Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    50
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    133

Entries in this blog

Kingaa

Ale długo nie pisałam tak mi szybko czas leci, że się nawet nie zorientowałam, że takie zaległości

 


Troszkę się ostatnio wyłączyłam z tematu budowlanego, więcej załatwia Michał i tylko mi zdaje relacje... Ja za to pojeździłam sobie trochę służbowo i teraz odrabiam zaległości w pracy

 


A na budowie postępy No, może nie aż tak widoczne, ale cieszą baaaardzo Mamy już prąd w domku :) I mamy kominek :) I właśnie weszła ekipa od ocieplenia :) I zamówiliśmy obudowę kominka:) I schody, i drzwi wewnętrzne zamówiliśmy :) O jejku, naprawdę już tyle załatwione ???

 

 


I nareszcie mamy legalną wodę :) Hi hi, z tą wodą to też była historia... W życiu bym nie uwierzyła, że przepisy mogą być tak bzdurne, jakbyśmy chcieli być zgodni z prawem to do tej pory byśmy wody nie mieli...

 


A więc, zostało wykonane przyłącze. Jednak pobierać wodę można dopiero, jak zostanie zamontowany wodomierz, który montuje Saur (czyli gdańska firma wod-kan). Wodomierz zaś można zamontować dopiero jak są pozytywne wyniki jakości wody z przyłącza. Natomiast wyniki nie będą pozytywne, jak się nie pobiera wody, bo w stojącej wodzie mnożą się oczywiście błyskawicznie bakterie. Tak więc, kółeczko się zamyka

 

 


Od jakiegoś czasu ciągam Michała po sklepach z kafelkami... Biedactwo, ma już dosyć i zgodziłby się na wszystko, ale ja oglądając muszę do kogoś gadać A poza tym zawsze potem, jakby coś mu się nie podobało, będę mogła mu powiedzieć, że przecież był ze mną i oglądał I już do górnej łazienki mam wybrane, prawie na pewno, problem pozostaje z dolną Mam pewną koncepcję, ale... nie jestem przekonana, w oczach mi się już te wszystkie kafelki mienią A już niedużo czasu zostało na decyzję...

Kingaa

Od 3 dni w naszym domku królują tynkarze I muszę przyznać, że to co na razie zrobili zasługuje na pochwałę. Zobaczymy, co będzie dalej, murarzy też na początku chwaliłam No ale mam taką cichą nadzieję, że to jednak koniec naszych problemów z ekipami, że już będzie tylko lepiej

 

 


A my się pakujemy i pakujemy, i pakujemy, i pakujemy... i końca nie widać Na bieżąco wywozimy spakowane kartony i walizki do mamy i do znajomych i nie możemy się nadziwić skąd nam się tyle rzeczy nazbierało

 


Ale już się nie mogę doczekać ostatecznej przeprowadzki do naszego domku Jak dobrze pójdzie to już za 2 miesiące

Kingaa

Melduję, że wczoraj został ostatecznie zamknięty stan surowy i że została zaliczona pierwsza noc w naszym domku Nie było wprawdzie jakoś strasznie romantycznie, nie było świec, wina itp. bo przyjechaliśmy późno a wstać trzeba było o 5, ale i tak czuję się niesamowicie

 

 


W ogóle wczoraj był bardzo udany dzień. Po paru tygodniach walki tylko z wylewkami i poprawiania dupereli - w końcu porządnie ruszyło do przodu: na budowie zlądowały jednocześnie 3 ekipy: okniarze, drzwiarze i elektrycy. Rezultat to wstawione drzwi i okna oczywiście i okablowane ponad pół domu Nie ma to jak sprawna ekipa - przyjechało tych elektryków sześciu, konkretni, myślący, no i jak widać szybcy :) a spieszyć się trzeba, bo w poniedziałek ruszają tynki :)

 


Z tą elektryką, to tak wyszło w ostatniej chwili - miał to robić Michał, ale ponieważ był obsuw z wylewkami, poza tym dostał mniej urlopu niż się spodziewał, poza tym wyszło trochę dupereli do poprawienia, no i okazało się, że się nie wyrobi z czasem Trudno... niestety trochę zachwieje to naszym budżetem ale z drugiej strony patrząc na pracę panów elektryków nawet mi aż tak nie żal - są warci tego co biorą

 

 


A okna i drzwi są przepiękne Nie mogłam się wczoraj nazachwycać Szczególnie bałam się o drzwi - po obejrzeniu drzwi Dziadka u Docenta na szczęście są ok :)

Kingaa

O rany, z tego wszystkiego zapomniałam się pochwalić, że sprzedaliśmy mieszkanie No, właściwie to prawie, ostateczny akt 9 września (ale będę miała prezent na urodziny...) i od tego dnia będziemy bezdomni Ale za to będą pieniążki na wykończenie!!! Już wszystko poumawiane - ekipa do elewacji, ocieplenia poddasza, na 2-gą połowę października panowie do wykończenia łazienki - na razie jednej, bo nie jesteśmy pewni, czy na drugą będzie nas stać Matko, ile kasy na to pójdzie Aaa, i jeszcze kominek...

 


A teraz jeszcze musimy się zdecydować na tynk Są dwie wersje: tynk akrylowy barwiony w masie albo tynk mineralny i farba silikonowa... No i zupełnie nie wiem na co się zdecydować... Muszę jeszcze trochę poczytać, chociaż podejrzewam, że jeszcze bardziej od tego zgłupieję

Kingaa

Znowu coś mi się długo nie pisało Ale już się poprawiam i melduję o postępach :)

 

 


Ostatni weekend minął mi pod znakiem szczotki i pędzla czyli gruntowałam wylewkę O matko, nie wiedziałam, że machanie szczotką i pędzlem przez cały dzień może być takie męczące... Musiałam położyć 2 warstwy, na razie tylko na poddaszu, bo wciągała ten grunt jak gąbka - chyba jeszcze trzecia warstwa się przyda, ale to za jakiś czas, na razie przynajmniej tak przeraźliwie nie pyli...

 


Za to Michał ze swoim tatą pracowicie rzeźbili bruzdy pod elektrykę :) No i zrobił część instalacji wodnej, tzn. to co idzie w podłodze.

