Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

MaciekTyr.

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    653
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez MaciekTyr.

  1. Nie napisałem, że wyklucza sprzedaż (choć troszkę jednak ogranicza). Dom z hipoteką po prostu nie jest pełną własnością a bank jest stroną decyzyjną i warto o tym pamiętać, by nie pisać, że "bank nam zabrał dom". Nie zabrał - wykonał warunki dobrowolnej umowy.
  2. Można. Jeśli bezdomność będzie wyborem bogacza. To on wybierze, czy umierać w ojczyźnie, nad oceanem, na statku, w prywatnej klinice, czy w hotelu. Gorzej, jeśli ktoś już 30 lat przed śmiercią dokładnie wie, nie tylko gdzie umrze, ale jeszcze, gdzie nieodwołalnie czas do tej śmierci spędzi (o ile np. komornik tego nie zmieni, ale to raczej wbrew woli).
  3. Miałem na myśli preferencje a nie aktualną sytuację. Jeśli napiszę, że wolę być zdrowy i biedny niż chory i bogaty, to nie znaczy, że bogacąc się zachoruję Ani ja im nie zazdroszczę (mam drugi dom w dość ciepłym kraju), ani - tym bardziej - one mnie domu w kraju o dość paskudnym klimacie. To symptomatyczne przekonanie, że wszyscy kręcą się wkoło "kto się dorobił" i kto komu zazdrości. Właśnie wpojenie tego powoduje wiarę w "specyficzną" własność domu oraz oczywistość, że posiadany wskazuje dokładnie na sytuację majątkową. Uporządkujmy. O majętności nie świadczą ani buty, ani samochód, ani dom, tylko saldo w banku i strumień zysków (pragmatyczni Amerykanie nie silą się na demonstrowanie pozorów pozycji, tylko stosują podział majątkowy w oparciu o deklarowane roczne dochody) O wolności świadczy możliwość realna wyborów/zmian życiowych, co wiąże się też z majętnością, ale nie tylko (ograniczać może np. zdrowie, lęki... lub małżonek) A o poziomie życie świadczy codzienność. Wiele lat nie miałem własnego domu, choć na koncie znacznie więcej niż równowartość. Jeśli spędzałoby mi to sen z oczu kupiłbym go dysponując 50% wartości (na kredyt). Albo może 5%. Wolałem pomnażać i cieszyć się tym, że nie mając własności mam wybór (i wciąż więcej możliwości).
  4. Wolność to możliwość wybierania. Może nim być i aranżacja ogrodu, pod warunkiem, że w krótkim czasie tę decyzję mogę zmienić. Alternatywna wizja wolności to murzyn, którego praca (choćby w ogrodzie) "czyni wolnym", ale wybór ma tylko taki, że albo to polubi, albo nie - i nam o tym pośpiewa. :no: Choć może w Polsce nie mieści się to w głowie, to takiej zależności NIE MA. Wybór pomiędzy posiadaniem a wynajmem domu/mieszkania jest dokładnie tym samym co wybór pomiędzy jazdą własnym samochodem a pociągiem/samolotem - ubogim wydaje się, że ten wybór sprowadza się do możliwości posiadania. Nic podobnego. Choć jako Polak (i mąż Polki) mam własny dom, to powtórzę - zdolniejsze koleżanki z mojego roku mieszkają w USA i nie mają. One mieszkają w Miami, ja w Łodzi. Podczas gdy one idą na "swoją" plażę, ja konserwuję swój dach przed zimą. Jedyna pociecha, że to ie na kredyt i (teoretycznie) mam możliwość zmiany. W przypadku hipoteki ta możliwość istniałaby za 30 lat (a byłoby szkoda, bo ja MUSIAŁEM uczyć się j.rosyjskiego a niewykluczone, że mój syn, pozostając tutaj, też nie będzie miał wyboru).
