Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    115
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    1 116

Entries in this blog

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Tak więc wujek spieszy się skończyć pomieszczenie gospodarcze i będzie ono pierwszym wykończonym na cacy w całym domu. Nie wiem czy już wspomniałam, że wujek twierdzi, że będzie ono ładniejsze niż nasza mała łazienka. Jeśli nawet ma rację, to dlatego, że jak ktoś tak bardzo chce, żeby coś było ładnie, to czasem przedobrza z efektem. Ale ja myślę, że nie będzie tak z tą łazienką źle jak się już wszystko powiesi i zamontuje...
Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Poza tym w sobotę fachowcy zamontowali nam najtrudniejsze drzwi z serii tych co po skosie, przy ścianach prostopadłych itp. Razem sztuk 6, robocizna za całe 900zł. Resztę Marek się upiera wstawić sam, ale co tam, ważne, że te od sypialni i jednej łazienki będą się otwierać. Spiżarni niektórzy nie mają, więc jak się tam nie otworzą, to przeżyjemy. A jak gabinet sobie mężuś zablokuje, to zrobi na złość samemu sobie.. Panowie od obsadzania pracowali przez około 10 godzin przy naszych drzwiach, ale to jak one finalnie wyglądają... to jest POEZJA (nie mylić z tym co było w poprzednim odcinku...!). Są one bowiem absolutnie piękne (w końcu nie dziwota - za tą cenę!), w sypialniach są przeszklone prawie na całej wysokości ze "zmrożoną" mleczną szybą, która przepuszcza światło, ale nie widok i ze szprosami w kratkę. No i mają piękny kolor, który (w sumie przypadkiem) idealnie pasuje do płytek podłogowych.
Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Piec też zamówiony, ma być podobno montowany w tym tygodniu. Viessman, stojący gazowy z okrągłym zasobnikiem na około 100l (Marek się tym zajmuje więc do końca nie wiem). Całość za około... 13 tys. Oczywiście opcje zmieniały się do ostatniej chwili, jak to u nas. Ostatnim faworytem był Junkers z zasobnikiem (tańszy łącznie o 3tys), ale w tymże mając zarówno ogrzewanie tradycyjne, jak i podłogowe, należy wykonać mieszalnik i jakieś inne czary-mary, które są potrzebne do obsługi - metodą rękodzieła hydraulicznego. Kończy się to zatem plątaniną rur, rurek, złączek i innego cholerstwa. A my jakoś do rękodzieła zaufania nie mamy. W Viessmanie jest natomiast w komplecie całe oprzyrządowanie do powyższego a także do regulacji pogodowej, którą chyba mamy mieć, sądząc po wiszącym kabelku na zewnątrz domu po stronie północnej.
Alicjanka

Dziennik Alicjanki

WRZESIEŃ (co więcej oprócz malowania)

 

Otóż nastąpił postęp! A mianowicie załadowano nam gaz. Fajnie mieć gaz, pomimo braku pieca! Za gaz mamy zapłacić kiedy przyślą nam pocztą rachunek (pierwsze ładowanie 0,89zł/l),a pan z firmy powiedział nam, że zawsze się ona z wysyłką opóźnia, tak więc mamy niejako gaz na kredyt nie oprocentowany.

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

O mieszkaniu już nie wspomnę

tylko nas jest ono godne

nikt o kupno nie zapyta

rzeczywiście - z rynkiem bida!

 

Jeśli nawet ktoś przypadkiem

się zapyta w celu tym

nosem kręci co z zadatkiem

- cena nie pasuje im!

 

Brodzik w stópki kupców gryzie

lepsza wanna była by tu

okna stare - dla mnie dobre

kupiec nie chce bo nie modne

 

Plastikowe mu się marzą

dąb na podłodze w korytarzu

meble w kuchni z AGD

wszystko ma być w cenie tej

 

Tak więc w próżni zawieszeni

ni blokowi ni domowi

duszą my już włościanami

ale ciałem - blockersami...

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Zapytania mnożą się

 


jak utrzymać włości te?

 


wielka płyta warta nic

 


a kosztuje kasy plik

 

 


Posiadaczom ziemskim więc

 


przyjdzie skończyć na dnie nędz

 


bo czynsz oraz ogrzewanie

 


(o szambie nie zapominając)

 


wezmą wszystek kasy zapas

 


a my będziem ściskać pas

 

 


Pozytywny akcent zatem

 


z wiersza tego znaleźć trza

 


kuchnia ani stół jadalny

 


nie potrzebne więcej nam!

 

 


Chleb pokroję na kolanie

 


wodę w kranie przecież mam

 


dobra ziemskie swym widokiem

 


miast obiadu starczą nam!

 

 


Tak więc kończę częstochowski

 


rym ten zgrabny i powabny

 


obiecuję - więcej już

 


tak nie męczyć Waszych dusz...

