Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

maksiu

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    17 308
  • Rejestracja

Wpisy blogów dodane przez maksiu

  1. maksiu
    Ociepleniowy poniedziałek
    25 kwiecień 2005
     
    Wczesnym rankiem wyruszyliśmy z ojcem na budowę, samochód załadowany od soboty, nie było potrzeby go rozładować na niedzielę, więc i pakowanie rano nie było konieczne. Pracę rozpoczęliśmy od powiercenia i okołkowania płyt które przyklejane były w sobotę. Wyglądało to jak jeżyk, wystające ze ściany plastikowe szpilki. Gdy już to skończyliśmy, zabraliśmy się za przyklejanie styropianu. Postanowiliśmy jechać dookoła budynku po cztery warstwy styropianu i na narożnikach płyty z warstwy piątej. Zakrywając styropianem przewody które kładliśmy na ścianach w sobotę, rysowaliśmy mazakiem linie na styropianie, gdzie te przewody lecą, aby potem przy kołkowaniu nie przewiercić przypadkiem przewodu. Jak na razie prace jeszcze nisko nad poziomem ziemi, korzystaliśmy jedynie z kobyłek, pozostałych na budowie po etapie murowania ścian. Tak się zawzięliśmy żeby wykonać plan, że zeszło nam to do godziny prawie dziewiętnastej trzydzieści.
     
    link do zdjęć - http://212.244.189.200/index.php?id=25kwiecien2005" rel="external nofollow"> Ociepleniowy poniedziałek - 25 kwiecień 2005
  2. maksiu
    Ociepleniowy poniedziałek
    25 kwiecień 2005
     
    Wczesnym rankiem wyruszyliśmy z ojcem na budowę, samochód załadowany od soboty, nie było potrzeby go rozładować na niedzielę, więc i pakowanie rano nie było konieczne. Pracę rozpoczęliśmy od powiercenia i okołkowania płyt które przyklejane były w sobotę. Wyglądało to jak jeżyk, wystające ze ściany plastikowe szpilki. Gdy już to skończyliśmy, zabraliśmy się za przyklejanie styropianu. Postanowiliśmy jechać dookoła budynku po cztery warstwy styropianu i na narożnikach płyty z warstwy piątej. Zakrywając styropianem przewody które kładliśmy na ścianach w sobotę, rysowaliśmy mazakiem linie na styropianie, gdzie te przewody lecą, aby potem przy kołkowaniu nie przewiercić przypadkiem przewodu. Jak na razie prace jeszcze nisko nad poziomem ziemi, korzystaliśmy jedynie z kobyłek, pozostałych na budowie po etapie murowania ścian. Tak się zawzięliśmy żeby wykonać plan, że zeszło nam to do godziny prawie dziewiętnastej trzydzieści.
     
    link do zdjęć - http://212.244.189.200/index.php?id=25kwiecien2005" rel="external nofollow"> Ociepleniowy poniedziałek - 25 kwiecień 2005
  3. maksiu
    Piaskownica
    24 kwiecień 2005
     
    Dzień odpoczynku, niejako wymuszony przez to że to niedziela i nie bardzo wypada robić na budowie, a z drugiej strony nie jesteśmy jeszcze tak opóźnieni z robotą żeby nadrabiać w niedziele. Skoro na budowie spokój to trzeba było cos pogrzebać przy domu moich rodziców. Kilka dni wcześniej rozmawialiśmy o tym, że przydało by się zrobić Małgosi plac zabaw, no może bez wielkich słów, po prostu piaskownice, huśtawkę, może coś jeszcze. Kupiłem w środę kilka desek, które w czwartek ojciec poobcinał na wymiar, dwie z nich przeciął na pół i przestrugał. W piątek po południu pozbijaliśmy deski do siebie, wykopaliśmy dołek, wyłożyliśmy od dołu folią (z otworkami, aby woda po deszczu miała jak spłynąć) i wkopaliśmy skrzynię od piaskownicy. Poobsypywaliśmy od zewnątrz ziemią i tak przygotowana piaskownica czekała sobie na lepsze czasu. W sobotę robiąc szybkie brakujące zakupy na budowę, kupiłem puszkę impregnatu, kolor sosna. Wieczorkiem w sobotę piaskownica została pomalowana tym impregnatem. A w niedziele pozostało do zrobienia najważniejsze – trzeba było przywieźć piasek. Zaszedłem do sąsiada (ma ciągnik i przyczepy), z prośba czy nie pojechał by z nami (tzn. moim ojcem i mną) po piasek. Jak dowiedział się, że to do piaskownicy dla dziecka to nie wahał się ani chwili. Tak więc pojechaliśmy, pomachaliśmy troszkę łopatami i przywieźliśmy małą przyczepkę (dwukółkę) piasku, no i zasypaliśmy tym piaskiem przygotowaną wcześniej piaskownice. Po południu wyciągnąłem z piwnicy mój drewniany stół z siedzeniami i po skręceniu postawiłem koło piaskownicy. No i oczywiście najważniejsze, Małgosia poszła ze swoją mamą bawić się do piaskownicy. Radość była ogromna, no i to w tym wszystkim chodzi.
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/dziecko/24kwiecien2005/P4241785m.jpg
     