  5. Roleta na dystansach i pod nią PUR, może być z pistoletu. Jak podchodzisz ortodoksyjnie, to można też wybrać trochę tynku/muru pod roletą. Styropianu dałbym więcej, ale zobaczymy jeszcze jak wyjdzie w bryle, bo w nowej fasadzie używam uskoków.
  6. To powszechne przekonanie... a jednak nie obligatoryjne, Wg tej reguły - najpierw mieszkam u rodziców, później staram się jak najszybciej być "na swoim" a dalej, adekwatnie do powodzenia - domek, pałacyk... albo coś pomiędzy. Lub przynajmniej częściowe realizacje w postaci remontu łazienki, lub nowej kuchni. Tak być nie musi. Woody Allen mieszka w "bloku" a co niektórzy milionerzy, w hotelach. Moje znajome z USA zarabiają wielokrotność polskiej pensji i nie pragną własności, ani remontów. Ja zamieszkałem we własnym dłuuuugo później niż byłoby mnie już na to stać a obecnie uważam, że dom jest najsłabszym z posiadanych aktywów - wolałbym pełne konto i wynajem (związana z tym beztroska i elastyczność) niż głęboki debet i "własny" kąt (związane z tym życie zaplanowane na 30 lat). Ale w tym wątku bardziej chodzi o inny element - relatywną definicję tegoż "własnego" kąta. Moja babcia czuła się u siebie zarówno w nieswojej kamienicy jak i na związkowym ogródku działkowym. Ja, w mieszkaniu spółdzielczym - też byłem u siebie i szansa na wywalanie była praktycznie zerowa. Natomiast dom z hipoteką daje cholernie realną szansę na utratę wszystkiego - są takie domy na rynku wtórnym, sam oglądałem, a ludziom wmówiono, że byli "wreszcie na swoim".
  7. Proszę mi jeszcze napisać coś o dachu. Jaki jest obecnie i czy połać może być zmieniona. Jeżeli jest to czterospadowa koperta, to moje modernizacje nie będą pasowały.
  8. W czasach kiedy każdy miał mieszkanie nagle okazało się, że nasze gniazdko w bloku wcale nie jest nasze A to dlatego, że, jak mówiono, powinno być bardziej nasze, czyli własnościowe. Po kilku latach okazało się, że i to nie wszysko, bo jest jeszcze "własność absolutna" i aby osiągnąć ten stan zaspokojenia należy dopilnować kolejnych procedur. Niektórzy twierdzili, że własny to może być tylko dom na odrębnej, własnej działce, bo inak, to zawsze jest to jakoś wspólne. Inni dodali, że własne skończyło się na dobre skoro z własnym drzewem ani z własnym domem nie można zrobić NIC bez stosownych przepustek i zezwoleń. Ale można powiedzieć MOJE a to nie jest bez znaczenia. Tak naprawdę kwestia kiedy jest "własne" jest uznaniowa i zwyczajowa, czego dowodzi fakt, że wiele osób dom pod hipoteką uznaje za własny, choć prawnie wygląda to inaczej, a odległość pomiędzy mieszkaniem spółdzielczym a własnościowym jest daleko mniejsza niż odległość pomiędzy domem z hipoteką a momentem gdy zostanie ona spłacona (o czym niektórzy przekonali się dopiero na własnej skórze ) W każdym razie potrzeba MIEĆ jest na tyle silna, że różni specjaliści od sprzedaży potrafią skutecznie wmawiać, kiedy to "mam" osiągamy i co mamy dla nich zrobić. A dla "mam" ponoć warto zrobić niemal wszystko Są nawet tacy, którzy przekonują, że od posiadania posiada się więcej i więcej... nic podobnego Jest dokładnie odwrotnie - uwierzcie mi jestem ekonomistą. Otóż była w historii taka epoka (przez Marksa nazwana "kapitalizmem"), kiedy posiadanie rodziło zyski. Epoka ta skończyła się w XXw. Jeszcze w latach 80-tych, w Polsce posiadanie rodziło zysk; facet z nyską był ustawiony. Obecnie posiadanie to nie maszyna do zarabiania a zwyczajna konsumpcja. Gdyby domy znosiły złote jajka, to deweloperzy zarabialiby na ich POSIADANIU, a jednak robią wiele, by się ich pozbyć, zarabiając na naszej posiadania chęci. Sławni tego świata gromadzą kolejne wille... i umierają w długach a nie jako założyciele fortun. Dom to konsumpcja - najkosztowniejsza z powszechnych, nie wmawiajmy sobie, że "inwestujemy", że zarobimy Jednak własność ma swoje uroki!.. A PRZYJEMNOŚĆ kosztuje.
