Częściej to ja kochanieńka dopiero będę... chyba na nasze specjalne zamówienie mają na pobliskiej szkole antenę do radiowego netu zakładać. A już szukałam jakiś plusów, ery czy innych dziadostw bez zasięgu na mojej wsi:P
Noooo... właściwie chyba taaaak:D, dwa tygodnie wyprzedzenia diabli wzięli przez tartak... przeżyłam i nadrobiłam jeszcze raz, może troszkę mniej, ale zawsze... do końca maja miał być wedle harmonogramu dokończony dach, a my już tydzień bawimy się w środku.
Zdjęcia będą... jutro:D... dopiero wróciłam po kolejnym tygodniu i marzę o prysznicu i wyrku... a poza tym jakieś mało fotogeniczne te chudziaki i ścianki... ale pokażę, a co mi tam;)...
Eeee... głównym dachołazem to moja większa połowa jest... ja w nagrodę z milion razy po drabinie w te i we wte po każdy cuś musiałam złazić i włazić... teraz to mogę już powiedzieć, że nie było tak źle;)
Misiu... mam i bi i tri cepsy, babochłop raczej nie jestem, ale sztanga to moja ulubiona zabawka na siłowni:oops:. Od podstawówki żaden chłopak w klasie mi nie podskoczył na rękę... silna baba jezdem... tylko krzydeł ni mom;), a jak czegoś nie dam rady to mi zaraz nerwa wyłazi i z kiesierą nie podchodź. Aż mi czasami wstyd później...
Dziękuję Wszystkim za zachwyty... tylko jakoś nieswojo mi z tym, że twierdzicie iż szybko to idzie. Dla mnie blachowanie ciągnęło się jak flaki z olejem. Pogoda ciągle przeszkadzała...
Zresztą było to tak...
W środę wieczorem przywieźli nam blachę
W czwartek dało nam popracować 2, no może trzy godziny... i zaczęło padać
W piątek udało nam się ze dwie godzinki wyszperać pomiędzy deszczem, a ulewą
Sobota była ok... dopiero wieczorem, gdzieś tak po 18 zaczęło padać. Dojechaliśmy do kominów, tu przerwa technologiczna na obróbkę. Wiem, na razie te moje kominy trochu nie pasują, ale całość będzie lepsza... obiecuję
Poniedziałek i wtorek tak lało, że nawet nie myśleliśmy o włażeniu na dach... leliśmy chudziaka:). I tu temat na oddzielnego posta, bo przedobrzyłam obliczenia. Myślałam, że damy radę z chudziakiem w trzy dni, ale nic z tego. Conajmiej 5 -6 trzeba będzie lać. Jakoś nie dociera do mnie, że 220 m2 w parterze to jednak niemało:rolleyes:. Cóż... za prędka chciałam być
Dopiero od środy mogliśmy cuś podłubać na daszku. Przez te deszczowe epizody to wydaje mi się, że z miesiąc nam się zeszło.
Dziś kupiliśmy rurki kanalizy, zaraz wyruszamy. Dokończymy daszek i może troszku rur rozciągniemy... i... już się nie mogę doczekać działówek:D... będzie wiadomo co, gdzie i jak...
Dach, a dokładniej prace dekarskie były jak do tej pory najtrudniejszym elementem dla mnie. Nie chodzi o sam sposób, co i jak to wiem (wiemy), ale ja tylko baba jestem o czym moja druga połówka zdaje się czasami zapominać. Było ciężko...
Bywały chwile zwątpienia...
Baaaa... nawet oczy mi się zapociły kilka razy z bezsilności... (ps. ma ktoś krzydła na zbyciu?)
Obecnie brakuje słownie "pięciu" malutkich trójkącików i gąsiorów na dwóch kalenicach... wczoraj zabrakło nam ze trzy godzinki... doba za krótka;)
A poza tym, cuś strasznie bucało za lasem.... a skoro smoki już wyginęły to cóż to może być??????
ano właśnie, burza... to nawet burzysko potworne było i nas wzięło i pogoniło:D
Pisałam kiedyś, że "rzeka" to ciut przyduże określenie dla tego cosia co u nas ciurka... no dobra, teraz to jest rzeczka, bo przybyło w niej z metr wody;)
Dzięki za pochwały, przyjemne tym bardziej, że efekt "tymi rąsiami " wypracowany:D
Teraz bardzo rzadko zaglądam na FM, i właśnie niedawno się zastanawiałam co u Ciebie słychać. Pracuję nad mobilnym netem, więc może niebawem będzie mi dane nadrobić zaległości w Waszych dzienniczkach.
Ten od figaroooo to w dzień piał... bo oststnio już nie słyszę tego właśnie figarooo , za to wieczorami i od świtu coś tak drze dzioba, że zasnąć nie idzie:yes:... słowik??????
Już zaczęliśmy, tylko nie mogę się z pogodą dogadać, leje, lele.... i zzzzimno jak diabli, echhhhhh.....
Kolor... pewnie, że ceglasty:lol:
A aparatu to już się nauczyłam.... nie żałować, że go właśnie nie mam;)... zawsze sobie tłumaczę, że przecież takie widoki to już na stałe będę miała:yes: