
Zakręcona
Użytkownicy-
Liczba zawartości
230 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez Zakręcona
-
Dzięki za odpowiedź i za linka. Nic nie chcę eksponować. Chciałabym żeby było przytulnie i spójnie. Olcha olsze nierówna. Te chłodne kolory zupełnie nie są dla mnie. Kupiłam jasny beż. Mam nadzieję, że jakoś to będzie grało.
-
Ciężko podać średnią cenę, bo na cenę składa się wiele czynników: - czy schody są równo wylane czy krzywe (u mnie przykładowo każdy schodek jest inny, każdy trzeba było równać żeby można było normalnie po schodach chodzić, ale nadal każdy schodek jest inny) - czy są schody proste czy zabiegowe - czy cokoły są gotowe czy cięte - czy na stopniach będą kąty szlifowane czy nie - dla niektórych fachowców znaczenie ma rodzaj płytki - wielkość, jakość (krzywizna, jak się tnie) - no i jak przy większości usług - cena zależy od regionu - no i inaczej liczy się jak cała robota polega na zrobieniu 3 schodków, a inaczej jak w grę wchodzą schody łączące 3 kondygnacje Ja spotkałam się z tym, że za podesty ceny są liczone za m2, a za stopnie cena od sztuki (jedni łącznie z cokołami, inni cokoły oddzielnie). Co do kucia nie mam doświadczenia z ekipami.
-
Alladyn, Iza dziękuję za miłe słowa. No i widzę, że ktoś moje wypociny czyta, to pisze dalej Dziś, jak każdego dnia, po południu poszłam wyprowadzić psa. Mżyło, ale nie było wyboru. Ogoniasty domagał się wyjścia. Poza tym miał wyraźnie za dużo energii i pożytkował ją rozrabiając w domu. Zapakowałam więc dziecia do wózka, psa w kolczatkę i ruszyliśmy zrobić rundkę dookoła osiedla. W ostatniej chwili przed wyjściem wpadła mi do głowy myśl, żeby wziąć kilka złotych tak na wszelki wypadek, jakby mi się przypomniało, że coś ze spożywczaka potrzebuję. Jako że chłopaki byli już ubrani, nie miałam czasu zastanawiać się ile brać gotówki i zamiast kilku złotych wzięłam kilka stówek. Deszcz cały czas padał, ale ulewy nie było. Pies szalał. Postanowiłam, że go zmęczę na spacerze, to w domu będzie spokojny. I tak zamiast robić codzienne kółko, wyszliśmy za osiedle. Jakichś specjalnie rekreacyjnych terenów dookoła nas nie ma, ciekawych tras do spacerów też nie, więc wpadł mi do głowy niecodzienny cel wycieczki. Ok. 2km od nas mieści się sklep internetowy z wyposażeniem do łazienek. Tak sobie kombinowałam, że połączę przyjemne z pożytecznym. Chłopaki się przewietrzą (no synek pod folią przeciwdeszczową w wózku to niekoniecznie ) a ja obejrzę sobie na żywo przyciski do wc. Jak dochodziliśmy do sklepu to się rozpadało mocno. Zastanawiałam się czy wchodzić tam czy wracać do domu. Żal mi było psiaka, bo o ile wózek mogłam do sklepu wprowadzić, o tyle zwierzaka nie wypada, zwłaszcza tak niewychowanego jak mój. Z bólem serca przywiązałam go do płotu i weszłam do sklepu. Przyciski były, a i owszem, w cenie całkiem przyjemnej. Na tyle przyjemnej, że zdecydowałam się na zakup. Oczywiście innej niż na stronie internetowej sklepu. Całe szczęście że wzięłam trochę więcej drobniaków na bułki Sprzedawca wystawiał fakturę, a ja w tym czasie szybko rzuciłam okiem na wystawę. Miedzy innymi była bateria wannowa o której myślałam, ale której nie widziałam jeszcze na żywo. Zapytałam ile kosztuje. Okazało się że została jedna, ta na ekspozycji. Jest pełnowartościowa, ale cenę ma odpowiednio mniejszą. Przyjrzałam się jej lepiej. Nie miała żadnej ryski. Wyrobiona raczej też nie była, bo sklep na uboczu (w końcu to sklep internetowy) i nie ma tam za dużo gapiów i macantów. Niestety nie starczyło mi na nią drobniaków. Prosiłam sprzedawcę, żeby odłożył mi ją do poniedziałku, bo nie uśmiechało mi się iść do domu 2km, wnosić dzieciaka na 3 piętro, dać mu jeść, znosić go z powrotem i znów zrobić 4km do sklepu i z powrotem po tą baterię. Niestety nie było opcji rezerwacji towaru. Korzystając z okazji, że już byłam w sklepie zapytałam czy jest z tej serii bateria do umywalki. Była. Obejrzałam sobie migusiem, bo lało już mocno, a psiak czekał na zewnątrz. Zapytałam o cenę, bo ta na pudełku wydała mi się podejrzanie niska. Sprzedawca ją potwierdził. Ogłosiłam, że "jeszcze tu wrócę", zabrałam swoje przyciski, wózek, przemoczonego psa i podreptałam do domu. Wysuszyłam ogoniastego, nakarmiłam dziecko i zerknęłam do internetu. Nie myliłam się. Ceny tej baterii umywalkowej były zdecydowanie wyższe niż ta na pudełku, a cena w tym konkretnym sklepie była prawie taka sama, różniła się tylko cyfrą setek, dziesiątki i jednostki były takie same. I znów zapakowałam syna i ruszyliśmy do