  9. Urlop zakończony, chętnie wezmę zadania Ami23 - piękna, modernistyczna bryła! Nikt nie zdążył popsuć jej późniejszymi "ozdóbkami" i folklorystycznymi daszkami - brawo. Samym odświeżeniem elewacji możemy zrobić rasowy, najmodniejszy neomodernizm. Docieplenie to ekonomiczna konieczność - styropian zwróci się szybko a umożliwi lifting elewacji. Okna wymieniamy? Jak duży dodatkowy pokój? Aniwika - żadne skośne daszki, błagam przeskocz modę z końca ubiegłego wieku i zróbmy to nowocześnie. Zdjęcia by mi pomogły
  10. 2-3 koszenia w roku zniosę Kosy się nie boję.. i tak będzie nią robił kosiarz (tak, pewnie od niego wysłucham jak to można tak trawę zapuścić) Rośliny w naszym klimacie nie są w stanie urosnąć na 2m w ciągu nocy, więc sytuacja jest pod kontrolą Nie trzeba uprzedzać faktów Moja działka jest teraz czynnie eksploatowana (7 dzieciaków), ciekaw jestem w jakim zakresie deptanie stanie się substytutem koszenia. A tam gdzie się nie łazi/biega, to może i jakieś "zielska" 2m sobie wyrosną... sadzenie tuji i krzewów ma przecież pełnic właśnie taką funkcję
  11. No to juz wiem, dzieki czemu nie mam tych pokrzyw - nie podlewam i nie nawożę a już myslalem, że to kwestia łagodnego i otwartego usposobienia
  12. U mnie nie ma w ogóle pokrzyw. Na łąkach jest znikomo, albo wcale, podobnie na błogich polankach... Nie wiem od czego to zależy. Chyba nie chcę wiedzieć. Dla mnie jajka biorą się ze sklepu a nie z... Tak jest smaczniej.
  13. "brak ogrodu" Nie do końca. Kasia przekornie pokazała swój: Dlaczego tak wygląda? Prawdopodbnie chodzi o zmianę przeznaczenia. Pełnił rolę miejsca na inwestycję a ma pełnić rolę miejsca do wypoczynku (zeroinwazyny) lub miejsca dla upraw, hobby (tradycyjny). Ogród, który się używa, nie zarośnie aż tak a przynajmniej nie w miejscach uczęszczanych. U mnie dziko wschodziły mchy, paprocie, mlecze, teraz to różowe... to się ciągle zmienia Podoba mi się. Dopusczam ingerencję, przecież jeśli mój syn zostawi papierek, to go podniosę, jeśli pojawi się cień tam, gdzie wolę słońce, to utnę... ale zamysł jest taki, by jak najwięcej pozostawić "przypadkowi", czyli naturze. Minimalnie ujarzmiać, ale nie planować. Tak - chodzi o "zaniedbany" ogród, w sensie widocznego braku nakładów, ale zadbany w sensie widocznego braku ingerencji - braku śmieci, ale także planu
  14. "Ogród w stylu naturalistycznym powinien wyglądać, jakby powstał bez ingerencji człowieka. Taki ogród powinien być jak najbardziej dostosowany do warunków panujących na danym terenie – trzeba wziąć pod uwagę rodzaj gleby, nasłonecznienie, warunki wodne. Oczywiście nie znaczy to, że w ogrodzie naturalistycznym nie możemy kształtować kompozycji, jednak powinien on wyglądać przede wszystkim naturalnie...." podkreślenia moje, za http://www.e-aranzacje.pl/a/9897,ogrod-w-stylu-naturalistycznym Zamysł zeroinwazyjny, to jednak co innego. Odrywamy się od "powinien", "trzeba" i jakiegokolwiek planu a stawiamy na "zobaczymy", "może później się tym zajmę" i "ale fajne - zobaczcie". Tak nie mniej nie jest to oczywiście pomysł nowy, dostrzegam 2 inspiracje - trapera oraz naukowca sf rzuconego wraz z kontenerem mieszkalnym w dziką przyrodę.
