Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Badija

Users Awaiting Email Confirmation
  • Liczba zawartości

    279
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Badija

  1. Też mam na elewacji w projekcie klinkier. Ale dwa lata temu postawiliśmy klinkierowy płot przy poprzednim domu i wiem, że to było morderstwo dokonane na portfelu. Niby cegła nie taka droga, ale okazało się że potrzebna barwiona zaprawa, bo niby można podbarwić na placu budowy metodą gospodarczą, ale potem płowieje. Ta nieszczęsna zaprawa kosztowała drogie tyle co klinkier, do tego robocizna. Teraz wiem, że klinkier to może ewentualnie ale jako ozdobnik. A miały być całe ściany. I* pewnie to nawet ładne by było...
  2. No, ale przyznasz, że wycenę to bez problemu można zrobić i na 300. To nawet ja potrafię. Jeśli jest powód dla którego tu jesteśmy to właśnie taki, żeby się dowiedzieć ile metr kwadratowy szyby w określonym profilu jest realnie wart. Mam w projekcie 12 m2 ogrodu, zamierzam ogród powiększyć do 16-20 metrów, ale w żadnym wypadku nie zapłacę 50 tysia.
  3. Pluszku, dzięki za rozsądne wypowiedzi. Nasz znajomy zrobił teraz ogród zimowy o powierzchni 8 metrów kwadratowych. Robił sam. Cena materiałów wyniosła 4 tysia za ściany i 2 za dach, czyli w sumie 6. Za ogród dwa razy większy wyjdzie dwa razy tyle. Facet wprawdzie robił w profilach PCV, więc przy wyborze droższego materiału wyjdzie trochę drożej, ale w 15 tysia powinno się zmieścić. Sory, Aluland, takie wypowiedzi nie są przekonujące. Zamiast tłumaczyć, robisz z nas idiotów. Idioci może i jesteśmy ale nie aż tacy, żeby płacić za coś 3 razy tyle ile powinno kosztować. Czy rzeczywiście nie masz ŻADNEGO argumentu, dlaczego POWINNO być 55 tysia?
  4. Asiu, ładnie się te okna wpisały w klimat całości. Powinszowania z powodu dobrego smaku i konsekwencji w zachowaniu stylu ruralistycznego (tak go nazywają w moim planie zagospodarowania przestrzennnego ) lub rustykalnego, osobiście wolę go nazywac wiejskim.
  5. Dorzucę tylko, że przeważnie rozmawiamy o kasie, Oki, w końcu piszemy o realnym kosztorysie, ale od kasy ważniejsze jest współdziałanie w rodzinie, wspólne "ciągnięcie wózka" i konsekwencja. Z mężem nie mamy jakiś dzikich osiągów finansowych, ot, normalnie. Jesteśmy jednak zgraną ekipą i sama dziwię się czasami, jak dużo można zrobić. Tak z roku na rok dorzucając cegiełkę. Ciągle się wydaje, że za wolno idzie. Ale kolejnene etapy zaplanowanych działań sa wykonywane i okazuje się, że szybciej niż zamierzaliśmy.
