-
Liczba zawartości
4 034 -
Rejestracja
Typ zawartości
Profile
Forum
Artykuły
Blogi
Pobrane
Sklep
Wydarzenia
Galeria
Zawartość dodana przez zielonooka
-
ewuniamii - bardzo chętnie poczytałabym to co piszesz (bo wydaje się sensowne na podstawie początku wypowiedzi ), ale nie mogę! Czemu ? Bo niestety nie jestem przebrnąć przez tekst nie składający się ze zdań , bez jakichkolwiek znaków interpunkcyjnych, pisany ciurkiem, ciagiem z wszechobecnymi trzykropkami :/, które zastepują wielką literę, kropkę, przecinek, akapit, początek i koniec zdania. Nie wiem czy tylko ja to tak odbieram ale tego się czytać nie da, wszystko się zlewa w jeden szum . Jak piszesz maile, listy - to tez tak??? Dla mnie Twoje wypowiedzi wygladają tak : blablablabla...blebleble...fhkasasldff....blrbnjksd....brtafxdjhdk.....blablablabla... erdbsbnjakaa...eekredvb...fvbdfjkkldfff....sfgdtweyawpama....bfbfjkskdkl...fbfjmem. jndndjdnjsd........hdfbfbusiasooa........blablabla....blablabla....blablablabla...blablabla... Szkoda bo naprawdę jestem ciekawa CO masz do powiedzenia. No ale po prostu sie nie da przez to przebrnąć (nie wiem może inni nie mają problemu, a może tez nie chcieli zwracać uwagi). Przepraszam bardzo za off top, ale za każdym razem miałam ochotę to napisać i dziś nie wytrzymałam. (i naprawdę nie chcę być teraz złośliwa czy niegrzeczna)
-
Tak czy siak dobrze porozmawiać - bedzie się miało wiedzę na czym się stoi (i czy się stoi czy się leży) Samego faktu uregulowania tych spraw - nie neguję. Facet wrzucił ciężką kasę w dom , zona dała działkę i ok - a teraz w razie czego - dom jest zony. To nie jest komfortowa sytuacja i osobiście też chciała bym jej wyjaśnienia. Stanowczo . |I uważam stanowczo że autor wątku ma prawo być właścicielem części domu. Ew. niech wszystko tzn. 100% działki i domu przepiszą na dzieci (z klauzurą że np. oboje dożywotnio mogą mieszkać) Ale raz, że postawiła bym sprawę jasno i wyraźnie i nie kluczyła i nie kombinowała półsłówkami typu "Kochanie, pamiętasz naszą rozmowę 23 wrześnie 1998 roku o 16.45????. Nie?!?!?! Nie zmieniaj tematu żono!!!!Miałem na sobie niebieska koszulę w kratkę, ty trzymałaś żółty kubek z kawą i coś powiedziałaś! Nie wykręcaj się że teraz nie pamiętasz co !!! , dwa - nie szantażowała partnera miłością i zaufaniem w kontekście wspólnego majątku. Wcale nie trzeba robić "wspólnego" majątku. Można okreslić wartość działki, wartość domu i wkład dwóch osób. ps. nadal nie rozumiem czemu nie można porozmawiac jasno i otwarcie. przykro mi, bo chciała bym to zrozumieć.
