Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

makul

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    97
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez makul

  1. Długo nie pisałam, bo ciągle jesteśmy na etapie murowania piwnicy, postępy można zobaczyć na zdjęciu. http://foto.onet.pl/upload/35/14/_333661_n.jpg Tata już kładzie 40 bloczków dziennie. Przez pięć dni tygodnia jego pomocnikiem jest mama – dzięki temu nawet nie zauważyła, że jest już na emeryturze, a w soboty pomagam ja. Zasypaliśmy piaskiem przestrzenie między ławami, wiem że powinniśmy go zagęszczać i pewnie kiedyś przyjdzie nam to poprawić, ale niestety nie mieliśmy wolnych środków płatniczych na wypożyczenie odpowiedniej maszynki. Bloczki betonowe są już każdorazowo wyładowywane do wykopu, więc nie ma problemu z ich transportem, który był niepotrzebną pracą. Co do wątpliwości budowlanych, to nie ma ich kto rozwiać. Wszystkie fachowe pisma, łącznie z Muratorem zakładają, że prace murarskie wykonają fachowcy, którzy nauczyli się tego od starszych fachowców, którzy nauczyli się tego od jeszcze starszych fachowców itd. A i wśród tych fachowców są różne zdania na każdy temat. Sąsiad, budowlaniec, którego „dziełem” jest dom widoczny naprzeciwko naszego wjazdu do garażu, twierdzi, że murując bloczki betonowe, należy polewać wodą, aby zaprawa dobrze wiązała. Z kolei inny sąsiad, również jak tata budujący samodzielnie, tyle że po pracy, zaprzecza iżby było to konieczne. I komu wierzyć, niestety nasz kierownik budowy mówił tylko o zamaczaniu betonu komórkowego w trakcie murowania, a do tego czasu jeszcze sporo wody upłynie. Pozdrawiam wszystkich budujących. M.
  2. Długo nie pisałam, bo ciągle jesteśmy na etapie murowania piwnicy, postępy można zobaczyć na zdjęciu. http://foto.onet.pl/upload/35/14/_333661_n.jpg Tata już kładzie 40 bloczków dziennie. Przez pięć dni tygodnia jego pomocnikiem jest mama – dzięki temu nawet nie zauważyła, że jest już na emeryturze, a w soboty pomagam ja. Zasypaliśmy piaskiem przestrzenie między ławami, wiem że powinniśmy go zagęszczać i pewnie kiedyś przyjdzie nam to poprawić, ale niestety nie mieliśmy wolnych środków płatniczych na wypożyczenie odpowiedniej maszynki. Bloczki betonowe są już każdorazowo wyładowywane do wykopu, więc nie ma problemu z ich transportem, który był niepotrzebną pracą. Co do wątpliwości budowlanych, to nie ma ich kto rozwiać. Wszystkie fachowe pisma, łącznie z Muratorem zakładają, że prace murarskie wykonają fachowcy, którzy nauczyli się tego od starszych fachowców, którzy nauczyli się tego od jeszcze starszych fachowców itd. A i wśród tych fachowców są różne zdania na każdy temat. Sąsiad, budowlaniec, którego „dziełem” jest dom widoczny naprzeciwko naszego wjazdu do garażu, twierdzi, że murując bloczki betonowe, należy polewać wodą, aby zaprawa dobrze wiązała. Z kolei inny sąsiad, również jak tata budujący samodzielnie, tyle że po pracy, zaprzecza iżby było to konieczne. I komu wierzyć, niestety nasz kierownik budowy mówił tylko o zamaczaniu betonu komórkowego w trakcie murowania, a do tego czasu jeszcze sporo wody upłynie. Pozdrawiam wszystkich budujących. M.
  3. Już od niemal dwóch tygodni murujemy, a jakie są wyniki widać na zdjęciu http://foto.onet.pl/upload/4/58/_311594_n.jpg Tata układa średnio trzydzieści bloczków betonowych dziennie lub inaczej jeden bloczek w dwadzieścia minut. W tym tempie, jak obliczyliśmy, ściany piwnicy powstaną do końca października. Tempo jest oczywiście spowodowane nie tylko brakiem wprawy, ale też potworną dokładnością układania. Bloczki są niewymiarowe. Tata mówi, że kupił już najrówniejsze jakie widział, ale i tak różnica na obwodzie w dwóch końcach bloczków wynosi 12 mm. W związku z tym już układając zaprawę musi z jednej strony dawać jej więcej. Poza tym przekonałam się, że zaprawa nie przykleja się do powierzchni pionowych i aby było idealnie, musimy po ustawieniu bloczka wpychać zaprawę w spoinę pionową. Oczywiście ktoś mógłby stwierdzić, że to niepotrzebna praca, ale przecież czas się nie liczy, bo nikt nas nie wygania z mieszkania, a tata i tak ma już do końca życia wakacje. Najbardziej jednak martwi mnie beton komórkowy, który już stoi na działce. Zastanawiam się jak go zabezpieczymy na zimę, przy czym zakładamy, że nikt go nie ukradnie. Mama oczywiście cały czas namawia tatę na zmianę decyzji i zatrudnienie kogoś bardziej wprawionego w murowaniu do pomocy. Tata ma tylko jedną odpowiedź: przyjęliśmy zasadę. Zasada to oczywiście budowanie bez zatrudniania kogokolwiek, a szczególnie dotyczy to stanu surowego. Nie cały miesiąc temu kupiłam z mamą tzw. pawilon ogrodowy. Teraz, kiedy słońce nadrabia stracony czas, bardzo się przydał. Tata nie wyobraża już sobie pracy w pełnym słońcu. A dookoła jak grzyby rosną domy. Niedaleko nas wytyczono niedawno nowe działki. Natomiast przy naszej ulicy jest niestety działka zakupiona przez jakichś „zapobiegliwych” rodziców dla dziesięcio letniej córeczki. Tak więc z wybrukowaną ulicą na następne piętnaście lat możemy się pożegnać. Jak wiadomo gmina nie robi dróg dopóki choć jeden dom przy ulicy nie jest wybudowany, bo przecież są to drogi tak złej jakości, że jakikolwiek ciężki sprzęt budowlany natychmiast ryje koleiny.
