Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

nionia

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    216
  • Rejestracja

Zawartość dodana przez nionia

  1. Drzwi wewnętrzne zamówiliśmy od tego samego producenta, co zewnętrzne i garażowe, będą to drzwi drewniane o klasycznym wzorze z szybami w kratkę. Musieliśmy nieco podwyższać otwory drzwiowe w kilku miejscach, okazały się za niskie-nie były standardowe. A teraz kilka słów o tym, co widać na zdjęciach. Na pierwszym jesteśmy w korytarzu części gosp, będą tu drzwi oddzielające tę część domu od mieszkalnej, dalej widać hol i kawałek jadalni. Na drugim zdjęciu wiatrołap, na trzecim widok z holu na jadalnię, po prawej wejście do kuchni. W wejściu do jadalni, salonu i kuchni nie będzie drzwi, tylko same futryny. Na czwartym zdjęciu widok z jadalni na kuchnię, a na piątym z kuchni na jadalnię i wyjście na taras.
  2. Przez cały 2012 rok w każdą sobotę dzieci zostawały z dziadkami, a my jechaliśmy do domku coś porobić. Większość pracy wykonywał mój mąż, ja pomagałam albo coś przymierzałam, jak ma być, planowałam. Zazwyczaj zaczynałam od poodkurzania po całym tygodniu pracy pana od wykończeniówki, myłam podłogę, żeby za tydzień powtarzać to samo. Najbardziej denerwujace był dla mnie wszędzie obecny biały pył z tynków. Jesienią i wczesną zimą mogliśmy już palić w kominku, co zazwyczaj w te nasze soboty czyniliśmy, niestety panowie też grzali się kominkiem, palili wszystkie papiery i kartony, potem, kiedy zamieszkaliśmy kominek nie był już taki idealny jak nowy.
  3. nionia

    Kotłownia i garaż.

    Dzisiaj coś na temat kotłowni, troszkę już o niej było, dzisiaj zdjęcia. Nasz piec, to piec na pellety (tylko), na zdjęciu widać sam piec, potem jeszcze przybędzie podajnik. Całość jest niezbyt duża około 75 szer, 75 gł i 135 wys. Włącza i wyłącza się co jakiś czas, w zależności ile grzejemy, trochę słychać w domu jego pracę i jak się sypią pellety (to słychać tylko przy otwartych drzwiach do części gospodarczej, jest to śmieszny odgłos, jakby spadały widelce:o). Poza tym użytkowanie jego nie jest skomplikowane, zwykle to mąż zasypuje paliwo, kiedy już jest mało pelletów zaczyna migać kontrolka i trzeba popchnąć paliwo, które usypało się np. w górkę przy ściance i nie jest w stanie wpaść do otworu pobierającego, sytuacja taka ma miejsce, kiedy nie uzupełni się na czas paliwa. Wiosną można sobie o dowolnej porze włączyć i wyłączyć, kiedy po zachodzie słońca znów zrobi się w domku chłodniej-uruchamia się tylko jednym przyciskiem, to dla mnie bardzo ważne. Jedynym mankamentem, jak dla mnie, poza tym, że nie jest zbyt cichy jest to, że wymaga okresowego czyszczenia, wraz z wyjmowaniem części wewnętrznych, wtedy to mąż znika w kotłowni na godzinę lub dwie. Gdyby ktoś był zainteresowany wydajnością, zużyciem, dokładną ceną itd. proszę pytać, zapytam męża i na ile będę mogła to odpowiem. Pamiętam tylko, że jego cena nie była zbyt niska, około kilkanaście tys zł. Mamy studnię, więc w kotłowni jest jeszcze hydrofor, a także 300 l zbiornik na ciepłą wodę. W przyszłości tam pod oknem zamierzam mieć blat do uprawy sadzonek (okno południowe), narazie sadzonki stoją na parapetach w salonie (raczej pokoju dziennym, bo ze względu na jego niewielką powierzchnię-chociaż dla nas wystarczającą, mnóstwa zabawek na podłodze i sadzonkach na parapecie trudno go takowym nazwać ).
  4. Dziękuję za miły komentarz, te prace prowadzone były już jakiś czas temu (mój dziennik to taka retrospekcja), a przyznam szczerze, że nawet nie wiem, bo to mój mąż uzgadniał wszystko z wykonawcą, poza tym była to ekipa, którą umawiał nasz główny wykonawca i wraz z materiałami i innymi kosztami rozliczaliśmy się z nim, a on ze swoimi podwykonawcami. Sorry, że nie potrafię odpowiedzieć, może mąż będzie pamiętał i napiszę. Wiem tylko, że byli drożsi od tych, co ocieplają styropianem, pozdrawiam.
  5. Domek ocieplony wełną mineralną (na początku mieliśmy nie ocieplać-budowaliśmy z Ytonga 36,5 cm, w projekcie nie było ocieplenia), przy oknach i drzwiach styropianem. Myślę, że ocieplenie sporo dało, chociaż najwięcej zimna wpada do domu innymi miejscami np. nie zrobione do tej pory przez nas wykończenia pod balkonami (wykończenie podłogi tuż przy samej ramie balkonu od strony mieszkalnej) powodują ,że zimą przy dużym wietrze czuć zimne powietrze, jak się podstawi rękę, tak samo u góry przy oknach. Nie wiem, czy to kwestia samych okien (drewniane), czy też tego styku okien ze ścianą. Spotkałam się z takimi sytuacjami również przy oknach plastikowych, więc chyba nie ma co narzekać, poza tym jest to taka "mikrowentylacja" potrzebna do prawidłowego obiegu powietrza w domu, chociaż i to czasem nie wystarcza i zimne powietrze wpada również przez wentylację (w kuchni to nawet przy silnych mrozach był niezły problem, wiało nawet wyciągiem i wokół piekarnika) oraz pod kominkiem w salonie (chyba jest urwana ta zawleczka wewnątrz, która reguluje dopływ powietrza z dworu do kominka) - u nas wszystko jakoś nie tak, jak być powinno, trochę to odbiera radość z mieszkania:(. No ale tak to już jest kiedy facet ma mało czasu, a tu tyle wszystkiego do zrobienia, a w domu najczęściej jest sama baba:).
  6. Drzwi zewnętrzne, jak również drzwi garażowe mamy drewniane. Oglądaliśmy różne bramy garażowe, pytaliśmy o wykonanie drewnianej ale jakoś nie mogliśmy znaleźć wykonawcy. Drzwi wejściowe od początku miały być drewniane, tradycyjne bramy garażowe uchylne, czy też zwijane, jakoś nam nie pasowały, nie wydawały się wygodne, nie można otworzyć - uchylić kawałka drzwi, poza tym sam wygląd takiej bramy nie bardzo nam odpowiadał. Trafiliśmy wreszcie bezpośrednio do producenta, oglądaliśmy takie drzwi garażowe w jednym domu, wydały nam się bardzo ładne i takie tradycyjne. Dostaliśmy wycenę drzwi garażowych, wejściowych i do kotłowni na tyłach domu, po porównaniu wszystkich za i przeciw zdecydowaliśmy się. Z perspektywy czasu nie żałujemy tej decyzji, chociaż dla wymagających zupełnej szczelności zimą taka opcja jest nie do przyjęcia. Wiadomo, drewno pracuje i jak już kiedyś pisałam o oknach nie są do końca szczelne i ze względu na swoja wagę niestety trochę opuszczają się, trzeba je regulować. ale czego się nie robi, jak się coś lubi. Bardzo sprawdzają się, gdy np. trzeba zimą wpuszczać, czy wypuszczać koty, uchylam kawałek i tylko troszkę zawiewa np. śnieg. Nie wyobrażam sobie, jak bym to robiła przy uchylnej bramie, chociaż przy ich wyborze nie myślałam o takim aspekcie praktyczności. Mąż twierdzi, że mogłyby być tylko trochę szersze, osobówką wjeżdża na styk. Zapomniałam dodać, że ich kolor najlepiej oddaje zdjęcie na zewnątrz domu, ani wewnątrz bez lampy, ani z lampą nie jest to dokładnie ten kolor. Miały być o kolor ciemniejsze od okien i chyba tak jest.
  7. Bardzo dziękuję, tak fotki będą niebawem, powolutku do przodu.
  8. nionia