 


Ogólnie spędziliśmy pracowity weekend - i muszę powiedzieć, że to naprawdę duża radocha samodzielnie przyczyniać się do powstawania naszego domku - miła odmiana po użeraniu się z ekipą...

 


A w nagrodę na koniec dnia - kąpiel w falach przy zachodzie słońca - coś pięknego I pomyśleć, że niedługo będziemy to mieli na codzień :) W takich momentach zaczynam mieć baaardzo niepoprawne myśli, jak "co to za różnica, czy wylewki będą proste, czy nie... przecież jest tak pięknie..."

 

 


A propos wylewek... na całym parterze zostały skute i jutro robią je jeszcze raz - oczywiście na koszt firmy... Powód - następujące "usterki": wylewka w niektórych miejscach miała grubość tylko 2-3 cm (w projekcie jest 5cm), wylewka pękała i kruszyła się, pod wylewką dali jedną warstwę folii (w projekcie są dwie)... Mam nadzieję, że teraz będzie ok, bo już nie mam siły...

Kingaa

W nocy mieliśmy pierwszą kradzież na budowie

 


Wyprowadzili nam obejmy do rur spustowych, resztki folii na posadzkę i 3 worki kleju do styropianu Niby niewiele i nie chodzi o pieniądze, ale jakoś mi tak nieswojo A tyle czasu nic się nie działo! Stal zbrojeniowa leżała i mnóstwo innych rzeczy... Chyba ktoś na swoją budowę, bo zarobić to na tym nie zarobią...

 

 


Na dzisiaj byliśmy umówieni z firmą na odbiór stanu surowego. Przyjeżdżamy na budowę, a tu okazuje się, że wylewki na parterze świeżo zatarte i nie można wchodzić! To oni sobie wyobrażali, że my im tak na słowo uwierzymy, że są równe? Szczególnie, że na poddaszu było sporo nierówności, więc poprawiają...

 

 


W dodatku nie zrobili chudziaka w garażu, bo Piotrek - właściciel firmy, stwierdził, że tego umowa nie obejmuje... No i nasz błąd, powinniśmy wyszczególnić:"w domu oraz garażu"... W ogóle mam dylemat, czy walczyć o swoje, czy machnąć ręką? Wiem, że on nas naciąga, ale z drugiej strony jest w tym tak żałosny, że aż mi się nie chce zniżać do tego poziomu

 

 


No, ale smutno się zrobiło... nawet nie mam siły się cieszyć, że pewien duuuży etap już prawie skończony

 


Ale jeszcze troszkę, musimy wytrzymać, potem będzie tak pięknie :) Dwa dni temu wybraliśmy się wieczorkiem na spacer nad morze - aż wstyd się przyznać, że pierwszy raz od paru miesięcy i było tak pięknie, cicho, spokojnie, pusto... kocham to miejsce

Kingaa

W piątek kupiliśmy rury, złączki, a w następny weekend mamy ambicję samodzielnie zrobić instalację wodociągową :) Ponieważ nie mamy CO, to sama woda nie powinna przekroczyć naszych umiejętności. To znaczy umiejętności Michała, bo ja to będę "przynieś, podaj" Zdecydowaliśmy się na pex-al-pex z Copraxu, ze złączkami skręcanymi, mam nadzieję, że to był dobry wybór :)

 

 


Jeszcze cofnę się troszkę wstecz i przytoczę jedną z rozmów z naszym panem dekarzem, myślę, ze warta jest upamiętnienia

 


Sytuacja: dachówka już położona, pozostały tylko gąsiory. Ponieważ handlowiec bez sensu dał nam gąsiory skrajne, które przy dachu dwuspadowym są niepotrzebne, pomyślałam, że podstawowych pewnie zabraknie. Ponieważ akurat jechałam z budowy do hurtowni, pytam się dekarza: czy starczy gąsiorów, czy trzeba dokupić?

 


dekarz: "nie wiem"

 


ja: "jak to pan nie wie???"

 


dekarz: "noo, bo to bym musiał policzyć"

 


ja:"to proszę policzyć!"

 


dekarz: "aaa, to bym musiał zmierzyć"

 


ja:"to niech pan zmierzy!"

 


dekarz:"aaa, to bym musiał wejść na dach"

 


ja:"no to niech pan wejdzie!"

 


dekarz:"a co pani myśli, że ile ja lat mam, żeby po dachu łazić?"

 

 


Kingaa

Oj, ale dawno nie pisałam Tyle się działo, że aż mi się nie chce pisać

 


Dach położony, rozprowadzone kanały do dgp, teraz robią wylewki, a wprzyszłym tygodniu sami będziemy robić instalację wodociągową :)

 


Wczoraj przyjechał do nas na budowę pan tynkarz od Markusa - Markus dzięki! Pan zrobił bardzo dobre wrażenie, cenowo też jest ok i umówiliśmy się na koniec sierpnia. Jeszcze tylko trzeba się wprosić do Markusa, zeby na żywo te tynki zobaczyć

 

 


Wprawdzie początkowo myśleliśmy, że tynki będzie robiła ta ekipa co mury, ale niestety "drobne" nieporozumienia z właścicielem firmy spowodowały, że po wylewkach rozstajemy się, tak jak było w umowie.

 


Muszę przyznać, że murarze byli super, złego słowa nie powiem, ale właściciel... już mi się nie chce opisywać wszystkiego...

 


Zaczęło się, od tego że w pewnym momencie stwierdził, że w kosztorysie nie uwzględnił taczkowania piasku do domu, więc trzeba doliczyć. Najpierw stwierdziliśmy, że to jego problem, ale ponieważ była to drobna kwota, uznaliśmy, że trudno, przeoczył, zdarza się, nie bądźmy tacy...

