Dziś wieczorem kupiliśmy z wyprzedaży dwa wieeelkie jałowce płożące ( przecena z 50 zł na 20) i dwa metrowe sky rockety po 9 zł jeden. Na pewno chińskie.
Właśnie śpią w samochodzie bo nie chciało mi się takich kolosów targać.
Pojechałem wreszcie do Gwoździkowej . Brakowało mi jej. Zawsze mi brakuje. Gdyby nie praca to mógłbym Tam być codziennie.... No dobra, rozczuliłem się troszku.
Liści co niemiara. Załamka, bo miałem tylko pokarmić Wacusie, przywieźć szafkę do "kuchni" i "pobrać" od sąsiada worek ziemniaków. A tu ....
Dwa dni i działka rozszerzyła się o 560 m2. http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/12%20pazdziernik/25%20pazdziernik/pocztekpotu.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/12%20pazdziernik/25%20pazdziernik/pocztekpotu.jpg http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/12%20pazdziernik/25%20pazdziernik/supkidowkopania.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/12%20pazdziernik/25%20pazdziernik/supkidowkopania.jpg http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/12%20pazdziernik/25%20pazdziernik/gotowypot.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/12%20pazdziernik/25%20pazdziernik/gotowypot.jpg
Powyższe rozterki stają się ....... nieaktualne.............. aż do przyszłej wiosny !!!
A wszystko przez ...... przeczytane na tym forum
http://forum.muratordom.pl/grodzenie-na-jesieni-przesad,t112314.htm?highlight=kto%20jesieni%B1%20grodzi%20wiosna%20odchodzi
..............i ja też chcę tego uniknąć. .....
Powyższy post Tediego - napisany ponad rok temu - dokładnie opisuje moje teraźniejsze odczucia.
Co więcej, już po przeczytaniu tego wątku o "niegrodzeniu na jesieni", dwa tygodnie temu natknąłem się na niemalże całą rodzinę sąsiada segregującą ledwo-co-wykopane ziemniaki. Poniżej wycinek rozmowy pomiędzy mną (JA) i najstarszym z rodziny sąsiadów tzw. Ojcem Chrzestnym (OC).
OC - "No i kiedy się sąsiad grodzi ?"
JA - " A chyba dopiero na wiosnę"
OC - "A czemu?" (tu mnie podpuszcza ")
JA- " Bo podobno na wsi taka zasada, że na jesieni się nie grodzi"
(wszyscy z Rodziny zaczęli się śmiać - ale tak jakoś "z szacunkiem do tematu śmiechu")
OC- "... nie chcieliśmy się wtrącać, ale u nas taka zasada, że buduje i grodzi się na wiosnę. Dobrze, że pan podtrzymuje tradycję. "
Jestem pewien, że nie chodzi o tradycję ze Śląska opisywaną na Forum.
...... po rozmowie dostałem na spróbowanie ponad 20 kg ziemniaków.
WNIOSEK - słupki "poszerzające działkę" przestawię jeszcze tego roku a wiosną wszystko ogrodzę siatką.
Ojciec Chrzestny powiedział także , że i tak nikt tutaj nic nie ukradnie. Czyli jego Rodzina będzie pilnowała.
WNIOSEK II - po cholerę kusić los i podważać słowa Capo di Tutti Cappi ????
poniżej zarys działki (trochę na kolanie robiony) http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/17%20wrzesien/plan1.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/17%20wrzesien/plan1.jpg to co kropkowane to dotychczasowe słupki do przesunięcia.
czyli finalnie będzie to tak http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/17%20wrzesien/plan2.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/17%20wrzesien/plan2.jpg
Słupki są solidne, z przyspawanymi nakrętkami do mocowania siatki.... ale utwierdzone w ziemi sposobem najprostszym, tzn. słupek jest w dużej stożkowej dziurze w ziemi zalanej betonem. Coś jak na rysunku poniżej http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/17%20wrzesien/supek.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/17%20wrzesien/supek.jpg
No i teraz rozterki: 1. Czy do płotu bez podmurówki można zastosować siatkę zgrzewaną? zgrzewana ma jeden tylko plus- przy prawie 200 mb do pokrycia będzie ponad 50 % tańsza; 2. Czy zgrzewana nie będzie "tańczyła" między słupkami stojącymi co 3 m ? 3. Jak wygląda łączenie siatki zgrzewanej gdy łączenie wypada pomiędzy słupkami ? A może tak się nie da i trzeba przycinać. Wtedy chyba będę musiał kupić więcej rolek. 4. Czy jest jeszcze jakiś inny sposób na ogrodzenie w kosztach podobnych do "zgrzewki" ? Chyba nie. 5. Bramy nie będę przesuwał w lewo bo utwierdzona solidnie, szkoda czasu i pracy - poza tym nie uzyskałbym tym posunięciem ani metra użytkowego, bo dalej to będzie droga wjazdowa.
W październiku planowałem i nadal planuję rozciągnąć wreszcie siatkę wzdłuż ogrodzenia. Ale zanim to nastąpi muszę poszerzyć działkę o 13,5 metra na długości 37 m. Po prostu były właściciel wmurował w grunt słupki ogrodzeniowe tak, że zmniejszył swoją działkę o ponad 4 ary. I było mu z tym widocznie dobrze
Wiedziałem o tym kupując siedlisko, ale ponieważ brakujące metry zasiane były żytem i użytkował je najbliższy sąsiad, oznajmiłem mu, że poczekam aż zbierze plony i dopiero na jesieni przesunę ogrodzenie. Myślę, że sąsiad tę decyzję bardzo docenił (patrząc na nasze sąsiedzkie stosunki do tej pory - ...żeby nie zapeszyć).
No więc trzeba pomyśleć o kilku dniach urlopu w (mam nadzieję) bezdeszczowe październikowe dni i wziąć się do roboty.
Teściu już od miesiąca stoi w blokach startowych bo chętny do pomocy ... a poza tym chciałby wreszcie z teściową zrobić naoczną Nikowską inspekcję Gwoździkowej, bo jeszcze nie byli. Oglądając zdjęcia teściówka chwaliła, a teściu podchodził do siedliska bardzo sceptycznie - szczególnie do przyszłych robót w Gwoździkowej :
"a bo po co ?..." - odpowiedziałem: "bo trzeba coś robić w wolnym czasie"
" a bo dużo kasy pójdzie na adaptację..." - odpowiedziałem: "wcale nie tak dużo" (mówiłem chyba zbyt nieprzekonywająco bo padła następna kwestia...
"a bo mniejsze trzeba było znaleźć..." I trochę ma racji, ale ciężko znaleźć coś idealnego szczególnie za hipoteczne pieniądze ... i wreszcie
"a kiedy wy skończycie adaptować fabrykę na to coś?" - odpowiedziałem tym razem bez wahania: "w 2048" (nie wierzę, że teściu nie zauważył, że będę miał wtedy ponad 80 lat - ale przemilczał, więc chyba trafiłem z datą )
Pogada, pogada.... a potem przyjedzie, zobaczy i ... pokocha. Będzie pracował jak mrówka przy Gwoździkowej bo taki już z niego porządny chłop.
A tak przy okazji inspekcji to mój rodzicielski NIK kontrolował tydzień temu i .... byli pod pozytywnym wrażeniem
..... nawet na część ogrodzenia dali . Niech żyje NIK !!!
Mój ojciec spędził dzieciństwo na ubogiej wsi i chyba z tego powodu był pod szczególnym wrażeniem. Powiedział, że wróciłem do korzeni.
...Chyba powoli staję się Kunta Kinte.
No ale odszedłem od tematu ogrodzenia. Zaraz wstawię w posta zarys działki i spróbuję podzielić się moimi rozterkami.
i słuchała "majteczki w kropeczki" i "sia la la" po tysiąckroć na full głośności.
W pewnym momencie poprosiłem "młodego", który był zawsze na ziemi a nie na dachu, aby przyciszył trochę majteczki.
Jego odpowiedź: " A to wie Pan zależy od tych na górze (czyli na moim dachu). Ta muza pomaga im w pracy i przyciszać nie mogę. "
Znów wziąłem taczkę i pojechałem w najdalszy róg działki .
Po dwóch godzinach już sam podśpiewywałem sobie o majteczkach.
Kilka godzin i po robocie. Przyznam, że takiej szybkiej i naprawdę dobrej roboty się nie spodziewałem. Na koniec pracy Pan Garfield podliczył mnie dokładnie co do metra (chyba z dwa metry przy tym dodał, ale mu wybaczam). I tak mnie zaskoczył - pozytywnie.
No proszę, nim się obejrzałem a tu zaczęła się druga strona "(Pół)dziennika Gwoździka". Myślałem, że jak dotrwam do 20. posta to będzie i tak dobrze ..... a tu tyle .
Przyjechał po 40 minutach, podzielił robotę w trymiga ... i pochwalił " młodych" , że pocięli sporo blachy i jeszcze ją wstępnie powyginali .
Jak słusznie się domyślacie zadziałały moje słowa skierowane do "młodych" przed 20 minutami : "... Ile Szef wam płaci za 3 ucięte paski blachy w pół godziny - bo muszę z nim (Szefem) się dokładnie na koniec dnia rozliczyć " .
Powiedziałem to mimo woli, przejeżdżając obok z taczką. Nic więcej.
PS. Mogę się tylko domyślać, że że "starą wygą" tak łatwo by mi nie poszło.
Ekipa Garfielda składała się z 4 osób (obrazek powyżej nie oddaje dokładnie ich rysopisów, jedynie różnice wzrostu i zarostu są aktualne)
Przyjechali na dwa samochody - jeden większy z drabiną na dachu i moją blachą w środku, a drugi to pełnoletni osobowy.
Załoga "G" wysiadła z bryczek, podeszła do bagażnika tego pełnoletniego i wyjęła dwa czteropaki Patriotów. ...... No i je odpalili od razu.
Pan Garfield przywitał się słowami:
"Dzień dobry. Chyba nie będzie Pan miał nic przeciwko aby dzień zacząć od browarka ?"
"No nie, ważne abyście nie spadli mi z dachu" - odpowiedziałem, ......................a pomyślałem : "Kurde, zawsze jest jakiś haczyk. Są na czas, ale się nawalą i nie skończą na czas!
No ale zawsze byłem optymistą więc wierzę w Załogę "G".
Po odpaleniu jednej rakiety na jednego wyjęli narzędzia....
..... po czym Pan Garfield zakomunikował, że musi odstawić samochód (ten większy) do mechanika. TERAZ !!!! .
" Na pewno udawał, że odpalił Patriota" - pomyślałem, no bo jak inaczej
Szef Załogi "G" zostawił dwóch młodzieniaszków ze mną i kazał im ciąć blachę na paski, a sam pojechał ze swoją prawą ręką do mechanika. Oczywiście dwoma samochodami, no bo jakby wrócili. Młodzi umiejętnie wykorzystywali brak Garfielda i palili jeden za drugim - w tym czasie pocięli 3 (słownie trzy) paski blachy.
Pomyślałem: "Czekam max godzinę i dziękuję "chłopcom".
Tak wyglądał zachód słońca (po lewej Gwoździkowej) http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/zachd.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/zachd.jpg http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/zachd2.jpg" rel="external nofollow">http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/wrzesien04/zachd2.jpg
Noc minęła szybko. Tylko od czasu do czasu mocno waliły na dachu kawałki blachy, która miała być jutro usunięta. To chyba tak złośliwie na „do widzenia”.
A.... byłbym zapomniał, że pies do późnej nocy pilnował na zewnątrz samochodu, bo wciąż nie wierzył, że ma na wsi zostać na noc. Pański piesek. Tak się dotlenił, że jak padł przy moim „łóżku” to nawet walenie blach mu już nie przeszkadzało. Miałem problemy, żeby go obudzić o 6 rano – tak chrapał.
Postanowiłem, że pojadę dzień wcześniej do Gwoździkowej i zostanę tam na noc, bo jak Garfield taki szybki to jeszcze przyjedzie o 6 rano a nie o 8.30 jak planowano. Poza tym do tej pory nie było okazji na nocne rozdziewiczenie Gwoździkowej.
Zacząłem się pakować: żarcie, picie, poduszka, dres itd. Doszły do ekwipunku również elementy bezpieczeństwa osobowego (bo zawsze można trafić na intruza – odpukać – albo na amatora Wacusiów – jeszcze bardziej odpukać).
Zabrałem więc ze sobą psa, który jest owszem wielki – ale na odgłos pioruna potrafi posikać się ze strachu i przeleżeć kilka godzin w ciemnej łazience;
zabrałem nóż myśliwski - do tej pory nie wiem czemu, bo przecież trudno jest używać noża uciekając;
zabrałem latarkę – i słusznie;
....no i zabrałem baterię Patriotów - ... i też słusznie, bo miałem okazję poczęstować jedną wyrzutnią spragnionego sąsiada. Patrioty trochę ciepłe były i strzelały przy otwieraniu włazu .... ale za to jak smakowały w wiejskim klimacie
Może pamiętacie jak pisałem o poszukiwaniach dacharza do obróbki komina i wymiany blachy na eternitowej kalenicy.
Szukałem, szukałem ...( dla tych co znają język czeski to pospiesznie wyjaśniam, że szukałem po polsku a nie po czesku '' ) .... i znalazłem. Właściwie to żonka zauważyła reklamę na samochodzie.
Umówiłem się po kilku dniach na przegląd dachu. Fachman przyjechał w umówionym dniu i na czas!!!!! ''
Biorąc pod uwagę moje wcześniejsze kontakty z „dekarzami” pomyślałem sobie „jakiś nietypowy ten dekarz chyba” – ale prowadziłem ustalenia robót jakby nigdy nic.
Nazwę go Pan Garfield – bo faktycznie chodził po dachu jak kot. Po obejrzeniu zakresu robót umówił się na przyjazd z ekipą za tydzień. Myślę sobie „no na pewno za tydzień to ja cię nie zobaczę”.....
..... i miałem rację ............. Garfield zadzwonił po 3 dniach i zgłosił gotowość działań od następnego ranka. Zrobiłem oczy jak osoba siedząca na tronie i walcząca z „zemstą faraona”.
No wreszcie zebrałem się do „Półdziennika” po długim niebycie.
Mam nadzieję, że nie zostanę przywitany w taki sam sposób, jak przywitały mnie Wacki po 3 tygodniach.
Zawsze było tak, że jak schodziłem nad staw to ryby już się bliziutko kręciły. Tym razem czekam, czekam .... i nic. Chrupki kukurydziane rozsypałem.... i nic. A poza tym zobaczyłem przed pomostem jeszcze to
Niewątpliwie ktoś łowił. Co prawda, od dawna domyślam się, że wnuczek sąsiada czasami usiądzie na moim pomoście ale nie robię z tego problemu, bo i tak od czasu do czasu potrzebne jest odłowienie. A ja nie lubię i nie chcę. No ale, żeby tak wszystkie moje Wacusie ???? Na raz ??? Zacząłem już wyjmować łuk z Gwoździkowej.
Coraz bardziej wkurzony i smutny zacząłem dorzucać chrupek.....no i nagle podpłynął jeden Wacek. Spojrzał mi głęboko w oczy i .... pokazując mi ogon .... zniknął w głębinie (zresztą coraz mniejszej bo woda sporo opadła).
Nic cholera tylko się obraziły za brak dostaw żarcia przez ponad 3 tygodnie.
Ale czas robi swoje .... i głód też. Jak nagle się zakotłowało to rozrzucać nie nadążałem.