Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Patsi

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    114
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Patsi

  1. Myślę sobie, że tak czy inaczej - nie wolno zostawiać ofiary samej sobie. Mówi się nawet, że jak jeden maluch przywali drugiemu, to trzeba zajmować się tylko poszkodowanym, wtedy agresora szlag będzie trafiał, że go zlekceważono - i da sobie spokój. A często jest na odwrót. Odnosi sie to oczywiście tylko do prawdziwych ludzkich maluszków, choć - kto wie - może na dłuższą metę i konsekwentnie stosowane do większości? Teska, moja sąsiadka miała do rodziców ciągłe pretensje - że za głośno chodzimy, że wodę lejemy po 22.00 (zgroza!) , że ....świdrem robię dziurę na żyrandol, a nie dłutkiem Były skargi do spółdzielni i na policję, a mama tylko przepraszała....Jak rodzice się wyprowadzili to jej raz nagadałam za wszystkie czasy od najgorszych, najlepsza cenzura by tego nie przełknęła. I co? Miałam spokój. A dziś mam własny domek i jestem szczęsliwa. Marlena, życzę odwagi
  2. Teska, niezłe te Twoje sposoby - i jakże skuteczne.... Tak na poważnie. Trzeba się chyba zastanowić, czego się naprawdę oczekuje w związku z sytuacją. Czy ukarania, czy wyjaśnienia, czy zemsty. Nie wiem, jak ja bym postąpiła, choć sama byłam kiedyś w wieku 14 lat szykanowana przez koleżanki w szkole z powodu nadwagi i dobrych ocen (tyle lat minęło, a ja pamiętam!) Były telefony, niewybredne żarty, izolowanie przestrzenne. Nikt się nie interesował dlaczego siedzę sama w ostatniej ławce. Moja mama była u dyrekcji, powiedziano jej: to nie jest problem, wyrośnie z kompleksów, schudnie, zapomni...nie będziemy uczyc jej bezradości. Do dziś mam do mamy żal, że wtedy odpuściła. Bo agresja rodzi agresję, również u poszkodowanego. Gdyby wtedy doszło do najmniejszej konfrontacji, ktoś pokazał, że sprawa jest zauważona - byłoby mi pewnie łatwiej. Niech chłopcy porozmawiają sami w waszej obecności, powiedzą sobie, co mają do siebie. I jakie są ich oczekiwania na przyszłość - może wyjdzie przyczyna konfliktu. To ważne. Na adwokatów, myślę, zawsze jest czas.
  3. I jeszcze jedno, Aga, Super Mamo. Skąd wiesz, że dzieci o niczym nie wiedzą?? Popatrz na nie. Przecież uczą się życia przez obserwację. Może wiedzą więcej niż sobie życzysz, tylko nauczyły się to ukrywać, bo odgapiły to od Ciebie..... A swoją drogą, co by się stało jakby został zburzony mit super - mamy? Przestałyby Cie kochać? szanować? Zapytaj je o to. Odpowiedzą Ci zgodnie z tym, jaką wiedzę o miłości i życiu im przekazałaś. Może Twoje obawy nie mają żadnego uzasadnienia, bo żyją tylko w Twojej głowie... oby tak było.
