Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    70
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    657

Entries in this blog

alice

21.06 (poniedziałek)

 


Kasia bierze wolne w pracy i ....jeździ po hurtowniach. Na tapecie ma Mar-Bud w Łomiankach (będziemy tam prawdopodobnie załatwiać okna), Bartycką (tu w grę wchodzą elementy wykończeniówki) oraz hurtownię z pokryciami dachowymi Eko-Dach.

 


Oczywiście nasz domowy negocjator jest w swoim żywiole. Jak można było oczekiwać, stawia na swoim. Zmieniamy jedynie typ blachodachówki. Ostatecznie będzie to FinishDak a nie Planja.

 

 


Na budowie pojawia się Stanisław z którym po zakończeniu przez niego prac finalizujemy współpracę. Otrzymuje też resztę zapłaty i Adieu

 


Najbardziej smuci nas to, że przez tydzień działka i budowa będą stały odłogiem. Prace staną i nie będzie kto miał przypilnować materiałów i sprzętu. Gdyby przynajmniej nie padało i było ciepło, to można by ostatecznie jakoś przekimać te kilka nocy. A...... szkoda gadać.

 

 


26.06 (sobota)

 


Kolejny weekend spędzamy na poszukiwaniu cegły klinkierowej na kominy, cokół i ogrodzenie. Przy okazji odwiedzamy Eko-Dach i po negocjacjach ustalamy niektóre szczegóły. Mają przygotować dla nas umowę do wglądu. Wstępnie zapisujemy się na termin po 15 lipca. Uprzedzają nas od razu, że ze względu na pogodę, mogą być opóźnienia. Mogą po prostu nie zdążyć na wcześniejszych budowach.

 

 


28.06 (poniedziałek)

 


Nowy tydzień, nowe nadzieje. Zaczyna się jednak nieszczególnie. Czekam na nową ekipę w Chotomowie pod kościołem, podczas gdy oni na mnie, na działce. Ale potem jest już z górki. Pracę zaczyna na naszych włościach trójka sympatycznych panów z szefem – Krzysztofem czele.

 


Panowie obrali sobie za główną kwaterę naszą sypialnię. Pozaklejali otwory okienne i drzwiowe folią, wstawili łóżka i zażyczyli sobie spotkania z kierownikiem budowy. Takie podejście bardzo mi się spodobało Sugeruje bowiem, że chcą wiedzieć na czym stoją, poznać popełnione do tej pory błędy. Jak się później okaże, było ich kilka. Udało im się przy okazji ustrzec nas przed nowymi.

alice

14.06-17.06 (poniedziałek-czwartek)

 


Tydzień zaczyna się bardzo udanie. Bank przychyla się do naszego prośby i obniża nam oprocentowanie o blisko pół procenta

 


Kolejne dni to młyn związany z załatwianiem spraw papierkowych. Wpierw odnośnie podpisania samej umowy z bankiem (oczywiście podpisy pod dokumentem składamy na raty, bo razem nie jesteśmy zgrać się czasowo), a potem z Urzędem Skarbowym i z ubezpieczniem budowanego domu oraz z sądem. W tym ostatnim przypadku, trzeba załatwić jak najszybciej wpis do hipoteki, bo dopóki bank nie otrzyma takiego papierka, nie tylko nie wypłaci nam kasy, ale prze ten czas będzie zabezpieczał się wyższym oprocentowaniem.

 

 


Czy mam wspominać o kolejnych pechu, który charakteryzuje załatwiane przez mnie sprawy?

 


W sądzie legionowskim byłem 16 czerwca – UWAGA - dzień po tym jak nasza księga wieczysta wyemigrowała do Góry Kalwarii w celu jej uelektonicznienia. Tym samym, zamiast standardowego (oczywiście w warunkach poza warszawskich) załatwienia spraw w ciągu 2 tygodni, będziemy musieli poczekać okrąglutki miesiąc Na szczęście bankowi wystarcza podstemplowany kwitek, że taki wniosek został złożony.

 

 


18.06 (piątek)

 


Otrzymujemy telefon od naszej przyszłej sąsiadki, że podczas składania stempli Władek zniszczył jej nowiutką elewację na garażu. Bierzemy na wstrzymanie i postanawiamy przeprowadzić wizję lokalną dopiero kolejnego dnia.

 

 


19-20.06 (sobota-niedziela)

 


Imprezowy weekend. W poniedziałek mamy bowiem - jak to nazywam – Tripple „A” Day Dla niewtajemniczonych uchylam rąbka tajemnicy: nasza córka oraz obie babcie mają na pierwsze imię Alicja Jest więc co świętować, zwłaszcza, że przeprowadzona lustracja szkód na ścianie garażu sąsiadki wzbudza w nas jedynie śmiech. Zrobiona została mała ryska, trzeba naprawdę się przyglądnąć, żeby cokolwiek zauważyć. Z drugiej strony, nie można się dziwić reakcji sąsiadki, bo sam też nie chciałbym, by ktoś w niecały miesiąc po zakończeniu prac zrobił nam tego rodzaju szkodę. Najważniejsze, że pani Magda nie robi z tego tragedii. Wygląda na spoko kobietę.

 

 


Przed południem w sobotę Kasia odwiedza budowę Peterki, zbierając doświadczenia związane z kryciem dachu. Podoba jej się kolor i blacha, więc efektem tego może być tylko decyzja odnośnie naszego własnego dachu. I co ważne, Peterka zakupił materiał na dach w hurtowni, którą wcześniej wspominałem z takim uznaniem w dzienniku. Postanawiamy więc udać się do Eko-Dachu zaraz po weekendzie.

alice

8.06 (wtorek)

 


Kontaktujemy się ze specjalistą od alarmów (thanks to Peterka). Wydawałoby się na pierwszy rzut oka, że to nic trudnego, założyć alarm. A tu niestety trzeba brać pod uwagę takie sprawy jak przykładowo, czy w domu będzie pies i czy będzie on na noc zamykany, czy tworzyć kurtyny przy oknach, czy opasać wiązką całą długość ściany. Decydujemy się zainwestować w profesjonalny system ochrony. Wstępna wycena dla naszego domu i działki to kwota około 8-10 tys. zł. Czy to dużo?

 


W naszym kraju, gdzie bardziej dba się o bandytów, przękrętasów, złodziei i przede wszystkim biednych polityków, bezpieczeństwo niestety kosztuje. To smutne, ale takie jest niestety życie

 

 


9-13.06 (środa-niedziela)

 


Na budowie na razie panuje spokój, czekamy na powrót Stasia, który ma skończyć pracę. Kontaktuję się znowu w sprawie więźby i ustalam z gościem termin dostawy na 23-25 czerwca. Ciągle jeszcze nie jest w stanie podać ostatecznego kosztu. Ma zadzwonić za tydzień. Szacujemy, wg naszych mało profesjonalnych wyliczeń, że będzie to w granicach 7-9 tys. zł. Mamy nadzieję, że bliżej dolnej ceny.

 


Dostajemy ostateczną wycenę z agencji ochrony. Ekipa wejdzie układać instalacje razem z naszym elektrykiem, co jak przypuszczamy, będzie miało miejsce około połowy lipca.

 


W międzyczasie załatwiam w banku zniesienie hipoteki na poprzednim mieszkaniu. Oczywiście związane z tym koszty, to rozbój w biały dzień.

 


Rozpoczynają się mistrzostwa Europy w Piłce Nożnej. Tym razem bez mojego udziału. Gdybym chciał poświęcić nieco czasu na oglądanie, zapewne miałbym co nieco skopane Nie pozostaje nic innego jak poczekać na kolejne mistrzostwa, to już za 4 lata. Zleci jak z bicza strzelił. Zwłaszcza jeśli utrzyma się przez ten czas obecne tempo życia. Moim cichymi faworytami portugalskiego turnieju ą Czesi i Francuzi.

alice

2.06-4.06 (środa-piątek)

 


Na działce pozostaje pan Władek, który znalazł fuchę niedaleko naszej budowy. Jesteśmy zadowoleni z takiego obrotu sprawy, po przynajmniej będziemy mieli zapewniony nadzór nad pozostawionym majątkiem.

 


Facet musiał dostać porządny opiernicz od Staszka, bo jest cały czas trzeźwy. Ponieważ nową robotę zaczyna dopiero za kilka dni, wykazuje się inicjatywą i robi porządki na działce. Podmurowuje otwory okienne, dolewa stopień, pielęgnuje beton, domurowuje brakującą cześć ściany przy schodach wewnątrz budynku, układa materiały, zdejmuje część stempli wykorzystanych do podparcia stropu. Zgodnie z naszymi sugestiami, sortuje też stemple według długości.