 


Wiem, wiem, to jest podobno częsta metoda wykonawców na pozorne zaniżenie kosztów na początku

 

 


W umowie mamy zapis, przeforsowany przez nas, że wykonawca zamawia u nas materiały z co najmniej 3-dniowym wyprzedzeniem. Ponieważ jednak często w danym dniu okazywało się, że czegoś potrzeba, więc materiały kupował kierownik. No i jakiś tydzień temu stwierdzili, że musimy im za to dodatkowio zapłacić Tutaj już byliśmy twardzi - mowy nie ma! Trzeba było zamawiać zgodnie z umową, to byśmy sami kupowali. A oni na to, że zamawianie materiałów nie oznacza mówienia ile czego trzeba, czyli np. powinni nam mówić, że potrzebne są gwoździe, a to czy 1 czy 50 kilo, to nasz problem I to, że czasem mówili ile (bo często jednak ja sama liczyłam) to z ich strony wielka łaska

 

 


No i jeszcze parę rzeczy świadczących o tym, że słowo Piotra (właściciela) nie ma żadnego znaczenia, bo zmienia zdanie w zależności od tego jak wiatr zawieje, przez co trochę planów nam się poplątało I parę drobiazgów o których kierownik zapomniał nam powiedzieć, co nas troszkę kosztowało

 

 


A wczoraj przyjeżdżamy na budowę, a tu z "naszych" murarzy tylko jeden, a poza tym jakichś 2 pomocników, jadących wódą na kilometr, i nawet nie wiedzieli, kto jest kierownikiem budowy, a z rąk im wszystko leciało Na szczęście ten jeden mimo wszystko ich pilnuje, a gościu jest naprawdę w porządku, więc mam nadzieję, że nic nie zdemolują. W każdym razie liczymy już dni do rozstania z tą firmą...

Kingaa

Jak już pisałam - dach będzie ceglasty a rynny brązowe. Do tego oczywiście okna połaciowe - też brąz.

 

 


Wczoraj dach przyjechał na budowę - czyli dachówka, rynny, blacha do obróbek itd.

 


Oglądamy sobie to co przyjechało: ok - rynny są brązowe, blachy ceglaste jak dach, a ława kominiarska... bordowa Dzwonię natychmiast do handlowca - co z tą ławą, miała być w kolorze dachu, przecież ten kolor kompletnie nie pasuje! A on na to zdziwiony: jak to? przecież jest czerwona, taka jak dach... O matko! On naprawdę nie widział różnicy między kolorem ceglastym a bordo Na szczęście wymienią nam na brązową, bo okazało się że ceglastych nie ma...

Kingaa

Daliśmy pierwsze ogłoszenie o sprzedaży mieszkania.... i jakoś tak smutno mi się zrobiło To było nasze pierwsze własne mieszkanko, dużo sami wykańczaliśmy, przez parę miesięcy mieszkaliśmy w prowizorce, prawie że na betonie... i jestem jakoś bardzo emocjonalnie z nim związana No ale cóż, bez tego nie będzie domku...

 

 


No i podjęliśmy ostateczną decyzję co do okien Wczoraj podpisałam umowę. Będą M&S, ponieważ ceny były właściwie porównywalne, zdecydował głównie wygląd okna i kolor, będą śliczne!!! A do tego 7% vat na całość :)

 


Jeszcze pozostało zdecydować się na drzwi i tu mamy problem: możemy kupić też z M&S i dobrać identyczny kolor, ale są stosunkowo drogie i poza tym nie do końca nam odpowiadają... albo szukać innych, np. Dziadka, które są piękne i tańsze i kombinować z dopasowaniem koloru

 

 


A jutro przyjeżdża dach i wchodzi dekarz Nareszcie domek nabierze wyglądu prawdziwego domku

 


Koniec lipca - początek sierpnia planujemy samodzielnie zrobić instalacje, potem druga połowa sierpnia tynki, no i na początku września okna i drzwi i... właściwie można się wprowadzać, a resztę mieszkając... No chyba, że nam się nie uda sprzedać mieszkania, to nic więcej nie wykończymy

 

 


I jeszcze jedno: zaczęłam się rozglądać za kominkiem... W jednym z salonów trafiłam na bardzo miłą panią z którą sobie dość długo pogadałam i trochę zmieniłam poglądy Mianowicie: byłam prawie zdecydowana na Dovre, ewentualnie rozważając też Tarnawę. I dowiedziałąm się, że Dovre nie są kominkami przeznaczonymi przez producenta do ciągłego palenia! A poza tym, że wcale nie są norweskie, tylko belgijskie Tak więc została na tapecie Tarnawa, ewentualnie Keddy, ale Keddy są sporo droższe...

Kingaa

Ostatnio na tapecie jest wybór okien Jakoś tak trochę późno się obudziliśmy, więc właściwie w tym tygodniu powinniśmy się zdecydować... Pewne jest tylko jedno: że okna będą drewniane - to była jedna z niewielu rzeczy, której byliśmy pewni od samego początku. Jeśli chodzi o producenta, to pewnie zdecyduje cena, bo daliśmy do wyceny tylko do firm, które tu na forum mają pozytywne "recenzje" :) Ale problemem jest kolor

 

 


Dach będzie ceglasty Euronit, orynnowanie brązowe, elewacja piaskowa, ewentualnie jasno-ciepło-żółta. W sumie najbardziej pasowałyby okna ciemnobrązowe i brama garażowa też ale... ciemny brąz w środku niezbyt nam pasuje... Więc skłaniamy się ku temu, żeby bramę garażową zrobić brązową, jak rynny, a okna takie rudawe - jakaś afromozja czy teak... I do tego ganek, podbitka i taras (drewniany) w takim samym kolorze jak okna :) W mojej wyobraźni to wygląda ładnie, ale boję się, że rzeczywistość okaże sie mniej zachwycająca Może ktoś ma albo widział domek w podobnych kolorkach i mógłby mi podsunąć fotkę?