  4. Agnieszko, nie mogę podjąć za Ciebie decyzji, bo nie mam takiego prawa ani mocy. Nie ma uniwerytetu dla rodziców który uczyłby, jak mądrze kochać. Ja sama podjęłam terapię, bo odkryłam że nie chcę popełnić takich samych lub podobnych błędów jak moi rodzice, choć wiem, że nie mogę się tego całkowicie wystrzec. Ale moja mama chorowała na ciężką depresję, ojciec nie radził sobie ze wszystkim i wiem jak to odbiło się na mnie. Po opisie sytuacji mogę przypuszczać, że w głębi duszy jesteś jeszcze małą dziewczynką zadowalającą wszystkich naokoło. I to nie jest obiektywnie złe, tylko Ty na tym cierpisz. Przecież nie masz umowy z ojcem, że jak spełnisz wszytskie jego oczekiwania to Ci podziękuje i będzie wychwalał pod niebiosa? Wiem, że nie masz. Przypuszczam też, że masz często pretensje do męża że Cię nie rozumie, ufasz mu tylko częściowo, czujesz się jedyną osobą odpowiedzialną za swój związek? I masz wrażenie, że cierpisz sobie sama a nikt wokoło Cię nie rozumie, lub wręcz każdy ignoruje?Że Cie wykorzystują, akiedy prosisz o kawałek miłości - jesteś brutalnie odpychana? Jak długo mam jeszcze wymieniać? Nie wiem czy to co piszę odnosi się do Ciebie, ale ja to znam. Nie wiem czy sobie sama poradzisz, może tak, ale ile razy do tej pory sytuacja po jakimś czasie wracała do punktu wyjścia? I dlatego warto wreszcie skończyć z tym, uporządkować siebie. Szkoda czasu na te ciągłe analizy dlaczego ktoś tak albo tak, albo czy mogłaś coś inaczej. Szkoda energii na ukrywanie spraw przed dziećmi i teatr, w którym jesteś główną aktorką, lecz prawdopodobnie tylko Ty sama go oglądasz, bo inni nie mają pojęcia o jego istnieniu. Wybór należy do Ciebie. Życzę powodzenia
  5. Nie wiem Agnieszko gdzie jest ten Twój koniec świata, ale gdyby był w małopolsce - to zapraszam na herbatkę Jestem psychologiem, a sama korzystam z porad zawodowca - od niedawna. Wydawało mi się że sobie sama poradzę, ale to była ułuda. Psycholog pomoże Ci wszystko poukładać, bo problem tkwi pewnie głęboko w dzieciństwie. Miałam podobnie. Ciągłe poczucie winy, odpowiedzialności, czujność - co mama powie, jak na mnie spojrzy, co inni powiedzą i takie tam. Jeśli tylko Cię stać, idź do psychologa, poświęć tę godzinkę i jakieś 70 zł. Zrób to dla siebie. Po jednej wizycie nie ma cudów, bo to długa praca pełna łez, wysiłku, splątanych uczuć. Zapewniem, że warto. Nie wiem czy będzie lepiej, ale będzie inaczej. tak na marginesie, odpowiedz sobie sama szczerze na te pytania: 1. czego właściwie się boisz w osobie ojca i co najgorszego by się stało, gdyby Twoje przeczucia się spełniły? 2.jakie emocje najczęściej towarzyszyły ci w dzieciństwie i jakie teraz - czy w czymś są podobne? 3. wypisz na kartce wszystkie możliwe skutki sytuacji (pożądane i nie), gdyby ojciec był taki, jak chcesz - to pytanie czasami prowadzi do paradoksu! Nie chcę cię zamęczać terapią, bo to nie warunki na takie sprawy. Ale zaproszenie aktualne
  6. Swoja drogą ciekawe ile im czerwonowłosy dał, że zgodziły się te trzy Panie zaśpiewać w jednym miejscu i czasie, tuż obok siebie bo dla samej publiki pewnie tego nie zrobiły tylko Mandarynki brakło, ale ona może wcześniej więcej wytargowała i ma teraz Trzeciego gdzieś tam, gdzie oko ludzkie bez wziernika nie dociera
  7. Piałam wcześniej post, że poroniłam w czerwcu.... 25 grudnia stało sie to po raz drugi, a brałam duphaston O drugim poronieniu wie mało kto, bo nie zgłosiłam sie do szpitala, krwotok był od razu silny - i tak nic nie dało sie zrobić. Lekarz widział mnie 4 dni później, na szczęście zabieg nie był potrzebny. Teraz seria badań.... a z pierwszą ciążą nie było problemów. Czasami możliwość posiadania kolejnego dziecka wydaje mi sie snem.... a ja je już tak kocham! Czy to obsesja? po pierwszym aniołku dużo płakałam, teraz jestem w jakimś letargu. Może to lepiej.
