Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Dom pasywny w Gdyni


Recommended Posts

No to zaczynamy :)

 

Jest zima, wieczorami sporo czasu na przemyślenia, doczytanie, dogadanie kolejnej ekipy. Kolega buduje, oczekuje ode mnie jakiegoś opisu procesu budowy, bo sam nie ma o tym pojęcia, a sporo zasłuchał się o nierzetelnych ekipach. Może pomoże jemu i innym opis moich perypetii?

 

Muszę od razu napisać, że co prawda mieszkałem i obecnie mieszkam w bloku, ale mieszkałem też w domach, w domu się urodziłem, spędziłem słodkie dzieciństwo i zawsze widziałem się w ciepłym przytulnym domu z własnym ogrodem. Jako mały chłopiec uczestniczyłem i swoimi małymi siłami pomagałem w budowie domu, co było dla mnie niesamowitym przeżyciem, tak wielkim, że ostatecznie swój dom zbudowałem na tej samej działce, w tym samym miejscu. Jak to możliwe, opiszę poniżej :)

 

Obecna budowa jest moim trzecim podejściem do stworzenia sobie mieszkania na działce. Pierwsze podejście było w małżeństwie, mieliśmy dostać od teściowej skrawek ziemi wśród innych członków jej rodziny. Nie do końca podobał mi się taki układ, ale wizja otrzymania płaskiej, uzbrojonej, ogrodzonej działki z dobrej dzielnicy Gdańska (Kokoszki, blisko składu BAT) była atrakcyjna. Zamówiliśmy projekt domku, który wyglądał jak z wizualizacji Barbary Mendel (seria "Dom w ..."). Ja chciałem prosty dom pasywny, małżonka tradycyjny. Brak kasy i i niezałatwione sprawy z przeszłości w tamtej rodzinie spowodowała zablokowanie budowy, kłótnie i niestety ostatecznie rozwód. Wniosek był dla mnie taki: trzeba mieć kasę na początek, stały, dobry dochód i całkowicie jasną sytuację odnośnie samej działki.

 

Druga budowa miała być tak naprawdę remontem domu, który budowałem w dzieciństwie. Okazało się, że wybudowany dom jest za wielki dla mojego wujka i dlatego pozostawił budowę w stanie deweloperskim (!) i nadal zamieszkuje w domu obok, na tej samej działce. Dom, dwurodzinna, trzy-kondygnacyjna kostka PRL-owska był wystarczający dla dwóch rodzin, więc wstępnie dogadałem się z bratem co do wyremontowania domu i dokończenia budowy. Wujek oddał część swoich udziałów, część była spadkiem, wyszło nam po 25% udziału w całości, co wystarczyło jako zabezpieczenie dla banku. Tym razem jednak zamieszała jego żona. Kobita rozstawiała wszystkich po kątach, nie dało się tak wspólnie budować. Pomimo iż projekt budowlany był kupiony, a prace się rozpoczęły, zdecydowałem się jednak wycofać z tego projektu. Moim zdaniem, była to dobra decyzja.

 

Trzecie podejście. Znalazłem dwie działki na Kaszubach, z dość dobrym dojazdem, niedrogie (60-70 tysięcy na 1000 i 1200 m2). Wybrałem, zacząłem szukać projektu i dowiadywać się więcej o planach gmin na przyszłość. No i oczywiście pochwaliłem się w rodzinie. Wujek, dowiedziawszy się o moich planach, mocno się zdenerwował i zaproponował, że da mi swoje udziały w zamian za możliwość mieszkania w swoim dotychczasowym domu. Warunkiem wejścia w posiadanie całej nieruchomości było więc wykupienie udziałów od mojego brata. Sporządziłem operat szacunkowy, w którym rzeczoznawca wycenił działkę z dwoma domami na 350 tys. zł. Jeden dom (ten wielki, dwurodzinny) w zasadzie już nadawał się wtedy do wyburzenia z powodu cieknącego dachu i daleko posuniętych zniszczeń wewnętrznych. Dom wujka był całkowicie do remontu, ocieplenia, wymiany instalacji grzewczej i elektrycznej. Ostatecznie odkupiłem od brata jego 25% za 25% wyceny. Wyszło więcej niż za działkę na Kaszubach, ale za to mam kawałek ziemi w dobrej dzielnicy Gdyni (Wielki Kack), 300 metrów od przystanku kolei metropolitarnej, 2,5 km od obwodnicy, blisko Biedronek, Lidlów i innych zagranicznych żywicieli przeciętnej polskiej rodziny ;) Lokalizacja jest baaaaardzo dobra.

 

Obecnie jestem 100% właścicielem nieruchomości, a stan surowy zamknięty zbudowałem z własnych pieniędzy. Zarabiam przy tym na tyle dobrze, że nie muszę się przejmować nadzwyczajnymi wydatkami rzędu tysiąca lub dwóch zł - ot, trzeba, to się kupuje! W końcu komfortowa sytuacja, w której ktoś (wujek) mi pomaga, a przeszkadzają jedynie urzędy i niesłowni wykonawcy :)

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czym jest budowanie własnego domu.

 

Krótka odpowiedź: to proces psychologiczny.

 

Nie znam się na psychologii, jestem informatykiem, ale wiem jedno: wszystkie moje problemy z budowami rodziły się w mojej głowie, podobnie jak wszystkie dobrze skutkujące decyzje. Decyzja o budowaniu na nie swojej działce, wbrew cichemu głosowi i zdrowemu rozsądkowi się nie uda albo będzie skutkowała udręką na lata. Zakup działki w odpowiedniej okolicy, dokładne zapoznanie się z jej sytuacją prawną, poznanie sąsiadów, miejscowego planu zagospodarowania itd itp - to jest rodzaj wojny, którą prowadzimy z sobą samym. Na to potrzeba czasu, rzetelnego ocenienia otoczenia, własnych możliwości, nawet ogólnoświatowych trendów! A przecież nie ma na to wszystko czasu, wierzymy, że ludzie są z natury dobrze, że wszystko się jakoś ułoży, że nie my pierwszy budujemy, a na pewno nie my jesteśmy najgłupsi :)

 

Przykład decyzji:

Odejście od węgla jest faktem, choćby nie wiem jak byśmy chcieli ten proces oceniać czy powstrzymać. Mój kolega wybudował dom zasilany węglem. Było to ze dwa lata temu. Węgiel miał być zawsze tani, bo Polska węglem stoi, a górnicy prędzej zginą podczas strajków niż pozwolą na zamknięcie kopalni. W marcu 2019 weszły przepisy zaostrzające obrót kotłami na paliwa stałe: https://czysteogrzewanie.pl/2019/03/ministerstwo-zalatalo-normy-emisji-dla-nowych-kotlow/

 

Jak dziś wyglądają rachunki za ogrzewanie właścicieli domów, którzy w latach dziewięćdziesiątych uwierzyli, że gaz ziemny to odpad technologiczny w procesie wytwarzania płynnych paliw i że zawsze będzie tani? A co z kotłami na olej?

