Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Renia

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    1 886
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Renia

  1. Tak, drewutnia jest na zgłoszenie, pozwolenia na budowę nie trzeba. Musze znaleźć jakieś konkretne przepisy i podsunąć pod nos urzędniczce, bo od niej raczej nie dostanę ..... Jak zacznę ją zahaczać, to tylko zdenerwuję i ani tyle nic nie uzyskam. Lepiej chyba samemu coś znaleźć i dać gotowca, żeby nie miała wyjścia.
  2. A w ogóle to borówki owocują w różnych okresach? Czy wszystkie odmiany w tym samym czasie? Które najmniej wymagające pielęgnacji? Ile szt zasadzić, by mieć spory zbiór na 4-osobową rodzinę? Ile szt zasadzić malin? Czy warto mieć te białą odmianę malin, co owocuje do późnej jesieni? Jak się ona nazywa?
  3. A wie ktoś może z jakiego materiału taka drewutnia może być zrobiona? Bo ja zrobiłam zgłoszenie, opis itp. i pani urzędniczka po przeglądnięciu dokumentów wypytała mnie dokładnie z czego ma być. Powiedziałam, że z drewna, a ona odmówiła mi zatwierdzenia. Zaproponowała z blachy (niby niepalny materiał) albo dalej od granicy, jeśli z drewna. A ja nie mam innego miejsca, tylko tu, gdzie jest 1.5 m od granicy. I nie chcę z blachy, tylko z drewna. Wszyscy mają z drewna. Obok są działki sąsiadów. Które przepisy regulują palność/niepalność materiału, z którego może być wybudowana drewutnia? No i oczywiście te odległości ..... Jak jej udowodnić, że w metalowej drewutni drewno też może się zapalić?
  4. Długi weekend majowy pozwala mi się odrobinę zrelaksować, co prawda pracuję w dni robocze, ale trochę mniej niż zazwyczaj. Znajdujemy też czas na wyjazd do ogrodniczki aby zobaczyć jej ogród na żywo, ma już 15 lat. Oglądamy też drugi ogród robiony przez nią, ma 3 lata i już widać efekty. No, u nas na efekty trzeba będzie poczekać 5 lat, bo rośliny będą małe. Zaliczamy też sąsiednią hurtownię roślin. Zachwyca mnie świerk conica i inne stożkowate iglaki. Decydujemy o przeniesieniu krzaków malin i borówek na stronę zachodnią, obok okna kuchni, pierwotnie były zaplanowane pośród roślin ozdobnych, wg sugestii pana od kostki brukowej. Olśniło mnie, że one tam zupełnie nie pasują, zgadza się z tym też pani J. Proponuję poszerzenie zestawu roślin o bez, będzie obok tarasu, żeby pachniał nam wiosną. Dopytuję jeszcze o szczegóły dotyczące gazonów - tu będą miniaturki roślin, stojące i zwisające na przemian, różnorodne. No i okrywowe pod gazonami, od strony trawnika. Pod trawnik chyba pójdzie siatka, pod rośliny ozdobne geowłóknina i kora. Część roślin będzie sadzona jesienią, ale większość teraz. Generalnie, ogród będzie niezbyt wymagający, kolorowy, w tonacjach żółci, zieleni, czerwieni i brązu. Drzewa iglaste i liściaste, sporo płożących okrywowych roślin, azalia i hortensja oraz wrzosy. Na końcu działki kilka srebrnych świerków, aby stworzyły tło. Pod siatką od strony wschodniej jednak tuje, pomimo, że buntowałam się przeciwko nim długo. Będą też dwa pojedyncze "cuda" na trawniku, czyli drzewka o specyficznej budowie, ale oczywiście nie pamiętam nazwy. Wszystko dopiero poznaję pomału, nie mam żadnej wiedzy i nie rozpoznaję wielu gatunków. W międzyczasie udaje mi się wypatrzeć na allegro zestaw 6 krzeseł i stół do biblioteki oraz niewielki mebelek na płyty do salonu. Trzeba tylko dokonać niewielkich przeróbek. Pewnie to trochę potrwa zanim dotrą do nas jakimś bezpiecznym transportem. Mąż się cieszy, bo w końcu po dwóch latach płyty z muzyką i filmami znajdą swoje miejsce. No i kolejny bajzel zniknie. Będzie nam brakować jeszcze szafki RTV i dywanów. Na końcu zaaranżujemy wnękę obok kominka, w której ma być wyeksponowana kolekcja mosiężnych dzwoneczków. Aha, jeszcze przesuwne drzwi między biblioteką a salonem, kinkiet i jakieś obrazy ..... Ale to już w dalszej perspektywie ......