  6. Sory za wklejenie przydługiego tekstu, ale wydał mi się porażająco na temat.
  7. Czy podzielimy los Japonii? Zbigniew Papiński | Środa [20.05.2009, 14:10] 29 grudnia 1989 roku indeks tokijskiej giełdy Nikkei dotarł w ciągu sesji do najwyższego poziomu w historii, czyli 38 915,87 punktów. W tym roku minie okrągła 20. rocznica tamtego rekordu, a jednak nie będzie ona zbyt radosna. Mimo odbicia się od ostatnich minimów Nikkei zamknął się dziś na 9344,64 punktów, czyli aż 76% niżej niż przed dwudziestu laty. Jeśli weźmiemy pod uwagę stracony czas i koszt alternatywny kapitału inwestowanie długoterminowe w Japonii nabiera nieco innego znaczenia niż na innych rynkach. Tymczasem aktualne wieści z japońskiej gospodarki są naprawdę ponure. Dzisiejszy „Financial Times” podał informację, że PKB Kraju Kwitnącej Wiśni skurczył się licząc kwartał do kwartału aż o 4%. Powodem był gwałtowny spadek popytu krajowego i kurczący się eksport. Gdyby taka tendencja potrwała dłużej PKB Japonii spadłby ponad 10% w tym roku. Oczywiście oficjele zapewniają, że już widzą światełko w tunelu (oby to nie nadjeżdżał pociąg) i dzięki wydatkom rządowym gospodarka japońska zacznie wkrótce wracać do równowagi. Rodzi się tu pewna wątpliwość czym jest równowaga w kraju od lat pogrążonym w stagnacji? Dlaczego mamy akurat teraz zajmować się Japonią? Nie, nie chodzi o byłego prezydenta, który nam obiecywał stworzenie nad Wisłą „drugiej Japonii”, ale o coś zupełnie innego bardzo luźno powiązanego z polityką. Japonia przeżywała kryzys podobny do amerykańskiego już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Jak łatwo się domyślić, zaczęło się od nadmuchania spekulacyjnej bańki na rynku nieruchomości. Nie było to wcale trudne w kraju o tak niewielkiej powierzchni. Ziemia i położone na niej budynki stały się cenne niemal na wagę złota, a Tokio zyskało renomę najdroższego miejsca na świecie. Metr kwadratowy działki położonej w dzielnicy Ginza kosztował około milion dolarów. Po pęknięciu balona w ciągu kolejnych 5 lat cena spadła stukrotnie. Oczywiście jak zawsze doszło do nadużyć i korupcji - tak niedomiennie bywa w sytuacjach, gdy w grę wchodzą olbrzymie pieniądze. Tymczasem władze uznały, że najlepiej będzie jeśli obetną stopy procentowe do jak najniższych możliwych poziomów i udzielą pomocy rządowej bankom, a sytuacja jakoś sama się unormuje. Czy to nie brzmi dziwnie znajomo? Tak, właśnie w bardzo podobny sposób, ale ze znacznie większym rozmachem próbują zażegnać kryzys obecnie Amerykanie i wtórujące im rządy innych najbardziej rozwiniętych państw. Poprzednio taka taktyka do niczego dobrego nie doprowadziła, a tym razem skala kreacji pustego pieniądza sprawia, że wkraczamy w zupełnie nowy nieznany okres w historii. Jedyne, czego możemy być pewni to wyższa inflacja, a wyłączną zagadką jest kiedy ona się pojawi. W końcu ten strumień pieniądza zmusi ludzi do ucieczki do wszelkich aktywów, które są od niego niezależne. I tu pojawia się pewna nadzieja dla posiadaczy akcji. Całkiem prawdopodobne, że już nie ujrzymy nowych minimów na rynkach giełdowych, ale tylko dlatego, że pusty pieniądz musi zostać na coś zamieniony, a nie z powodu jakości notowanych spółek. Już teraz w Polsce dostrzegamy ciekawe zjawisko, że realne stopy procentowe stały się ujemne. Jakoś przeszło to niezauważone tylko dzięki temu, że trwa wojna depozytowa między łaknącymi środków bankami, które w wielu wypadkach oferują oprocentowanie wyższe od tego z rynku międzybankowego (WIBOR 3M wynosi 4,03%). Tymczasem podstawową stopę referencyjną NBP ustalono na 3,75% (taka jest minimalna rentowność siedmiodniowych bonów pieniężnych), a inflacja roczna z ostatniego odczytu to 