    Płytkowanie

    A oto kilka zdjęć "przesławnych", opisanych kilka postów wstecz płytek. Widać tam fragment kotłowni (płytki ułożone w karo-tak musiało być, żeby uzyskać spadek na środku podłogi), dobrze widać pralnię- to te pomieszczenie z jasnymi, potem korytarzyk, na prawo jest garaż, a na lewo część mieszkalna. Widac też wypłytkowany wiatrołap (płytki czerwone) z tynkiem "postarzanym" oraz spiżarnię pod schodami. W jadalni dopiero przymiarki, jak mamy ułożyć.
  9. Dogadałam się z naszym panem majstrem, jak ma wyglądać moja imitacja kuchni kaflowej (na prawdziwą się nie zdecydowałam, chociaż bardzo lubię takowe:)), wyrysowałam mu wszystko i jak narazie wygląda tak, jak ją sobie wyobrażałam, chociaż to jej początki. W tej wysokiej wnęce przy oknach będzie lodówka, a w drugiej, widocznej koło kuchni będzie piekarnik. Nie mogłam się zdecydować, jak ułożyć dekory, pewnego dnia zajeżdżamy na budowę, wchodzę do kuchni i co widzę..., pan położył płytki bez dekorów, normalnie mnie zamurowało, a on na to, że tak mi będzie łatwiej sobie poukładać dekory i faktycznie tak było, kilka płytek na straty ale i tak był ich zapas. Płytki z serii "Wenecka".
  10. nionia

    Początki kominka

    Nasz kominek jest tradycyjny, jest to kominek "Zuzia", jego typ i wykończenie bardzo mi się spodobało w jednym czasopiśmie wnętrzarskim i panowie od kominka mieli nam coś podobnego zrobić. Udało się, chociaż nie do końca obyło się bez problemów, po panach od kominka, kończyli nasi majstrowie od wszystkiego. Również kolor zamówionego kamienia okazał się inny jak na wystawce ale dzięki temu kominek nabrał "swojego" wyglądu i nie jest identyczny, jak w gazecie ale przecież nie o to chodzi. A oto jego początki.
  11. W trakcie budowy domu wybralismy sobie na parter takie płytki, z których kupnem w trakcie wykończeniówki były problemy, okazało się, że jest to wycofywana kolekcja i w żadnej hurtowni nie było wystarczającej ilości. Obejrzeliśmy gro różnych podobnych ale to nie było to samo. W końcu zamówiliśmy przez jedną hurtownię od producenta 40 m jednego odcienia (musieliśmy wziąć całą końcówkę) i w drugiej hurtowni z centrali 100 m (też końcówka) drugiego odcienia. Wyszło tak, że wypłytkowaliśmy nimi cały parter, włącznie z częścią gospodarczą, oprócz salonu, a także położyliśmy je na ścianie w pralni i kotłowni. Bardzo je lubię, chociaż chodzenie boso daje specyficzny "masaż" stóp, a dzieci biegając w samych rajstopach zużywały je dość szybko. Przy myciu trzeba się troszkę wysilić, tzn. mocniej popychać mopa, nie tak jak po gładkiej i lśniącej powierzchni ale też w te nierówności nie wnika tak brud, jak by się można było spodziewać. Mają taką nierówną powierzchnię, są takie ciepłe-rustykalne, takie domowe, jak świeci słońce mienią się takimi drobinkami. Zdjęcia nie oddają w pełni ich uroku. Na jednym ze zdjęć wyrysowana moja kuchenna zabudowa.
  12. Powrót do dziennika po długiej przerwie zacznę od płytek do spiżarni, takie zwykłe, trochę rustykalne z Castoramy. Natomiast jeśli chodzi o tynk "postarzany" to chciałam mieć w spiżarniach namiastkę takiego muru piwnicznego i prosiłam panów tynkarzy, żeby zrobili taki byle jaki tynk (pokazałam im jak ma wyglądać w jednym z czasopism wnętrzarskich). Na to oni, że nie mogą zrobić byle jak i na normalny tynk kładli taką postarzającą warstwę. Na zdjęciu tego dokładnie nie widać ale wyszło ok, mam taką spiżarnię gospodarczą, wiatrołap oraz okap kominka i okap kuchni. Małej spiżarni nie robiliśmy w tym tynku, ponieważ to małe pomieszczenie trochę by ta chropowatość przytłaczała, poza tym podobała nam się na gładko.
  13. nionia

    łazienka c.d.

