Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

madmegs

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2 406
  • Rejestracja

Wpisy blogów dodane przez madmegs

  1. madmegs
    Sobota 13 września 2008 r.
     
     

    Krótka wizyta na budowie. Ekipa robi, twierdzi, ze kończy parter.
     
     

    Wszystkie ściany działowe już są. Zaczęli szałować nadproża. Na razie z przodu, zaleją, a potem z tyłu, z tego samego materiału. Oszczędnie. Tak oszczędnie, że do szałowania nadproży wykorzystali moje trofiejne drzwi garażowe! No wiem, zrezygnowaliśmy z garażu, ale byłyby jak znalazł do zaślepienia tej wielkiej dziury w salonie. Okna balkonowe mam na myśli. Kto do jasnej anielki pozwolił im ruszać MOJE rzeczy??!!! Wkurzyłam się okropnie! Wiem, że w zasadzie to nie bardzo jest o co, w końcu to tylko kawałek płyty, ale primo: darowanej z dobrego serca i szkoda mi takiego marnotrawstwa ( tak kawałka płyty, jak i tego dobrego serca ), a secundo: mam fioła na punkcie ruszania cudzych rzeczy. Zwłaszcza moich. Taki uraz z dzieciństwa. Traumatyczna reminiscencja po mieszkaniu w jednym pokoju przez 10 lat z młodszą siostrą.
     

    Oto corpus delicti:
     

    Nadproża do drzwi kotłowni i okna łazienki:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/5/7/37046154_d.jpg
     


    Nadproża do okien: w graciarni, tfu warsztacie i kuchni oraz drzwi wejściowych:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/7/9/37046157_d.jpg
     


    Wrrrr!!!!!
     
     

    O, trochę mi już przeszło...
     

    Pomyślmy o czymś bardziej przyjemnym... :)
     

    O! Tu widać kuchnię i moją wytęsknioną spiżarkę!
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/9/0/37046155_d.jpg


    Co do spiżarki - to nie mogę się po prostu dooooczekaaać!!!!
     

    Teraz mam prawie taką samą, tylko wejście jest na wąskiej ścianie. Jak powkładam graty, to nie da się głębiej wejść. Po dłuższym czasie wogóle nie da się wejść. A na końcu, na przeciwległej do drzwi ścianie jest piec CO. Hm... zima trzeba bedzie więcej sprzątać... Ostatnio, gdy wyszarpywałam stamtąd suszarkę, która zakleszczyła sie z deską do prasowania, której noga "wlazła" do ucha od worka z ziemniakami - mało czerepu nie straciłam. Tak tym szarpałam, że mi słoik z ogórkami na łeb spadł. Na szczęście miałam tylko guza, a ogórki ocalały. Złapałam je w ostatniej chwili. Zresztą nie o ogórki chodzi, tylko o szkło. Podlogi w spiżarce myć nie trzeba, bo nie ma podłogi Jakby w to wleciała woda z kiszonych ogórków i szkło, to chyba musiałabym odgruzować wszystko do zera, żeby to posprzatać... A tak nie muszę
     

    W nowej spiżarce mam wejście na środku długiej ściany, więc zrobię sobie blaty i szafki po lewej i po prawej stronie, a na wprost haki i wieszaki na mopy, szuszarki i odkurzacz. Bosko, nie?
     
     

    Poza tym posadziłam sobie sześć drzewek! Nie, żeby mi ich w okolicy brakowało, ale dostaliśmy je od nadleśnictwa w B. i U. za zbiórkę surowców wtórnych. Świerki i jarzębiny. Las mamy całkowicie liściasty, więc parę choinek z pewnością się przyda. Będzie zieleniej, gdy przyjdzie listopad i wszystkie pozostałe drzewa będą łyse. A do jarzębiny mam sentyment z dzieciństwa. :) Pod blokiem rosły. Korale sobie z owoców robiliśmy. I łańcuchy na choinkę. Zresztą obecnie jest to naprawdę niedoceniane drzewko ozdobne. Z przyjemnością posadzę sobie kilka w ogrodzie. Trzeba tylko je przycinać, żeby chochoły wielkie z nich nie wyrosły i tyle. Na razie posadziłam je w tajnym miejscu, żeby mi ich mój krzakowy złodziej nie ukradł. Przekwalifikuje się ciemny typ na drzewkowca i tyle będę miała. Przesadzę, jak będzie gotowy płot. Ha!
     

    Patrząc na te drzewka za surowce wtórne, naszła mnie taka konkluzja: kto by pomyślał, że w ciągu roku:
     

    a) wypiłam tyle wina i wody mineralnej?!!!
     

    b) Sopelkiewicz wypił tyle piwa?!!!
     

    c) Dzieci wypiły tyle soczków Kubusiów??!!
     

    d) Kupiłam dzieciom tyle badziwiarskiech gazetek typu „Kaczor Donald”, „Spiderman” czy „Witch”?!!
     

    e) Zjedliśmy tyle jajek??!!!
     

    f) Nasi goście ( bo my na pewno nie ) wynieśli po 113 stopniach tyle butelek wódki i coca –coli? No chyba, że ktoś się włamał i nam podrzucił...
     

    Dodam tylko, że wydawało mi się, że segreguję odpady. I myślałam, że mąż to na bieżąco wyrzuca. Prawda wyszła na jaw, gdy przyszedł ziąb i trzeba było dostać się w zakamarki kanciapy i dotrzeć do pieca CO.
     

    No ale nie ma tego złego... Są drzewka i jest przyczynek do poczynienia oszczędności w domowym budżecie :) :) :)
  2. madmegs
    Wtorek, 9 września 2008 r.
     
     

    Domek dalej się buduje. :) Wieczorkiem zastałam na działce coś takiego:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/5/7/36916229_d.jpg
     
     


    Chłopaki kończą murować kominy:
     

    komin kominkowy:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/2/8/36916228_d.jpg
     


    wlot do komina. Tu się wsadza ponoć rurę spalinową...
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/0/8/36916226_d.jpg
     


    a tu wyczystka. Pod schodami będzie.
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/2/9/3/36916224_d.jpg


    Te kozie bobki to bynajmniej nie trofeum z górskich szlaków ( choć przyznam się, że jak je zobaczyłam schowane w tej dziurze, w pierwszym odruchu obejrzałam się na mojego syna... o podła matka ze mnie! ) To tylko kulki keramzytu, którymi ocieplony jest komin spalinowy.
     
     

    Generalnie idzie dobrze... Co prawda wyszły nam różne takie dziwne , ale cóż...nikt nie mówił, że będzie łatwo...
     
     

    Primo: łazienka wyszła inaczej. Zamiast mieć po lewej stronie od wejścia komin, pralkę i kabinę, będę miała pralkę, komin i kabinę. O ile się ta ostatnia zmieści....
     
     

    Poniżej początek problematycznego komina między łazienką a kotłownią...
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/4/7/36916227_d.jpg
     


    Oczywiście jest to moja wina, bo wymyśliłam sobie kotłownię na paliwo stałe i dodatkowy kibel w (już ex) garażu. No dobra, kibel, fakt, mea culpa , ale to było przy okazji. Kotłownia nam wyszła w praniu. Okazało się, że z różnych powodów ( m.in. wynikających z natury ludzkiej, ale o tym innym razem, bo nie chce mi się teraz denerwować ) nie będziemy mieć gazu i trzeba było w te pędy wymyślić inny sposób ogrzewania. Padło na węgiel. W końcu mieszkamy na śląsku... No i tak mamy: „pa pa garażu, witaj kotłownio” I kibelku. I graciarnio Sopelkiewicza. Przepraszam, kochanie (to do męża). Warsztatu Sopelkiewicza.
     
     

    Mam też drobną wątpliwość co do jednej wentylacji , odległości przyszłych schodów od drzwi i wnęki ( na mój gust jej braku ) w małym pokoju. Co zrobiłam?
     

    Zadzwoniłam do Cappo i poprosiłam, aby pojechał na budowę i sprawdził te rzeczy. Ocenił i zarządził. Po konsultacji ze mną. Dziękuję. Tyle. Po co ja mam się tak denerwować? Jest źle zrobione? Się poprawi... Przecież nie moimi rękoma...
     
     

    Weekendowy balsam widać nadal działa...
     
     

    A tak nam domu przybywa:
     

    kuchnia:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/5/4/36916232_d.jpg
     


    spiżarka:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/8/9/36916233_d.jpg
     


    salon:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/3/5/36916234_d.jpg
     


    a to jakaś ściana wewnętrzna nośna. Tylko nie wiem gdzie, bo nijak nie mogę sobie przypomnieć w której części domu to zdjęcie zrobiłam...
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/3/9/36916230_d.jpg


    Pomyślałby kto, że zamek buduję, a nie skrzacika...
     
     

    Podobno do końca tygodnia mają być nadproża. Mieliśmy małą polkę galopkę ze stemplami, za które w tartaku krzyknęli sobie jak za czarny dąb co najmniej. Używanych akurat nikt nie miał do sprzedania... Ale w końcu daliśmy radę. Po długich korowodach i kombinacjach na razie kupiliśmy 40 używanych stempli od brata sąsiada. Sopelkiewicz woził je swoim kombi 70 km! Ale i tak wyszło połowę taniej niż nówki. Nie wiem ile nam jeszcze będzie tego badziewia będzie potrzebne , ale kupować nowych nie będę! To zdzierstwo i tyle! Wolę od kogoś odpłatnie pożyczyć. Niech sobie zarobi za dobre serce. A tak co? Tylko mu ( temu komuś ) by te stemple leżały i gniły. A tak wyprostują trochę kości. Muszę tylko znaleźć chętnego do pożyczenia. Jest kilka budów w okolicy, to popytam. Ja, na ich miejscu, skusiłabym się na własną ofertę...
     
     

    Jutro muszę domówić trzy palety pustaka 25 cm i paletę cementu. W poniedziałek pół tony dowoził kombikiem Sopel. Jedzą z desperacji ten cement chłopaki, czy co?
     
     

    Jeśli ktoś tu w ogóle mnie czyta, to może mi powie ile ja tych stempli potrzebuję? Na 90 m2 stropu?
  3. madmegs
    Piątek – niedziela, 5-7 września 2008 r.
     