    style="font-size:10px;">więcej zdjęć na stronie www - http://212.244.189.200/index.php?id=d240405" rel="external nofollow">galeria Małgosi 24 kwiecień 2005
  4. maksiu
    Piaskownica
    24 kwiecień 2005
     
    Dzień odpoczynku, niejako wymuszony przez to że to niedziela i nie bardzo wypada robić na budowie, a z drugiej strony nie jesteśmy jeszcze tak opóźnieni z robotą żeby nadrabiać w niedziele. Skoro na budowie spokój to trzeba było cos pogrzebać przy domu moich rodziców. Kilka dni wcześniej rozmawialiśmy o tym, że przydało by się zrobić Małgosi plac zabaw, no może bez wielkich słów, po prostu piaskownice, huśtawkę, może coś jeszcze. Kupiłem w środę kilka desek, które w czwartek ojciec poobcinał na wymiar, dwie z nich przeciął na pół i przestrugał. W piątek po południu pozbijaliśmy deski do siebie, wykopaliśmy dołek, wyłożyliśmy od dołu folią (z otworkami, aby woda po deszczu miała jak spłynąć) i wkopaliśmy skrzynię od piaskownicy. Poobsypywaliśmy od zewnątrz ziemią i tak przygotowana piaskownica czekała sobie na lepsze czasu. W sobotę robiąc szybkie brakujące zakupy na budowę, kupiłem puszkę impregnatu, kolor sosna. Wieczorkiem w sobotę piaskownica została pomalowana tym impregnatem. A w niedziele pozostało do zrobienia najważniejsze – trzeba było przywieźć piasek. Zaszedłem do sąsiada (ma ciągnik i przyczepy), z prośba czy nie pojechał by z nami (tzn. moim ojcem i mną) po piasek. Jak dowiedział się, że to do piaskownicy dla dziecka to nie wahał się ani chwili. Tak więc pojechaliśmy, pomachaliśmy troszkę łopatami i przywieźliśmy małą przyczepkę (dwukółkę) piasku, no i zasypaliśmy tym piaskiem przygotowaną wcześniej piaskownice. Po południu wyciągnąłem z piwnicy mój drewniany stół z siedzeniami i po skręceniu postawiłem koło piaskownicy. No i oczywiście najważniejsze, Małgosia poszła ze swoją mamą bawić się do piaskownicy. Radość była ogromna, no i to w tym wszystkim chodzi.
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/dziecko/24kwiecien2005/P4241785m.jpg
     
    style="font-size:10px;">więcej zdjęć na stronie www - http://212.244.189.200/index.php?id=d240405" rel="external nofollow">galeria Małgosi 24 kwiecień 2005
  5. maksiu
    Ocieplanie rozpoczęte
    23 kwiecień 2005
     