    Bardzo ładnie.
  14. Mieszkamy już ponad rok, czas tak szybko leci, całą poprzednią wiosnę i początek lata byłam bardzo zajęta w nowopowstałym "ogródku"- jeśli można tak nazwać trochę rozgarnięte górki po wykopie pod oczyszczalnię.:) Potem znów mieliśmy problemy z kompem, potem jesień, Boże Narodzenie i tak zleciało. Niemniej jednak nie zamierzam tak po prostu urwać mojego dziennika, więc powoli będę kontynuować swoje wspomnienia z budowy i wykańczania naszego domku. Od mojego ostatniego wpisu (prawie rok temu) wiele się zmieniło w naszym otoczeniu, mam już niestety sąsiada, a nawet jego dom tuż za płotem (piszę niestety, a kto mnie czytał wcześniej, wie co mam na myśli) ale jakoś narazie nam się układa nieźle ta nasza sąsiedzka współpraca. Następny dom wybudowano naprzeciwko po przekątnej, w oddali trzeci dom, dwie działki od naszej fundamenty, a troszkę dalej przy zagajniku trwają przygotowania do budowy:o:cry:. A jeszcze rok temu były tu same łąki i pola, kto by pomyślał, że tak szybko to wszystko się zmieni, z czym nie mogę się pogodzić ale nie mam innego wyjścia. No chyba że "nowe miejsce i nowy dom", nachodzą mnie takie myśli. Muszę podzielić się pewnymi obserwacjami z ponad rocznego mieszkania, typu "czego bym w domku jeszcze raz nie zrobił, a co bym zrobił ponownie" - Pierwszą i najważniejszą rzeczą, którą nam schrzaniono, a której nie dopilnowaliśmy,jest to, że wpuszczono nam wentylację kanalizacji w kanał wentylacyjny łazienki i teraz przy "odpowiednim" wietrze nawiewa nam "zapaszki" i trzeba mocno wietrzyć, dobrze, że mamy w łazience balkon . Pewnie da się coś zrobić ale trzeba by troszkę zrujnować łazienkę, jakoś się daje z tym problemem wytrzymać, chociaż nie twierdzę, że jest to trochę denerwujace. - Druga sprawa, to brak przejścia z garażu do kotłowni, tylko przez korytarzyk i pralnię. Noszenie paliwa (co prawda pellet nie jest brudzacy sam w sobie) i różnych rzeczy do kotłowni z samochodu jest trochę uciążliwe. Co prawda jest to część gospodarcza, oddzielona drzwiami ale trochę się brudzi. Na pewno kotłownia z bezpośrednim przejściem do garażu byłaby super, no i jeszcze odnośnie kotłowni. Graniczy ona z salonem, ściana od jej strony była izolowana styropianem (przeczytałam na forum -dobrze,że to zrobiliśmy) ale niestety i tak słychać piec, można się przyzwyczaić ale jest to troszkę uciążliwe, szczególnie zimą, kiedy dużo pracuje i wieczorem, kiedy w domu jest cisza. Czyli znów, kotłownia bardziej przy garażu, dalej od części mieszkalnej. To najważniejsze rzeczy, a z drobiazgów: - za duża wanna w niezbyt odpowiednim kształcie 150x150 (ciężko usiedzieć, bo się pływa, a jak się chce położyć, to jest tam na dole za wąsko dla ramion), narazie korzystają z niej głównie dzieci (współna kąpiel i szaleństwo z mokrą całą łazienką), a my częściej prysznic. -co do samego prysznica, a głównie do deszczowni, to polecam kształt prostokątny, ja wybrałm kwadrat i może trochę za dużo jest wody w jednym miejscu, a za mało np na ramiona (sprzedawca namawiał nas na prostokąt ale ja się uparłam na kwadrat:oops:) -jeszcze słówko szczególnie do kobiet, mam mały problem z bidetem, otóż mamy studnię głębinową z hydroforem i niezbyt dużym ciśnieniem wody i woda nie dolatuje tam gdzie trzeba, muszę tak chlapać lub przytykać palcem wylewkę, proszę się nie śmiać:) Poza tym z większości rozwiązań jestem zadowolona, a mogłabym polecać np: -wyciąganą wylewkę w kuchni do zlewu -płytę indukcyjną z oddzielnym timerem dla każdego pola-super sprawa -baterię prysznicową z termostatem - kocioł na pellety (co prawda niewiele mogę napisać o wydajności, zużyciu i cenach ale mój mąż twierdzi, że jest ok - dla zainteresowanych podpytam). Dla mnie najważniejsza jest bezproblemowa obsługa, czystość w kotłowni (najwięcej brudzimy my swoimi buciorami po pracy na działce), no może trochę słychać, jak pracuje i trzeba go regularnie czyścić. -super sprawa, jak ktoś pracuje w ogródku, ma małe dzieci i dużo ubłoconych butów, to wanna tzw. gospodarcza w kotłowni z bezpośrednim wejściem z dworu. Jest to wanna 120 cm z takim siedziskiem. Chciałabym napisać jeszcze o jednej rzeczy, którą zrobilibyśmy ponownie, a o którą się martwiliśmy, czy się sprawdzi. Otóż bardzo sprawdza się nam spiżarnia pod schodami oraz taka większa w części gospodarczej, w obydwu przypadkach nie robiliśmy ocieplenia podłogi, jest tam taki schodek, w drzwiach próg. W zimie przy -20 stopniach na zewnątrz w tej większej było 4 stopnie, a w korytarzyku przy niej nie było czuć nadmiernego zimna. W obu spiżarniach są okna, oczywiście cały czas ustawione na wietrzenie lub otwarte szeroko. Idealne do przechowywania warzyw, no może trochę za mało wilgotne, no ale to już lepsze niż całkowity brak piwnicy, oczywiście dla kogoś, komu ona jest potrzebna. W tej spiżarni pod schodami, która jest w części domowej, oczywiście nie było tak zimno ale dużo zimniej, niż w domu, trzymam tam np. zupy, ciasta, nawet sosy i mięso na drugi dzień. Postaram się powoli uzupełniać swój dziennik i jakieś uwagi na bieżąco dopisywać. Zapraszam do dalszego wspominania ze mną naszej wykończeniówki, może coś komuś się przyda, w tym poście to chyba na tyle. Mam nadzieję, że powoli dobrnę do takiego stanu, że czas teraźniejszy pokryje się z czasem przeszłym:)
  15. nionia