 

 


cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

WRZESIEŃ (przyszła pora na prawdziwą sztukę )

 

 


Nowy styl na forum krąży

 


wypowiedzi rymem spiętej

 


pozwólcie mi moi dobrzy

 


popróbować mowy giętkiej

 

 


Budującym i poetom

 


dedykuję wątek ten

 


narzekanie me upiększę

 


Nobla wartym rymem mem

 

 


Chciałby se człowiek pomarzyć

 


że weźmie malarzy

 


bezrobocie niby kwitnie

 


a tu z człekiem pracy bidnie

 

 


Inwestor miast zarabiać

 


musi się za wałek zabrać

 


więc maluje miesiącami

 


godzinami, minutami...

 

 


Przeprowadzka wymarzona

 


całkiem jest już odłożona

 


bo człek z wałkiem nie ma czasu

 


łatwić szamba ani gazu!

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

W ostatnią sobotę były urodziny Marka. Po całej robocie w ciągu dnia (MALOWANIE!!!!!!) usiedliśmy sobie wieczorem przed kominkiem. Drwa płonęły, cisza wokół i tak sobie siedzieliśmy, siedzieliśmy, siedzieliśmy... Oczywiście szklaneczka z odpowiednią urodzinową zawartością miała swoje znaczenie w dopieszczaniu duszy inwestora...

Gdy już spaliliśmy wszystko co się dało i ogień wygasł, z dużą niechęcią zdecydowaliśmy się ruszyć z miejsca. Pojechaliśmy więc (w strojach po-malarskich, ze świeżym balajage na włosach...) do kina na...Pianistę. I jak tak sobie mój główny inwestor popatrzył i porównał to nagle się mu organizacja w rękach pali!!!

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

W jeden dzień złożył dokumenty na przyłącza wodne i kanalizacyjne, przypilnował wykonania instalacji gazowej, załatwił wykonanie podłączenia tymczasowego wody, obgadał kotłownię itp, itd. A ja, jak Pan Bóg przykazał, siedziałam sobie w pracy i odbierałam tylko telefony z informacjami co zrobił następnego i przytakiwałam "to świetnie, kochanie, super, ekstra" itp. Tak więc tym jednym dniem przybliżył nas Marek do przeprowadzki znacznie.

 

Ale żeby życie nie było zbyt piękne, zachorował wujek znany z pięknego układania płytek i cały tydzień będzie przestoju. Znaczy to, że co krok do przodu, to dwa do tyłu. Czyli przeprowadzam się za ruchomy miesiąc, tzn, że nie wiadomo kiedy on się zacznie ani skończy...

 

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Kontakty i włączniki są niemieckie, beżowe, proste, płaskie i tak trzymać. Na złote, lub platynowe mnie nie stać, te beżowe mój finansista zaakceptował, zależy mi żeby nie były zbyt wystające i zbyt duże, ale o tym przekonam się po montażu. Za całość robocizny w środku domu elektryk chce 1200zł.

 

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-09-20 17:26 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

WRZESIEŃ (wszystko może się zdarzyć...)

 

 


...gdy odpowiednio dopieści się duszę inwestora... Jesteśmy już zmęczeni tym ciągłym załatwianiem, opóźnianiem, oglądaniem itp. "Zwisactwo stosowane" rozrasta się we mnie do tego stopnia, że kazałam elektrykowi kupić i zamontować kontakty i włączniki elektryczne, tylko na podstawie obejrzenia jednego obrazka w katalogu. No nie, obrazek był mi potrzebny jako, że elektryk przemawia po marsjańsku w narzeczu "schodkowym", w związku z czym stosuję mimiczno-manualną metodę porozumienia z nim (wskazanie palcem na zdjęcie a potem na ścianę itp ).

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Wrzesień (ściany cd)

 

 

No właśnie- a propos wystawania. Po malowaniu drugą warstwą, nagle na ścianie pojawiły się koliste tajemnicze zgrubienia. Wygląda to tak, jakby ktoś pędzlem robił duże koliste maziaje, które wchłonęły więcej farby i teraz są wyraźnie widoczne. Marek uważa, że to są miejsca niedogruntowane, w których nasi robotnicy - być może - zaschniętym pędzlem gruntowali ściany i w miescach tych które gruntu nie przyjęły, teraz piją farbę ze zdwojoną siłą. W tej chwili na to poradzić się już nie da, bo szlifowanie papierem ściernym może spowodować jeszcze gorszy efekt. Pozostaje mi więc, zgodnie z naszą kompromisową polityką, udawać, że to taki specjalnie osiągnięty efekt artystyczny. Nie wydacie mnie, że to nie do końca było tak, prawda?

 

cdn

PS Przynajmniej podłogi w części dziennej są naprawdę piękne!

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Wrzesień (ściany i sufity)

 

Przyszły chłody i u nas zaczęło się dziać... I to akurat w dniu w którym teściowa zjechała do domku obejrzeć postępy...