sklepu. Gdybym tego nie zrobiła, w poniedziałek biadoliłabym, że ktoś sprzątnął mi okazję sprzed nosa, bo mi się 4 liter nie chciało z domu ruszyć.Do sklepu udałam się oczywiście na nogach, bo auto zabrał rano mąż. Było już późno, więc nie był to już spacer, tylko przebieżka. Pokonałam te 2 km szybciej niż się spodziewałam. Mogłabym startować w konkurencji bieg z wózkiem, bo trenuję to regularnie. Wpadłam do sklepu 10 minut przed zamknięciem. Nabyłam drogą kupna baterię wannową z ekspozycji i baterię umywalkową z podejrzanie niską ceną na pudełku. Na fakturę czekałam jak na wyniki totolotka. Byłam pewna, że komputer wypluje inną cenę, wyższą, taką samą, jaka widnieje na stronie internetowej sklepu. Oczekiwałam w milczeniu i napięciu, ale nic takiego nie nastąpiło. Skoro szło mi tak dobrze, postanowiłam zaryzykować i zapytałam o cenę zestawów miska + deska. Były takie same jak w internecie. Próbowałam negocjować, bo w innym okolicznym sklepie internetowym są zdecydowanie niższe. To jedna z niewielu zalet mieszkania na peryferiach. Sporo tu sklepów internetowych. Sprzedawca powiedział, że nic nie może spuścić, bo ceny są sztywne. Jasne, te sztywne ceny właśnie mi się na fakturze drukowały. Zapakowałam swoje baterie do plecaka i marszobiegiem udałam się do domu, bo liczyłam, że dzięki temu jakiejś części garderoby uda mi się nie przemoczyć. W sumie zrobiłam pieszo 8km (nie za dużo, ale z wózkiem i obciążeniem w postaci zakupów w deszczu liczy się inaczej ) i zaoszczędziłam przyjemną sumkę edit: Mąż skomentował dzisiejszy spacer jednym zdaniem: "mam nadzieję, że jutro nie przyjdzie Ci do głowy, żeby miskę z deską do wc ze spaceru przytaszczyć". Nie przyjdzie, bo jutro święto i sklepy zamknięte. No i do plecaka miska się nie zmieści, co najwyżej deska
-
Nikt nic nie napisał, więc zaryzykowałam i kupiłam. Konkretnie zakupiłam Alsacia Haya - płytka drewnopodobna o wymiarach 30x60. Jestem pozytywnie zaskoczona. Płytki są równe i w długości i w szerokości. I co najważniejsze - nie mają łódkowatych wybrzuszeń jak inne drewnopodobne, które oglądałam w sklepie i o których się naczytałam (że normy je dopuszczają). Dobrze się tną. Ten konkretny model w realu wygląda lepiej - bardziej naturalnie niż na zdjęciach.
-
Jaki kolor ścian będzie pasował do mebli w kolorze olcha / czereśnia? Chcę uzyskać efekt przytulności. Pierwszy pokój jest bardzo nasłoneczniony (sypialnia), drugi mniej (pokój dziecięcy). Aktualnie przy takich meblach mam w jednym pokoju kolor żółty. Wybierałam najbardziej intensywny, a na ścianie wygląda raczej blado, nienachalnie. Dominuje kolor mebli. W drugim mam 3 kolory: intensywna zieleń, intensywna pomarańcz i ten sam żółty (pokój był malowany resztkami farb z innych pomieszczeń). Widać zieleń i pomarańcz. Żółć i kolor mebli gubią się.
-
Dzięki. Ja znalazłam Nawet spotkałam się z panem, który taki wzór wykonuje. O ile wzór podoba mi się bardzo, o tyle pan nie podoba mi się wcale. Wzór jak się domyślam objęty jest prawami autorskimi, więc nie będę go tu wklejać. Mam namiar na innego wykonawcę. Mam nadzieję, że zrobi mi coś podobnego, ale innego Ten weekend był mało remontowy, bo spędziłam całą sobotę w pracy, więc mąż musiał dziecko w domu bawić zamiast szaleć remontowo. Wieczór spędziliśmy w sklepie szukając kolorów ścian. No i podczas pobytu w sklepie zmieniła mi się koncepcja kolorów. Na razie na 100% wybrałam do salonu i na klatkę. W niedzielę odebraliśmy parkiet. Wyszedł pięknie. Kolor, jakiego zupełnie się nie spodziewałam. Jest jasnożółty, ale nie miodowy i nie szarawy jak nowy. Zdjęcie mam, ale nie oddaje koloru. Plan na ten tydzień to gładź na najniższej części klatki, tej prowadzącej do piwnicy. Podesty schodów, podłogi w łazienkach, ściany i podłoga w wiatrołapie. Sporo tego. Do tego mąż stwierdził, że będzie malował sam. Kibicuję mu gorąco, ale wcześniej muszę kolory wybrać. Niby łatwa sprawa - podjadę do sklepu, stanę pod tablicą i gotowe. Problem jest tylko w tym, że długo przez najbliższe dni pracuję, a sklepy otwarte tylko do 21-22. Z rana też nie dam rady tego załatwić, bo o 6 do pracy wychodzę. Na przyszły tydzień mam mieć sedesy, umywalki do łazienek, czyli też muszę je kupić już. Jakieś typy miałam, ale muszę to od nowa przemyśleć.
-
Wydaje mi się że nie. 3 linie podzielą koło na 4 części jedynie wtedy, gdy nie przecinają się. 3 linie równej długości, czyli takie same cięciwy. Przypomina mi to trójkąt równoboczny wpisany w okrąg. Tam pole trójkąta jest większe niż 1/4 pola koła.
