No i zaczynam piąć się w górę! Chociaż było emocjonująco... Na dobry początek przyjechał tir z wiązarami. Jak zobaczyłem tego piętnastometrowego kolosa, to straciłem wiarę i jakość mojej wypielęgnowanej świeżym gruzem dróżki-dojazdówki. A do tego bardzo ciasny zakręt na działkę. Ostatni tir, który tu był stwierdził, że żaden tir nie zmieści się w taki zakręt - a ten był trochę większy od tamtego
Pan kierowca pogłówkował, popatrzył i poszedł spróbować wjechać tyłem. Trochę pomanewrował, pokombinował i stwierdził, że tak to nie da rady. Zaczął się wycofywać główną drogą. Pomyślałem, że poczekamy na dzwig i zacząłem wracać do garażu. Nagle słyszę - tir staje - a potem ostro daje gazu i rusza z kopyta! Nie wierzę własnym oczom! Wjazd na działkę ma 6m szerokości, rów po obu stronach a promień skrętu coś tak w sam raz na micrę, a zbliża się do niego rozpędzony osiemnastokołowiec!
Facet oczywiście w zakręcie się nie zmieścił, ale co tam! Przez rów taranem, przez pole jak traktor i z rozpędu pojechał pod sam dom! Nie mogłem wyjść z podziwu!
Po tym brawurowym pokazie sprawności ekipa przystąpiła do rozładunku mojego dachu:
http://www.pn.com.pl/guest/dzialka/wiezba20080925.jpg
http://www.pn.com.pl/guest/dzialka/tir20080925.jpg
Niepokojące było tylko to, że tir, nawet pusty, nadal ważył 15 ton, a stał na świeżo usypanym podjeździe... Oszczędność w postaci nasypania 2 wywrotek żwiru do 1 wywrotki gruzu zaczynała mnie tutaj nieco martwić. I słusznie. Bo tir z każdym kwadransem stania nieco się obniżał... Jak przyszło odjeżdżać, to nawet udało mu się ruszyć, ale tym razem nie było jak się rozpędzić i utknął w najniższym miejscu. Na dobre.
Trzeba było lecieć po pomoc do sąsiada z traktorem. Traktor okazał się niezby duży, ale sąsiad był chętny do pomocy to próbujemy. Z jednej strony wielki tir, z drugiej nieduży traktorek, pośrodku... łańcuch. Nie chciałem się wymądrzać, że to nie wygląda dobrze, ale żeby nie drażnić inspekcji pracy ujmę to tak: to cud że nikomu nic się nie stało.
Tak więc tir dalej zakopany, traktorek stoi, łańcucha nie ma, traktorzysta drapie się po głowie co dalej... Jedziemy szukać innej maszyny. Okazało się, że drugi sąsiad dysponuje prawdziwym postrachem pól - wypasionym zielonym potworem z napętem na cztery koła! Do tego poszukał trochę po obejściu... u gęsi... u krówek... u burka... o jest! Dwie stalowe liny spod hałdy ziemniaków prezentowały się solidnie!
Teraz walka była równiejsza! Z jednej strony tir, z drugiej zielony potwór pośrodku stalowe liny. Rrrrrrrrrrruszyli! Ryk jak na stadionie żużlowym ale w mgnienu oka postrach pól tak pociągnął tira, że zaciągnął go od razu na asfalt! Dobrze, że wszyscy zaczęli przekrzykiwać ten ryk, że starczy tego ciągania, bo by biednego tirowca zaciągnął do Kartuz!
Po wyjeździe tira trochę się uspokoiło. Ekipa od dachu zaczęła łączyć kawałki więźby - też mieli ze sobą małego zielonego potworka - taką czterystukilową prasę, która nie bardzo chciał dać się przesuwać po moim podmokłym terenie, ale po zbudowaniu tarasu z desek po szalunkach wszystko zaczęło iść dobrze...
Na jutro zamówiony jest dźwig, aby wszystko wrzucić na górę!