 

 


Dostajemy informację z banku, że przyznano nam kredyt Tempo iście zawrotne - mija zaledwie tydzień od złożenia dokumentów. Do załatwienia pozostaje jeszcze tylko nasza prośba o obniżenie oprocentowania. Według pana Sylwestra, który zajmuje się nami z ramienia GE, mamy być dobrej myśli. W dobrych nastrojach zamykamy kolejny pracowity tydzień.

 

 


5-6.06 (sobota-niedziela)

 


W godzinach południowych w sobotę spotykamy się na działce z kandydatem na potencjalnego wykonawcę. Namiary dostajemy od IZAT. Facet robi dosyć pozytywne wrażenie. Na dodatek współpracował już z naszym kierownikiem budowy. Jest w stanie zrealizować nasze zamówienie, ale musielibyśmy poczekać aż zwolni mu się jedna z jego ekip. Dostaje projekt do wyceny i ma dać odpowiedź za kilka dni. Oczywiście negocjacjami zajmuje się małżonka, mnie pozostaje opieka nad Alą i polewanie betonu.

 

 


Powoli zaczynamy interesować się też sprawą wykończeniówki. Na pierwszy ogień idzie ogrodzenie. Śmieję się z Kasi, że może okazać się, że przy jej tempie załatwiania spraw nie będziemy mogli jeszcze wprowadzić się, ale za to będziemy mieli płot. Podoba nam się jedno z ogrodzeń na “naszej” ulicy. Wykonane jest bardzo starannie i czysto. Rozmawiamy z właścicielem posesji i bierzemy namiary na fachowców. Gość zaznacza od razu, że trzeba pilnować ekipę, bo przykładowo, nie mają w zwyczaju kładzenia izolacji przeciwwilgociowej na wylewce betonowej pod parkan.

 

 


W nocy - trzeba się już chyba do tego przyzwyczaić, bo powoli staje się normą - przez Chotomów i Legionowo przetacza się swoisty kataklizm w postaci ogromnej ulewy i potężnego wiatru. Pocieszamy się, że murów nam to nie zniszczy, ale jeżeli połamie rosnące w pobliży drzewa może pouszkadzać stojące obok ściany.

 

 


Kolejny tydzień, odnosząc do kwestii budowlanych jest, dosyć spokojny. Negocjujemy z kolejnymi wykonawcami (jeden zażyczył sobie za wymurowanie poddasza i wykonanie więźby tyle, co mieliśmy dogadane z naszymi góralami za cały dom!!!)

 


Doglądamy tylko naszych włości. Władek ciągle jest trzeźwy – nie mógł tak od początku? Facet podmurowuje cegłami te otwory okienne, które ekipa zrobiła nieco przyduże. Jak zwykle, deszcz musiał odcisnąć swoje piętno. Silna ulewa wybija dziury w świeżej zaprawie, bo Władek – prosty chłop – nie pomyślał, żeby przykryć. Oby tylko takie problemy były. To przynajmniej sami jesteśmy w stanie łatwo naprawić.

alice

1.06 (wtorek)

 


Po wcześniejszym przyjeździe z pracy, córeczka stojąc na balkonie u dziadków wita mnie słowami “Dzień Dziecka, TAAATAAAAA, Dzień Dziecka” No, na takie argumenty człowiek nie może być głuchy, więc pojawiają się tak wyczekiwane prezenty. Nic tak nie potrafi wprowadzić w dobry nastrój i tchnąć optymizmem, jak radość w oczach dziecka. I ta – przynajmniej na razie – bezgraniczna wiara i zaufanie. Ja, pod spojrzeniem Alusi wymiękam

 

 


Niestety nie mogę jej poświęcić zbyt wiele czasu bo mamy zamówiony beton na taras, słupy i podciąg oraz schody z tarasu. Jak zwykle wszystko bierze w łeb. Mieliśmy zaklepany termin na godzinę 17-stą. Wszystko było pod to ustalone. Nasi robotnicy zbili sobie wyciąg i przy pomocy taczek mieli wlewać beton do słupów i na podciąg. Liczyliśmy, że zajmie to około 2-2,5 godziny. Szczególnie ważne to było - jak się okaże - w przypadku słupów

 

 


Betoniarka przyjeżdża jednak dopiero o 20.00. To niestety dopiero początek serii nieszczęść. Przed nami prawdziwa katastrofa. Już pierwsza taczka ląduje z hukiem na ziemi po złamaniu wyciągu. Nie mamy innego wyjścia i, mając nóż na gardle w postaci betonu zalegającego w betoniarce, musimy zamówić na gwałt pompę. Kolejne trzy kwadranse oczekiwania. Dopiero przed 21 zaczyna się prawdziwa akcja. Pod naporem ciśnienia z pompy nie wytrzymuje szalunek na słupach co owocuje ich wybrzuszeniem i przeciekami. I znowu, podobnie jak w przypadku muru na tarasie, musimy przeprowadzić akcję ratunkową. I znowu, jakimś cudem udaje się. Drżymy też o wytrzymałość szalunku na podciągu. Nie ma go za bardzo jak zaprzeć. Reszta to już pestka. Przy ostatnich podrygach światła dziennego (dobrze, że dzień jest długi) kończymy prace po niecałej godzinie. To jednak nie koniec pecha. Brakuje dosłownie dwóch taczek betonu i wylane zostałyby do końca też schody prowadzące z tarasu na ogród. A tak trzeba będzie sztukować ostatni stopień

 

 


Rozliczmy się z ekipą pana Stasia. Dostają połowę kasy, druga część zostanie im oddana po ich przyjeździe za 2 tygodnie i wykończeniu rzeczy które nie zdążyli zrobić. Wspominałem, że mieliśmy do nich nosa. Tym razem. okazuje się, że nawet gdybyśmy jednak zdecydowali się, że to oni dalej będą ciągnęli budowę, wymurowaliby tylko ścianę kolankową i wylali wieniec. Ich człowiek od stolarki dostał propozycję pracy we Włoszech, więc nie będą w stanie położyć więźby. Uprzedzając fakty dodam, że ściany kolankowej też by jednak nie wymurowali, bo fachowiec od murarki złamał w międzyczasie nogę.

 


Zostajemy więc na tym etapie bez ekipy. W ciągu dwóch-trzech tygodni musimy znaleźć kolejną, by nasz harmonogram nie wziął w łeb.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Ala-podciag.JPG


Nasza mała po(d)lewaczka pielęgnująca beton na podciągu

alice

Po bardzo, bardzo długiej przerwie spowodowanej:


1. budową domu :)


2. permanentnym brakiem czasu


3. awarią dysku w wyniku czego straciliśmy znaczną część tekstu, którą trzeba było jeszcze raz wprowadzić


itd. itp.


Wreszcie udało się uzupełnić dziennik. UFF.

 

 


24.05-31.05 (poniedziałek-poniedziałek)

 


Sprawa z kredytem nabiera tempa. Mamy już w ręku wyciąg z księgi wieczystej naszej działki i możemy składać dokumenty. Wybór pada ostatecznie na GE Bank Mieszkaniowy, bo jesteśmy ich sprawdzonymi klientami, wszystko ma być załatwione maksymalnie w 2 tygodnie i są szanse na wynegocjowanie niższego oprocentowania. Sporo niższego

 

 


Ekipa naszych górali kończy prace przy tarasie, słupach i podciągu. Oczywiście nie obywa się bez komplikacji. Co chwila brakuje stali. Kradzież przez ekipę nie wchodzi w rachubę, a jedynie ich nieumiejętność poprawnego wyliczenia zapotrzebowania. Sami zwalają to na karb kierownika budowy, który ich zdaniem, przesadza z ilością zbrojenia.

 


Decydujemy się zrobić pod częścią tarasu coś w rodzaju piwniczki, gdzie składowane będzie drewno do kominka. Aby zapewnić przewiew, cześć ściany wymurowana zostaje w technologii ażurowej.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/taras-azur.JPG


To kiedyś będzie składzik na drewno

 

 


Po wizycie kierownika, do poprawy są schodki w garażu i zewnętrze, jak się później okaże, ten temat jeszcze nie raz powróci.

 

 


Pan Władek znowu dał sobie w palnik co kończy się telefonem do szefa ekipy i zatrzymaniem robót do jego powrotu z wypadu w rodzinne strony. Na szczęście pojawia się po 2 dniach i po ostrym biciu się w piersi bierze się z resztą zespołu do prawdziwej roboty. Jak się okazuje, jest tylko jedna skuteczna metoda na tego typu pracowników. I choć to z jego strony padła deklaracja rezygnacji z pracy, tym razem Kasia okazała się nieugięta i powiedziała, że godzimy się na rozwiązanie z nimi umowy.