4%. Ekonomiści co prawda przewidują, że inflacja zacznie spadać, ale RPP także w takim przypadku może dalej ciąć stopy aż do 3%. Wtedy niezadowoleni ze spadającego oprocentowania lokat klienci zechcą poszukać czegoś ryzykowniejszego i skierują się w stronę rynków akcji kupując na przykład jednostki funduszy na zasadzie wyboru mniejszego zła, nie do końca przekonanych do jakości spółek i ich wyników. Podobne zjawisko występuje w wielu krajach i stąd dodatkowo wykreowana rzeka kapitału płynie na rynki akcji, które rosną na przekór fatalnym danym ze spółek czy gospodarek. Same wskaźniki wyprzedzające raczej nie uzasadniają aż tak gwałtownego odbicia jak to, które trwa i wcale nie jest powiedziane, że już się zakończyło. Niestety doświadczenia japońskie wskazują, że świat może pójść podobną ścieżką, ale tym będziemy się martwić dopiero za jakiś czas, kiedy zmiecione pod dywan śmieci zaczną niezbyt przyjemnie pachnieć. Źródło http://www.notowany.pl/artykul/7869/czy-podzielimy-los-japonii
  8. Daszum, jesteśmy niby w podobnej sytuacji. Kupiliśmy działkę na najładniejszej mazowieckiej wsi (słowo! ) Ale jeseśmy tu jedyną "nową" rodziną, cała reszta mieszka od pokoleń, a nawet etnicznie nie wygląda to wesoło, bo oni są... potomkami sprowadzonych Holendrów. Tylko Holendrzy byli w stanie żyć nad wylewającą ciągle Wisłą (dziś są wały przecipowodziowe). Do społeczności "wprowadziła" nas sąsiadka, od której kupiliśmy ziemię i z którą się zaprzyjaźniłam. Na imprezie wiejskiej małż "sponsorował" atrakcje. Ja pomagałam sołtysowi pisać pisma... Teraz klimat jest OK, może nawet lepiej niż OK, bo na prawdę bardzo miło nas traktują. Nie radziłabym jednak ustwiać się przeciw sąsiadom. Mialam wrogich sąsiadów na poprzedniej działce i był to jeden z powodów, dla których buduję nowy dom. Oni Cię mogą skasować, jak się zawezmą, lepiej się moim zdaniem wkupić do społeczności a nie stawać okoniem, choćby w towarzystwie napływowej sasiadki. Osoby, które mieszkają na nowych podmiejskich terenach, gdzie wszyscy się właśnie wybudowali, nie czują tego klimatu. Ale i tak nie zamieniłabym mojej wiochy na żadną inną.
  9. W środku chcę betonowe obłożone drewnem. - taniej - czyściej pod spodem - umożliwia wygospodarowanie dodatkowego schowka lub spiżarni Ale w projekcie mam drewniane na konstrukcji stalowej i nie wiem, co z tym zrobić?
  10. Moje przemyślenia odnośnie salonu (czy pokoju dziennego, jak go zwał... ) 20 metrów - za mały (mam teraz, jest ciasno) 30 metrów - jeszcze trochę mało (miałam) Niezależnie od powierzchni domu i tak wszyscy siedzą właśnie w salonie. (Przynajmniej u nas) Optymalnie jest tak ze 45 metrów kwadratowych jednego pomieszczenia. Większe zaczyna wyglądać jak naleśnik - duże i płaskie (bo sufit) A otwartej przestrzeni nad salonem nie zrobiłabym ze względu na koszt ogrzewania i komfort użytkowania (ciepłe powietrze zgodnie z prawami fizyki zwiewa do góry).
  11. Stokrotka, przede wszystkim jednak publicystów. Przykładem jest Benedykt XVI. Nie tylko znakomity teolog, głebokiej duchowości o szerokim wykształceniu i inteligencji. Jan Paweł był "nasz", ale mnie osobiście znacznie lepiej czyta się obecnego Papieża: Spe salvi, Jezus z Nazaretu - każdemu polecam. A zrobiono z niego antysemitę, co zdjął ekskomunikę z biskupów bractwa Piusa X, itd. przeciwnika muzułmanów, wroga pojadnania międzyreligijengo i odludka. Stokrotka, są intelektualisci w kościele. Tylko, że jak jest mowa o religii, to pokazuje się na ekranie zagubioną kobiecinę w chustce, a jak zblizają się święta, to wiadomo, że znów wypłynie temat molestowania seksualnego dzieci przez księży. Takie dorabianie gemby przez tych, co wiedzą co "postępowe" a co "wsteczne".