  4. Już od niemal dwóch tygodni murujemy, a jakie są wyniki widać na zdjęciu http://foto.onet.pl/upload/4/58/_311594_n.jpg Tata układa średnio trzydzieści bloczków betonowych dziennie lub inaczej jeden bloczek w dwadzieścia minut. W tym tempie, jak obliczyliśmy, ściany piwnicy powstaną do końca października. Tempo jest oczywiście spowodowane nie tylko brakiem wprawy, ale też potworną dokładnością układania. Bloczki są niewymiarowe. Tata mówi, że kupił już najrówniejsze jakie widział, ale i tak różnica na obwodzie w dwóch końcach bloczków wynosi 12 mm. W związku z tym już układając zaprawę musi z jednej strony dawać jej więcej. Poza tym przekonałam się, że zaprawa nie przykleja się do powierzchni pionowych i aby było idealnie, musimy po ustawieniu bloczka wpychać zaprawę w spoinę pionową. Oczywiście ktoś mógłby stwierdzić, że to niepotrzebna praca, ale przecież czas się nie liczy, bo nikt nas nie wygania z mieszkania, a tata i tak ma już do końca życia wakacje. Najbardziej jednak martwi mnie beton komórkowy, który już stoi na działce. Zastanawiam się jak go zabezpieczymy na zimę, przy czym zakładamy, że nikt go nie ukradnie. Mama oczywiście cały czas namawia tatę na zmianę decyzji i zatrudnienie kogoś bardziej wprawionego w murowaniu do pomocy. Tata ma tylko jedną odpowiedź: przyjęliśmy zasadę. Zasada to oczywiście budowanie bez zatrudniania kogokolwiek, a szczególnie dotyczy to stanu surowego. Nie cały miesiąc temu kupiłam z mamą tzw. pawilon ogrodowy. Teraz, kiedy słońce nadrabia stracony czas, bardzo się przydał. Tata nie wyobraża już sobie pracy w pełnym słońcu. A dookoła jak grzyby rosną domy. Niedaleko nas wytyczono niedawno nowe działki. Natomiast przy naszej ulicy jest niestety działka zakupiona przez jakichś „zapobiegliwych” rodziców dla dziesięcio letniej córeczki. Tak więc z wybrukowaną ulicą na następne piętnaście lat możemy się pożegnać. Jak wiadomo gmina nie robi dróg dopóki choć jeden dom przy ulicy nie jest wybudowany, bo przecież są to drogi tak złej jakości, że jakikolwiek ciężki sprzęt budowlany natychmiast ryje koleiny.
  5. Dzisiaj tata zakończył przyklejanie papy lepikiem. Oczywiście jedynie on był przez siebie upoważniony do tej brudnej roboty. Wszystkie ławy fundamentowe są przykryte dwiema warstwami papierowej papy. http://foto.onet.pl/upload/18/41/_306605_n.jpg W tym czasie mama i siostrzyczka wsypywały piasek do „piaskownic” i transportowały bloczki betonowe z miejsca składowania do poszczególnych pokoi. Początkowo zjeżdżały z bloczkami do wykopu taczką, potem wykorzystały zjeżdżalnię zbudowaną z trzech desek. W piątek pomagała w tym siostra mojej mamy. W sobotę z kuzynem rozładowałam jedną paletę, a potem mój brat drugą. Mam nadzieję, że następne dostawy zostaną rozładowane bezpośrednio do wykopu, choć tata jak zwykle ma wątpliwości czy jest to wykonalne. Żyje według zasady: tylko ja umiem to zrobić. Dzisiaj też zostały położone pierwsze bloczki betonowe. W ciągu siedmiu godzin tata położył 35 bloczków łącznie z ustawieniem czterech narożników. Od jutra zostaję sama z kotem, bo tata będzie nocował na działce, a mama i siostra będą tam codziennie dojeżdżać rowerami z domku letniskowego. Może teraz praca się posunie, bo dotąd zwykle przyjeżdżali na działkę dopiero po dziesiątej.
  6. Dzisiaj tata zakończył przyklejanie papy lepikiem. Oczywiście jedynie on był przez siebie upoważniony do tej brudnej roboty. Wszystkie ławy fundamentowe są przykryte dwiema warstwami papierowej papy. http://foto.onet.pl/upload/18/41/_306605_n.jpg W tym czasie mama i siostrzyczka wsypywały piasek do „piaskownic” i transportowały bloczki betonowe z miejsca składowania do poszczególnych pokoi. Początkowo zjeżdżały z bloczkami do wykopu taczką, potem wykorzystały zjeżdżalnię zbudowaną z trzech desek. W piątek pomagała w tym siostra mojej mamy. W sobotę z kuzynem rozładowałam jedną paletę, a potem mój brat drugą. Mam nadzieję, że następne dostawy zostaną rozładowane bezpośrednio do wykopu, choć tata jak zwykle ma wątpliwości czy jest to wykonalne. Żyje według zasady: tylko ja umiem to zrobić. Dzisiaj też zostały położone pierwsze bloczki betonowe. W ciągu siedmiu godzin tata położył 35 bloczków łącznie z ustawieniem czterech narożników. Od jutra zostaję sama z kotem, bo tata będzie nocował na działce, a mama i siostra będą tam codziennie dojeżdżać rowerami z domku letniskowego. Może teraz praca się posunie, bo dotąd zwykle przyjeżdżali na działkę dopiero po dziesiątej.
  7. W dniu zalewania betonu, ja z mamą i tatą byliśmy na działce o piątej rano, żeby dokończyć zbrojenie słupków wzmacniających ściany zewnętrzne piwnicy. Potem ja zostałam odwieziona do pracy, a rodzice z moją siostrą i dwoma siostrzeńcami mojego taty (19- i 15-stoletni) czynili na działce ostatnie przygotowania – jak się później okazało niewystarczające. Około jedenastej przyjechała pompa i betoniarki. Ja osobiście byłam przekonana, że wylewanie betonu jest częścią integralną dostawy. Być może mój tata wiedział, że to on będzie wylewał beton, ale jak to mężczyzna, nie ujawnił swoich wątpliwości, natomiast panowie z betoniarni nie pomyśleli o przeprowadzeniu teoretycznego instruktażu. Skutkiem tego zbiegu niedomówień szalunek w jednym miejscu nie wytrzymał. Po tym wypadku pan od pompy powiedział, że beton wylewa się warstwami. Reszta poszła już sprawnie, ale to co zostało zepsute naprawialiśmy przez tydzień. Myślę jednak, że ten błąd nie wpłynie na całą konstrukcję, która i tak jest silniejsza niż potrzeba. http://foto.onet.pl/upload/11/27/_302851_n.jpg Poza tym panowie zostawili nam jeszcze kłopot w postaci kałuży zaschniętego betonu na środku przyszłego ogrodu. Kiedy po dwóch dniach od zalania zajęliśmy się tym, efekty naszej pracy przy pomocy młotka i wideł były znikome. Pomógł nam dopiero teść sąsiada, który właśnie przyjechał do córki, aby ułożyć granitowy bruk. Akurat nadwerężałam widły, kiedy zaproponował użyczenie kilofa. Mimo potwornego upału z zapałem zaczęłam walić w beton. Skutek był natychmiastowy, tylko tata zbyt dumny, by mi pozwolić na zakończenie tej pracy, oderwał się od tego co właśnie robił, wziął ode mnie to przydatne narzędzie i sam rozbił większą część. Z pozbyciem się resztek nie mamy na szczęście kłopotu – na podmokłej części naszej ulicy sąsiad zorganizował wysypisko gruzu, więc się dołączyliśmy z naszymi odłamkami. Pozostaje tylko refleksja, co byśmy zrobili, gdyby za płotem nie pracował starszy pan ale jego zięć, pewnie nigdy nie pomyślałby o zaproponowaniu nam swojego kilofa. Z drugiej strony przy pierwszej wizycie w LeroyMerlin sprawdziłam ile taki kilof kosztuje – chyba wpadłam w nałóg posiadania narzędzi. Odbiliśmy szalunki, wsypujemy piasek do „piaskownic”, ponownie układamy deski w nienaganne stosy i wyjmujemy gwoździe. Mamy ich już ponad litr (nie mogłam zważyć, ale wiem ile litrów mieszczą pojemniczki). Błędy przy betonowaniu opóźniły rozpoczęcie murowania o kolejne dziesięć dni, a murować mamy już czym. Na placu są już bloczki betonowe – połowa docelowej ilości i beton komórkowy, również połowa. Oczywiście, żeby we wszystkim był jakiś mankament, także i dostawa nie przebiegała idealnie. W czasie wyładunku BK załamała się paleta akurat w momencie gdy była uniesiona nad inną pełną bloczków paletą. Straty to ponad półtora palety ślicznych białych suporeksów. Mam nadzieję, że dostawca nie będzie robił kłopotów i uwzględni naszą reklamację. Musimy też pomyśleć o nosidłach do tych 25 kilogramowych bielusiów. Ostatecznie wygrał mój pomysł skonstruowania plecaczków jakie widziałam na filmach opowiadających o odbudowie Warszawy. Dzisiaj tata rozpoczął przyklejanie papy lepikiem.