    Podłogówka.

    Hej, mlena_w fajnie, że cieszysz się z podłogówki, u nas też w każdym pomieszczeniu ustawia się niezależnie ale u nas przez cały czas, nawet kiedy przestaliśmy grzać, wilgotność w domu jeszcze nigdy nie przekroczyła 30%:(. Przez pierwszy tydzień bardzo źle na to reagowałam, w bloku zawsze było w granicach 50%, pewnie to wina tynków gipsowych, które podobno regulują mikroklimat w domu, pochłaniają nadmiar wilgoci i oddają ją, gdy jej brak. Nasze jakoś nie oddają, a może mam popsuty higrometr?:) Te 47% u Was to super, to taki komfort dla człowieka (granice od 40 do 60 %). Pozdrawiam i dzięki, że wpadasz:).
  16. nionia

    Okna o zachodzie słońca.

    Szkieletoradi, myślę że za 5 lat będziemy to drewno odnawiać:), świadomie decydowaliśmy się na to, wybierając okna drewniane.Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli mówiąc "tak to jest, jak się wybiera bo ładnie wygląda"? Jak ktoś się decyduje na drewno, to musi się liczyć z tym, że ono pracuje i nie jest być może tak super szczelne ale to akurat dla mnie nie ma aż tak wielkiego znaczenia. Jak wcześniej pisałam, ta odrobina powietrza, jaka się przedostanie do wnętrza może tylko temu wnętrzu dobrze posłużyć, mam na myśli taką mikrowentylację, czyż nie? A wracając jeszcze do pytania o te 5 lat, to chciałabym zapytać, co sądzisz o tych wszystkich drewnianych oknach, drzwiach, tudzież całych domach z drewna, które były budowane na początku ubiegłego stulecia, o tych wszystkich drewnianych oknach i drzwiach w starych dworach, pałacach, kościołach, co przetrwały jakoś do naszych czasów i bardzo często nieźle się mają? Myślę, że 5 lat, to trochę mało, żeby snuć jakieś czarne wizje, obym się myliła. A tak na marginesie, wyprzedzając trochę mój dziennik powiem, że drzwi zewnętrze do domku od strony wejściowej, a także od kotłowni oraz bramę garażową też mamy z drewna i chociaż z powodu swojej ciężkości trochę się opuściła (można to podregulować), to nie zamieniłabym ich na plastikowe, blaszane, żelazne, aluminiowe, czy jakieś tam inne. A i cena wcale nie była taka niska, wogóle nie była niska, jak to zwykle cena drewna. A twoje drzwi, to mam rozumieć jakość bmw o wyglądzie daewoo?
  17. Ciekawa jestem, czy wystarczająco wyjaśniłam swoje nie do końca zadowolenie z podłogówki, szczególnie zwracam się do Alusia 1974 ? Porównując post sprzed kilku tygodni, jest to diametrale zaprzeczenie tego, co kiedyś pisałam ale dopiero po codziennym, kilkunastodniowym użytkowaniu wyszło to wszystko, bo tak na początku to super sprawa ale potem już nie było tak różowo.
  18. nionia

    Parapety i wielkie zdziwienie.