    Tak wielce wyczekiwana i wyglądana sobota nareszcie nadeszła. O ósmej rano wyruszyliśmy w składzie trzyosobowym (mój ojciec, sąsiad i ja) z domu w kierunku budowy. Po drodze omówiliśmy jeszcze kilka spraw związanych z pracą którą mieliśmy dziś wykonać. Sąsiad który jechał z nami to człowiek znający się na rzeczy, pracuje od wielu lat w branży budowlanej i nie raz już korzystałem z jego pomocy. Jego zadanie na dziś to wykleić nam pierwszą warstwę styropianu, tak aby trzymała dobrze poziom. Postanowiliśmy nie dawać listew startowych, gdyż naprawdę nie mam pojęcia czemu one tak naprawdę mają służyć, a kosztują niemało. Po przyjeździe i rozładowaniu sprzętu okazało się, że jeszcze brakuje kilku naprawdę drobnych rzeczy, więc po zrobieniu listy zakupów pojechałem uzupełnić braki. Zanim jednak wyjechałem ustaliliśmy podział prac na dzień dzisiejszy, sąsiad zajmuje się klejeniem styropianu i tylko tym, a my z ojcem zaczynamy od okablowania zewnętrznych ścian domu. Jak już pisałem kilka dni wcześniej do położenia były kabelki zasilające trzy gniazdka jednofazowe, kabel trójfazowy, kabel do telefonu oraz kabelek do domofonu. Pokazałem ojcu gdzie mają być gniazdka i puszki, a sam pojechałem na zakupy. Gdy wróciłem jedna ściana była już obklejona pierwszą warstwą styropianu. Ojciec w tym czasie zamontował puszkę zasilającą gniazdka jednofazowe, oraz podłączył jedno z gniazd. Wyprowadził również kabelki do telefonu i domofonu. Ponieważ sąsiad zbliżał się coraz szybciej do nas ze styropianem musieliśmy zwiększyć tempo kładzenia kabla. We dwóch szło nam to zdecydowanie szybciej. Po kilkunastu minutach drugie gniazdko było już na swoim miejscu, a po następnych kilkunastu również i to ostatnie trzecie trafiło we właściwe miejsce. Następnie wzięliśmy na warsztat kabelek trójfazowy, ten niestety był już zdecydowanie grubszy, a ponadto mocno skręcony. Ponieważ w pierwotnej wersji końcówka kabla miała być zakończona gniazdem, zatem i kupiony kabel miał tylko niewielki zapas. Zamysł został zmieniony, kabel ma teraz służyć do zasilania nieistniejącego jeszcze garażu, wiec konieczne okazało się łączenie kabla z drugim kawałkiem. W tym celu na ścianie pojawiła się puszka, z której w dół wychodził drugi taki sam kabelek (5x2.5) który został zakopany pod ścianą budynku. Następnie puściliśmy po ścianie tenże kabel w kierunku pomieszczenia gospodarczego, w którym znajduję się rozdzielnica elektryczna, do której ten kabel będzie kiedyś podłączony. Nie powiem, praca dość prosta, ale bardzo żmudna. Po jakimś czasie udało się nam dotrzeć do celu. Gdy wszystkie kable były już na swoich miejscach przyszła kolej pomóc sąsiadowi w klejeniu styropianu. Ponieważ pod styropianem szły kable, zatem trzeba było w styropianie wycinać kanały na kable, a to troszkę spowalniało pracę. Nawet się nie obejrzeliśmy jak już zrobiła się godzina szesnasta, czas na budowie leci tak szybko, oj żeby tak szybko leciał czas w pracy to było by bardzo dobrze. Nadeszła pora na przerwę, poskręcałem nowo zakupionego grilla, wrzuciłem troszkę brykietu i rozpaliłem. Po paru minutach na ruszcie grilla pojawiły się kiełbaski, które wesoło sobie skwierczały. Gdy już poskwierczały sobie wystarczająco, to ochotą i apetytem zostały przez nas zjedzone. Po przewie obiadowej ruszyliśmy dalej kleić styropian. Po kolejnych dwóch godzinach stwierdziliśmy że na dziś chyba już starczy. Efekt jest taki, że mamy wyprowadzone wszystkie cztery narożniki na cztery warstwy styropianu, na dwóch ścianach jest położona jedna warstwa, na jednej dwie i na ostatniej (frontowej) – po prawej stronie ganku trzy warstwy, a po lewej jedna. Może optycznie nie jest to dużo, ale zostało przykryte większość kabli, zamontowane są wszystkie kabelki, puszki i gniazdka. W poniedziałek powinno iść nam już szybciej, gdyż nie będzie trzeba ryć w styropianie rowków pod kable. No prawie nie będzie trzeba, zostały do schowania naprawdę symboliczne ilości kabla. Jutro niedziela, wolna niedziela. Dzisiejszy dzień choć męczący, to dał mi naprawdę dużo radości i satysfakcji. Oby tak dalej.
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/23kwiecien2005/P4231780m.jpg
     
    style="font-size:10px;">więcej zdjęć na stronie www http://212.244.189.200/index.php?id=23kwiecien2005" rel="external nofollow">23 kwiecień 2005 - Ocieplenie rozpoczęte
  6. maksiu
    Ocieplanie rozpoczęte
    23 kwiecień 2005
     