Kingaa

Kurczę - rozmawiałam dzisiaj z Piotrkiem - właścicielem firmy, która nam buduje - chce nam na tydzień zabrać 2 murarzy Właściwie to nie możemy robić problemów, bo i tak są przed czasem, więc bez problemu wyrobią się w terminach, ale mieliśmy nadzieję, że będzie szybciej

 

 


W sobotę był u nas na budowie pan inspektor z banku sprawdzić postępy przed wypłatą drugiej transzy. Popatrzył, popstrykał i pochwalił :) Powiedział, że widać, że robią porządnie i solidnie

 

 


W dodatku spotkała nas miła niespodzianka :) Zabraliśmy na budowę moją mamę, bo ostatni raz widziała domek jak były fundamenty Na działce spotkaliśmy sąsiadów, którzy budują obok, więc przedstawiam: to moja mama - a to nasi sąsiedzi - na co moja mama i pania sąsiadka w śmiech... okazało się, że ona i moja mama znają się ze szkoły, przy czym od daaawna nie miały ze sobą kontaktu

Kingaa

Hurrraaa!!!!!!! Mamy więdźbę W dodatku dzisiaj pierwszy raz weszliśmy na górę po schodach

 


A dzisiaj po południu wiecha

 

 


Do tego w piątek podłączają nam kanalizę, prawdopodobnie zaraz potem wodę (jak nam się uda - i urząd miejski nie wniesie sprzeciwu - bo ciągle się czepiają dokumantacji )

 

 


Dachówka zamówiona, dekarze umówieni na połowę lipca, murarze jeszcze tylko kominy i działówki... Jejku jak fajnie jest mieć własny domek

Kingaa

Wiem, że są tacy zdolni, nawet chyba na forum, co budują a nie mają samochodu... Kurka - jak to możliwe

 

 


Np. wczorajszy dzień: rano pobudka o 6, do hurtowni po cement, zawieźć na budowę, wracając po drodze do Metalzbytu po różne łączniki itp. do więdźby. Potem do Gdyni spotkać się z przedstawicielem od dachu, wracając - na lotnisko do banku po zaświadczenie do sądu i do innej hurtowni po dystanse pod zbrojenie (udało nam się znaleźć jedną! hurtownię, która coś takiego posiada...).

 


W międzyczasie zadzwoniła projektantka od przyłączy, że była w urzędzie i muszę jej przywieźć oryginał mapki - więc pędem do domu po mapkę... O 12.30 udało mi się wylądować w pracy :) O 16 - chwila przerwy - pojechałam zawieźć kierownikowi żelastwo do więdźby (bliżej do niego niż na budowę) a potem do projektantki z mapką. O 17 - z powrotem w pracy - wytrzymałam do 20 - jak przestałam trafiać palcami w klawiaturę, to uznałam, że czas do domu I to wcale nie był jakiś wyjątkowy dzień no chociaż jednak mimo wszystko zazwyczaj przeważa czas spędzony w pracy

 

 


Wiecie co? My chyba jesteśmy nienormalni... w coś takiego pakować się z własnej woli i jeszcze mówić, że nam to sprawia radość??? Niektórzy znajomi już trochę dziwnie na mnie patrzą

 

 


I jeszcze jedno... jak ludzie budowali jak nie było komórek???

Kingaa

No więc... Michał poszedł dzisiaj do urzędu wypytać się co i jak z tym zgłoszeniem przyłączy. Okazało się, że projekt zagospodarowania działki (w rozumieniu pani urzędniczki) to sytuacja z naniesionymi przyłączami, tylko musi się nazywać "projekt zagospodarowania działki" a nie "plan sytuacyjny" O rany Po prostu ręce opadają...

 

 


No i doszło jeszcze parę drobnych niedopatrzeń pani projektantki (grrr...) Zadzwoniłam do niej i twardo zażyczyłam sobie, żeby poszła do urzędu i sama dokładnie dowiedziała się, co ma uzupełnić, bo ja się nie znam i na pewno coś przekręcę

 

 


Dzisiaj przyjechała na budowę więdźba! Jeszcze jej nie widzieliśmy, wprawdzie miałam jechać na budowę, ale raczyli do mnie zadzwonić jak już byli prawie na miejscu, więc stwierdziłam, ze nie ma sensu, i tak nie zdążę... Panowie murarze rozładowali, poza swoimi obowiązkami, trzeba im będzie jakieś piwko postawić :) Pewnie znajdą się tu przeciwnicy, ale ja uważam, że skoro są porządni, kulturalni, nie piją na budowie, to taki gest niewiele kosztuje, a jest miły

Kingaa

Dzisiaj ma się pojawić na budowie pan cieśla, żeby zaszalować schody. Fajnie, bo wchodzenie na pięterko po rozchwianej drabinie przyprawia mnie o dreszczyk Wczoraj przywieźliśmy na budowę kolejną porcję króciaków, właśnie do szalowania schodów i gwoździe... O matko, ile tego idzie! Zaczynam podejrzewać, że nasi panowie budowlańcy żywią się tymi deskami

 

 


Zaczęły już rosnąć ścianki kolankowe i szczytowe :) O mało się nie popłakałam ze wzruszenia, jak stanęliśmy sobie w naszej sypialni

 

 


Hmm, a teraz mniej przyjemnie Już coś tak mi się wydawało, że wszystko zbyt gładko idzie... Dostaliśmy pismo z urzędu o uzupełnienie zgłoszenia budowy przyłączy wod-kan. Po pierwsze - mamy uzypełnić wniosek o rzeczy, które w nim są mamy ksero!

 

 


Po drugie: nasza działka jest narożna i ponieważ droga, która jest wspólną własnością troszkę się rozszerza dochodząc do głównej, nasze przyłącze odrobinę zahacza o kawałek drogi, w związku z czym musimy mieć zgodę wszystkich współwłaścicieli! Tylko, że istnieje coś takiego jak ustawa o ochronie danych osobowych i nie jesteśmy w stanie zdobyć namiarów na innych właścicieli Chyba napiszemy oświadczenie, że taką zgodę mamy, licząc, że w przyszłości żaden z sąsiadów nie zechce nam podłożyć świni...

 

 


I po ostatnie, najgorsze Musimy donieść projekt zagospodarowania działki... którego nie posiadamy! Był robiony parę lat temu dla całego osiedla i jego kopię moglibyśmy dostać, tylko, że wtedy było zupełnie inne rozwiązanie przyłączy... A przy projekcie zamiannym nie chcieli... Przed złożeniem zawiadomienia pytałam w urzędzie, czy zamiast tego projektu wystarczą naniesione przyłącza na mapę do celów projektowych uzgodnione gdzie trzeba - powiedzieli mi, że tak, bo to jest potrzebne tylko do tego, żeby było widać przebieg przyłączy w terenie... Najgorsze jest to, że projekt owszem można zrobić, już odżałowałabym to paręset zł, tylko, że u nas uzgodnienie w zud trwa prawie 2 miesiące!!! A jak nie uzupełnimy zgłoszenia do 29 czerwca - to wydadzą nam decyzję odmowną...