Otóż mój tynk suchy w postaci płyt GK po dwóch dniach chłodu zaczął trzaskać w miejscach połączeń z wielkim hukiem! Nie ma też reguły wg miejsca - to, że pęka na połączeniach sufitu ze ścianami (które przecież stoją sobie luzikiem, związane z konstrukcją sufitu jedynie gipsowym "słowem honoru"...)to przewidzieliśmy. Ale to, że pękają sufity w poprzek, a nawet ściany w pionie, tego nie przewidzieliśmy. W pokojach w niektórych miejscach popękały połączenia wokół pojedynczej płyty - dookoła. A inne płyty nie. Zagadka. No i co ja na to? Ano olewam. Patrzę w przyszłość jak krowa maślanymi oczami wpatrzona w jeden cel: PRZEPROWADZKA! Jak widać kompromisy zaczęły już u nas wypierać świadomy wybór. Ostatni takowy dotyczył wkładu kominkowego, teraz już tylko odliczamy grosze od tego co nam zostało i "kompromisujemy" na co pójdą, a bez czego da się żyć. I tak kompromisując już się wokół nie rozglądam, co jest krzywo, a co wystaje.

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Wrzesień (drzwi ostatnia część...)

 

Same drzwi są bardzo ładne i jak już będą zamontowane - bardzo ozdobią wnętrze. Marek jednak planuje, że obsadzać drzwi będziemy sami, (za jakie grzechy...!), Tak więc oprócz malowania dojdzie mi jeszcze zajęcie...A malujemy wciąż, tym razem dokończyliśmy malowanie całości drugi raz.

 

cd (w krótkich odcinkach) nastąpi...

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Wrzesień (drzwi cd2)

 

Tak, więc pojechali zamienić te drzwi na odpowiednie. Gdy wrócili, zaczęliśmy tym razem od sprawdzenia nazwiska na fakturze. Oczywiście panowie chcieli wypłaty reszty pieniędzy przed wypakowaniem drzwi, co Marek skwitował odpowiednim komentarzem, więc przestali się domagać. No i w efekcie okazało się, że w drzwiach do łazienek nie ma tulej, za które zapłaciliśmy już wcześniej. Panowie stwierdzili, że montowanie tulej to się robi przy montażu drzwi. Tymczasem przecież mogę wcale nie chcieć, żeby to oni mi te drzwi montowali! Szczególnie po takich cenach (250zł za sztukę x 10!!!) Tak, więc wywiązała się następna konferencja w sieci komórkowej na linii szef-kierowca-Marek-szef-kierowca i ustalono, że nie dopłacimy 500zł (za same tuleje zapłaciliśmy wcześniej 200zł), dopóki odpowiedni Pan z firmy nie przyjedzie i nie zamontuje nam tulej w drzwiach, co ma podobno nastąpić we wtorek.

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Wrzesień (drzwi cd)

 

Tak, więc od rana Marek czekał przyczajony ze śladem szaleństwa w oczach. Tym razem przyjechało dwóch nieświadomych niebezpieczeństwa młodych panów w zniszczonych dresach. Okazuje się, że teraz drzwi to się wozi w chłodziarkach ("... tak tym samochodem dawniej podobno wożono ryby..." słowa jednego z nich). Problem w tym, że jak zaczęli rozpakowywać drzwi a Marek chciał jedne obejrzeć, nawet jemu (politycznie mówiąc - "nieświadomemu istnienia kolorów") wydało się, że drzwi są nie tej barwy. Tak, więc zaczęli sprawdzać rozmiary (mieliśmy przecież zamówione drzwi 75cm) i też im się nie zgadzało. Na końcu, zatem, gdy już Marka szlag trafił zaraz obok poprzedniego, drażniąc dodatkowo świeżą jeszcze bliznę po poprzednim, pan kierowca stwierdził beztrosko, że od razu zauważył, że nazwisko na fakturze jakby nie te...

 

Tu powinien być ciąg nieartykułowanych znaków...

 

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

WRZESIEŃ (przyjechały drzwi - Alleluja!)

 

Otóż drzwi przyjechały w niedzielę po dłuższych przepychankach. Firma bowiem obiecała, że dowiezie drzwi w piątek, a za godzinę zadzwoniła i powiedziała, że jednak przyszły tydzień. Marka szlag trafił po cichutku i dopiero po jego głosie Pani, z którą rozmawiał, mogła poznać, że oto zbliżają się kłopoty... Jaką bowiem łaskę firma może nam czynić będąc spóźnioną z dostawą o dokładny miesiąc?! Dodatkowo Panienka powiedziała, że nie przywiozą drzwi, jeśli reszta pieniędzy nie znajdzie się na ich koncie. Nie będąc jak widać przywykłą do kontaktu z dziką bestią, jaką właśnie miała na linii - z lekceważeniem w głosie pouczyła Marka, że może wybrać tylko określone dni tygodnia w drugiej połowie, a w zasadzie dwa dni i trzy (absurdalne) terminy godzinowe. Tak, więc Marek na takim dopingu porzucił panienkę, dopadłszy natychmiast szefa firmy, czego skutkiem panienka oddzwoniła i umówiła nas na niedzielę. Na osłodę dali nam 500zł zniżki za opóźnienie.

 

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

WRZESIEŃ (podłogi)

 

 


Poza tym wujek wrócił z urlopu i ruszyło układanie terakoty na przestrzeni otwartej, której brak jest w tej chwili najważniejszą przeszkodą do szybkiego wprowadzenia się. Wujek wrócił, popatrzył i powiedział, że jak się w grudniu wprowadzimy to będzie dobrze. Tak mnie pocieszył. No ale zobaczymy czyje będzie na wierzchu...

 

 


Sorry za wiele acz krótkich odcinków, ale mam techniczne kłopoty jak to blondynka...

 

 


cd

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

WRZESIEŃ (malowanie cd)

 

W niedzielę zjechała pomoc, domalowaliśmy drugie pół domu raz, a następnie dwie sypialnie drugi raz. Wszystko to przy pomocy farby rozcieńczonej, bo nie rozcieńczoną się mazało. Ale co się okazało. W tej postaci farby trzeba by malować, obiektywnie licząc, ze sześć – siedem razy, żeby pokryć to draństwo które służy u nas za tynki suche. Tak więc dowiedziałam się, że trzeci i czwarty raz należy malować dobrą, nie rozcieńczoną farbą, a to wymaga siły. Tak więc po pracy, w soboty, niedziele, we snach i w koszmarach nocnych maluję, uważając, żeby struktura (pędzla i wałka) nie zostawiła istotnych różnic na ścianach. Wyobraźcie sobie jak po pracy, w kostiumiku zjeżdżam na budowę, zakładam jakieś łachy i macham wałkiem na dłuuuugim kiju. Wracam do domu włosy mam białe, ręce białe i białka oczu białe emulsyjnie. Doprowadzam się do stanu człowieczeństwa, żeby rano pójść do pracy, a potem od nowa zamieniam się w proletariat, itd., itp.

 

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

WRZESIEŃ (malowanie)

 

Nie ma już życia, nie ma wieczornych wiadomości, filmu oglądanego jak inni ludzie to robią. Jest malowanie.

 

Przyszedł czas kiedy musimy naprawdę ważyć każdy grosz, bo się nie rozciąga, a przed nami wciąż poważne wydatki na piec, gaz, drzwi (dopłacić trzeba jeszcze 9tys!). Na mieszkanie ogłaszane wszędzie nie ma chętnego (nawet nikt nie dzwoni zapytać!), tak więc rezerwa finansowa w postaci wartości mieszkania wydaje się być nie realną. Powinnam w zasadzie zacząć ogłaszać wynajem – to pewnie byłoby bardziej realne – ja jednak wciąż mam nadzieję na sprzedaż, tym bardziej, że od tego zależy los mojej kuchni i obudowy od kominka i kostki wokół domu i wielu tym podobnych.

 

Tak więc ograniczeni wydatkowo postanowiliśmy oszczędzić na własnej robociźnie – bo za malowanie chciano od nas 4zł za m. A metrów ścian Ci u nas dostatek!!!

 

Co tam malowanie. Prościzna. Słowem pestka i bułka z masłem. W sobotę miałam ambicje, że wymalujemy wszystkie ściany ze dwa razy. Wymalowaliśmy pół domu raz.

 

[ Ta Wiadomość była edytowana przez: Alicjanka dnia 2002-09-05 09:38 ]

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

Sierpień (inauguracja wkładu kominkowego)

 

 


Na budowie robota posuwa się dość wolno z powodu zaledwie jednego ze "wspaniałych siedmiu", który nam jeszcze na budowie pozostał. Od ostatniego wpisu w dzienniku, płytki klinkierowe obrosły podstawę zaledwie jednej, krótkiej ściany od ogrodu. Wujek - kafelkarz nadal wypoczywa na urlopie a my z mężem mamy nowe hobby w postaci wymieniania sobie tego co powinniśmy jeszcze (w zasadzie natychmiast!) zrobić, żeby się wprowadzić. Wymienianie takich rzeczy może nam zając kilka godzin dziennie, niestety od gadania nic się nie załatwi.

 

 


Między nami a naszym sąsiadem wykonano też podmurówkę, która niestety wije się tropem węża. Powodem jest to, że teren naszych działek wznosi się w kierunku do lasu. Panowie pracownicy zaczęli szalowanie od strony ulicy (no bo tam ma być ładniej) i trzymając poziom doszli prawie do lasu. W tej części działki podmurówka nie tylko przestała wystawać z ziemi, ale nawet zaczęła się w nią zagłębiać. Została godzina do przyjazdu betonu, gdy się tego dopatrzyliśmy. Zmierzyliśmy dodatkowo poziom słupków które zostały w miedzy zabetonowane przez poprzednich właścicieli mojej działki i okazało się, że są one postawione powielając poziom ziemi, czyli w kierunku lasu wznoszą się mniej więcej o 2cm na każdym przęśle. No i co z tym robić? Szybka decyzja sąsiedzka zapadła, aby zlekceważyć poziom a za to podnieść nieco szalunki w kierunku lasu (skosem a nie skokami), tak, aby wszędzie podmurówka wystawała z ziemi. I wtedy zaczęło się podnoszenie szalunków. Uwolniona z oporu ziemia na spodzie szalunków zaczęła się obsypywać. Mój mąż dzielnie reagując na sytuację wziął wąż i zaczął tą obsypującą się ziemię polewać, żeby już przestała być taka sypka. W tym czasie sąsiad położył się na trawie (oczywiście u siebie, bo u nas są tylko wertepy) i z tego poziomu dyrygował pracownikami, gdzie mają jeszcze ten szalunek podnieść. Tym sposobem nie tylko ziemia straciła nieco na oporze, ale same szalunki również. Co prawda pracownicy podparli je tu i ówdzie kamieniem, lub czymś cięższym. Okazało się jednak, że beton włożony do szalunku z czułością łopatami, rozparł się tam łokciami i góra szalunku nieco się rozsunęła na boki. Tak więc gdy przyjechaliśmy na miejsce w dniu wczorajszym, ze zdumieniem stwierdziliśmy, że bez pomocy Antonio Gaudiego, stworzyliśmy po sąsiedzku twór godzien ekspozycji w Barcelonie. Trzeba by tylko podmalować tu i ówdzie dla dodania bajkowego efektu. Wierzch podmurówki bowiem jest miejscami szerszy niż jej spód, a dodatkowo każda z jej stron faluje w przeciwnych kierunkach, czyli murek jest raz szerszy, raz węższy a pod samym lasem całkiem szeroki. Wygląda to jakby całą konstrukcję zaszalowano wstążkami. Ja tam jednak podchodzę do tego fenomenu z pełnym spokojem. Cały ten ambaras miał bowiem tylko nas sąsiadów chronić przed wzajemnym przelewaniem wody w okresach Wenecjańskich (patrz jeden z odcinków mojego dziennika z okresu wiosny), a i tak ma być obsadzony żywopłotem bukowym. Tak więc jeśli tylko powstrzyma wymianę warunków wodnych, to dla mnie będzie OK.

 

 


Przyjemną rzeczą jest natomiast, że zamontowano nam wreszcie wkład kominkowy. Wczoraj nastąpiła inauguracja w obecności komisji sąsiedzkiej, już po zmroku, żeby efekt wzmocnić. Na razie nie szaleliśmy z ogniem, bowiem robocizna musi być najpierw przez firmę montującą odebrana. Muszę tu zdementować plotki o wydajności tego kominka - otóż ogień nie utrzymuje się beż dokładania przez osiem godzin. Gazeta zgasła już po jakichś 10 minutach!

 


Efekt palenia tej gazety był natomiast tak przyjemny, że cała "komisja" stała wpatrzona w ogień w milczeniu napawając się pięknem ognia, a potem stała w milczeniu wpatrzona napawając się pięknem żarzących się gazetowych resztek, a jak już wszystko zgasło a komisja nadal stała wpatrzona w piękno zapadłej ciemności i wkładu z popiołem na dnie, musiałam milczenie brutalnie przerwać i przypomnieć że już po spektaklu. Wynik komisyjnej oceny uważam tym samym za pozytywny.

 

 


Chyba zarobiłabym sprzedając bilety...

 


cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

SIERPIEŃ (kosmetyka i schizofrenia)

 

Na stronie http://foto.onet.pl/albumy/" rel="external nofollow">http://foto.onet.pl/albumy/ (zaznaczyć okienko "w tytułach" i napisać "mój dom") są nowe zdjęcia domu z podmurówką, drzwiami garażowymi i próbką tynku na wykuszu.

 

W tej chwili roboty zastopowane. Wujek na urlopie, robotnicy w domu, a my szukamy wykładzin. Najgorsze, że siedmiu wspaniałych okazało się być dwoma zastępcami wspaniałych i resztą kompanii, w związku z czym Marek wyrzucił ich wszystkich z budowy. Ile bowiem razy można poprawiać po sobie tą samą robotę? Został nam zatem jeden młody chłopak, który ma dokończyć podmurówkę. Został też wujek-kafelkarz, który po powrocie z urlopu będzie kładł nam podłogę.

 

Sceny surrealistyczne ciągną się za nami w innych oprócz śmieci dziedzinach. Otóż podobno nasze okna mają jednak regulację uchyłu. Przyjechało jednak dwóch panów od producenta i nie potrafili jej znaleźć. Teraz natomiast okazuje się, że jest jeden pan w zakładzie producenta naszych okien, który sprzedaje tą funkcję okien i tylko on wie jak ta funkcja się manifestuje. Normalny, przeciętny człowiek, a nawet kilku normalnych przeciętnych ludzi, a nawet kilku ludzi od producenta, to za mało aby odkryć tą przemyślnie ukrytą funkcję. To nie ważne, że klamki we wszystkich oknach przesuwałam co 5mm, żeby znaleźć tą dodatkową regulację uchyłu okien. Musiałam ją przeoczyć, ale tajemniczy pan, jeśli przyjedzie ma nam podobno pokazać, że w naszych oknach jest ponad standardowa regulacja uchyłu. Nie spieszy mu się bardzo, no bo skoro mamy zamawianą funkcję a nie umiemy z niej korzystać (praktycznie nikt nie umie oprócz pana sprzedającego) to już nasz problem. Czekamy więc nadal, ale oświadczam, że cierpliwość już mi się powoli kończy.