 


Wiemy czym to grozi w środku sezonu budowlanego, ale z drugiej strony, jak mamy znowu się z nimi użerać to szkoda nerwów. I tak już nie raz sami skaczemy sobie do oczu. Przyznam szczerze, że nie wiem jak mam ocenić naszych górali. Raz potrafi być wszystko w porządku, by za chwilę coś spier….No i Władek. To już osobny rozdział. Chłop jest bardzo miły i sympatyczny, potrafi też bardzo czysto murować, ale ma pociąg do napojów wyskokowych. Podobno w poprzednim sezonie nie wykazywał takich ciągotek.

 

 


Jak zwykle po rozmowie z Kasią, Stasio - szef budowlańców - każe dać sobie czas do namysłu. Naszej decyzji już jednak nie zmienimy.

 


W tak “przyjemnej” atmosferze zbliżamy się do końca prac na etapie parteru. Tym razem nie zapominamy o doprowadzeniu dodatkowej rury powietrznej do przyszłego kominka. Ekipa się spieszy, co wytykam ich szefowi, obawiając się o jakieś nieprzewidziane wpadki. No i niestety wykrakałem. W sobotę 29 maja od świtu chłopaki murowali ściany od drugiej części tarasu (przy salonie), by w godzinach południowych ZACZĄĆ JUŻ ZAGĘSZCZANIE pod przyszłą wylewkę. Jak myślicie, co się stało? Oczywiście zaprawa nie zdążyła do końca związać i jedna ze ścian (na szczęście ta krótsza) zaczęła się wybrzuszać.

 


Potrzebna była natychmiastowa interwencja w postaci błyskawicznego zbicia szalunku i podparcia ściany. Uff, pomaga.

 

 


W takich momentach w człowieku budzą się normalnie instynkty mordercy

 


Udusiłbym gołymi rękoma. Już nawet nie będę rozwodził się nad tym, że przy okazji panowie zalali przy odpalaniu zagęszczarkę ta skutecznie, że trzeba ją było wymienić na nową. Oczywiście my musieliśmy za to wysłuchać w wypożyczalni. Chyba jedynie z uwagi na fakt, że wypożyczalnia znajduje się rzut beretem od domu teściów i jesteśmy ich stałymi klientami, nie musimy płacić za zepsute narzędzie.

 

 


Żeby zobrazować atmosferę w jakiej przyszło nam spędzić końcówkę maja przytoczę jeszcze jedną anegdotę. Facet, który od początku zajmował się obsługą koparkowo-wywrotkową naszej budowy miał przy pomocy koparki powrzucać piasek pod wylewkę tarasu. Stwierdził, że można użyć do tego celu materiał jaki znajduje się pod warstwą humusu na działce, zamiast przywozić go z zewnątrz. Piasek jest naprawdę dobry, tak więc do części jakościowej jego pomysłu nie mieliśmy zastrzeżeń. Zwłaszcza, ze piasek ten podłożony był tylko do połowy wykopu, reszta, czyli cała górna warstwa, pochodzić miała i tak z dowozu – oczywiście, to on go dostarczał. Zabrał się więc raźno do roboty, wykopał ogromny, głęboki na jakieś 2-3 metry dół (doprowadzając ten fragment działki do postaci księżycowej) i…….UWAGA. Czy ktoś się domyśla? Brawa dla tych, którym w głowie tylko kwestie materialne. Tak. Pan zażyczył sobie dodatkową zapłatę za wyrównanie terenu. Bezczelność ludzka nie zna granic. Do jasnej cholery, przecież nikt mu nie kazał demolować działki, to był jego autonomiczny pomysł, bo nie chciało mu się dowozić brakującego surowca. Gdyby go przywiózł dostałby swoją działkę, a tak….ma tupet, to trzeba przyznać

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/taras-kopara.JPG


Kto pod kim dołki itd….

 

 


Udajemy się na zasłużony niedzielny odpoczynek. Do poniedziałku, mamy taką nadzieję, zaprawa tarasu stanie się już monolitem, co pozwoli zrobić wylewkę. Pierwszy roboczy dzień nowego tygodnia upływa budowlańcom na kończeniu szalunków do słupów i podciągu. Ich szef informuje nas, że przespał się ze sprawą rozwiązania umowy i jest chętny do dalszej współpracy. Sorry, ale za późno. Jak się okaże na drugi dzień, mieliśmy, a właściwie Kasia – nosa. Ach ta kobieca intuicja. Ale po kolei…

alice

17-19.05 (wtorek-środa)

 


Aura zaczyna sprzyjać, chociaż noce są jeszcze strasznie zimne. Kierownik budowy sprawdza postęp w pracach i nie wnosi uwag do pracy ekipy. Przekazuje im tylko swoje przemyślenia i rady odnośnie podciągów, o których - mówiąc szczerze - trochę zapomnieliśmy. Na ale w końcu chyba między innymi po to jest nadzór.

 


Uzgodniliśmy też z naszymi góralami, że wytną - poza protokołem - gruszę, która rośnie na granicy trzech posesji. Nie ma z niej żadnego pożytku, a na jesieni jest za to kilkudziesięciu centymetrowa warstwa gnijących pseudo-owoców. Mamy tylko skombinować piłę, bo elektryczna którą posiadają jest za słaba na takie ekscesy.

 


We wtorek okazuje się, że temat gruszy praktycznie już nie istnieje. Górale wykazali się inicjatywą i pożyczyli piłę od ekipy, która buduje kilka posesji dalej. Drzewo ścięli i fachowo położyli, ale nie zdążyli już go – jak to się mówi w rzeźniczym fachu – “rozebrać”. Wziąłem więc z wypożyczalni piłę spalinową marki Still i “operacja grusza” została w środę pomyślnie sfinalizowana.

 


Prace na budowie znowu nabrały tempa. Układane są belki i pustaki na strop. Idzie im to nad wyraz sprawnie. Szybko musimy tylko załatwić dodatkową stal zbrojeniową (m.in. do podciągów), co jak zwykle spada na barki Kasi. Spisuje się na medal i po zaledwie godzinie od złożenia zapotrzebowania ze strony ekipy na działkę trafia transport 6 prętów o długości 12 m i przekroju fi16 oraz 40 prętów 12 metrowych fi12. Mnie w udziale trafia się opłacenie rachunku, dzięki czemu mam okazję na żywo, face to face spotkać w hurtowni kucharza Knorra, czyli Andrzeja Grabarczyka.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/stemple2.jpg


Od frontu...

 

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/stemple3.jpg


...i od tyłu

alice

13-15.05 (czwartek-sobota)

 


Pada. Pada. Pada. Aha….. ciągle pada.

 


Ale mimo tak niesprzyjającej aury, nasza ekipa próbuje pracować wykorzystując każdą przerwę w “płaczu niebios”. W międzyczasie skończyli murować kominy do wysokości poddasza. Przy okazji wyszło na jaw, że mamy za dużo prostych wkładów do komina dymowego, a nie mamy takiego z daszkiem. Trzeba będzie wymienić. Do poprawki mają też otwór na drzwi do naszej przyszłej sypialni, jest za wąski.

 


Zabrakło też walcówki na zbrojenia. Tylko takiej cienkiej – 3. Szóstka jest za twarda do wyginania obejm. W sobotni poranek zostawiamy z Alą mamusię u fryzjera i jedziemy zakupić wspomniany towar. O dziwo, dla naszej kochanej myszki to wielka atrakcja – pomaga w hurtowni ważyć towar.

 

 


Pod wieczór odwiedzam ponownie działkę - oczywiście pada - a tu…. Jestem w szoku, ekipa nadal pracuje. Deklują zaprawą pustaki terriva. Zuch chłopaki. Tym razem należy im się marchewka

 


Nie wiem czy to tylko zbieg okoliczności, czy coś innego, ale jak nie ma ich szefa na budowie, jakoś łatwiej z nimi nawiązać kontakt i wydają się bardziej chętni do roboty

 

 


16.05 (niedziela)

 


Pogoda nadal w kratkę, ale wydaje się powoli klarować. Oczywiście z Alą dokupuję w OBI folię, żeby ekipa mogła gdzie stawiać pustaki i mogła je przykryć przed deszczem. Chociaż rozmawialiśmy o folii budowlanej, decyduję się sam nabyć folię malarską, ale taką mocniejszą. Różnica w cenie jest ogromna. 100 m2 (nie ma mniejszych rolek) budowlanej to koszt rzędu 150 zł, podczas gdy za 20 m2 lepsiejszej malarskiej daję poniżej 10 zł. Jest jeszcze folia za 2-3 zł, ale zwykła, która praktycznie rwie się w rękach.