 

 


Nie mam pojęcia, co teraz zrobić

 

 


I tak cały czas jestem targana sprzecznymi uczuciami: dziką radością, patrząc jak nasz domek rośnie i prawie rozpaczą, walcząc z formalnościami itp. Ciekawe, kiedy mnie ta huśtawka nastrojów wykończy nerwowo

Kingaa

Ciąg dalszy uroków budowania na wyspie...

 

 


Parę tygodni temu przy wjeździe na most pontonowy pojawiły się światła... ciekawe po co, przecież jak otwierają most, żeby statki przepłynęły, to i tak zamykają szlabany... Szczególnie, że sprawiały wrażenie, że zmieniają się tak trochę bez ładu...

 


Parę dni później pojawiły się przed światłami takie metalowe progi zwalniające... hmmm, no cóż - może Ci, którzy nie lubią swojego zawieszenia wjeżdżali na most w dzikim pędzie? Dla niewtajemniczonych -na moście są takie jakby góry i doliny - poszczególne segmenty są połączone takimi metalowymi czymiś że niejeden samochód już zostawił tam tłumik...właściwie to można powiedzieć, że cały most składa się z samych progów zwalniających - po co kolejny ???

 

 


W ubiegłym tygodniu zamawiałam beton. Rozmawiam sobie z panem dyspozytorem na temat kiedy i ile i pan do mnie: "słyszałem, że wam tam przed mostem wagi zainstalowali" ja: Pojechaliśmy, spytaliśmy panów mostowych, tak, to prawda, w tych progach są wagi. Hmmm, to co teraz, jak przewieziemy beton? Jak to jak, tak jak do tej pory! Po prostu jak wjeżdża coś ciężkiego, to zapala się czerwone światło i czeka aż inne samochody zjadą... Sprytne, nie? A tak naprawdę to nikt nie kontroluje, co taka waga pokazuje... No ale znak zakazu pozostał, a nam wyszła taka ilość betonu, że jedna z gruszek musiała być 9m^3. Ło matko, to chyba z 40ton waży! Trochę się zdenerwowaliśmy, ale na szczęście dojechała bez problemu i mamy zalany stropik

Kingaa

Jedno co nam niezmiennie sprzyja od samego początku budowy to pogoda Wczoraj zalewaliśmy strop - dzisiaj jak na zamówienie deszczyk :) Wcześniej, przez cały czas murowania i szalowania było ładnie, jak padało, to wieczorem, albo tylko chwilę... Jeszcze wcześniej - w czasie wykopów było pięknie, a zaraz po zalaniu ław - deszczyk :) Chyba mamy jakieś chody tam na górze

 

 


Z mniej przyjemnych rzeczy: tak właściwie, to jesteśmy........ nie powiem, bo nie będę się wyrażać... To po to tyle czytam forum, muratora, itp, gadam z ludźmi, żeby potem nie dopilnować??? W ubiegłym tygodniu będąc na budowie, coś nas tknęło: czemu ten fundament pod komin taki mały? Zmierzyliśmy - faktycznie - zamiast 120x120 cm ma 80x80 O rany, jakim cudem tego nie zauważyliśmym Kurka, może nie powinnam się tu przyznawać, toż to wstyd Dodam, że to jeszcze robota majstra, którego wywaliliśmy... ufff całe szczęście, aż strach pomyśleć jakie kwiatki by nam jeszcze stworzył

 

 


Kolejny błąd inwestorów: zapomnieliśmy o kanalizacji w garażu W projekcie nie było, my chcieliśmy zrobić i się zagapiliśmy a garaż już zasypany i ubity... Chyba jednak za dużo mamy na głowie... aż się boję myśleć co będzie przy wykończeniu

 

 


Wybraliśmy wykonawcę przyłącza wodnego - tak jak się spodziewałam, będzie to ta sama firma, co robi kanalizę: zażyczyli sobie 4,5 tys. za przyłącze z obsługą geodezyjną, odbiorami, itp. itd. W porównaniu z 6 tysiącami pana nr 1 (bez geodezji!) to spora różnica, pan nr 3 się nie odezwał, chociaż miał dać wycenę tydzień temu

 


(Benicio - to Twój kuzyn!), a więcej nie mam czasu szukać

 

 


A tak poza tymi wszystkimi "drobiazgami" to nasz domek jest śliczny !!! Nie wyobrażacie sobie (...a zresztą, pewnie większość z Was to wie...) jakie to jest uczucie po raz pierwszy wejść na pięterko, spojrzeć na okolicę z wysokości naszej sypialni W takich momentach bledną wszystkie problemy

Kingaa

Eh, dzieje się dzieje.... tylko dlaczego znowu pod górkę Wiem, wiem, na budowie to normalne, nie może wszystko jak po maśle... więc jak nie ma problemów z ekipą, to musi się znaleźć coś innego

 


Wczoraj zadzwonił po południu kierownik, że brakuje 40 pustaków stropowych A wyliczane było przez producenta według projektu Cholera, w dodatku gościu wczoraj całe popołudnie i wieczór nie odbierał telefonu A spróbuje tylko mi policzyć dodatkowo za transport...

 

 


Dostałam pierwszą wycenę przyłącza wody - 6 tysięcy netto O rany, za 18 metrów 6 tysięcy??? Czekam na następne: pan nr 2 miał dać do końca zeszłego tygodnia, ale on ma fory bo to jest firma, która robi nam kanalizę na koszt miasta... A z panem nr 3 jestem umówiona dzisiaj na rozmowę... Zobaczymy bo sześciu tysięcy to nie dam!