    Tak wielce wyczekiwana i wyglądana sobota nareszcie nadeszła. O ósmej rano wyruszyliśmy w składzie trzyosobowym (mój ojciec, sąsiad i ja) z domu w kierunku budowy. Po drodze omówiliśmy jeszcze kilka spraw związanych z pracą którą mieliśmy dziś wykonać. Sąsiad który jechał z nami to człowiek znający się na rzeczy, pracuje od wielu lat w branży budowlanej i nie raz już korzystałem z jego pomocy. Jego zadanie na dziś to wykleić nam pierwszą warstwę styropianu, tak aby trzymała dobrze poziom. Postanowiliśmy nie dawać listew startowych, gdyż naprawdę nie mam pojęcia czemu one tak naprawdę mają służyć, a kosztują niemało. Po przyjeździe i rozładowaniu sprzętu okazało się, że jeszcze brakuje kilku naprawdę drobnych rzeczy, więc po zrobieniu listy zakupów pojechałem uzupełnić braki. Zanim jednak wyjechałem ustaliliśmy podział prac na dzień dzisiejszy, sąsiad zajmuje się klejeniem styropianu i tylko tym, a my z ojcem zaczynamy od okablowania zewnętrznych ścian domu. Jak już pisałem kilka dni wcześniej do położenia były kabelki zasilające trzy gniazdka jednofazowe, kabel trójfazowy, kabel do telefonu oraz kabelek do domofonu. Pokazałem ojcu gdzie mają być gniazdka i puszki, a sam pojechałem na zakupy. Gdy wróciłem jedna ściana była już obklejona pierwszą warstwą styropianu. Ojciec w tym czasie zamontował puszkę zasilającą gniazdka jednofazowe, oraz podłączył jedno z gniazd. Wyprowadził również kabelki do telefonu i domofonu. Ponieważ sąsiad zbliżał się coraz szybciej do nas ze styropianem musieliśmy zwiększyć tempo kładzenia kabla. We dwóch szło nam to zdecydowanie szybciej. Po kilkunastu minutach drugie gniazdko było już na swoim miejscu, a po następnych kilkunastu również i to ostatnie trzecie trafiło we właściwe miejsce. Następnie wzięliśmy na warsztat kabelek trójfazowy, ten niestety był już zdecydowanie grubszy, a ponadto mocno skręcony. Ponieważ w pierwotnej wersji końcówka kabla miała być zakończona gniazdem, zatem i kupiony kabel miał tylko niewielki zapas. Zamysł został zmieniony, kabel ma teraz służyć do zasilania nieistniejącego jeszcze garażu, wiec konieczne okazało się łączenie kabla z drugim kawałkiem. W tym celu na ścianie pojawiła się puszka, z której w dół wychodził drugi taki sam kabelek (5x2.5) który został zakopany pod ścianą budynku. Następnie puściliśmy po ścianie tenże kabel w kierunku pomieszczenia gospodarczego, w którym znajduję się rozdzielnica elektryczna, do której ten kabel będzie kiedyś podłączony. Nie powiem, praca dość prosta, ale bardzo żmudna. Po jakimś czasie udało się nam dotrzeć do celu. Gdy wszystkie kable były już na swoich miejscach przyszła kolej pomóc sąsiadowi w klejeniu styropianu. Ponieważ pod styropianem szły kable, zatem trzeba było w styropianie wycinać kanały na kable, a to troszkę spowalniało pracę. Nawet się nie obejrzeliśmy jak już zrobiła się godzina szesnasta, czas na budowie leci tak szybko, oj żeby tak szybko leciał czas w pracy to było by bardzo dobrze. Nadeszła pora na przerwę, poskręcałem nowo zakupionego grilla, wrzuciłem troszkę brykietu i rozpaliłem. Po paru minutach na ruszcie grilla pojawiły się kiełbaski, które wesoło sobie skwierczały. Gdy już poskwierczały sobie wystarczająco, to ochotą i apetytem zostały przez nas zjedzone. Po przewie obiadowej ruszyliśmy dalej kleić styropian. Po kolejnych dwóch godzinach stwierdziliśmy że na dziś chyba już starczy. Efekt jest taki, że mamy wyprowadzone wszystkie cztery narożniki na cztery warstwy styropianu, na dwóch ścianach jest położona jedna warstwa, na jednej dwie i na ostatniej (frontowej) – po prawej stronie ganku trzy warstwy, a po lewej jedna. Może optycznie nie jest to dużo, ale zostało przykryte większość kabli, zamontowane są wszystkie kabelki, puszki i gniazdka. W poniedziałek powinno iść nam już szybciej, gdyż nie będzie trzeba ryć w styropianie rowków pod kable. No prawie nie będzie trzeba, zostały do schowania naprawdę symboliczne ilości kabla. Jutro niedziela, wolna niedziela. Dzisiejszy dzień choć męczący, to dał mi naprawdę dużo radości i satysfakcji. Oby tak dalej.
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/23kwiecien2005/P4231780m.jpg
     