 


Korzystając z okazji, że nie pada już niemal cały dzień, po południu odpalamy nasze rowery i jedziemy “cygańskim taborem” na działkę. W wyprawie uczestniczy oprócz Ali, Kasi i mnie jeszcze najważniejszy inspektor – TEŚCIOWA oraz jeden z psów dziadków. Wzbudzamy po drodze sporą sensację, ale co tam. Grunt że dobrze się bawimy. Humory dopisują, a serce rośnie patrząc na efekty pracy murarzy.

alice

10.05 (poniedziałek)

Ponaglani przez wykonawców próbujemy skołować stemple w rozsądnej cenie. Pierwszą partię (50 sztuk x 2,80 m) załatwiamy od znajomego z Grupy Chotomowskiej – Peterki. Chyba niebiosom zrobiło się nas żal, bo kiedy podjechaliśmy do niego z nieocenionym kolegą Piotrkiem (ten od Fiata Iveco) przestało padać po wcześniejszej ostrej ulewie i gradobiciu. Uporaliśmy się w mig z robotą i dowieźliśmy stemple na naszą działkę. Ekipa nie wykazała specjalnego entuzjazmu, twierdząc, że czeka na dłuższe drewno. No to będą musieli poczekać. W międzyczasie nadrobią zaległości wynikające z niesprzyjającej aury. Na działkę dociera kolejny transport pustaków MAX. Dowozimy też kolejne 300 kg walcówki na zbrojenia wieńców. Zaczyna brakować miejsca na składowanie materiałów.

 

12.05 (środa)

Nie wiedziałem, że takim problemem może być zakup gwoździ do betonu. Objechałem kilka hurtowni i byłem odprawiany z kwitkiem. W końcu jednak udało się je zdobyć, chociaż zamiast 10 dostałem tylko 8. Na dodatek, chociaż hartowane czasami się gną przy wbijaniu. Niestety, grubszych nie ma na magazynach.

Po południu organizujemy kolejną dostawę stempli. Wpierw w tej sprawie odwiedzamy Izę (też Grupa Chotomów), od której bierzemy ponad 100 kawałków o długości ponad 3 metry. Tym razem nie pada, więc w dobrych nastrojach w sumie w piątkę (Iza + jej małżonek, Kasia, ja i Piotr) ładujemy samochód. Po drodze na działkę zahaczamy o jeszcze jedną budowę, gdzie dobieramy kolejną setkę długich stempli i kilkadziesiąt krótszych. Kiedy nasi budowlańcy zobaczyli je, zapytali dlaczego takie chude? A skąd mam wiedzieć? Zdały egzamin na budowach gdzie na miejscu był wylewany i robiony cały strop, to chyba powinny też sprostać naszemu - gęstożebrowemu typu terriva. Chyba lżejszemu? Taką przynajmniej mamy nadzieję.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/stemple1.jpg" rel="external nofollow">http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/stemple1.jpg

Stempelki ala zapałeczki

alice

6-9.05 (czwartek-niedziela)

 


Ściany pną się do góry aż miło. Gdybyśmy jeszcze tylko nie byli zaskakiwani składanymi przez ekipę zapotrzebowaniami, które muszą być realizowane od ręki, to byłoby wszystko OK. A tu człowiek dowiaduje się wieczorem, że na rano potrzebują to i to. I znowu rozmowa z szefem, co do wprowadzenia tygodniowego harmonogramu prac z zaznaczeniem, kiedy jaki materiał jest potrzebny.

 


Murarze powoli szykują się do zalania nadproży (kupujemy z gotowych prefabrykatów) i wykonania wieńca obwodowego nad parterem. Materiały na strop typu Terriva mamy już zakupione i zwiezione na działkę.

 

 


Kasia załatwia, sobie tylko znanym sposobem na korzystnych dla nas warunkach wkład do komina ze stali kwasoodpornej (uzyskuje 30-proc. rabat) i kilka rur kanalizacyjnych fi110. Te ostatnie w cenie 9,79 zł brutto za sztukę, podczas gdy identyczna rura w OBI kosztuje 14,95 zł Potrzebne są nam do zrobienia przejść w stropie do wentylacji kilku pomieszczeń na parterze. Kominy z projektu nie są w stanie zwentylować wszystkich pomieszczeń, a to dla zdrowia i kwestii wilgotności podstawa.

 

 


Dogadujemy sprawę drewna na więźbę. Bierzemy ostatecznie z tartaku spod Ostrołęki. Cena niestety będzie nieco wyższa, ale i tak konkurencyjna w stosunku do tego co oferuje lokalny rynek. A przy tym drzewo jest zdecydowanie wyższej jakości. Wychodzi 530 zł brutto za m3 z impregnacją i transportem.

 


W tartaku, z którego bierzemy drewno na szalunki cena za zwykłą kantówkę to 540 zł netto. Przed 1 maja było o 50 zł tańsze. Normalnie rozbój w biały dzień.

 

 


Upada pomysł instalacji rolet. Oszacowany koszt takiego przedsięwzięcia w naszym przypadku to przedział 17-20 tys. zł z 15-proc. rabatem

 


Co prawda, w tej cenie jest pełna automatyka, ale rolety nie posiadają atestu antywłamaniowego, więc można je sobie wsadzić w … Taka przyjemność to wzrost kosztów o kolejne 3-4 tys. zł. Co gorsza, szacunki robiliśmy w firmach oferujących produkty z nie najwyższej półki. To ja już wolę mieć za zaoszczędzone dzięki temu pieniądze lepsze okna i dobry system alarmowy z monitoringiem. Żal mi Kasi, która tyle serca wkłada w upiększanie wizualne naszego gniazdka. Życie jednak boleśnie weryfikuje niektóre marzenia.

alice

5.05 (środa)

 


Tak jak poprzedni dzień minął nam w minorowych nastrojach, tak ten był zgoła odmienny

 


Moja nieoceniona, twarda jak skała i nieustępliwa w negocjacjach małżonka przeprowadziła ostrą dyskusję z panem Stasiem – szefem ekipy. Zauważone do tej pory błędy mają być poprawione. Jak się inaczej nie da i będzie trzeba rozebrać ścianki, to zrobią to na własny koszt. Otwory mają trzymać wymiar.

 


Dochodzimy też do kompromisu w kwestii wspomnianej nieszczęsnej posadzki w kotłowni. Jej poziom zostawiamy jak jest i przestawiamy drzwi do wiatrołapu. W sumie, po sugestiach kierownika budowy dochodzimy do wniosku, że może i tak jest lepiej. Do kotłowni, gdzie przewidziana jest też pralnia, nie trzeba będzie przechodzić przez zimny garaż. No i będzie zdecydowanie bliżej

 


Szef wykonawców zobowiązuje się także do pilnowania, by nie było żadnego pijaństwa na budowie. Chyba bierze do siebie groźbę rozwiązania umowy, bo jak pokazują kolejne dni, da się pracować niemal bezproblemowo

alice

4.05 (wtorek)

Dzień, o którym chcielibyśmy jak najszybciej zapomnieć. Zżarł nam kompletnie nerwy i nadwątlił zdrowie. Wraz z kierownikiem zrobiliśmy dokładną inspekcję na budowie. Efekt – wstrzymujemy jakiekolwiek prace do powrotu z wyjazdu szefa ekipy

 

Poniżej lista zarzutów:

- brak izolacji pod dwoma (na szczęście dopiero co zaczętymi) ścianami wewnętrznymi

- otwory na drzwi i okna nie trzymają wymiarów z projektu

- pan Władek muruje w stanie wskazującym na lekkie spożycie (bynajmniej nie płynów energetyzujących)

 

W przypadku izolacji to zwykłe lenistwo, niedbałość i niesolidność ekipy. Mieli wyprowadzone izolacje z wieńca na zakład i trzeba było tylko podłożyć ją w miejsce stawianych ścianek. Z kolei przewymiarowanie to ich wyłączne widzimisie. Do wartości podanych w projekcie, liczonych już w świetle otworu z wliczonym zapasem na piankę montażową pododawali od siebie po 2-3 cm. Wystarczyło dokładniej przeczytać projekt.

 

Podobnie wygląda sprawa z poziomem posadzki w kotłowni. Może i na rzucie pionowym parteru nie było to jednoznacznie zaznaczone, ale na odpowiednim przekroju stało jak wół, że drzwi od kotłowni są na innym poziomie niż drzwi pomiędzy wiatrołapem a garażem. No, ale w końcu sami daliśmy się na to złapać i nie zauważyliśmy przy odbiorze. Ciekawe ile jeszcze takich niespodzianek przed nami? Aż strach pomyśleć.

Kierownik bije się w pierś i tłumaczy, że myślał, że sami tak zmieniliśmy. Szlag mnie mało nie trafił, bo wszelkie zmiany są wpierw z nim konsultowane, a dopiero po jego akceptacji dostaje je ekipa.

 

Zgodnie z pewną życiową regułą, kiedy my wyżyliśmy się na kierowniku, ten w odwecie przejechał się po panu Władku. Tym bardziej, że ten ostatni w rozmowie telefonicznej ze swoim szefem stwierdził, że “(…) przyjechał kierownik i miesza.”

- Ja mu dam, miesza. Kończyć prace i czekamy do jutra na szefa – uciął dalszą dyskusje Kierownik.