  8. Sorki szmaragd, trochę napisze jak to u mnie wygląda. Ja do tego wątku tyle: moi rodzice dwa lata temu przepisali wszystko na siostrę z którą zresztą mieszkają, żeby mieć "opiekę i spokojną starość". Po czym w domu ich są ciągłe spory bo szwagier się baaardzo panoszy, także w tej chwili rodzice mieszkają (mam nadzieje chwilowo) u mnie!!!Mama płacze mi od miesiąca, że chciała dobrze dla siebie, a efekt jest inny. I że darowiznę by cofnęła, ale primo - nie ma aż takich podstaw, a secundo - co ludzie powiedzą? No i siostrzyczka jest z kolejnym dzieckiem w ciąży. Nie jestem złośliwa, a może się mylę, ale jeśli jest na to szansa - tzw. zachowek? bo rodzice zrobili umowę darowizny - to będę się starała kiedyś o jakąś rekompensatę od siostruni. kasa dzieli, i to jeszcze jak, nie oszukujmy się. A mnie najbardziej boli to że rodzice przepisali na siostrę, a ja dowiedziałam sie o fakcie rok później przypadkiem, gdy chciałam się zameldować czasowo u mamy. Samo życie... Dlatego, świetnie cię szmaragd rozumiem i nie potrafie się do takich spraw dystansować...
  9. Moja znajoma zorientowała się po 2 latach, że niania ją okradała z rodzinnej biżuterii (dużo tego było, rzadko używane). Otóż, niania wyszła za mąż i w zastępstwie do dziecka przysłała siostrę, która zjawiła się w bransoletce... mojej znajomej. Ta niczego nie dała po sobie poznać chociaż ja szlag trafił, namówiła siostrzyczke na pokaz zdjęć ślubnych niani, patrzy, a tam pół rodzinki w kradzionych ozdóbkach! janosik jaki z niej był czy co. A jak znajoma wcześniej zachwalała tę dziewczynę, nawet mnie ją polecała, że gdybym kiedyś potrzebowała... Aż strach pomyśleć co zrobic, jak kogo obcego trza w dom wpuścić. I niania owa też była z polecenia....
  10. ....i wiele kobiet budować będzie. Na przykład nasza córa, co chyba połknęła budowlanego bakcyla - jak to wynika z obserwacji
  11. Nie jestem typem ścisłego mózgu. Przeciwnie, humanista w całej okazałości. Jak zaczynała się budowa, miałam tylko załatwić parę "drobnych" spraw: pozwolenie, wszystkie przyłącza, projekt, sprawdzenie jakości i cen materiałów w hurtowniach . W tym czasie pracowałam i miałam 1,5 roczne dziecko. Mężuś też pracował, a jakże, ale co przeżyłam to on chyba nie ma świadomości. Krok po kroku posuwałam się do przodu, bo wiedziałam, że wszystko spoczywa na moich barkach. A najlepsze jest to, że nie miałam pojęcia w co się pcham, dopiero powoli otwierały mi się oczy.... Mogę śmiało powiedzieć, że ja budowałam, a mąż wnosił swój kapitał. Udało się!! Największym komplementem były dla mnie pytania szefa: gdzie kupić styropian, jaką techniką robiłam wylewki, czy mam speca od tynków. Wreszcie zyskałam w jego oczach Jeśli chcecie i kochacie się, to dacie radę. Ja kiedyś pomyślałam sobie, co by się stało gdybyśmy się z mężem rozstali. Co z domem, opłatami, zobowiązaniami finansowymi? Nic. Domek tak nas połączył, że wytrwale staramy sie o jego wieksze zaludnienie Opcja rozstania po prostu nie jest możliwa. POWODZENIA!