     

    Pełna laba! Pojechaliśmy w Beskid Żywiecki. Pogoda była cudowna, jak w samym środku lata. A to przecież było jego pożegnanie... Pochodziliśmy po wspaniałych górach, pobyliśmy razem, całą rodziną, dobrze nam zrobiły: słońce, spanie w namiocie, zapierające dech w piersiach widoki i na odtrutkę świeże powietrze. Człowiek nawet sobie nie zdaje sprawy z tego, w jakim stresie żyje. Nabraliśmy dystansu do życia, pragnień i samych siebie dopiero wtedy, gdy oderwaliśmy się od prozy życia codziennego, od pracy, obowiązków i otoczenia, którego już nie dostrzegaliśmy wokół. Ludzie to działa! Wróciliśmy naprawdę odmienieni!!!! Jestem realistką i mam świadomość, że to stan przejściowy, niech jednak trwa jak najdłużej!!!!
     
     

    Ze wszystkimi zestresowanymi, wykończonymi budową i gonitwą za pieniędzmi na sfinansowanie tejże – chciałam podzielić się odrobiną tego cudu:
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/1/8/36917866_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/1/0/36917867_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/0/8/36917868_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/8/4/36917869_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/4/8/36917870_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/3/2/36917871_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/3/3/36917872_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/1/6/36917873_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/0/0/36917875_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/0/4/36917876_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/1/6/36921174_d.jpg
     


    Oby jego działanie utrzymywało się jak najdłużej!!!
     
     

    Pozdrówki for all!!!
     

    PS.
     

    A tak wogóle po co nam ten dom?
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/4/1/36921175_d.jpg
  4. madmegs
    Czwartek 4 września 2008 r.
     
     

    Jedna ba...pani klepnęła mi autko. Q...wa! Półtora patyka w plecy!!! I tyle łez, nerwów i zamieszania! Niepotrzebnych! Mam dość!!!! Nie jadę na budowę!!! Chcę w góóóóóóryyyyy! Ratunku!!!!
  5. madmegs
    Wtorek, 2 września 2008 r.
     
     

    Zebranie w szkole odwołane. Nie na zawsze oczywiście, tak dobrze to nie ma. Reaktywacja planowana jest na przyszły tydzień. Odebrawszy ze szkoły co moje , pojechałam na działkę. Tam zastałam gotowe już trzy ściany:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/5/4/36617343_d.jpg
     


    Od razu zobaczyłam, że spinkolili mi ścianę północną:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/5/3/36617340_d.jpg


    primo – okno łazienkowe na pewno nie ma 60 cm szerokości – gołym okiem widać, a secundo – nadproże nad tym oknem trzeba zlicować z nadprożem nad drzwiami do kotłowni. Bo jak to wygląda? Tu tak, a tu siak. No ale jeszcze wszystko można zmienić W tym zakresie
     
     

    Po ustaleniu usterek poszłam przejść się po pokojach. Wyjrzałam se przez okienecka i taki widoczek ujrzałam:
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/4/3/36617346_d.jpg


    widok z okna balkonowego
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/4/7/36617350_d.jpg


    widok z okna w salonie
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/5/3/36617347_d.jpg


    widok z małego pokoju
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/4/9/36617348_d.jpg


    widok z łazienki
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/6/6/36617349_d.jpg


    widok z kuchni
     
     

    No więc, jak wyglądam przez te moje przyszłe okna, to nic tylko las... Drzewa, drzewa, drzewa. Zadupie jak się patrzy! No nie narzekam. Zawsze lubiłam kontrasty. Teraz mam widok typu „miasto z lotu ptaka”, potem będę miała „co w trawie piszczy”... Żeby tylko nam ten las bokiem nie wyszedł. I kleszcze nas żywcem nie zjadły. Razem z budą i łańcuchem...
  6. madmegs
    Poniedziałek 1 września 2008 r.
     
     

    Podobno ekipa była na budowie.
     

    Podobno coś wymurowali.
     

    Ciekawe, czy zmienili mi odległość okna w kuchni od ściany tak jak telefonicznie sobie życzyłam w niedzielę...
     
     

    Nie będzie relacji z budowy ani zdjęć, bowiem dopadł mnie pierwszy września.
     

    Z rozwianym włosem i obłędem w oczach miotałam się po mieście usiłując wszystko załatwić jak należy:
     
     

    1. Wcisnąć dzieci babci, żeby je zaprowadziła na akademię, a następnie przechowała u siebie do czasu zakończenia przeze mnie pracy. Przy okazji nakarmiła
     
     

    2. Przetrwać w pracy. Tam bowiem mieliśmy coś na kształt frontu wschodniego...
     
     

    3. Zaraz potem przejąć dzieci od babci. Podziękować. Stłumić wyrzuty sumienia.
     
     

    4. Używając intensywnie portfela, łokci i rozumu (w dokładnie tej kolejności) zdobyć podręczniki do szkoły. Tudzież kredki, bloki, farby, nożyczki, plastelinę, magika ( chyba do wyczarowania drugiej wypłaty! ), zeszyty, okładki, teczki oraz: chusteczki do nosa 200 szt. (??!! Bić ich tam w tej zerówce będą, czy co? ), tacki papierowe, ręczniki kuchenne jednorazowe, koperty listowe 10 szt. ( to chyba na pozwy o znęcanie się nad dziećmi? ) Reszty rzeczy nie pamiętam. Mea culpa. Dodam, że na wszystko miałam... trochę ponad godzinę. Połowy rzeczy nie udało mi się zakupić z następujących przyczyn:
     

    a) nie było w sklepie
     

    b) było, ale drogie okropnie i lekkomyślnie pomyślałam że może gdzie indziej będzie taniej...
     

    c) było, ale ogon kolejkowy jak na mój gust za długi. A w sklepie sam dwutlenek węgla w powietrzu. Mogę ewentualnie postać w kolejce ( aczkolwiek nad wyraz niechętnie ), ale nie zamierzam się udusić.
     

    d) nie wiem, czy było, bo ogon kolejkowy wystawał na ulicę i nie pozwalał nikomu zajrzeć do środka. Q...wa! Jak za komuny!
     
     

    5. Dotrzeć do domu, wdrapać się z tym papierniczym chłamem 113 schodów ponad poziom parteru.
     
     

    6. Odgrzać zupę z piątku otrzymaną po wakacjach wraz z dziećmi od babci. Przypomnieć sobie, czy należycie podziękowałam. Zdusić w zarodku kiełkujące wyrzuty sumienia. Z kamienną twarzą okłamać dzieci, że to nie jest ta sama zupa, na którą grymasili w sobotę. Niczym poganiacz niewolników wypchnąć dzieci i cały potrzebny sprzęt z domu. Posiadane 30 minut zapasu czasu minęło.
     
     

    7. Zawieźć dzieci na trening. Modlitwa do immobilisera, żeby nie zaczął robić fochów teraz ani w ogóle. Wysłuchał po trzeciej próbie. Kochany. Zaparkować pod salą gimnastyczną tak, aby:
     

    a) zmieścić się nie zubożając auta o żadną część. Wierze, ze wszystkie są potrzebne. (Chociaż? Ukradli mi zaślepkę od lusterka, kołpak i zaślepkę od tego czegoś za co trzeba będzie mnie przywiązać do holowania jak immobiliser się wścieknie ... I wciąż jeżdżę... );
     

    b) nie zablokować wyjazdu innym;
     

    c) nie zostać samemu zablokowanym;
     

    e) nie dostać mandatu ( tam wszędzie są zakazy parkowania. O właśnie mi się przypomniało! Mówiłam kiedyś o niepamiętaniu przez mnie opcji podwójnych. Tu mam przykład mojej świetnej i niezawodnej pamięci do opcji np. potrójnych: zakaz parkowania. Pod tym umieszczone są strzałki skierowane: w górę, w dół, albo w górę i dół jednocześnie. Wielu ludzi ( w tym kobiet, tak, bo kobieta to tez człowiek! ) myli te znaki. A ja nie! Ha! Strzałka w górę to początek strefy zakazanej ( czyli za znakiem ), strzałka w dół to koniec ( czyli zakazane to co przed znakiem ) i strzałka dwustronna to przypomnienie, że znajdujesz się pomiędzy tymi dwoma znakami i naprawdę nie wolno ci tu parkować!
     

    Tu ciekawostka: jak dzisiaj pamiętam dzień, kiedy uczyłam się jeździć, chociaż wtedy miałam 17 lat. Mój instruktor, który generalnie miał skojarzenia damsko-męskie powiedział tak: Ta strzałka pod znakiem to jakbyś na faceta patrzyła ( tu wyraziście to zobrazował: zgiął rękę w łokciu, zaciśniętą pięść skierował do góry i powiedział to początek zakazanego, potem poruszał przedramieniem ruchem powszechnie znanym, a naukowo określanym jako frykcyjny – to kontynuacja zakazanego, a następnie obrócił przedramię łokciem do góry oraz zwiotczałą już pięścią na dół i oznajmił: a tutaj już po zakazanym. ). Ten mój instrukor to naprawdę był niezły aparat. Więcej takich porównań miał. :) Książkę można by było napisać! Ale widać skuteczne były, bo primo wszystkie pamiętam, secundo w życiu nie dostałam mandatu. A naprawdę długo już jeżdżę...
     
     

    8. Znaleźć na drugim końcu miasta, zaraz koło czteropasmowego ronda, dom o numerze 122, tam bowiem zamawia się podręczniki do zerówki. Misja w stylu impossible :
     

    a) jak przy wadzie minus trzy i pół dioptrii przeczytać numery na domach jednorodzinnych jadąc jednocześnie ruchem okrężnym. Mam krótkowzroczność, a nie zeza rozbieżnego. Nie umiem lawirować po skrzyżowaniach i jednocześnie rozglądać się po szczegółach okolicznej architektury.
     

    b) gdzie zaparkować na rondzie? Tego na kursie mnie nie uczyli. A może uczyli, że nie wolno parkować...
     

    c) jak znaleźć numer 122, jak przy bliższych oględzinach okazało się że obok numeru 118 jest 132... ( pochwalę się przebłyskiem inteligencji – polazłam na pocztę i przesłuchałam listonosza! )
     

    d) jak zamówić książki w prywatnym domu zamkniętym na cztery spusty?
     

    Ostatecznie książek nie zamówiłam, ale za to popytałam po dobrych ludziach ( sprzedających garnitury obok w suterenie) i dowiedziałam się, że ( cytuję mniej więcej ): „ten pan owszem handlował książkami, ale jakoś niewyraźnie i jakby pokątnie, w zeszłym miesiącu to chyba się wyprowadził, bo żadne ludzkie oko go od tego czasu nie widziało. Za to policja o niego pytała. Dzielnicowy znaczy się. Ale to przecież policja. Tylko nie taka od morderców ani od kierowców, tylko taka domowa. Ale książki to może on dalej sprzedaje. Ten pan znaczy się, nie dzielnicowy. Dzielnicowy pytał tylko. Tylko przez internet te książki ten pan może sprzedaje. A tutaj już nie.”
     