  8. W dniu zalewania betonu, ja z mamą i tatą byliśmy na działce o piątej rano, żeby dokończyć zbrojenie słupków wzmacniających ściany zewnętrzne piwnicy. Potem ja zostałam odwieziona do pracy, a rodzice z moją siostrą i dwoma siostrzeńcami mojego taty (19- i 15-stoletni) czynili na działce ostatnie przygotowania – jak się później okazało niewystarczające. Około jedenastej przyjechała pompa i betoniarki. Ja osobiście byłam przekonana, że wylewanie betonu jest częścią integralną dostawy. Być może mój tata wiedział, że to on będzie wylewał beton, ale jak to mężczyzna, nie ujawnił swoich wątpliwości, natomiast panowie z betoniarni nie pomyśleli o przeprowadzeniu teoretycznego instruktażu. Skutkiem tego zbiegu niedomówień szalunek w jednym miejscu nie wytrzymał. Po tym wypadku pan od pompy powiedział, że beton wylewa się warstwami. Reszta poszła już sprawnie, ale to co zostało zepsute naprawialiśmy przez tydzień. Myślę jednak, że ten błąd nie wpłynie na całą konstrukcję, która i tak jest silniejsza niż potrzeba. http://foto.onet.pl/upload/11/27/_302851_n.jpg Poza tym panowie zostawili nam jeszcze kłopot w postaci kałuży zaschniętego betonu na środku przyszłego ogrodu. Kiedy po dwóch dniach od zalania zajęliśmy się tym, efekty naszej pracy przy pomocy młotka i wideł były znikome. Pomógł nam dopiero teść sąsiada, który właśnie przyjechał do córki, aby ułożyć granitowy bruk. Akurat nadwerężałam widły, kiedy zaproponował użyczenie kilofa. Mimo potwornego upału z zapałem zaczęłam walić w beton. Skutek był natychmiastowy, tylko tata zbyt dumny, by mi pozwolić na zakończenie tej pracy, oderwał się od tego co właśnie robił, wziął ode mnie to przydatne narzędzie i sam rozbił większą część. Z pozbyciem się resztek nie mamy na szczęście kłopotu – na podmokłej części naszej ulicy sąsiad zorganizował wysypisko gruzu, więc się dołączyliśmy z naszymi odłamkami. Pozostaje tylko refleksja, co byśmy zrobili, gdyby za płotem nie pracował starszy pan ale jego zięć, pewnie nigdy nie pomyślałby o zaproponowaniu nam swojego kilofa. Z drugiej strony przy pierwszej wizycie w LeroyMerlin sprawdziłam ile taki kilof kosztuje – chyba wpadłam w nałóg posiadania narzędzi. Odbiliśmy szalunki, wsypujemy piasek do „piaskownic”, ponownie układamy deski w nienaganne stosy i wyjmujemy gwoździe. Mamy ich już ponad litr (nie mogłam zważyć, ale wiem ile litrów mieszczą pojemniczki). Błędy przy betonowaniu opóźniły rozpoczęcie murowania o kolejne dziesięć dni, a murować mamy już czym. Na placu są już bloczki betonowe – połowa docelowej ilości i beton komórkowy, również połowa. Oczywiście, żeby we wszystkim był jakiś mankament, także i dostawa nie przebiegała idealnie. W czasie wyładunku BK załamała się paleta akurat w momencie gdy była uniesiona nad inną pełną bloczków paletą. Straty to ponad półtora palety ślicznych białych suporeksów. Mam nadzieję, że dostawca nie będzie robił kłopotów i uwzględni naszą reklamację. Musimy też pomyśleć o nosidłach do tych 25 kilogramowych bielusiów. Ostatecznie wygrał mój pomysł skonstruowania plecaczków jakie widziałam na filmach opowiadających o odbudowie Warszawy. Dzisiaj tata rozpoczął przyklejanie papy lepikiem.
  9. Wczoraj ustawiliśmy zbrojenie schodów prowadzących z piwnicy na poziom ziemi. Nie poszło nam to tak szybko, jak wcześniej sądziłam. Najpierw ustawiliśmy podporę z dwóch pali połączonych deską. Na tym oparliśmy pręty i zaczęliśmy je ustawiać na właściwych miejscach poprzez przywiązywanie do prętów poprzecznych. Dopiero po połączeniu z piątą poprzeczką „schody” stały się jednością. Tutaj można je podziwiać http://foto.onet.pl/upload/25/98/_294028_n.jpg Ponieważ na jutro zamówiliśmy beton, dziś jest finisz przygotowań do wylania. Choć jest już ciemno, tata, mama i moja siostra wciąż są na działce i uwijają się przy pracy. Dziś oznaczyli listewkami poziom do którego musi dojść beton. Na szczęście mama i siostra mają wakacje szkolne i mogą pomagać tacie.
  10. Wczoraj ustawiliśmy zbrojenie schodów prowadzących z piwnicy na poziom ziemi. Nie poszło nam to tak szybko, jak wcześniej sądziłam. Najpierw ustawiliśmy podporę z dwóch pali połączonych deską. Na tym oparliśmy pręty i zaczęliśmy je ustawiać na właściwych miejscach poprzez przywiązywanie do prętów poprzecznych. Dopiero po połączeniu z piątą poprzeczką „schody” stały się jednością. Tutaj można je podziwiać http://foto.onet.pl/upload/25/98/_294028_n.jpg Ponieważ na jutro zamówiliśmy beton, dziś jest finisz przygotowań do wylania. Choć jest już ciemno, tata, mama i moja siostra wciąż są na działce i uwijają się przy pracy. Dziś oznaczyli listewkami poziom do którego musi dojść beton. Na szczęście mama i siostra mają wakacje szkolne i mogą pomagać tacie.