 

Takich nietrafionych decyzji w budowie domu może być bardzo wiele! Niekoniecznie dotyczących sposobu ogrzewania, ale właściwie każdego aspektu, od wielkości pokojów, przez finansowanie po widok za oknem jadalni.

 

Mam duszę inżyniera, liczę, dowiaduję się, wypytuję. Wiedza jest dla mnie twardym gruntem, a nie domysły czy myślenie życzeniowe. Oczywiście nie warto być twardogłowym naukowcem, który każdy aspekt własnych czterech kątów przeliczy wg tabel. Architektura to w końcu również sztuka, podobnie jak budownictwo. W końcu we własnym domu mamy się czuć dobrze, po prostu!

 

Z drugiej strony mamy nierzetelnych wykonawców, ograniczenia finansowe i czasowe, bajkopisarzy czy wręcz szaleńców (vide TB) na forach budowlanych. Sprzeczne opinie nt rozwiązań pochodzą od naszych znajomych, przyjaciół, rodziców, projektantów, rzetelnych (!) wykonawców itd itp. Jak żyć panie premierze? Co wybrać? Iść na kompromis, który zawsze boli, czy "iść po bandzie"?

 

Być może mam to szczęście, że lubię place budowy, nie raz uczestniczyłem w planowaniu różnych instalacji, napotykałem się na różne rozwiązania i problemy, które wyskakiwały po drodze, bo nikt nie pomyślał na czas. Lubię dobrze wykonaną robotę, nie boję się wysiłku, dbam o detale, przygotowuję się do inwestycji. To zwiększa moje szanse na własne, nie spieprzone cztery kąty. Z takim pozytywnym nastawieniem, odpowiednim zapasem gotówki i w miarę elastyczną pracą zarobkową rozpocząłem budowę Mojego Własnego Domu. Było to w lipcu 2017 roku.

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Twoje perypetie czyta się jak powieść sensacyjną.

Ciekawe czy nowy dom wart jest rozwodu?

 

To nie tak. Dziś patrzę na tamtą sytuację jak na nietrafioną decyzję, zbyt wczesną, niedojrzałą. Należało pozamykać przeszłość, upewnić się, że z żoną idziemy w tym samym kierunku. Rozwód pozwolił nam oczyścić nasze życie i dać miejsce na nowe znajomości. Nasz syn, obecnie mieszkający z mamą, rozumie sytuację, ale sobie z nią radzi. Gdybyśmy mieszkali razem, pewnie żyłby w piekle kłótni, więc i tak byśmy się rozeszli. Tyle, że mielibyśmy wspólny kredyt na dom, w którym nie mieszkałbym.

 

W moim domu syn zamieszka razem ze mną, ale oczywiście żadnych więzi z rodziną "po tamtej stronie" zrywać nie będzie (wręcz mu to wybiję z głowy). Mama to mama i drugiej mieć nie będzie, zresztą taty też nie :)

 

Nowy dom to prostu miejsce, gdzie będzie mieszkał w nowym etapie swojego życia, bo niedługo kończy podstawówkę. Szkołę średnią wybrał w Gdyni, więc będzie w miarę blisko (teraz mieszka 30 km dalej).

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uff! Wszedłem w posiadanie działki, teraz już tylko wybudować dom i można wypić browarka na słonecznym tarasie!

 

Nie tak szybko!

 

Pisałem, że budowa to proces psychologiczny i że wiedza, to moja baza, więc przyjrzyjmy się na czym w lipcu 2017 stałem, co wiedziałem, że wiedziałem a co wiedziałem, że nie wiedziałem :)

 

Na działce stały wtedy dwa domy. Mały, zbudowany w latach '50 dwudziestego wieku, to parterówka zbudowana z tego, co było, a że niewiele było, to i dom d*py nie urywa. Jakieś 70 m2 powierzchni użytkowej, dach pulpitowy, kryty papą, więźba to ociosane sosny, położone bezpośrednio na ścianach zewnętrznych. Brak wieńca, strop Kleina w niskiej piwnicy, ściany z żużlobetonowych pustaków i, oczywiście, brak jakiejkolwiek wentylacji kończy obraz tego domku. Dom bez ocieplenia potrzebował jednak tylko 12 kw do ogrzania wnętrz, co powoduje, że dla jednej osoby wystarczy do zamieszkania. Zgodnie z umową z wujkiem, mam mu pomagać w utrzymaniu tego domu, co zresztą i tak od lat robię (w końcu jest moim ojcem chrzestnym!). Problem w tym, że wujek jest uparty i remont idzie jak krew z nosa :)

Nie mniej jednak, dom na działce zostaje, trzeba go ująć z planie zagospodarowania i ogólnie tak zaprojektować mój dom, żeby jakoś na tej wspólnej przestrzeni żyć.

DSC_0718.jpg

 

Miejsce by było, ale pod warunkiem zburzenia drugiego domu. Ten był kostką PRL-owską.

DSC_0688.jpg

 

Piwnica, dwie kondygnacje mieszkalne i stropodach betonowy z izolacją ze... szlaki (żużla).Gdyby ktoś nie wiedział, to jest taki odpad z pieców hutniczych, wypalony węgiel, który ma częściowo zamknięte pory, więc może służyć jako termoizolator. Pół metra zamokniętej szlaki (dziesiątki ton na stropodachu!) pod uszkodzoną papą zrobiło swoje: pęknięcia ścian nośnych na każdej kondygnacji, zielony mech w pomieszczeniach, a nawet drzewko rosnące na dachu z korzeniami w owej szlace to widoki skłaniające do decyzji o wyburzeniu.

