Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Rafał Storm

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    117
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez Rafał Storm

  1. O paliłem i to ostro. Zacząłem w piątej klasie szkoły podstawowej. Kiedy kumple palili Jakieś aromatyzowane fajeczki dla mięczaków ja paliłem to co najmocniejsze. Najlepsze były od "ruskich". Ale że jednocześnie uprawiam wiele róznych sportów to z kondycją nie było nigdy źle. Ale od czasu narodzin synka, pięć lat temu, nie palę. Odstawiłem z dnia na dzień. No i w mieszkaniu u nas palenie zabronione, co chyba ostro wkurza kilkoro naszych znajomych. . Do fajek nie wrócę już nigdy bo śmierdzą i tyle.
  2. Mieszkam na Sobieskiego, więc tak bardzo daleko nie mam .
  3. O to ja dodam że sypiam z własną sekretarką, księgową i nadzorem bankowym. Oczywiście cała trójca to moja żonka.
  4. Powiem jedno Brawo Jasiu. Brawo, brawo i jeszcze raz brawo. Końgratuleiszyn. Właśnie tak wyobrażam sobie własną instalację.
  5. Tak się składa że sobie często ostatnio (niby przypadkiem ) przechodzę obok budowy twojej Rydzu i podglądam sobie. Oj podoba mi się, podoba. Trzymam kciuki. Pozdrawiam. Ziom ze Świętego Miasta (szkoda że bez kina)...
  6. No i mam problem. Pracuję w domu, więc forum przeglądam będąc w domu i jednocześnie w pracy. Czasami to przydałby mi się jakiś szef, co by mnie od neta odgonił. . Zagłosuję na domek.
  7. A mówią że człowiek osiedlił się już tyle tysięcy lat temu. A tu proszę jak my ciągle wędrujemy i wędrujemy i wędrujemy .... .
  8. A swoją drogą, to nic tak nie wpływało nam przy montowaniu okien na podniesienie chęci do pracy i do wykazania się jak przywitanie z samego rana, to może się panowie kawy albo cherbaty napijecie. Zajmowało nam to góra 15 minut, ale jakie dobre zdanie mieliśmy o inwestorze. Jaki to dobry i porządny człowiek jest, trzeba się przyłożyć nie nie ma dobrze, niech ma super. Taki małey gest w stronę "robola" a jak dużo znaczy .
  9. A wyglądało to mniej więcej tak. Godzina zero siedem czasu Zulu meldujemy się z nowiuteńkimi okienkami u Pana Inwestora. Późna jesień, na dworze zimno i siąpi deszczycho. Ogrzewania w Żuku nie ma chyba od nowości, ale i tak nikomu nie chce się wysiadać. Nie mówiąc już o zaczynaniu pracy. Ale jak trza to trza. Trąbimy dobre piętnaście minut zanim zjawia się rozczochrany jegomość i zdejmuje wielką kłódę z bramy. No to wjeżdżamy, z kabiny ulatują resztki nadziej że może nikogo nie ma. Rozczochrany jegomość znika w domu i tyleśmy go widzieli. Wypełzamy z Żuka, jest zimniej niż myśleliśmy. Idziemy do domu. Wchodzimy do środka i ..... nic. Nikt nas nie wita, nikt na nas nie czeka. Na nas jak na nas ale na nowe okienka???. A jednak, zjawia się właściciel domu, przebiego obok nas dosłownie, zapinając koszulę. Zaspałem rzuca w drzwiach i znika, szef wybiega za nim, ale facet szybko wskakuje do samochodu i już go nie ma. Chodzimy więc po domu, szukamy kogoś, wołamy ale nikt nas nie wita, nikt do nas nie schodzi. No to co, szef ma rozpiskę, dzielimy się robotą i naprzód - jeden wyrywa stare, pozostałych dwóch montuje. Po kilku godzinach robimy sobie przerwę. Zimna cherbata z butelki (termosów już nikt nie kupuje bo się tylko tłuką) kanapki. I nagle zjawia się ONA. (Zona właściciela domu) W nocnej koszuli, rozespana, patrzy na nas nieprzytomnym wzrokiem. Wyjmuje coś z lodówki i znika tak jak się pojawiła. No cóż dla nas to normalka więc wracamy