-
nie mam tego numeru. Wiele lat temu (czyli tak z 15 ) znalazłam te schematy w internecie i z nich się kostki Rubika nauczyłam. Zagadka z zapałkami,
-
Dzięki
-
Najwieksza gafa i/lub przypadki roztargnienia czyli.....
Zakręcona odpowiedział zielonooka → na topic → Dział Porad życiowych
Kilka dni temu wpisywałam kilka razy kod do domofonu. Za każdym razem miła pani mówiła: "kod nieprawidłowy". Zaczęło mnie to irytować. Na wszelki wypadek upewniłam się, że nie pomyliłam klatek. Na szczęście nadszedł sąsiad. Mówię, że domofon nie działa. Wpisał swój kod i otworzył drzwi. Wielce zaskoczona wróciłam do domu i wieczorem opowiadam mężowi jak to się domofon na mnie uwziął. Zapytał jaki wpisywałam kod i wtedy do mnie dotarło. To był PIN do bankomatu... -
Na początek zdjęcia schodów. Jeszcze nie skończone. Zaczynamy w piwnicy. Podest: i schody do wiatrołapu: Podest na poziomie wiatrołapu i 3 schodki na parter: Pierwszy bieg z parteru na piętro: Spocznik między parterem i piętrem: Drugi bieg na piętro: W niedzielę spotkaliśmy się z nowym parkieciarzem. Konkretny gość, zdecydowanie tańszy od poprzedniego. Do pracy już we wtorek przystąpił jego ojciec. Dacie wiarę, że przyjeżdża do nas prawie 100km? Początkowo była opcja, że miał u nas nocować, ale chyba mu się nasze salony nie spodobały, bo wraca na noc do domu. Na chwilę obecną został przecyklinowany cały parkiet na piętrze. Potem rozebrany został parkiet na klatce i w obu pokojach przy drzwiach balkonowych: Wczoraj wieczorem zamówiłam kuchnię. Tak tak, u tego pana stolarza do którego miałam tyle zastrzeżeń. Przez tydzień myślałam o układzie szafek, który zaproponował i w końcu stwierdziłam, że nie jest zły. Wczoraj domówiliśmy szczegóły. Z kliku swoich rozwiązań nie zrezygnowałam, a w reszcie zdałam się na fachowca. Przez telefon super nam się rozmawiało, zupełnie inaczej niż na spotkaniu. Dziś korzystając z przymusowego urlopu mąż zamówił kontener na gruz 7m3. Oczywiście z ambitnym planem, że sam go załaduje. Kontener spóźnił się 2,5h i stanął na środku ulicy, więc czasu było jeszcze mniej, bo chcieliśmy żeby jeszcze dziś został zabrany. No i niesłusznie nie wierzyłam w małżonka. Sam załadował kontener prawie z górką. Niestety nie mamy jeszcze ładnego podwórka. Teraz widać, że pozostały gruz zapełni jeszcze ze 2 takie kontenery. Z czego to się wzięło? Zaczynam widzieć koniec remontu. Tzn klaruje się czas przeprowadzki. Wypisałam wszystkie prace jakie jeszcze trzeba wykonać i ich koszt. Jest tego skończona ilość, więc nie jest źle
-
Liczyłam na to, że pan od kuchni zapomni o mnie nie przyśle wyceny, lub że cena będzie z kosmosu. Wtedy ułatwiłby mi decyzję o szukaniu innego wykonawcy. A tu zaskoczenie. Dostałam w środę smsa z normalną ceną. Jak dodam do tego dobrą opinię jaką się cieszy jako stolarz nie mam wyboru - muszę się z nim przeprosić. Przemyślałam jego propozycje i kilka z nich nie jest złych. Za to z niektórych swoich rozwiązań na pewno nie zrezygnuję. Mam nadzieję, że się dogadamy. Wystawił nas za to polecany przez innych naszych fachowców parkieciarz. Miał wchodzić w poprzedni poniedziałek, Potem stwierdził, że dom musi grzać się tydzień przed jego pracami. Ok, wczoraj chcieliśmy potwierdzić najbliższy poniedziałek, a pan mówi że najwcześniej środa czwartek. Okazało się że i on i wspólnik trochę chorowali i mają obsuwę w terminach. Szkoda że nie powiedzieli tego od razu tylko wymawiali się temperaturą. Teraz twierdzą, że wyrobią się do końca przyszłego tygodnia. 2-3 dni starczą? Coś mi się wydaje, że powinno to trwać dłużej. Dlatego na niedzielę jesteśmy umówieni z innym parkieciarzem. Widziałam moje schody. Na zdjęciach w komórce, więc tak na prawdę mało zobaczyłam. Efekt jest identyczny jak na zdjęciach w necie które mi się podobały i które dałam na wzór fachowcom. Jutro zobaczę na żywo i wkleję fotki. Teraz szukam balustrady. Sprawa zrobiła się pilna bo dzieć zaczął się przemieszczać. Niby tylko czołga się jak żołnierz, ale posiadając takie umiejętności łatwo może ze schodów niezabezpieczonych spaść. Oglądałam już mnóstwo zdjęć w necie, gotowe elementy w markecie. Mam ogólny pogląd co mi się podoba, a co nie. Balustrada ma być kuta. Najlepiej prosty wzór, a wszystko co oglądam to jakieś kulki na prętach. Wiecie o co chodzi, no nie? Widziałam piękne wzory kwiatowe, takie jak zboże, ale to raczej droga impreza. Bardzo proszę o pomoc w znalezieniu wzoru prostego, ale jednocześnie nadającego się do wnętrza domu.