 

Zdesperowani postawą jedynego przedstawiciela ekipy i wcześniejszymi problemami z wykonawcami, postanawiamy poszukać nowej brygady. Jednak znalezienie dobrej, sprawdzonej ekipy w tym terminie i to od już graniczy z cudem. Ostateczna decyzja ma zapaść po rozmowie z szefem ekipy. Albo obudzą się i dostosują do naszych wymagań, albo fora ze dwora.

alice

2.05 (niedziela)

 


Oo, a to co?

 


- Czy przy wyjściu z garażu na ogród będą schodki? – zaskakuje nas pytaniem pan Władek.

 


- To chyba logiczne, przecież wszystko jest w projekcie – ripostujemy.

 


- Gdzie, w projekcie? Tam nic takiego nie ma – nieugięta postawa pana Władka zaczyna nas zbijać z pantałyku.

 


Przeglądamy dokumentacje i … Projektant dał trochę ciała. Schodek widać tylko na rzucie elewacji.

 


Jak się szybko okazuje, to jednak małe piwo. Chudziak pod posadzkę w kotłowni znajduje się na tym samym poziomie co reszta parteru, a miał być na wysokości posadzki w garażu.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/posadzkakotl.jpg


A miało być na jednakowym, czyli niższym poziomie

 

 


I co zrobić z takim fantem? Są dwa rozwiązania. Zostawiamy podłogę i mury jak są i przenosimy drzwi pomiędzy garażem a kotłownią do wiatrołapu. Albo, ekipa rozkuwa chudziaka, wybiera podsypkę i rżnie beton na wieńcu. Ewentualne dołożenie schodków od strony garażu nie wchodzi raczej w rachubę, bo przy zaparkowanym samochodzie byłoby niewygodnie chodzić. Decydujemy się wstrzymać z decyzjami do odwiedzin budowy przez kierownika. Jemu też się dostanie, bo w końcu nie przypilnował jak powinien i odebrał stan zero z błędami

alice

26.04 (poniedziałek)

 


Na budowę trafia pierwsza partia pustaków i prace znowu nabierają tempa. Murarką zajmują się na razie tylko 2-3 osoby, reszta ekipy kończy wylewki u poprzedniego inwestora, który polecał nam “naszych” górali. Ale i tak szybkość prac wydaje się imponująca.

 

 


28.04 (środa)

 


Oficjalnie, w majestacie obowiązującego prawa reprezentowanego przez notariusza podpisujemy się pod aktem notarialnym sprzedaży naszego mieszkania. To co miało zająć maksymalnie godzinę przeciągnęło się o kolejne 2, a tylko dlatego, że akt był spisywany niejako pod bank, który wpierw kredytował nas, a następnie przyszłych właścicieli lokalu. I tak możemy mówić o szczęściu, gdyż jeszcze dzień wcześniej, kancelaria notarialna twierdziła, że nie będzie firmować aktu z aneksami jakich zażyczył sobie bank

 


Ostatecznie zostały one nieco zmodyfikowane, tak że i bank był syty i notariusz zadowolony z końcowego efektu. Żal tylko ludzi, którzy po nas mieli podpisywać swoje akty, na dzień dobry mieli po 2 godziny spóźnienia.

 


Teraz tylko musimy poczekać na końcowe rozliczenie z banku – z nowymi właścicielami już uregulowaliśmy rachunki.

 


Ja wracam na Strumykową dalej pakować, a Kasia z Alą spędzają już pierwszą noc u teściów. Z córeczką zobaczę się dopiero w sobotę

 

 


29.04-31.04

 


Tu mógłbym opisać kilka ciekawostek związanych z przeprowadzką, pracami od 6 rano do 1-2 w nocy, demontażem całej kuchni itd. itp., ale paść by musiało zbyt wiele niecenzuralnych słów, więc pozwolicie, że poprzestanę tylko na....

 


”Ja P*******!!!!! UDAŁO SIĘ!!!!”

 

 

 


1.05 (sobota)

 


Zdajemy klucze, żegnamy się z sąsiadami oraz naszym mieszkankiem i jedziemy na nasze czasowe miejsce pobytu. Długi majowy weekend upływa na rozpakowywaniu rzeczy i asymilacji z nowym otoczeniem. Na budowie kilkudniowa przerwa, gdyż większość ekipy wyjeżdża do swoich rodzinnych domów. Na posterunku pozostaje tylko pan Władek, który ma pilnować placu i trochę podmurować.

alice

21-24.04 (środa-sobota)

Mimo wczorajszych obaw, wszystko jakoś się ułożyło. Zarówno dostawa betonu i jego wylanie, jak i konfrontacja z ekipą. Aż serce rośnie patrząc na nasze “małe” lądowisko. Można organizować potańcówkę, jest gdzie poskakać. Tylko działka zrobiła się jakaś taka mała. Ale to chyba tylko takie złudzenie.

http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/ladowisko.jpg" rel="external nofollow">http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/ladowisko.jpg

Podstawa, to mieć twardy grunt pod nogami

 

 

Jakoś doszliśmy do kompromisu z ekipą, zapłaciliśmy im teraz o co prawda o 1 tys. zł więcej, ale o tyle samo zostanie zmniejszona kwota na którymś z kolejnych etapów budowy. Wszystko zostało udokumentowane stosownym aneksem do pierwotnej umowy.

W ciągu kolejnych dni po wylaniu podkładów pod przyszłe posadzki, ekipa dokończyła ocieplanie fundamentów i trochę uprzątnęła teren budowy. Zaczyna to powoli mieć ręce i nogi. Można zacząć murować ściany. Tyle tylko, że na razie nie ma ceramiki. Tzn. jest ale w hurtowni na drugim końcu Warszawy.

 

24-25.04 (sobota-niedziela)

I zaczęła się prawdziwa jazda. Po sobotniej porannej wizycie Kasi na budowie, odebraniu prac przez kierownika (zamknięcie stanu zero) i wyznaczeniu harmonogramu robót na kolejne dni, wreszcie zabieramy się na poważnie za przeprowadzkę. Mamy na to w sumie tydzień. Trzeba jednak wpierw posprzątać garaż i dokupić dodatkowe regały. Przez najbliższe kilka miesięcy garaż będzie odgrywał bardzo istotną - z punktu widzenia logistyki – rolę w naszym życiu. Na powierzchni niecałych 17 mkw. mamy zamiar zgromadzić część naszego dotychczasowego dorobku. Tylko czy to się uda? Patrząc na systematycznie rosnącą liczbę pudeł, kartonów, skrzynek i worków zaczynamy w to mocno powątpiewać.

Część rzeczy i tak pojedzie z nami do teściów, bo gdzieś żyć trzeba. W niedzielę przyjeżdża na nasze osiedle kolega Kasi z pracy z dużym Fiatem Ducato i robimy pierwszą wywózkę do Legionowa. Żeby nie psuć sobie znowu nerwów, nawet nie będę pisał jak fajnie znosiło się kanapy i szafki z trzeciego piętra. Dobrze, że Piotrek okazał się facetem skorym do pomocy i sam z własnej, nieprzymuszonej woli pomagał nam jak mógł. Takich ludzi to można szukać ze świecą.

Po 3 godzinach mieliśmy przetransportowane najważniejsze rzeczy do teściów. Sił niestety nie starczyło już na popołudniowe prace, więc w rodzinnej atmosferze spędziliśmy tą ostatnią niedzielę na Strumykowej. Jestem przy tym zły, że nie udało mi się dostać urlopu na poniedziałek, przez to będziemy mieli o jeden dzień mniej na prace przeprowadzkowe.

alice

19.04 (poniedziałek)

 


Przez cały ostatni tydzień nasi górale kończyli murować ściany fundamentowe. Kończyli, kończyli i nie skończyli. Przez to mamy co najmniej jeden dzień w plecy. Planowaliśmy na sobotę zagęszczenie gruntu pod wylewki, ale na planach się skończyło. Niestety z winy naszej ekipy. Panowie zamiast wziąć się do roboty zaraz po świętach, zwieźli swoje d...pska dopiero w środę po południu. Jakby tego było mało, szef budowlańców miał ze środy na czwartek imprezę rodzinną, I mimo że to góral, i teoretycznie powinien mieć silną głowę, skutki nadużywania napojów wyskokowych nie pozwoliły mu jednak na czynny udział w pracach następnego dnia

 


No i gość dorobił się pogadanki umoralniającej od Kasi. Być może to był tylko incydent, ale lepiej od razu reagować, bo wykonawcy rozbestwią się i co wtedy?