-
Wspólczuję. A jest jakiś temat na który potraficie szczerze i wspólnie porozmawiac. ? Uj, biedna , a jak sobie nie zapisała w kalendarzyku i się kobicie zapomniało - to juz ma przerąbane chyba :/ Skąd ona ma u licha wiedzieć co cie aktualnie gryzie? Telepatka? (i chcesz powiedziec że nigdy przenigdy w zyciu nie zapomniałes o niczym?) Bardzo przepraszam ale wynika z tego że masz jakieś wyrzuty w stosunku do zony ale jej nie powiesz bo... nie wiem co. Lepiej napisać na forum obcym ludziom co cie gryzie niż powiedzieć zonie? W imę urażonej dumy ze jak ona śmiała zapomnieć jakieś jedno zdanie sprzed x lat? Lub uznac je za mało ważne? Może inni bedą mieli inne zdanie - ale dla mnie to chore
-
Wybacz, ale kompletnie nie rozumiem takiego myślenia. Pomijam kwestie że skoro włozyłes sporo pieniedzy w dom (który stoi na nie twojej działce) to oczekujesz uregulowania . To rozumiem - nie ma w tym nic dziwnego ani zdrożnego. I słusznie powinieneś mieć swój udział w całej inwestycji. Ale ty piszesz ze akurat to nie jest ważne tylko to zaufanie i miłośc co równa się wspólny majątek.??? (hmmm : ) Naprawdę utożsamiasz miłość i zaufanie z wspólnota majatkową?! No cóż, to ostatnia rzecz o jakiej ja bym pomyślała mówiąc ze kogoś kocham i mu ufam .... Osobiście faceta który wymuszał by na mnie wspólnotę majątkowa (jeśli ja z jakiś powodów bym jej nie chciała) i wmawiał mi ze jeśli tego nie zrobię to znaczy że nie kocham i nie szanuję i nie mam zaufania - no cóż... chyba bym sobie darowała.... Dla mnie jesli juz by rozpatrywac majatek w kwesti miłosci i zaufania (czego bardzo nie lubię) - to właśnie BRAK takiej wspólnoty jest bardziej tożsame tym ze komuś właśnie ufamy. ps. Uregulujcie sprawy - ustalcie co kto ile włożył w dana inwestycję, niech nikomu nie stanie się krzywda, bo tak powinno sie zrobić - ale nie wyjeżdżaj z miłością i zaufaniem - co ma piernik do wiatraka?
-
Pattaya? Grałes w Traviana? Ja tez!!! (serwer 9 cwiartka - , - ) ale mnie najechali i ze 2 x zfarmili i sie zdenerwowałam i usunełam konto i wioskę bu
-
Moje zdanie jest takie - sama sobie szkodzisz (i poniesiesz tego prawdopodobnie ogromne konsekwencje ) - ale to TWOJA sprawa, Twoje zdrowie i Twoje życe. Natomiast PUBLICZNE zachecanie do takich działań, twierdzenie że jakis szarlatan pomaga i homeopatia leczy raka , propagowanie jasnowidzów do leczenia paraonkologicznego (SIC!) , wręcz REKLAMOWANIE jego usług (wymienianie z pseuonimu i informowanie ze w googlach można go znaleść) , zachecanie do odstawienia leków i przejścia na homeopatię to moim zdaniem po prostu skrajna nieodpowiedzialność , swiństwo i zerowanie na leku osób chorych na raka i chwytajacych się przysłowiowej brzytwy . Rozumiem ze pan jasnowidz moze komus wyprać mózg (więc moze nie twoja wina) , ale to co teraz zrobiłas jest wg mnie - bardzo szkodliwe i gdybym była administratorem tego forum wywaliłabym twój wpis ze świstem (przy nicku z dziwnie małoma postami - bo 2 i tylko w tym temacie - mała strata) ps. może ktos uzna ze reaguję zbyt ostro ale mam w rodzinie 3 (trzy!) przypadki osób które - chore na raka - poszły ta drogą. Odstawienie konwencjonalnego leczenia, przejście na homeopatię , picie jakis durnych ziółek . We wszystkich wypadkach skończyło się to tragicznie (a były szanse na uratowanie ich!) Mam tez w gronie znajomych 2 ch lekarzy onkologów którzy takich przypadków maja na kopy i rwa włosy z głowy bo czesto ci ludzie nie wspomagaja się tymi jasnowidzami , ziólkami, splesniałymi