do naszych kanapek. Montujemy ostatnie okienko kiedy wraca właściciel. Tłumaczy nam że zaspał d o pracy i dlatego tak szybko zniknął. Chodzi, ogląda okna, sprawdza. No podoba mu się. Zadowolony. Jest OK. I wtedy znowu zjawia się ona, ciągle w tej samej koszuli, tak samo rozespana. Mąż przygląda jej się chwile po czym łapie ją za ramię i ciągnie do pokoju obok. Zamyka za sobą drzwi i słyszymy jak na nią krzyczy - JAK TO KU..... MA. , NIE DAŁAŚ IM PIĆ, TO SĄ KU... FACHOWCY, JAK IM NIE DASZ PIĆ TO CI SPIE....... ROBOTĘ A NIE ZROBIĄ DOBRZE. Chwila ciszy i właściciel wychodzi z pokoju, niesie dwie butelki wódki. Przeprasza nas. Tłumaczy się za siebie i za żonę że tak wyszło. I tu szok, bo nikt nie chce tej wódki od niego wziąć. No teraz to on nic nie rozumie, nawkrzyczał na żonę a ONI nie chcą, coś jest nie tak. I niestety takich przypadków było mnóstwo. Brano nas za dziwnych kiedy odmawialiśmy wódki, a za zupełnych wariatów kiedy odmawialiśmy piwa. Do dzisiaj się usmiecham na wspomnienie kiedy na propozycję inwestora, może piwka padała odpowiedź, nie wie pan, my to w pracy nie pijemy. Tak, jasne, wszyscy tak mówią. Ze dwa razy to nawet na nas nawrzeszczano i to ostro że odmawiamy. No i jak to jest drodzy inwestorzy, może sami przyczyniamy się po trosze do tego że nasi fachowcy "piją".
  10. Też jestem ciekawy. W moim mieście też duży ruch (większy niż zazwyczaj). A dwa składy w których byłem puste i zamknięte z powodu urlopu do sierpnia. Może zamknęli i czekają aż podrożeje żeby sprzedać łobuzy .
  11. W Rębielicach Królewskich stanął wiatrak. tp 27-07-2004 , ostatnia aktualizacja 27-07-2004 18:36 Maszt ma 53 metry wysokości, turbina - 33 metry średnicy, całość waży 200 ton i - zdaniem konstruktora - jeszcze w tym roku zacznie produkować prąd. Ogromny wiatrak wyrósł na polach za zabudowaniami Rębielic. Jeszcze nie zaczął działać, a jego konstruktor już otrzymuje pytania z zagranicy o możliwość wykorzystania wiatraka w innych miejscach globu. - Jestem w kontakcie z Instytutem Energetyki, Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie, ale naukowcy czekają z opinią, aż zacznę produkować prąd -mówi Józef Antos, który elektrownię wiatrową ustawił na swoim polu. - Tymczasem jestem już po rozmowach o współpracy z firmą, która chce budować podobne wiatraki w Polsce, i szwajcarskim koncernem, który chce je ustawić w Australii i Niemczech. Józef Antos ma 72 lata, skończył w Bytomiu technikum mechaniczne i wrócił do rodzinnej wsi. Prowadził warsztat naprawy maszyn. Jakieś 25 lat temu wpadła mu do ręki amerykańska gazeta z wizerunkiem wiatraka energetycznego. Zaczął się zastanawiać nad zasadami jego działania. Kreślił własne konstrukcje - z trzema łopatkami, czterema, dwunastoma. Stawiał ich metrowe modele na polu. Wreszcie stanął tam model z 300 łopatkami. Okazał się najbardziej wydajny. Dopracowywał go blisko 20 lat, aż wreszcie mógł się zabrać za budowę wiatraka we właściwej skali. Trzy osoby przepracowały przy jego powstawaniu tysiąc dniówek. Wszystkie części zostały wykonane na miejscu. Monumentalne urządzenie kosztowało już konstruktora 700 tys. zł. Przez ostatnie lata szukał odpowiednio dużej prądnicy dla elektrowni. Ponieważ nowa kosztuje dwa miliony złotych, rozglądał się za używaną nawet w Korei i Chinach. Wreszcie znalazł wymarzoną w likwidowanej polskiej kopalni za wielokrotnie mniejsze pieniądze. - Chciałbym inaugurować działalność w końcu roku - mówi konstruktor. - Na inauguracji