  11. Wczoraj wizytował nas kierownik budowy. Nie stwierdził większych uchybień w zbrojeniach fundamentów. Jedyne co musieliśmy poprawić to dodatkowe pręty w miejscach, gdzie nie będzie ścian. Kiedy byliśmy u niego po raz pierwszy zostawiliśmy kopię projektu i teraz podzielił się z nami kilkoma uwagami. Chociaż wyraźnie powiedzieliśmy mu wtedy, że sami wykonaliśmy projekt, on wczoraj każde zdanie rozpoczynał od zwrotu: „ten architekt”. Może nie chce przyjąć do wiadomości, że każda koncepcja, rysunek i obliczenia są naszym wyłącznym dziełem i że pomoc architekta ograniczała się do uwag słownych, które zresztą nie wiązały się z elementami konstrukcyjnymi, oraz do złożenia podpisu. Dzisiaj głównie gięliśmy pręty do zbrojenia schodów. Łącznie dziewięć, z tego cztery zgięte w ośmiu miejscach a pięć w pięciu miejscach. To była okropnie precyzyjna praca. Dotąd wszystko gięliśmy pod kontem prostym, teraz kąty były otwarte, od 117 do 158 st. Końce tych prętów będą połączone z szalunkiem i zalane. Zbrojenie podstawowe znajduje się już na swoim miejscu. Kierownikowi budowy spodobały się podkładki betonowe. Mówił, że niektórzy kładą zbrojenie bezpośrednio na chudym betonie. Oto zdjęcia zbrojenia w dwóch odsłonach: spojrzenie standardowe i http://foto.onet.pl/upload/38/45/_292777_n.jpg niezwyczajne http://foto.onet.pl/upload/46/85/_292778_n.jpg
  12. Wczoraj wizytował nas kierownik budowy. Nie stwierdził większych uchybień w zbrojeniach fundamentów. Jedyne co musieliśmy poprawić to dodatkowe pręty w miejscach, gdzie nie będzie ścian. Kiedy byliśmy u niego po raz pierwszy zostawiliśmy kopię projektu i teraz podzielił się z nami kilkoma uwagami. Chociaż wyraźnie powiedzieliśmy mu wtedy, że sami wykonaliśmy projekt, on wczoraj każde zdanie rozpoczynał od zwrotu: „ten architekt”. Może nie chce przyjąć do wiadomości, że każda koncepcja, rysunek i obliczenia są naszym wyłącznym dziełem i że pomoc architekta ograniczała się do uwag słownych, które zresztą nie wiązały się z elementami konstrukcyjnymi, oraz do złożenia podpisu. Dzisiaj głównie gięliśmy pręty do zbrojenia schodów. Łącznie dziewięć, z tego cztery zgięte w ośmiu miejscach a pięć w pięciu miejscach. To była okropnie precyzyjna praca. Dotąd wszystko gięliśmy pod kontem prostym, teraz kąty były otwarte, od 117 do 158 st. Końce tych prętów będą połączone z szalunkiem i zalane. Zbrojenie podstawowe znajduje się już na swoim miejscu. Kierownikowi budowy spodobały się podkładki betonowe. Mówił, że niektórzy kładą zbrojenie bezpośrednio na chudym betonie. Oto zdjęcia zbrojenia w dwóch odsłonach: spojrzenie standardowe i http://foto.onet.pl/upload/38/45/_292777_n.jpg niezwyczajne http://foto.onet.pl/upload/46/85/_292778_n.jpg
  13. Dzisiaj zakończyliśmy wiązanie strzemion. Główną pracę odwalił oczywiście tata, bo poza nim tylko ja i mój brat posiedliśmy tę umiejętność, a przecież oboje mamy czas tylko w weekend’y. Dzisiaj ponownie wypróbowałam trasę z pracy na działkę – godzina i 45 minut – cztery tramwaje, autobus i pieszo (oczywiście letnie rozkopy ulic). Za to wspaniale się szło wśród łanów. Ćwierkały ptaki, szumiały liście, bzyczały odrzutowce. Szkoda tylko, że połowa drogi to kasztanowa aleja - wszystkie drzewa są żółte. Zbrojenie wygląda wspaniale, całe zawieszone na szalunkach. Teraz zostanie spuszczone na podkładki z betonu. Tata chciał oczywiście kupić plastikowe podkładki, ale w żadnym markecie budowlanym ich nie znalazł. A kiedy wreszcie gdzieś były, to okazało się, że za małe. W ciągu tej jedynej godziny, którą dziś spędziłam na budowie, przenosiliśmy te podkładki do wykopu. Wypróbowałam też właśnie zakupiony przecinak do prętów fi 6. Kolejne 30 zł. Szkoda, że wcześniej tego nie mieliśmy, przecina się bardzo szybko, a przy okazji ćwiczy mięśnie, a nie niszczy słuch. Chciałam dzisiaj zrobić zdjęcia, ale nie mogłam pożyczyć cyfrówki. Ciekawa jestem ile miesięcy będę czekać na zwykłe. Do zalania fundamentów potrzebujemy 24 m3. Już wiemy gdzie zamówimy beton. Pod uwagę były brane dwie betoniarnie, obie w pobliżu ul. Głogowskiej, na wyjeździe z Poznania. Całkowity koszt w jednej z tych firm to ok. 7 tys. w drugiej 6 tys. Wiadomo którą wybierzemy, dziwi mnie tylko taka rozbieżność cen. Wstępnie planujemy zalewanie na poniedziałek. Poza tym tata musiał pojechać do hurtowni, w której kupiliśmy BK, bo już chcieli nam go przywozić a jeszcze nawet nie mamy bloczków betonowych na miejscu. Udało się to odroczyć do dziewiętnastego. Ciekawa jestem ile do tego czasu zbudujemy.
  14. Dzisiaj zakończyliśmy wiązanie strzemion. Główną pracę odwalił oczywiście tata, bo poza nim tylko ja i mój brat posiedliśmy tę umiejętność, a przecież oboje mamy czas tylko w weekend’y. Dzisiaj ponownie wypróbowałam trasę z pracy na działkę – godzina i 45 minut – cztery tramwaje, autobus i pieszo (oczywiście letnie rozkopy ulic). Za to wspaniale się szło wśród łanów. Ćwierkały ptaki, szumiały liście, bzyczały odrzutowce. Szkoda tylko, że połowa drogi to kasztanowa aleja - wszystkie drzewa są żółte. Zbrojenie wygląda wspaniale, całe zawieszone na szalunkach. Teraz zostanie spuszczone na podkładki z betonu. Tata chciał oczywiście kupić plastikowe podkładki, ale w żadnym markecie budowlanym ich nie znalazł. A kiedy wreszcie gdzieś były, to okazało się, że za małe. W ciągu tej jedynej godziny, którą dziś spędziłam na budowie, przenosiliśmy te podkładki do wykopu. Wypróbowałam też właśnie zakupiony przecinak do prętów fi 6. Kolejne 30 zł. Szkoda, że wcześniej tego nie mieliśmy, przecina się bardzo szybko, a przy okazji ćwiczy mięśnie, a nie niszczy słuch. Chciałam dzisiaj zrobić zdjęcia, ale nie mogłam pożyczyć cyfrówki. Ciekawa jestem ile miesięcy będę czekać na zwykłe. Do zalania fundamentów potrzebujemy 24 m3. Już wiemy gdzie zamówimy beton. Pod uwagę były brane dwie betoniarnie, obie w pobliżu ul. Głogowskiej, na wyjeździe z Poznania. Całkowity koszt w jednej z tych firm to ok. 7 tys. w drugiej 6 tys. Wiadomo którą wybierzemy, dziwi mnie tylko taka rozbieżność cen. Wstępnie planujemy zalewanie na poniedziałek. Poza tym tata musiał pojechać do hurtowni, w której kupiliśmy BK, bo już chcieli nam go przywozić a jeszcze nawet nie mamy bloczków betonowych na miejscu. Udało się to odroczyć do dziewiętnastego. Ciekawa jestem ile do tego czasu zbudujemy.