  12. Brzoza, nie jest ładnie praktycznie wszystkich wypowiadającyh się w watku wyzywać od kołtunów. Zwyzywanie rodziców, nie przekona ich, że źle przygotowana reforma jest reformą dobrą. To powiedziałam ja, kołtun Badija
  13. A co ma pozew Wałęsy przeciwko Lechowi Kaczyńskiemu z książkami Zyzaka i IPN-u? Poza tym, gdyby to było orzeczenie Sądu, to może i jakis argument by był, ale sory - pozew to mozna sobie dowolnie długi na dowolny temat napisać.
  14. Fajna dyskusja. Ssiwy, ja nie wiem jak Ty to czytasz, że wychodzi Ci zmienne nauczanie Koscioła, bo akurat w przytoczonych przez Ciebie samego fragmentach widać, że zmienił się język a nie nauczanie. Sodomia była grzechaem i masturbacja pozostała grzechem, a winę zawsze oceniano proporcjonalnie do intencji (wiedzy, świadomości itp ) - i to już od Świętego Augustyna ( a nie od Vaticanum II) Człek sie boryka z własnym ograniczeniem, wie że wie bardzo niewiele, wie że ludzka wiedza jest ograniczona i ogarnia skromne tu i teraz, do tego historycznie zmienne. Stara się podpatrzeć "drugą stronę lustra" ale wie też, że zawsze jest to tylko usiłowanie. Dlatego chętnie siega po autorytet Pisma i autorytet tradycji. Bo tak łatywiej mu żyć. Poza tym, jak widzi praktykę zgodną z owym autorytetem i praktykę z nią sprzeczną, to wie, że woli żyć wedle autorytetu, bo jemu samemu jest z tym lepiej. A figura - pt. jestem agnostyk, wszystko mam gdzieś, kościoła nie znoszę, ale wiem jak go poprawić, jest mocno irytująca. Sam się popraw, zanim zaczniesz poprawiać innych. Żyjecie w konkubinatach - zyjcie, uprawiacie seks na lewo i prawo - uprawiajcie uważacie, że życie może być przedmiotem decyzji - można i tak Tylko skąd ten mentorski ton, który narzuca własne rozwiązania (osobiście uważam, że dość kiepskie) kościołowi?
  15. Stokrotka, myślę tak jak Ty. Mam w domu pięciolatka i za rok pójdzie do szkoły. Oznacza to w praktyce, że będzie w budynku obok i że będę płacić za prywatną szkołę więcej niż za prywatne przedszkole. Przeżyję. Plus jest taki, że jak piszesz rok wcześniej skończy studia. Żal mi jednak dzieci ze wsi, które trafią do szkół nieprzygotowane, rok wcześniej i zamiast wyrównywać szanse - ucząc się dłużej, to zacznie się ich uczyć wcześniej. 95 % dzieci jest niedojrzałych, nauczyciel dostosuje się do nich, nie zrealizuje programu. W rzeczywistości nie tylko wyjdą ze szkoły (często zawodowej) rok wczesniej, ale także umieć będą mniej, bo im się realnie rok nauki zabiera. Co to za nauka grupy trzydziestu sześciolatków? W mojej szkole będzie OK, ale w wielu szkołach - nie.
  16. Jak się czyta o tych "hipotetetycznych" i jak rozumiem, dla wielu osób realnych problemach, to jednak cieszy się człek, że się na autorytet instytucjonalny załapał i życie ma nudne.
  17. To samo było w Stanach z ciążami małoletnich program jeden zakładał naukę antykoncepcji program drugi - uczenie "wstrzemięźliwości' I okazuje się, że ilośc ciązy wśród nastolatek przy programie pierwszym rośła zamiast maleć, bo po prostu po szkoleniu wpadały na pomysł, że "należy to robić" zapominajac o metodach technicznych, bo... emocje brały góre. I dopiero niepopularna edukacja w zakresie wstrzemięźliwości przyniosla jakieś efekty.