-
Wczoraj przyjechały płytki na schody. 900kg. Trochę miałam stracha, bo zamówiłam bez wcześniejszego oglądania w sklepie internetowym. Są ładniejsze niż na zdjęciach, prościutkie (żadnych wypukłości w łódkę). Po złożeniu tak pasują do siebie, że bez fugi można je kłaść. Fachowiec który na wszystkie nasze dotychczasowe kafle narzekał, tymi jest zachwycony. Nie wiem czy są tak idealne czy tak podziałała na niego informacja, że są hiszpańskie i niedostępne w żadnym sklepie stacjonarnym w naszym mieście. Z tego wyciągnął wniosek, że są drogie. No a skoro drogie, to muszą być dobre jego zdaniem. Zamówiłam dziś drzwi wewnętrzne. Wpłaciłam już zaliczkę, czyli nic już nie zmienię. Udało się, żeby wszystkie drzwi, łącznie z tymi w piwnicy, były identyczne. Biorąc pod uwagę wysokość dolnej kondygnacji (1,8m) i to, że drzwi do pralni muszą być dwuskrzydłowe, nie było łatwo znaleźć wykonawcę, który się tego podejmie. A taki który to zrobi za rozsądne pieniądze był jeden. Mam nadzieję, że będę zadowolona.
-
Po południu nastąpiła zamiana. Mój tato przyjechał zająć się wnukiem a ja pojechałam do domu, bo mieliśmy umówione spotkanie z panem od szafek kuchennych. Stolarz spóźnił się jedyne 2 godziny. Ponieważ wcześniej nie potrafił oszacować swojego spóźnienia, nie wiedzieliśmy, czy przebierać się roboczo i brać za coś, czy czekać, więc porobiłam zdjęcia (wreszcie był czas) i posprzątałam śmieci z domu. Znalazłam napęczniały karton soku, zużyte torebki herbaty w szafce. I pomyśleć że sami polecani i znajomi fachowcy u nas pracują. Wyniosłam 3 wielkie wory śmieci. Spóźnienie fachowca przełknęłam. Obejrzał kuchnię i zapytał czy mam jakieś sugestie co do rozmieszczenia sprzętów. Jak wyciągnęłam rysunek z rozrysowanymi szafkami zdziwił się. Od razu mój projekt skrytykował, że chcę w szafce drogi system, bo u niego kosztuje 900zł. Nie wiem czemu tak dużo, skoro taki sam w IKEA kosztuje 300zł. Zaproponował inny układ szafek. Taki też rozważałam, ale moim zdaniem jest mniej wygodny. Jest bardziej typowy, do złożenia z gotowych szafek. Ja po to zatrudniam stolarza, żeby zrobił mi mniej typowy, ale dla mnie wygodniejszy. Ja rozumiem, że pan zęby na tym zjadł i wie co się u ludzi sprawdza, ale ja mam swoje preferencje wynikające z mojego stanu zdrowia, z trybu życia mojej rodziny i niekoniecznie typowe rozwiązania są dla mnie najlepsze. Dla fachowca to co na blacie i pod blatem stanowi jedność. Czyli pod płytą gazową mam do wyboru szuflady, szafkę otwieraną lub piekarnik. Ja myślałam o zupełnie innym układzie i wtedy akurat płyta wypadała nad dwoma szafkami. Zlew chcę 1,5 komory z ociekaczem, czyli 1,5 komory nad szafką pod zlewową, a ociekacz nad kolejną szafką wypada. Nowość dla fachowca. Też kiedyś myślałam takim systemem jak stolarz. Dopiero na forum dowiedziałam się, że można inaczej. Kolejny element zaskoczenia dla stolarza to mikrofalówka poniżej piekarnika. Tłumaczyłam mu nawet dlaczego tak chcę, ale nie chciał się na to zgodzić. Wreszcie sobie przypomniał, że Józkowi też tak robił. Uff, czyli przejdzie. Jak już przedstawił swoją propozycję układu szafek nadmieniłam, że w jednej z szafek potrzebuję dodatkową półkę na patelnie. Zaniemówił z wrażenia, a ja korzystając z okazji pociągnęłam temat, że wyślę mu na maila dokładne rozmieszczenie półek w szafkach, bo u mnie każda szafka jest na coś konkretnego i typowe rozstawy mnie nie satysfakcjonują. Przerabiałam to w obecnej kuchni. Mam szafki z marketu meblowego (moim zdaniem trwałe, ładne no i dość tanie; gdybym miała typowy wymiar kuchni, kupiłabym je jeszcze raz) i w każdej z nich przesuwałam półki, dorabiałam, tak żeby wykorzystać optymalnie miejsce. Tego już nie zniósł. Powiedział mi jakie są rozstawy półek, wymiary szuflad i że tak jest i tak będzie, bo to ktoś mądrzejszy i od niego i ode mnie wymyślił. Już się miałam odezwać, że jedna z firm opatentowała inne rozstawy jako najwygodniejsze, ale z racji późnej godziny szkoda mi było czasu na dyskusje. Przeszliśmy do kolorów. Rano widziałam w necie zdjęcie koloru idealnego. Miałam go przed oczami. Niestety we wzorniku nie było takiego. Znalazłam 2 zbliżone. Do tych zaczęliśmy szukać korpusów. Okazało się, że plik próbek jest gruby, ale pasujących idealnie kolorów korpusów i frontów jest kilka. Spodobała mi się inna para, ale nie pasuje do moich płytek. Wertowałam ze 3 razy wzorniki. Pan się zniecierpliwił. A wystarczyło powiedzieć, że skoro mam takie wymagania co do koloru, to możemy zrobić kuchnię