  5. Po Nowym Roku zaczynam się niepokoić o zdrowie syna, nie miał już dawno robionych badań, bo nie chce iść. Twierdzi, że nie widzi dalszej poprawy. Zmuszam go do rezerwacji terminu. Idziemy razem, bo przecież muszę wiedzieć natychmiast jaki jest wynik. Wynik jest dobry! Choroba cofnęła się w 43%. To tylko 13 % ubytku przez ostatnie 6 miesięcy, ale jednak bardzo cieszy. Uprzedzano nas, że coraz wolniej będzie ustępować. Idziemy razem i cieszymy się jakbyśmy wygrali milion w totolotka. Teraz możemy przez chwilę pomyśleć o naszym domu. Szukamy nadal wyposażenia, w Leroy Merlin udaje mi się wypatrzeć dywan do pokoju syna. Jest popielaty, miękki i rozmiar też odpowiedni. Jeszcze tego samego dnia dociera w bagażniku do domu. No! Mały to on nie jest. Teraz brakuje tylko kanapy i zasłon. Zupełnie nie mamy koncepcji, poszukiwania trwały przez wiele miesięcy i w końcu nie wybraliśmy nic. Znowu myślę o ogrodzie .... Już teraz trzeba coś zacząć robić. Umawiam się z poleconą "ogrodniczką" na rozmowę. Przyjeżdża, kiedy śniegu nie ma, obchodzi działkę, analizuje, szkicuje .... Zrobi jakiś projekt w domu i przedyskutujemy go wspólnie. Policzy tez koszty i zrobi 2 wersje: oszczędnościową i full wypas. A na razie proponuje zaczekać aż wiosna przyjdzie, żeby zrobić oprysk chwastów. Najpierw przychodzą Święta. Mąż myje wszystkie okna w domu, posadzki, łazienkę a nawet kuchnię. W wielki piątek dostrzegam umyte szybki w kredensie i kuchennych szafkach .... Hmmmmmmm..... znowu się postarał. Jak to miło. Ja nie dałabym rady, pracuję i pracuję, bo w firmie jest kryzys. Teraz do nas dotarł. Mało zleceń, duże koszty. Już trzeci miesiąc straty. Zaczynam się niepokoić. Po świętach przychodzi wiosna, trawa wychodzi z ziemi. Pojawia się pani ogrodniczka i pryska wszystko preparatem. Przynosi plan ogrodu i opowiada, wyjaśnia. Właściwie to nie mam pytań. Ogród ma być bezobsługowy. Mało kwiatów, dużo drzew, krzewów, trawnik za tarasem i rośliny w wybudowanych w zeszłym roku gazonach przy tarasie. Będą też krzaki malin i borówek. Może jakieś drzewka owocowe jeszcze? Przemyślę to wszystko. Koszty mnie przerastają. Musi być wersja oszczędnościowa, czyli rośliny niezbyt duże. Po prostu będę musiała poczekać na efekt. Rozpoczęcie robót w maju, po długim weekendzie.
  6. Teraz na tapecie jest domek na drewno do kominka. Drewno leży zakupione w tamtym roku i suszy się, nie paliliśmy jeszcze w kominku, nie było czasu. Gaz jest wygodny, drogi, ale wygodny. Mamy jednak ochotę na następny sezon zacząć palić drewnem i porównać koszty. Zanoszę do urzędu miasta zgłoszenie, mapki, plan domku i opis. Wszystko zgodnie z przepisami, 1,5 metra od granicy. Domek z drewna. Pani urzędniczka przegląda dokumenty, dopytuje o szczegóły, wyjaśniam. Nie podoba jej się to, że jest z drewna. Proponuje mi aby był z blachy. Bo drewno jest łatwopalne. Nie zatwierdzi mi tego zgłoszenia!!! Wracam zdruzgotana, bo zdążyliśmy już uzgodnić koszty i termin wykonania z wykonawcą. No cóż, trzeba będzie coś wymyślić, na razie nie wiem co. Zostawiam sprawę domku na drugi rok. Pomyślę na wiosnę. Teraz trzeba zdobyć meble do przedsionka, bo kurtki, płaszcze i buty nie mają swojego miejsca. Wszystko leży byle gdzie i byle jak. I kurzy się. Miały być zabudowy z drzwiami przesuwnymi, ale mi się to rozwiązanie nie podoba. Brzydkie to jest i już!!! Zupełnie nie pasuje do stylu w jakim urządzamy ten dom. Znów buszuję na allegro. Znajduję dwie secesyjne odnowione szafy. W jednej będą wisieć kurtki i płaszcze, w drugiej będą na półkach buty. Trzeba ją tylko trochę przerobić. Dzwonię i uzgadniam przeróbki oraz dostawę. Nie będzie żadnego problemu z przeróbką, półki będę wycięte tak, żeby weszło jak najwięcej par butów. Po dwóch tygodniach szafy przyjeżdżają, montaż trwa niecałą godzinę. Pachną świeżością, bo dopiero co były odnawiane. Fajnie wyglądają. Trochę są za ciemne, bo ościeżnice drzwi są jasne, myślałam, że będą w podobnym odcieniu, jednak zdjęcia przekłamują kolor. Mimo wszystko jestem zadowolona. Dokupię dywanik na podłogę w dwóch kolorach brązu - jasnym i ciemnym - zrównoważy kontrasty. No i przed świętami mamy nareszcie porządek w przedsionku, wszystko schowane. Znów ubyło pudeł. Zaczynamy przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia. Mąż przynosi ze strychu choinkę i zajmuje się ubieraniem. Robi też generalne sprzątanie domu. To dzięki niemu w domu jest czysto. Od początku jest odpowiedzialny za utrzymanie czystości, cyklicznie sprząta wszystkie pomieszczenia, łazienkę, salon, bibliotekę, przedpokoje, nawet w kuchni zmywa mopem posadzkę. W garażu utrzymuje wzorowy porządek, wszystko jest poukładane na swoim miejscu. Trzepie dywanik z łazienki i wycieraczkę, dba o sprzęt RTV, który jest tak czysty, że aż lśni. Ja wzięłam na siebie obowiązek gotowania i prania. Ale zakupy często robimy razem, samochodem jednak jest łatwiej przywieźć większe zapasy, więc jeździmy razem. Hmmmmm ..... tyle w tym domu robi .... Ja nie dałabym rady tak sprzątać i sprzątać, rano wychodzę, wieczorem wracam, dużo pracuję, zmęczona jestem. On pracuje mniej, bywa w domu do południa. To miłe, że przejął tak dużą część obowiązków. Teraz marudzi, że schody by się przydały ..... i szafy nie ma na swoje ubrania, pasowałoby zabudować wnęki w przedpokoju, żeby miał swoje miejsce na garderobę. Na razie ma tymczasowe, "szmaciane" szafy z allegro. Ale nie wiem czy damy radę finansowo, na wiosnę trzeba wreszcie dokończyć ogród, a to będzie kosztować niemało. Leczenie syna pochłonęło ostatnie nasze zapasy pieniędzy. Nie martwię się jednak o nic, najważniejsze jest zdrowie. Reszta się nie liczy, pomału dojdziemy do wszystkiego. Przy stole wigilijnym życzymy sobie tylko zdrowia .......