    No to jak nie, to nie. Zresztą chwała Bogu, jeszcze z jakim kryminalista bym się zadała...
     
     

    9. Została godzina do końca treningu, pojechałam więc po zakupy spożywcze, skończyły się wakacje, rodzinę trzeba zacząć karmić. Oczywiście zakupy były przyjemne do chwili, gdy przejąwszy prawo własności do nich ( co jak zwykle nastąpiło po uiszczeniu żądanej zapłaty ) musiałam je ze sobą zabrać. Zapomniałam, rozbestwiona wakacyjnym luzem , o proekologicznych działaniach naszych sieci handlowych i nie miałam przy sobie żadnej siatki. W sklepie też nie mieli. Ani do dania, ani do kupienia. Jednorazówki płatne (z racji opatrzenia ceną nazywają się „wielokrotnego użytku”) skończyły się, a bezpłatnych nie ma bo oszczędzamy środowisko.
     

    Tu mała dygresja:
     

    To oczywiście jest nasza cudowna logika: aby oduczyć ludzi marnowania zasobów naturalnych oraz używania nierozkładalnych śmieci należy zastosować terapię wstrząsową. Inaczej nie podziała. Jak jedna baba z drugą zakupiwszy spożywczych dupereli za takie 200 zł będzie musiała ten cały chłam donieść do domu w:
     

    a) rękach ( ma dwie )
     

    b) torebce ( ta która lubi duże torbiszcza-wory jest tutaj wygrana )
     

    c) kieszeniach ( ilość i wielkość należy od stylu ubierania się. Dobry jest fartuch warsztatowy lub odzienie ochronne sprzątaczki )
     

    d) zębach ( ilość w zasadzie nie ma znaczenia, do noszenia czegokolwiek nadają się tylko przednie i to pod warunkiem, że baba nie m odruchu wymiotnego w zetknięciu z ciałem obcym w ustach. Mam koleżankę krawcową, która ma chorobę zawodową – naciąga ją jak trzyma szpilki w wargach. A wiadomo, że każda krawcowa, żeby wziąć miarę, skroić cos itd. Musi umieć trzymać szpilki w ustach... Sopelkiewicz zresztą ma coś takiego z gwoździami. Więc chcąc nie chcąc musi po każdy gwóźdź sięgać gdzieś tam obok, czy niżej - na drabinie akurat pracuje. Niewygodne to i niefachowe, ale co robić!)
     

    e) na raty, ile na raz weźmie, modląc się by reszty jej nie ukradli, zanim po to wróci.
     

    f) wózku dziecięcym ( o ile akurat jest mamą niemowlaka ) - dzieciaka bierze się na jedną rękę ( dobrze jak jest na tyle uprzejme, że się nie kręci ) , zakupy pakuje się na becik, śpiworek czy kocyk i obowiązkowo do kosza lub torby specjalnie do tego w wózku przeznaczonych i dygując obciążony wózek wolną ręką zmierza się slalomem do domu prosząc w duchu niebiosa aby poczekały z deszczem...
     
     

    -to się nauczy raz na całe życie, że się z domu bez siatki w torebce nie wychodzi. Dlaczego w torebce? Bo jakby szła normalnie, prosto z domu do sklepu naprzeciwko na zakupy, to by se tą siatkę wzięła, głupia nie jest. Ewentualnie by się po nią wróciła. Lepiej się dwa razy przelecieć, niż potem przezywać taki horror.
     

    A jak wyrobi sobie nawyk noszenia ze dwóch siatek w torebce, obok portfela, kluczy i szminki, to już nigdy, robiąc zakupy w pośpiechu, po drodze do szkoły, pracy, itp. nie będzie musiała ich nosić w rękach, kieszeniach, torbie, wózku czy zębach.
     
     

    Ja, ponieważ miałam samochód, zastosowałam metodę mieszaną „na raty” plus w torebce i na sześć razy udało mi się wszystko umieścić w bagażniku. Sama rozkosz!
     
     

    10. pojechać odebrać dzieci z treningu. Przy okazji zapłacić za wrzesień. Zaparkować, zważając na wszystkie aspekty wymienione w punkcie 7 od a) do e).
     
     

    11. Zapchać dzieci pączkiem i soczkiem, przezornie kupionymi wcześniej, aby nie umarły biedactwa z głodu w drodze do domu.
     
     

    12. Wydrapać się 113 schodów do domu. Wziąć ze sobą mięso, wędliny, warzywa, masło, mleko, jajka, jedna wodę mineralną – a więc tylko to, co niezbędne, bo potrzebne już oraz to, co może szlag trafić w samochodzie. Czyli jakieś 20 kg. Oczywiście w rękach, torebce, zębach...
     
     

    Wszystkie powyższe punkty lepiej lub gorzej wykonałam i o 20 – tej uchetana, spocona jak mysz pod miotłą stanęłam w progu własnego domu. Tam, w kuchni już , nie w progu, nakarmiłam dzieci, zwierzę domowe oraz siebie. Potem rozejrzałam się i zobaczyłam ogrom pracy jaki mnie jeszcze czeka: sprzątanie, gotowanie, pranie, prasowanie. Coś we mnie pękło i powiedziałam: dość! Nie mam siły! Męża wysłałam po resztę zakupów do auta, dzieci do mycia, po czym zostawiwszy to całe pobojowisko nietknięte poszłam o 21 spać.
     
     

    Widać mój organizm rozbestwił się przez wakacje i taki „normalny” szkolno-domowo-zawodowy tryb przyspieszony wydał mu się zbyt intensywny. Czas nad tym popracować, bo wakacje dopiero za 10 miesięcy. Minus 1 dzień. :)
     
     

    Ciekawe kiedy będę zajmować się budową? Może w weekendy?
     


     
     

    Jutro w ramach rozrywki mam zebranie rodziców... Prace domowe wiszą drugi dzień...
  7. madmegs
    Sobota 30 sierpnia 2008 r.
     
     

    Cały dzień rodzinnie i uczciwie spędzony na budowie.
     

    Dzieci tradycyjnie dokonywały aktu zniszczenia na górze piasku budowlanego gatunek I.
     

    Sopelkiewicz wyrównał teren przed domem. Jako że koparkowy nadal się nie pokazał, by wyrównać opozostawione po zasypywaniu wodociągu góry i wądoły, mąż mój postanowił uporać się z tym sam. Wyrównywanie polegało mniej więcej na:
     

    a) próbach ( cokolwiek nieudanych ) podważenia takiej gliniastej muldy sztychówką;
     

    b) skrupulatnym dziabaniu wierzchu takiej górki sztychówką;
     

    c)zrzucaniu do wądołu i delikatnym ubijaniu tego co udało się udziabać (delikatnie po to, by się nie zapadło za bardzo i nie zepsuło wrażenia, ze teren jest już prawie równy ).
     

    Jestem z mojego męża naprawdę dumna! Robota to by la niemal galernicza! Nam kobietom wydaje się to takie proste. Phi! Każdy potrafi! Któregoś dnia wzięłam sztychówke w garść i wbiłam w glinę. Dziękuję Bogu, że nie wybiłam sobie przednich ząbków. W ogóle żadnych. Sztychówka zamiast, wedle moich oczekiwań zanurzyć się w glinie najlepiej po sam trzonek, odbiła się od podłoża i walnęła mnie uchwytem w brodę! Dawno nie byłam taka zdziwiona! Jak to? Przecież glina to przecież jest ziemia, a w ogóle materiał mam wrażenie plastyczny?!!! W dodatku wczoraj trochę padało? Mężuś wytłumaczył mi, że owszem glina jest bardzo plastyczna, zwłaszcza jeśli chodzi o dokładne odbijanie wzoru buta. Całego. Jeszcze lepiej z nogawką spodni. Jednak jedynie wtedy, gdy w danym momencie pada. Natomiast u nas jest spadek terenu i jak tylko przestanie padać, to woda spływa tworząc coś w stylu górskich kanionów, ewentualnie jeziorek polodowcowych. Pierwsze promienie słońca utwardzają to na kamień, żelazo, irydoplatynę...(gdzieś czytałam, że to strasznie twardy materiał...? No dobra, zdaje się, że osm chyba jest najtwardszym metalem, ale nie bądźmy tacy drobiazgowi... ta irydoplatyna fajniej brzmi... ) tak czy siak nasza glina ( zwana przez miejscowych „Celiną” ) jest nie-do-ukopania. Sopelkiewicz udziabał ją jak potrafił, przypłacił to potem zalewającym czoło, bólem pleców, rąk i nogi ( noga to od dociskania sztychówki - nota bene też dla mnie zagadka. Dla mnie używanie nogi przy kopaniu czegokolwiek, wcale nie ułatwia wbicia łopaty w ziemię. Powoduje jedynie, że łatwo tracę równowagę i porządne obuwie, czemu jak nietrudno się domyślić towarzyszy również utrata dobrego humoru ). Tak czy siak kawał roboty wykonał!
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/2/2/36617342_d.jpg
     


    Potem dowieźli nam brakujące do szamba 6 kręgów i 4 pokrywy ( jedna do studni chłonnej, w której zdążyły już popełnić samobójstwo trzy żaby, w tym jedna piękna zielona oraz jedna nornica. Nornica również, nie w tym. Tej ostatniej mi nie żal, jej ofiarę z życia potraktuję jako dobry omen dla mojego przyszłego ogródka... )
     

    Uwaga teraz będą zdjęcia drastyczne! Oto zwłoki naszych działkowych lokatorów:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/0/3/36570261_d.jpg
     


    Sopelkiewicz wraz z przemiłymi chłopakami od transportu przykryli studnię chłonną. :) Oczywiście usunął z niej zwłoki. Co prawda nie najpierw, a potem, przez otwór w klapie... No mieliśmy ubaw.. Jak to mówią: robota kocha głupiego. Wiedziałam, że ja tak mam , ale mój mąż? A zresztą... Swój do swego ciągnie...
     

    Oto nasz sposób na nieplanowane zamachy samobójcze:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/5/6/36617341_d.jpg
     


    Dodam uczciwie, aczkolwiek niechętnie , że ja raczej przez cały dzień się opiep....ałam jak mogłam. No owszem, zrobiłam rodzinie kiełbaski na naszym budowlanym grillu i porobiłam fotki do dokumentacji technicznej budowy:
     

    Stan prac po czterech dniach murowania:
     

    ściany od południa:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/1/5/36569992_d.jpg


    widok na wschód z małego pokoju:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/4/0/36569997_d.jpg


    I cała panorama za domem:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/7/1/36569999_d.jpg


    I mury od wschodu:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/6/4/36570256_d.jpg
     


    Żeby sobie nikt nie myślał, że u nas na budowie to taka sielanka, to zamieszczam widok ogólny:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/8/1/36569993_d.jpg


    od razu swojsko widać cały bajzel... w prawym dolnym rogu widać kawałek tego, co Sopelkiewicz później dziabał...
     

    Pozgarniałam także ze czterdzieści łopat piasku rozwleczonego przez moje dzieci, ale poza tym to siedziałam na pustakach ceramicznych w salonie, popijałam dog in the fog i kontemplowałam widok z salonu. ... Przy okazji dorobiłam się kilku kolejnych zmarszczek od słońca...
     

    Od tego foga i słoneczka na niebie wyszło mi (oprócz wspomnianych zmarszczek ) takie coś:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/9/3/36569991_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/5/2/36569995_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/6/3/36569998_d.jpg


    jak człowiek ma bliskie spotkania trzeciego stopnia z ceramiką poryzowaną to niechybnie oznacza, że nie na jednym fogu się skończyło...
     
     

    Na koniec dnia mężuś odisprobitował przywiezione kręgi i teraz można już koparkowego Mistrzunia wzywać do kopania szamba! A potem... mogę siać trawę. Yuuuuhuuuu!!!!!!!!
     

    Oto pomalowane kolejne 6 kręgów szambiastych:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/9/8/36383983_d.jpg


    A to całość:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/9/8/36617338_d.jpg
     


    Jeszcze parę fotek ku pamięci:
     
     

    Wyjście na wodę. Rura gładka – do wodociagów, rura postrzępiona ( dla odmiany ) do studni.
     

    Piszę to tutaj ku pamięci, bowiem jednym z mankamentów mojego umysłu jest to, że jak do zapamiętania są dwie różne opcje – zawsze je pomylę. Trzy lub więcej opcji – nie ma problemu. Dwie – wieczna wątpliwość. Np. rano biała tabletka wieczorem żółta. A może rano żółta a biała wieczorem? Nie wlewa się kwasu do wody, czy wody do kwasu? No dobra, pomocne są w niektórych przypadkach wierszyki typu: „pamiętaj chemiku młody, zawsze wlewaj kwas do wody.” Tak samo jest chyba z gipsem budowlanym. Za to z naleśnikami zdaje się, że odwrotnie. To znaczy, nie chodzi mi o wrzucanie naleśników do wody tylko o łączenie mąki z wodą. Ewentualnie z mlekiem..... tak czy siak nie mogę wymyślać wierszyków na każdą okazję. Mózg przecież mi się zlasuje... O właśnie lasowanie... Nigdy tak od razu nie wiem, które wapno jest żrąc: palone czy gaszone. Dopiero jak się zastanowię i wezmę na logikę, że ten tlen się wiąże i wtedy mamy odczyn alkaliczny... to ok., wiem, ale tak z biegu powiedzieć to, czy to - to nie ma szans! I z tymi rurami teraz – Maestro powiedział, żeby się nie pomyliły - ta gładka to od wodociągu, a poszarpana to od studni. (Kurcze a może na odwrót? Jednak jakiś czas temu to było i mogłam na wstępie pokiełbasić!)
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/9/9/36570000_d.jpg
     


    A tu zalążek drzwi od kotłowni:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/0/2/36570255_d.jpg


    bo nie wiadomo jak to będzie z naszym gazem...
     
     

    Tu taras południowo wschodni – nasypać to cholerstwo ziemią, czy zrobić schodki i taras na równo z trawą w ogrodzie?
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/7/6/36570257_d.jpg
     


    Z takimi to pytaniami wróciliśmy do domu po mile i owocnie spędzonym dniu na budowie
  8. madmegs
    Piątek 19 sierpnia 2008 r.
     
     

    Załatwiłam systemy kominowe Presto w hurtowni M. w G.:
     

    Oto nasze pustaki kominowe:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/5/6/36570001_d.jpg


    Oczywiście do tego dochodzą rury, trójniki, blaszki centrujące, zestawy montażowe i inne duperszwance, ale wszystko popakowane w kartonach i nie chciało mi się tego rozbebeszać. Pustaki muszą na razie wystarczyć. :)
     
     

    I jeszcze jedna kwestia:
     

    Na złomowisku znalazłam coś takiego:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/2/4/36570260_d.jpg


    oczywiście mam na myśli rury a nie kabriolet
     

    Musimy dać jakieś rury do rowu pod podjazd na działkę. Tylko taka rura ma 40 cm średnicy i waży około 300-600 kg. ( pan na złomowisku nie potrafił sprecyzować. Jak dla mnie trochę duża rozbieżność – jakieś 100 %, ale cóż. ) W każdym razie ustrojstwo to liczy się po 2 zł za kg i potrzebuję tego całe dwie sztuki. I jeśli przyjmę optymistycznie, że rury ważą po 300 kg to zakup wyjdzie 1200 zł!!!! W najgorszym razie 2400! Dużo trochę nie? Niby te rury są super, bo nawet betoniarka może na nie wjechać, ale po co mi betoniarka w ogródku??!! A strop zaleją za chwile i po krzyku!
     

    Pomyślałam jeszcze o betonowych rurach. U pana od naszych kręgów studzienno – szambiastych można kupić rury fi 20, 70 cm długie po 25 zł. Jeśli wezmę 12 sztuk to wychodzi 300 zł. Luzik w ramionkach! Jest tylko jeden problem: rurę taką trzeba przykryć przynajmniej 30 cm warstwą kamienia. Plus wysokość rury 28 cm, to daje prawie 60 cm! A rów nie jest raki głęboki... To co? Pogłębiać rów? Jak sobie przypomnę sztychówkę, co mi o mało zębów nie wybiła...
  9. madmegs
    Środa 27 sierpnia 2008 r.
     
     

    We wtorek ruszyła akcja MURY!!!!!
     
     

    Takie efekty były w środę:
     
     

    ściana od wschodu:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/6/5/36383981_d.jpg
     


    salon:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/2/7/2/36383985_d.jpg
     


    a takie sobie chłopaki sprytne rusztowanko zrobiły:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/1/2/36383980_d.jpg
     


    na razie tyle
  10. madmegs
    Poniedziałek 25 sierpnia 2008 r.
     
     

    Wydarzenia dnia:
     
     

    1. Nasz syn skończył 6 lat. W niedzielę mieliśmy kinderbal. Zasłodziliśmy się na amen.
     

    Za to w sobotę, w ramach rozrywki , byliśmy na budowie. Zgarnialiśmy na kupę żwir. Zaraz dużo się go zrobiło! Poza tym dłubaliśmy trochę w ziemi – ot takie tam prace porządkowe. Dzieci natomiast grzecznie, nie przeszkadzając zajętym rodzicom kontynuowały swoją niszczycielską pracę:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/8/2/36315603_d.jpg


    Jechały równo jak dwa wytrawne bernardyny poszukujące zamarzniętych ofiar lawiny...
     
     

    2. Mąż wziął urlop, by dopilnować kładzenia pierwszego rzędu ścian. Wiadomo pańskie oko konia tuczy...
     
     

    3. Ekipa postanowiła nie przyzwyczajać nas do dobrego i nie przyszła....
     
     

    4. Sopelkiewicz wziął łopatę i zaczął zgarniać na kupę piasek podsypkowy rozwłóczony po działce. Z pryzmy do kolana zrobiła się wielka hałda. Znowu mamy jakieś 13 ton!!! No jestem pod wrażeniem!!!! Zawsze lubiłam bajkę „stoliczku nakryj się!"
     
     

    5. Mężuś pomalował czarną mazią ( dla wtajemniczonych: disprobitem, izoplastem, czy jak mu tam... ) sześć kręgów na szambo. Pozostałe sześć ma zostać nam dostarczone pod koniec miesiąca, czyli jakoś tuż tuż. Porządne kręgi to deficytowy towar, jakby ktoś nie wiedział i trzeba w kolejce na nie czekać. Około trzech – czterech tygodni...
     

    oto próbka:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/6/6/36315604_d.jpg


    o! widać tutaj ile zostało nam bloczków betonowych! No, przydadzą się! :)
     
     

    6. Następnie, zdaje się, że zmęczony pracą Sopelkiewicz zgłodniał. A nic tak nie sprzyja wynalazkom jak potrzeba. Oto, co wyprodukował z materiałów dostępnych na budowie:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/6/0/36315597_d.jpg


    Cudo! Nie? Po pracy kupiłam coś na kształt tostów, bo nie uraczyłam żadnej kiełbasy w lokalnym sklepie.
     
     

    7. Budowę odwiedzi Cappo, pomierzył, posprawdzał ten nasz stan zero, zostawił wytyczne do dalszych prac i pojechał. Skasował należną transzę za nadzór nad stanem zero. Zasłużył na każdą złotówkę. Na budowie był z osiem razy!!!
     
     

    6. Później odbyła się, przy wydatnej pomocy sąsiada - właściciela traktorka z przyczepką – akcja „kibelek”. W jej wyniku staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami tego oto przybytku:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/7/7/36315595_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/1/8/36315596_d.jpg


    Każdy widzi, że łazienka w Sheratonie to nie jest, ale lepsze to niż...kucanie w trawie pełnej kleszczy i innych agresorów...
     

    Zresztą darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda! Urządzenie to, bowiem, odziedziczyliśmy w spadku od sąsiadów, którym właśnie podłączono wodę i szambo. Wielkie dzięki!!!!!!!
     
     

    Tym samym, mimo iż domu nam nie przybyło ani o centymetr , dzień uznaję za udany!
  11. madmegs
    Piątek 22 sierpnia 2008 r.
     
     

    Dziś Sopelkiewicz wziął wolne i zaczął się udzielać w sprawie budowy. Raniutko pojechał do hurtowni O z B. I zamówił śliczne pustaczki ceramiczne. Na razie 7 palet 25 cm i 3 palety 11,5 cm.
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/7/9/36315598_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/5/1/36315599_d.jpg


    i jeszcze z bliska:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/3/3/36315601_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/3/5/36315600_d.jpg


    prawda, że śliczne, różowiutkie i równiutkie?
     
     

    W poniedziałek ekipa ma zacząć murować. Mam nadzieję, że przy tych ścianach nie będę miała tyle stresów, co przy fundamencie...
     
     

    Poza tym pojechał do zapłacić za beton. Chcieliśmy zapłacić nazajutrz rano, ale nikt z nas nie miał urlopu do piątku. Skoro im się nie chciało dorobić po południu dwóch metrów betonu, to nam się może nie chcieć urywać z pracy i jechać specjalnie tam i z powrotem 25 km z kasą w zębach. Sopelkiewicz zadzwonił do gościa i mu powiedział, że ma „awarię” samochodu i przyjedzie dopiero w piątek. Jakoś nie czuję wyrzutów sumienia. Przez tą budowę zdemoralizuję się już doszczętnie i ostatecznie skończę w piekle.
     
     

    Wyhaczyliśmy fajne okna w C. w B. W promocji z kołnierzem. Sopelkiewicz ma je obejrzeć i jeśli będą jednocześnie:
     

    a) drewniane,
     

    b) wielokomorowe,
     

    c) z mikrouchyłem,
     

    d) obrotowe,
     

    e) z gwarancja i możliwością zwrotu,
     

    oraz będą sprawiały ogólnie dobre wrażenie w wyglądzie i wywiadzie na temat producenta to je weźmie.
     
     

    Co prawda do dachu jeszcze daleko, ale od czegoś trzeba zacząć.
     

    Przy okazji zakupu okien Sopelkiewicz poinformował mnie, że pieniądze nam się kończą. Odkrywczo dodał, że trzeba zacząć ... oszczędzać. A co ja, u licha, innego niby od początku robię?!!!! Ślęczenie nad wycenami, porównywanie, wybieranie najbliżej, najtaniej itd. To co? Rozrzutność?! Betoniarnię wybrałam spośród sześciu, kręgi betonowe spośród trzech istniejących w okolicy firm, składy kruszyw znam w 7 gminach, do tego dwie żwirownie, składów budowlanych nie zliczę! No i czemu użeram się z Maestro i spółką?!!! Bo nie są tak zawrotnie drodzy, jak inni. O tym, że jak jadę na chwilę na budowę, to zabieram się z koleżanką a wracam PKS-em, bo taniej wychodzi niż autem, to nawet nie wspominam! No ... wspominam. Już szczytem oszczędności jest oddanie babciom dzieci na okres wakacji, czy zaniechanie gotowania obiadów! Przestałabym się myć , ale mogą mnie wyrzucić z pracy, co nie byłoby pożądane. Na ubrania i babskie kosmetyki nie wydaję – używam zgromadzonych zapasów. Oddychanie na szczęście póki co nie kosztuje. No dobra, przyznaję się. Jedno na co wydaję, to papierosy. Oczywiście, wiem powinnam w pierwszym rzędzie rzucić palenie. Tylko istnieje niebezpieczeństwo, że jak rzucę palenie, to szlag mnie trafi i tyle. To po co mi taka oszczędność? No, ogólnie, to może i jest oszczędność szalona, jedna gęba mniej do wyżywienia! Ale czy o to nam chodziło, gdy wymyśliliśmy budowę domu? Wykończyć po kolei wszystkich członków rodziny? A może tylko mnie? Acha! Więc to nie ja Sopelkiewicza miałam tą budową wykończyć, tylko on mnie? Cóż za plan! Hmmm... Mógł powiedzieć od razu, że mnie nie chce , to dałabym rozwód. Nie potrzebuję, żeby mnie kto przy sobie trzymał z lachy czy litości. Pójdę sobie precz. Trzeba od razu tak człowieka zabijać?
     
     

    Muszę tę kwestię wyjaśnić z mężem. Bardzo spokojnie. Szczyty dyplomacji i te sprawy. :) Bo jeśli mi się tylko tak głupio wydaje, błędne wnioski, itp., to po co robić awanturę bogu ducha winnemu chłopu?
     

    A jeśli jakimś przypadkiem moje wnioski mają sens, to się skutki mogą być opłakane. Chłop niewprawiony w przestępczym fachu, zdenerwuje się albo co i kropnie mnie w afekcie. Ślady zatrze nieumiejętnie i jaki będzie skutek? Ano taki, że:
     

    a) ja stracę życie, może nawet w bolesny sposób – wiadomo fachowiec dałby sobie radę, z amatorami różnie bywa...
     

    b) chłopa mi zamkną w więzieniu razem z prawdziwymi przestępcami. Tam zwariuje, wykolei się albo nauczy morderczego fachu – tak czy siak- pożytku z niego nie będzie;
     

    c) dziećmi zajmie się opieka społeczna. Co z nich pod tą opieką wyrośnie nietrudno zgadnąć. Nie chce nawet myśleć o tym, jak będą żyły z brzemieniem ojca matkobójcy...
     
     

    Jezu! Dosyć!!!! Idę się leczyć. Zdecydowanie za dużo stresu!!!!! Normalnie mi odbija!
     

    Skąd mi przyszło do głowy, że Sopelkiewicz chce mnie wykończyć???!!!! Moment! Cofnijmy się... szczyty dyplomacji ... rozwód ... palenie ... jazda PKS-em ... ślęczenie nad wycenami... oszczędzanie... acha! Pieniądze nam się kończą! Sugestia, że trzeba zacząć oszczędzać...
     

    No, naprawdę źle z moja głową....
     

    Oszczędzać... można tylko albo wydając mniej, albo więcej zarabiając. Jak się chce dalej budować to trzeba wydawać. Mniej się nie da. Ja przynajmniej mimo wszelkich wysiłków nie umiem. No nie chcą mi na przykład sprzedać pustaków po 3 zł. To co? Mam je ukraść?! Firma też jakoś nie zaproponowała, że ściany postawią mi gratis. Taki kaprys mają... Mogę Sopelkiewiczowi zaproponować, żeby rzucił robotę i gratis murował u nas. Ciekawe, co powie?
     

    Można jeszcze przyjąć drugi wariant: więcej zarabiać. Ciekawe, dlaczego pierwsza myśl, jaka przychodzi mi do głowy, to przystawienie spluwy do skroni szefa i zażądanie podwyżki. Natychmiast. Za 10 lat z góry.
     

    No dobra, tak czy siak, trzeba z mężem porozmawiać. I tak, czy siak spokojnie. Może niczym Lukrecja Borgia wsypię nam obojgu relanium do herbaty? No, lekko wybrakowana Lukrecja Borgia... Za to spokój gwarantowany!
     
     

    Tym optymistycznym akcentem zakończę już ten bełkot. Sorry i miłego weekendu!
  12. madmegs
    Czwartek 21 sierpnia 2008 r.
     
     

    Pół nocy nie spałam, śniły mi się te nasze mury, kłóciłam się z tymi moimi chłopami, czy pustaki mają wystawać na zewnątrz, czy do środka No bo jak oni chcą wysunąć poza fundament te pustaki o 5-10 cm, to jak dodamy 12 cm styropianu to cokół wyjdzie 17-22 cm. Dużo trochę, nie? Moim zdaniem to oni powinni murować równo ze ścianą fundamentową, a styropian akurat będzie pełnił funkcję cokołu. No dobra, niech se o 1-2 cm wystawią na zewnątrz, żeby im (tzn nam ) woda od fundamentu nie podchodziła. Cokolwiek to znaczy
     
     

    Wieczorem pojechałam na działkę, tfu! Chciałam, tego... powiedzieć: budowę. Idylla budowlana się skończyła i chłopaki poszły na inną robotę. A mnie beton w tym upale popękał!!!!! Co prawda niedużo i wszyscy mówią, że i tak by popękał, ale strasznie mi przykro. Dwie i pół godziny polewałam go wodą. Ciemno już było jak skończyłam, bo zaczęłam dopiero o szóstej. Naprawdę nie miałam szans wziąć wolnego, Sopelkiewicz też musiał być w pracy i to o 70 km od budowy. Przyjechał po mnie wieczór, gdy:
     

    a) uchetana – głupia blondynka nie umiałam zamontować pompy do studni. Nie mogłam doliczyć się wszystkich końcówek tego ustrojstwa: pompa, wąż ciężki jak diabli, kabel, dwa przedłużacze, sznurek z deską... Baba, wiadomo, jak trwoga to do chłopa – poleciałam do sąsiada, który na co dzień nam użycza prądu. Oderwałam chłopaka od kopania jakichś rowów i przeciągnęłam na budowę celem „spowodowania lecenia wody z węża” Spowodował. Cudo, nie sąsiad!
     

    b) zmarznięta - całodniowy upał zmienił się w rześki wieczór;
     

    c) głodna jak diabli;
     

    d) bosa - moje nowe klapki japonki rozerwały się w wyniku poślizgu mokrej od polewania stopy o lakierowaną podeszwę połączoną dwoma paskami ozdobionymi koralikami
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/8/9/36315602_d.jpg


    e) mokra - niby ciśnienie ze szlaucha marne, jak człowiek polewa 90 m2 betonu to mu się wydaje, że woda cieknie jak krew z nosa, a jak przyjdzie co do czego to rozbryzguje tak, że nawet podwinięte do kolan spodnie mokre są jak po praniu we Frani...(kto ma babcię lub konserwatywną mamę, ten wie, co to jest. Moja mama akurat zawsze była nowoczesna i od kiedy pamiętam, zawsze mieliśmy automat – panowie: pralkę, nie kałacha. Ale mama koleżanki miała Franię i miałam okazję brać udział w ceremonii prania. Ale to historia na inny raz. Może. )
  13. madmegs
    Środa 20 sierpnia 2008 r.
     
     

    Dzień dzisiejszy pokazał, jak małej wiary człowiekiem jestem. W pracy cały ranek drżałam z obawy, czy po wypłacie budowlańcy nie poszli sobie precz, mając mnie i świeżutki fundament w nosie. Wysłałam zatem Maestro sms-a z pytaniem: „polewacie?” Odpisał mi: „tak”. No cóż... głupie pytanie- głupia odpowiedź. Nadal nie wiedziałam, czy polewają mój fundament, czy na przykład wódkę do kieliszków... Po pracy kurcgalopkiem poleciałam obejrzeć plac budowy. A tam... budowlana idylla: chłopaki robią, kopią, zasypują, jeżdżą z taczkami, polewają płytę... Cudo! Widać, zrozumieli, że jestem duża i nie w każdym nosie się zmieszczę.
     
     

    A tak oto wygląda odwodnienie naszego domku:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/3/3/36103706_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/8/4/36103708_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/6/6/36103707_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/2/2/4/36103711_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/8/4/36103712_d.jpg
  14. madmegs
    Jeszcze o wtorku 19 sierpnia 2008 r.
     

    Jak zaplanowałam tak zrobiłam: wzięłam w pracy urlop ( który nie wiedzieć czemu złośliwie kurczy mi się w zastraszającym tempie) i pojechałam czynnie brać udział w wieńczeniu dzieła pod tytułem stan zero.
     