lakierowaną i po kłopocie. Właśnie, dobrze że dopytałam jakie będą te fronty. Mdf foliowany. Nie było wyboru Coś tam napomknęłam o laminacie i fornirze, ale fachowiec udawał że niedosłyszał. Przeszliśmy do blatów. To znaczy ja czwarty raz oglądałam kolory frontów, a pan wybrał mi blat. Idealnie pod kolor i wzór płytek, kontrastowo do szafek. Ładnie, ale byłabym bardziej zadowolona, gdyby dał mi do ręki i ten próbnik i mogłabym sama się przekonać, że ten jest najodpowiedniejszy. Później panu przypomniało się o oświetleniu. Chciał mi wcisnąć trójkątne halogenki. Mówię, ze absolutnie bo do wzoru frontu nie pasują. A właśnie. Tego jeszcze nie wybraliśmy. Niestety katalogu z wzorami pan przy sobie nie ma. Dobrze że tu mam wizję sprecyzowaną. Naszkicowałam co sobie życzę i fachowiec orzekł: "to W25". Dziś sprawdziłam na stronie producenta frontów (jak dobrze ze nazwa była na wzorniku kolorów) i pudło. Mój rysunek to W26. Przypomniało mi się jeszcze o uchwytach. Katalogu z nimi też stolarz nie miał. Zostawił w samochodzie, a deszcz padał, to nie chciało mu się iść te 10 metrów. Próbowałam opisać. Potem narysowałam kilka widoków uchwytu, ale fachowiec nie wiedział o co chodzi. Wreszcie znalazł w teczce broszurkę. Dobrze że mój uchwyt tam był. W międzyczasie byłą dyskusja o systemach w szafkach, szufladach, zawiasach. Poprosiła żeby wycenił dwie wersje. Jedną na tańszym osprzęcie, a drugą z bajerami. Nie był zachwycony, ale zgodził się. Cenę przyśle... za tydzień. Ja chyba jestem z innego pokolenia. W usługach zakładam że "klient nasz pan". Oczywiście informuję "jak się robi", co moim zdaniem jest najlepszym rozwiązaniem dla klienta, ale i tak zawsze robię tak, jaka jest wola klienta, choćby mi się nie podobało czy choć uważam, że klient wybiera rozwiązanie nierozsądne. Całe to spotkanie przypomniało mi wizytę stolarza od schodów. Miał takie samo podejście. Tamtego spuściłam po schodach już dawno. Z tym się waham, bo widziałam meble wykonane przez niego. Szafki w 3 różnych stylach, do 3 różnych typów pomieszczeń, z różnych materiałów i każda rewelacyjna. Co ciekawe, z masą przegródek zaprojektowanych przez klienta, z rozmiarami szuflad dostosowanymi do potrzeb klienta. No tak, ale zamówienie przyjmowała pani w salonie, a fachowiec tylko je realizował i co najwyżej mógł sobie pod nosem ponarzekać, co to za głupoty ludzie wymyślają. Na chwilę obecną nie wiem jak będą otwierane szafki (lewe czy prawe), czy wiszące to będą witryny czy nie, co z oświetleniem. Nie wiem co będzie tam, gdzie zostały nietypowe wymiary (28 czy 32cm). Nie wiem czy będą jakieś listwy maskujące nóżki. Gdyby cena mi odpowiadała, to pewnie dowiedziałabym się po zamontowaniu. Dla mnie szok. Jestem w kropce. Z jednej strony pan sobie pomierzył całą kuchnię, nierówną w każdym kierunku i wiem, że jest świetnym rzemieślnikiem. Z drugiej strony nie zamówię u niego czegoś, do czego nie jestem przekonana. Myślałam nad kuchnią długo. Jest to moje oczko w głowie, dużo ważniejsze od łazienek czy salonu i ma być dokładnie takie, jak sobie wymarzyłam. Zwłaszcza, że nie jest to tania rzecz i za często się jej nie wymienia. Ta kuchnia ma podobno starczyć na 15 lat. I mam już dość tłumaczenia się dlaczego gotuję codziennie 4 obiady (dla męża - kaloryczny, dla siebie - lżejszy, dla dziecka - dla alergika i dla psa), dlaczego w prawym kacie potrzebuję szufladę, a w lewym półki. Ja to mam przepracowane przez lata i wiem co mi się sprawdza, a co jest nietrafionym rozwiązaniem. Najbardziej ubawił mnie tekst, że moja kuchnia jest duża i po co mi tyle szafek. Pan chyba dużej kuchni nie widział. I nie czytał komentarzy z wątku kuchennego. Tam pisali, że mam małą kuchnię. No ale w porównaniu z klitkami w blokach z wielkiej płyty, mam przestrzeń. Ehh, idealnie byłoby, gdyby pan stolarz zatrudnił sobie do pomocy miłą panią Kasię czy Marysię, która "dopieściłaby" tak wymagających klientów, jak ja, a on by tylko wyprodukował ich wizje i pomysły. Bardzo jestem ciekawa, jak sobie ten swój projekt wyceni. Wstępnie powiedział, że 200zł drożej niż Ikea. Ciężko mi to porównać z jego dawną firmą, bo tam wyceniono mój projekt, a nie projekt stolarza. W tamtej firmie też nie zamówię, skoro nie mają tam teraz dobrego wykonawcy. Szukanie "w ciemno" - tu się dopiero mogę przejechać. Mam inny plan. Chciałabym zrobić tak, jak z regałami do przedpokoju. Projekt mój. Wykonanie małżonek. Tyle tylko, że to potrwa ze 2 lata, no i planowany wykonawca się na to nie zgadza.