 


Niby nic wielkiego, ale ekipa nie zdążyła do końca wymurować bloczków na fundamencie pod garażem. Przez to dopiero w poniedziałek kończyli wieniec. I zaczęli wreszcie zagęszczać grunt. A wszystko to pod czujnym okiem Kasi, która spędziła cały dzień na budowie.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/wieniecfund.jpg


Z-wieńczenie fundamentów

 

 

 


20.04 (wtorek)

 


Dzisiaj moja kolei. Oczywiście nie obeszło się bez komplikacji. Panowie hydraulicy nie przyjechali na 8 rano by przed wylewkami zrobić podejście pionów i kanalizacji. Raczyli się pojawić dopiero o 13-tej. Wpierw było ich tylko 2, ale później wielkość ekipy wzrosła do 5 osobników. To nie jedyny zgrzyt. Nasza ekipa zaczyna pokazywać różki. Twierdzi, że należą jej się dodatkowe pieniądze bo....I tu cała litania:

 


- musieli kopać więcej niż wcześniej myśleli,

 


- fundamenty są większe niż myśleli,

 


- musieli odkopać fundamenty by je ocieplić,

 


- bo szef źle wyliczył koszt prac.

 


Nie wiem, śmiać się czy płakać. Jestem w stanie zrozumieć jedynie trzeci postulat. Facet, który narzucał piasek na grunt pod podłogi zrobił to tak nieudolnie, że poobsypywał przy okazji fundamenty. Ale reszta wniosków to czysta kpina. I młyn na wodę dla mojej stanowczej małżonki. Postawiła sprawę jasno. Jak się nie podoba, to droga wolna. Umowa była bardzo jasno i precyzyjnie spisana z konkretnymi zadaniami, harmonogramem i wyceną poszczególnych etapów. Nie budziła sprzeciwu. Skąd więc ten bunt? Daliśmy sobie dwa dni na ochłonięcie. Jak się nie dogadamy, to przyjdzie nam szukać innej ekipy.

 


W tak napiętej atmosferze, pokazałem własnoręcznie naszym budowlańcom jak się pracuje łopatą. Coś czuję, że do weekendu się nie ruszę. Ale odniosłem zamierzony skutek, bo po jakimś czasie dwóch wykonawców wspomogło mnie w pracach odkrywkowych. A przy okazji słoneczko ładnie podkolorowało moje coraz większe zakola

 


W trakcie prac naszły mnie filozoficzne przemyślenia, czy jakbym był bezrobotny, to czy za dniówkę (100 zł) pracowałbym w ten sposób. Gdyby to był jedyny sensowny pomysł na życie, to czemu nie. A gdyby jeszcze takie zadanie trafiało się systematycznie, to spoko można by wyjść w miesiącu nieźle powyżej zasiłku.

 


Kolejnym ciosem w plecy okazała się dostawa – a właściwie jej brak – betonu. Wpierw miał być o 16-tej, potem o 19-tej, a ostatecznie będzie dopiero następnego dnia rano. Najgorsze jest to, że nie mamy za bardzo jak przypilnować wyładunku (lejemy z pompy). Aż żal Kasi na której barki znowu spadnie to pociągające zajęcie. I znów biedactwo spóźni się do pracy.

alice

6-15.04 Alleluja

 

 


I znowu kilkudniowa przerwa. Tym razem spowodowana brakiem dostępu do Internetu, co jednak było - z uwagi na święta - naszym świadomym wyborem :) :) :)

 


A teraz do rzeczy....

 

 

 


W końcu zdecydowaliśmy się na producenta ceramiki na nasz dom. Będzie to Hadykówka. Cena nie jest powalająca, ale jakość... W naszej subiektywnej opinii zdecydowanie lepsza od Plecewic czy Cegielni Olsztyńskich. Oglądałem palety w hurtowni To-Masz w Piasecznie i byłem mile zaskoczony. Pustaki były równo wypalone, kolor jednolity, nie popękane, co szczególnie widoczne było w cegłach z Olsztyńskich na łączeniach komór. Mam nadzieję, że tak będzie w przypadku towaru, który trafi do nas na budowę

 

 


Ale jak zwykle nie brakuje komplikacji Hurtownia ma na stanie tylko 3 tys. Maxów, a my potrzebujemy o ponad połowę więcej. Co gorsze, mogą być problemy z dostawą. Ponoć nie wyrabiają się producenci. Podobnie jest z konkurencją. Po rynku krążą plotki, że nawet przyjście z walizką pełną pieniędzy do samego producenta nie gwarantuje obecnie zakupu. Terminy odbioru liczone są na 2-4 tygodnie. P....a UE i VAT!!!!

 

 


"W tak pięknych okolicznościach przyrody, i niepowtarzalnych..." decydujemy się z kierownikiem budowy na kompromis. Ściany garażu nie będą z Maxa, ale z U220. Przy takim scenariuszu braknie nam już tylko około 650 Maxów. Może taką ilość da się załatwić bezpośrednio u producenta w ramach tzw. "sprzedaży bezpośredniej"? Mamy około miesiąca na znalezienie alternatywy.

 

 


Przerwa świąteczna zastaje nas na etapie ścian fundamentowych. Niestety nie wszystkich Do postawienia zostały ściany pod garażem, na co jednak nie pozwoliło nagłe załamanie pogody w przedświąteczny czwartek. A miało być tak pięknie. Ekipa chciała jeszcze przed kilkudniową labą zdążyć wylać wieniec. Taka technologiczna przerwa byłaby bardzo wskazana. No cóż, będą teraz nadrabiać stracony dzień. Mamy nadzieję, że wyrobią się przed sobotą. Na ten dzień mamy przewidziane zagęszczanie gruntu pod przyszłe podłogi. A wcześniej trzeba dogadać się z hydraulikiem by położył podziemną część instalacji.

 

 


Swoją drogą, hydraulicy jak na razie to nasza największa bolączka Żaden nie przygotował w terminie kosztorysu Jak odezwą się w końcu ci od De Dietricha to im podziękuję za tak owocną współpracę Na szczęście zaraz po świętach dostaliśmy wycenę od gościa z którym spotykałem się kilka dni wcześniej (chociaż też się spóźnił) i wygląda dosyć obiecująco. Robocizna to około 12 tys. zł. Mniej chyba się nie da?

 

 


Ciągle nie wiemy jak z więźbą. Na "grupie chotomowskiej" zgłaszają się kolejni zainteresowani wspólnym zakupem. W kupie siła, ale jak w takim tempie będzie to szło, to zamawiamy sami.

 


Muszę w tym miejscu wyżalić się na naszego projektanta Dostarczył nam co prawda wyliczenie więźby, ale jak sprawdziłem pobieżnie z planem - BRAKUJE 4 SŁUPÓW. Będzie musiał zweryfikować swoje wyliczenia.

 

 


Ciekawe czy to pogoda, czy może malejące aktywa skłoniły małżonkę do zmiany frontu w sprawie dachu. Przez długi czas ostro naciskała na dachówkę ceramiczną, a tu proszę, coraz częściej wspomina o blachodachówce. Wracamy do pierwotnego planu?

 

 


Udało się polubownie załatwić sprawę wyceny pracy pompy do betonu. Stanęło na 4 godzinach, czyli zgodnie z naszymi wyliczeniami. Małe zwycięstwo, ale jak cieszy

 

 


Święta minęły na szczęście bez żadnych niemiłych niespodzianek. O dziwo, nawet Ala była zdrowa. Tak jej się spodobało u babci (2 psy, królik miniaturka i mała "dzidzia" mojej siostry), że nie chciała wracać do Warszawy. To smutne, ale prawdopodobnie w tym roku nie będziemy mieli już okazji wyrwać się do Gorlic.

 

 


Z duszą na ramieniu, zaraz po powrocie, w lany poniedziałek zwizytowaliśmy plac budowy, mając cichą nadzieję, że nasz cement, bloczki i stal nie znalazły amatorów cudzej własności. Na szczęście były na swoich miejscach Nasz radosny nastrój spotęgowała dodatkowo piękna pogoda, co zaowocowało kolejną serią zdjęć. Ala była przy tym w swoim żywiole, zaliczając wszystkie górki piachu, żwiru i wspinając się ze mną na palety bloczków. Pomagała robić tacie zdjęcia z "lotu ptaka", co prezentujemy poniżej.

 

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Alag-piach2.jpg


Niestrudzony, mały ZDOBYWCA

 

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Sciany-fund1.jpg


Niech się mury pną do góry....Na razie część podziemna, i to niecała

 

 


Przy okazji, musimy się pochwalić, że od września Ala pójdzie do przedszkola, co zostało już zaklepane podpisaniem stosownej umowy i wpłatą zaliczki. Na razie Mała jest pełna zapału i ciągle nam przypomina o tym fakcie. Oby nie skończyło się na słomianym ogniu

 

 


Mamy przed sobą naprawdę gorący okres. Oprócz budowy, zaczynamy przeprowadzkę do teściów. Pocieszamy się myślą, że mamy już w tym temacie pewne doświadczenie, bo to już nasza 5-6 wspólna przeprowadzka.