  7. Mąż zaczyna zagadywać o bibliotekę, mamy już dość pudeł z książkami w salonie. Wizyta stolarza i jego wycena biblioteki na zamówienie powala nas na kolana. Nigdy nie zapłacimy takiej kwoty! Szukam czegoś na allegro. Nic nie ma takiego, co odpowiadałoby mojemu mężowi. Mają być tylko półki, bez zakrytych "boków". Ma swoją wizję tego mebla i już. Znajduję osobę z mojego miasta, która wystawia antyki i robi renowację. Jedziemy wszyscy do pracowni i oglądamy to co robi. Nic nam nie odpowiada, ale może dla nas sprowadzić z Niemiec jakiś mebelek. Podajemy wymiary i zostawiamy telefon. Po dwóch miesiącach jest telefon. Jest biblioteka. Mamy przyjechać, oglądnąć i ewentualnie uzgodnić sposób renowacji. Jedziemy niezbyt dobrze nastawieni, na pewno nie będzie nam pasowała. Tyle mebli oglądnęłam na allegro, żaden nie był odpowiedni. Przyjeżdżamy i oglądamy zakurzony mebel. Jest taki wysoki!!! Ponad 2,45 cm wysokości, za to szerokość jest dobra, mogłaby być nawet trochę szersza. Na górze jest rzeźbiona ręcznie korona, nie bardzo nam się podoba, wolelibyśmy coś prostszego. Szybki ze szprosami i dół z szufladami, regulowane półki. Kolor dobry, bardzo ciemny brąz, tylko zniszczenia są widoczne. Pan twierdzi, że ładnie ją odnowi. Nie musimy jej kupować jak nam się nie spodoba, wystawi ją wówczas na allegro. No to dobrze, poczekamy na odnowienie. Mówię jaki ma być odcień. Po tygodniu dostaję telefon, że jest problem z odnowieniem, kolor wychodzi bardzo ciemny, prawie czarny z odcieniem mahoniu. Nie da się inaczej nanieść koloru, bo to nie jest dąb tylko chyba jakieś egzotyczne drewno ... nie wiadomo jakie. Jedziemy oglądać. Jestem załamana, naniesiona powłoka ma połysk, a myślałam, że będzie matowa. Za to mąż ma inne zdanie - mogłaby być. Jest pojemna, a jak włoży się książki, to będzie wyglądać okazale. Sposób wykończenie nie jest zachwycający, pan poszedł po najmniejszej linii oporu i prysnął lakierem po całości. I już. To wszystko. Pod spodem jest stara powłoka, podobno inny sposób renowacji byłby bardzo kosztowny i on nie miał ochoty na taką dużą robotę. Jak nam się nie podoba, to wystawi ją na allegro. Mąż coraz bardziej mnie przekonuje, że warto wziąć tę bibliotekę, cena jest bardzo przystępna, transport i montaż gratis. No i wreszcie pozbędziemy się pudeł w salonie. Zapomniał już o tych swoich skarbach, które gromadził przez całe życie, bo leżą schowane od półtora roku. Więc bierzemy. Bo jak nie weźmiemy, to znowu następny rok będziemy szukać. A tak chcielibyśmy mieć już ładnie w salonie. Za dwie godziny przyjeżdża samochód i biblioteka wjeżdża na swoje miejsce. Rozliczamy się z panami i mąż zabiera się do układania książek. Jest w swoim żywiole, czyści je szmatkami, układa, dobiera tematycznie ..... chyba nie wszystkie się zmieszczą. Ja ciągle marudzę nad tym niechlujnym wykończeniem. Bo jest niechlujne. Tak spaćkane. Inaczej sobie to wyobrażałam. Wreszcie wszystkie książki są na swoim miejscu: albumy malarskie, Kossak, Bosch, Dali, Beksiński, stara broń, encyklopedie, słowniki, prawie wszystko Łysiaka, Wańkowicza, mnóstwo fantastyki ..... zostaje dwa pudełka, które się nie zmieściły. Pudła wędrują do pomieszczenia gospodarczego, sprzątamy bibliotekę i salon - to na razie jedno pomieszczenie, bo nie ma jeszcze drzwi przesuwnych. Mąż jest zmęczony kilkugodzinną pracą. Siedzimy na kanapie, pijemy herbatę i oglądamy naszą nową bibliotekę .... wypełniona kolorowymi książkami jest piękna i wygląda bardzo dostojnie. A korona , która nam się tak nie podobała na początku, dodaje jej uroku, bez niej byłaby zupełnie nieefektowna. Jeszcze przez kilka dni marudzę nad tym niechlujnym wykończeniem, ale mąż za każdym razem pokazuje mi jej zalety: jest wysoka, lekka wizualnie pomimo swej wysokości, smukła, zgrabna i pakowna. Koniec dyskusji. Przekonał mnie. Teraz bym jej już nie oddała. Jedziemy na cały dzień do Ikei, syn wraz z kolegą wybierają zestaw w bardzo ciemnym kolorze, parę lekkich mebelków, biurko, fotel. Wstępujemy w drodze powrotnej na dobry obiad do restauracji. Chłopcy zajadają z apetytem. Reszta książek ze zbiorów męża ląduje w pokoju syna. Teraz on sprząta i urządza swój pokój. Najważniejsze, że zdrowieje ..... bardzo powoli, ale zdrowieje.