  15. Aż do minionego czwartku tata robił szalunek. Długo mu szło głównie dlatego, że nie mieliśmy czasu w sobotę by mu pomóc. W piątek tata zamiatał chudy beton bo deszcz naniósł glinę, która utworzyła cienki i twardy kożuch. Wczoraj przed południem jeszcze oczyszczaliśmy beton, a po południu przenieśliśmy, tata, ja i brat, pogięte pręty do wykopu. Początkowo nie szło to zbyt sprawnie, potem to ja miałam plan w ręku i stojąc u góry podawałam kolejno pręty i mówiłam gdzie tata i braciak mają je zanieść. Ja pierwotnie sądziłam, że wiązać zbrojenie będziemy na „górze”, a potem zniesiemy je do wykopu. Tata uzmysłowił mi że cztery pręty wraz z strzemionami będą dla nas za ciężkie, poza tym ułożenie prętów tata zrobił w ten sposób, że łączenia prętów zbrojenia nie pokrywają się. Tzn. najwyżej dwa z czterech prętów mają zakończenia w tym samym miejscu, a długość ich waha się od 3 do 11 metrów. Ułożyliśmy wszystkie pręty na ich planowane miejsca w szalunkach i rozpoczęliśmy spinanie ich strzemionami. I znowu początek był trudny. Cztery leżące na ziemi pręty przywiązać do strzemion było ponad możliwości jednej pary rąk. Ponieważ widziałam w zeszłym roku na budowie obok jak wiązano druty zawieszone na płocie, wpadłam na pomysł zawieszenia górnej pary prętów na deseczkach opartych o brzegi szalunku. Teraz wiąże się bez problemu. Nizaniem strzemion zajęłam się ja, a tata je przywiązywał. Dziś kontynuowaliśmy pracę. Jestem ciekawa jak posunie się praca w tym tygodniu. Dzisiaj tata zaczął się zastanawiać jaką zaprawą będziemy murować piwnicę – myślałam, że już to wie. Gdyby ktoś trafił na wątek o na ten temat to proszę o informację.
  16. Aż do minionego czwartku tata robił szalunek. Długo mu szło głównie dlatego, że nie mieliśmy czasu w sobotę by mu pomóc. W piątek tata zamiatał chudy beton bo deszcz naniósł glinę, która utworzyła cienki i twardy kożuch. Wczoraj przed południem jeszcze oczyszczaliśmy beton, a po południu przenieśliśmy, tata, ja i brat, pogięte pręty do wykopu. Początkowo nie szło to zbyt sprawnie, potem to ja miałam plan w ręku i stojąc u góry podawałam kolejno pręty i mówiłam gdzie tata i braciak mają je zanieść. Ja pierwotnie sądziłam, że wiązać zbrojenie będziemy na „górze”, a potem zniesiemy je do wykopu. Tata uzmysłowił mi że cztery pręty wraz z strzemionami będą dla nas za ciężkie, poza tym ułożenie prętów tata zrobił w ten sposób, że łączenia prętów zbrojenia nie pokrywają się. Tzn. najwyżej dwa z czterech prętów mają zakończenia w tym samym miejscu, a długość ich waha się od 3 do 11 metrów. Ułożyliśmy wszystkie pręty na ich planowane miejsca w szalunkach i rozpoczęliśmy spinanie ich strzemionami. I znowu początek był trudny. Cztery leżące na ziemi pręty przywiązać do strzemion było ponad możliwości jednej pary rąk. Ponieważ widziałam w zeszłym roku na budowie obok jak wiązano druty zawieszone na płocie, wpadłam na pomysł zawieszenia górnej pary prętów na deseczkach opartych o brzegi szalunku. Teraz wiąże się bez problemu. Nizaniem strzemion zajęłam się ja, a tata je przywiązywał. Dziś kontynuowaliśmy pracę. Jestem ciekawa jak posunie się praca w tym tygodniu. Dzisiaj tata zaczął się zastanawiać jaką zaprawą będziemy murować piwnicę – myślałam, że już to wie. Gdyby ktoś trafił na wątek o na ten temat to proszę o informację.
  17. Tata chętnie ciąłby czymś innym niż gumówką, ale to oznacza kolejny wydatek. Chociaż nie wydziałam takiej gilotyny to myślę że gumówka ma więcej zastosowań w późniejszym "codziennym" użytkowaniu. Natomiast pomysł prostowania prętów muszę tacie podsunąć, w końcu przed nami jeszcze dwa stropy. Jaskółkom jednak nie dajemy się zagnieżdżać, bo jak zbudujemy mury to nie będą mogły bezkolizyjnie wlatywać i wylatywać. Zasłoniliśmy skarpy folią i to wystarczyło.