 

Obydwa domy były od siebie oddalone o 70 cm (to nie pomyłka), ponieważ po wybudowaniu nowego domu stary miał być rozebrany. Życie pokazało jednak, że wyburzony miał zostać ten nowy, acz kompletnie zaniedbany budynek. W jego miejsce wejść ma nowy dom, też podpiwniczony, oddalony od małego domku o tyle metrów, ile wynosi promień skrętu przeciętnego samochodu osobowego. Dzięki temu wjazd do garażu w piwnicy domu odbywał by się bezstresowo, a i między domami powstałoby podwórko, na którym można zostawić samochód, przyjąć auta gości czy choćby oddalić obydwa budynki od siebie, co jest zdrowe samo w sobie.

 

Tak więc musiałem wyburzyć dom z betonu i nie uszkodzić innego domu, który trzymał się kupy dzięki tynkom.

DSC_2199.jpg

Niełatwa sprawa....

DSC_4210.jpg

DSC_4179.jpg

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostanie kilka dni spędziłem na szukaniu zdjęć z początków budowy. Tak mi dobrze szło, że postanowiłem posegregować wszystkie zdjęcia na moim dysku twardym. Odkładałem tę czynność latami, a konkretnie ... przez ostatnie 10 lat :) Świadomość, że trzeba przejrzeć katalogi z 50-cioma tysiącami fotek ciążyła mi niczym miecz Damoklesa. Nadarzyła się jednak okazja uporządkować zbiory, a przy okazji odkryłem niechcący, że budowa domu pomaga utrzymać porządek i dyscyplinę ;)

 

Wracając do tematu, wyburzyć musiałem starą kostkę PRLowską, by w jej miejsce postawić nowoczesny dom energooszczędny.

 

Muszę tu wspomnieć, że wśród wielu możliwości rozważałem pozostawienie piwnicy "kostki" i na niej zbudowanie niewielkiego domku z użytkowym poddaszem, takim ze skosami. Takie rozwiązanie traktowałem jednak jako kłopotliwe dla architekta, ponieważ musiałby on ze względu na niewielką odległość scalić dwa budynki. Pozostałby problem z zaglądaniem sobie do okien, ale z drugiej strony miałbym od strony zachodniej wielki ogród i naprawdę wiedziałbym, jak go zagospodarować :)

Tu widać PÓŁ ogrodu:

DSC_4188.jpg

Problem ze starymi budynkami jest taki, że nigdy nie wiadomo, co się czai w ich trzewiach. Niby z zewnątrz wszystko w porządku, a w środku bordello ;) Architekt wspominał, że kiedyś miał rozbudowywać budynek, który po bliższym zbadaniu okazał się całkowitym szrotem do rozbiórki. Powód: ściany nośne (!) były zbudowane z ... UWAGA !... pionowo stawianych płyt chodnikowych (sic!). Oczywiście pod tynkiem nic nie było widać :) Słyszałem już o zbrojeniu ław fundamentowych z koszyków drucianych, ram rowerowych czy odbijanych z betonu słupów elektrycznych, ale płyty chodnikowe? :)

 

Nowe to jednak nowe. W miejsce starej kosteczki stanie mój domek mniej więcej taki jak na tym szkicu sytuacyjnym:

sytuacja.jpg

Widać, że nowy dom ma wydłużony charakter, bo wtedy sobie wymyśliłem parterówkę.Chodziły mi po głowie jeszcze wersje z użytkowym poddaszem, jednak je porzuciłem (napisze później dlaczego).

 

Wyburzenie domu zaplanowałem na zimę 2018 roku, styczeń lub luty. Czemu tak? Ano temu, że wywalenie z działki takiej wielkiej kupy betonu, stali, papy i mokrej szlaki kosztowałoby mnie w szczycie sezonu budowlanego krocie - minimum 30 tysięcy złotych. Wolałem więc poczekać do momentu, gdy ziemia będzie zamarznięta na kość, a właściciele koparek będą liczyć straty "postojowego". No i nie przeliczyłem się. W lutym 2018r. w ciągu bitych siedmiu dni ekipa wywiozła gruz i papę ze szlaką (do utylizacji) za 18 tysięcy złotych.

 

Tak wyglądało inicjalne ugryzienie Behemota:

20180312_090443.jpg

A tak wyglądała działka, jak już było po ptokach: 20180319_114203.jpg

 

Efekt bardzo fajny, ale z tamtego okresu pamiętam, że NIGDY W ŻYCIU TAK NIE ZMARZŁEM! Musiałem cały tydzień (a odczuwalna temperatura wynosiła -25 st. C!!!) pilnować ekipę, żeby gruz wywoziła, a nie zakopywała. Oczywiście nigdy nie dopilnuje się wszystkiego i, jak się okazało po wielu miesiącach, jednak zakopano ok. 2 m3 gruzu. Na szczęście było to w miejscu, które nie kolidowało z budową, ale jednak cham musiał pokazać, że umie kantować. A co by było, gdybym w ogóle nie był wtedy na działce?

 

I jeszcze ostatni rzut oka w kierunku południowo-zachodnim. Widać, że działka "idzie" lekko pod górę: 20180320_163151.jpg

 

Koniec końców, kostka zniknęła bezpowrotnie. Mały domek ucierpiał, bo musiał, ale uszkodzenia były relatywnie niewielkie - były to wgniecenia dachu, trochę podrapanych obróbek blacharskich i tyle.

 

Pisałem, że wyburzenie odbyło się w lutym 2018 roku, a przecież budowę zacząłem w lipcu 2017 - co więc robiłem w międzyczasie? Ano projektowałem! Tak! Ja sam, tymi ręcami :)

 

OK, może nie był to projekt, a jedynie koncepcja domu, ale dla mnie i tak był to maraton.

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i tym sposobem przechodzimy do mięska, czyli koncepcji domu, a w konsekwencji do projektu i budowy.