  8. Nic nie jest dobrze. Lekarze proponują operację a potem różne cuda, które mają przywrócić zdrowie mojemu dziecku. Na logikę rzecz biorąc, to on nie będzie zdrowiał, tylko będzie coraz słabszy .... a jak im się nie uda zwalczyć choroby, to po prostu umrze. Wszystkie sprawy idą w odstawkę. Siedzę całymi dniami i nocami i szukam pomocy w internecie. Czytam tysiące historii, ludzie piszą o niepowodzeniach i powodzeniach różnych terapii. Dobrze, że syn jest w szpitalu i nie widzi jak co chwilę płaczę. Właściwie to nie płaczę. Wyję. Czasem nie mam już siły nawet płakać, brakuje mi już łez, sama jestem coraz słabsza ..... Nie wiem jak udaje mi się chodzić do pracy, mało sypiam, cały czas szukam wyjścia z sytuacji ..... kolejne konsultacje z lekarzami niczego nie zmieniają, twierdzą, że jest to bardzo poważna sprawa i absolutnie nie ma innego wyjścia jak operacja. Ale na razie próbują opanować stan zapalenia jaki się wywiązał. Po 5 dniach, kiedy zapalenie trochę ustępuje, proponują kilkudniowy pobyt w domu, żeby dokończyć kurację antybiotykową, którą wdrożyli. Potem wróci do szpitala, kolejne badania i operacja. Więc go zabieramy do domu. Pakuje się do łóżka i bierze leki. A ja załatwiam wizytę u "szarlatanki". Ma swój prywatny gabinet i oferuje leczenie niekonwencjonalne .... Znam ją, bo korzystaliśmy z jej pomocy kilka lat temu, syn też ją zna. Już na drugi dzień zjawiamy się obydwoje, przecież muszę być obecna przy podjęciu decyzji, bo trzeba będzie podjąć decyzję, wybrać sposób leczenia. Muszę wesprzeć syna psychicznie, poza tym co dwie głowy to nie jedna. Badanie trwa godzinę i potwierdza stan zdiagnozowany w szpitalu. - No i co? Próbujemy się leczyć? - A jest szansa na wyleczenie? - pyta syn. - Może jest, ale musisz robić to co ci każę, niczego nie obiecuję na 100%. - No to zaczynamy - syn jest pełen wątpliwości i strachu, ale się decyduje. Więc na drugi dzień znowu jest godzinny zabieg. I wdrożone preparaty, dalsze wytyczne. Antybiotyk się kończy, wracamy do szpitala na badanie i konsultację. Badanie potwierdza istnienie choroby. - Więc co, jutro na stół? - pyta lekarz. - A ile mamy czasu na zastanowienie się? Musimy dzisiaj podjąć decyzję? - pyta syn. - Dobrze byłoby działać od jutra, ale kilka dni zwłoki nie powinno drastycznie pogorszyć stanu zdrowia, proszę o telefon jak podejmiecie państwo decyzję, umówię termin operacji. Uffffff .... mamy kilka dni dla siebie, więc biegiem do gabinetu. Szarlatanka robi swoje, co drugi dzień zabieg i codziennie preparaty. Zmiana diety i kolejne preparaty. Po dwóch tygodniach syn nie odczuwa pogorszenia stanu zdrowia. Pracuje w biurze, wycisza się, nabiera zaufania do swojej "opiekunki". Rozmawiają całymi godzinami. I leczenie postępuje .... Nie wracamy do szpitala, nie kontaktujemy się z lekarzami. Po miesiącu od wyjścia ze szpitala idziemy prywatnie na badanie i konsultację. Lekarz bada go, robi usg i po obejrzeniu wyników proponuje natychmiastową operację. To bardzo poważna sprawa! Straszy syna konsekwencjami, syn zaczyna się wahać .... W końcu to chirurg, wie co mówi, ma duże doświadczenie. W domu oglądamy wynik, porównujemy z tym sprzed miesiąca. Jest odrobinkę lepszy, niewiele, ale lepszy. Mąż proponuje kontynuację leczenia u naszej znajomej. Przecież nie jest gorzej - to jego argument. I tak robimy. Po kolejnych 3 tygodniach