będzie duże międzynarodowe grono zainteresowanych. Mam już umowy z energetyką o odsprzedaży energii. Może produkować nawet pięć megawatów prądu. Elektrownia wiatrowa wygląda jak duży wentylator, z łopatkami osłoniętymi specjalną czaszą. Dzięki temu, że ma 300 łopatek, a nie trzy, jak inne wiatraki energetyczne, już siła wiatru 2 m/s pozwala produkować prąd, podczas gdy holenderskie startują przy powiewie dwa razy większym. Antos wyliczył, że inwestycja zwróci mu się w dwa lata. A on już bierze się za budowę drugiego wiatraka o maksymalnej wydajności dwa razy większej - 10 MW. Zapewnia, że zrobi to cztery razy taniej niż Holendrzy - już za 2,5 mln zł. Komentują dla "Gazety" Zenon Paduch, mieszkaniec Rębielic Królewskich: Do Józefa Antosa ciągle ktoś przyjeżdża, z różnych stron świata. Jesteśmy z niego dumni, bo mimo wieku jest pełen energii. Tym bardziej że nie zatrzymuje pomysłów dla siebie. Mnie pozwolił wykorzystać swój projekt i też kończę minielektrownię na swoim polu. Będzie dawała 20 kilowatów, może niewiele, ale zmniejszy wydatki na energię. Jestem przekonany, że jego elektrownia już wkrótce będzie działała zgodnie z oczekiwaniami, a konstruktor jeszcze wiele dokona. Wojciech Masłoń, Enion SA (dawniej Zakład Energetyczny Częstochowa): Na koniec 2003 roku były w Polsce 43 elektrownie wiatrowe o łącznej mocy 28 megawatów. Największe są nad morzem, gdzie przeciętna moc to 1600 KW. W naszym regionie wydano dotychczas warunki budowy dla czterech takich obiektów. Ale, choć prace trwają od dawna, żadna nie rozpoczęła działalności. Kurde, no jest takie ładne zdjęcie tego "wiatraczka i nie mogę go tutaj wkleić, ciekawe why???. Ale jest ono na http://www.gazeta.pl dodatek Częstochowa. Rębielice to niedaleko mnie, postaram się tam pojechać w połowie sierpnia. Obejże, może uda mi się spotkać owego pana, może ma plany "troszeczkę" mniejszego wiatraczka. Pozdrawiam. No i pmyślnych wiatrów...
  12. Ile razy przeprowadzaliście się drodzy formumowicze? My z małżonką 8 razy na przestrzeni 5 lat. I obiecaliśmy sobie że przed nami jeszcze tylko jeden przystanek. Przystanek Własny Dom. A i nie liczyliśmy przeprowadzek z dzieciństwa. Tylko te po wyrwaniu się spod opieki taty i mamy .
  13. O rany tak się z małżonką zastanawiamy i co nam wychodzi. Było tych przeprowadzek już z 8 (na przestrzeni 5 lat) i każda w piątek. A mówią że piątek zły początek. Cholera, a może dlatego tak dużo tych przeprowadzek.
  14. Mam taki wypoczynkowy fotel z wikliny. Reszta jest z materiału. Tej mojej wiklinki nie oddał bym za nic w świecie. A jak przyjemnie trzeszczy. Nawet znajomi wiedzą że u tylko ja na niej siedzę. Bo jak nie to potrafię być nieprzyjemny. . A głosu nie oddam .
  15. Żona, bo lepiej dla mnie jeżeli od niej zacznę (często mnie kontroluje nawet tutaj ) ma 25 lat. Ja 29. (No prawie 30, ale się przed tym bronię co sił w nogach). A mnie jest szkoda lata.
  16. Woprz wszystko jest cacy jak masz możliwość manewru w 3 metrowy wjazd. A jak nie masz to co. Czy to znaczy że nie jesteś dobrym kierowcą wtedy? A może by tak faktycznie wprowadzić jakąś normę budowlaną , nie trafiasz w 3-metrową bramę , nie dotaniesz pozwolenia na budowę .
  17. Na razie buduję na papierze i tzw. wirtualnej rzeczywistości (żona mi tak dokucza), ale chcę zaczynać w roku przyszłym więc będę miał równe 30. O rany już 30. Chyba się nikt nie pogniewa że buduję na razie tylko na papierze. Kurcze tracę na to tyle czasu że aż strach.
  18. Swojego wjazdu jeszcze nie mam (chyba że można mieć wjazd a działki nie ) ale mam dwóch znajomych 4-metrowców a jednego nawet 5-metrowca i wiem na pewno że wybiorę pomiędzy 4-5 metrów. Może 4,5 . Dzień już jest coraz bardziej krótki.
  19. Dlaczego ma luzować. Chce i tak pisze, a temat jest budowlany bo żonie została piwnica i tego dotyczyło moje pytanie, ehh
  20. A powiedzcie mi drodzy forumowicze, co w przypadku jeżeli chce się mieć piwnicę i w piwnicy np. natrysk lub "basen" ( no z tym basenem to przesadziłem, ale podobno idzie na lepsze i kto wie ), co wtedy, na jakiej wysokości rura kanalizacyjna, czy konieczna jest jakaś przepompownia.
  21. A teraz o może nie fuszerce, ale kto wie jak to nazwać. Montaż (wymiana) okien, cały budynek jednorodzinny u bardzo sympatycznych ludzi. Były przerwy na obiad, kolacja. Wszystko w pięknym ogrodzie. był grill. A i ekipa montażystów spisywała się na medal. Montaż niemalże podręcznikowy. Ale... No właśnie jest małe ale. Podczas montażu okien w domu przebywało (domownicy) pięć dorosłych osób, i troje dzieci w wieku szkolnym. W pewnym momencie właścicielka domu w bardzo delikatny sposób poprosiła o niezostawianie śladów dłoni na przedmiotach domowych??? Ekipa wpadła w mały szok. Okazało się że faktycznie w różnych miejscach widać było ślady dłoni, odciski zrobione ręką upapraną w świeżej piance. O zgrozo, przecież to praktycznie nie do usunięcia. A ślady były nawet na meblach sprawiających wrażenie cholernie drogich. No i właśnie dlaczego ślady są w takich miejscach. Jak dotąd na ekipę (a robót zrobili już niemało) nie padł nawet ciń podejrzeń o kradzież czy grzebanie w rzeczach właścicieli mieszkań czy domów. Winni znaleźli się dosyć szybko. To młodzi ludzie wkładali ręce w piankę i nie mogąc się jej pozbyć smarowali wszystko wokoło. I robili to mimo wykładu kierownika montażystów na początku pracy. No cóż najbardziej ulżyło ekipie. Winni się znaleźli ale.... no właśnie jak się okazało to z domowników nikt nie miał czystego sumienia, a raczej rąk - wszyscy solidarnie upaprali ręce a potem paprali obejście. Ale oberwało się tylko trójce najmłodszych. A pan domu jak w garażu szorował łapki chcąc uniknąć podejrzeń. A cóż to był za widok.
  22. A i jeszcze z budowy innego znajomego. Na budowie spotkały się dwie ekipy. Goście od montażu okien mający jednocześnie robić ocieplenie poddasza i elektrycy. Montażyści od okien okazali się być strasznymi żartownisiami. Kiedy szef elektryków zostawił swoich dwóch pracowników na budowie, zaplanował im front robót, zostawił materiały i wyjechał na kilka dni do stolicy. Wałaściciela budynku też z racji zawodowych zaglądał na budowę raz na dwa tygodnie. A elektrycy zaraz po wyjeździe swojego szefa przystąpili do... intensywnego spożycia. Zachowywali się przy tym jak dzieci. Dwaj trzydziestoparoletni faceci, ganiali się po schodach, bawili się w chowanego, grali w piłkę starym butem. No i pili. A pili niemało. No i coś tam robili od czasu do czasu. Ich szef zanim wyjechał, rozrysował im na ścianach kredą, gdzie mają być wykute bruzdy. No i tutaj popisali się montażyści okien. Kiedy elektrycy byli mocno spici, dorysowali im kredą bruzdy w najbardziej dziwacznych miejscach. Powstały iście kosmiczne wzory. Oczywiście elektrycy kuli, szef narysowali to oni kują. Na szczęście nie kuli zbyt szybko, częste przerwy na "bar" i rozrywki sportowe, więc zdąrzył wrócić ich szef. Och lepiej nie opisywać języka używanego pod adresem ocywiście momentalnie byłych elektryków. Nawet montażyści od okien chwilowo zniknęli z budowy pozwalając "wybrzmieć" szefowi elektryków.