  18. Wkradł mi się wirus więc dopiero teraz piszę. W sobotę 29 maja cały dzień wkopywaliśmy rury kanalizacyjne. W drugim tygodniu mojego urlopu znowu robiliśmy chudy beton. http://foto.onet.pl/upload/39/90/_277349_n.jpg Ostatecznie ukończyliśmy go łącznie z poprawkami w środę a od czwartku 3 czerwca rozpoczęliśmy cięcie prętów na zbrojenia. W pracy pomagała nam tzw. gumówka zakupiona kilka miesięcy wcześniej właśnie w tym celu. Przez osiem godzin nacięliśmy ponad 300 sztuk prętów o przekroju 6 mm. W przerwie wypróbowaliśmy niezwykle pomocne archaiczne urządzenie http://foto.onet.pl/upload/1/13/_277347_n.jpg Zgiętarkę, bo tak to nazywamy, pożyczył nam kilka tygodni temu nasz miejscowy sąsiad. Pewnie po tym jak dowiedział się, że zamierzamy samodzielnie ciąć i zginać pręty. On sam jest budowlańcem, który w zeszłym roku zbudował naszym sąsiadom z naprzeciwka dom wraz z grupą pomocników. Zgiętarka służy nie tylko do zginania ale i do prostowania prętów. Co prawda nie próbowaliśmy prostować dwunastek ale za to szóstki prostuje się świetnie. Mi osobiście wyprostowanie jednego pręta o długości jednego metra zajmuje dwie minuty. Jest to praca niezwykle wyciszająca. Kiedy tak sobie prostowałam nie zauważałam co się dzieje wokół. Niezmiennie przywoływało mi to na myśl pracę kowala zamieniającego surowy kawałek stali w miecz – miło jest tak uwznioślić swoją ciężką pracę. Wcześniej tata kombinował jak zgiąć pręty, zwłaszcza te grube. Przy okazji twierdził, że cieńsze można prostować i zginać gołymi rękoma. Jednak nic nie przekonywało mamy. Widok czterech zwojów drutu ciągle wywoływał u niej grozę. Niestety urlop mi się skończył i teraz tkwię w zimnych murach kiedy tam tata wygrzewa się na słoneczku. Aż do minionej środy przede wszystkim ciął i prostował pręty, a mama robiła z nich strzemiona. W Boże Ciało przyjechaliśmy na działkę po całonocnej ulewie i okazało się, że część ściany wykopu oberwała się. W piątek mama i moja siostra przemieszczały osunięty piasek w inne miejsca, (dobrze że mamy dwie łopaty) a tata dalej ciął pręty. Po pracy straciłam dwie godziny w autobusach by dojechać na budowę i jeszcze przez trzy godziny pomóc w gięciu prętów fi. 12. A potrzebne są do tego aż trzy osoby, bo dwie trzymają pręt na wysokości urządzenia, a tata zapierając się całym ciężarem ciała zgina. Tak jest oczywiście tylko przy prętach o długości powyżej 5 m. Do krótszych wystarczą dwie osoby. W sobotę był ciąg dalszy prętów. Ponieważ jest to praca dla trzech, ja zajęłam się przygotowaniem nie ruszanej od momentu zakupu stołowej piły tarczowej. Na szczęście sama tarcza piły była już zamontowana fabrycznie (inaczej niż w instrukcji obsługi) a ja usunęłam tylko kawałek styropianu zabezpieczający silnik w czasie transportu i zamontowałam kawałek metalu do rozdzielania drewna po wyjściu spod piły. Mój braciszek znowu zaszczycił naszą budowę i po południu rozpoczął z tatą budowanie szalunku do fundamentów. Zrobiłam też zdjęcia http://foto.onet.pl/upload/24/27/_283908_n.jpg Wieczorem mama i ja rozmawiałyśmy z sąsiadami, którzy zakładają sobie kominek z płaszczem wodnym. Oczywiście mama natychmiast zapaliła się do tego, tym bardziej, że ogrzewanie kominkiem jest tańsze niż gazem, a ostatecznie i tak będziemy mieli kominek. Tata oczywiście jest przeciw. Koniecznie chce mieć dwa niezależne źródła ciepła: kominek i piec gazowy. Poza tym sąsiedzi w zeszłym roku zapłacili 2000 zł. za gruszkę betonu a tata powiedział, że będzie nas to kosztować 1200 zł. W ogóle nie wiem skąd on bierze niektóre ceny.
  19. Wkradł mi się wirus więc dopiero teraz piszę. W sobotę 29 maja cały dzień wkopywaliśmy rury kanalizacyjne. W drugim tygodniu mojego urlopu znowu robiliśmy chudy beton. http://foto.onet.pl/upload/39/90/_277349_n.jpg Ostatecznie ukończyliśmy go łącznie z poprawkami w środę a od czwartku 3 czerwca rozpoczęliśmy cięcie prętów na zbrojenia. W pracy pomagała nam tzw. gumówka zakupiona kilka miesięcy wcześniej właśnie w tym celu. Przez osiem godzin nacięliśmy ponad 300 sztuk prętów o przekroju 6 mm. W przerwie wypróbowaliśmy niezwykle pomocne archaiczne urządzenie http://foto.onet.pl/upload/1/13/_277347_n.jpg Zgiętarkę, bo tak to nazywamy, pożyczył nam kilka tygodni temu nasz miejscowy sąsiad. Pewnie po tym jak dowiedział się, że zamierzamy samodzielnie ciąć i zginać pręty. On sam jest budowlańcem, który w zeszłym roku zbudował naszym sąsiadom z naprzeciwka dom wraz z grupą pomocników. Zgiętarka służy nie tylko do zginania ale i do prostowania prętów. Co prawda nie próbowaliśmy prostować dwunastek ale za to szóstki prostuje się świetnie. Mi osobiście wyprostowanie jednego pręta o długości jednego metra zajmuje dwie minuty. Jest to praca niezwykle wyciszająca. Kiedy tak sobie prostowałam nie zauważałam co się dzieje wokół. Niezmiennie przywoływało mi to na myśl pracę kowala zamieniającego surowy kawałek stali w miecz – miło jest tak uwznioślić swoją ciężką pracę. Wcześniej tata kombinował jak zgiąć pręty, zwłaszcza te grube. Przy okazji twierdził, że cieńsze można prostować i zginać gołymi rękoma. Jednak nic nie przekonywało mamy. Widok czterech zwojów drutu ciągle wywoływał u niej grozę. Niestety urlop mi się skończył i teraz tkwię w zimnych murach kiedy tam tata wygrzewa się na słoneczku. Aż do minionej środy przede wszystkim ciął i prostował pręty, a mama robiła z nich strzemiona. W Boże Ciało przyjechaliśmy na działkę po całonocnej ulewie i okazało się, że część ściany wykopu oberwała się. W piątek mama i moja siostra przemieszczały osunięty piasek w inne miejsca, (dobrze że mamy dwie łopaty) a tata dalej ciął pręty. Po pracy straciłam dwie godziny w autobusach by dojechać na budowę i jeszcze przez trzy godziny pomóc w gięciu prętów fi. 12. A potrzebne są do tego aż trzy osoby, bo dwie trzymają pręt na wysokości urządzenia, a tata zapierając się całym ciężarem ciała zgina. Tak jest oczywiście tylko przy prętach o długości powyżej 5 m. Do krótszych wystarczą dwie osoby. W sobotę był ciąg dalszy prętów. Ponieważ jest to praca dla trzech, ja zajęłam się przygotowaniem nie ruszanej od momentu zakupu stołowej piły tarczowej. Na szczęście sama tarcza piły była już zamontowana fabrycznie (inaczej niż w instrukcji obsługi) a ja usunęłam tylko kawałek styropianu zabezpieczający silnik w czasie transportu i zamontowałam kawałek metalu do rozdzielania drewna po wyjściu spod piły. Mój braciszek znowu zaszczycił naszą budowę i po południu rozpoczął z tatą budowanie szalunku do fundamentów. Zrobiłam też zdjęcia http://foto.onet.pl/upload/24/27/_283908_n.jpg Wieczorem mama i ja rozmawiałyśmy z sąsiadami, którzy zakładają sobie kominek z płaszczem wodnym. Oczywiście mama natychmiast zapaliła się do tego, tym bardziej, że ogrzewanie kominkiem jest tańsze niż gazem, a ostatecznie i tak będziemy mieli kominek. Tata oczywiście jest przeciw. Koniecznie chce mieć dwa niezależne źródła ciepła: kominek i piec gazowy. Poza tym sąsiedzi w zeszłym roku zapłacili 2000 zł. za gruszkę betonu a tata powiedział, że będzie nas to kosztować 1200 zł. W ogóle nie wiem skąd on bierze niektóre ceny.