działań syn nagle nas informuje, że wyraźnie jest lepiej. Dużo lepiej. Ostatnio zauważył te zmiany. Rezerwuję termin badania za 2 tygodnie i konsultację u kolejnego specjalisty. Są wakacje i lekarze urlopują się, trzeba poczekać na ich powrót. A syn wyjeżdża na wypoczynek na 7 dni w malowniczą górską okolicę, będzie miał różne zajęcia z terapeutami. Musi pracować nad chorobą. Wykorzystuję ten czas na poszukiwania różnych terapii niekonwencjonalnych, nasza jest chyba najlepsza, skoro jest lepiej. Po jego powrocie ledwo doczekujemy do badania. Wynik jest od razu widoczny - 30% choroby zniknęło. Oddychamy z ulgą i cieszymy się wszyscy jak wariaci!!! Na konsultacji u specjalisty przedstawiamy wyniki. Długo je ogląda, bada go. Jest zdziwiona. Nie widziała jeszcze takiego przypadku, a ma dużą praktykę. No cóż. Kontynuujcie leczenie i dajcie znać za jakiś czas. Ale niech Pani uważa na syna!!! Proszę robić non stop usg!!! Dostajemy skierowanie na tomografię, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku z innymi narządami. Jest w porządku. Przez ostatnie 3,5 miesiąca wszyscy żyliśmy w napięciu, strachu,niepewności. Teraz możemy odetchnąć na chwilę. Tylko na chwilę, bo czeka nas dłuuuuuuuugie leczenie. Pomimo ciągle obecnego strachu o życie syna, mogę znowu pomału zacząć myśleć o wykończeniu domu. Brakuje nam przecież mebli i ten ogród niedokończony ......
  9. Lato nie będzie piękne ...... Nie będę się zajmować ani ogrodem ani innymi sprawami. Nagle wszystko staje się takie nieważne. Syn nagle zaczyna się czuć źle, w nocy przychodzi do naszej sypialni i mówi, że rano trzeba jechać do lekarza. Rano jedziemy jak najszybciej można, prosto na izbę przyjęć. Szybkie badania i decyzja o pozostawieniu syna w szpitalu. Jesteśmy zdezorientowani. Otrzymuję wyniki usg, czytam opis. Nogi uginają się pode mną. Nic do mnie nie dociera przez dłuższą chwilę, nie mogę pozbierać oszalałych myśli. Moje najukochańsze dziecko jest chore, mój skarb, sens mojego życia. Może to pomyłka??? Może to tylko zły sen??? Za chwile obudzę się i wszystko będzie dobrze .....
  10. No to dawaj te namiary na sklep! Jakieś zdjęcia czy str www? A brak efektu sauny wynika z czego, skoro jest "szkło" ? Ktoś już to użytkuje?
  11. mówisz, że zupa się wylewa ...... hmmmmm ale kryteria masz dobre! gną się takie zwykłe metalowe, stal 18/20 chyba się nie gnie, prawda?
  12. Podciągam temat ja też mam wybrać wielkość kompostownika - na około 6 arów zieloności.
  13. Odzywam się z zaświatów, bo mam dylemat. Muszę kupić sztućce na 12 osób. Jest spory wybór: Gerlach, Rossler, Hoffner, Kinghoff, Amefa, Wiesenthal, Solingen, Berghoff i jeszcze inne firmy ..... Ceny za komplet w walizeczce od 120 do ponad 2.000 zł a nawet więcej, w zależności od wzoru i firmy. A wzorów już kilkadziesiąt obejrzałam! Nie podobają mi się takie proste i nowoczesne. Zupełnie nie wiem co wybrać, na co zwrócić uwagę, na "ciężkość", kształt, wzór, kolor (srebrny, srebrny ze złotem)? Czy warto te droższe kupić, czy nie warto przepłacać za firmę? Do codziennego użytku mam takie przeciętne, teraz chciałabym mieć wreszcie coś ładnego ..... Powinny być do zmywarki, ale teraz to chyba wszystkie mogą być myte w zmywarce, nie? Macie jakieś propozycje, kobietki? Może jakieś ładne, ciekawe wzory byście poleciły .... A noże powinny mieć "ząbki" czy niekoniecznie?
  14. Pomieszczenie gospodarcze nadal w robocie .... niby już wszystko skończone, ale umywalka i kran nie zamontowane! Więc jutro znowu przychodzą do roboty. Wykorzystuję ich do wywiercenia dziur pod dwa secesyjne lustra w przedpokoju, bo czekają na powieszenie. Powinnam też poprosić o dziury pod karnisze do firanek w kuchni, ale nie proszę. Wtedy już nigdy nie skończą. Znowu przeciągną robotę o kolejny dzień. Zostaną z nami na zawsze! Nie!!! Wole nie mieć dziur i nie mieć firanek. Już chcę odpocząć i posprzątać w garażu. Mąż też jest zmęczony tymi robotami, bo to za długo trwało. Jutro ma się rozliczyć z nimi. Tymczasem pan R. przywozi pociętego dęba na alejkę i układa w stertę. Plastry mają około 15 cm grubości i różną średnicę, wyglądają bardzo ciekawie. Teraz jeszcze trochę kamienia na podkład pod dęba i czerwony kamień na kwietniki. Za tydzień rozpoczną roboty, powinni się uwinąć w półtora tygodnia. No, tym facetom to się robota pali w rękach, nie ma mowy o marudzeniu. Szybko, solidnie i fachowo, powinnam być zadowolona. Tylko drobna korekta placyku pod altankę jest potrzebna, powinien być dalej od ogrodzenia. Zaczynam interesować się tematem składowania trawy. Na allegro jest mnóstwo ofert kompostowników, więc planuję taki zakup za parę tygodni. Będę tam wrzucać wszystkie organiczne odpady z kuchni: obierki ziemniaków, resztki warzyw i owoców, skorupki jajek itp. Co roku będzie dobry kompost pod kwiaty i krzewy owocowe. Robię też rozeznanie w sprawie drzew i krzewów. Nie chcę latami czekać na wzrost, więc kupię większe okazy. Na tarasie przybywa stół i dwa krzesła ogrodowe, tylko tyle było na wystawce. Resztę krzeseł dokupimy w najbliższym czasie. Zbliżają się upały, przydałoby się zadaszenie na tarasie, bo słońce nas roztopi .... ale chyba nie damy rady tego zrobić w tym roku, skończą się nam finanse. A w firmie jest nieciekawie, o połowę mniej możliwości zarabiania niż w tamtym roku. Dobrze, że najgorsze wydatki mamy już za sobą. Jak skończą się podstawowe roboty w ogrodzie, to muszę odpocząć od tego galopowania za pieniądzem, od pracy. Nie mam już siły. Należą mi się spokojne wakacje, w domu, w nowym ogrodzie, w spokoju, wśród zieleni i zapachów niosących się z sąsiednich działek pełnych kwiatów i ziół. Nie tęsknię za żadnymi podróżami, obcymi krajami, egzotyką. Nie pojechałabym nigdzie nawet jakby mi dopłacali! Tak bardzo chcę być u siebie i cieszyć się tym co mam. Nie potrzebuję już niczego więcej oprócz zdrowia. Wreszcie doczekałam finału. Lato będzie piękne ......
  15. Garaż co prawda skończony ..... pięknie wymalowane ściany i nawet nowe lampy są na ścianach. I świetlówka na suficie. Ale pomieszczenie gospodarcze od strony ogrodu nadal w robocie! Nie mam już siły. Oni nigdy od nas nie pójdą. Codziennie pracują i pracują i niewiele przybywa .... Nie mam zastrzeżeń do wykonania, jest idealnie, wprost perfekcyjnie. Ale to tylko pomieszczenia gospodarcze a nie pokoje czy salony .... Jeden dzień przerwy się znowu szykuje, bo na posadzkę nie można wejść, jest świeżo zrobiona. Ech, już niedługo. W międzyczasie umawiam się z panem R. na wstępne uzgodnienia odnośnie kwietników i reszty .... Przychodzi po kilku dniach zwłoki i już po pół godzinie mamy wstępnie uzgodnione sprawy. Na drugi dzień ma wejść ekipa ludzi, którzy zniwelują teren, przebiorą kamienie i usuną największe chwasty. Wytyczą także mini alejkę, przygotują miejsce pod mały placyk na końcu działki i podzielą teren ogrodu na kilka "rejonów". No i tak się dzieje. Już po pierwszym dniu wszyscy jesteśmy w szoku. Niby nie biegają w przyspieszonym tempie a robota posuwa się błyskawicznie. W połowie dnia mąż dzwoni do mnie do pracy z informacją, że nie poznam naszego ogrodu po powrocie do domu. "Ogrodem" nazywamy kawał pustego, zarośniętego ogromnymi chwastami pola, ha, ha! Więc prosto z autobusu biegnę na to puste pole. Boszszsz..... nie ma już żadnych chwastów i alejka wytyczona. Kwietniki też. Wszędzie stoją druty i jakieś linki. Na drugi dzień wraca pan L. ze wspólnikiem dokończyć płytki w pomieszczeniu gospodarczym. Wchodzi na tył domu i otwiera szeroko usta. Nie było ich tylko jeden dzień a tu takie zmiany!!! Obydwaj panowie poznają się i wymieniają uwagi co do organizacji ogrodu. Kwietnik nie będzie miał przerw, bo włoży się rurki pcv do odpływu wody z tarasu. Taka wersja kwietników podoba nam się bardziej. Po kolejnym dniu wszystko jest gotowe. Plan nasadzeń jest następujący: W głębi po prawej strefa mini lasu z iglakami i innymi drzewkami, na końcu po lewej - lipa, która będzie wchłaniać nadmiar wody z zaplanowanego drenażu. No, bo będzie drenaż po obydwu stronach ogrodu. Po lewej, po środku - warzywnik i krzewy owocowe. Tuż za kwietnikami będzie asymetryczny pas trawnika. Nie za dużo, nie za mało, tak, żeby się położyć na kocu i poopalać lub pograć w piłkę. Powinnam teraz pomyśleć nad nasadzeniami ....... Hmmmm .... nie mam zielonego pojęcia!!! Przecież się na tym kompletnie nie znam. Muszę się zabrać za naukę ogrodnictwa!