  12. Patsi

    SOS

    Jak kto nie może iść na bal to zapraszam do siebie. Mężuś jak co roku robi inwentaryzację, chyba świetnie się przy tym bawi bo wraca nie wcześniej niż około 23.00. Także towarzystwo mile widziane
  13. Ja mam kredyt na wiele lat, ale wchodzę do mojej chałupki, biegam na golasa jak mi pasuje, wrzeszczę jak mi coś nie pasuje Siostra 200 m dalej z rodzicami, śnieg zimą odgarnięty, dziecko z przedszkola przyprowadzone i pojedzone, trawniczek skoszony.... W życiu bym się nie zamieniła..... Ile razy przychodzi mama i nadaje na siostrę, a zaraz potem siostra i przedstawia zupełnie inną wersję wydarzeń A względy ekonomiczne mam w nosie, koszty mieszkania samodzielnie duuuużo wyższe, ale jak komuś za drogo to niech sprzedaje dom i idzie do hotelu robotniczego bo tam jest naprawdę tanio
  14. Ja dojrzewam do decyzji pomocy jakiemus dzieciakowi np. z domu dziecka od około ... 15 lat. Poznałam wówczas przemiłą panią, właściwie staruszke z pomorza która tak weekendowo i wakacyjnie brała do siebie jakieś dziecko przez kilka lat, potem kolejne i kolejne. Ale jeszcze nie dojrzałam, choć obiecywałam sama sobie, że jak tylko będę mieć własny dom to tak zacznę robić. Mój mąż średnio podziela mój entuzjazm, a to w tej sytuacji juz jest problem. Ale tak naprwwdę to trochę przeraża mnie świadomość potrzeby odpowiedzialności za tą oswojoną różę, żeby najpierw nie przygarnąć i dać nadzieję, a potem pozostawić samemu sobie.... Trochę pracuję z upośledzonymi dorosłymi, więc obserwuję jacy są "lepcy emocjonalnie" - każdy wyraz sympatii odbierają całym sercem, z czasem przestają różnicować co wypada a co nie, bo uznają, że skoro ktoś powiedział A to oni mają prawo dodać B, C, D, E... Intelektualnie to są dzieci, ale fizjologicznie - dorosli z normalnymi potrzebami, także seksualnymi. Często zastanawiam się czy ludzie biorący takiego dzieciaka do siebie są przygotowani na całą masę problemów, które pojawiają się dopiero później... To trudne dylematy. Ja czekam na odpowiedź z własnego serca, a na razie tez obserwuje losy bohaterów "kochaj mnie"
  15. Patsi

    WIGILIA

    Pragnę ogłosić wszem i wobec, że Wigilia u mnie bardzo się udała Jedni i drudzy dziadkowie spisali sie jak trzeba, bez grymasów, fochów, wątpliwej jakości żartów. Rodzeństwo męża nie dopisało, wykręcili się jakimś bardzo mało istotnym powodem - ale cóż, każdy ma prawo do świętowania według własnych upodobań. Siostra też wpadła na chwilę, w zasadzie tylko złozyliśmy sobie wzajemnie życzenia bo pędziła do szwagra do pracy (miał drugą zmianę). Trochę szkoda, że nasze kontakty są tylko poprawne, ale cóż, nie będę nikogo swoją osobą uszczęśliwiać na siłę. Kiedy tak siedzieliśmy sobie wszyscy, pomyślałam, że to było najlepsze co mogłam zrobić - spotkać się ze wszystkimi u siebie w domu. Gospodarz może na chwilę odejść od stołu jak mu ciśnienie rośnie, powód zawsze się znajdzie, ale tym razem nie było takiej potrzeby Kiedy kładłam się spać to zakręciła mi się w oku łezka, ale z trochę innego powodu - teść podarował nam w prezencie piękną rzeźbę czapli (on twierdzi, że to bocian) żeby bardziej zaludnić domek....a tu się okazało, że to jeszcze nie w tym miesiącu
