarł oczy na tyle, by coś widzieć, koledzy zniknęli. Starał się iść w tym samym kierunku i dogonić ich, ale teraz częściej zapadał się w błoto. Zrezygnowany postanowił już w tym momencie lekko skręcić w lewo. Miał wrażenie, że już widzi ścianę lasu przed sobą. Nagle, usłyszał jakieś bulgotanie i sapanie. „Dogoniłem ich!” Pomyślał jednak z ulgą. Sapanie było coraz głośniejsze i coraz mniej ludzkie. Poczuł nieprzyjemny dreszcz na plecach. Wbił wzrok w ciemność, z której coś powinno nadejść. I nadeszło!

Coś było wzrostu dużego siedzącego psa. Miało szeroką obślinioną paszczę, z której zwisało jakieś zielsko. Widok tegoż niespodziewanie uspokoił Victora. „Skoro je zielsko, to mnie chyba nie pożre” – pomyślał nadspodziewanie w tej sytuacji logicznie. Spokojnie już przyglądał się stworowi, który międlił trawska plując zieloną śliną i nie wykazując żadnej agresji. W pewnej chwili próbował zaryczeć, ale wyszło mu to jakoś mało przekonująco. Najwyraźniej sam doszedł do takiego wniosku, więc zamilkł stropiony.

Victor zastanawiał się, co mu ten stwór przypomina. Gdyby miał dzieci, zapewne szybko skojarzyłby go z Elmo. Do sympatycznego mapeta upodabniały bagiennego potwora jedynie kształty. Zamiast miłego czerwonego futerka pokryty był bowiem zielonkawą ropuszą skórą. Otrząsnął się jak pies, podniósł na tylnych łapach (stał się nagle nadspodziewanie wysoki) i znów opadł do poprzedniej pozycji. Victor odniósł wrażenie, jakby był zmieszany tym, że przez pomyłkę ujawnił swój prawdziwy wzrost. Wydając dźwięki niczym Tauntaun, żabowaty mapet oddalił się w kierunku, z którego nadszedł. Victorowi wydało się, że wśród tych dźwięków usłyszał coś jakby „nie udało się, mówiłam, że nie jestem straszna w tym stroju”, ale nie zastanawiał się dłużej i ruszył przed siebie.

Dosyć szybko przekonał się, że opuszczenie towarzystwa było poważnym błędem. Widział już ścianę lasu, ale trafił na jakieś koszmarne bajoro. Brnął zanurzony po pachy w lepkiej śmierdzącej metanem mazi złożonej najwyraźniej z gnijącego zielska. Kilkakrotnie napił się tego i ledwie udało mu się nie zwymiotować. W końcu dno zaczęło się podnosić. Po chwili stał na brzegu oblepiony czymś zielonym, obślizgłym i cuchnącym, co stworzyło na jego ubraniu i skórze grubą warstwę. Otworzył usta i pluł, by pozbyć się obrzydliwego smaku, kiedy nagle ujrzał przed sobą jakieś kobiece, niewątpliwie, postacie. „Rusałki albo topielice ani chybi!” – jęknął w myślach i zamarł. „A ratunek był już tak blisko!” Koszmarne zjawy stały nieruchomo, najwyraźniej czając się do skoku. Zaraz rzucą się na niego jak Harpie, chwycą swymi zimnymi nadludzko silnymi ramionami i wciągną w bagno! Statyczna scena przedłużała się ponad miarę jego wytrzymałości psychicznej. Nagle kobiece potwory wydały z siebie jakiś straszny dźwięk. Tego już nie zniósł. Okrzyk, który w zamierzeniu miał być bojowy, wydał mu się dziwnie słaby. Zawrócił na pięcie i rzucił się do ucieczki. Nie myślał już o szukaniu drogi do cywilizacji. Nagle zatęsknił do swoich współtowarzyszy i ruszył brzegiem bagna w stronę zamku goniony przeraźliwym rykiem wygłodniałych Harpii.

Jak to się stało, że nie poznał Marzenki i Joli, które przecież widział prawie codziennie w pracy? Bo to, że one nie poznały jego, nie powinno dziwić wobec zaskakującej przemiany, jaka dokonała się w zielonym bajorze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ja wiedziałam, że Kaśka będzie mało przekonująca jako Obślizgły Gad. :lol:

Jaka tam z niej gadzina... 8) Dobra poczciwa kobiecina. :lol:

Ależ to nie była gadzina, tylko potwór z bagien!

Gadzina Kama już wystąpiła i jeszcze się pojawi w towarzystwie siostry Mayi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to ja życzę wam wszystkim budującym: kulturalnych i rzetelnych wykonawców, tanich materiałów budowlanych oraz budowy jak po przysłowiowym maśle. Dla tych co już mieszkają życzę spokoju i niskich rat a wszystkim masę zdrowia, dobrej pracy i spełnienia marzeń w tym Nowym Roku 2009

 

http://www.traveliada.pl/path/40245/fajerwerki.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowy Rok cyfrę zmienia, wszyscy wszystkim ślą zyczenia. Przy tej pięknej sposobności i ja życzę Wam radości, aby wszystkim się darzylo, z roku na rok lepiej bylo !

 

 

http://kartki.net.pl/kartki/5/147.jpg

 

 

i tradycyjnie SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...