  16. I już po świętach, tak szybko płynie czas. Płytkowanie garażu na ukończeniu, za kilka dni pomieszczenie gospodarcze będzie "obrabiane". Tam też te same płytki i obróbka parapetu wewnątrz. A na działce trawa bucha z ziemi, trzeba coś postanowić w sprawie nasadzeń i dalszej części robót tarasowych - miały być na wiosnę dorabiane kwietniki. Trzeba więc dzwonić do wykonawcy i kolejkę zamówić. Nadal szukamy biblioteki i szafki na płyty CD. Nic mi się nie podoba!!! A tak w ogóle to mam dużo pracy w pracy i głowy nie podnoszę znad komputera. Dopiero w lipcu będę wolna. Ale już teraz należałoby kupić stół i krzesła na taras, wtedy będzie mozna zacząć wreszcie korzystac z tego miejsca, idzie długi weekend..... Kotu trzeba sprawić jakieś szelki, żeby nie mógł się za daleko oddalić, będzie pierwszy raz wychodził na zewnątrz i istnieje prawdopodobieństwo, że zginie biedactwo. Muszę się zmobilizować w tym tygodniu i zrobić kolejny krok do przodu! Pora też rodzinkę zaprosić po raz pierwszy, bo do tej pory nie było okazji. W ubiegłym roku nie mieliśmy za wiele wyposażenia, skupiliśmy się głównie na tej kostce brukowej ..... eh, dobrze, że to już za nami!
  17. Dzwoni pan L. z wiadomością, że w Castoramie mają być płytki gresowe bardzo tanie, takie do garażu. Już dawno uzgodniliśmy, że jak będzie coś wiedział, to pojedzie kupić i będzie wykończał garaż. Twierdzi, że do garażu nie warto kupować zbyt drogich, tylko takie po okazjonalnych cenach. Faktycznie, 14 zł za m2 to tanio. Dostaje więc pieniądze i na drugi dzień płytki są już koło domu, kolor - beż z kroplą popielu z bardzo drobnymi ciemnymi kropeczkami. Trzeba je będzie zaimpregnować po położeniu. Już na drugi dzień garaż jest sprzątany, samochód stoi pod domem, a panowie skuwają fragment tynku na zewnętrznej ścianie, która była trochę zalewana zanim taras został wykończony. Tę inwestycję finansuje mąż. Będą jeszcze jakieś mini meble "garażowe", półki itp., żeby można było narzędzia pochować i coś tam zrobić w razie potrzeby. No i odpływ będzie, spadek jest zrobiony, trzeba sprawdzić czy wystarczający. A ja muszę poczekać z następnymi sprawami, pewnie meble dla syna w pierwszej kolejności kupię, bo już 10 miesięcy żyje na podłodze. Oj, ciężki wybór będzie, bo nie ma koncepcji na urządzenie tego pokoju. Tymczasem kolejne święta nadchodzą, a w bibliotece nadal nie ma krzeseł i stołu, znowu jedzenie przy prowizorce. Na szczęście jest wygodny stolik kawowy, to przynajmniej w saloniku można normalnie posiedzieć, wypić kawę i pooglądać tv. Za to do kuchni przybyły 4 stylowe krzesełka i secesyjne lustro do przedpokoju, oczywiście kupione na allegro. Wszystko poszło do renowacji, bo było mocno nieświeże. Mebelki dostaną nowy kolor i lakier - krzesełka nową tapicerkę, a rama nowe fazowane lustro. Będzie to dużo kosztowało, ale mylę, że warto. To są rzeczy niepowtarzalne. Dodatkowo zamówiłam stół kuchenny w takim kolorze jak krzesełka, bo renowator sprowadza też wiele rzeczy i je sprzedaje. Hmmmm ... widziałam u niego pięęęękny fotel .... uszak. Nadawałby sie do pokoju syna, ale przecież on chce nowoczesny wystrój .... szkoda! W ogóle nie mogłam wyjść z tego sklepu, znowu buszuję godzinami na allegro ....... jestem po prostu uzależniona od szukania staroci!
  18. Łazienka wreszcie skończona! Po obłożeniu wanny diuną zrobiło się całkiem ciekawie. A po powieszeniu zasłonki prysznicowej i położeniu dywaników w kolorze gorzkiej czekolady wszystko mi pasuje. Brakuje tylko górnej lampy, nie mam teraz siły za nią biegać, może w wolnej chwili coś dobiorę. Kinkiet nad lustrem jest ładny, ale zbyt ciemny, więc na górze musi być coś z dobrym światłem. Wreszcie rano mogę swobodnie korzystać z dolnej łazienki, pasuje mi ona baaardzo! Kuchnia jest blisko i mogę robić kilka rzeczy na raz, parzę herbatę, prasuję ciuchy, ubieram się ..... Teraz trzeba pomyśleć o kolejnych meblach .... A tu już dzwoni wykonawca od kostki. Miał zaraz na wiosnę budować murki na kwiaty i coś w ogrodzie robić. Hmmmm, tak szybko ta zima minęła, że nie zgromadziłam dostatecznie dużo pieniędzy na te roboty. Łazienka pochłonęła wszystko. Nie wiem co robić, pewnie muszę trochę poczekać ..... Pasowałoby zrobić plan zagospodarowania zieleni w ogrodzie, ktoś musi się tym zająć, bo ja się na tym nie znam w ogóle. No, muszę coś kombinować pomału ......