 

Można wiele napisać o rozterkach, nieodłącznie towarzyszących wyborowi w ważnej dla nas sprawie. Dom to jedna z najważniejszych spraw w życiu, więc nie ma się co dziwić, że jego budowie towarzyszą wielkie emocje. W końcu to NASZ dom, nasze schronienie, miejsce gdzie możemy czuć się bezpiecznie, gdzie my rządzimy i się czujemy panami sytuacji. Dom ma cieszyć i być co najwyżej słodkim ciężarem, a nie kamieniem u nogi.

 

Muszę napisać, że budownictwem i architekturą interesuję się od 2002 drugiego roku, kiedy to zamieszkałem w pewnym domu. Dom ów był zaprojektowany z rozmachem, pomieszczenia były wysokie, taras i salon ogromne, a kuchnia z jadalnią wygodne. Wszystko miało swoje miejsce, włącznie z kotem i psem. Wtedy to poczułem, że dom daje możliwości, których próżno szukać w blokowych mieszkaniach. Może być magazynem, miejscem prowadzenia działalności gospodarczej, na podwórku można parkować dowolnym autem (np ciężarówką) i nikt się nie przyczepi o miejsce parkingowe. Dziś wydaje mi się to oczywiste, ale wtedy miałem obraz domu rodzinnego jako biednej chałupki, w której co jakiś czas coś się sypie, a na dodatek trzeba codziennie rozpalać ogień w piecu i dorzucać węgla :)

 

Postanowiłem więc, że mój dom będzie komfortowy.

 

Komfort to brak schodów w części mieszkalnej. Nasłuchałem się o tym, jak trzeba biegać między piętrami, żeby pójść po każdą duperelkę. Poza tym, dom dwukondygnacyjny byłby zwyczajnie za duży, ponieważ zakładałem wstępnie, że będzie miał 90-100 m2 powierzchni mieszkalnej, a dwa piętra dawały przy sensownym parterze jakieś 140-160 m2).

 

A więc parterówka!

 

Projektów przejrzałem od pierwszego mego podejścia (przypominam: dom wspólny z żoną) setki, jeśli nie tysiące. W sieci pełno tego jest, lekko 90% nie pasuje do mojej działki, pozostałe 10% to ... ach. No właśnie!

 

Podobno tylko 5% projektów gotowych jako tako pasuje do działki, chyba, że się ma wielką nieruchomość i zjazd na nią nie jest problemem od strony kierunków Świata. Gotowce to dobry biznes dla pracowni architektonicznych i dla architektów, który dopasowują projekty. Gorzej z inwestorami - działka, a dokładnie ta jej część, która pozostawała do mojej dyspozycji, jest dość specyficzna. Pogodziłem się więc z myślą, że projekt będę miał indywidualny.

 

Z gotowców jako materiał wyjściowy do dalszej pracy najciekawszy wydał się projekt Ekonomiczny 1B, który znalazłem na stronie https://www.extradom.pl/projekt-domu-ekonomiczny-1b-WAW1082. Dom do mojej działki pasowałby w odbiciu lustrzanym.

ekonomiczny 1b.jpg

Podoba mi się budownictwo skandynawskie, ponieważ jest proste, nie przekombinowane, funkcjonalne. Projektant przewidział antresolę, jednak doszedłem do wniosku, że będzie ona cieszyć oko tylko przez jakiś czas, a potem stanie się jedynie miejscem, do którego ucieka ciepłe powietrze. Dom miał trzy pokoje i przestrzeń dzienną z bocznym tarasem. Wejście miał od strony, która u mnie byłaby na zachodzie działki, a więc wietrznej. To była kolejna rzecz do zmiany, ale generalnie inne rzeczy mi się spodobały. Taki mniej więcej dom widziałem u siebie, a raczej siebie widziałem w takim domu :)

 

Wziąłem się więc za tworzenie koncepcji. Do tego celu użyłem programu SweetHome3D, który miał kilka zalet:

- był za darmo, a ja nie lubię kraść

- miał bogate biblioteki mebli

- był bajecznie prosty w obsłudze, dzięki czemu mogłem się niemal od razu skupić na projekcie, a nie na nauce programu

- miał okno z podglądem w 3D, dzięki czemu od razu widziałem każdą zmianę na planie. Oprócz tego jest w nim plugin do uproszczonego raytracingu, co daje pogląd na wygląd domu czy pomieszczeń w uwzględnieniem świateł i słońca o dowolnej godzinie w roku (!!)

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Parterówka parterówce nierówna.

 

Można łatwo przekombinować projekt, jeśli się nie zna kierunku podążania. Jest tym trochę jak przycinaniem drzewek bonsai - wizję całości trzeba mieć PRZED przejściem do detali, a te z kolei są kluczowe w późniejszym codziennym użytkowaniu domu.

 

Założenia wstępne:

- parterowy dom z nieużytkowym poddaszem

- podpiwniczony, z powodu pochyłości działki - w piwnicy miałby być garaż, a wjazd do niego lekko "pod górkę", a nie w dół, żeby obfite deszcze nie zalewały mi piwnicy

- układ części mieszkalnej powinien przewidywać lekkie oddzielenie strefy dziennej od nocnej/prywatnej

- część dzienna ma być czymś w rodzaju wygodnego mieszkania, apartamentu - prosta, funkcjonalna, bez zbędnych pomieszczeń w rodzaju pokój dla gości

 

Ma to być zatem mieszkanie na własnej działce, z własną halą garażową i wyodrębnionym pomieszczeniem piwnicznym. Nieużytkowe poddasze powinno być dostępne od wewnątrz domu i mieć niewielką przestrzeń magazynową.

 

Wejście do domu, najlepiej od strony północnej.

 

Zjazd na działkę - tu nie mam wyboru, musi być od południa, ale za to płynnie przechodzi w podwórko między dwoma domami.

 

Szerokość podwórka to 6 metrów - nie mniej, nie więcej. 6 metrów to połowa skrętu wielu samochodów osobowych, co umożliwia łatwy wjazd do garażu przy skręcie 90 stopni.

 

Początkowo dom miał być energooszczędny, jednak spotkałem człowieka, który wybudował prawdziwy dom pasywny. Przekonałem się wtedy, że taki domek jest w zasięgu moich możliwości, a jeśli nie uda mi się z jakiegoś powodu nie spełnić wszystkich oficjalnych wymogów domu pasywnego, to i tak przy naszych ciepłych zimach będę miał dom "prawie pasywny".

