Spóźniony dziennik Czupurka
Rok 2004
01 lipca
Nie będzie browarka dla majstra.
Ręce z gaciami opadają (jak mówi Magi).
Wylano taras, rury spustowe od rynien - wiadomo - wpuszczone, betonik zastygł super.
Patrzę i oczom nie wierzę - rura spustowa idzie prawie po skosie (krzywo jak cholera).
Mówię:- co to?!
Odpowiedź:
- dekarze tak zrobili.
A ten co robił taras to co? nie widział? Zamiast poprawić od razu (na piwo by dostał) to nie, lepiej zabetonować, bo ta fuszerka to nie on.
No i musiałam kombinować i prostować górą, wrrrrrr....
04 lipca
Deprecha totalna . Pojechałam na budowę, myślę: "dobrze mi to, zrobi, humor poprawię" (tak dotychczas budowa na mnie działała).
Więc pojechałam i co? Ano jeszcze większego doła złapałam. Musimy (?), chcemy (?) przeprowadzić się do końca wakacji, a tu zero kasy i tyle jeszcze do zrobienia.....
Na poprawienie sobie humoru, z dziką satysfakcją (kurna jestem coraz gorsza) zrobiłam dla majstra listę drobnych rzeczy do skończenia lub poprawki i przykleiłam na ścianie w widocznym miejscu :->.
Resztę dnia przeleżałam na koju, oglądając w muratorach zdjęcia z wykończonych pomieszczeń, pogrążając się jeszcze bardziej w czarnej otchłani....
05 lipca
Na budowie drgnęło wreszcie. Przyjechałam popołudniem, patrzę: majster kończy duperele z niedzielnej listy, ściany zaczęły się szlifować (no, człowiek szlifuje znaczy się ).
Tylko z kaflami poślizg bo, facio ma jakieś problemy rodzinne i pewnie nie dotrze do mnie do końca tygodnia .
Pierwsza akcja rodzinna na budowie - martwił mnie od chwili osadzenia okien, stan techniczny pianki montażowej (nie mam jeszcze tynku zewnętrznego) - po prostu była coraz bardziej ciemniejsza i kruchsza. Więc się doinformowałam i wyszło, że trzeba ją jakoś zabezpieczyć na razie. No to, zabrałam swoich facetów na budowę i do dzieła. Obcięliśmy nadmiar pianki i wszystko pociągnęliśmy akrylem, klejąc sobie przy okazji ręce do łokci .
I tak nam zeszło do późnych godzin wieczornych, ale praca prawie skończona (zostało trochę na dzień następny). Jak miło robić u siebie .
No i kolejna mina budowlana - majster miał wczoraj zamontować barierki ochronne od schodów strychowych (fakro) i co się okazało? Barierka jest węższa o 10 cm od otworu.
ręce opadają (już nie wiem: z gaciami, czy bez). Człowiek coś zamawia, a dostaje co innego. I znowu muszę tracić czas i nerwy na odkręcanie sprawy. wrrrrrr....
ech, życie, samo życie.......
0 komentarzy
Rekomendowane komentarze
Brak komentarzy do wyświetlenia