  19. No i łazienka syna prawie na ukończeniu. Płytki wcale nie takie piękne na żywo, piękne są tylko dekory. Ale poczekam na obłożenie wanny "duną", pewnie będzie bardziej ciekawie. Jutro może fugi zrobią? Kupiona szafka w ciemnym kolorze i lustro do kompletu stoją rozpakowane w przedpokoju, armatura też gotowa do montażu - dość droga, bo Grohe. Deszczownica będzie naścienna. I zasłonka prysznicowa dobrana kolorem. Ale trzeba było przerobić instalację wody, bo koncepcja ściennej baterii wannowo-prysznicowej poszła w kąt - wanna przecież jest półokrągła, więc będzie bateria 3-otworowa z dorabianą metalową płytką usztywniającą. Oczywiście pan L. zadbał sam o dorobienie płytki. I sam wszystko kupuje, nawet fugę dobrał sam wg moich wytycznych. I pozmieniał koncepcję wykończenia ścianek prysznica - będzie diuna na "krawędziach". Prace wykonywane są baaaardzo starannie, pan L. ma pomocnika-wspólnika. Zgodnie sobie razem pracują, rano piją w kuchni kawę i ustalamy szczegóły na cały dzień. Po skończeniu łazienki zamontują jeszcze plafony w przedpokojach i w kuchni oraz powieszą parę obrazków. Tymczasem z allegro doszło secesyjne biureczko z krzesłem i stoi w bibliotece - to stanowisko pracy męża. Ma piękną nadstawkę z rzeźbieniem i szufladkami. A przedwczoraj dostarczono mini etażerkę do przedpokoju, też z tamtego okresu, przetrwała w dobrym stanie, jest odnowiona. Umieściłam w niej moje książki kucharskie i inne skarby. Pięknie się prezentuje! Kocham te starocie, są takie gustowne .... ponadczasowe. Zawsze będą się podobać. Co poza tym? Nic .... niezbyt dobrze układa mi się z synem w pracy .... ot, młodość ..... brak doświadczenia, obycia i przeświadczenie o swojej racji, totalny brak pokory i szacunku. I złość na każdym kroku, obrażanie się o wszystko. I agresja. Agresja na zawołanie, z niczego, bez powodu, a może ja już nic nie rozumiem??? Ech, smutno mi, jestem już zmęczona tą wieczną szarpaniną. Całe życie o coś walczę, do czegoś przekonuję ..... Nie chcę już tak dłużej żyć, chcę odpłynąć daleko, daleko ...... do krainy, gdzie cały dzień świeci słońce, gdzie nawet gdy pada deszcz to jest wesoło, gdzie wszystko jest takie proste ....... gdzie nie ma złych ludzi .... gdzie czas stoi w miejscu .....
  20. dziękuję, dziękuję ... tutaj więcej takich hero .... komentarze do dziennika gdzieś są, trzeba poszukać. Pozdrówka!
  21. Wiem, że nie ma szans na ciepło przy takiej temperaturze pieca. Próbujemy, jak na polu zimno, to musi być na 40-45. Ale jak powyżej zera to czasem wytrzymujemy przy 35.
  22. Hej, hej! Dobrze się mieszka! Komfort jest, bo metraż większy niż w tej klatce w bloku. Każdy ma swoją dziurę, swój kąt. I koledzy syna nocują czasem, jak się w nocy zasiedzą, wreszcie jest gdzie spać. Rano smażą jajecznicę, jedzą, piją, grają .... No fajnie jest! Teraz przymierzam się do wykończenia drugiej łazienki, to będzie jeszcze lepiej, bo obecnie rano jest problem. No i kuchnię mam taką jak chciałam, ze starym kredensem w roli głównej!!! Dopadłam go na allegro i teraz od pół roku codziennie go podziwiam, po prostu go kocham, wariatka jedna. Marzę o takim secesyjnym stole z krzesłami do kompletu, bo teraz jest tymczasowo malutki staruszek z piwnicy. Pomału dokupuję rzeczy, ściągam różności, wiesz, jak to baba. Stare nocniki z allegro na kwiatki, stare obrazki .... To mój cały świat ..... A co, z podłogówką za gorąco u Ciebie, że chcesz wypiąć? U mnie byłoby zimno bez podłogówki, bez dwóch zdań!
  23. Mam piec jednofunkcyjny kondensacyjny De Dietrich. Przy jakiej nastawionej temperaturze pracuje najekonomiczniej (pobiera najmniej gazu)? Fachowiec mówi, że przy 30 -35. Teraz jest nastawiony na 40 i w domu nie jest zimno. Wg jego opinii ludzie nastawiają na 45-50-55, więc sugerował podniesienie temperatury.
  24. Dzięki Ci serdeczne za odpowiedź! Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...