
Zaczynam dochodzić do wniosku, że z domem jak z dzieckiem. Już kiedyś na forum było porównanie budowy do ciąży. Oczywiście wysokie ciśnienie i hemoroidy to w obu przypadkach skutki uboczne błogosławionego stanu, ale chodzi o sam proces oczekiwania. I podobnie jak z upragnionym potomkiem: im bardziej się chce, tym bardziej nic z tego nie wychodzi. Natężenie mojej obsesji budowy opada nieco z nadejściem września. Pracuję w szkole na dwa etaty i na dodatek decyduję się podjąć kolejne studia. Tu muszę się oprzeć przemożnej chęci opisania tego faktu, bo to niesamowite przeżycie nie być nagle przez kilka dni żoną i matką a stać się chichoczącą, trzpiotowatą studentką. Lubię być Studentką. Ale to nie ma wiele wspólnego z budową. Tyle, że kwestia fundamentów, piasku (myślę o zgłoszeniu mojego Pana od Piasku do Księgi Guiness’a w powolności dowożenia materiału) staje się nagle mniej ważne i oto dowiaduję się, że mamy już materiał na więźbę! Gdzieś na Mazurach szykuje się drewno na nasz dach. Mazury nie dlatego bo tam ładnie (co prawda), ale dlatego, że taniej. W przypływie histerii zaczynam słuchać wynurzeń Mojego Męża i w mojej głowie powstaje wizja tego co słyszę: fundamenty przykryte dachem. Nawet mnie to nie przeraża. Po tak długim oczekiwaniu przełknę wszystko, byle coś się jeszcze wydarzyło w tym roku. Pielęgnuję obraz kurnej chaty przez kolejnych kilka dni a tu się dowiaduję, że w przyszłym tygodniu chyba (powtarzam: CHYBA) będziemy kupowali bloczki na ściany. Robota mogłaby ruszyć już niebawem a tu okna nie ustalone (zmieniamy ich rozmiar i rozstaw)…wysokość ścian też jest inna w projekcie niż planujemy….ale tu wychodzi filozofia Mojego Męża: „Co będę teraz myślał. Jak będzie budowa, to będę myślał…” , no i teraz musi szybko myśleć. Ale szef naszej Ekipy niczemu się nie dziwi (to na pewno facet jest) tylko siada na podłodze i wszystko rysuje. Ładnie to wygląda. I takie równe się robi. I okna ma. Mój Mąż co jakiś czas pyta: „Dobrze tak będzie?” A ja siedzę obok, też na podłodze i mruczę „Mhmm, dobrze…” przeglądając sobie katalog Avonu. Chociaż nie lubię Avonu. Znam Mojego Męża i dochodzę po prostu do wniosku, że jak się będę stawiać, to Mąż i Szef Ekipy się na mnie obrażą i powiedzą, żebym se sama rysowała i planowała…i wybudowała. Uhhh…czasami to ich nie lubię…
- Czytaj więcej..
- 0 komentarzy
- 604 wyświetleń