     

    Po drodze załatwiłam kilka spraw:
     

    - w starostwie - nowy wypis z rejestru gruntów wraz z mapką. Teraz mamy 3 m-ce, żeby zdążyć to złożyć do Energetyki...
     

    - na wsi - zgoda sąsiada na podłączenie się do słupa, który stoi jedną nogą na jego działce – wielkie dzięki!!!!
     

    - w gminie – wniosek o wyrażenie zgody na postawienie słupa przez Energetykę na gminnej ziemi. Pani w gminie powiedziała mi, że oni nie wyrażają zgody na stawianie słupów w pasie drogowym. Ja na to, że projektant tak to zaplanował i UZGODNIŁ, więc chyba jest dobrze. Zresztą może to nie jest pas drogowy a pobocze albo coś... W piątek 22.08. pani ma pojechać na wizję lokalną.... No dobra, a co jak nie dadzą zgody? Cała wieś będzie miała światło, a ja przy ogarku świecy będę siedzieć i wzrok tracić?? Nie,...bezsens jakiś! Chociaż, k..rde, w tym kraju to wszystko jest możliwe... Tfu tfu psia d..pa, jak mawiała moja, świętej pamięci, babcia na odczynienie uroku. Trzeba myśleć pozytywnie!
     


     

    - w sklepie – kupiłam dwie siatki pączków, coby chłopaki miały siłę i werwę do pracy!
     
     

    Jak dotarłam na plac budowy, to chłopaki ostro ubijały piasek.
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/4/7/36103263_d.jpg


    Zużyli prawie cały.
     
     

    Rów z wodą zasypany był tak, że pożal się panie boże! Wyraziłam przypuszczenie, ze Mistrzunio naprawdę po ciemku musiał to zasypywać, bo w życiu nie widziałam takiej fuszery :
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/1/1/36104826_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/2/6/36103262_d.jpg


    Przyszła mi do głowy jeszcze taka ewentualność, że koparkowego wcale tam nie było, tylko w nocy stado rozjuszonych dzików czy jeleni uprawiało walki godowe czy coś w tym stylu i tak zryło tą ziemię. Dzików. Mają grubsze „racie”.
     

    Ponieważ pobojowisko a la walki godowe znajdowało sie na trasie piasek-fundament, chłopaki taką oto ścieżkę wyjeździły na działce. Taki piaskowy objazd drogowy :
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/9/1/36103781_d.jpg
     


    Zadzwoniłam z reklamacją do Mistrzunia i usłyszałam przeprosiny oraz wytłumaczenie, ze spychacz miał zepsuty i tylko małą łyżką nam ten rów zasypał, a kołami bał się rozjeżdżać, bo ciemno było i mógłby uszkodzić fundament albo co. Wytłumaczenie i przeprosiny zostały przyjęte. :) Rozumiem, że jak naprawi ten spychacz, to mi wyrówna te wądoły.
     
     

    Jeszcze musiałam się poawanturować o szalunek, żeby zrobili dylatację.
     

    Zrobili ją w końcu:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/4/3/36103790_d.jpg,
     


    Dopilnować, żeby dali stal pod ściankę działową:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/1/4/36104829_d.jpg


    Dali.
     

    I można było zalewać.
     
     

    Przyjechała pompa, stanęła na wjeździe na działkę. Po godzinie przyjechała pierwsza grucha.
     

    Oczywiście niesamowite wrażenie zrobiła na mnie technologia: Kręci się beczka w gruszce, z lejka, czy jak to się nazywa, leje do takiego koszyka na zadzie pompy, w koszyku wielka śruba, taka jak w maszynce do mięsa, potem ciśnie to do wielkiej rury, potem przez przegub i do drugiej rury i dopiero potem do takiego grubego węża. WOW!
     

    Oczywiście ofotkowałam cały ten proces:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/6/6/36103713_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/3/6/36103714_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/1/9/36103715_d.jpg
     


    Kierowcy tych cudów techniki popatrzyli na mnie jak na jakieś pozaziemskie zjawisko. Wymigałam się stwierdzeniem: „no co się panowie dziwicie, mam 6-letniego syna”
     

    Łyknęli jak pelikan. Wiadomo! Gdybym powiedziała, ze robię fotki dla siebie, bo fascynuje mnie pompowanie betonu, to popukali by się palcami w czoło. Pewnie kilka razy.
     
     

    Wylali 7 m3. Starczyło na zalanie komina, słupa, małego pokoju, łazienki, korytarza i kotłownię. Zamówiliśmy kolejne 7 m3. Przyjechali dopiero po półtorej godzinie i przywieźli tylko 5,5 m3. Stwierdzili, że mają awarię w firmie. Zacisnęłam zęby. Być może nawet zazgrzytałam nimi. Zdaje się, że po budowie będę miała nie tylko zszargane nerwy ale i koronki do zrobienia. Na ząbkach.
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/2/5/36103270_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/9/0/36103287_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/6/1/36103288_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/1/8/36104825_d.jpg
     


    Betonu oczywiście brakło na pomieszczenie gospodarcze ( pół garażu ) jakiś metr – półtora.
     

    Pan stwierdził, że już jest prawie szósta i on musi jechać, ale jak chce, to mi przywiezie rano te dwa metry betonu... Ciekawe.. teraz maja awarię a rano wszystko cudownie się naprawi....
     
     

    Podziękowałam panu za dwa metry betonu rano, ja potrzebuję teraz, nie rano! Komentarz cisnący mi się na usta zdławiłam dzielnie w zarodku, mimo iż wstrętny charakter mnie pchał... I chyba za to spotkała mnie nagroda: zapytałam chłopaków, czy mogliby w takim razie dorobić parę betoniarek betonu. Bo przecież żwir jest, piach jest, cementu skolko ugodno... Zrobili. Mimo że uchetani, spoceni i głodni, bez szemrania wzięli się za robienie betonu. Coś koło dziewiątej skończyli. Ledwie żywi, z poranionymi i spuchniętymi od betonu stopami ( tylko dwóch miało kalosze, a i tak jednemu beton wlał się do środka ), ale skończyli! Mamy stan zero!!!! Dzięki!!!
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/2/8/36103290_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/1/3/36103785_d.jpg


    nawet dosyć równo im to wyszło:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/7/2/36103788_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/8/6/36103786_d.jpg
     


    Potem jeszcze zapłaciłam Maestro umówioną kasę za stan zero, rozliczyliśmy zakupy i rozjechaliśmy się. Tzn. chłopaki pojechały, a ja, lżejsza o trzydzieści trzy tysiące, stanęłam na skraju lasu spowitego nocną wilgocią, popatrzyłam na zarys fundamentu naszego domku, odcinającego się na tle wieczornego nieba i poryczałam się. Z ulgi, opadającego stresu, czy szczęścia. Pewnie po trochu wszystkiego naraz...
  15. madmegs
    wtorek 19 sierpnia 2008 r.
     
     

    MAMY STAN ZERO!!!!!!!!! YUUUUUHUUUUUUUUUUUU!!!!!!!!!


    Nareszcie!!!!!!!!!!


    O jezusicku-maryjko-józefie-święty! Jak ja się cieszę!!!!!!
     
     

    Zdjęcia ( mam 200! ) i opis... i WOGÓLE - wszystko obiecuję zrobić później, bo teraz mam milion spraw:
     

    1) zapłacić chlopakom, a co z tym się wiąże - jakiś malutki skok na bank po drodze muszę zrobić...
     

    2) papierologia mnie dopadła, jakieś wypisy wzięły i straciły ważność! No bezczelne po prostu! Jak śmiały!?
     

    3) po składach muszę pojeździć, popłacić zaległe i zamówione;
     

    4) zamówić pustaki ceramiczne, ratuuuunku, nie wiem jakie i ile!!!!!
     

    5) przetransportować... kibelek - napiszę o tym później...
     

    6) pobyć trochę matką - przestaję się orientować, gdzie w danej chwili są moje dzieci. Poza tym coś mi nieśmiało świta w zajętej budową głowie, że kończy się lato, a w związku z tym, czekają mnie jakieś szalone obowiązki, na przykład szkoła. Jakieś tam mają wygórowane oczekiwania, podręczniki, mundurki, dzieci umyte ... fanaberie po prostu, czy oni nie rozumieją, że ja się buduję i czasu na przykład nie mam? [/b]
  16. madmegs
    poniedziałek 18 sierpnia 2008 r.
     
     

    Lanie betonu przełożone na wtorek, bo Cappo przyjechał, opieprzył ekipę, że źle wywibrowane podłoże i trzeba jeszcze z 7 godzin ubijać zanim zaleje się chudziakiem. No dobra. Przyznaję się: naskarżyłam mu na nich. Jak już dojechałam na budowę, zobaczyłam, że za pomocą koparkowego (za którego ja płacę ) chłopaki zasypali do połowy fundament kuchnio-salonu. Nie chcąc tak z rana psuć atmosfery pracy pozwoliłam sobie delikatnie zauważyć, że przecież Cappo mówił, że mają sypać po 30 cm i ubijać, 30 cm i ubijać i tak aż do us...śmiechniętej śmierci. Na to Maestro równie delikatnie wciskał mi kity, że pospóły (którą sam kazał zamiast piasku kupić!) skoczkiem się ubić nie da i że dopiero piasek będą ubijać. No i co jak miałam powiedzieć?!!! Że się da? Wziąć ten 400 kilowy młot pneumatyczny i udowodnić, że łżą mi w żywe oczy?! Że przecież chciałam kupić tylko piasek, a to on, Maestro, w paszczę jeden kopany, uparł się, żeby tej pospóły rzecznej przywieźć. ( Ile ja się z tą pospółą namordowalam, tego ludzkie słowo nie opisze! Łatwiej i pewnie taniej można zdobyć pył szmaragdowy, niż to cholerstwo! ) Tak więc, aczkolwiek niechętnie i z wielkimi oporami, zamknęłam dziób. A oni na bezczelnego przy mnie zasypywali fundament jak leci, a ubijali dopiero od połowy... Wkurza mnie to, ze moje uwagi:
     

    a) zlewają
     

    b) traktują mnie protekcjonalnie - co tam głupia blondynka wie
     

    c) zarzucają kitami w stylu - teraz się ubić nie da, to później, będzie dobrze itd.
     