chlebkami, "cudownymi" lekami z usa etc. Co jeszcze rozumiem w kontekscie desperacji cięzko chorego człowieka- który chce wspomagac (ale wspomagac a nie zatepować!!!) w ten sposób konwencjonalne leczenie lub ludzi beznadziejnie chorych na zasadzie "juz nic nie zaszkodzi") . Ale niestety gro z nich przerywa leczenie konwencjonalne - w tym lecząc się homeopatycznie. Na raka (sic!) Tak więc sama sobie szkodzisz - twoja broszka ale nie wciągaj w to paramedyczne bagienko innych ps. jeśli zaś jesteś sama /sam jakimś naciągaczem (dziwny styl pisania, taki "reklamowy", nachalna reklama, nieznany nagle pojawiający się nowy nick ) - to mam nadzieję że polecisz z tego forum z mega banem i ze kiedys rachunek się wyrówna I nie pisz na czerwono - bo cię zle sie czyta. Chociaż może i dobrze
-
No ro bardzo "mądrze" zrobiłąś. Homeopatia to nie leki (i jest to juz udowodnione naukowo) - równie dobrze można odstawić w ogóle (i nie wydawać na to pieniędzy) . No chyba że efekt placebo.(który często gęsto działa- ale razcej nie w zaawansowanej chorobie nowotworowej a jeżeli nawet to doroźnie i krótkotwale) http://www.rp.pl/artykul/276884.html http://www.lorenc.krakow.pl/mi/?page_id=112 http://www.rp.pl/artykul/2,284843_Homeopatia__czyli_osc_weza.html i specjalnie dla ciebie : Myślę, że znaczna część pacjentów w ogóle sobie nie zdaje sprawy z tego, czym są te specyfiki. Pół biedy, jak sięgają po nie za radą osoby, która nie ma wykształcenia medycznego. Natomiast jeśli takie leczenie proponuje lekarz, oznacza to, że ten pacjent jest dezinformowany, następuje nadużycie jego zaufania – mówi dr Radziwiłł. Zażywanie środków homeopatycznych może być niebezpieczne dla zdrowia. Zwłaszcza wtedy, gdy ich podawanie opóźnia lub wręcz zastępuje normalne leczenie. Najwięcej na temat takich dramatów mogą powiedzieć onkolodzy, którzy obserwują jak na przykład chorzy przerywają chemioterapię i udają się na leczenie do homeopaty. Jest takie powiedzenie: Daj ci Panie Boże zdrowie (bo na rozum juz za późno )
-
Melduje ze nie pomoge :? Blog był mi potrzebny 3 lata temu zeby znaleśc dom dla schroniskowego kota Tezeusza . Ktos mi wtedy łopatologicznie wytłumaczył, pod jego dyktando zrobiłam , a szczęsliwie kotek znalazł dom i więcej do bloga nie zajrzałam ... Ani tez nie wgłebiałam sie dalej w sferę "techniczną" blogów - tak wiec kompletnie nie pomoge bo robiłam to tylko raz i z pomoca i nie jestem sobie przypomnieć czegokolwiek. Przykro mi ale JoShi pewnie pomoze
-
Jako samolotowa panikara uważam ze mozliwosci ewakuacji z jakiegokolwiek samolotu nie ma .
-
A nie wiedziałam nawet Ale niejako uczciłam wykopujac faceta do Empiku w celu nabycia ksiązki Neila Gaimana " Amerykańscy Bogowie" - czytam i jestem zachwycona
-
To chodzi o to że matka ( rodzice) dziecka oddajac je do adopcj nie oddaja go tak do osrodka który szuka potem jakiejś rodziny zastepczej ale wskazuja konkretną osobe której chcą powierzyć opieke nad dzieckiem. Z tego co wiem w Stanach jest to dosyc popularne i matka dziecka (często jeszcze w ciązy) czesto robi mały casting wsród paru par starajacych sie o adopcje i wybiera tę która jej zdaniem jest najlepsza (a jakis osrodek czuwa nad tym zeby nie przyplatały sie kwestie np. przekupstwa i łapówki etc.)\ W Polsce zwykle ma to miejsce rzadziej i raczej w obrebie rodziny /znajomych (np. cięzko chora/umierajaca matka wskazuje do adopcji dziecka swoja matke lub siostre / przyjaciólkę) Choc prawnie nie ma przeciwskazań zeby była to "obca" osoba.
