Osówkowy dziennik budowy
7 maja 2003
Jak pomyślę, że Jezier z forum już szykuje więźbę, to mnie coś strasznie kłuje. Bo zaczynaliśmy budowę w podobnym terminie. Chyba to zazdrość. Bo u nas po raz kolejny powstaje pierwsza warstwa ściany. Dlaczego kolejny? Ach...
Płyta fundamentowa wyszła przyzwoicie, choć odchyłki w poziomie są trochę większe od tych, które obiecywano (wyszło 18 mmm największej różnicy). Po konsultacji z Filo z forum (tu mu dziękujemy za rady), postanowiliśmy nie rozdzierać szat(bo w bloku mamy po 3cm różnicy w pokoiku 10m2)i kontynuować budowę, bo czas to pieniądz. Beton zastygł ładnie, ale panowie nie śpieszyli się z wejściem "na ściany". Bo konstruktor ocenił, że nasze bloczki ciut ciężkawe i mogłyby świeżą płytę przełamać. Wreszcie nadszedł termin ułożenia narożników (29 kwietnia)i zaproszony do współpracy geodeta z niwelatorem dopomógł wypoziomować kilka pustaków. Co prawda zdziwiło nas, że na placu pojawiła się znów nowa ekipa (już trzecia), ale nadal zachowaliśmy stoicki spokój. Widać taka u nich wysoka specjalizacja. Tempo było mozolne, ale przecież "pierwsza warstwa musi być dokładna".
Niestety kolejne dni coraz bardziej wykazywały, że panowie murarze to ścianę jednowarstwową widzieli tylko z daleka i była to prawdopodobnie stodoła lub kurnik.
Mąż wizytujący wieczorami naszą działkę w celu obserwacji postępu robót zaczynał przypominać Kubusia Puchatka, który "im bardziej zaglądał do domku, tym bardziej Prosiaczka tam nie było". A kiedy panowie swój brak kompetencji zaczęli wspomagać "garażową" konsumpcją pożegnał ich gwałtownie i poinformował o tym szefa ekipy. W przypływie rozpaczy zaczął natychmiast osobiście uszczelniać nieszczęsną ścianę pianką. Widać było gołym okiem, że ściana nie może tak wyglądać. Byliśmy zdruzgotani - jak to się mogło stać? My tacy niby zapobiegliwi, naczytani, itd. Tragedia...
Mąż wyjechał ochłodzić ból nurkując w Bałtyku, a ja spędziłam weekend piknikując z rodziną i znajomymi na zgliszczach naszych świetlanych planów. I wtedy nas oświeciło, że tak naprawdę to problem mamy nie my, lecz wykonawca!!!! Mamy dobrze skonstruowaną umowę, i kierownika, który nie przyjmie tej roboty. I rzeczywiście lustracja nieszczęsnej warstwy wykazała, że nadaje się tylko do rozebrania. Nasz kierownik tego zażądał, a szef firmy wstydził się okropnie. Najbardziej zabolało go to, że koszty zniszczonych materiałów ponosi właśnie on - tak wynika z umowy. Strach pomyśleć co byłoby, gdybyśmy nie mieli "naszego" kierownika i dobrze skonstruowanej umowy - to mąż tak się wykazał przezornością, choć w swej naiwności nie myśleliśmy, że tak szybko z tego skorzystamy. Mamy satysfakcję i stracony tydzień.
I mamy też jeszcze - dla odmiany- nową ekipę. Dla ułatwienia dodam, że wykonawca jest cały czas ten sam, ale ma kilka ekip murarskich. A na działce pięknie, zielono. Znów mamy nadzieję!!!
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-05-07 21:54 ]
[ Ta wiadomość była edytowana przez: Osówka dnia 2003-05-07 23:09 ]
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia