Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

yemiołka

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2 278
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez yemiołka

  1. NIECH ŻYJE WOLNOŚĆ! Wolność i swoboda!!! Wczoraj w noc skończylim fuchę, co ciemiężyła nas od roku blisko połowy. Choć tak po prawdzie ciemiężenie było masochistycznie sporą frajdą - fucha to była najprzyjemniejsza spośród wszelkich dotychczasowych fuch, bowiem, uwaga, uwaga, pędzel dzierżyłam w dłoni i akwarelki, po wielu latach niedzierżenia, z trwogą dzierżyłam i tremą, i innymi rozlicznymi odczuciami, wśród których radocha wybijała się na pierwszy plan mimo bólu plerów od przydługich godzin przy garbatym stole. Zabawnie jest zarabiać tak na życie i podoba mi się to jak jasny gwint. Ale do rzeczy. Wolność i swoboda, i oddech, i czas na to i owo. W końcu wieczornie film se zarzucić można na ruszt bez sumienia wyrzutów [se zaczęłam od Świętych, co rządzili w Bostonie ], a dziennie... sama jeszcze nie wiem co. Tyle spraw odłogiem... Chyba najsampierw się na kosiarę rzucę szczupakiem, bo na ogrodzie zgrozzzza! A jutro za kielnię łapię i pacę, śmignę potynkować pokoiki na górze, a Stary pewnie uśmiechnie się do wkrętarki i płyt g-k. Poza tym będziem spędzali długie i awanturnicze godziny, rozważając, na co ciężko zatyraną kaskę sprzeniewierzyć. Albowiem chce się na poddaszu popchnąć sporo, ale chciałoby się takoż przeca choć troszkie skończyć dół; chciałoby się CZYNNEJ zmywary, by pożądaną cywilizację w zlewie zaprowadzić, oraz płotu przed chatą, żeby napływ niepożądanej cywilizacji ograniczyć. I różne tam inne chciałoby się, a mieszek ma niestety dość dobrze widoczne dno... Ha! Prawdę mówiąc całkiem o czym innym pisać miałam, ale skoro już mi się napisało co innego, to niech se będzie, a te pierwotne co-insze naskrobię, jak już powieszę pranie i makulaturę przetrzebię. O! Właśnie! O makulaturze też muszę, bo to jezd dopiero cyrk! No to póki co, miłego dnia czytaczom życzę i spadam. [A za oknem siwy dym, bo Stary chwasty pali online. Takie to jesienne klimaty. Aaaa, kurczęęę, poniosło go, jeżyny zara zjara! Muszę gnać, bo pewnie nie sprawdził, czy nie ma jeży w starej kupie chwastów, a dorzucać będzie! Uważajcie na jeże, ludności miast i wsi! Adios!]
  2. Najlepsze są jaskółki 8) Niedaleko naszego domu, na sąsiednich budynkach, są gniazda sporych ptasich rodzinek i dzięki temu komarów jak na lekarstwo... A dla pewności moskitiera w oknie sypialni. Gdy byłam w ciąży, lekarz ostrzegał mnie przed szkodliwym działaniem antyowadzich "wtyczek" do kontaktu i do dziś ich nie stosuję...
  3. Prawdopodobnie za dużo słońca. Radzę przesadzić jesienią w zacienione miejsce, bo w przyszłym roku problem będzie ten sam - wiosenny wzrost i letnia klapa, gdy tylko zacznie przygrzewać....
  4. o, udało mi się wstawić fotę! a już nie dowierzałam sklerozie, że jeszcze to potrafię... No dobrze, a więc jeszcze pory na warcie: http://img210.imageshack.us/my.php?image=rotationof130808ogrdekcvk5.jpg" rel="external nofollow">http://img210.imageshack.us/img210/1120/rotationof130808ogrdekcvk5.th.jpg I chatkowe impresje, czyli busz wdziera się pod strzechę: http://img84.imageshack.us/my.php?image=130808ogrdekchata018jn4.jpg" rel="external nofollow">http://img84.imageshack.us/img84/5666/130808ogrdekchata018jn4.th.jpg Oraz fragment tynku made by Yem. [powyżej takoż] i stolarki made by Jano + chochoł, co miał być bukietem = korytarz wejściowy, czyli Wars wita Was vel herzlich willkommen i prosimy nie regulować odbiorników: http://img232.imageshack.us/my.php?image=130808ogrdekchata015my1.jpg" rel="external nofollow">http://img232.imageshack.us/img232/2632/130808ogrdekchata015my1.th.jpg
  5. o, udało mi się wstawić fotę! a już nie dowierzałam sklerozie, że jeszcze to potrafię... No dobrze, a więc jeszcze pory na warcie: http://img210.imageshack.us/img210/1120/rotationof130808ogrdekcvk5.th.jpg I chatkowe impresje, czyli busz wdziera się pod strzechę: http://img84.imageshack.us/img84/5666/130808ogrdekchata018jn4.th.jpg Oraz fragment tynku made by Yem. [powyżej takoż] i stolarki made by Jano + chochoł, co miał być bukietem = korytarz wejściowy, czyli Wars wita Was vel herzlich willkommen i prosimy nie regulować odbiorników: http://img232.imageshack.us/img232/2632/130808ogrdekchata015my1.th.jpg
  6. Zebrałam się w sobie, popędziłam, trzaskając pejczykiem po pęcinach, i skutki są! Znaczy się - wrzucam fotek kilka na szybko, a może i nawet będzie dalszy ciąg. Póki co... Koper na planie pierwszym, a cegłówy w tle: http://img146.imageshack.us/my.php?image=130808ogrdekchata002fa6.jpg" rel="external nofollow">http://img146.imageshack.us/img146/2891/130808ogrdekchata002fa6.th.jpg
  7. Zebrałam się w sobie, popędziłam, trzaskając pejczykiem po pęcinach, i skutki są! Znaczy się - wrzucam fotek kilka na szybko, a może i nawet będzie dalszy ciąg. Póki co... Koper na planie pierwszym, a cegłówy w tle: http://img146.imageshack.us/img146/2891/130808ogrdekchata002fa6.th.jpg
  8. UFF, no to mi wrednie ulżyło, że nie tylko ja tak mam, bo już w zwątpienie popadłam, o co w tym wszystkim chodzi - zawsze mi się wydawało, że miasta to epicentra zarazy, bród, smród i te rzeczy, a tu się okazuje, że to chodziło o wieś! Okna czarnyjeeee, jak śpiewali w piosence . Nie dość, że kurz [przez zimę myślę naiwnie, że to od kominka, po czym w lecie mrzonki te boleśnie upadają], to jeszcze przez deszczu krople rozbabrany. Ech. Ciężko być wsiową kurą domową, doprawdy
  9. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    UFF, no to mi wrednie ulżyło, że nie tylko ja tak mam, bo już w zwątpienie popadłam, o co w tym wszystkim chodzi - zawsze mi się wydawało, że miasta to epicentra zarazy, bród, smród i te rzeczy, a tu się okazuje, że to chodziło o wieś! Okna czarnyjeeee, jak śpiewali w piosence . Nie dość, że kurz [przez zimę myślę naiwnie, że to od kominka, po czym w lecie mrzonki te boleśnie upadają], to jeszcze przez deszczu krople rozbabrany. Ech. Ciężko być wsiową kurą domową, doprawdy
  10. a ja sie jeszcze podlacze.... czy to na tyle trudna/ciezka robota zeby wzywac brukarzy... czy moze robic samemu ? o! no właśnie! bo mi mój Drogi Stary już planuje przyszły rok [mam bruk kłaść i tynkować chatę, hihi, serio serio ]
  11. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    a ja sie jeszcze podlacze.... czy to na tyle trudna/ciezka robota zeby wzywac brukarzy... czy moze robic samemu ? o! no właśnie! bo mi mój Drogi Stary już planuje przyszły rok [mam bruk kłaść i tynkować chatę, hihi, serio serio ]
  12. no dokładnie jak będziecie jechac na Milicz to może kiedyś zajedziecie? podam Ci nowy numer telefonu ale dopiero pod koniec czerwca - mam perypetie w pracy a na razie mam tylko służbowy Ech, masakra nas dopadła i kolejne lato przerąbane - fucha ważna wisi z terminem na koniec sierpnia i całe wakacje nas ciemięży, urlop był ino tydzień, a poza tym zasuwamy jak jakieś głupie... Ale wrzesień dla nas! Pojedziem se na grzyby, a Smoka wynajmiem, żeby nam je naganiał. Gut idea?
  13. A kuku! Pojawiam się i znikam… Komar gryzie w piętę, za płotem wyją psy, a burzy niet. Choć mamiły chmury i bezdech całodniowy, i ta temperatura, i śpiwory świeżo wyprane, wysychające w minut pięć na ogrodowym sznurku. Mamiły te kłębiaste, bure dziady, więc ogródka nie podlała i mu się teraz źle śpi! Bo otóż tak! Warzywniak się w tym roku ulągł i nawet chyba, jednak, może cyknę fotkę, niechaj tu będzie na wietrzną pamiątkę. Warzywniak jest w stylu „ogrody Semiramidy”, bowiem naprędce wygrzebałam go na skarpie, ryjąc kawałek po kawałku, i żeby to wszystko się kupy jako tako trzymało horyzontalnie, cegłami utykałam. Cegłami zarąbanymi z wielkiej kupy gruzu leżącej na naszej niereprezentacyjnej ulicy, dodam gwoli jasności i zachowania prawdy historycznej. Kształtowanie krajobrazu w tak wysublimowany sposób [zarąbywania odpadów nieorganicznych na zmianę z darciem pazurami skundlonej chwastami ziemi] zajęciem jest dość żmudnym i czasochłonnym, w związku z czym nastąpiła niejaka obsuwa w dziedzinie siewu i chowu. W skrócie: siałam latem, a zbierać będę cholera wie kiedy i czy w ogóle. Bo na ten przykład syćkie sałaty ślimaki-popaprańce zeżarły! Brokuły i kapuchę mszyca w postaci jakichś wegetariańskich pcheł wtranżoliła! [Rzeżuchę nadal wtranżala!] Rzodkiewę konsumują jakieś białe robaczki! Ale za to wszystko ekologiczne, niepryskane. I w efekcie nie ma z tego nic. Takoż więc zajadam głównie koper, bo u mnie koper, dla odmiany - choć wszystkie mniej lub bardziej znajome gospodynie stękają, że koper im padł [ups, się mi „kuper” freudowsko napisało ], choć 3 razy siały - koper jak ta lala i dzień bez kopru dniem straconym! Żrę go z pomidorami [sklepowymi] jak ziemniaki stonka [uff, chwała bogom, ziemniaków i stonki w inwentarzu ni mam, rzekłam zaś ino tak metaforyćnie]. A co było dalej, to kiedy indziej się dowiecie, drogie dzieci, bo tera ciocia Yemiołka to już se idzie spać. Dobrołnoc!
  14. A kuku! Pojawiam się i znikam… Komar gryzie w piętę, za płotem wyją psy, a burzy niet. Choć mamiły chmury i bezdech całodniowy, i ta temperatura, i śpiwory świeżo wyprane, wysychające w minut pięć na ogrodowym sznurku. Mamiły te kłębiaste, bure dziady, więc ogródka nie podlała i mu się teraz źle śpi! Bo otóż tak! Warzywniak się w tym roku ulągł i nawet chyba, jednak, może cyknę fotkę, niechaj tu będzie na wietrzną pamiątkę. Warzywniak jest w stylu „ogrody Semiramidy”, bowiem naprędce wygrzebałam go na skarpie, ryjąc kawałek po kawałku, i żeby to wszystko się kupy jako tako trzymało horyzontalnie, cegłami utykałam. Cegłami zarąbanymi z wielkiej kupy gruzu leżącej na naszej niereprezentacyjnej ulicy, dodam gwoli jasności i zachowania prawdy historycznej. Kształtowanie krajobrazu w tak wysublimowany sposób [zarąbywania odpadów nieorganicznych na zmianę z darciem pazurami skundlonej chwastami ziemi] zajęciem jest dość żmudnym i czasochłonnym, w związku z czym nastąpiła niejaka obsuwa w dziedzinie siewu i chowu. W skrócie: siałam latem, a zbierać będę cholera wie kiedy i czy w ogóle. Bo na ten przykład syćkie sałaty ślimaki-popaprańce zeżarły! Brokuły i kapuchę mszyca w postaci jakichś wegetariańskich pcheł wtranżoliła! [Rzeżuchę nadal wtranżala!] Rzodkiewę konsumują jakieś białe robaczki! Ale za to wszystko ekologiczne, niepryskane. I w efekcie nie ma z tego nic. Takoż więc zajadam głównie koper, bo u mnie koper, dla odmiany - choć wszystkie mniej lub bardziej znajome gospodynie stękają, że koper im padł [ups, się mi „kuper” freudowsko napisało ], choć 3 razy siały - koper jak ta lala i dzień bez kopru dniem straconym! Żrę go z pomidorami [sklepowymi] jak ziemniaki stonka [uff, chwała bogom, ziemniaków i stonki w inwentarzu ni mam, rzekłam zaś ino tak metaforyćnie]. A co było dalej, to kiedy indziej się dowiecie, drogie dzieci, bo tera ciocia Yemiołka to już se idzie spać. Dobrołnoc!
  15. cześć Mordeczka, mordeczką!! jak se żyjesz? widziałam właśnie u Cię, że budowę skończyliśta - gratulki! kurczęż, jeśli się na wakacje nie zobaczym, to już będzie szczyt porażek.
  16. a może to Oni "budują inaczej"? zdjęcia będą jak się przemogę [nie znoszę zmniejszania fot ]. postaram się przemóc...
  17. dzięki za linkę! z wierzbą na razie przystopowalim [czasu brak], ech... a Twój murek śliczny, podglądałam i zazdraszczam, i pozdrawiam!
  18. JĘK. W TYM SĘK. „….Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają, Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają. Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły….” Taaaa. Sielsko-diabelsko. Na to dokładnie wyglądało. Oj głupiaś ty, głupia, Yemiołko… Gdy kupiliśmy ziemię, sąsiad na działce obok miał cyrkowy wóz spleciony z różnokolorowych uli. Se bzykało, se pracowicie słodycz produkowało, se wyglądało idyllicznie. Się następnie Ś.P. sąsiadowi zmarło, ule wdowa sprzedała i koniec pieśni. Prawie. Do kolejnej wiosny. Anno Domini lat ileś nazad. Się okazało, że ule jednak są. U innego sąsiada za murem. Się okazało dość brutalnie. W takim raczej hitchcockowym stajlu. Co prawda nie było ptaków, ale za to były pszczółki. W ilościach dość satysfakcjonujących. Jakieś, na oko, minimum 15 tysiaków. Nad naszym łbem. Wszędzie… I tak dziesięć razy pod rząd. Jakoś tak mniej więcej w maju rozpoczyna się okres pszczelej rójki, który trwa do jakoś tak mniej więcej końca czerwca. Pszczelarz może nad tym w dużej mierze zapanować, ale musi mu się chcieć. Naszemu sąsiadowi chciało się jednak wyłącznie chlać. Próbowaliście osiągnąć rozsądny kompromis z wiecznie zapitym na umór degeneratem? No to wiecie. Ciężka jazda… W końcu udało nam się doprowadzić do wywiezienia uli na czas lata, ale kosztowało nas to cholernie dużo pary i nerwów. [Myślałam, że Wam tu opiszę, co czuje młoda mama – wówczas mój synek miał kilka miesięcy - która właśnie ma wystawić śpiące dziecię w wózku do ogrodu, gdy nadlatuje rój. Ale nie mam sił. Ino w skrócie: rój liczy kilkanaście-kilkadziesiąt TYSIĘCY owadów; nadlatuje chmurą rozciągającą się nad całą działką, czasem nawet z impetem obija o okienka; przysiada na gałęzi jakiegoś drzewa/krzaka; siedzi, ile mu widzimisię podpowie – godzinę, kilka dni czy ileś tam; teoretycznie nie jest agresywny – pszczoły tachają w dziobach pożywienie na 3 dni i skupione są na swej misji – ale wytłumaczcie dzieciakowi, żeby w sytuacji, gdy znajdzie się w roju, nie machał rękami; powodzenia] Przez kilka lat był spokój, zapomnieliśmy o problemie. A w tym roku – witaj smutku! Do dziś roi było chyba z tuzin, już nawet nie liczę. Wrzucę Wam fotki, jak się ogarnę. Tym razem strategię mamy inną – nie oddajemy roi sąsiadowi, jak onegdaj, bo i tak by je wpakował z powrotem do za ciasnego ula, skąd by znowu zwiały [zresztą, on uparcie twierdzi, że to nie jemu zwiewają, hehehe]; dzwonimy po innego, sensownego pszczelarza, który zdejmie nam ten ciężar ze łba i gałęzi i się nim dobrze zaopiekuje. Ale spróbujcie usunąć przyczynę – to jest cyrk! Związek Pszczelarzy umywa ręce [rączka rączkę], pozostaje ino sprawa cywilna. Na szczęście znaleźliśmy inny haczyk – facet mieszka w budynku gminnym, więc gmina przylezie i obluka, gdzie te ule, co i jak, i na 99% dostanie nakaz eksmisji. Póki co jednak, mimo nerwowych ponagleń, pan urzędnik nie może się zwlec zza biurka, a mnie pod biurkiem trafia szlag, bo nogę jak balon trzymam w lodowatej wodzie i już czwarty dzień nie mogę założyć żadnego buta….!!! A w sobotę wsiowy festyn! A w niedzielę jestem chrzestna matka! Macie jakieś sensowne sposoby na pszczeli jad? [wapno, ocet, Fenistil, lód - nie działa nic] Morał: Uważać z idyllami, źle wpływają na kubaturę stóp.
  19. JĘK. W TYM SĘK. „….Tu zawżdy chłodne wiatry z pola zawiewają, Tu słowicy, tu szpacy wdzięcznie narzekają. Z mego wonnego kwiatu pracowite pszczoły Biorą miód, który potym szlachci pańskie stoły….” Taaaa. Sielsko-diabelsko. Na to dokładnie wyglądało. Oj głupiaś ty, głupia, Yemiołko… Gdy kupiliśmy ziemię, sąsiad na działce obok miał cyrkowy wóz spleciony z różnokolorowych uli. Se bzykało, se pracowicie słodycz produkowało, se wyglądało idyllicznie. Się następnie Ś.P. sąsiadowi zmarło, ule wdowa sprzedała i koniec pieśni. Prawie. Do kolejnej wiosny. Anno Domini lat ileś nazad. Się okazało, że ule jednak są. U innego sąsiada za murem. Się okazało dość brutalnie. W takim raczej hitchcockowym stajlu. Co prawda nie było ptaków, ale za to były pszczółki. W ilościach dość satysfakcjonujących. Jakieś, na oko, minimum 15 tysiaków. Nad naszym łbem. Wszędzie… I tak dziesięć razy pod rząd. Jakoś tak mniej więcej w maju rozpoczyna się okres pszczelej rójki, który trwa do jakoś tak mniej więcej końca czerwca. Pszczelarz może nad tym w dużej mierze zapanować, ale musi mu się chcieć. Naszemu sąsiadowi chciało się jednak wyłącznie chlać. Próbowaliście osiągnąć rozsądny kompromis z wiecznie zapitym na umór degeneratem? No to wiecie. Ciężka jazda… W końcu udało nam się doprowadzić do wywiezienia uli na czas lata, ale kosztowało nas to cholernie dużo pary i nerwów. [Myślałam, że Wam tu opiszę, co czuje młoda mama – wówczas mój synek miał kilka miesięcy - która właśnie ma wystawić śpiące dziecię w wózku do ogrodu, gdy nadlatuje rój. Ale nie mam sił. Ino w skrócie: rój liczy kilkanaście-kilkadziesiąt TYSIĘCY owadów; nadlatuje chmurą rozciągającą się nad całą działką, czasem nawet z impetem obija o okienka; przysiada na gałęzi jakiegoś drzewa/krzaka; siedzi, ile mu widzimisię podpowie – godzinę, kilka dni czy ileś tam; teoretycznie nie jest agresywny – pszczoły tachają w dziobach pożywienie na 3 dni i skupione są na swej misji – ale wytłumaczcie dzieciakowi, żeby w sytuacji, gdy znajdzie się w roju, nie machał rękami; powodzenia] Przez kilka lat był spokój, zapomnieliśmy o problemie. A w tym roku – witaj smutku! Do dziś roi było chyba z tuzin, już nawet nie liczę. Wrzucę Wam fotki, jak się ogarnę. Tym razem strategię mamy inną – nie oddajemy roi sąsiadowi, jak onegdaj, bo i tak by je wpakował z powrotem do za ciasnego ula, skąd by znowu zwiały [zresztą, on uparcie twierdzi, że to nie jemu zwiewają, hehehe]; dzwonimy po innego, sensownego pszczelarza, który zdejmie nam ten ciężar ze łba i gałęzi i się nim dobrze zaopiekuje. Ale spróbujcie usunąć przyczynę – to jest cyrk! Związek Pszczelarzy umywa ręce [rączka rączkę], pozostaje ino sprawa cywilna. Na szczęście znaleźliśmy inny haczyk – facet mieszka w budynku gminnym, więc gmina przylezie i obluka, gdzie te ule, co i jak, i na 99% dostanie nakaz eksmisji. Póki co jednak, mimo nerwowych ponagleń, pan urzędnik nie może się zwlec zza biurka, a mnie pod biurkiem trafia szlag, bo nogę jak balon trzymam w lodowatej wodzie i już czwarty dzień nie mogę założyć żadnego buta….!!! A w sobotę wsiowy festyn! A w niedzielę jestem chrzestna matka! Macie jakieś sensowne sposoby na pszczeli jad? [wapno, ocet, Fenistil, lód - nie działa nic] Morał: Uważać z idyllami, źle wpływają na kubaturę stóp.
  20. eh. nie mam czasu na Betoniarę, czas zbyt szybko galopuje. na realną betoniarę też czasu niet, remoncik po raz fafnasty stanął w miejscu i ruszy się nie wiadomo kiedy, a rokowania są pesymistyczne. ale se pomyślałam, że uprzejmie doniosę o mym najnowszym durnym pomyśle. otóż do tej pory nie dorobiliśmy się płotu przed chatą [z boków i z tyłu dzięki wielu siłom sprawczym jezd]. no bo wymagało namysłu, przygotowań, kasy i natchnienia oraz czasu - w dowolnej kolejności. bo płocik miał być nietypowy, murowany, przetykany bakaliami polnych kamieni, z drewna ornamentem. takie karykaturalne, zabawne, krzywe płocisko. a właściwie murzysko. no ale, jako się rzekło, ni ma go wciąż, w związku z czym różne ludzie grasują nam po działce, a jak zapomnim zamknąć drzwi na klucz [a zazwyczaj zapominamy], to i po chacie. no i właśnie przedwczoraj zstąpiło na mła objawienie! alleluja! zrobim to szybko, bezboleśnie, lecz uroczo absurdalnie... z... wierzby. żywej, gęsto sadzonej, którą się pozaplata ładnie i formować będzie. ale przy furteczce zrobim kawałek murowany i przy wjeździe do garażu takoż. ino nie wiem, czy z wierzby energetycznej, którą pod ręką mamy [pod płotem z tyłu buja i zasłania rupieciarnie sąsiadów] czy z tej szalonej-pokręconej... i w ogóle nie wiem, czy to ma do końca sens, więc jeśli na temat sensu coś wiecie Wy, to krzyczcie. bo my już dołki kopiem a tak poza tym nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca... [jak śpiewali w piosence] pozdrawiam deszczowo! rzyczliwy
  21. eh. nie mam czasu na Betoniarę, czas zbyt szybko galopuje. na realną betoniarę też czasu niet, remoncik po raz fafnasty stanął w miejscu i ruszy się nie wiadomo kiedy, a rokowania są pesymistyczne. ale se pomyślałam, że uprzejmie doniosę o mym najnowszym durnym pomyśle. otóż do tej pory nie dorobiliśmy się płotu przed chatą [z boków i z tyłu dzięki wielu siłom sprawczym jezd]. no bo wymagało namysłu, przygotowań, kasy i natchnienia oraz czasu - w dowolnej kolejności. bo płocik miał być nietypowy, murowany, przetykany bakaliami polnych kamieni, z drewna ornamentem. takie karykaturalne, zabawne, krzywe płocisko. a właściwie murzysko. no ale, jako się rzekło, ni ma go wciąż, w związku z czym różne ludzie grasują nam po działce, a jak zapomnim zamknąć drzwi na klucz [a zazwyczaj zapominamy], to i po chacie. no i właśnie przedwczoraj zstąpiło na mła objawienie! alleluja! zrobim to szybko, bezboleśnie, lecz uroczo absurdalnie... z... wierzby. żywej, gęsto sadzonej, którą się pozaplata ładnie i formować będzie. ale przy furteczce zrobim kawałek murowany i przy wjeździe do garażu takoż. ino nie wiem, czy z wierzby energetycznej, którą pod ręką mamy [pod płotem z tyłu buja i zasłania rupieciarnie sąsiadów] czy z tej szalonej-pokręconej... i w ogóle nie wiem, czy to ma do końca sens, więc jeśli na temat sensu coś wiecie Wy, to krzyczcie. bo my już dołki kopiem a tak poza tym nie dzieje się nic i nie stanie się nic aż do końca... [jak śpiewali w piosence] pozdrawiam deszczowo! rzyczliwy
  22. jeździmy do teściów. nieczęsto, ale jeździmy... na pewno zawiniemy kiedyś do Was, z chęcią wieeelką, ale to za jakiś czas, bo teraz młyn w robocie - dam znać!
  23. Dzięki serdecznie za życzenia! Ech, obiecałam sobie, że w tym roku wpasuję się tu z zającem dla drogich Czytaczy, ale znów mnie porawała galopująca rzeczywistość. A że Wielkanoc była w naszej chacie dla całej rodzinności, to wiecie - uganianie się za pająkami i makulaturą w każdym kącie barrrdzo zajmującym jezd zajęciem No a teraz wiosssna! Przydałoby się w ziemi pogrzebać, a tu fuchy na karku - trza lecieć na strych i działać twórczo.... Więc lecę, ciepło w biegu pozdrawiam i obiecuję, że mrożącą krew w żyłach historię wylewkową dokończę.... NIEBAWEM
  24. podpisuję się obiema łapkami my też podjęliśmy ryzyko [bo to jest jednak ryzyko, ale kto nie ryzykuje ten... (dokończyć wedle uznania )] pracy w domu i pięknie jest! choć upierdliwie również, bo wolni strzelcy płacą za wolność często brakiem płynności więc trzeba brać większość fuch, jakie się nawiną, bo nie wiadomo, czy w przyszłym miesiącu nawiną się również... oczywiście, zależy to od specyfiki zawodu i układów ze zleceniodawcami, ale mimo wszystko u większości nieetatowców widzę podobny syndrom. tak więc niby nie w pracy, ale ciągle w pracy. ja jednak wolę to, niż tradycyjne układy pracownicze. dzieciaki - wiejska szkoła i przedszkole. jest fajnie i swojsko. i blisko! 5-10 min piechotą. w moim przypadku - MDK Krzyki - ceramika, malarstwo [20 minut drogi, raz w tygodniu] + w szkole plastyka, gimn. korekcyjna, angielski, muzyka. również dieta. i logopeda na dniach. [czyli bliźniaczo do BK ]. można ułożyć sobie dowolnie dzień, ze Starym w piżamach sączyć kawę na tarasie, wyskoczyć do marketu świtem, zrobić szybkie zakupy bez przepychania się przez tłum, wpaść do urzędu, pogrzebać w ziemi, śmignąć na rowerze przez pola, gdy mózg się przy kompie zlasuje... i z rodzinką jest się nonstopkolor. jak dla mła: o to w tym wszystkim chodzi.
  25. yemiołka

    Grupa Wrocławska

    podpisuję się obiema łapkami my też podjęliśmy ryzyko [bo to jest jednak ryzyko, ale kto nie ryzykuje ten... (dokończyć wedle uznania )] pracy w domu i pięknie jest! choć upierdliwie również, bo wolni strzelcy płacą za wolność często brakiem płynności więc trzeba brać większość fuch, jakie się nawiną, bo nie wiadomo, czy w przyszłym miesiącu nawiną się również... oczywiście, zależy to od specyfiki zawodu i układów ze zleceniodawcami, ale mimo wszystko u większości nieetatowców widzę podobny syndrom. tak więc niby nie w pracy, ale ciągle w pracy. ja jednak wolę to, niż tradycyjne układy pracownicze. dzieciaki - wiejska szkoła i przedszkole. jest fajnie i swojsko. i blisko! 5-10 min piechotą. w moim przypadku - MDK Krzyki - ceramika, malarstwo [20 minut drogi, raz w tygodniu] + w szkole plastyka, gimn. korekcyjna, angielski, muzyka. również dieta. i logopeda na dniach. [czyli bliźniaczo do BK ]. można ułożyć sobie dowolnie dzień, ze Starym w piżamach sączyć kawę na tarasie, wyskoczyć do marketu świtem, zrobić szybkie zakupy bez przepychania się przez tłum, wpaść do urzędu, pogrzebać w ziemi, śmignąć na rowerze przez pola, gdy mózg się przy kompie zlasuje... i z rodzinką jest się nonstopkolor. jak dla mła: o to w tym wszystkim chodzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...