  20. Teraz będzie bardziej optymistycznie. Od dwóch tygodni robimy chudy beton pod fundamenty. Najpierw przez pięć dni tata sam sobie pracował. W sobotę pomagała mu mama i mój brat (ja niestety miałam inne obowiązki). A od minionego poniedziałku mam urlop i razem z tatą obmierzam, kopię i wyrównuję łopatą rowki do betonu, tam gdzie kopać nie trzeba budujemy szalunki z dwóch desek. Kiedy tata załadowuje składniki betonu do betoniarki ja wyrównuję wcześniejszą partię. W ramach relaksu zrobiłam zegar słoneczny oznaczony napisami kawałkiem betonu komórkowego na wyschniętym chudym betonie. Latem o siódmej słońce będzie wpadać do kuchni, o dwunastej będziemy mieć pełne słońce w ogrodzie i pokoju dziennym, o piętnastej maksymalnie oświetlone będą sypialnie a wieczorem znowu kuchnia przez jej drugie okno. Jutro będziemy całą piątką kończyć chudy beton i wkopywać rury kanalizacyjne przewidziane wyłącznie na kanalizację miejską – może jeszcze w tym dziesięcioleciu. Oczywiście są też minusy (uwielbiam narzekać ): bez czapki nie da się wytrzymać; w poniedziałek i wtorek wiał wiatr a przez następne dni prażyło słońce. Te cudowne ptaszki, jaskółeczki upatrzyły sobie skarpy naszego wykopu. W okresie gdy rzadziej niż codziennie przyjeżdżaliśmy na działkę wykopały sobie metrowe tunele w warstwie piasku tuż pod humusem. Jak tylko to zauważyliśmy przegoniliśmy je i zakleiliśmy dziurki gliną – stwierdziliśmy że lepiej żeby wcześniej poszukały sobie innych gniazd – zanim jeszcze złożą jajka. Ale one ciągle przylatują, przebijają się do gotowych tuneli – już nie wiem co robić. Z drugiej strony boję się, że jeśli im pozwolimy założyć gniazda to nasza ciągła obecność utrudni im karmienie małych i że nie wyprowadzą się do czasu zasypywania piwnic. Pozdrawiam wszystkich budujących.
  21. Teraz będzie bardziej optymistycznie. Od dwóch tygodni robimy chudy beton pod fundamenty. Najpierw przez pięć dni tata sam sobie pracował. W sobotę pomagała mu mama i mój brat (ja niestety miałam inne obowiązki). A od minionego poniedziałku mam urlop i razem z tatą obmierzam, kopię i wyrównuję łopatą rowki do betonu, tam gdzie kopać nie trzeba budujemy szalunki z dwóch desek. Kiedy tata załadowuje składniki betonu do betoniarki ja wyrównuję wcześniejszą partię. W ramach relaksu zrobiłam zegar słoneczny oznaczony napisami kawałkiem betonu komórkowego na wyschniętym chudym betonie. Latem o siódmej słońce będzie wpadać do kuchni, o dwunastej będziemy mieć pełne słońce w ogrodzie i pokoju dziennym, o piętnastej maksymalnie oświetlone będą sypialnie a wieczorem znowu kuchnia przez jej drugie okno. Jutro będziemy całą piątką kończyć chudy beton i wkopywać rury kanalizacyjne przewidziane wyłącznie na kanalizację miejską – może jeszcze w tym dziesięcioleciu. Oczywiście są też minusy (uwielbiam narzekać ): bez czapki nie da się wytrzymać; w poniedziałek i wtorek wiał wiatr a przez następne dni prażyło słońce. Te cudowne ptaszki, jaskółeczki upatrzyły sobie skarpy naszego wykopu. W okresie gdy rzadziej niż codziennie przyjeżdżaliśmy na działkę wykopały sobie metrowe tunele w warstwie piasku tuż pod humusem. Jak tylko to zauważyliśmy przegoniliśmy je i zakleiliśmy dziurki gliną – stwierdziliśmy że lepiej żeby wcześniej poszukały sobie innych gniazd – zanim jeszcze złożą jajka. Ale one ciągle przylatują, przebijają się do gotowych tuneli – już nie wiem co robić. Z drugiej strony boję się, że jeśli im pozwolimy założyć gniazda to nasza ciągła obecność utrudni im karmienie małych i że nie wyprowadzą się do czasu zasypywania piwnic. Pozdrawiam wszystkich budujących.
  22. Przez całe życie mieszkałam w bloku i jedyne psy z którymi miałam kontakt to były te trzymane w ciasnych mieszkaniach i zanieczyszczające chodniki. Od kiedy zaczęliśmy budować dom częściej przebywam w okolicy, gdzie pies z założenia powinien mieć lepiej: pobliski las na niedzielny spacer i przydomowy ogród w którym przez cały rok można biegać do woli. O naiwności moja. Wśród moich nowych przyszłych sąsiadów (jak dotąd zamieszkane są tylko cztery domy) trzech ma psy. Ten wychowany od małego w bloku ma wszystko to co według mnie pies powinien mieć. Jego psi sąsiad zamieszkał u swoich panów w zeszłym roku latem. Miał wtedy najwyżej pół roku. Od tego czasu jest trzymany w kojcu, z którego wypuszczają go tylko gdy w domu nikogo nie ma i na noc. W dzień gdy dzieci jego panów bawią się w pobliżu skamle bo też chce się bawić. Gdy przechodzimy koło płotu merda ogonem, radośnie poszczekuje i gdyby tylko mógł nadstawiłby się do pieszczot. Za kilka lat będzie niebezpiecznym psem a jego agresja powstanie ze strachu i samotności. Dlaczego tak jest. Zaraz za naszym płotem bardzo miłe małżeństwo z synem ma suczkę, też roczną. Nie wiem jak dotąd była wychowywana bo pojawiła się u sąsiadów dopiero dwa miesiące temu. Zawsze gdy podchodzę do płotu nadstawia się do pieszczot i liże moje ręce. Od kilku dni mam urlop i od rana do wieczora przebywam na budowie więc zaobserwowałam że przez cały dzień czyli dwanaście godzin pies jest sam w ogrodzie. OK ludzie pracują – pies musi to zrozumieć. Ale dlaczego zaraz po przyjeździe, bez zbędnych powitań, przywiązują ją do płotu a sami idą do domu. Czyżby mieli otwarte drzwi tarasowe i bali się, że wejdzie i nabrudzi, a od czego tresura? Czy kiedy już zamieszkam w moim wymarzonym domu będę zawsze, gdy usłyszę skowyt psa, czuła ten ucisk serca. A może jestem zbyt czuła dla żywych istot, ostatecznie jedynymi owadami jakie zabijam są komary, meszki i mole. (muchy które miały pecha dostać się do naszego domu wyłapuje i zjada nasz kot)