 


Mając na uwadze zawodność ludzkiej pamięci wykonałem dokumentację naszego dotychczasowego mieszkania i osiedla. Oj będzie się łezka w oku kręciła za kilka lat. Będzie co powspominać.

alice

Dziękuję za miłe przyjęcie Dziennika. Dopinguje mnie to do jeszcze lepszego odrobienia zadania

 

 


3-4.04 (sobota/niedziela)

 


Praca idzie na całego. Ekipa tylko informuje, co trzeba dowieźć. Ściany fundamentowe rosną w oczach. Bloczki betonowe - mimo organoleptycznego wyboru wydawałoby się najlepszych - nie zachwycają jakością (są nieco nierówne, ale nie ma z tym większego kłopotu, bo po pierwsze da się to ewentualnie nadrobić zaprawą, a po drugie, i tak będą w ziemi). Najważniejsze jest jednak to, że są bAAArdzo wytrzymałe i ani nie pękają, ani nie kruszą się. Jest jednak inny problem. Brakuje ich w naszej hurtowni. Zamiast 6 palet na poniedziałek, będą tylko 4. A następny transport dopiero we wtorek, lub środę. Pierwszy nieprzewidziany przestój

 


Szef budowlańców każe się jednak nie martwić, bo w międzyczasie zaczną najwyżej skręcać zbrojenie na wieniec nad fundamentem.

 


Bardziej niepokoi natomiast pogoda (zapowiadają deszcze, mamy nadzieję, że tylko przelotne) i zdrowie naszej Alusi. Wygląda, że wzięło ją znowu przeziębienie, a chcieliśmy na święta pojechać w Beskidy.

 

 


Mając na uwadze zbliżające się przerwę wielkanocną zastanawiamy się jak uchronić stal przed amatorami cudzej własności. Zasugerowałem, by ekipa wykopała jakiś rów i wrzuciła do niego metal, a potem nadsypała to. Kto nie będzie wiedział, że tam coś jest, nie ma prawa poznać (chyba, że przyjdzie z wykrywaczem). To chyba jedyny rozsądny sposób na bezpieczne przeczekanie świąt?

alice

2.04 (piątek)

 


Zamiast buziaka na dzień dobry, dostaję burę od małżonki, że nie dopilnowałem wpisania godzin rozładunki dwóch ostatnich (formalnie to była ta sama) gruch. Nie przekonuje ją argument, że jak wół jest napisane w dokumencie pompy, że nie pracowała od 19 do 21. Jeśli będą jakieś problemy z wyceną czasu jej pracy, wezmę na siebie negocjacje z dostawcą betonu

 

 


Jeszcze przed pracą jadę z Alą do tartaku zapłacić za drewno i z bijącym szybko sercem na działkę, zobaczyć jak się mają ławy. Wydają się być w porządku. Do takiego wniosku przekonuje mnie przemarsz jednego z murarzy po wylanym betonie.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Lawa.jpg


Siakiś zygzak pojawił się w ziemi. Ciekawe co to?

 

 


Kasia zamawia papę, Izolbet, bloczki, piasek i cement. Budowlańcy chcą już wyprowadzać narożniki.

 

 


Spędzam upojny piątkowy wieczór przed komputerem, zapodając niniejszy wątek.

 


Wreszcie zaczął żyć swoim własnym życiem nasz Dziennik Budowy na Forum Muratora

 

 


Hurra, mam to wreszcie z głowy.

 

 


Pozdrawiam. Idę spać, bo już jest sobota, po godzinie 1-ej.

 


Tadek/Wojtek

alice

1.04 (czwartek) Prima Aprilis

 


Nie był to dla nas zbyt rozrywkowy dzień. A przy tym strAAAAAsznie długi. Po porannym odwiedzeniu budowy, okazuje się, że ... nie ma wody, bo pompa nie chce załapać. Krótka wymiana uwag ze studniarzem i ręce opadają. Może być dopiero na drugi dzień, a poza tym, jak stwierdził - ponowne uruchomienie pompy - zajmie mu góra minutę, a nas będzie oczywiście to odpowiednio kosztowało Sugeruje, żeby popróbować jeszcze samemu. Wezmę się za to jak przyjadę po południu.

 

 


W samo południe działkę nawiedza kierownik budowy i odebiera wykopy i zbrojenie. Chyba nawet lepiej, że ławy są wylewane dziś, bo istnieje ryzyko, że część wykopów może się trochę poobsuwać.

 

 


Razem z Kasią urywamy się wcześniej z roboty by nadzorować lanie ław. Po drodze odbieram od niani Alusie, czym zdobywam sobie jej serduszko na popołudnie (to smutne, ale w ciągu ponad roku jej wyjazdów do niani - zaledwie 2 razy udało mi się to zrobić)

 


Razem jedziemy na działkę, gdzie „Boby” nie próżnują. Odwiedza nas przedstawiciel Grupy Chotomowskiej – Jacek (Jackus), który tego samego popołudnia leje swoje ławy w sąsiedniej Dąbrowie Chotomowskiej.

 

 


Do trzeciej gruchy wszystko idzie OK. Wynajęcie pompy okazuje się trafionym pomysłem.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Pompa-beton.jpg


Niby takie to długie, a ledwie starcza

 

 


Z pozytywnym efektem udaje się też rozwiązać problem wody. Wystarcza zmienić uszczelkę w hydroforze. Ekipa jest wniebowzięta widząc fontannę wody

 

 


Zgodnie z przysłowiem, miłe złego początki...

 


Niestety, to co miało trwać maksymalnie 3 godziny, przedłuża się o kolejne 3 godziny. Czwarta gruszka przy nawracaniu zakopuje się tak skutecznie, że na budowie zastaje nas noc. Facet od pompy składa sprzęt i jedzie ratować kolegę. Oczywiście nie daje rady. W międzyczasie dojeżdża 5 betoniarka. Ciągnie i ciągnie...rezultat zerowy. Postanawiamy, że wypompujemy wpierw ją. Pompiarz ponownie rozkłada się i lejemy. Znowu składamy pompę i jedziemy do 4 betoniary, która zakopana po piasty rozkraczyła się 100 metrów od działki. Mimo księżycowej nocy, w niemal kompletnych ciemnościach przepompowujemy zakopaną gruchę. Asystują nawet sąsiedzi. Jak zobaczą rano co się porobiło z drogą dojazdową to nas chyba powieszą

 

 


Uff, na pusto grucha da się już pociągnąć. Rozlewamy ostatki betonu. Zostaje 1/2m3 w nadmiarze. W sumie poszło więc 5 pełnych gruszek, prawie o jedną więcej niż wynikało z wcześniejszych obliczeń. Zaznaczam w protokole pracy pompy, że z niezależnych od nas przyczyn nastąpił ponad 2 godzinny przestój. Na szczęście jest zimno i beton się nie zdążył popsuć. Za to mogę ja - wymarzłem jak diabli, na dodatek całe popołudnie i wieczór byłem o suchym pysku

 

 


Kończymy o 22.00. W mieszkaniu jestem godzinę później. Szybka toaleta i "chajci nana luli".

 


To był chyba zamierzony kawał prima aprilisowy od losu

alice

29.03 (poniedziałek)

 


Podwiozłem siatkę na działkę i przy okazji uzupełniłem naszą dokumentację fotograficzną. Kasia zamówiła deski dla ekipy i dowóz stali. Musi sobie biedactwo kupić jakieś specjalne obuwie robocze, bo szkoda jej botków na to błocko. Pocieszamy się, że zapowiadają na najbliższe dni lepszą pogodę. Jak dobrze pójdzie, to w czwartek-piątek będzie można wylewać ławy fundamentowe

 

 


30.03 (wtorek)

 


Robię za zaopatrzeniowca. Razem z Alusią dostarczamy ekipie dwie paczki styropianu i folię budowlaną. Wraz z deskami posłużą do zbudowania małego baraczku. Na działkę trafiła też stal. Wydaje się jakby było jej troszkę mało. Ja tam nie widzę za specjalnie tych -nastu ton i -kilogramów drutu.

 

 


W pracy spotykam się z kolejnym instalatorem od CO i wody. Robi bardzo pozytywne wrażenie. Zdeklarował się, że sporządzi kosztorys do soboty. Jestem za to wkurzony na firmę instalacyjną rekomendowaną przez kolegę z pracy – to ta od DeDietrich Mówiąc, że nie spieszy nam się z ich wyceną, miałem na myśli, że nie potrzebujemy jej na jutro... Ale w ciągu ponad 2 tygodni mogliby przecież coś przygotować. Może trzeba było powiedzieć, że dom już stoi, to może prędzej skłonni byliby złapać klienta? Mam ponoć czekać do piątku. Pożyjemy zobaczymy

 

 


31.03 (środa)

 


Poranne wizyty na działce stają się powoli standardem. Ekipa kopie, a piach fruwa w powietrzu. Trzeba dokupić drewna - calówki. Bagatela - 3m3 za ca 1350 zł. Mimo że ustalam z szefem ekipy dostawę betonu na ławy na piątek, żonka w ferworze walki przyspiesza termin o 1 dzień. No cóż, zdopingowało to tylko naszych budowlańców do dłuższej pracy.