     

    A guzik! Będzie dobrze jak JA tak powiem! Dosyć tych macanek! W końcu do jasnej chropowatej cholery, kto tu płaci?!! Jak mój szef chce ode mnie tak a tak, to nie mam nic do gadania, tylko muszę tak to zrobić. Zwłaszcza jak ma rację... Skoro ja muszę słuchać ojego szefa w robocie, to oni muszą słuchać mnie. A co! Tym bardzej, że tak całkiem od rzeczy podobno nie gadam Rozumiem, gdybym upierała się, że chcę komin mieć w powietrzu, albo rury z wodą nad ziemią ( innej głupoty, mimo wysiłku tak na poczekaniu nie umiem wymyślić... ). Ale ja wymagam tylko tego, co jest napisane w mojej najukochańszej książce: w "Poradniku majstra budowlanego". To co? Przeginam?
     
     

    Tymczasem chłopaki odisprobitowały ściany fundamentowe i zaczęły łączyć pecevaułki na odpływy z rynien. Jak zrobią to i płytę, to dłubanie w ziemi będę mieć prawie z głowy! ( Prawie, bo zostanie szambo, tarasy , no i cały ogród... ale ogród, to już sama przyjemność ).
     
     

    Dziś wieczór albo jutro rano Mistrzunio podjedzie zasypać ziemia rów z wodą, bo nie da się wjechać na działkę. A jutro zalewanie betonem. Chyba wezmę sobie urlop...
  17. madmegs
    15 sierpnia 2008 r.
     
     

    Dzisiaj wolne! Hmmm, szkoda, że święto, bo bym sobie popracowała na działce...
     

    Tak więc miło spędziliśmy przedpołudnie:
     

    ja - tradycyjnie opalałam się na skraju budowy przy drodze - sąsiedzi chyba przywykli... - w każdym razie widać bylo że NIC nie robię
     

    Dzieci - kontynuowaly swoją niszczycielską pracę - kopały w piasku:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/2/3/36103705_d.jpg


    później wzięły się za żwir. Wesoło...
     

    Potem porzuciły żwirowy kopiec i poszły zjeżdżać na tyłkach z humusowej skarpy:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/7/3/36103266_d.jpg


    Mam nadzieję, że nie robiły eksperymentu w stylu reklamy vanisha: zróbmy plamę nie do sprania, to pozbędziemy się znienawidzonych portek! Wierzę głęboko, że moje dzieci znają mnie i mają na tyle rozumu w głowach, że nie odważą się na taką głupotę, wiedząc, że nie ze mną takie numery. Jak usmarują specjalnie, a plama nie zejdzie, to będą w takich poplamionych portkach chodzić... Podzieliłam się tą myślą z koleżanką, na co ona zdumiona: i nie wstyd Ci będzie takie dzieci do szkoły posłać?! Nie. Czy ja, siedząc w pracy, mam napisane na czole, że w tym momencie moje dzieci chodzą poplamione w szkole? A na ulicy? Zawsze mogę udawać, że plamę zrobiły sobie właśnie przed chwilą... Co sobie o mnie pomyślą nauczyciele? A co mnie to obchodzi?! Ważne co mają w głowach, a nie na tyłku. Zresztą jak dzieciaki będą musiały się wstydzić za swoje plamy, wyprodukowane z premedytacją na własnym tyłku, to się im na przyszłość odechce takich głupich pomysłów. Czcij matkę swą... Przynajmniej wyjdą na ludzi. Metodą może drastyczną, ale skuteczną... Czy ja już mówiłam, że mam zły charakter?
     

    Tymczasem meżuś - szybciutko i potajemnie pochował deski po tyczeniu do garażu, a potem spacerował po "włościach" - założył ręce na plecy i niby tak przechadzał się po górkach i wądołach naszej działki, jakby to była aleja parkowa przed posiadłością... no, dobra, jakby kto się przyjrzał, to zauważyłby, ze nerwowość jakaś z niego bije, krok cokolwiek ma niemiarowy, a wzrok skupiony na podłożu... Ale praca dywersyjna została wykonana i policzone mamy wreszcie ile słupków na ogrodzenie trzeba, ile siatki, jaka będzie szerokość tarasu i takie tam Oczywiście Sopelkiewicz wszystko zmierzył na kroki i stopy, bo mimo wszystko nie miał odwagi wziąć do ręki przyrządu w postaci miarki ...
     

    Potem pojechaliśmy nad Wisłę pochlapać się. Tzn. dzieci się chlapały. Jak dla mnie temperatura wody najlepiej nadawała się do amputacji kończyn. Nie do kąpieli. Dzieciom to nie przeszkadzało:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/8/4/36104822_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/8/4/36104823_d.jpg


    Ogólnie było fajnie
     
     

    Oczywiście wieczorem lunęło. Łało całą noc. Akurat tak, żeby doszczętnie zalać wykop na wodę...
  18. madmegs
    Środa 13 sierpnia 2008 r.
     

    Dzisiaj miałam drugi ( i niestety ostatni póki co ) dzień urlopu, więc spędziłam go na budowie.
     
     

    Dziś było zasypywanie i ubijanie fundamentów, montaż kanalizacji, kopanie wody oraz kopanie studni chłonnej. Hm.
     

    Uznałam, że jestem niezbędna.
     

    1. Decyzje do podjęcia: gdzie jaki odpływ, gdzie studnia chłonna.
     

    2. Robota do wykonania: zamówienie kruszyw, zapłacenie kierowcom, koparkowemu, pilnowanie ekipy, zakup kiełbasy i chleba dla chłopaków.
     

    3. Bilans:
     

    poniesione straty:
     

    a) ból pleców (dla rozrywki pozrzucałam łopatą trochę piachu – głupio było mi tak cały dzień stać i patrzyć);
     

    b) rozbity goleń w nodze (właziłam po raz setny na fundament i się potknęłam);
     

    c) kilka wypłat mniej w portfelu;
     

    odniesione korzyści:
     

    a) piękna budowlana opalenizna ( czyli tylko to co wystawało spod koszulki i portek )
     

    b) nowe doświadczenia w kwestii budownictwa
     

    c) pełna dokumentacja fotograficzna ( najpierw chłopaki się denerwowały, że im ciągle zdjęcia robię, ale jak im wytłumaczyłam, że ja z taka namiętnością pstrykam fotki, bloczkom, dziurom w ziemi i wodzie wsiąkającej w piasek, a ich nogi, kadłuby i nie daj boże gęby tylko mi na tych zdjęciach przeszkadzają i najlepiej żeby ich wcale nie było – odczepili się w końcu. Może nawet zrobiło im się żal.
     

    d) nowe doświadczenia kulinarne – w życiu mi tak wspaniale nie smakowała kiełbasa zwyczajna na surowo, moczona w musztardzie...
     

    odniesione...jeszcze nie wiem co, czas pokaże:
     

    a) na pewno opinia szalonej baby. Dziwiły się chłopaki, jak szuflowałam tą łopatą. A że nic nie komentowali to nie wiem , co sobie o mnie pomyśleli. Zatkało ich z wrażenia, czy z oburzenia? Ale co mi tam! Mam to w nosie co sobie o mnie myślą, jestem tam od dozorowania i płacenia, a nie od lubienia.
     

    b) pomysł na taras i miejsce do siedzenia. W końcu miałam możliwość i dosyć czasu, żeby sobie poobserwować jak słoneczko zachowuje się na naszej działce. Odkryłam, że o 16-tej na tarasie od południowego zachodu jest cień, bo drzewa są za wysokie. Dodam, że drzewa nie są moje i rosną w lesie, wiec szanse na wcięcie znikome.... no dobra, bądźmy realistami: żadne. Za to za domem, od południa słońce jeszcze przez godzinkę, półtora dociera, więc muszę tam zorganizować sobie kącik do siedzenia po pracy. Nie wiem jeszcze, czy podsypiemy tam na równo z tarasem bocznym, czy też zrobimy schodki i to miejsce za domem będzie na poziomie gruntu... Mogą być przy tym zdaje się jakieś problemy z tylnym słupem podtrzymującym więźbę, bo wielki strasznie wyjdzie... Muszę to sobie na spokojnie wyrysować...
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/2/9/35823514_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/2/9/35823517_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/2/7/35823518_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/7/8/35823519_d.jpg
     


    A teraz fotorelacja z prac przy fundamencie:
     
     

    dokumentacja kanalizacji:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/8/5/5/35821339_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/1/2/35821342_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/7/2/35821341_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/1/6/35821346_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/0/5/35821348_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/2/9/5/35821347_d.jpg
     


    tutaj Mistrzunio niechcący nasypał pospółki na rurę. Maestro osobiście ją odkopywał, coby jej nie uszkodzić. Została później ślicznie obsypana piaskiem, jak należy:
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/1/7/3/35808686_d.jpg
     


    Ze strat to jeszcze rozwaliły nam się ściany do słupa. Mistrzunio naprawdę miał gorszy dzień. Zahaczył łyżką od koparki przy ubijaniu pospółki i „pykło”. Maestro mówi, że to nic, bo tak naprawdę te ścianki robiły jedynie za szalunek dla betonu, którym zalejemy te sterczące druty na słup. I będzie ok. Oby. W sobotę przyjdzie Cappo di tutti cappi i zobaczymy co powie... No, usłyszymy...
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/4/3/35821345_d.jpg


    Ciekawe, bo stało sie to w pięć minut po tym, jak zaraz koło tego słupa wrzuciłam do fundamentu grosik na szczęście. Ponieważ ostatnio noszę przy sobie same stówki wyżebrałam ten grosik od Maestra. I, przysięgam, jak mi go dawał, przeleciała mnie taka myśl, że jeśli dał mi go z łachy, to mi ten grosik szczęścia nie przyniesie... Kurcze, ale sobie wykrakałam!
     
     

    zasypywanie i ubijanie tzw. skoczkiem:
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/3/8/35808679_d.jpg


    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/1/8/7/35808684_d.jpg


    polewanie wodą dla lepszego zagęszczenia:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/7/2/35821341_d.jpg
     
     

    Fundamenty zasypane tyle, na ile starczyło piasku, jutro muszę zamówić jeszcze dwie ciężarówki.
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/3/0/4/35806721_d.jpg


    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/7/1/5/35808681_d.jpg
     


    No i proszę: takie hałdy były tego wszystkiego! Śmiałam się, że naprawdę duże krety musiały buszować u nas na działce. A teraz wszystkie kopce upchane w malutkim fundamencie...
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/7/7/35806720_d.jpg
     


    Jak już wszystko było pięknie wyrównane na działce, zaczęliśmy wracać do korzeni, czyli robić pobojowisko od nowa. Widocznie w nałóg nam weszło. Zaczęliśmy od kopania pod rurę na wodę do studni. Równolegle do frontu, dwa metry od wejścia do garażu:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/2/1/4/35823521_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/2/4/35823515_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/2/4/35819897_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/6/4/35819898_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/2/9/35819899_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/3/2/9/35819899_d.jpg
     
     

    Jutro włożą rurę i zasypią piaskiem. Oczywiście oficjalny powód rozłożenia tej roboty na dwa dni jest taki, że brakło piasku. Mea culpa. Bo nie zamówiłam więcej, niż mi wykonawcy kazali. Zrobiłam wywiad i dowiedziałam się, że maestro rury do samochodu sobie nie spakował, bo mu się nie zmieściła... Cóż. Normalka. Ilu świadków tyle wersji... Byle nie padało do jutra i nie zawaliło wykopu. Szkoda by było pracy koparki.
     