-
NETIA robi ludzi w balona
zielonooka odpowiedział Eugeniusz_ → na topic → Wymiana doświadczeń ogólnie
Ja niestety tez ja pamietam i cholera mnie trzaska. Ale - tfu tfu! - sam net chodzi dobrze i awari w ciagu tego ponad roku moze były 3 (dosyc szybko naprawiane) Ale np. maja zamieszanie z fakturami - i wysyłaja mi @ monity o zaległych płatnosciach za f-ry (3x się zdarzyło) Oczywiście f-ry sa uregulowane , wysyłam im (wsciekła) potwierdzenia zapłaty (np. sprzed 3 tyg) i wtedy Netia łaskawie raczy mi wybaczyc swój bład (oczywiscie głupiego "przepraszamy" nie uświadczysz ... ale to moze ja mam złe podejscie do tematu , moze powinnam im być wdzieczna ze raczyli mi wbaczyc swoja pomyłke i własny burdel w papierach i nie odcieli netu ani nie wysłali komornika ) -
NETIA robi ludzi w balona
zielonooka odpowiedział Eugeniusz_ → na topic → Wymiana doświadczeń ogólnie
Jak ktoś ma chwilę czasu to może sobie poczytać moje perypetie z NETIĄ (i w pakiecie z jeszcze gorsza firmą - kurierska GLS) sprzed ponad roku. W efekcie jednak zostałam przy Netii (chodziło o czas bo int. był mi niezbedny do zycia i pracy zawodowej) chowając swój "honor" do kieszeni. Tu moja urzekająca "historia": http://forum.muratordom.pl/zielonooka-vs-netia-czyli,t119512.htm Jak się komuś nie cche czytać to w skrócie napiszę ze dostarczali mi modem pod zły adres przez 1.5 miesiąca (od podpiecia netu , bo od podpisania umowy z Netią to 2 miesiace i 10 dni). Przez 20 dni nie byli w stanie poprawić adresu dostarczenia modemu (Netia) po czym gubili i znajdowali paczke w magazynie i znów dostarczali pod wcześniejszy - błedny adres (to już "geniusze" z GLS) -
To powiedz mi CO takiego potwornego zdarzy sie jesli moje dziecko nie bedzie miało mamusi i tatusia zaslubionych w kosciele? Hm??? Jakiez to jego interesy zostana narazone na szwank? Bedzie wysmiewany ? Uwazany za dziwolaga? Nie bedzie czuł miłości rodziców ? A moze wytykany palcami? (sorry ale nie mamy XIX wieku ) Widzisz! Ja Cię nawt rozumiem, bo mam podobne podejście do sprawy . Ale wszystko zależy od tego w jakim środowisku będzie się Wasze dziecko obracać. Najbardziej okrutne stworzenia jakie znam to są właśnie dzieci. Owszem ale KTO je tego nauczył.? Same te dzieci sobie wymysliły że ten kto z rozbitej rodziny / biedny/ z rodziny nie chodzacej do koscioła etc - to gorszy??? Chyba nie - raczej tu widza łapke rodziców(czy ogólnie rodziny) Byc może takich którzy w domu przy dziecku i do dziecka twierdza że kolega z klasy jest jest gorszy bo mamusia i tatus sa wyrodnymi rodzicami bo dla jego "dobra" nie "hajtneli". Bo jakby nie byli takimi "samolubami" to by sobie papierek mieli . Bo rodzina "z papierkiem" jest wszak "lepsza" . A jak Henio ma rodziców którzy nie zawarli związku małżeńskiego - to cos z jego rodzicami nie tak. Albo gorzej - z samym Heniem nie halo bo wszak powinien głosno i natarczywie domagac się zalegalizowania związku swoich "starych" - dbajac o ich i swoje dobro - reagujac słusznym gniewem na takie zdziczenie obyczajów. A jak Henio cicho siedzi i nie tupie nogami - bo ma w nosie to czy rodzice są "mężem i "zoną" i mu dobrze tak jak jest - to tez pewnie lekko fiśnięty. (i jeszcze o zgrozo ! bedzie powielał ten schemat w swoim zwiazku i tez bedzie żył na kocia łapę - degenerat ) Ja mieszkam w Warszawie - tutaj naprawde co jak co ale nikt raczej nie wytyka palcami - ani dzieci samotnych matek (a juz na pewno nie wtedy kiedy oboje rodzice sa tylko niezalegalizowani w USC lub kosciele _ bo czesto nawet nikt nie wie, duzo kobiet zostawia swoje własne nazwiska a dziecko ma tylko jednego z nich, ale nawet jak wiedza to naprawdę raczej nikogo nie szokuje) - no przynajmniej ja mam takie spostrzeżenia. To juz predzej w "duzym miescie" wytykany palcami jest dzieciak którego rodzice (hajtnieci lub nie ) nie podwoża do przedszkola/szkoły nowym lexusem albo nie funduja mu wakacji w Egipcie i nowej komóry (co tez uwazam za smutne:() ps. ale chyba trzeba by nowy watek załozyc i nie smiecic tu autorce (przepraszam za dyskusje na troche bocznym torze)
-
Ok, rozumiem kwestię że "nie stać" , ale w takim razie skąd w ogóle pytanie o remont i rozważanie tego wspólnego remontu oraz chęć zyty żeby mąż dołożył i niechęć męża do tego "dołożenia" ? Skoro kwestia finansowa załatwia definitywnie ten problem? Nie stać ich - to w ogóle nie mają dylematów (bo jak mówi słynne powiedzonko : "wyżej d... się nie podskoczy") Ja odniosłam inne wrażenie - ze jakies tam fundusze są i problem tylko w tym że to potem nie bedzie całe nasze. Tak to odebrałam.