-
Marysiu my w obecnym mieszkaniu mieszkaliśmy tak w remoncie. Z dzieckiem, które ma problemy z oddychaniem nie jest to możliwe. Wprowadzać się będziemy dopiero jak wszystkie farby wywietrzeją i cały pył budowlany usuniemy, a to może trochę potrwać. Na początek kilka zdjęć. Zafugowane ściany w dolnej łazience: Podłączony został już piec. Zaliczył już pierwszą awarię, ale działa. W poniedziałek przyjdzie fachowiec żeby go wyregulować. W całym domu są już podłączone kaloryfery i wreszcie jest ciepło, tzn. ok. 16-17 stopni. Kaloryfer w garderobie: Pomalowane też została kuchnia: Sobota minęła pracowicie. Rano moi panowie pojechali do domku w celu zniesienia mebli z pokoi z parkietem do innych pomieszczeń. Zanim zabrali się za robotę mąż pojechał do sklepów z rurkami pooddawać nadmiary i wziąć faktury. Miało mu to zająć chwilę, zajęło pół dnia. W tym czasie mój tato zabrał się za prace w warsztacie. Po zimie warsztat był w opłakanym stanie. Mimo zabezpieczenia tarasu folią, w warsztacie woda lała się z sufitu. Głównie przez to, że śnieg nie był na bieżąco usuwany. Tato szufelką wybrał całą wodę z warsztatu. Później taras został zabezpieczony nową folią (widok z balkonu z piętra): Ponieważ tato miał jeszcze czas, postanowił zamontować umywalkę. Z dostępnych po rozbiórce wybrał jedną i przyczepił. Znalazł też baterię i ją zamocował. Tak wygląda teraz jedyna czynna toaleta: Już można kulturalnie umyć ręce. Szkoda tylko, że kibelek trzeba miską spłukiwać. Docelowo sedes zostanie usunięty. Tato jak rozpędził się z robotą, to nie mógł przestać. Wyprzątnął jeszcze kąt warsztatu tak, żeby można było coś tam zmagazynować: Na deser moje ulubione zdjęcie. Ściana warsztatu zbudowana z desek, gazet i szmat:
-
kama dzięki za słowa otuchy. Dziś zaświeciło słońce i od razu wydaje się, że wszystko się ułoży.
-
Nauczona wcześniejszym doświadczeniem (sporo przepłaciłam) postanowiłam sama zakupić dla hydraulika osprzęt niezbędny do zamontowania pieca. Część materiałów mąż zakupił w hurtowni razem z piecem. Co ciekawe - taniej niż w markecie. Po resztę udałam się osobiście do marketu budowlanego z listą od fachowca. Wydaje się, że zakupy z listą to łatwizna. Okazało się, że jednak nie, jeśli ktoś, tak jak ja, zupełnie nie zna się na śrubunkach i rodzajach zaworów. Problem był w tym, że nazwy na liście nie odpowiadały nazwom produktów w sklepie. Poza tym na kratce brakowało niektórych parametrów. Spędziłam w sklepie kilka godzin, nazbierałam masę żelastwa, a w kasie serce mało mi nie stanęło. 1500zł. Hydraulik mówi, że niby część z tego będzie do zwrotu, bo kazał kupić akcesoria nie widząc uprzednio pieca, ale i tak sporo pieniędzy na to pójdzie. Teraz widzę ile mi czasu i nerwów oszczędził dzięki temu, że robiąc instalacje sam kupował materiały. Przy okazji wizyty w sklepie rzuciłam okiem na farby. Wstępnie wybrałam jakiś kolor do kuchni. W niedzielę okazało się, że pan od ścian chce malować kuchnię i farbę potrzebuje. Nie było mu jak jej dowieźć, bo w międzyczasie popsuł nam się samochód, więc fachowiec sam kupował farbę. Mam nadzieję, że będę zadowolona z koloru, na który jedynie zerknęłam w przelocie. A myślałam kiedyś, że farby będę starannie dobierać korzystając z próbek. W sobotę przyjechali panowie montować drzwi zewnętrzne szt.2 (na prawdę zewnętrzne i miedzy wiatrołapem a domem). Zewnętrzne wstawili. Tak było wcześniej: A tak jest teraz: Później zdemontowali drzwi i futrynę między domem i wiatrołapem. Otworzyli karton z nowymi drzwiami i zaskoczenie. Karton nieuszkodzony, a futryna wgięta. Szybko zadzwoniliśmy do sprzedawcy, mówi że ma na magazynie jeszcze jedne takie drzwi, wiec to nie problem i zaraz wymieni. Na wszelki wypadek poszedł je sprawdzić i też okazały się uszkodzone. Trzeba więc było ściągnąć drzwi z daleka i dopiero dziś zostały wymienione. Mam nadzieję, że te są już w porządku. Położone są już płytki w dolnej łazience. Ze względu na zepsute auto fugi kupował fachowiec kierując się numerkami, które kiedyś sobie "przy okazji" w sklepie odpisałam. Ciekawe co z tego wyjdzie. Kafle w dolnej łazience - przed fugowaniem: Poza tym skute zostały cudowne żółte kafle na klatce na parterze i podkuty został jeden ze stopni. Przy okazji szanowny małżonek uszkodził jeden z nowych kafli w kuchni. W tle widać dziurę po starych drzwiach, czekającą na nowe. Poza tym są same problemy. Z fachowcami - nie możemy się dogadać co do terminów, tego na kiedy jakie materiały potrzebują. Była akcja schody "na wczoraj", potem okazało się, że to dopiero po połowie miesiąca, teraz znów na wczoraj. Parkieciarz opóźnia się o tydzień, bo budynek musi być ogrzewany przez tydzień przed jego wejściem, a piec jeszcze nie działa. Ze ścianami i drzwiami. Ściany są tak nierównych grubości, że z ościeżnicami regulowanymi mogę się pożegnać. Muszę kombinować ze stałymi. Z meblami do kuchni. Zakład co je będzie robił pracuje w godzinach mojej pracy,a muszę tam osobiście jechać kolory wybrać. Z autem. Jest w warsztacie i nie wiadomo ile czasu tam jeszcze spędzi. Przestałam ogarniać. Nie potrafię określić terminu przeprowadzki, a muszę to wiedzieć, żeby podać w żłobku, do kiedy dziecko będzie uczęszczać do tej konkretnej placówki. Rodzina zamiejscowa wybiera się na roczek w Boże Ciało, a ja nie wiem, czy będzie ich gdzie przenocować. Mam dość już tego tempa przy remoncie. Chciałabym żeby trwał dłużej i spokojniej, ale się nie da, bo fachowiec od maja ma robotę w innym mieście.