     

    Z przodu już rozkopane, ziemia wszędzie, więc wzięliśmy się za tył domu. Tam wykopaliśmy studnię chłonną na deszczówkę z dachu. Gwoli ścisłości: Mistrzunio kopał, Maestro niczym żuk toczył kręgi a ja cykałam fotki. Podział pracy musi być!
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/1/2/35819902_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/6/8/9/35819904_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/4/1/2/35819905_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/1/9/7/35819903_d.jpg


    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/2/8/0/35819906_d.jpg
     


    No to mamy już i studnię chłonną. Hurrra!!!! No rusza się powoli! szambo będziemy kopać za jakieś dwa tygodnie, bo na brakującą resztę kręgów trzeba czekać.
  19. madmegs
    Wtorek 12 sierpnia 2008 r.
     
     

    Zamówiłam 36 ton pospółki rzecznej, 41 ton piasku podsypkowego. Do wypełniania fundamentów. Ło matko! Aż boli jak sobie człowiek pomyśli ile kasy idzie w ziemię. Drogie to pieroństwo, że hej! Ale cóż, nie ma rady
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/9/2/4/35806708_d.jpg
     


    Miałam w pracy urlop, więc pojeździłam właśnie za kruszywami, a także za pustakami, kominami i stropem. Zainteresowałam się też wstępnie dachówką, chociaż nie wiem czy nie za wcześnie, bo jeszcze zapeszę.
     
     

    Jak ten Koziołek Matołek , co: błąkał się po całym świecie biedaczysko, żeby znaleźć to co było bardzo blisko - znalazłam fajny skład kruszyw, tylko 7 km od działki. Materiał jest w cenie, w jakiej do tej pory brałam z innego składu, ale transport mam gratis. Każde auto - 60 zł w kieszeni.
     
     

    Co do pustaków ceramicznych, to znalazłam takie oferty:
     
     

    Firma J. w J. – Porotherm 6,5 zł za 25 cm, 6,90 zł za 11,5 cm plus 70 złotych za każde 10 palet transportu (7 km).
     

    Firma M. w G. – Unipor 9,3 za 25 cm , 5,90 zł za 11,5 cm w tym transport (9 km)
     

    Firma W w G. – Porotherm 6,5 zł za 25 cm, 6,0 zł za 11,5 cm w tym transport (10 km)
     

    Firma B w G. – Porotherm 6,5 zł za 25 cm, 6,4 zł za 11,5 cm w tym transport (8 km)
     

    Firma U. w B. – Porotherm 7,5 zł za 25 cm, 6,9 zł za 11,5 cm plus transport 26 km
     

    Firma R. w B. – Porotherm 6,8 zł za 25 cm, 6,5 zł za 11,5, w tym transport (22 km)
     

    Firma ? w P. – Leier 6,5 zł za 25 cm, 6,0 za 11,5 cm, w tym transport (7 km)
     

    I uwaga! :
     

    Firma O w B. – Leier 5,9 zł za 25 cm, 4,9 zł za 11,5 cm, w tym transport (19 km)
     

    Dwa razy pytałam czy to jest I gatunek cena brutto i transport z HDS. Chyba pojadę tam dzisiaj i spytam jeszcze raz. Bo w szoku jestem!!! To chyba to weźmiemy?
     
     

    Jeśli chodzi o stropy, to będziemy robić systemowy z porothermu, wyceny nikt jeszcze mi nie przygotował. Na dach na razie mam jedną wycenę z firmy M z G. Całość z oknami i folią, bez rynien wyszła 17 tys. z groszami. Z Braasa czarnej celtyckiej. Dużo chyba? Miałam też wycenę z A. z B. Ale ją zgubiłam. Ale wydaje mi się ze było coś koło 13 tys. zł. Więc oferta z M. odpada na pewno. Ciekawa jestem ile krzykną sobie w O w B.
     
     

    Jeżdżąc tak po okolicznych wsiach całkiem fajne miejsca odkryłam:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/5/2/8/35823522_d.jpg


    jak kto ma dobry wzrok to zobaczy na tym rżysku na horyzoncie bociany. Normalnie jak kury się pasły. Było ich w sumie na tym polu z trzydzieści jak nic!
     
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/0/7/0/35823523_d.jpg


    A tutaj malownicze mokradła i stawy w okolicy żwirowni. Pełno tam było takich skleconych z niczego budek dla zapalonych wędkarzy. Więc pewnie ryba bierze...
  20. madmegs
    Niedziela 10 sierpnia 2008 r.
     
     

    Słoneczko poświeciło, więc spędziliśmy dzień na działce. Rekreacyjnie. Ja opalałam się leżąc na palecie bloczków betonowych, dzieci doskonale bawiły się na czternastotonowej hałdzie piasku ostrego, a Sopelkiewicz uprawiał tzw. „ścieżkę zdrowia” ( kto za komuny mieszkał w blokach, ten wie co to jest ) Było naprawdę przyjemnie. Może trochę dziwnie patrzyli na nas ludzie spacerujący po niedzielnym obiedzie, ale co mi tam. Wypoczywam na takiej działce jaką mam. I nikomu nic do tego.
     
     

    Woda prawie całkiem zeszła już z fundamentu, a rów suchutki. :)
     
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/9/2/35808668_d.jpg
     


    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/7/3/35808670_d.jpg
     


    Ziemia na podjeździe spękana niczym krater po Salt Lake. Ciekawe, czy po tym wszystkim, budowę mam na myśli, jeszcze kiedyś coś mi tu urośnie. Oczywiście mówię o gatunkach roślin ozdobnych i szlachetnych, a nie o łopianie, pokrzywach i mleczu. To urosłoby zapewne i na Marsie...
  21. madmegs
    Piątek 8 sierpnia 2008 r.
     
     

    Ojojoj, lało tak, że wszystko na działce pływa!!!! Fundament zalany, rów przepełniony po brzegi, a na działce bagno. Nic tylko wpuścić stado hipopotamów. Miałyby raj. Ewentualnie moje dzieci. Też byłyby szczęśliwe...
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/7/1/4/35806714_d.jpg


    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/2/9/35808672_d.jpg
  22. madmegs
    Wtorek 5 sierpnia 2008 r.
     
     

    Dzisiaj ekipa posłusznie stawiła się na budowie.
     
     

    Do dyspozycji mieli, zgromadzone wcześniej, materiały budowlane:
     
     

    Bloczki betonowe, po 4 zł, na razie 500 sztuk:
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/5/4/4/35522678_d.jpg
     


    piach ostry, po 43 zł, 14 ton:
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/0/3/35522688_d.jpg
     


    cement, po 440 zł, 1,4 tony:
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/3/6/7/35522686_d.jpg
     
     


    Wymurowali mur z 500 bloczków. Ułożyli je równo z gruntem, a do poziomu wyrównywać będą wieńcem. Ciekawe, jak to wyjdzie...
     

    Oto efekty ich dwudniowej pracy:
     
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/3/2/35522683_d.jpg


    ściana północna
     
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/6/3/35522681_d.jpg


    ściana wschodnia. Dopiero teraz widać spadek terenu!
     
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/8/7/0/35522680_d.jpg


    narożnik północno zachodni. Taki będzie poziom zero przy drzwiach garażowych.
     
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/9/0/35522684_d.jpg


    narożnik południowo wschodni w połowie budynku
     
     

    Odnośnie studni:
     

    W wyniku prac budowlanych krystaliczna woda w naszej studni przestała taką być...
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/0/3/9/35522865_d.jpg


    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/6/1/4/35522864_d.jpg
     


    wogóle, to nieźle widać, jakie pobojowisko jest na działce. Romantyczna łąka odeszła w siną dal...
     

    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/9/9/6/35522866_d.jpg


    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/2/6/3/35522867_d.jpg


    http://www.superfoto.pl/zdjecia/foto/p/4/8/0/35522868_d.jpg
     


    Za to, na osłodę, można zrobić kilka kroków i zobaczyć takie cudo:
     

    http://www.superfoto.pl//zdjecia/foto/p/7/6/5/35522911_d.jpg
  23. madmegs
    acha! Zapomniałam napisać o wodzie w studni.
     
     

    W sobotę wyłowiliśmy sobie wiaderkiem trochę, żeby zobaczyć jaka jest zamulona i jaką pompę będziemy potrzebować, żeby wypompować brudną wodę i zrobić miejsce na świeżą. No więc, po wyciągnięciu ze studni przyrządu czerpalniczego (czytaj: wiaderko plastikowe po farbie emulsyjnej przywiązane do sznurka. Na drugim końcu sznurka przywiązana deska, żeby przyrząd nie zniknął w studni na wieki wieków. Do rączki przyczepiona kawałkiem druta nadłamana cegłówka, aby wiaderko mogło nabrać wody - czyż nie wpaniałe urządzenie? ) stwierdziliśmy ze zdumieniem, że jego zawartość ( na oko H2O ) jest krystalicznie czysta, lodowata i raczej bezwonna! Yuhuuu! Bez pompowania i tylko na 4,5 metra głębokości!!!!! I wody tej mamy trzy kręgi, czyli jakieś półtora metra sześciennego ( tak, wiem, mniej, bo studnia to walec, a nie sześcian, czy prostopadłościan, ale nie czepiajmy się szczegółów, nie będę psuła sobie prywatnej euforii obliczaniem promienia okręgu i takimi tam duperelami! ). Co do "pitności", to jeszcze nie badaliśmy naszej wody. Za to u sąsiadów woda została dokładnie przebadana. Na nich i na nas. Kawa była naprawdę pyszna. :) I nadal żyjemy. Dzieci, rozsądne maleństwa, nie byly akurat spragnione... Stwierdziliśmy, że woda jest cokolwiek wapienna i herbatę lepiej pić z ciemnych kubków... Zresztą magik, który znalazł nam wodę, też mówił, że woda będzie wapienna. Dodał też, że w tej okolicy tylko taka jest i ludzie od wieków taką piją i nic im nie jest. Odpowiednio on też i jemu też nie. Cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...