  16. Mam jeszcze jedną refleksję. Koleżanka ma do pracy jakieś... 3 minutki spacerkiem. Chyba na jej szczęście, że okna domu wychodzą na inną stronę świata Kiedy ja dopiero docieram pod mój osobisty próg, ona jest juz po obiadku, kawuni poobiedniej, czasami to pewnie i sprzatnąć zdąży. Ale myślę sobie: za nic bym się nie zamieniła. Niby w domu mieszka, ale w ogrodzie hałas od pobliskiej ulicy, odległość od sąsiada przepisowe 8 metrów. Pewnie można się przyzwyczaić. Tylko, że jak ja wreszcie dotrę do siebie, zamkną się za mną drzwi autobusu - czuję, że jestem u siebie Że to MOJE miejsce. I w czasie weekendu albo urlopu nie muszę przymusowo mijać zakładowej bramy, choć swoją pracę w zasadzie lubię
  17. Ja mam niby tylko 7,5 km ale do autobusu idę 15 min (zimą 20 min.), potem jadę sobie w tłoku 30 min i idę 10 minut do miejsca pracy. W sumie godzinka jak nic. Jak jeszcze trzeba zakupy zrobić, to czas się wydłuża, bo autobus powrotny jest średnio co 1,5 godziny.Tyle razy mówiłam mężowi, że potrzebne nam drugie auto - jego odpowiedź mówi sama za siebie "przetrwałaś dwa lata, przetrwasz i trzy, a potem się pomyśli"
  18. Tę dietę stosowałam kiedyś kilka tygodni, tak dla eksperymentu. Czułam się dobrze, ale nie schudłam prawie nic - może dlatego, że moja waga mieści się w granicach normy wg BMI (wg mnie ma być 6 kg mniej - wtedy czuję się rewelacyjnie). Pomimo jedzenia dość dużo i tłusto nie przytyłam, a to cieszyło mnie najbardziej. Do dziś pozwalam sobie niekiedy na jajecznicę na boczku lub maśle, bez chleba, wyjątkowo 1 kromka pieczywa chrupkiego. Może i dietę stosowałabym dalej gdyby nie fakt, że ja naprawdę chcę zrzucić te 6 kilo, a na obecnej diecie - jedz połowę - powolutku zmierzam ku celowi Jest jeszcze jeden problem: można dla siebie wypiekać takie specjalne chlebki optymalne które je sie z masłem, ale dla mnie jeden chlebek starczał na tydzień, a mąż codziennie kupował świeże bułeczki. I co dziwne - jego problem miejscami zbyt obfitych kształtów nie dotyczy.... I jak tu być konsekwentnym?
  19. Dziś rano miałam ostatnie zajęcia. Ufff.......... Pod koniec wcale nie było mi łatwiej, niż na poczatku. Młodzież, świadoma zbliżającego się końca notorycznie opuszczała zajęcia lub z większym zaangażowaniem dawała mi znać o swojej niechęci do tematu - niestety, spotkania nie były obligatoryjne, więc moje możiwości wpływu na frekwencje i zachowanie uczestników kształtowały się mniej więcej na poziomie zerowym. Właściwie to się zastanawiam, czemu cały program miał służyć? Tak dla formy, żeby pokazać że coś się w tym ośrodku robi?? Tak czy inaczej, na przyszłość będę mądrzejsza o nowe doświadczenia i koniecznie ustalę bardziej logiczne reguły regulaminu spotkań. Jeśli z zajęć wyniosło coś korzystnego 5% uczestników, to już uznam to za sukces. Czuje ogromną ulgę, że to wszysko już za mną Jakoś tam sobie poradziłam, choć mogło być lepiej. A największą gratyfikacją była deklaracja jednego z uczniów, że....stać go na zrobienie matury. Po ukończeniu gimnazjum chce iść do technikum, bo - jak powiedział - wreszcie może pokazać rodzicom, że potrafi coś więcej niż tylko palić i wagarować
  20. Żółtodziobie, wszystkiego najlepszego od byczka, który do wielu rzeczy doszedł sam i któremu z tym też jest baaardzo dobrze