  23. Pesymistyczny nastrój związany z budową nie zachęca do pisania. Na naszej budowie ciągle nic się nie dzieje. Wszystkie materiały budowlane mamy już zakupione (oczywiście tylko z powodu ucieczki przed VAT’em). Przy okazji okazało się, że nie wystarczy zrobić przedpłaty na materiały. Tata miał wyznaczoną datę zapłaty całości na któryś z dni w ostatnim tygodniu kwietnia. Dzień wcześniej już chciał jechać, ale mama odwiodła go od tego. Następnego dnia w wyznaczonym przez sprzedawcę terminie zjawił się z gotówką w hurtowni i okazało się że dzień wcześniej ceny ok. godz. 14 zostały podniesione o kilkanaście procent. Różnica wynosiła w naszym przypadku 2500 zł. Tata utargował na dziewięćset. Wśród zakupionych materiałów były belki stropowe. W naszym domu stropy mają rozpiętość 4 m. i 2,6 m. Po dodaniu zakładów potrzebne belki mają 4,3 i 2,9. W związku z tym musieliśmy kupić belki dłuższe: 4,5 i 3,0 m. Sprzedawca bez problemu zgodził się je skrócić. Oczywiście zakładaliśmy tak jak w przypadku innych budulców, że do czasu kiedy będą nam potrzebne, będą mogły pozostać na stanie hurtowni. No i oczywiście się przeliczyliśmy. W czwartek, tydzień temu nagle zadzwoniono z hurtowni i oznajmiono, że belki będą dowiezione na naszą działkę w dniu następnym o siódmej rano. Tata, mimo że został przeze mnie wyposażony w komórkę, był niedostępny i nie mógł już odwrócić biegu wydarzeń. Następnego dnia pojechał razem z moim bratem, na miejscu zwerbowali dwóch pomocników i rozładowali belki. Teraz mamy belki a nie mamy nawet kawalindka cegły, nie mówiąc już o ścianie. Kierowca, który przywiózł belki powiedział, że przywieźli je, bo bali się, że ktoś przez pomyłkę wyda je jako standardowe. W tę środę dostarczono stal, 12 fi., 6 fi. oraz „szyny” na większe nadproża. Z powodu wykopu pręty zostały raczej bezładnie zrzucone na samym środku jeszcze wolnej części działki. Po południu tata w ramach oszczędności pojechał na miejsce komunikacją miejską aby wszystko uporządkować. Gdy wróciłam do domu mama zaproponowała, byśmy we dwie pojechały samochodem za tatą i mu pomogły. Byłyśmy na miejscu przed nim, a potem przez dwie godziny przeciągaliśmy pręty, turlaliśmy zwoje i przenosiliśmy stalowe belki. Czułam się jakby nareszcie coś się działo, poza tym miła jest taka praca fizyczna po bezustannym siedzeniu za biurkiem. W miniony czwartek geodeta wyznaczył cztery punkty naszego domu.( 350 zł.) Prąd mamy od piątku (14.05.2004) Tzn. mamy własną skrzynkę i podłączoną do niej skrzynkę do prądu budowlanego. (1900 + 600 zł) Wczoraj pojechałam z tatą na działkę. Podłączyliśmy kurek, tak więc i z wody możemy już korzystać. Niestety zaczęło padać i niewiele więcej zdążyliśmy zrobić. Dzisiejszy dzień niestety był piękny, a my nie mogliśmy pojechać na budowę. Jak długo jeszcze będzie trwało to rozpoczynanie?
  24. Pesymistyczny nastrój związany z budową nie zachęca do pisania. Na naszej budowie ciągle nic się nie dzieje. Wszystkie materiały budowlane mamy już zakupione (oczywiście tylko z powodu ucieczki przed VAT’em). Przy okazji okazało się, że nie wystarczy zrobić przedpłaty na materiały. Tata miał wyznaczoną datę zapłaty całości na któryś z dni w ostatnim tygodniu kwietnia. Dzień wcześniej już chciał jechać, ale mama odwiodła go od tego. Następnego dnia w wyznaczonym przez sprzedawcę terminie zjawił się z gotówką w hurtowni i okazało się że dzień wcześniej ceny ok. godz. 14 zostały podniesione o kilkanaście procent. Różnica wynosiła w naszym przypadku 2500 zł. Tata utargował na dziewięćset. Wśród zakupionych materiałów były belki stropowe. W naszym domu stropy mają rozpiętość 4 m. i 2,6 m. Po dodaniu zakładów potrzebne belki mają 4,3 i 2,9. W związku z tym musieliśmy kupić belki dłuższe: 4,5 i 3,0 m. Sprzedawca bez problemu zgodził się je skrócić. Oczywiście zakładaliśmy tak jak w przypadku innych budulców, że do czasu kiedy będą nam potrzebne, będą mogły pozostać na stanie hurtowni. No i oczywiście się przeliczyliśmy. W czwartek, tydzień temu nagle zadzwoniono z hurtowni i oznajmiono, że belki będą dowiezione na naszą działkę w dniu następnym o siódmej rano. Tata, mimo że został przeze mnie wyposażony w komórkę, był niedostępny i nie mógł już odwrócić biegu wydarzeń. Następnego dnia pojechał razem z moim bratem, na miejscu zwerbowali dwóch pomocników i rozładowali belki. Teraz mamy belki a nie mamy nawet kawalindka cegły, nie mówiąc już o ścianie. Kierowca, który przywiózł belki powiedział, że przywieźli je, bo bali się, że ktoś przez pomyłkę wyda je jako standardowe. W tę środę dostarczono stal, 12 fi., 6 fi. oraz „szyny” na większe nadproża. Z powodu wykopu pręty zostały raczej bezładnie zrzucone na samym środku jeszcze wolnej części działki. Po południu tata w ramach oszczędności pojechał na miejsce komunikacją miejską aby wszystko uporządkować. Gdy wróciłam do domu mama zaproponowała, byśmy we dwie pojechały samochodem za tatą i mu pomogły. Byłyśmy na miejscu przed nim, a potem przez dwie godziny przeciągaliśmy pręty, turlaliśmy zwoje i przenosiliśmy stalowe belki. Czułam się jakby nareszcie coś się działo, poza tym miła jest taka praca fizyczna po bezustannym siedzeniu za biurkiem. W miniony czwartek geodeta wyznaczył cztery punkty naszego domu.( 350 zł.) Prąd mamy od piątku (14.05.2004) Tzn. mamy własną skrzynkę i podłączoną do niej skrzynkę do prądu budowlanego. (1900 + 600 zł) Wczoraj pojechałam z tatą na działkę. Podłączyliśmy kurek, tak więc i z wody możemy już korzystać. Niestety zaczęło padać i niewiele więcej zdążyliśmy zrobić. Dzisiejszy dzień niestety był piękny, a my nie mogliśmy pojechać na budowę. Jak długo jeszcze będzie trwało to rozpoczynanie?
  25. Wykop czeka już od tygodnia, a my czekamy z rozpoczęciem budowy. Niestety prądu jeszcze nie ma. Wszędzie stoją już skrzynki, oprócz naszej, ale i tak w żadnej z nich nie ma prądu. Jak tak dalej pójdzie, to nie skończymy stanu surowego przed zimą. Zdjęcia, na których pięknie widać naszą dziurę. http://foto.onet.pl/upload/35/72/_240473_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/35/72/_240473_n.jpg http://foto.onet.pl/upload/32/82/_240474_n.jpg" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/upload/32/82/_240474_n.jpg
×
×
  • Dodaj nową pozycję...