-
Kiedyś - bedąc młodą studentką wynajmowałam mieszkanie. Taką prawie że ruderę (bo na wyższy standard nie było mnie stać po prostu). Ruderka miałą 1 zaletę byłą w fajnym miejscu w w-wie ale poza tym same wady - w tym ohydny obskurny wystrój i stan agonalny wszystkich sprzetów i wyposażenia . Nie byłabym w stanie mieszkac tam nie kiwnawszy palcem - nie pomalowawszy scian, bez naprawienia cieknacych kranów,patrząc na piękne zacieki przy oknie - bo bym dostała po 2 miesiącach depresji i skoczyła z mostu. Wwaliłam bardzo dużo kasy (stopniowo oczywiście ) w "nie swoje", ale po pół roku mieszkanko było nie dopoznania a ja wreszcie czułam się jak w mieszkaniu a nie jak w slumsie. I własciciel nie oddał mi nawet złamanego grosza - bo miał głbeoko w d... jak tam wyglądało. To był mój problem że zle sie czułam z dziurawym pcv na podłodze i obtłuczonym kiblem. (Tyle tylko że podpisalismy umowę na długoterminową i nie mogł mi przez 5 lat wymówić wynajmu i jedyne co wynegocjowałam ze na spólke kupilismy drzwi antywłamaniowe (też musiałam bo to JA miałam tam sprzęt komputerowy i cenne rzeczy a stare drzwi można było wyważyć 1 kopem)) Ale nie żałuję bo przez 4 lata super się mieszkało i bardzo dobrze się tam czułam. (a to że jak przestałam wynajmować to on wynajął mieszkanie za 2 x tyle bo naparwdę doprowadziłam je do fajnego stanu - trudno.)
-
A czemu nie? Myśle że jest to formalnie(prawnie) do zrobienia - wwalamy x kasy na kapitalny remont domu (podnosząc jego wartość) i w przypadku testamentu my mamy pól domu, ktos inny tez pól i tamten spadkobierca spłaca połowe kwoty włożonej przez nas w remont. Nie dało by się tak? Chyba lepsze wyjście niż to co napisałam w poprz. poscie - mieszkanie wiele lat w ruderze i męczenie się ale "nie nasze" to niech dach wisi na jednej dachówce...
