Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

yemiołka

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2 278
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez yemiołka

  1. może, może, wszystko się może zdarzyć... pozdrawiam serdecznie z błot!
  2. pozdro z południa! nooo, beznadziejni jezdeśmy, normalnie jak w polskim filmie - nic się nie dzieje! zielone mordki ślę!
  3. dokładnież dlatego kupiliśmy sami - dotychczas perfekcyjnie nacinani /wjeżdżał niby cały bus, a po ułożeniu robiła się z niego garstka szczapek/. no właśnie mamy zamiar zainwestować w jakąś większą przyczepkę; pomagierzy: jasne, ale z tym oczywiście też są jaja - spytać miejscowych bezrobotnych, to rzucają taaaaką stawką dzienną, że strach się bać ostatecznie stanęło na pomagierach traktorzysty. zabuliliśmy 500 zeli /po długich targach i zatrudnieniu się jako jeden z pomagierów ; wyjściowo miało być 600/ za przywóz 8 metrów, 20 km. a Ty ile płacisz wesołemu traktorzyście?
  4. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    dokładnież dlatego kupiliśmy sami - dotychczas perfekcyjnie nacinani /wjeżdżał niby cały bus, a po ułożeniu robiła się z niego garstka szczapek/. no właśnie mamy zamiar zainwestować w jakąś większą przyczepkę; pomagierzy: jasne, ale z tym oczywiście też są jaja - spytać miejscowych bezrobotnych, to rzucają taaaaką stawką dzienną, że strach się bać ostatecznie stanęło na pomagierach traktorzysty. zabuliliśmy 500 zeli /po długich targach i zatrudnieniu się jako jeden z pomagierów ; wyjściowo miało być 600/ za przywóz 8 metrów, 20 km. a Ty ile płacisz wesołemu traktorzyście?
  5. Daro, dzięki! dopiero teraz, gdy przeczytałam Twój post, zobaczyłam, że mam wiadomość - zazwyczaj automatycznie otwierało mi się okienko z pocztą, a teraz coś liście cicho siedzą... W międzyczasie udało nam się w końcu dodzwonić do gościa z traktorem, z którym umawialiśmy się wcześniej - potem facet miał fazę nieodbierania telefonów od nas, więc już zupełnie zwątpiłam w powodzenie akcji... Kurczę, to jest w ogóle masakra absolutna - drewno w lesie można kupić za w miarę przyzwoitą cenę /co prawda w metrach, ale mój mężuś twierdzi, że łupanie pieńków mu dobrze robi na kondychę :wink:/, ale potem transport sensowny znaleźć /by się nie utopił w leśnych moczarach/ i nie przepłacić, to już wyższa szkoła jazdy. My obdzwoniliśmy/obpytaliśmy/obeszliśmy pół gminy i tylko jeden namiar udało nam się zdobyć /a i tak leśniczy o nim niezbyt dobrze mówi :wink:/, za słony szmal...
  6. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    Daro, dzięki! dopiero teraz, gdy przeczytałam Twój post, zobaczyłam, że mam wiadomość - zazwyczaj automatycznie otwierało mi się okienko z pocztą, a teraz coś liście cicho siedzą... W międzyczasie udało nam się w końcu dodzwonić do gościa z traktorem, z którym umawialiśmy się wcześniej - potem facet miał fazę nieodbierania telefonów od nas, więc już zupełnie zwątpiłam w powodzenie akcji... Kurczę, to jest w ogóle masakra absolutna - drewno w lesie można kupić za w miarę przyzwoitą cenę /co prawda w metrach, ale mój mężuś twierdzi, że łupanie pieńków mu dobrze robi na kondychę :wink:/, ale potem transport sensowny znaleźć /by się nie utopił w leśnych moczarach/ i nie przepłacić, to już wyższa szkoła jazdy. My obdzwoniliśmy/obpytaliśmy/obeszliśmy pół gminy i tylko jeden namiar udało nam się zdobyć /a i tak leśniczy o nim niezbyt dobrze mówi :wink:/, za słony szmal...
  7. http://www.pracownia-kuchni.wroclaw.pl/index.html
  8. Mój kontakt do Yemiołki zniknął razem z kartą sim, ale jak trzeba to znajdziemy ich w tym Smolcu , aż mnie korci by dać szansę Frankai'owi zaprezentować możliwości siekiery ( jakkolwiek nazywałaby się jadę po pniaczki , chyba pamiętasz co potrafię przywieźć się Y. odnalazła... po prawdzie - interesem trochę przygnana... ale i sentymentem też no dobra, to nieśmiało zapytam: ma ktoś może namiara na osóbkę jakąś sympatyczną - albo i nawet niesympatyczną, bo zaczynam być zdesperowana - świadczącą usługi transportowe w gminie Kąty Wroc. i okolicach - potrzebujem traktora z przyczepą albo busa zużytego vel osobówki z dużą przyczepką do przywiezienia drewna w metrach, ok. 20 km. /taaa, czyli jak co roku zaskoczyła nas zima nasze drewno w lesie leży i kwiczy, i jak to jeszcze trochę potrwa, to chyba zacznę po nie na piechotę łazić i przynosić w kieszeniach / Ivo, Smoku & Co., już nie mogę czytać, jak my się umawiamy nieustannie - może byśmy się tak dla odmiany spotkali w końcu...? tak z nagła i bez przyczajki, żeby Smok w galopie znów zapomniał przebrać kapcie na lakierki Smoku, dryndę, by zaistnieć na nowej karcie SIM. chyba że już nr nie ten? pozdro z podwrocławskich błot dla całej WROgrupy
  9. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    Mój kontakt do Yemiołki zniknął razem z kartą sim, ale jak trzeba to znajdziemy ich w tym Smolcu , aż mnie korci by dać szansę Frankai'owi zaprezentować możliwości siekiery ( jakkolwiek nazywałaby się jadę po pniaczki , chyba pamiętasz co potrafię przywieźć się Y. odnalazła... po prawdzie - interesem trochę przygnana... ale i sentymentem też no dobra, to nieśmiało zapytam: ma ktoś może namiara na osóbkę jakąś sympatyczną - albo i nawet niesympatyczną, bo zaczynam być zdesperowana - świadczącą usługi transportowe w gminie Kąty Wroc. i okolicach - potrzebujem traktora z przyczepą albo busa zużytego vel osobówki z dużą przyczepką do przywiezienia drewna w metrach, ok. 20 km. /taaa, czyli jak co roku zaskoczyła nas zima nasze drewno w lesie leży i kwiczy, i jak to jeszcze trochę potrwa, to chyba zacznę po nie na piechotę łazić i przynosić w kieszeniach / Ivo, Smoku & Co., już nie mogę czytać, jak my się umawiamy nieustannie - może byśmy się tak dla odmiany spotkali w końcu...? tak z nagła i bez przyczajki, żeby Smok w galopie znów zapomniał przebrać kapcie na lakierki Smoku, dryndę, by zaistnieć na nowej karcie SIM. chyba że już nr nie ten? pozdro z podwrocławskich błot dla całej WROgrupy
  10. Ivo! No co ja czytam! Gratulacje wielkie i uściski!!!! [i tysiąc mordek zielonych ]
  11. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    zapraszam zatem serdecznie do nas może jeszcze Smoka i yemiołkę zwerbujemy? ulalaaaa i jak tam, było chlańsko? [czy odzew ze spóźnieniem kwartalnym można zaliczyć? ] jam nieustająco spragniona zobaczenia Waszych mordek, ino jakoś za uciekającym czasem nie nadążam.... w razie nagłych imprezowych improwizacji, wciąż tkwię przy tel. o numerze niezmiennym od lat. pozdro ciepłe dla całej WROgruppy!
  12. zapraszam zatem serdecznie do nas może jeszcze Smoka i yemiołkę zwerbujemy? ulalaaaa i jak tam, było chlańsko? [czy odzew ze spóźnieniem kwartalnym można zaliczyć? ] jam nieustająco spragniona zobaczenia Waszych mordek, ino jakoś za uciekającym czasem nie nadążam.... w razie nagłych imprezowych improwizacji, wciąż tkwię przy tel. o numerze niezmiennym od lat. pozdro ciepłe dla całej WROgruppy!
  13. Prund jezd. Wciąż. Nadal gratis. [Powiedziałam Energetycznym, żeby się nie wygłupiali, bo Betoniarę muszę uruchomić, a bez prundu ni ma bata. Czy coś tam innego nakłamałam im... No w każdym bądź razie - dali się nabrać ] Kasy wciąż niet - i to są właśnie te wolnych strzelców żyzni uroki... W związku z powyższym w Teatrze Na Strychu nastąpił przestój w grywaniu spektaklu pt. "Kobiety na rusztowania", w którym otrzymałam zaszczytną, pierwszoplanową rolę murarza-tynkarza. Bez castingu! A już mi tak dobrze szło... We wrześniu udało mi się otynkować prawie w całości 2 pokoiki; jeszcze ciut trza wykończyć, ino tynku zbrakło. Cholerna to była robota, bo ściany krzywe jak diabli, w niektórych miejscach musiałam sporo tynku nałożyć. Robiłam to absolutnie nieprzepisowo, bowiem na opakowaniu jak byk nagryzmolili, że można chlastać warstwą o max grubości 1 cm; a jeśli konieczne jest nałożenie kilku warstw, to tylko na mokro, zaczesując na jodełkę. Ha! A ja buńczucznie dziergam dokładnie na odwrót - milion warstw, po wyschnięciu, bez świerczków i jodełek, a grubość momentami chyba do pół metra sięga. Profilaktycznie nie brałam się więc za sufity, bo jakby nam to miało kiedy na łeb spaść... Takoż sufity i ścianka działowa między pokojami, z g-k, będą gładkie, a reszta - po yemiołkowemu chropowata i etniczna. Walnęliśmy też na ściany trochę dech, bo lubim pruski mur. A że to pic na wodę i fotomontaż - cóż z tego? Się podoba nam. Pomiędzy pokojami, które dla dziecków będą, Jano zrobił tajne przejście, zamykane maleńkimi drzwiczkami. Ci, co widzieli, w głowę zachodzili, po cholerę nam to - "Dla kota??!". Ech, masakra z tą nieskończonością wykończeniówki - człek se ręce urabia po tatuaże, a tu wciąż niemalże status quo ante. I przychodzi taka na ten przykład moja Mader, która od miesiąca na pytanie "Co robisz?" słyszy "Tynkuję", spodziewając się złotych klamek, i wkracza z tym przerostem nadziei w syf, pył i fruwające deski, nie potrafiąc rozczarowania na facjacie ukryć. No aleśmy z każdym łupnięciem pacy o pustak bliżej niż dalej, no nje? No.
  14. Prund jezd. Wciąż. Nadal gratis. [Powiedziałam Energetycznym, żeby się nie wygłupiali, bo Betoniarę muszę uruchomić, a bez prundu ni ma bata. Czy coś tam innego nakłamałam im... No w każdym bądź razie - dali się nabrać ] Kasy wciąż niet - i to są właśnie te wolnych strzelców żyzni uroki... W związku z powyższym w Teatrze Na Strychu nastąpił przestój w grywaniu spektaklu pt. "Kobiety na rusztowania", w którym otrzymałam zaszczytną, pierwszoplanową rolę murarza-tynkarza. Bez castingu! A już mi tak dobrze szło... We wrześniu udało mi się otynkować prawie w całości 2 pokoiki; jeszcze ciut trza wykończyć, ino tynku zbrakło. Cholerna to była robota, bo ściany krzywe jak diabli, w niektórych miejscach musiałam sporo tynku nałożyć. Robiłam to absolutnie nieprzepisowo, bowiem na opakowaniu jak byk nagryzmolili, że można chlastać warstwą o max grubości 1 cm; a jeśli konieczne jest nałożenie kilku warstw, to tylko na mokro, zaczesując na jodełkę. Ha! A ja buńczucznie dziergam dokładnie na odwrót - milion warstw, po wyschnięciu, bez świerczków i jodełek, a grubość momentami chyba do pół metra sięga. Profilaktycznie nie brałam się więc za sufity, bo jakby nam to miało kiedy na łeb spaść... Takoż sufity i ścianka działowa między pokojami, z g-k, będą gładkie, a reszta - po yemiołkowemu chropowata i etniczna. Walnęliśmy też na ściany trochę dech, bo lubim pruski mur. A że to pic na wodę i fotomontaż - cóż z tego? Się podoba nam. Pomiędzy pokojami, które dla dziecków będą, Jano zrobił tajne przejście, zamykane maleńkimi drzwiczkami. Ci, co widzieli, w głowę zachodzili, po cholerę nam to - "Dla kota??!". Ech, masakra z tą nieskończonością wykończeniówki - człek se ręce urabia po tatuaże, a tu wciąż niemalże status quo ante. I przychodzi taka na ten przykład moja Mader, która od miesiąca na pytanie "Co robisz?" słyszy "Tynkuję", spodziewając się złotych klamek, i wkracza z tym przerostem nadziei w syf, pył i fruwające deski, nie potrafiąc rozczarowania na facjacie ukryć. No aleśmy z każdym łupnięciem pacy o pustak bliżej niż dalej, no nje? No.
  15. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    o fuj! Smoku, mamy jakąś podobną częstotliwość forumowych zaglądań. Ale ja już nic nie obiecuję, ino Wrocgruppę ciepło pozdrawiam i idę gary zmywać.
  16. o fuj! Smoku, mamy jakąś podobną częstotliwość forumowych zaglądań. Ale ja już nic nie obiecuję, ino Wrocgruppę ciepło pozdrawiam i idę gary zmywać.
  17. Dzięki za odpowiedzi! A mnie standardowo brak czasu zmógł i hibi wciąż na parapecie, w dodatku jakiś z lekka zdechnięty - liście mu usychają, ale nie wygląda to, jak usychanie jesienne, ino jakby go jakaś zaraza dopadła. Ech, muszę się w tym tygodniu zmobilizować i jakiś dołek pod niego wykopać... ps. śliczne te Wasze foty, a zwłaszcza piwoniowaty Duc de Brabant - bosski!
  18. hahaha, no to mi się udało, naprawdę! Albowiem było tak - wydaliśmy resztkę szmalu, jaka ostała się w kącie konta, na jakieś tam artykuły mniejszej potrzeby - typu wspomniane pojemniki plastikowe sztuk 2 w kolorze kanarkowym i serek pleśniowy. Po czym rozsiedliśmy się w fotelach w oczekiwaniu na przelew, który już - wedle naszych szacunków - po łączach internetowych wirtualnie gnał. Właśnie zaczajałam się, by sprawdzić stan konta, gdy coś mnie tknęło. Pognałam do biurka, zrzuciłam jakieś 14 kilo makulatury pod nogi, wytachałam segregator w kolorze red, nerwowo pomiętoliłam upchnięte w nim koszulki, wyszarpałam odpowiednią, dopadłam umowy i zastygłam w trwodze. Jasna cholera i równie jasny gwint! Przelew to i owszem, mili Państwo, miał być. Ale miesiąc później!!! Doprawdy nie wiem, co nam na mózg padło - fakt, że my niefrasobliwi dość, ale że do tego stopnia, to sama się nie spodziewałam... Tak więc długie i awanturnicze godziny to se możemy spędzać, rozważając, na co ciężko zatyraną kaskę sprzeniewierzyć, ale mniej więcej od... Ups, już nic nie mówię, bo się dziady z przelewem spóźniają, więc ino oczekuję w ciszy i skupieniu, działania windykacyjne podjąwszy. Oby zdążyli, póki jeszcze mam energię [elektryczną], bo inne dziady właśnie robią zakusy, co by mi ją brzytwą odciąć, ech. Ale mam ich w nosie i wesoło żyję se, o czym być może będzie poniżej, jeśli prądu starczy.
  19. hahaha, no to mi się udało, naprawdę! Albowiem było tak - wydaliśmy resztkę szmalu, jaka ostała się w kącie konta, na jakieś tam artykuły mniejszej potrzeby - typu wspomniane pojemniki plastikowe sztuk 2 w kolorze kanarkowym i serek pleśniowy. Po czym rozsiedliśmy się w fotelach w oczekiwaniu na przelew, który już - wedle naszych szacunków - po łączach internetowych wirtualnie gnał. Właśnie zaczajałam się, by sprawdzić stan konta, gdy coś mnie tknęło. Pognałam do biurka, zrzuciłam jakieś 14 kilo makulatury pod nogi, wytachałam segregator w kolorze red, nerwowo pomiętoliłam upchnięte w nim koszulki, wyszarpałam odpowiednią, dopadłam umowy i zastygłam w trwodze. Jasna cholera i równie jasny gwint! Przelew to i owszem, mili Państwo, miał być. Ale miesiąc później!!! Doprawdy nie wiem, co nam na mózg padło - fakt, że my niefrasobliwi dość, ale że do tego stopnia, to sama się nie spodziewałam... Tak więc długie i awanturnicze godziny to se możemy spędzać, rozważając, na co ciężko zatyraną kaskę sprzeniewierzyć, ale mniej więcej od... Ups, już nic nie mówię, bo się dziady z przelewem spóźniają, więc ino oczekuję w ciszy i skupieniu, działania windykacyjne podjąwszy. Oby zdążyli, póki jeszcze mam energię [elektryczną], bo inne dziady właśnie robią zakusy, co by mi ją brzytwą odciąć, ech. Ale mam ich w nosie i wesoło żyję se, o czym być może będzie poniżej, jeśli prądu starczy.
  20. też się zastanawiałam nad takim rozwiązaniem, ale coś czuję, że to bez szans, draństwo jest ekspansywne cholernie. a do tego piękne, niestety! tak więc najlepiej sadzić na trawniku, gdzie można kosić odrosty - ja nieopatrznie wkopałam blisko skalniaków i innych tam takich i teraz sumaczysko próbuje mnie zarosnąć na amen a przy tym, żęby było śmieszniej, mam problem z rozsadą - wykopywałam sadzonki dla znajomych [ha! niech też mają przechlapane, hehe ] i u siebie sadziłam na poboczu mej ślepej uliczki i zdychają.
  21. help! kupiłam kilka dni temu hibiskusa - w naszym wsiowym warzywniaku, urzekł mnie swoimi bordowymi bibułkowymi kwiatami [wracając do domu, zastanawiałam się intensywnie, co one mi przypominają, i pokapowałam się dopiero, zobaczywszy malwy kwitnące jeszcze koło tarasu, taka bystrzacha ze mnie . no i maki też... papierowa delikatność]. na etykietce ma imię "Hibiscus Moscheutos" + instruktaż po czesku pewnie bym go bez większych refleksji wkopała, gdyby nie to, że nie miałam czasu. stoi sobie więc niebożątko na stole w kuchni i zastanawiam się teraz, co zrobić, bo przez te kilka dni ciepło mu było, a na dworze teraz już zimnawo, zwłaszcza nocą - na ile to zielsko jest delikatne? padnie mi czy nie ma obaw? a może go w ogóle hodować jako doniczkowego? bo te kwiatki fajne... dało by się?
  22. Ała! Człek od tego nadmiaru wolnego czasu dostaje na łeb! I już nie wie, co robić ma, biega w kółko, rzuca się na dwadzieścia sześć i pół rzeczy na raz, by w efekcie zalec przed kompem i bez sensu klepać to tu, to tam. No dobra, nie było dziś tak całkiem bez sensu, trochę się narobiliśma w plenerze, ale makulatura nie ruszona, na pół pokoju rozbebeszona, drzaźni mnie. Rany boskie, pochlastać się można, jak już człowieka opanują nastroje sympatyćno-ekologićne. Że niby surowce wtórne-durne będzie poddawał rasowej segregacji i tak dalej. Męczą mnie te nastroje od dawna, a w związku z nimi wieloletnie turbulencje. Plastik rozpełza się po całej kuchni, papierzyska czołgają się, gdzie popadną, syf, malaria i degrengolada. Się wkurzywszy, zakupiwszy pojemniki plastikowe sztuk 2 w kolorze kanarkowym. Jeden na plastik, wtóry na celulozęęę. Kanarkowe wlazły akuratnie w dziurę pomiędzy butlą gaz. a kuchenką. Było dobrze przez jakieś na oko pół dnia. Następnie na skutek nadmiernego spożycia jogurcików [o ja głupia! myję kubeczki po jogurcikach! żeby się lepiej recyclingowały, czy coś w tym stylu], wód bezalkoholowych i alkoholowych też pojemniki uległy zapełnieniu i podjęłam próbę wyszarpania ich z miejsca zameldowania celem opróżnienia. No i dupa, bo one między tę butlę a kuchenkę wchodziły pod kątem, czego wcześniej radośnie nie zauważyłam. Oczywista wyciągać też je trza było pod kątem, więc przy tym wszystko sruuu na podłogę. Nerw. Różne potem były tego fascynującego zagadnienia koleje, ale póki co oszczędzę Wam dalszego ciągu tych pasjonujących rozważań, bowiem spojrzałam na zegarek i zrobiłam zieeew. Dość powiedzieć, że obecnie pod stołem w saloonie mam karton, do którego desperacko wrzucam pojedyncze strony gazety tuż po przeczytaniu. Butelki wypierniczam rzutem wolnym, z wejściowych schodów, wprost na samochodową przyczepkę - aktualnie zaparkowaną elegancko tuż przed frontowymi drzwiami, więc udaje mi się wcelować prawie za każdym razem. Jednym słowem: pełen czad. Miało być ekologicznie i czysto, a jest w związku z tym konkursowy syf... Czyli jak zwykle.
  23. Ała! Człek od tego nadmiaru wolnego czasu dostaje na łeb! I już nie wie, co robić ma, biega w kółko, rzuca się na dwadzieścia sześć i pół rzeczy na raz, by w efekcie zalec przed kompem i bez sensu klepać to tu, to tam. No dobra, nie było dziś tak całkiem bez sensu, trochę się narobiliśma w plenerze, ale makulatura nie ruszona, na pół pokoju rozbebeszona, drzaźni mnie. Rany boskie, pochlastać się można, jak już człowieka opanują nastroje sympatyćno-ekologićne. Że niby surowce wtórne-durne będzie poddawał rasowej segregacji i tak dalej. Męczą mnie te nastroje od dawna, a w związku z nimi wieloletnie turbulencje. Plastik rozpełza się po całej kuchni, papierzyska czołgają się, gdzie popadną, syf, malaria i degrengolada. Się wkurzywszy, zakupiwszy pojemniki plastikowe sztuk 2 w kolorze kanarkowym. Jeden na plastik, wtóry na celulozęęę. Kanarkowe wlazły akuratnie w dziurę pomiędzy butlą gaz. a kuchenką. Było dobrze przez jakieś na oko pół dnia. Następnie na skutek nadmiernego spożycia jogurcików [o ja głupia! myję kubeczki po jogurcikach! żeby się lepiej recyclingowały, czy coś w tym stylu], wód bezalkoholowych i alkoholowych też pojemniki uległy zapełnieniu i podjęłam próbę wyszarpania ich z miejsca zameldowania celem opróżnienia. No i dupa, bo one między tę butlę a kuchenkę wchodziły pod kątem, czego wcześniej radośnie nie zauważyłam. Oczywista wyciągać też je trza było pod kątem, więc przy tym wszystko sruuu na podłogę. Nerw. Różne potem były tego fascynującego zagadnienia koleje, ale póki co oszczędzę Wam dalszego ciągu tych pasjonujących rozważań, bowiem spojrzałam na zegarek i zrobiłam zieeew. Dość powiedzieć, że obecnie pod stołem w saloonie mam karton, do którego desperacko wrzucam pojedyncze strony gazety tuż po przeczytaniu. Butelki wypierniczam rzutem wolnym, z wejściowych schodów, wprost na samochodową przyczepkę - aktualnie zaparkowaną elegancko tuż przed frontowymi drzwiami, więc udaje mi się wcelować prawie za każdym razem. Jednym słowem: pełen czad. Miało być ekologicznie i czysto, a jest w związku z tym konkursowy syf... Czyli jak zwykle.
  24. NIECH ŻYJE WOLNOŚĆ! Wolność i swoboda!!! Wczoraj w noc skończylim fuchę, co ciemiężyła nas od roku blisko połowy. Choć tak po prawdzie ciemiężenie było masochistycznie sporą frajdą - fucha to była najprzyjemniejsza spośród wszelkich dotychczasowych fuch, bowiem, uwaga, uwaga, pędzel dzierżyłam w dłoni i akwarelki, po wielu latach niedzierżenia, z trwogą dzierżyłam i tremą, i innymi rozlicznymi odczuciami, wśród których radocha wybijała się na pierwszy plan mimo bólu plerów od przydługich godzin przy garbatym stole. Zabawnie jest zarabiać tak na życie i podoba mi się to jak jasny gwint. Ale do rzeczy. Wolność i swoboda, i oddech, i czas na to i owo. W końcu wieczornie film se zarzucić można na ruszt bez sumienia wyrzutów [se zaczęłam od Świętych, co rządzili w Bostonie ], a dziennie... sama jeszcze nie wiem co. Tyle spraw odłogiem... Chyba najsampierw się na kosiarę rzucę szczupakiem, bo na ogrodzie zgrozzzza! A jutro za kielnię łapię i pacę, śmignę potynkować pokoiki na górze, a Stary pewnie uśmiechnie się do wkrętarki i płyt g-k. Poza tym będziem spędzali długie i awanturnicze godziny, rozważając, na co ciężko zatyraną kaskę sprzeniewierzyć. Albowiem chce się na poddaszu popchnąć sporo, ale chciałoby się takoż przeca choć troszkie skończyć dół; chciałoby się CZYNNEJ zmywary, by pożądaną cywilizację w zlewie zaprowadzić, oraz płotu przed chatą, żeby napływ niepożądanej cywilizacji ograniczyć. I różne tam inne chciałoby się, a mieszek ma niestety dość dobrze widoczne dno... Ha! Prawdę mówiąc całkiem o czym innym pisać miałam, ale skoro już mi się napisało co innego, to niech se będzie, a te pierwotne co-insze naskrobię, jak już powieszę pranie i makulaturę przetrzebię. O! Właśnie! O makulaturze też muszę, bo to jezd dopiero cyrk! No to póki co, miłego dnia czytaczom życzę i spadam. [A za oknem siwy dym, bo Stary chwasty pali online. Takie to jesienne klimaty. Aaaa, kurczęęę, poniosło go, jeżyny zara zjara! Muszę gnać, bo pewnie nie sprawdził, czy nie ma jeży w starej kupie chwastów, a dorzucać będzie! Uważajcie na jeże, ludności miast i wsi! Adios!]
×
×
  • Dodaj nową pozycję...