  23. sroka napisał: Temu stróżowi ukradłem buty z nóg. Ciekaw jestem jak to wytłumaczy. A jak bym mu ściągnął gacie z tyłka, to też by się nie obudził. Spytam go, czy noc minęła spokojnie. Powiem mu, że w nocy policja ujęła złodziei, którzy przyznali się, że chcieli okraść jakąś budowę ale spłoszył ich radiowóz i tylko zdążyli buchnąć buty stróżowi. I spytam go gdzie ma buty. A tego pomocnika próbowałem sprowadzić na dół, ale za cholerę nie chciał opuścić posterunku. No to go trochę zabezpieczyłem przed upadkiem i tyle. Rafał Rafal, przepraszam cie, ale usmialam sie do lez. Nie z sytuacji, to znaczy owszem, ale bardziej z komentarza. Z tym ze faktycznie to takie zabawne wcale nie jest. Ja bym chyba cholernika wywiozla o 20 km dalej i rano niech by sie zastanawial, gdzie jest i co tam robi! No bo to jest po prostu zlodziejstwo, bierze od ciebie pieniadze za prace, czyli normalnie kradnie... Daj znac, czy przyzna sie do tego, ze mu buty wyszly na nocny spacer i nie wrocily! No budowę mojego dobrego znajomego zawitali elektrycy. Trzech bardzo wesołych facetów. Żartami i opowiastkami sypali jak z rękawa. Fakt że nie przeszkadzało im to w pracy. Robili dobrze, czysto i co ważne solidnie. Ostatniego dnia bardzo chcieli mieć wszystko zakończone, czekała na nich następna robota. Postanowili więc zostać na maxa. Mój znajomy miał na swojej budowie stróża. Ten po przyjściu zobaczył że elektrycy posiedzą sobie długo na budowie więc.... zawezwał sobie do pomocy szwagra i razem poczeli spożywać tzw. nalewki. Kiedy jeden z elektryków wyszedł na zewnątrz za potrzebą zauważył że ktoś leży na górze piachu. Okazało się że to szwagier stróża chciał zostać alpinistą jednak góra go pokonała tym razem. Elektrycy znaleźli również stróża, leżał zaplątany w rower i reklamówkę z butelkami przy wyjeżdzie z placu. Na szczęście rower wykonał pad jeszcze przed wyjechaniem na drogę. No cóż szkolony rower. Elektrycy zadzwonili po właściciela, a ten po mnie i razem udaliśmy się na budowę. No i tutaj popisali się swoim zamiłowaniem do żartów elektrycy. Każdy z upitych do nieprzytomności dostał po łopacie w rękę i zostali wywiezieni, każdy w przeciwnym kierunku, do wiosek oddalonych o około 20 km. Zostali porzuceni na przystankach PKS, obok zostawiono łopatę. Oczywiście ani stróż ani szwagier (rzekomo świetny tynkarz, liczący na robotę na budowie opisywanej) nie pokazali się więcej. Ale wspólnie ze znajomym postanowiliśmy sprawę pociągnąć dalej. Udaliśmy się po czterech dniach od zajścia do domu stróża. Okazało się że właśnie wrócił (dopiero), nie chciał z nami rozmawiać. Kręcił coś że odwiedzał chorego wójka czy jakoś tak, a na budowie owej nocy go nie było bo już wcześniej wyjechał i zapomniał dać znać. A przy tym co chwila zerkał na łopatę opartą o scianę domu. Ale udaliśmy że jej nie widzimy. Jadąc z powrotem na budowę, pod sklepem dostrzegliśmy szwagra byłego już stróża. Znajomy poprosił go o zwrot łopat i odjechaliśmy. Szwagier jakoś nie pytał o tynki. A łopaty ktoś podrzucił na budowę kilka dni później. No i stróż po kilku tygodniach nabrał odwagi by upomnieć się o pieniądze za pracę. Ale bardzo się rozczarował, bo pieniądze znajomy podał zaraz po zdarzeniu żonie stróża. Ale chłop miał minę jak się o tym dowiedział. Uszło z niego życie. Z niego i ze szwagra który czekał za ogrodzeniem. Zmaleli o połowę.
  24. Fakt, jestem tutaj nowy i przyznaję że i mnie zdarzyło się zapytać o coś czego wystarczyło poszukać. Ale muszę przyznać rację Invx - owi, po co te wilekie litery. To się kojarzy z krzykiem i tak jest traktowane na różnego rodzaju czatach itp.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...