    Dzięki dziewczyny za komplementa dla parapetów:), te zdjęcia nie oddają całego ich uroku, na moim kompie są w lepszej jakości, potem w dzienniku już takie nie wychodzą. Co do reklamacji, nasze zamówienie było chyba ostatnim na sosnowe, potem się wycofali z sosny ale i tak są niezłe, mimo że to ich lewa strona. Niedługo będą miały 2 lata i nic się z nimi nie dzieje, wiadomo normalnie się zużywają, czasem poleci mi woda, gdy podlewam sadzonki, nie zawsze też myję je płynem do drewna, czasami po prostu wilgotną ściereczką
  19. Zamawiając drewniane okna nie przychodziło mi do głowy, że parapety miałyby być inne, jak tylko drewniane. W sklepie z oknami była wystawka parapetów drewnianych, różnych rodzajów wykończenia, tzn. kształtu tego frezu na brzegu, z drewna sosnowego, dębowego i meranti, tak jak oferta okien. Zaznaczam, że było to prawdziwe drewno, tylko polakierowane, bez żadnego forniru, czy jakiejkolwiek warstwy "uszlachetniającej". Zamówiliśmy więc określony wzór-kształt, sosnę i kolor taki jak okien. Kiedy przyszedł czas na montaż okien, przywieziono parapety, rozpakowano jeden z nich...... i co się okazało? Ano właśnie, że na prawej stronie, tej, która ma być do góry jest taka warstwa "uszlachetniająca", że wyglądały jak merbau,( a na wystawce były piękne z litej sosny), gdyby były tylko takie, to bym ich nie zamówiła. Otwarcie drugiej paczki (w sklepie) i to samo. I co się okazało, że wystawka jest sprzed kilku lat, a reklamacja nie będzie uwzględniona, bo już takich nie robią, tylko z tą warstwą forniru, która podobno "uszlachetnia" i dodaje odporności na wilgoć. No i co my teraz zrobimy, te parapety nam się nie podobają, nie jest to taki towar, jak zamawialiśmy. Wyjściem z sytuacji okazało się zamontowanie parapetów "do góry dnem" tzn. na lewą stronę, gdzie widać łączenie drewna ale generalnie jest to lite drewno, a nie jakiś fornir. W wybranym przez nas wzorze nosek miał być na dole, a teraz jest na górze i myślę, że tak jest nawet lepiej. W tym miejscu chciałabym dodać, że pan sprzedawca zachował się przyzwoicie (w przeciwieństwie do swojej żony, która wmawiałała nam, że towar jest taki, jak miał być, a nawet lepszy:eek:) i nie policzył nam wogóle montażu tych parapetów, a było ich trochę, włącznie z docinaniem na wymiar połączeń w wykuszu. A teraz kilka fotek naszych nieszczęsnych ale ładnych bohaterów.
  20. Kontynuując mój dzienniko-pamiętnik cofam się ponownie do okien, będzie to ostatni wpis na ich temat i tak się dobrze składa, że po zimie mogę coś nie coś powiedzieć o ich szczelności i tu niestety znów muszę zmienić zdanie do tego, które przedstawiłam o kilka postów wstecz. Otóż nie są tak idealnie szczelne, przy dużych wiatrach firanka się trochę ruszała:) ale pewnie jest to związane z tym, że drewno pracuje i w czasie mrozu się kurczy ( chociaż znów w plastikach kurczy się ta gumowa uszczelka, przynajmniej u nas w bloku tak było) i powstają takie mikroszpary, które maja też swoją dobrą stronę, wpuszczają do wnętrza odrobinę świeżego powietrza. Poza tym dość ciężko się zamykają i otwierają, jak równięż nie zawsze można dobrze ustawić stopniowanie uchyłów ale to poniekąd nasza wina, gdyż przed przeprowadzką mieliśmy zawołać pana od okien, żeby nasmarował i poregułował , już tak ostatecznie, gdyż okna stały ponad rok w magazynie i były trochę "zapieczone" zawiasy. Niemniej jednak ze względu na ich niewątpliwą urodę, można im wybaczyć pewne niedogodności, przecież nic nie jest doskonałe:D
  21. Na początku chciałabym podziękować za odwiedziny i miłe komentarze, "fajnie czytać, że ktoś czyta":), że trzyma kciuki i życzy powodzenia. Otwierając dzisiaj swój poprzedni post dopiero zauważyłam pewien błąd, otóż mieszkamy 4 miesiące, a nie 4 tygodnie, jak napisałam (od 15 grudnia). Odpowiadając jednej z kolezanek na temat podłogówki, chcę powiedzieć, że minusy jej funkcjonowania odkryłam po kilku dniach mieszkania, może po tygodniu, czy dwóch. Jak kiedyś pisałam, miło było wchodzić do wiatrołapu z cieplutką podłogą, czy chodzić boso lub też dzieciom było ciepło bawić się na podłodze ale... No właśnie, po kilku, bądż kilkunastu dniach to ciepło nie było już tak przyjemne dla moich stóp (generalnie tylko moich, to takie moje własne odczucie), było mi za gorąco (o dziwo zawsze marznę w stopy ale np. latem mam wielką skłonność do odparzeń, nawet w skórzanych sandałach, to taka moja przypadłość), chodziłam więc boso lub w samych skarpetkach, w salonie, gdzie nie ma podłogówki było znów za zimno bez kapci i tak mnie to denerwowało, gdy kręciłam się po domu,( schody i całe piętro miało zimną podłogę) Chcę nadmienić, że na początku trochę się uczyliśmy funkcjonowania całej instalacji, jak ustawić, żeby było dobrze, w końcu ustawiona na minimum dała zadowalający efeky ale śmiem twierdzić, że śmiało dom mógł się bez niej obejść, tak jak to zamierzaliśmy na początku ale zrobiliśmy na wszelki wypadek. W zimie i wczesną wiosną