 

Część dzienna mieszkania, czyli poziomu zero, parteru, ma wg prawideł wynosić od 35 do 50% powierzchni mieszkalnej. Oznacza to, że przy np 100m2 mieszkania najlepiej gdyby połowa stanowiła tzw. salon wraz ze stołem, który u mnie byłby stołem w jadalni, która w kolei byłaby nieformalnie wydzielona z kuchni. A najlepiej, gdyby salon z jadalnia i kuchnią stanowiły jedną przestrzeń, ponieważ z mojego doświadczenia wynikało, że taki układ był najfajniejszy. Umożliwiał kontakt w ludźmi w salonie, bez izolacji osoby pichcącej pisiłek lub choćby przygotowującej herbatę. Wadą takiego układu jest oczywiście widok na kuchnię, nie zawsze super posprzątaną oraz zapachy łatwo rozprzestrzeniające się po domu.

 

W domu przewidywałem od razu wentylację mechaniczną w odzyskiem ciepła, ale nie dlatego, by płacić mniejsze rachunki za ciepło, tylko żeby w końcu mieć świeże powietrze w takiej ilości jak potrzebuję, a przy okazji nie płacić jak frajer za ciepło uciekające kominem.

 

Przewidywałem też schowek w postaci garderoby, w której wisiałyby ubrania sezonowe, trzymałbym też zapasową pościel itd.

 

Chciałem jedną wygodną łazienkę albo dwie małe, "osobiste". Początkowo zwyciężyła druga opcja, ale po pewnym czasie stwierdziłem, że jednak jedna łazienka wystarczy, ale musi być uniwersalna. Drugie pomieszczenie to WC, czyli muszla z umywalką. Osobne WC bardzo przydaje się podczas spotkań w większym gronie, niektórzy wstawiają tam kabinę prysznicową, jednak wydawało mi się to niepotrzebne (wolałem wnękę na prysznic niż kabinę, na co potrzeba sporo więcej miejsca).

 

Łazienkę główną chciałem BEZ OKIEN. Może to niektórych dziwić, ale miałem ku temu powody. Otóż:

- okno pogorszyłoby ustawność łazienki

- nie dawałoby wystarczającego światła przez wiele miesięcy w roku rano i wieczorem (właściwie całą zimę)

- ew. wietrzenie pomieszczenia zimą byłoby bardzo niekomfortowe, a wobec wentylacji mechanicznej i tak to okno musiałoby być zamknięte

 

Spośród łazienek, które w moim życiu dłużej użytkowałem, te bez okna były najbardziej przytulne i ciepłe. Było w nich zapewnione dobre oświetlenie i łatwo dawały się ogrzać do temperatur powyżej 22 stopni. Z kolei łazienki z oknem miały problemy z zaciekaniem wody na ościeży, choć to akurat można wyeliminować. Jeśli miałbym mieć okno w łazience, to tylko z widokiem na zachód albo wschód słońca. Zresztą łazienki, jako pomieszczenia o krótkim czasie przebywania, raczej umieszcza się od tych nieatrakcyjnych kierunków domu, bo przecież ładne widoki chcemy mieć w pokojach.

 

Dodam jeszcze, że zależało mi na wyjściu do ogrodu możliwie blisko kuchni, żeby nie "robić kilometrów" z kubkiem kawy. Taras początkowo miał przylegać do budynku (od południa), jednak poczytałem sobie wątek na tym forum o tym, czego inwestorzy nie robili by, gdyby mieli kolejną szansę budować dom. Ktoś napisał, że nie zadaszałby drugi raz tarasu przed salonem, ponieważ w salonie było za ciemno. Z drugiej strony zadaszenie jest konieczne, jeśli chce się mieć taras z ochroną przed deszczem (i nie musieć uciekać z kompletem talerzy i szklanek jak tylko trochę popada). Daszek można zrobić ze szkła, więc da się problem ten rozwiązać, ale pozostałaby kwestia schodków, które dzieliły by taras na dwie części (widać to dopiero na wizualizacji z realnymi wymiarami). Ostatecznie kwestię tarasu pozostawiłem otwartą, choć kilka dni temu doprojektowałem go sobie w zupełnie innej postaci.

 

Na koniec kilka detali, związanych z obranym kierunkiem energooszczędności:

- jak najwięcej okien skierowanych na południe, żeby było jasno w pomieszczeniach, które zimą słońce by dogrzewało

- zero okien od północy, dzięki czemu mogłem cały dom przysunąć do granicy działki na 3 metry

- wobec powyższego drzwi wejściowe musiałem schować w podcieniu zagłębionym na metr (odległość od otworu drzwiowego do granicy działki wynosi 4 metry)

- dach dwuspadowy, połacie pod kątem 30 stopni (minimum określone z miejscowym planie), jedna połać ustawiona niemal idealnie na południe, dzięki czemu PV będzie mogła być instalowana w optymalnych warunkach

- okap dachowy na tyle szeroki, że daje ładny cień na okna w okresach "ostrego" słońca - nie trzeba montować osłon zewnętrznych i ma się większą elastyczność przy organizacji ogrodu (nie trzeba "zalesiać" działki drzewami liściastymi)

- od wschodu i zachodu rolety jednak trzeba dać, bo słońce jest dość nisko. Zresztą od wschodu, od strony podwórka, i tak nie byłbym przecież w stanie posadzić na tym wykostkowanym podwórku z wjazdem do garażu jakiekolwiek drzewa :)

- klatka schodowa z wygodnymi schodami do piwnicy będzie oddzielona termicznie od części mieszkalnej

 

Tak wyglądała moja pierwsza koncepcja domu z zewnątrz:

- od południowego wschodu od południa.jpg

- od południowego zachodu od zachodu.jpg

 

Rzut parteru (etap dwóch małych łazienek i bez podcienia): rzut parteru.jpg z góry na parter.jpg

 

Rzut poziomu piwnicy wraz z garażem oraz podwórko między budynkami oraz zjazd od strony południowej: rzut piwnicy.jpg

 

Z taką koncepcją zacząłem się rozglądać za architektem, który pomógłby mi znaleźć optymalne wielkości pomieszczeń, korytarzy, zaprojektować wygodne schody (co wcale nie jest łatwe!) i ogólnie wyprowadzić mnie z błędu tam, gdzie coś mi się uwidziało, ale za cholerę dobre nie jest.