  21. Kiedyś, przez krótki okres pracowałam z recydywistami. Wdałam się w rozmowę z ich wychowawcą i sam powiedział, że gdyby jednego bojówkarza powieszono i później wbito na pal na spacerniaku, to byłby spokój jakiś czas Może to jest metoda, ale nieakceptowana w naszym społeczeństwie. A już na pewno nie wobec obowiązujących uregulowań prawnych. Agresja rodzi agresję, takie mam doświadczenia, choćby była wymierzana w imię sprawiedliwości. To tak, jakby dawać dziecku w pupę ze słowami "pamiętaj, że nie wolno bić młodszego braciszka". Uczą głównie czyny. Sama nie wiem, czy mam cierpliwość. Może głupio mi się wycofać, a może sytuację traktuję jako wyzwanie, bo przygotowanie do pracy z młodzieżą mam mniej niż średnie. A może dlatego tam jeszcze jestem, że trzy osoby przede mną zrezygnowały w przedbiegach, a ktoś przecież musi to robić. Najprościej powiedzieć: niech ktoś coś z nimi zrobi. A ja to też przecież ktoś W najgorszym wypadku, nic mi nie zrobią jak się spotkamy w ciemnej uliczce, bo łatwo mogłabym ich zidentyfikować
  22. Adamie, wykorzystałm Twoją podpowiedź w nieco innym wymiarze, ale chyba dość skutecznie. Tematem moich wczorajszych zajęć była tzw.analiza transakcyjna, czyli opis tych części czy też wymiarów osobowości, które nosimy w sobie - Dziecka, Rodzica, Dorosłego. No i powiedziałam tym dogadującym i przeszkadzającym, że są instruktażowym przykładem dominacji w swoim zachowniu tzw. dziecka buntowniczego - domagają się natychmiastowego zaspokajania swoich potrzeb, bezpośrednio wyrażają całą gamę emocji, są nastawieni egocentrycznie itp. Oczywiście wszystko w ich rozumieniu, bez złości, wręcz z "wdzięcznością", że ułatwiają mi pracę. Podziałało jak piorun - od razu cisza, część słuchała dalej z zianteresowaniem, niektórzy nawet wdawali sie w dalszą dyskusję w temacie. Reszta bawiła sie komórkami, ale przynajmniej byli cicho Mam wrażenie że im dłużej ich znam, tym lepiej ich rozumiem i...lubię Cała sztuka polega chyba na tym, żeby pokazywać im na przykładzie konkretnych sytuacji, że tylko coś potwierdzają, że ich zachowanie jest w pewien sposób zrozumiałe - ale często nie akceptowane.
  23. Moja psina wszystkie słomki wynosi z budy, jak sie toto potem wymiesza z błotem czy śniegiem, to widok jest nieszczególny - takie utytłane tło dla kochango pieska. A noce piesek spędza na...wycieraczce, jak go nawet zaprowadzę do budy i polecam zostać, to on za dwie minutki jest pod drzwiami i czuwa....Tak nas kocha
  24. Moim zdaniem, trzeba umieć po prostu się dogadać, bo problem nie jest prosty. Nasz sąsiad ma wzdłuż ogrodzenia jakieś 10 jabłoni, posadzonych wieki temu, zanim zrobiliśmy ogrodzenie i zaczęliśmy budowę. Poprosiłam go zwyczajnie, żeby obciął część gałęzi (może nawet z zapasem) które wystają na naszą stronę, bo... jako kobieta pracująca nie mam nic przeciw drzewom, ale swój wolny czas wolę spędzać inaczej niż na grabieniu liści, jest to dla mnie dość uciążliwe. Mam pracę, dziecko, rodzinę, hobby, a w wolnych chwilach mam się czym zająć na jesień na moich 30 arach . Wszystko odbyło się z uśmiechem ale z oczekiwaniem konkretnej odpowiedzi - jak on to widzi, czy rozumie mój punkt widzenia. Oczywiście uśmiechnął sie i powiedział, że zrobi się na wiosnę - wtedy ocenię efekty swojej szczerości. Z sąsiadami jakoś trzeba żyć. Ja miałam w bloku wręcz upiorów, brrr... ale to inna historia. Przekonałam się tylko, że pokładanie uszu po sobie i ukryte żale do niczego nie prowadzą.
  25. Wow...super Jakbym domek zostawiła w takim stanie wychodząc na pasterkę, to chyba byłoby 100% gwarancji że żaden niespodziewany gość mi się nie zaprosi do środka, podczas mojej nieobecności
×
×
  • Dodaj nową pozycję...