była włączona, teraz jest wyłączona, podłoga jest co prawda zimna ale chodzenie w kapciach to jakieś rozwiązanie Chodzenie boso po naszej podłodze, która ma specyficzną fakturę, taką nierówną powierzchnię, dość szerokie fugi nie jest zbyt przyjemne (można się przyzwyczaić i dla jej uroku nie zmieniłabym jej na inną). Poza tym przez pierwszy miesiąc dzieciaki chodząc boso (bo ciepła podłoga), porwały więcej rajstop i skarpet, niż przez kilka lat chodząc po parkiecie w bloku. To wszystko, co tutaj piszę, to moje subiektywne odczucia i nie chciałabym tego traktować w ramach doradzania, czy odradzania ale czułam się w obowiązku wyjaśnić, na czym polegała zmiana zdania na temat podłogówki. W teorii wydaje się takie dobre ale w praktyce już nie koniecznie, no chyba, że ktoś ma niewrażliwe stopy:) lub gładką podłogę i podłogówkę na całym parterze, no to może wtedy zda egzamin celująco (podłogówka oczywiście) Dla mnie osobiście wystarczyłyby kaloryfery (i tak są w każdym pomieszczeniu), niemniej jednak w zimie będzie grzane z ustawieniem na minimum( tak było zadowalająco dla większości rodziny:D) Teraz mój trzylatek na lodowatej podłodze w łazience, przyzwyczajony do tej letniej, jaka była zimą, na początku, jak wejdzie do pomieszczenia wykonuje balet na palcach:)
  22. Dzisiaj, po kilkumiesięcznej przerwie spowodowanej przeprowadzką, brakiem neta oraz świętami, muszę zrobić taki przerywnik w pamiętniku i oznajmić, że mieszkamy już prawie cztery tygodnie, tj. od 15 grudnia 2012 roku !!! Mamy już za sobą obydwa święta w nowym domku i z perspektywy tych prawie czterech miesięcy mogę już coś powiedzieć na temat tego, jak się mieszka. Po pierwsze wprowadziliśmy się nie mając wszystkich mebli (do tej pory nie mamy), wiele drobnych prac nie było skończone ale tak nam zależało, żeby wprowadzić się na Boże Narodzenie, więc ustaliłam nieprzekraczalny termin na 15 grudnia i jakoś się udało. Bez pewnych rzeczy w domu człowiek może się obejść ale np. brak lustra (jakiegokolwiek) może być nieco uciążliwy, gdy świąteczny makijaż (świąteczny w dosłownym tego słowa znaczeniu, gdyż na co dzień się nie maluję) robiłam patrząc w srebrny przycisk od geberita:D. Po jakimś czasie doczekaliśmy się jednego lustra w głównej łazience na górze. Poza tym dość uciążliwe i chaotyczne było na początku szukanie różnych rzeczy, włącznie z ubraniami we wszelkiego rodzaju pudłach i torbach. Ta nasza przeprowadzka była taka trochę na siłę ale ileż można się wykańczać, zawsze by było jakieś ale, coś do zrobienia, a tak mamy już to z głowy i bardzo dobrze:) Pierwszej nocy poszliśmy spać, zarówno my, jak i dzieci, bardzo późno i prawie wcale nie spałam (dzieci spały jak susły, a bardzo się o to martwiłam, 2,5 latek po raz pierwszy sam w swoim pokoiku, zniósł to bardzo dobrze). Drugiej było trochę lepiej ale przez około 2 tyg. było mi tak jakoś dziwnie.Bardzo chciałam tego domu i już nie mogłam się doczekać przeprowadzki ale potem przez pewien czas wracałam myślami do naszego mieszkania, w którym zamieszkaliśmy zaraz poślubie i spędziliśmy w nim 15 lat, tam przyszły na świat nasze dzieci. W nowym domu było fajnie, cisza, spokój, dookoła piękne zimowe krajobrazy ale przez pierwsze dni i noce każdy odgłos nas niepokoił, w nocy schodziliśmy na dół, żeby sprawdzić, czy nikt się po domu nie kręci, takie wymuszone przez naszą wyobraźnię zachowania. Teraz to już po całym dniu padam jak suseł i nic mnie nie obchodzi, wiem, że dom jest pełen najróżniejszych odgłosów. Przez pierwsze tygodnie uczyliśmy się mieszkania w domu jednorodzinnym (jejku, jak to fajnie brzmi, spełniło się jedno zmoich wielkich, zdawałoby się nieosiągalnych marzeń), uczyliśmy się np. pieca i podłogówki, jak to poustawiać, żeby było dobrze (co do tej ostatniej, to trochę zmieniłam zdanie w porównaniu do tego sprzed kilku postów, niestety na gorsze ale o tym może kiedyś). Kilka razy zdarzyło się, że budził nas czujnik czadu, co było spowodowane wieloma czynnikami np. pozostawionym w wiadrze popiołem lub zmianą baterii albo nie tak działającym piecem, raz mąż o 3 rano musiał "rozbierać" coś w piecu i jeszcze raz montować do 5 rano:eek:. Takie różne niespodzianki przez pierwszy miesiąc zdarzały się w domku. Teraz już mieszka się super i kiedy jeździmy jeszcze do bloku po jakieś rzeczy, które zostały, to wiem, że już nie chciałabym tam wrócić. Domek jednorodzinny to jest to ! i mimo pewnych trudności i dodatkowych obowiązków bardzo się cieszę, że w nim udało nam się zamieszkać po 4 latach i 3 miesiącach od rozpoczęcia budowy. Wybaczcie mi taki długi wpis ale takiego ważnego epizodu w życiu nie potrafiłam streścić w kilku zdaniach:). Wkrótce może uda mi się coś napisać w stylu "czego nie zrobiłabym w domu po raz drugi", niemniej jednak mój dziennik wraca do dawnej formy pamiętnika z odniesieniem wstecz do ubiegłych lat, a zatem następny post będzie już kontynuacją poprzednich na temat wykończeniówki.
  23. nionia