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tylko nie wiem czy korzystanie z cudzego projektu jako zaawansowanej inspiracji nie jest formą kradzieży intelektualnej? :)

 

Trzeba by się dowiedzieć, czy autor tamtego projektu sam się nie inspirował w podobny sposób :) Mój wybrany architekt powiedział, że dom jest na wskroś skandynawski i że podobnych projektów ma cały katalog. Czuję się rozgrzeszony :wiggle:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co nieco o architektach.

 

Mam swoje zdanie na temat architektów, a wynika ono wprost z moich doświadczeń i kontaktów z nimi.

 

Pracownie architektoniczne mogą stworzyć dowolny projekt i każdy projektant Ci to powie. Ale: każdy ma swój styl, wypracowane przez lata podejście do inwestycji, zdanie nt systemów grzewczych itd itp. Architekt jest twardo stąpającym po ziemi inżynierem, a jednocześnie artystą, któremu czasem coś odbija. Nie piszę tego złośliwie, wręcz uważam duszę artystyczną za cenną i konieczną do stworzenia ładnej bryły i funkcjonalnego wnętrza, ale czasem architekt poddaje się jakiejś modzie czy innym trendom, niekoniecznie praktycznym, czasem wręcz szkodliwym dla inwestora. Podam kilka przykładów osobliwości architektonicznych:

 

- Domy bezokapowe. Mieszkam w bloku bez okapu i po każdej ulewie widzę zalane ściany i czarne narożniki okien, do których lejąca się po ścianie woda się dostaje i wyczynia cuda niewidy. Toż to na nasz klimat jest zupełnie niepraktyczne! Te bezokapowe domy często są budowane ze schowanymi rynnami i rurami spustowymi - na kilometr czuć problemy, ale nie znam się, może to wszystko działa latami, a rura ukryta pod warstwą styropianu nie powoduje mostka termicznego, nie słychać szumu wody opadowej i żadna wilgoć w narożnikach pomieszczeń nie wychodzi.

 

- Izolacja termiczna liczona na styk, tylko tyle ile "norma każe" - pewien architekt twierdził, że więcej niż x cm nie potrzeba, a ja mu na to, że norma nie każe, tylko zabrania, konkretnie zabrania dawania izolacji mniejszej niż te x cm (oczywiście tak naprawdę chodzi o opór cieplny przegrody, ale upraszczam). Architekci dość rzadko czują temat mostków cieplnych czy potencjalnych problemów przy wykonaniu izolacji. Tylko jeden architekt czuł w czym rzecz, ale on był właśnie po szkoleniu z pasywniaków. Inny zaprojektował fundament schodkowy na jeden bloczek różnicy poziomów - oszczędność żadna, a problemów przy kładzeniu izolacji poziomej przeciwodnej od groma!

 

- jest w ogóle jakaś niechęć między architektami i kierownikami budowy oraz majstrami. "Architekt pierd*lnął sobie coś tam na papierze i jak ja mam to wykonać???" - ile razy słyszałem to z ust ekipy? Architekci z kolei mówią: "Da się? Da! Więc do roboty! Oni by tylko chcieli łatwe roboty i na fajrant, niech robią i nie marudzą!" Inwestor biedny stoi pośrodku i słucha, jak to tamtem jest popierdol**ny, że coś takiego zaprojektował.

 

- tendencja do minimalizmu, wręcz surowości - prostota jest ważna, ale pewien architekt był oburzony, że klatkę schodową do piwnicy chciałem umieścić wewnątrz koperty budynku. Wedle jego koncepcji powinienem ubierać buty zimowe i kufajkę, żeby iść do piwnicy po zgrzewkę wody, najlepiej wokół budynku. To nie jest śmieszne! Czuję, że to się bierze z tego, że z kolei inwestorzy idą do architekta z życzeniem mieszkania w co najmniej dworku wielkości pałacu i trzeba takiemu państwu wyjaśnić, że 300m2 na trzy osoby to jednak ciężar i że wcale dodatkowe metry przydać się nie muszą :)

 

- słaba znajomość "branżówki", czyli wszelkich rodzajów instalacji. To mnie zaskoczyło najbardziej, ponieważ co prawda doskonale rozumiem, że nie można się znać na wszystkim, to jednak zupełnie inny dom otrzymuje się z np wentylacją mechaniczną, a inny z grawitacyjną. To nie jest kwestia dodatkowego miejsca na kominy wentylacyjne, ale też bilansu energetycznego i generalnie klasy budynku. Na Zachodzie mają swoje kody (https://en.wikipedia.org/wiki/Building_code), a my co mamy? Bilans energetyczny jak w domu ultra energooszczędnym i wentylację grawitacyjną? Wentylacja w naszych domach, blokach i kamienicach, to jakaś kpina! Ciągle mało kto słyszy o szarej wodzie i jej odzysku, a przecież wiecznie woda tania nie będzie! Czy architekt pytał Was, czy zamierzacie kłaść PV na dachu? Mnie nie, sam mu narzuciłem kierunek połaci!

 

- jakiś dziwny strach przed płytami fundamentowymi czy stropami o dużej rozpiętości. Mój strop nad garażem ma 8 metrów rozpiętości i tylko jeden architekt stwierdził, że tak będzie fajnie; reszta optymalizowała strop słupami pośrodku garażu (zapomnij o wygodzie otwierania drzwi czy nawet parkowania). Oczywiście standardowo pcha się strop gęstożebrowy, a o monolit trzeba się naprosić. Podobnie z płytami - przezbrajają, boją się dawać na styrodurze, nie chcą liczyć, bo to w końcu rzadkość i wedle prawideł płytę daje się TYLKO na gruntach o słabej nośności.

 

- pracownie ogłaszają się, że projektują domy pasywne - w praktyce posyła się jednego, góra dwoje architektów na szkolenie zakończone certyfikacją do Niemiec i potem kosi inwestorów za "specjalny projekt", bo szkolenie i cert za darmo nie są. Mój architekt wkomponował mi 9 m2 mostków termicznych w domu pasywnym, a na jego stronie jest info, że domy pasywne projektują!!! - ręce opadają :) Oczywiście wszystko dało się wyprostować.

 

- gigantyczne przeszklenia - tu wszyscy są zgodni, że zamiast ścian murowanych trzeba dać taflę szkła, najlepiej rozsuwaną, jak gdybyśmy mieszkali w Kaliforni albo Portugalii. Już pomijam ograbienie mieszkańców z intymności, ale okna takie są bardzo drogie, z suwankami są różne problemy, często nie zapewniają szczelności, nie ułatwiają ochrony wnętrz przed przegrzewaniem. Ładnie to wygląda, ale też trzeba mieć przed oknem ładny widok, a nie dom sąsiada, która luka mi pod bokserki, gdy wstaję rano w sobotę i piję kawę przy stole ;)

 

Tych dziwności jest sporo więcej. Nie mniej jednak uważam, że architekci są fachowcami, robią dobrą robotę, którą ja wykonałbym bez ich wiedzy i doświadczenia w stopniu żenującym. Zresztą każdy chyba widział dom-gargamel, który miał jakieś dziwne kształty, dobudowane dziko pomieszczenia, "ulepszenia" w postaci łuków, krużganków, wieżyczek czy niekształtnych połaci dachowych. To są efekty samoróbstwa inwestorów, którzy nie potrafili powstrzymać się przed zmianami w projekcie na etapie budowy, np po sugestii majstra budowlanego, co to panie 100 domów wybudował, więc wie najlepiej, jak dom ma wyglądać. Podwyższone ścianki kolankowe i zepsuta bryła są chyba najczęstszym przykładem takiego kombinowania przy projekcie.

 

Wniosek: architekt to fachura, ale trzeba być czujnym, rozmawiać, pytać, sprawdzać, przetrawić w domu na spokojnie każdą propozycję.

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Architektów odwiedziłem kilku.

 

Jeden projektuje w stylu, który baaardzo mi się podoba. Na dodatek projektuje domy pasywne (choć on twierdzi, że domów pasywnych w Polsce nie ma!). Niech będzie, że prawie pasywne, pasywne po polsku - jak kawa po warszawsku, jedyna w swoim rodzaju, z łyżeczką wbitą do połowy w kawę sypaną, zalaną wrzątkiem dwa razy (drugi raz to tzw. dolewka).

 

Arch ten to prawdziwy profesjonalista, wypytał mnie o styl życia, przeznaczenie domu, ilość osób, co lubie, co nie lubię - pełen kwestionariusz. Niestety miał trzy wady:

- proponował usilnie klatkę schodową na zewnątrz domu

- dziwił się (był wręcz oburzony), że chcę biwalentny system grzewczy - czyli taki, który grzeje jednym sposobem przez np 80% okresu grzewczego, a drugim sposobem dogrzewa w silne mrozy

- był dość drogi, ponad 10 tysięcy droższy niż konkurencja; była to jednak cena jego umiejętności, które oceniłem wysoko

 

Druga arch to pani, która mnie stresowała, bo nie potrafiłą pokazać ani jednego domku jednorodzinnego spod swojego pióra kreślarskiego. Miała za to cały katalog z nagradzonymi budynkami użyteczności publicznej. Zarzekała się przy tym, że domki też "robi", ale nie wiedziałem w jakim stylu, bo żadnego nie widziałem. Dom pasywny też był dla niej egzotyką, jak wywnioskowałem ze spotkania. Słabo to wyglądało.

 

Trzeci arch, to znajomy sprzed lat, bo wcześniej projektował dom, który miałem dokończyć z bratem. O domach pasywnych wiedział praktycznie tyle samo, co inni architekci starej daty. Doświadczenie miał ogromne, a przede wszystkim znał wszystkich urzędników od podszewki, co się bardzo przydało przy przepychaniu projektu (a czasu było niewiele). Przede wszystkim jednak bardzo dopasował się do mnie i mojej koncepcji domu, wręcz musiałem go wypytywać, czy aby na pewno moje pomysły są dobre i prosić, żeby od razu oponował przy bzdurach. Po pierwszym spotkaniu, kiedy to określił swoje oczekiwania finansowe na podstawie mojej koncepcji ze SweetHome 3D, zacząłem przetrawiać temat w domu, na spokojnie i wyszło mi, że kwestię pasywności chałupki albo zlecę drogiemu architektowi, który będzie mnie odwodził od pewnych wygód (schody do piwnicy na zewnątrz budynku!!!) albo sam się tą kwestią zajmę i dopilnuję, żeby budynek spełniał podstawowe założenia Passiv Hausu. Tematem tym oraz domami w stylu "Solar Design" interesowałem się i tak od dawna (od 2006 roku), znałem rozwiązania z wielu miejsc na Świecie, więc zdecydowałem się na trzeciego architekta.

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to do roboty panie inżynierze!

 

Mój architekt zaproponował od razu szeroki strop nad garażem. W rozmowie poprosiłem o pomoc w konstrukcji schodów wewnętrznych (mi jakoś nie wychodziły) oraz przesunięcie domu maksymalnie do granicy działki (czyli 3 metry), co wymuszało wspomniany wcześniej podcień przy drzwiach wejściowych. Dawało mi to dodatkowy metr ogrodu na całej długości domu od strony południowej kosztem martwej strefy od północy, gdzie w sumie zmieścić się muszą tylko schody terenowe i pas jakiegoś żywopłotu bukszpanowego, szerokiego na metr.

 

W czasie kolejnych spotkań budynek został wydłużony raz o 50 i drugi raz o 30 cm i lekko poszerzony. Inaczej niektóre pomieszczenia byłyby zbyt małe, a w sumie bezużyteczne.