 

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Tablica.jpg


To tu przez kilka najbliższych miesięcy będzie toczyła się nasza batalia

alice

Sobota.

 


Od 7.30 jestem na działce bo ma być nasza ekipa budowlana, facet od studni i geodeta po kasę. Jak zwykle w takich sytuacjach marzenia o logicznym zgraniu tego wszystkiego z miejsca biorą w łeb Wpierw okazuje się, że to ja muszę pojechać po budowlańców (biedaczki boją się, że nie trafią), a potem dostaję telefon, że studniarz się spóźni. No to wymarzłem w samochodzie, bo musiałem poczekać na geodetę. Ten był punktualny - miał wszak zainkasować kasę. Oczywiście, wbrew wskazówkom naszego kierownika budowy, nie pozaznaczał gwoździem na palikach dokładnych punktów budynku. Stwierdził, że są to środki palików i pojechał.

 

 


Zaraz po jego odjeździe pojawiła się ekipa studniarzy i raźno zabrała się do roboty. I - ubiegając fakty - bardzo sprawnie im to poszło. W ciągu 3 godzin wywiercili studnie (na 13 metrów) i podłączyli pompę, którą zgodnie z ich sugestiami w międzyczasie zakupiłem w ramach promocji w Castoramie za jedyne 247 zł. Aż serce rosło patrząc na fontannę wody wydobywającej się z pompy. (znowu nie zrobiłem zdjęcia - . Szczerze mówiąc, pozory strasznie mylą. Jak podjechali na działkę to patrząc na ich facjaty myślałem, że zjechała banda jakichś meneli. A tu proszę, nie dość że obyło się bez jakichkolwiek zgrzytów, to szef okazał się doktorem hydrologii. Pełen profesjonalizm

 

 


Po zabraniu szefa ekipy budowlanej, w drodze na działce zahaczyliśmy o pobliski tartak by kupić deski. Jak na warunki warszawskie było dosyć "tanio". Fakt, że nie potrzeba nam było nic specjalnego. Koło południa nastąpiła pierwsza konfrontacja pomiędzy kierownikiem budowy a ekipą. Chyba zdała test, bo kierownik był dosyć zadowolony. Dostało się za to geodecie. Przyjeżdżał jeszcze raz robić pomiary, bo okazało się, że miał wyznaczyć nie obrys budynku, ale z dokładnością do milimetra osie ław fundamentowych. Najgorsze jest to, że geodeta jest mężem koleżanki szkolnej mojej małżonki. Jak ja nie lubię takich sytuacji.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Kierownik.jpg


Wejście smoka, czyli nasz kierownik bierze się do roboty

 

 


Mimo tych problemów, ekipa wzięła się raźno do roboty. W pięć minut zbili bramę wjazdową, zawiesili tablicę informacyjną i żyłkami pozaznaczali przebieg ław fundamentowych. Na weekend dostaliśmy od kierownika do przemyślenia kwestię jak wysoko nad obecną powierzchnią działki ma być poziom zerowy. Musimy uwzględnić ewentualne – w przyszłości – podniesienie drogi. To o tyle ważne, żeby później nie zalewało nam działki. Sugerowana przez kierownika wysokość “0” wydaje się strasznie zawyżona, ale to chyba zbyt subiektywne odczucie, nie biorące pod uwagę późniejszego nadsypanie gruntu.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Poziom0.jpg


Którą kreseczkę wybrać?

 

 

 


Niestety, siatka którą mieliśmy pożyczyć na dokończenie ogrodzenia po naocznym sprawdzeniu okazuje się przerdzewiałą kupą drutów Musimy więc dokupić brakujące 20 m.

 

 


Na tym kończymy pracowitą sobotę. A nie -zapomniałbym. Uczciliśmy rozpoczęcie prac "małą butelką wina musującego", ale z powodu zmęczenia, nie mieliśmy nawet sił cieszyć się za bardzo z tego powodu

 

 


Okradzeni z godzimy snu (cholerna zmiana czasu) w niedzielę rozpoczęliśmy nowy etap naszego życia od dokupienia siatki. Udało się nabyć w Leroy Merlin w promocji jeszcze po starej cenie 25mb zielonego poskręcanego w oczka drutu :)

alice

22.03-28.03 (poniedziałek-niedziela)

 


To był ciężki tydzień. Ale PRZEŁOMOWY

 

 


JESTEŚMY INWESTORAMI/BUDOWLAŃCAMI PEŁNĄ GĘBĄ

 

 


Początki były jednak mocno nerwowe. W środę 25 marca został usunięty humus spod przyszłego budynku i dorobiliśmy się pierwszego dużego problemu. Spychacz natrafił na niewybuch. Wyglądało to na pocisk artyleryjski. Bez mojej wiedzy kopacz przeniósł go poza naszą działkę - bo jak stwierdził, zawiadomienie saperów na tym etapie nie pozwoliłoby mu skończyć pracy. Nie mogłem czekać na działce na przyjazd odpowiednich służb więc musiałem na szybko coś wykombinować. Postanowiłem wykopać dół i włożyć do niego niewybuch (oczywiście nie własnoręcznie - jestem na tyle strachliwy w tych sprawach, że zrobił to kopacz). Pocisk został przysypany ziemią, a miejsce jego spoczynku oznaczone kolorową taśmą, by nikogo nie kusiło. Na drugi dzień rano żonka poinformowała Policję o znalezisku. Niezbyt się przejęli. Z ich wypowiedzi można było wywnioskować, że zawracamy im .... Odkopali pocisk i zostawili niezabezpieczony. Kazali Kaśce jechać do pracy i czekać na sygnał od saperów. Wojskowi zaskoczyli nas bardzo pozytywnie, gdyż przyjechali już po 2 godzinach. Podziękowali za zabezpieczenie terenu (pozdrawiam w tym miejscu wszystkich "lepiej wiedzących", ironicznych oponentów z wątku na Wymianie Ddoświadczeń), przenieśli na łazika ładunek, sprawdzili teren przyszłych wykopów i polecili się na przyszłość. Dlaczego polecili? Bo mieli wykrywacze działające tylko do głębokości pół metra. Trzeba będzie kogoś skombinować z bardziej profesjonalnym sprzętem, co by nam nic nie wybuchło na działce. Istnieje przy tym duże prawdopodobieństwo, że ktoś podrzucił bombkę, bo - zdaniem saperów - leżała za płytko Oby mieli rację. Szkoda, że nie miałem aparatu, bo pochwaliłbym się naszym wybuchowym znaleziskiem.

 


http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/Humus2.jpg


Po środku "lądowiska" widoczna jest dziura, gdzie znaleźliśmy naszą bombę"

 

 

 


Od środy mamy też prąd na działce. Na razie 3 fazy - 10 kV z zabezpieczeniem 20 amperowym. Docelowo chyba będzie 15-16 kV z 25 amperowym bezpiecznikiem.

 

 


W piątek na działce był geodeta i wyznaczył budynek

alice

Dalej nie wiemy z czego budować. Tzn. wiemy, że z Maxów, tylko z jakiej cegielni? Oglądnęliśmy wyroby Cegielni Olsztyńskich i jakoś wydawały nam się nieco gorsze od Plecewic. Cenę mają jednak bardzo atrakcyjną. Problem w tym - podobnie jak z Plecewicami - że nie wiadomo czy nie będzie trzeba ich odebrać przed 1 maja. Ta data to jakieś FATUM, i kiedy tylko ją słyszymy, krew się w nas burzy Szkoda, że nie z innego powodu

 

 


Zamówiliśmy bloczki fundamentowe i wpłaciliśmy zaliczkę. Z tą samą hurtownią staramy się dogadać co do rabatów na inne materiały. Powinno się udać, bo szef jest dosyć ugodowy

alice

Łup. Dostajemy po głowie. Bank nie godzi się na zmianę zabezpieczenia kredytu Ponoć chodzi o nadzór bankowy i inny cel kredytu. Musimy więc spłacić resztę zadłużenia i wystąpić o kredyt budowlano-hipoteczny. A miało być tak prosto i łatwo

 


Cóż, jest i druga strona medalu, obsługa przyszłego kredytu powinna być tańsza. Taką mamy nadzieję. Oczywiście, bank nie omieszkał sobie policzyć 10 euro za wydanie dokumentu z aktualną kwotą naszego zadłużenia



×
×
  • Dodaj nową pozycję...