-
Mąż nie ma racji - ale tez go rozumiem. Sama pewnie miałabym ogromne opory przed wkładaniem pracy i pieniędzy w "nie swoje" Ale to co napisała Nefer (i częściowo też ja) on (mąż znaczy) tez tam mieszka - i korzysta z domu. Musiał by wynajmować - płacił by, kupił by - płacił by ratę kredytu + czynsz. Mieszkając u rodziny (oprócz regulowania swoich rachunków za wodę, prąd , śmieci - bo nie wyobrażam sobie inaczej ) uważam że powinno się też odrobinę dorzucić np. do remontu - bo to że dom wymaga remontu też się w jakis sposób doprowadziło użytkując go. A matka nie chce chyba autorki postu wydziedziczyć tylko dać połowe (nigdy nie jest sprawiedliwe i siostrzyczka nie kiwając palcem też na tym zyska - no ale o w końcu siostra na litośc boską a nie obca baba - moze można jakos przełknąć to że "zarobi" na tym ? No chyba że fakt ze siostra na tym wyjdzie korzystnie jest tak dla nas oburzający i "niesprawiedliwy" że stanie się powodem że przez nastepne 10 lat bedzie się siedziało pod cieknącym dachem, grzybem na scianach , wylewającym kiblem i ułamanymi klamkami *- i nie tknie się palcem zeby poprawić też komfort naszego zycia - bo to "nie nasze w całości". Ja bym tak nie chciała i albo remont (i pal licho ze siostra wyjdzie na tym dobrze (albo spisanie kwoty jaką się w remont włożyło i załatwić tak b y przy spadku oddała połowe poniesionych kosztów) albo własne mieszkanie/dom i wtedy sprawa jasna. * wizja rudery wzięta z głowy , żeby uwypuklic absurd tej sytuacji broń boże nie twierdze że u zyty jest aż takie pobojowisko
-
Nie chce się rozpisywać nadmiernie : napiszę tylko tyle że sprawa opieki nad starymi rodzicami nie powinna byc uznawana w przypadku gdzy owi rodzice "wynagrodzą" jakoś dziecko szczególnie.(z pominięciem tego drugiego - choćby nawet to drugie nie było tak zaangażowane w opieke a nawet "wyrodne" ) Sorry bo moze żle ciebie odbieram ale napisałaś tak jakby ta opieka była uzależniona od tego przepisania domu (możliwe zle odebrałąm ). Ja wiem ze bede sie opiekowac rodzicami nawet gdyby mi nie zostawili złamanego grosza - bo po prostu poczuwam się do takiego obowiązku. Dwa - mam brata (sporo młodszego) i myslę że bedzie mi w tej opiece pomagał - ale nawet jesli wypiął by się tyłkiem i palcem nie kiwnął - trudno. Sama wezmę ten obowiązek na siebie i nie bedę się na niego oglądać. Więc nie bardzo rozumiem co ma to że siostra olewa rodziców i nie wróci nigdy do Polski - nad opieką nad nimi. Rodzice maja prawo przepisac pól domu (ba! nawet i cały) na siostrę nawet gdyby z nimi nie gadała, miała gdzieś a tobie nic - nawet jakbyś im sypałą płatki róż pod stopy i obsługiwała dzień i noc. Nie twierdzę że jest to "sprawiedliwe" ale twoja mama ma prawo rozporządzać domem jak chce i widoczni z jakiś (nie wnikam jakich) powodów che przynajmniej połowę przepisac na twoją siostre. (nie chce się bawić w zgadywanie ale pomyś czy czasem twój burkliwy i oschły wobec nich mąż - nie jest powodem , że nie chcą zeby dom dostał się "pośrednio" w jego rece???). Ja na twoim miejscu bym sie budowałą sama, nie liczyła na dom (ani nawet nie połowe) ale rodzicom w miare mozliwości pomagała (nawet przy remoncie - w koncu przez wiele lat u nich mieszkanie i watpię żebyście płacili "czynsz" a jednak "zuzywacie" ten dom i ekspoatujecie go ) a już na pewno się nimi na starość zajeła . - nie patrząc co i czy wogóle coś robi rodzeństwo. I kwestia siostry która ma gdzieś rodziców czy majątku i jego rozporządzanie - nie miały by tu nic do rzeczy
-
enia - ja kiedys - z czystych pobudek estetycznych zapisałam sobie takie 3 modele sukni - bo piekne http://images21.fotosik.pl/185/97769f97008644c1.jpghttp://images20.fotosik.pl/240/afce09c9a2673310.jpg http://images2.fotosik.pl/119/369d11b5d8ad62b4.jpghttp://images2.fotosik.pl/119/4790c736af5f6091.jpg Nic z bezy
-
To powiedz mi CO takiego potwornego zdarzy sie jesli moje dziecko nie bedzie miało mamusi i tatusia zaslubionych w kosciele? Hm??? Jakiez to jego interesy zostana narazone na szwank? Bedzie wysmiewany ? Uwazany za dziwolaga? Nie bedzie czuł miłości rodziców ? A moze wytykany palcami? (sorry ale nie mamy XIX wieku ) ps. nie sadze żeby tobie osobiście ktos się wtranżalał w wychowanie twoich dzieci i nie kazał się "hajtać" dla dobra dziecka. Pewnie to była Twoja i Twojej zony decyzja. I fajnie. Aięc było by miło gdybys uszanował decyzje innych - nawet jeśli jest kompletnie inna i nie snuł czarnych wizji "ogromnej krzywdy " dziecko spowodowanej tym ze mamusia i tatuś nie slubowali sobie przed księdzem - moim zdaniem zadna krzywda sie mojemu NIEŚLUBNEMU dziecku nie stanie
-
Moje dziecko nie ma nic do gadania (na szczęscie )bo ma niecałe 7 cm i własnie pozbyło sie ogona , a jak bedzie kiedyś chrzaniło takie głupoty to je wydziedziczę ps. ja sie obrażam ?