-
Zaległe zdjęcia - robione w weekend i na szybko. Jak będą gotowe to postaram się o lepsze ujęcia. Łazienka górna: Dosztukowane płytki w garderobie: Byli panowie z wodociągów i wymienili przeciekający zawór. Podłoga w pralni na samodzielne zdjęcie się nie załapała. Pozuje w towarzystwie pieca i osprzętu:
-
Inspekcja była. Zdjęcia wstawię jak się wyśpię, bo ostatnio ciągle w niedoczasie jestem. Aktualnie sen z powiek spędzają mi drewnopodobne płytki na schody. Waham się między zakupem: - w markecie: tanie, blisko, można zwrócić nadmiar, dokupić jak braknie, ale są w kształcie łódki, z drugiej strony ludzie je mają i z nimi żyją - pobliskiej hurtowni: podobno lepsza jakość - inna marka niż w markecie, cena wysoka, blisko - sama sobie przywiozę do domu w dogodnym terminie, dwutygodniowy czas oczekiwania na odbiór - w internecie: marka ta sama co w hurtowni, cena łącznie z dostawą niższa niż w hurtowni, ale obawiam się czy dojadą całe i że przyjadą w godzinach, w których nie będzie kto miał ich odebrać, przyjadą za 2 dni. Tylko co ja zrobię jak te droższe też się okażą wypukłe. Wiem że jest to dopuszczone przez europejskie normy. Znalazłam wykonawcę drzwi wewnętrznych. Tak w ciemno, nie widziałam jego realizacji na żywo. Mam nadzieję, że się nie zawiodę.
-
emjot zdecydowałeś się na płytki firmy Cristacer? Jak wrażenia? Też mam na oku płytki tej firmy, ale nie widziałam ich na żywo. Ma ktoś?
-
WESOŁYCH ŚWIĄT! Korzystając z dnia wolnego jadę dziś skontrolować zaawansowanie prac.
-
W piątek na spotkanie z parkieciarzem nie dotarłam osobiście, bo znów doba okazała się za krótka. Byli moi panowie. Do fachowca nie mieli zastrzeżeń. Ja mam za to zastrzeżenia co do ceny. Jest zdecydowanie wyższa niż przeciętna u nas w mieście. Plusem tego jest to, że jest z polecenia. Mam już spartoloną podłogę w kuchni, to może chociaż w pokojach będę mieć ładną. Ale na to też gwarancji nie mam. Przecież płytkarza też mam z polecenia. Z drugiej strony nie mam hektarów parkietu, więc i nie przepłacę bardzo dużo, więc może oszczędzę czas castingu na inne prace. W domu prace postępują. Niestety fotek brak, bo czasu mi znów zbrakło. W sobotę intensywnie poszukiwałam płytek do dolnej łazienki. Mam za dużo wymagań odnośnie wzoru, rozmiaru i koloru kafelka. A jak już znalazłam ten idealny, okazało się, że kiepsko z jego jakością. Pół dnia zajęło nam odbieranie prac i omawianie kolejnych robót z wykonawcą. Płytki na podłodze w kuchni zdaniem jego i poziomicy są krzywe. Moje uzbrojone oko tego nie wychwyciło. Bardzo długo dyskutowaliśmy o wykończeniu jednej ze ścian w korytarzu. Była krzywa we wszystkich płaszczyznach, cześć z niej odpadło po usunięciu metalowej futryny na schody do piwnicy. Fachowiec usiłował ją naprawić w miejscu futryny wstawiając płytę kg. Dzięki temu jeszcze bardziej zwiększył nierówności. Później zdecydowaliśmy się rozebrać płytę kg na całej ścianie schodów. Wyszło jeszcze gorzej. Fachowiec proponował żeby ją odbudować, a ja chciałam wyrównać nierówności tynkiem. Oczywiście usłyszałam, że „nie da się”, bo jest za dużo płaszczyzn, w których są nierówności. Rozpisałam mu plan równania – względem czego po kolei ma to robić. Kręcił głową. Wczoraj widziałam efekt. Dla mnie rewelacja. Wreszcie ta ściana mnie nie razi, nie rzuca się w oczy. A czy jest prosta? Na pewno nie. Wczoraj mieliśmy spotkanie z poleconym stolarzem. Przed – korzystając z 30 minut luzu czasowego - kupiliśmy wannę. Oczywiście wcześniej wybraną. Jaki ten akryl lekki w porównaniu z dawnymi żeliwnymi wannami. Na spotkanie oczywiście się przygotowałam. Przejrzałam setki realizacji. Miałam koncepcję co mi się podoba, co nie. Było tez kilka kwestii w których chciałam posłuchać podpowiedzi fachowca. Pan przyjechał, przyniósł z samochodu próbkę i pokazał mi jak będą wyglądały moje schody. To na temat koloru i „fasonu” stopnia ja nie mam nic do powiedzenia?? Potem przedstawił ile gdzie wypuści, gdzie przymocuje barierkę. Określił nawet jakiego koloru zrobi tą ramkę na ścianę (w kolorze ściany, nie stopni). Pooglądał, powydziwiał, że schody wąskie, że krótkie, ale nieproste, że ma oprócz stopni jeszcze spocznik zrobić. Bardziej od schodów interesowało go zaglądanie do innych pomieszczeń i komentowanie co i