- powstała łazienka główna blisko pokoi

- WC zamiast drugiej łazienki przesunięte w kierunku sieni i klatki schodowej. Jak się bardzo chce siusiu, to można wparować po wejściu do domu prosto do kibelka bez zdejmowania butów; podobnie przy wejściu z piwnicy, gdy robimy coś brudnego, nie chodzi się przez salon

- przesunięta bliżej sypialni garderoba

- w garderobie dodałem tzw. szafę suszarniczą, czyli zamykaną szafę z otworami na świeże powietrze u dołu drzwi i jednocześnie wyciągiem wentylacyjnym na górze. W szafie można zamontować dodatkowo źródło ciepła w postaci np drabinki łazienkowej albo duży wentylator, wymuszający obieg powietrza. Dzięki temu ubrania schną bardzo szybko. Wykonam ją z płyt meblowych jak zwykła szafę, która zajmuje niewiele miejsca, więc nie potrzebuję osobnego pomieszczenia na suszarnię ani suszarki bębnowej, która jednak bierze sporo energii elektrycznej (albo kosztuje sporo w wykonaniu z pompą ciepła). Coś podobnego używa się w przemyśle, np straż pożarna suszy ubrania po akcji w: http://www.izoterma.com.pl/6.Szafa-d...nnej-btyp-SSOb

- dodany podcień

- schody stały się wygodne

- wysokość pomieszczeń na gotowo to 2,8 metra, choć nad sufitem podwieszanym będzie jakieś 25-30cm pustki na instalacje i ew. wariacje w temacie oświetleniowym

- poprawiona została sień, która po zmianie ma ponad 5 m2 (jest miejsce na małą szafę na kurtki oraz szafkę na buty)

- przesunięte okno jednej sypialni na stronę południową, dzięki czemu jest dużo bardziej ustawna

 

Wygląd po długim procesie dopracowania detali zmienił się głównie w zakresie łazienek oraz wejść do pokoi, które są obecnie w romb, co w praktyce jest używalne. Prostopadłe wejścia do pokoi końcowych okupione byłyby kolejnym zwiększeniem szerokości budynku, a tego nie chciałem. W praktyce, obecnie, gdy ściany stoją na swoim miejscu potwierdzam, że przejścia są wystarczająco wygodne (korytarz ma ok. 120 cm).

 

Oto kilka rzutów ze SweetHome 3D. Nie wiem, czy mogę tu wklejać rzuty z projektu architektoniczno-budowlanego, więc pozostanę przy rysunkach mojego autorstwa. Nie do końca zgadza się kolorystyka czy poziomy gruntu, które są trudne do wymodelowania w SweetHomie. Tarasu jeszcze nie ma, a nawet będzie on inaczej wyglądał ostatecznie (np będzie miał ścianki od strony ogrodzenia). Reszta mniej więcej się zgadza.

 

Piwnica:

1. piwnica.jpg

Parter:

2. parter.jpg

Z różnych kierunków na zewnątrz:

pólnocno-zachodnie.JPG

południowo-zachodnie.jpg

południo-wschodnie.jpg

Edytowane przez Ratpaw
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie dawałoby wystarczającego światła przez wiele miesięcy w roku rano i wieczorem (właściwie całą zimę)

 

Mam łazienkę z oknem na wschód i w zasadzie do zmroku korzystam ze światła naturalnego niezależnie od pory roku. Jedynie do jakiś precyzyjnych prac typu makijaż zapalam światło nad lustrem.

 

Natomiast po dwójce najszybciej oczyścić powietrze otwierając okno, gdy następna osoba musi też skorzystać. WM wentyluje zbyt wolno.

 

Domy bezokapowe

Skandynawowie chyba nie podzielają tych obaw :)

https://www.dwell.com/article/sleek-scandinavian-design-permeates-a-familys-summer-house-in-an-old-fishing-village-f2dcb22d

https://divisare.com/projects/413344-studio-granda-estudio-gallardo-drangar

Edytowane przez Elfir
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie dawałoby wystarczającego światła przez wiele miesięcy w roku rano i wieczorem (właściwie całą zimę)

 

Mam łazienkę z oknem na wschód i w zasadzie do zmroku korzystam ze światła naturalnego niezależnie od pory roku. Jedynie do jakiś precyzyjnych prac typu makijaż zapalam światło nad lustrem.

 

Natomiast po dwójce najszybciej oczyścić powietrze otwierając okno, gdy następna osoba musi też skorzystać. WM wentyluje zbyt wolno.

 

Domy bezokapowe

Skandynawowie chyba nie podzielają tych obaw :)

https://www.dwell.com/article/sleek-scandinavian-design-permeates-a-familys-summer-house-in-an-old-fishing-village-f2dcb22d

https://divisare.com/projects/413344-studio-granda-estudio-gallardo-drangar

 

Tak wiem, łazienka z oknem ma swoje plusy. Faktycznie okienko wystarcza jako proste doświetlenie, ale gdzieś je trzeba umieścić (czytaj: kosztem czegoś).

Mój kolega ma świetliki rurowe i bardzo sobie chwali, np takie coś https://www.fakro.pl/akcesoria-dachowe/swietliki-rurowe/

 

Mam wiatraczek z łazience i daje sobie radę bardzo szybko z zapachami - na oko 50 m3/h jednak wystarcza, a jak nie daje się więcej okresowo - proste do zrobienia.

 

Te domy norweskie są z innego klimatu i nie wiadomo ile tam pada. Może pod drewnem jest właściwa powłoka wodoszczelna? U nas tradycyjnie bez rynien były domy ze strzechą, ale miały szerokie okapy. No i to rozumiem. Zresztą, pewnie jak wszystko, można zrobić dobrze i można spieprzyć. Tyle, że bezokapowca łatwiej spieprzyć :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pasywnego domu bez okapów zacieniających latem okna to sobie nie wyobrażam nawet (chyba, że bawić się w tarasole czy inne markizy).

 

Ja tylko tak ogólnie, że kwestia jest w staranności wykonania dobrego projektu a nie samych okapach czy ich braku.

Skandynawia jest bardziej mokra od Polski. Miałam więcej przykładów, np. z wyspy Skye (tyle, że to nie Skandynawia :) )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pasywnego domu bez okapów zacieniających latem okna to sobie nie wyobrażam nawet (chyba, że bawić się w tarasole czy inne markizy).

 

Pierwszy dom projektowany był przez architektkę, która studiowała architekturę w Niemczech. Dostała tam grant na budowę domu w konstrukcji balonowej, który to dom budowała w okolicach Gdyni. Cień dawały drzewa liściaste (zimą bezlistne). Wtedy uważałem takie rozwiązanie za prymitywne, dziś za wzorowe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...