 

Druga scenka z życia schizofrenika to przyjazd drzwi wewnętrznych. Otóż czekaliśmy na nie około miesiąca, jako że miały przyjechać z Włoch. Spieszyło nam się z wpłatą, "bo jeśli nie wpłacimy większej części pieniędzy do następnego dnia to drzwi będą gotowe dopiero we Wrześniu". Bo Włosi przez cały Sierpień mają urlop. No i drzwi przyjechały. Nie zgadniecie. SAME SKRZYDŁA przyjechały. Był za mały samochód, więc przyjechały same skrzydła a ościeżnice zostały w fabryce zamknięte na głucho na cały okres urlopu. Dojadą w połowie września. Logika bowiem wskazuje co należy najpierw montować. Najpierw montuje się skrzydła. Ościeżnice można w zasadzie montować później. A budowę domu zaczyna się od komina.

Oczywiście w umowie jest zawarta klauzula, że jakiekolwiek roszczenia można wnosić po upływie miesiąca opóźnienia w dostawie.

LUDZIE RATUJCIE BO ZWARRRRIUJĘ!!!!

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

SIERPIEŃ (sceny surrealistyczne)

 

 


Jako że poziom śmieci na działce osiągnął już stan krytyczny postanowiliśmy temu zaradzić. Dostaliśmy telefon do gościa, który bierze 250zł za wywiezienie Kamaza śmieci z własnym załadunkiem. Nie robi mu też różnicy co zabiera. Zadzwoniłam na początku tygodnia i umówiłam się na piątek na 8-9 rano. Dodatkowo przyjechał do nas kolega który sam zaproponował, że chętnie nam z czymś pomoże na działce. Tak więc wzięliśmy urlop i punktualnie o 9 byliśmy na działce. O 9.30 Marek zadzwonił do gościa po raz pierwszy tego dnia i dowiedział się, że gość był, (ale jak się okazało na innej, trochę od nas oddalonej budowie) nikogo nie było więc pojechał gdzie indziej czynić swą powinność. Obiecał jednak, że jak obrobi to gdzie jest teraz to do nas przyjedzie – najpóźniej na dwunastą. Tak więc postanowiliśmy wykorzystać ten czas na segregowanie kamieni, bowiem na jednej kupie leżały resztki betonu wraz z ładnymi dużymi otoczakami, które mogły by nam się w perspektywie przydać do stawu. Poza tym różne głazy leżały co najmniej w czterech kupach ukrytych pod warstwą trawy i ziemi, w różnych częściach ogrodu, bowiem poprzedni właściciele marzyli o skalniaczkach. Dlaczego chcieli je jednak robić ze starego betonu – nie wiem. Na działce pokutowała też po nich stara żeliwna wanna i zardzewiałe znicze, które były przedmiotem działalności gospodarczej poprzednich właścicieli. Spędziliśmy zatem ten czas pracowicie. O 12.30 dzwonimy ponownie. Musiał zajechać na inną, dawno obiecaną budowę ale do 14.00 powinien się wyrobić, to u nas będzie o 15.00. Przydało by się coś zjeść, zaplanowaliśmy grila dla kolegi i wujka, który u nas kładzie kafelki. Poczekamy aż będzie po wszystkim, bo tak to nie wiadomo czy nas w połowie smażenia nie zastanie.

 

 


O 15.30 właśnie zajechał do domu, coś zje przez 10min i będzie u nas o 16.30.

 


O 17.00 jeszcze był w domu, ale przecież nie może bez przerwy pracować. Tak, pracuje do 23.00, więc jeszcze dziś do nas zdąży. Będzie najpóźniej o 19.00. O 19.30 jego telefon nie odbierał. Podobnie o 19.40. O 20.00 nic się nie zmieniło – abonent czasowo niedostępny.

 


W międzyczasie zjadłszy cokolwiek, stwierdziliśmy, że już nie przyjedzie. Poziom cukru nam spadł, a razem z nim poziom humoru, bo nic tak nie przygnębia jak zmarnowany dzień. W miedzy czasie dotarli do nas dalsi sąsiedzi, który chcą kupować szambo tam gdzie my i złożyć się na transport. Marek się nimi zajął, ja nie mogłam. Chodziłam wokół domu z komórką i wykręcałam raz za razem przeklęty numer komórki, nie mogąc się pogodzić z poczuciem bezsilności i klęski. Stojąc tak przy wjeździe bezmyślnie wpatrzona w horyzont z powodu rozpaczy, nagle... zobaczyłam „światełko w tunelu”. Zupełnie nie wierząc w to co widzę obserwowałam powoli i majestatycznie przesuwające ku nam światła dużego samochodu. Sparaliżowana z wytrzeszczonymi oczami patrzyłam czy nie skręcą ku innej niedalekiej budowie (na którą zajechali ponoć rano) po czym rzuciłam się do domu, nie zważając na sąsiedzką opinię na temat moich zdrowych zmysłów z okrzykiem „LUDZIEEE!!!!!! JAAAADĄĄĄĄ!!!!!!!!!”

 

 


Wszyscy ludzie w okolicy poderwani moim mrożącym krew w żyłach okrzykiem wyrwali do płotów i okien zobaczyć KTO JEDZIE?! Jako żyw pogasły światła z zamieszkałych oknach a daleki sąsiad szklarz, to nawet wszedł na swój nowy płot z bloczków betonowych.

 


Kamaz tymczasem majestatycznie mrugając światłami na wybojach, z namysłem, a nawet rzekłabym pewnym wahaniem podjechał pod moją działkę. Chłopy rzuciły się usuwać mu z drogi samochody, a ja urzekła pięknem tego zjawiska, które za chwilę miało mnie uwolnić od stert śmieci, dalej stałam w tym samym miejscu wpatrzona, jak z szoferki energicznie wyskoczył, młody, rudy, pół-nagi mężczyzna w kapciach z resztkami spróchniałych zębów z przodu. Charakterystyczny rys jego postaci uzupełniał tik wzroczny który powodował, że co kilka słów toczył oczami kółko i kończył patrząc w niebo. Za „Rudym” wytoczył się z szoferki „znieczulony” staruszek z petem przylepionym do ust, charczący i kaszlący niemal bez przerwy. Ale to był tylko zarys surrealizmu, w którym teraz mieliśmy wziąć udział.

 

 


Powoli robiło się ciemno. Chłopy usunąwszy z placu boju swoje samochody, zaczęli omawiać z właścicielem szczegóły logistyczne akcji. Dziadek przez ten czas bezpiecznie przytulony do ściany naszego domu (dla zachowania jako-takiego pionu) stwarzał tło akustyczne w niebogłosy lamentując ile to wywrotek stąd wyjedzie, a oni do rana tu będą harować, a jaki to Pani marny interes, a ten samochód to się zupełnie zniszczy pod tym gruzem, a nie powinni się byli w ogóle z nami umawiać bo tylko kłopot i telefony bez przerwy a takich jak my to mają dziesiątki, wszyscy chcą już, a oni przecież mają zlecenia stałe i jak ta firma co stale z nią współpracują nagle zadzwoni, to oni musza wszystko rzucać i wieźć tamtym np. 100 wywrotek ziemi, a reszta się nawarstwia, a przecież już dziewiąta, oni powinni przed telewizorem piwko pić a nie tu „harać” za pół darmo itp. itd

 


W tym czasie Kamaz wraz z przyczepionym z tyłu Ostrówkiem wtoczył się na moją działkę.

 

 


Na początek poszedł styropian popakowany elegancko w worki. Wszyscy włącznie z wujkiem, który już miał jechać do domu, doceniliśmy doniosłość chwili. Wyczekani godzinami, wyposzczeni i otumanieni kłębami spalin z Kamaza rzuciliśmy się do pomocy. Worki niczym jaskółki śmigały ponad burtą wywrotki i w 15 min wypełniły ją po brzegi. Teraz nadszedł czas maszyn cięższych, które miały załadować resztki dachówki i drobniejszych śmieci ciężkich dla przygniecenia styropianu. Po włączeniu Ostrówka zrobiło się naprawdę niesamowicie. Wokół ciemność poprzecinana tylko światłami pojazdów, załamujących się w kłębach spalin i kurzu. „Rudy” szaleje z Ostrówkiem a my warujemy przyczajeni niczym sprinterzy, żeby wyłapać moment ładowania gruzu na łyżkę i dorzucać rękami to co umknęło z boku. Ja z grabiami niczym hinduska tancerka wiję się wygrabiając resztki ze śladów Ostrówka, umykając przy tym za chwilę niczym gazela przed niechybną śmiercią w tempie o które bym się nie podejrzewała. Za każdym razem po wsypaniu towaru, „Rudy” ubija go łychą Ostrówka w sposób dla mnie niesamowity, podnosząc przednie koła pojazdu i wijąc łychą w prawo i lewo. A wszystko to w coraz gęstrzym dymie i smrodzie spalin z przemieszczającymi się chybotliwie światłami. Połowa śmieci wypełniła ten samochód z górką. My nieco uspokojeni faktem, że teraz to już facetowi zależy, czekaliśmy spokojnie aż wywiezie śmieci i wróci. Adrenalina czyniła z nas mocarzy a wyczekane szczęście wypełniało nas błogością.

 


Następny raz „Rudy” zjechał większym samochodem z „ha-de-esem” (no niech ktoś mi powie jak to się pisze?).

 

 


Tym razem rozpętało się istne szaleństwo bo przyszedł czas na gruzy i kamienie, które ktoś musiał na łychę wrzucać. Panowie wujek, kolega i mój uszkodzony przecież kręgosłupowo mąż wrzucali głazy niczym husteczki do nosa w tempie możliwym tylko dla ludzi na dopingu. Ja ponownie lawirując pod kołami Ostrówka wyrywałam pazurami ukryte do tej pory kamienie spod darni i zbierałam to co spadło. Dla „Rudego” nie było przeszkody. Głazy ukryte za hałdami ziemi wywiózł również, rozgarniając wcześniej na boki ziemię z hałd. Jego szybkość, zwinność i opanowanie maszyny wyniosło go w moich oczach do pozycji Appolina i zrekompensowało wygląd i nawet obleśne spojrzenia które rzucał co chwila z szoferki na moje nogi w krótkich spodenkach. Pod koniec załadunku czuliśmy się niezwykle lekko i wesoło, podśpiewując nawet pod nosem. W głowach nam się trochę kręciło, ale życie było piękne. 700zł które „Rudy” zgarnął za dwa samochody (z załadunkiem ) Marek zapłacił z pocałowaniem ręki wdzięczny za wysiłek jaki firma Rudego włożyła w nasza działkę.