  15. Jak idę na polanę do lasku, to biorę koszyk, koc, piłkę... ale nie zabieram kwiatów dla ozdoby. Rabatka z różami JEST ładna, ale to o czym piszę celuje w inny zamysł. Ogród (normalny) lepimy własnymi rękoma i to ma dawać satysfakcję. A lepimy, jak wsponiałaś, na różne style. Natomiast pomysł zeroinwazyjny, to wkomponowanie siebie w przyrodę (jak wycieczka do lasu). Nie rośnie pod mój plan, dlatego nie zastanawiam się co będzie i jak się będę przedzierał. Przecież nic nie stanie się nagle. Właśnie zauważyłem, że naturalną metodą ujarzmiania trawy jest jej udeptywanie - proces jest intensywniejszy dokładnie tam, gdzie człowiek chodzi i nie chce mieć chaszczy. W normalnym ogrodzie stawiamy rabatki, krzewy i te miejsce też stają się niedostępne dla buta. U mnie wysokie krzewy nie wyrosną tam gdzie je zaplanuję, posieję i wypielęgnuję, ale tam gdzie pozwolę im wzrosnąć niezadeptując lub nie kosząc (jakieś tam koszenie 1-3x w roku można zrobić) PS. Po raz pierwszy od lat pokonałem kretowiska. Po prostu ich w tym nie widać I powiem Wam, że to niesamowite wrażenie, gdy różne kolory, zmienne formy i kwiaty pojawiają się nieoczekiwanie. Na niewielkim terenie widzę dużą różnorodność i zmienność w czasie. Miłe.
  16. I ja rozważam w sumieniu jakieś koszenie, ale przeczekajmy upał. Na razie nie podlewałem ani razu Może stworzymy opcję - OGRÓD ZEROINWAZYJNY ? W każdym razie, to 2 światy - przypomnijcie sobie tylko jakiś swój sielski pobyt... kamping nad wodą, obóz, stare gospodarstwo... i jak to się ma do posiadanego/planowanego ogrodu; ze skalniaczkiem, wkopaną siatką i systemem nawadniania, dedykowanymi nawozami oraz kształtem i kolorem roślin, które satysfakcji mają dawać na tyle, na ile mieszczą się w założonym projekcie...