-
Mylisz się. jest osoba, która ma wielkie i niezbywalne prawo zaprzeczyć Twoim słowom. To twoje dziecko. Zastanów się, czy gdybyś teraz to Ty była dzieckiem, chciałabyś, aby Twoja matka tak z Toba postępowała. Przestań wreszcie mysleć wyłącznie o sobie i o swoich zachciankach. Chcesz, czy nie, ale skoro zdecydowałaś się zostać matką, to nie nalezysz juz wyłącznie do siebie i nie tylko dla siebie zyjesz. I zrób tak, aby Twój potomek nie wypisywał potem po róznych forach jaką to miał matkę. Rozumiem ze o kwesti miłosci matki do dziecka, troski i dbania o nie decyduje to ze ma (koscielny) ślub z ojcem dziecka. Bo jak nie ma to dziecko jest zaniedbane, niekochane i ma wyrodna matke . Tak - na pewno slub WSZYSTKO załatwia, reguluje i jest jedynym kryterium miłosci rodziców do dziecka . Gratuluje pogladów. I proponuje - z całym szacunkiem - przeczytac jeszcze raz co napisałes (i może sie zastanowic nad tym - albo i nie - Twoja sprawa ) Na szczęście tak jak pisałam - nie TY decydujesz o MOIM zyciu, moich wyborach i pomysle na życie. Ani na szczęście o tym co MOJE dziecko bedzie o mnie mysleć i co o mnie "pisac na forach". A jesli moje dziecko kiedys bedzie na jakimś forum wypisywac takie głupoty to juz wolę zeby pisało ze ma "wyrodną" i "niekochajaca matke - bo miała ona czelność nie wyjśc za mąż za "tatusia" ps. jeśli zas chodzi o moja mamę to to czy miała by slub z moim ojcem czy nie - jest mi głęboko obojetne bo to nie to decyduje o tym że była i jest fajna mamą i bardzo się nawzajem kochamy.
-
madd - boska! (niestety "kropeczka" - zdjęcie niedostepne, ale "kreseczkę" można podziwiac )
-
gałka - tak, tak wiem do czego pijesz , ale raz ze zawarcie ślubu jednak troche bardziej mozna kontrolować niż zajście w ciąże ( a co jak co ale absolutnie nie ukrywałam nawet przez sekunde ze moja ciąża jest mega wpadka i absolutnie nie była planowana i wyczekiwana ) A dwa ze slubem a właściwe niechęcia do takiego juz kiedys dawno temu pisałam (chyba taki watek wyprodukowałam "brac ślub i po co???":)) A tak naprawdę - nie zarzekam się że nigdy - przenigdy. Mozliwe że stanie się coś co sprawi ze zmienię zdanie, mozliwe że mi "odwali" i nagle bardzo zapragnę "męża" . Nie wiem NIe mówie ze nigdy nie, tylko że na razie - nie. Ale na pewno nie stanie się to pod wpływem zdania osób postronnych (i to moge obiecać publicznie i z reka na sercu). A i forma ewentualnego ślubu - tez bedzie taka jak ja (my) chcemy (na pewno nie kościelny ) - i tez wiem ze rodzina bedzie "głeboko zmartwiona" z tego powodu