 

 


No i najbardziej nieprzyjemna ze wszystkiego - historia z naszą panią konstruktor Chyba nie pisałam, że w zestawieniu stali do podciągów był błąd - który wyszedł dopiero jak stal została zamówiona i przywieziona... Drobiazg - pani wpisała w tabelce fi10 zamiast fi12... Ponieważ nie bardzo nam się uśmiechało robić przestój i zamieszanie ze zwrotami i wymianą (nasza hurtownia ma ostatnio problemy z terminami transportu), kierownik stweirdził, że można zamiast fi 12 dać 2 razy fi10. No i w porządku, tylko w związku z tym trzeba było trochę dokupić... Uznałam, że w końcu każdy może się pomylić, ale poinformuję panią o tym, niech wie... Zadzwoniłam i słodkim głosem zapytałam "czy w związku z tym, że w zestawieniu pojawił się błąd, chciałam się upewnić, czy na pewno można zastąpić fo 12 dwoma fi 10" Na co pani mi odpowiedziała, że to nie możliwe, a nawet jeżeli, to co to za problem... Kurczę, myślałam, że chociaż jakieś przepraszam usłyszę. Dodatkowo, pani miała nam jeszcze rozrysować schody, które pierwotnie miały być drewniane... byłam przekonana, ze po tej historii z zestawieniem zrobi to za darmo... jakieś minimalne poczucie przyzwoitości by tego wymagało... Eh, ja chyba jakaś niedzisiejsza jestem nie przystosowana do życia we współczesnym świecie... A w dodatku to jest bardzo dobra znajoma mojej mamy. Nigdy więcej znajomych! A jeżeli już, to moich... a nie znajomych rodziny

 

 


Ale mi smętny post wyszedł jakoś się zdołowałam troszkę, szczególnie, że jestem przemęczona... Ale nic, pojedziemy po pracy popatrzeć na nasz domek i będzie lepiej

Kingaa

W sobotę pojechaliśmy na działkę - między innymi spotkać się z panem od przyłącza wody. Nie spodobał mi się - spóźnił się 40 minut i nie powiedział ani słowa Rozumiem, że można się spóźnić, różne rzeczy się zdarzają, ale głupie słowo przepraszam można by powiedzieć Chyba jednak zlecimy tą wodę firmie która robi nam kanalizę...

 

 


Aaaa, właśnie, nie chwaliłam się chyba... przyłącze do kanalizacji robi nam miasto, całkowicie na własny koszt, my tylko zrobiliśmy projekt :) Udało nam się - w tej chwili budowana jest kanaliza na całej wyspie i pani w Saurze, wydająca warunki podłączenia do sieci, podsunęła mi pomysł, żeby napisać do miasta podanie, żeby wykonali przyłącze w ramach realizowanej właśnie inwestycji. Jakoś trudno mi było uwierzyć, że to możliwe, ale co tam... podanie zaniosłam i... po tygodniu dostaliśmy pocztą pozytywną odpowiedź Super! wprawdzie studzienka jest tylko jakieś 5 metrów od granicy działki, ale trzeba się włączyć na głębokości ponad 4 metrów!!! A woda gruntowa są u nas gdzieś koło 2 metrów... aż nie chcę myśleć ile to by kosztowało...

 

 


A na budowie postępy - strop nad garażem już ułożony, układają nad domem, jeszcze schody, dokończyć wieńce - i tylko patrzeć jak będą zalewać :) O rany, i trzeba się zabrać za zamawianie dachu...

 


Wydawało nam się, że jak będzie przerwa technologiczna po zalaniu stropu, to będzie tyyyyle czasu, że w tym czasie załatwimy (czytaj: wybierzemy): dach, okna, kominek, dgp, instalację centralnego odkurzacza i... coś mało tego czasu chyba będzie

Kingaa

Oj, widzę, że z chronologią to mi będzie na razie ciężko Cofnę się jeszcze do papierkologii.

 


To był naprawdę ciężki okres: ciągle gdzieś goniliśmy, dzwoniliśmy, pisaliśmy - a efektów nie było widać

 

 


Energa - nie podłączą nas, bo to nie opłacalne (słup metr od granicy działki, moc przyłączeniowa 23kW) - a w końcu nawet wywalczyliśmy przyłącze kablowe, tylko trochę sobie poczekamy, więc na razie mamy budowlane. Do przyłączy wod-kan trzeba zrobić mapkę do celów projektowych, geodetka zrobiła w 2 dni, ale mapkę trzeba zanieść do ośrodka dokumentacji UM, żeby ją wprowadzili do komputera - trwało to marne 6 tygodni Uzgodnienie projektu przyłączy w ZUDP tyle samo... Do tego jeszcze zmiana pozwolenia, użeranie się z PKO BP w którym mieliśmy kredyt na działkę i który miał być spłacony z kredytu na budowę...

 

 


Dlatego jak na budowę wjechała po raz pierwszy koparka, moją duszę przepełniło uczucie, którego nie zrozumie nigdy ten, kto nie budował A jak zostały wylane ławy! Pomimo awantury z wykonawcą - takim szczęściem napawał nas widok betonu w ziemi!

 


A wcześniej jeszcze tyczenie - jak kończyli był już wieczór, zachodziło słońce, wokół cisza, zapach morza i lasu... I wyobraziłam sobie wieczory na tarasie...

 

 


Ale szybko zeszliśmy na ziemię. Na koncie wylądowała pierwsza transza kredytu, odsetki leciały jak głupie, a nasza budowa stała!

 


Kredyt wzięliśmy w Kredyt Banku - wrażenia jak na razie super :) Właściwie nie mieliśmy większego wyboru - to był jedyny bank, który dał nam kredyt na rozpoczęcie budowy licząc mieszkanie jako wkład własny.

 

 


Na szczęście udało nam się znaleźć ekipę, więc przestój wynióśł tylko miesiąc. Właściciel firmy to znajomy znajomych, którego my też trochę znaliśmy Wahaliśmy się, bo wiadomo jak to bywa ze znajomymi, ale spotkać się nie zaszkodzi... Poza tym moja bliska koleżanka, znająca go bardzo dobrze, twierdziła, że jest uczciwy do bólu... Wprawdzie wycena okazała się nieco wyższa od dotychczasowych, ale jak sobie policzyliśmy odsetki od kredytu przez czas przestoju... Dodatkowo - mają swojego kierownika, więc nasz został przemianowany na inspektora nadzoru, więc będzie większa odpowiedzialność wykonawcy.

 

 


Tak więc 4 maja chłopaki przystąpili do pracy I jak na razie, odpukać, idzie im bardzo dobrze, ładnie, równo i w rozsądnym tempie :) Kierownik kontaktuje się z nami na bieżąco, dzwoni co najmniej raz dziennie, sam jak trzeba kontaktuje się z inspektorem, sami dokupują duperele, jak zabraknie.

 

 


A dzisiaj przyjechał na budowę strop :) Aaa, i muszę zamówić kominy...