 

 


Dziadek przez cały czas stał oparty o ścianę.

 

 


W między czasie zdradził mi że te śmieci to oni składają koło swojego domu, segregują i dopiero wywożą. Jest to interes rodzinny.

 

 


Nie wiadomo co się stało z sąsiadami od szamba. Jest podejrzenie że zostali załadowani i wywiezieni.

 

 


Okazuje się, że działka jest bardzo duża.

 

 


Marka nie boli bardziej niż zwykle (Czyżby symulacja ???!!!).

 


Marek jest zadowolony, ja tym bardziej.

 

 


cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

SIERPIEŃ (poprawki)

 

Zakupiliśmy grunt i farbę do malowania podkładowego ścian wewnętrznych. Wypożyczyliśmy też w wypożyczalni w Platformie odkurzacz budowlany do zebrania pyłu pozostałego po zacieraniu ścian. W niedzielę my z Markiem i dwoma robotnikami sprzątaliśmy niemożliwie zaśmiecony teren naszej działki. Niestety nie mamy jeszcze bramy wjazdowej w związku z czym ciągle do nas przychodzą psy, zwabione resztkami zostawionymi w workach przez robotników. Efektu nie muszę chyba opisywać. W każdym razie przećwiczyłam sobie wczoraj po nosem cały słownik łaciny, jaki tylko mogłam w pamięci znaleźć. W tym samym czasie jeden z robotników odkurzał i gruntował ściany wewnętrzne. No i po zagruntowaniu powyłaziły straszne niedoróbki. Mądrze mówią Ci co radzą żeby robotnicy którzy tynkują ściany, mieli również za zadanie je zagruntować i najlepiej raz pomalować. Wtedy wszystko wychodzi! Drugi sposób (przed gruntowaniem ścian) to chodzić z żarówką w ręku i oglądać podświetlone w ten sposób ściany. Wszystkie nierówności, niedoróbki itp wyjdą! Tak więc znowu musi wrócić do nas fragment ekipy która robiła wnętrza (w postaci dwóch osób, bo więcej ich nie chcemy widzieć) i zejdzie im się pewnie z tydzień na poprawkach. A potem od nowa odkurzanie (wypożyczenie 45zł na dobę). No i dodatkowy tydzień opóźnienia!

 

Zdecydowaliśmy się też po licznych ostrzeżeniach nie kłaść jeszcze parkietu. Sypialnie wyłożymy wykładziną dywanową, opędzimy w ten sposób sezon grzewczy, a w przyszłym roku wywieziemy dzieci na wakacje i wtedy położymy parkiety i pomalujemy ściany na kolory. Tak to sobie wymyśliliśmy. Oszczędzi nam to też dobre 3 tygodnie czasu, bo tyle miało zająć kładzenie parkietu.

 

W najbliższym czasie musimy wyrysować schody wejściowe do domu i zejściowe z tarasu, wcelu ich wylania. Tak więc

cdn

Alicjanka

Dziennik Alicjanki

LIPIEC (klimat)

 

Mój dom po otynkowaniu objawił jedną ze swoich ukrytych do tej pory zalet: otóż w te koszmarne upały w domu jest bardzo przyjemny chłód. I nie przeszkadza temu fakt, że okna są w większości pootwierane, ponieważ robotnicy wietrzą pył z zacierania. Jak rozumiem klimat taki jest efektem porządnego ocieplenia domu (10cm styropianu pod posadzką, 12cm styropianu na ścianach zewnętrznych i 20cm wełny na suficie). Niniejszym zatem obalam następujące mity:

- tylko ceramiczne ściany o jak największej grubości (najlepiej trójwarstwowe) dadzą uczucie chłodu w domu w czasie upałów. Ja mam ścianę dwuwarstwową 24cm suporeksu + 12cm styropianu.

- bez wylewanego stropu w domu będzie dziki upał od dachu (to mówił inżynier budowlaniec). U mnie strop składa się z konstrukcji drewnianej, plus 20cm wełny (przypilnowaliśmy żeby nie było mostków cieplnych z powodu niedokładnego ułożenia) plus płyta GK, ale nad tą warstwą jest strop nieużytkowy, wentylowany. Muszę przyznać, że dyskutowałam z tym człowiekiem rzucając argumenty na temat grubości ocieplenia i roli poddasza nieużytkowego, ale jego to nie przekonało (sam ma poddasze użytkowe, dach pokryty gontem bitumicznym, ocieplony wełną i twierdzi, że na górze latem ma smażalnię. To samo wróżył nam z powodu braku wylewanego stropu;

Muszę przyznać, że takie strachy na lachy rzucane przez profesjonalistów, zrodziły we mnie mnóstwo obaw. Okazuje się, że zupełnie niepotrzebnie. Dlatego nie wierzcie w mity powtarzane dla zasady!

 

cdn



×
×
  • Dodaj nową pozycję...