  17. z psami mam największy problem ale daleko mi do pomysłu z filmu "Dzień świra"
  18. Urzeczony pięknem polskiego sielskiego krajobrazu, postanowiłem sprawić sobie prywatną łąkę. Nie tam jakiś tandetny trawniczek z rolki, poprzebijany tujami, tylko dzika polana - 100% natury. Sprawa nie była łatwa. Najpierw musiałem poczekać aż odejdzie Pan Pomocnik, który a to kosząc, a to podlewając a to sypiąc czymś i robiąc wiele tajemniczych zabiegów, doprowadził moją działkę do stanu przypominającego dywan lub wczesne stadium uprawy rzeżuchy. Kolejna przeszkoda, to wyzwanie dla asertywności - "Panie, ale kretowiska, taką siatkę można położyć...", "Panie Maćku, za wysoka ta trawa, jak to wygląda...", "Te żółte, to jak się rozejdą, to już w ogóle pan tego nie ogarnie" itd. Dałem radę.Po kilku latach szalenie trudnej wstrzemięźliwości, w której pomagał Leń a przeszkadzali zawistni ludzie, przywróciłem otoczenie Matce Naturze. Choć piszę to oczywiście groteskowo, to powiem szczerze - warto! Siedząc w ogrodzie nie widzę już planu zadań wykonanych i tych do realizacji, ale błogą sielankę. Trawka, grill, ognisko. Świerszcze i nic, co by mogło ten błogostan popsuć. No i oszczędność na wodzie, chemii i nerwach. A jak się chcę poruszać, to nie łapię za szpadel, czy kosiarkę, tylko idę na salę, lub spacer. W ogródku się odpoczywa. Dosłownie. Bo jakbyście się czuli spędzając piknik na polu golfowym, boisku albo francuskim parku? Ukojenie daje tylko natura zdziczała. http://nad.pisz.pl/images/2014/07/29/020.jpg http://nad.pisz.pl/images/2014/07/29/016.jpg http://nad.pisz.pl/images/2014/07/29/020zngPa.jpg http://nad.pisz.pl/images/2014/07/29/024.jpg
  19. Nie każdy urodził się doskonały, nawet św Paweł potrzebował trochę czasu. Tym bardziej, że: I tak dobrze, że nie hoduję wielbłąda
  20. To inny problem, ale chyba się poprawia. Nie jest tak, że między blokami to chodzą małoletni gangsterzy i ekshibicjoniści, ale faktycznie WSZĘDZIE chodzą pijacy. Mieszkam w domku i dzwonią do mnie co i raz, bo obok mają "metę". Ponieważ jest tu miejski las musiałem już patrzeć jak s.ają a 2 razy trzeba było interweniować bo spali na mrozie... Pewnie tak jest, że ogrodzone przed domem ma chronić, co by nie robili tego na moim placu, ale pociecha mała - np. zbierałem już cudze śmieci postawione pod mój wjazd. Złudzenie "moje i nikt mi tu nie będzie..." mija skutecznie w konfrontacji z rzeczywistością. Mogą nią być wyjące kosiarki, ujadające psy (dla mnie to jest najwredniejsze), kulki śnieżne ciskane przez pijaczków w okno "bogola" itd. Płot wiele nie daje, już raczej okolica - z pewnością są enklawy, zarówno domków, jak i apartamentów, gdzie chamstwa jest zwyczajnie mniej. Przy czym jeśli jeszcze ma nie być tych kosiarek i psów/kotów to raczej wskazałbym na nowe apartamenty poza miastem, niż na nowe osiedla domków z działkami - tam prócz tradycyjnego hau, hau w nocy i wryyyyy każdego popołudnia, dojdą jeszcze odgłosy młotów, wiertarek i betoniarek, związane z pasją budowania; przynajmniej przez kilka najbliższych lat.
  21. I tu masz rację - widzisz różne potrzeby. Myślę nawet, że taka kosiarka mieści się w konwencji "moje". I wcale nie piszę tego z przekąsem. Ja też to czuję, tyle, że się wyrywam. Pamiętacie "Cudowne lata" z odcinkiem kto ma fajniejszy (większy) traktorek - kosiarkę. Albo taki film z De Vito, jak przystrajał dom na Święta... Po co w ogrodzie pies, co cicho szczeka? jakbym ruszał na polowanie, to trąbkę mają słyszeć nie dziki, ale przede wszystkim sąsiedzi. I nie ma w tym nic złego! Mieszkałem kiedyś w takich śmiesznych blokach (a'la sanatorium - za murem), to w czwartki urządzałem takie imprezy, że sąsiedzi schodzili coś gadać mimo, że to 2ga w nocy była. Ale to dopiero, jak zaczynaliśmy bębnić. Żartowałem, że to atawizm i dopiero dźwięk tam-tama ich zwołuje, niczym Morloków z pewnej powieści. To nie było OK, bo w sumie, to oni sobie to "sanatorium" wybrali, co by mieć cicho. Teraz jak bębnię, w piwnicy domku, to mnie nikt nie słyszy i już nie jest tak fajnie, ale jak mnie budzi pies sąsiada, to krew mnie zalewała. Tamtamy - złe, pies - dobry ciężko wyczuć
  22. IM by zadeptali? Widzisz, ja nie dzielę roślin na moje i wspólne, lecz na czerwone, zielone, duże, małe... Ostatnio chodzę do pracy pieszo. 5 km, wzdłuż domków, potem las, później blokowiska... Patrzę i mam pewne refleksje. Pole - czyli duży kawał działki na wsi. Każdy wie. Wiemy też, że takie pole prócz plonów daje radość - MOJE. Jest bezużyteczne rekreacyjnie, ale imponuje przynależnością. I moim zdaniem tereny między blokami, mówię o tych starych - zielonych, przestronnych, ze strodrzewem - to są takie obszary uzdrowiskowo rekreacyjne a przydomowe działki, to takie namiastki pola. Pierwsze są ogromne, bezstresowe i nastawione na korzystanie - żyją, tętnią, możne nimi chodzić godzinami, korzystając z infrastruktury placów, sklepów, ławek i obecności innych. Natomiast ogrodzone przy domu działki to przestrzeń pracy i gospodarzenia - jak pole, tylko płody inne.
  23. To chyba ta zagranica stricte zarobkowa, bo już na Teneryfie i na Florydzie widzę nadreprezentację właśnie emerytów różnych nacji (chodzi o mieszkańców). Może inaczej - do ojczyzny ciągnie, nie tyle by spędzić tu emeryturę (bo akurat emeryci to u nas maja najbardziej przefikane, i nie chodzi tylko o oblodzono chodniki i martwe przez pół roku parki), ale po to by złożyć kości. I takie sytuacje rzeczywiście znam - ostatni rok, dwa. Przykro o tym pisać, ale wygląda na to, że na tle oferty międzynarodowej najbardziej w naszych nieruchomościach pociągają... cmentarze i tajne więzienia. No bo raczej nie poziom opieki medycznej.
  24. To proszę pomyśleć, co będzie za 10, 20, 30 lat... Otóż są miejsca, gdzie lato trwa cały rok, woda w oceanie nie stygnie, pada z rzadka a i upały są mniej uciążliwe niż u nas... I wcale nie musi być drożej! Obawiam się, że w obliczu postępu technicznego i ekonomicznego, nieruchomości w Polsce nie są dobrą inwestycją a pozostaje im walor emoncjonalny, który raczej rosnąć nie będzie. Dziś mieszkanie na Wybrzeżu jest droższe niż na Kanarach - chyba może tylko tanieć.
  25. Rynny. Od strony balkonu rynna nie będzie przeszkadzać - zadaszanie jest tam dość niezależne, by nie mnożyć kosztów. Nie wiem jak planują Państwo wykończyć dach po ocieplenie, oczywiście najlepiej wyglądałyby elewacja bez widocznych rynien, ale to już kwestia zakresu przewidywanych zmian. Natomiast bardzo ważne jest by biały pionowy pas z oknami przecinał obróbkę dachową i lekko ponad nią wystawał. Kolor. Zielony ma być stłumiony - naturalnie dojrzały. Wybierając ten kolor usankcjonowałem formę elementów (zaokrąglenia), grubą, mocną fakturę, jak i otoczenie budynku. Nie chodzi o to "czy zielony jest modny" albo "ładny" a o spójność organicznego zamysłu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...