 

 


No, to teraz jestem w miarę na bieżąco, chociaż pewnie zdarzą mi się skoki wstecz

 


W stopce jest link do stronki ze zdjęciami naszej działeczki i okolic - w zimowej aurze :) Nowsze zdjęcia czekają na komputerku w domu, postaram się je w najbliższym czasie wrzucić, a także projekcik.

Kingaa

Będzie o urokach budowania na wyspie... Oczywiste to: piękne krajobrazy, plaża, klimat... Ale są i inne, mniej rzucające się w oczy

 

 


Wyspa Sobieszewska, jak sama nazwa wskazuje jest wyspą, czyli kawałkiem lądu otoczonym wodą, czyli Morzem Bałtyckim, Śmiałą Wisłą, Martwą Wisłą i Wisłą Przekop. Na Wyspę prowadzi kilka dróg: główna to most pontonowy na Martwej Wiśle, poza tym mały mostek w Przegalinie, na drugim krańcu wyspy i prom przez Przekop między Świbnem i Mikoszewem działający w sezonie letnim - najkrótsza droga na Mierzeję. Przy moście pontonowym zazwyczaj cumuje prom, uruchamiany w przypadku awarii mostu, co zdarza się podobno przy sztormach.

 

 


Przed mostem pontonowym stoi sobie znak drogowy zakazujący wjazdu pojazdom powyżej 15 ton, z mostkiem w Przegalinie jest jeszcze gorzej - 2,5 tony. Prom od strony mierzei ma nośność 8 ton. Na początku nie zwróciliśmy na to uwagi, 15 ton wydawało nam się masą wręcz niewyobrażalną, co w ogóle mogłoby tyle ważyć??? Otóż szybko się dowiedzieliśmy: gruszka - pusta! do tego każdy m^3 betonu kolejne 2 tony

 


No, ale nic - przecież jest prom awaryjny o nośności 50 ton... co z tego, jak w remoncie... Postanowiłam załatwić wszystko grzecznie i legalnie, zadzwoniłam do Zarządu Dróg i Zieleni by spytać się o pozwolenie na przejazd, pani na to: nie ma takiej możliwości. Ja: jak to, to miasto wydaje pozwolenie na budowę w miejscu, gdzie nie można się budować? Pani: nie moja sprawa. Koniec rozmowy. Na szczęście w międzyczasie dowiedzieliśmy się, że panowie mostowi jak dostaną piwo lub parę zł to nie widzą ciężkich pojazdów Tylko sza... nikomu nie mówcie

 


Potem okazało się że np. samochód z hds-em pusty waży prawie 20 ton

 

 


Ponieważ w międzyczasie prom wrócił z remontu, ucieszyliśmy się, że teraz będzie już bez kombinowania - zapłacimy za kurs promu i tyle. Gdzie tam - prom jest tylko na sytuacje awaryjne, a na wyspę nadal oficjalnie nie można wjechać cięższym pojazdem Cóż - panowie straciliby bieżące dostawy piwa

Kingaa

Wyskoczę troszkę z chronologii i napiszę parę słów o naszym domku i działeczce.

Działeczka jest malutka, wręcz maciupeńka: 332 m^2. Powód: cena :wink: A woleliśmy mieć malutką działkę tutaj niż ogromną gdzie indziej :) Poza tym wokół mamy takie piękne tereny: 100m do lasu, koło pół km do morza przez las :D

Domek - parterowy z poddaszem użytkowym, 114m^2 powierzchni użytkowej. Taka prosta stodoła: prostokąt, dwuspadowy dach, który będzie koloru ceglastego, z boku "doklejony" garaż, trochę niższy od reszty domu, garaż w granicy działki - będzie do niego przylegać garaż sąsiadów, którzy będą mieli lustrzane odbicie naszego domku. Więc to taki niby-szereg.

 

wiosna 2004

Wracając do budowy... Jak pisałam wybraliśmy wykonawcę - kierując się ceną. Chociaż oczywiście był polecony... i widzieliśmy jego robotę... No, ale wszystkiego nie da się przewidzieć :(

Pierwszy zgrzyt jeszcze przed podpisaniem umowy: okazało się, że pan robiąc wycenę nie wziął pod uwagę garażu, "bo i tak nie dostaniecie pozwolenia" (w projekcie pierwotnym była wiata - zabudowa jej była jedną z wprowadzonych przez nas zmian). Cóż, machnęliśmy ręką, bo po doliczeniu tych ścian cena była i tak korzystna. Pan jeszcze trochę czepiał się projektu i marudził, ale stwierdziliśmy: niech sobie marudzi, byle dobrze robił, gorzej byłoby odwrotnie :wink:

Kolejny zgrzyt: tuż przed rozpoczęciem prac: pytamy na kiedy zamawiać chudzia i na kiedy beton. Pan na to: chudziaka pod ławy się nie robi, to nie ma sensu. Na wszelki wypadek poszukałam na forum, porozmawialiśmyz konstruktorką, z kierownikiem, wszyscy jednogłośnie: chudziak ma być. A pan na to, że konstruktor głupi, kierownik głupi, a poza tym on w wyc

enie tego nie brał pod uwagę. My: to pana problem, bo w projekcie jest...

Ni i w końcu się z panem pożegnaliśmy, pozwolę sobie wkleić moją wypowiedź z Grupy Trójmiejskiej, sprzed 2 miesięcy:

No i stało się - zmieniamy wykonawcę

Grrrrr... Pan Malinowski chciał nam posadowić ławy na gruncie organicznym No nie całe, miejscami pojawiły się soczewki jakichś torfów czy innego licha I pan M. obraził się na kierownika gdy ten stwierdził, że to trzeba będzie wybrać... I jeszcze usiłował mi wmówić, że to kierownik ma jakieś dziwne fanaberie, żeby nas narazić na koszty,a to przecież jest piasek, tylko taki trochę inny Tylko że ja potrafię odróżnić grunt organiczny od mineralnego! I że kierownik powinien mu wcześniej powiedzieć, że ma takie dziwne wymagania Kurka, przecież w projekcie jest jak wół napisane, że mogą wystąpić soczewki gruntów nienośnych i że wtedy trzeba ten grunt zastąpić zagęszczoną podsypką albo chudziakiem!