    I jeszcze raz okna.

    W związku z ograniczeniem ilości zdjęć do jednego wpisu, dodam jeszcze kilka fotek okien w dodatkowym poście.
  24. nionia

    Okna wstawione.

    W sierpniu ubiegłego 2011 r, po ponad roku leżakowania w magazynie dystrybutora (domek nie był na nie przygotowany), po zrobieniu wszystkich mokrych prac w domku, zostały zamontowane okna. Są to drewniane sosnowe okna firmy Urzędowski w kolorze rudo-brązowym, przy czym wewnątrz wydają się bardziej brązowe, dość ciemne, natomiast na zewnątrz, szczególnie od słonecznej strony są bardziej rude. Po ponad roku użytkowania możemy stwierdzić, że są dobre, narazie nic się nie wypaczyło, są szczelne i ciepłe. Narazie nie mamy włożonych docelowych klamek, tylko po całym domu "krąży" trzy robocze klamki, zamykanie i otwieranie przy ich pomocy jest troszkę utrudnione ale te docelowe w kolorze starego złota włożymy tuż przed przeprowadzką. Jeśli chodzi o system zamykania i otwierania, to w niektórych oknach, szczególnie balkonowych wymaga on drobnej regulacji, co wiąże się z długim czasem ich leżakowania w magazynie i nie używania. Bardzo mi zależało na drewnianych oknach i muszę przyznać, że się nie zawiodłam.
  25. nionia

    Wylewki.

    Ostatnim etapem przygotowania podłogi pod właściwe "ubranko" były wylewki, temat raczej mało wyczerpujący, przedstawię zatem tylko kilka fotek.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...