jak jest zrobione oraz wypytywanie o sprawy zupełnie niezwiązane ze schodami. Gdybym nie była tak zmęczona, to bym go wyprosiła. Oczywiście na żadną rade dotyczącą wizualnego połączenia schodów, które mają być w drewnie z tymi, które mają być wykafelkowane, nie doczekałam się. Na koniec stolarz chwilę pomyślał i podał cenę za same schody, bo barierkę, to on zleca, więc nie wie ile będzie kosztowała. Przeglądałam oprócz zdjęć również ceny, więc miałam świadomość, że dębowe schody to nie jest tania rzecz, ale cena którą pan podał, wbiła mnie w podłogę. I to była cena z tekstem: „tyle to ja brałem 3 lata temu, ale od was więcej nie wezmę, bo jesteście młodzi, to i tak pewnie więcej nie macie”. Teraz już wiem po co do innych pomieszczeń zaglądał. Aa, i jak chcemy się w maju wprowadzać, to za 2 dni trzeba deski rozcinać. Oj nie lubię, jak mnie ktoś tak popędza z decyzją. Ogólnie byłam zniesmaczona wizytą i zaskoczona, bo to uznany stolarz. No i znów dylemat. Szukać kogoś innego „w ciemno” czy… no właśnie co. Temu zarobić nie dam, bo nie znoszę ludzi o takim podejściu. I tak powstał nowy pomysł łączący moje wcześniejsze wizje. Marzeniem było, że by całe schody (łącznie z tymi do piwnicy) były w drewnie. Wycofałam się z tego, bo to niepraktyczne i drogie. Ale od czego mamy płytki drewnopodobne? Schody będą wyglądały jak drewniane, będą praktyczne jak gresowe no i przede wszystkim identyczne na całej klatce. Miałam plan, żeby położyć woodentic, ale czytam, że na schody nie nadaje się absolutnie. Szukam dalej. Mam wizję, jak chcę żeby to wyglądało i szukam materiału. Nadal pozostaje problem mocowania balustrady. Szczegóły problemu obfocę w pierwszej wolnej chwili. Nie wiem czy dobrze mi się kołacze, że są gresowe stopnice z noskiem, bez pasków antypoślizgowych, najlepiej duże, żeby fugi nie było? Położone zostały płytki w pralniokotłowni. Podłoga faluje jak fale Dunaju, to i płytki falują, ale wygląda to przyzwoicie. Nie ma różnicy wysokości między bokami przylegających płytek. Oczywiście nie odbyło się bez skuwania, bo mąż z tatą zalecili zrobienie innej wysokości cokołu niż ustaliliśmy wcześniej. Na miejscu są też brakujące płytki w garderobie. Udało się kolor i wzór dobrać niemalże idealnie. Fuga jest chyba taka sama.
-
Poli widzę że wiele nas łączy Też nie mogę wypocząć, widząc że nie wszystko jest czyste. A że mam ciekawsze zajęcia niż szorowanie fugi szczoteczką do zębów, postawiłam na względy praktyczne. Szafki będą jednak brązowe, nie jak planowałam wcześniej kremowe. Kuchnia jest bardzo widna, więc ciemno przez kolor frontów nie będzie. Po ostatniej wizycie u siostry zmieniła mi się koncepcja drzwi wewnętrznych. Jej drewniane mnie zachwyciły. Tanie nie były, ale warte swojej ceny, jeśli chodzi o jakość wykonania. Tyle, że robią tylko w kolorze, a ja myślałam o białych - tak pod kolor okien. Niby nie jakaś firma-krzak, a mieli spora obsuwę czasową mimo ciągłych przypomnień telefonicznych, raz umówili się na konkretny dzień i godzinę na montaż i się nie pojawili. No ale drzwi są piękne... Jutro spotkanie z parkieciarzem. Kolejny wykonawca z polecenia. Już się boję. Dziś studiuję rodzaje lakierów do parkietu i powoli gubię się. Potrzebuję taki o dużej wytrzymałości - pso- i dziecioodporny. Co radzicie? Może śmierdzieć
-
Najnowsze wieści z frontu. Fachowiec twierdzi, że skuł środek podłogi, ułożył gres od nowa i teraz jest prosto. Skontrolujemy to w piątek. Jeżeli chodzi o fugi na ścianie, to zaczął podczyszczać i twierdzi, że jest lepiej. No i ma swoją teorię odnośnie fug. Chyba pierwszy raz widzi kontrastową fugę. Jest pewien, że nie przewidzieliśmy efektu i dlatego nam się nie podoba. Dlatego zaproponował, żeby usunąć tą ciemną fugę i położyć jasną jeśli nam się nie spodoba wygląd po czyszczeniu. Jasne jasne. Tylko czyszczenie ciemnej fugi jest w cenie jako poprawka, a usunięcie ciemnej fugi i położenie jasnej to dodatkowe roboty. Czy tak trudno zrozumieć, że ja chcę ciemną? Jemu się nie musi podobać. Ważne, żeby mnie się podobało. Zrobiłam dziś wreszcie porządek w rachunkach. Do chwili obecnej wydaliśmy 49000zł. Na co to poszło??
-
No mnie się nie odmieniło. Ale może za krótko w szpitalu byliśmy. Tylko 3 tygodnie. Święte słowa. Mój dom - moje reguły.