W rezultacie pan M. stwoerdził, że nie widzi dalszej współpracy z takim upierdliwym kierownikiem, a ponieważ ja nie widzę dalszej współpracy z panem M., a i kierownik jest podobnego zdania, więc się pożegnamy... A przy okazji wyszło z pana M. i jego syna takie chamstwo...

Grrrrrrrr!!!!!

Tak więc, może znacie jakąś solidną, jeszcze nie zajętą ekipę? Przyjmę od zaraz...

I jeszcze szukam kogoś, kto pójdzie się ze mną upić... Bo chyba z mojej pracy dzisiaj już nic nie będzie, raczej poużalam się nad sobą

 

Tak więc z początkiem kwietnia zostaliśmy z wylanymi ławami i bez wykonawcy... Masze plany co do przeprowadzki przed końcem roku zaczęły blednąć... oczywiście żadna z polecanych ekip nie miała wolnych terminów aż do lipca, sierpnia...

Kingaa

jesień 2003

 


Z tym kupowaniem to tak prosto nie było: okazało się, że ponieważ działka była kupowana od skarbu państwa, to miasto ma prawo pierwokupu, więc po akcie notarialnym warunkowym trzeba odczekać 2 miesiące do aktu ostatecznego. I jakoś tak w międzyczasie, sama nie wiem jak zostało postanowione, że zaczynamy na wiosnę...

 


Czas ten został dobrze wykorzystany na czytanie forum, Muratora, i zachwycanie się projektem :) Zapomniałam napisać, że działkę kupiliśmy z pozwoleniem na budowę, projekt nam się bardzo podobał i w swojej naiwności myśleliśmy, że całaI papierkologia nas ominęła...

 


W końcu tuż przed Bożym Narodzeniem podpisaliśmy akt i jeszcze w Wigilię leciałam do urzędu złożyć wniosek o przeniesienie na nas pozwolenia - do czegoś nam to było pilnie potrzebne - już nie pamiętam...

 

 


zima 2004

 


Jednak parę zmian w projekcie musieliśmy zrobić. Główny powód: przed podpisaniem aktu notarialnego zgłosiliśmy się w firmie po odbiór dokumentacji (wcześniej mieliśmy tylko ksero), pan wręczył nam projekt, podpisaliśmy co trzeba, Michał jeszcze z panem rozmawiał, a ja postanowiłam sobie kolejny raz projekt popodziwiać... Otworzyłam i... to nie jest nasz projekt! Tzn. niby działka na planie ta, obrys zewnętrzny też, ale układ wnętrza i okien zupełnie inny i całkowicie bezsensowny Pan na to: ależ oczywiście, że to właściwy projekt, zresztą opieczętowany jak trzeba, ja: absolutnie nie, ten, który wcześniej dostaliśmy od handlowca jest inny i chcemy tamten! Pan poszedł wyjaśniać i co się okazało? Pozwolenie jest na ten opieczętowany projekt, oni zrobili potem projekt zamienny i ale nie pofatygowali się zmienić pozwolenia Ehhh...

 


Aha, przy podpisywaniu aktu poznaliśmy naszych nowych sąsiadów - młode małżeństwo mniej wiecej w naszym wieku, potem się jeszcze parę razy spotkaliśmy - przesympatyczni Szkoda, że na razie nie budują...

 

 


Reszta zimy - to zmiany w projekcie, zmiany pozwolenia, szukanie wykonawcy. No i załatwianie przyłączy. O rany, nigdy sobie nie wyobrażałam, że z tym jest tyle latania... W tym momencie zaczęłam przeklinać to, że Wyspa jest częścią miasta Gdańsk - w mniejszych gminach wszystko trwa trzy razy krócej.

 

 


Poszukiwanie wykonawcy to osobny temat Miałam parę namiarów z forum, spotkaliśmy się z czterema ekipami, ponieważ wszystkie super polecane - zdecydowała cena... O my naiwni

 

 


Ciąg dalszy nastąpi... może jutro...

Kingaa

Już stoją ściany parteru, ale ja wrócę do początków...

 

 


Zaczęło się... właściwie nie potrafię powiedzieć kiedy? W przeciwieństwie do większości z Was - najpierw wiedzieliśmy gdzie chcemy mieszkać, a decyzja o budowie przyszła z czasem.

 


W Wyspie Sobieszewskiej, będącej baaardzo oddaloną dzielnicą Gdańska, byłam zakochana od lat. Marzyłam, żeby tam zamieszkać, ale było to marzenie, które wiedziałam, że nigdy się nie spełni... do czasu... Uczuciem tym, aczkolwiek znacznie mniej intensywnym zaraziłam Michała, ale... na Wyspie nie budowali bloków a budowa domu nawet nam nie przyszła do głowy. Wydawało nam się wtedy, że domy budują milionerzy Wprawdzie Michał wspominał wielokrotnie, że fajnie byłoby mieszkać w domku, ale ja byłam przekonana, że to poza naszym zasięgiem...

 

 


lato 2003

 


Mniej więcej rok temu znajomi zaczęli remontować stary dom, drudzy kupili dom, jeszcze inni - działkę... Ponieważ właśnie skończyliśmy spłacać kredyt na mieszkanie, pomyśleliśmy, że działka byłaby niezłą lokatą kapitału (którego prawie nie mieliśmy - tak na marginesie ) Moglibyśmy za parę lat zacząć budowę, albo działkę sprzedać Więc przy okazji weekendowej wizyty na plaży w Sobieszewie postanowiliśmy rozejrzeć się - tak dla orientacji, czy nie ma tam przypadkiem jakichś działek na sprzedaż... I trafiliśmy na wielką reklamę dewelopera pt "Osiedle przy plaży". Natychmiast następnego dnia zadzwoniłam i okazało się, że osiedle owszem było kiedyś zaprojektowane, teraz oferta jest nieaktualna, zrezygnowali z budowy,na sprzedaż są działki :) Po sprawdzeniu dokładnym, czy z działkami nie jest przypadkiem coś nie tak, po obejrzeniu planów zagospodarowania, ksiąg wieczystych itp itd, decyzja podjęta: kupujemy!

 


I już w tym momencie wiedziałam, że choćby nie wiem co - ja tej działki sprzedać nie dam!

 


A zaraz potem trafiłam na forum



×
×
  • Dodaj nową pozycję...