  18. I tak kobitki wykazujecie nieziemską cierpliwość. Należy się wam podziękowanie. Ale Kościół jeden po prostu jest. To działa tak, że wewnątrz jest dyskusja, interpretacje, typ rodzin takich i innych, ruchy, zakony, instytuty, Toruń, Kraków, Zakopane, ale potem całość mówi jednym głosem (wiadomo czyim ) I dlatego Ojciec Salij używa tych samych argumentów co Benedykt XVI i Tischner tak samo na tę całość się składa, jak Twardowski. Dagga, starałam się nikogo osobiście nie dotykać i tylko przedstawić dotrynę, bo zdawało mi się, że jak wy o sekciarstwie i tych starsznych gówniarzach w sutannach, co nie chcą parafianek o cytologii pouczać, to z powodu braku wiedzy, więc się wzięłam za wyjaśnianie. A że jestem przekonana, że Kościół ma rację. Cóż, nie wszyscy chodzą do kościoła nie wiedząc dlaczego to robią.
  19. 1. W nawiązaniu do tych, którzy cytują księdza Tischnera i księdza Twardowskiego w wypowiedziach wymierzonych przciw Kościołowi 2. W nawiązaniu do krytyk "kościola toruńskiego" czy innych personalnych wycieczek - kościół jest jeden czyli Ecclesia est una, sancta, catholica et apostolica.
  20. Ecclesia est una, sancta, catholica et apostolica.
  21. To nie jest tylko agresja, ale doprwadzenie do absurdu argumentu, że ocena wymaga jakiejś nieludzkiej wiedzy na temat działania WSI (wszyscy wiedzą o jakie służby chodzi). Owszem, mój syn również za parę lat może oceniać zaangażowanie w system, który był: 1) Totalitarny (jak nazizm) 2) wspierał obcą dominację polityczną Sowieta 3) z ramienia służb, które de facto sprawowały realną choć niejawną władzę 4) bo jawna należała do proletariatu Myślę, że nie oceni tego inaczej niż: kanalie I żeby te typy faktycznie w pampersy robiły, ale one teraz jak mój w...ujcio mają po 60 lat i albo biorą emerytury 6 tysia i wzwyż albo nadal są u żłoba (dla odmiany kapitalistycznego). I to jest NIESPRAWIEDLIWE, tak po prostu.
  22. Każde środowisko skłócone wewnętrznie rozpadnie się, a człowiek jest za słaby aby być sam. Łatwiej jest kochać innych mając mocne oparcie we wspólnocie, która jest jedna i niepodzielona, trwała i niezmienna, ciągle stała i ta sama mimo upływającyh wieków i kruszących się politycznych potęg, ożywiona świętością świętych i codzinnym oddaniem zjadaczy chleba, o których jedyną historyczną wzmianką jest zapis w księgach parafialnych: ochrzczony i zmarł.
  23. Zaraz dojdziemy do wniosku, ze kompetentni sa wylacznie byli agenci WSI, a jak ktos agentem nie był to ma sie nie wypowiadac. Wot, profesjonalisci ! Kanalie.
  24. "zmuszeni do porzucenia sukienki"... jak ktoś ma ochotę mieć dzieci, to nie powinien być mężem rodziny w ... sukience. Nie pisałabym tu o "zmuszaniu". No bo kto kogo zmuszał i do czego... Extra Ecclesiam salus nulla (poza Kościołem nie ma zbawienia) sformułował w połowie III w. św. Cyprian, biskup Kartaginy, o jego współczesnej bardziej niż u Badiji zniuansowanej interpretacji można przeczytać u Ojca Salija: http://mateusz.pl/ksiazki/js-sd/Js-sd_12.htm Polecam, fajne
  25. Nie. To kumpel śp. ks. Tischnera Profesor Gadacz też był "kumplem" śp. ks. Tischnera, a zrzucił sutannę, więc fakt bycia czyimś kumplem może ale nie musi mieć wpływ na poglądy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...