    style="font-size:10px;">więcej zdjęć na stronie www http://212.244.189.200/index.php?id=23kwiecien2005" rel="external nofollow">23 kwiecień 2005 - Ocieplenie rozpoczęte
  7. maksiu
    Styropian
    wydarzenia z dnia 28 stycznia 2005
     
    Mając na względzie sezonowe różnice cen niektórych materiałów budowlanych postanowiłem zaczaić się na styropian, kiedy będzie najtańszy. Obserwacja polegała na dwukrotnym w ciągu tygodnia dzwonieniu do hurtowni i pytaniu o cenę. Niektóre telefony stawały się już śmiesznie: ‘Hurtownia materiałów budowlanych XYZ, witam chciałem … a witam, witam już panu mówię’, i tu padała cena styropianu. Wreszcie około 20 stycznia doszedłem do wniosku, że taniej już nie będzie i zamówiłem. Wybrałem styropian firmy Styropol, o grubości 12 cm, 25 m3. Dostawa umówiona na 28 stycznia i tego właśnie dnia styropian dojechał. A zima była okrutna tej zimy. Ledwo dojechałem, śniegu cała masa. Na domiar złego, zamarzła kłódka od bramy wjazdowej i musiałem przełazić przez płot, aby dostać się na swoją działeczkę. Kierowca pomógł odrobinę przy rozładunku, a następnie przyszła kolej na wnoszenie wszystkich tych paczek do domu i układanie. Praca lekka, ale monotonna, no i ten mróz szczypiący w nos. Prawie godzinę zajęło mi noszenie i układanie wszystkiego. Cały jeden pokój na dole zastawiłem styropianem. Na koniec kilka słów dlaczego tak zaburzyłem chronologię zdarzeń. Po prostu wolałem publicznie nie ogłaszać, że u mnie w na budowie leży sobie od stycznia 25m3 styropianu. Teraz bywam już na budowie niemal codziennie, wiec mogę troszkę lepiej dopilnować sprawy. A jak to mówią licho nie śpi, jeszcze komuś mógłby przydać się mój styropian i byłby problem. A teraz wracamy do teraźniejszości. Kolejny wpis w sobotę, jeśli dam radę coś napisać oczywiście.
     
    Zapraszam na moją stronę www, można tam znaleźć wiele zdjęć (w dziale Galeria) z opisywanych zdarzeń,
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/28styczen2005/Img_0066m.jpg
     
  8. maksiu
    Styropian
    wydarzenia z dnia 28 stycznia 2005
     
    Mając na względzie sezonowe różnice cen niektórych materiałów budowlanych postanowiłem zaczaić się na styropian, kiedy będzie najtańszy. Obserwacja polegała na dwukrotnym w ciągu tygodnia dzwonieniu do hurtowni i pytaniu o cenę. Niektóre telefony stawały się już śmiesznie: ‘Hurtownia materiałów budowlanych XYZ, witam chciałem … a witam, witam już panu mówię’, i tu padała cena styropianu. Wreszcie około 20 stycznia doszedłem do wniosku, że taniej już nie będzie i zamówiłem. Wybrałem styropian firmy Styropol, o grubości 12 cm, 25 m3. Dostawa umówiona na 28 stycznia i tego właśnie dnia styropian dojechał. A zima była okrutna tej zimy. Ledwo dojechałem, śniegu cała masa. Na domiar złego, zamarzła kłódka od bramy wjazdowej i musiałem przełazić przez płot, aby dostać się na swoją działeczkę. Kierowca pomógł odrobinę przy rozładunku, a następnie przyszła kolej na wnoszenie wszystkich tych paczek do domu i układanie. Praca lekka, ale monotonna, no i ten mróz szczypiący w nos. Prawie godzinę zajęło mi noszenie i układanie wszystkiego. Cały jeden pokój na dole zastawiłem styropianem. Na koniec kilka słów dlaczego tak zaburzyłem chronologię zdarzeń. Po prostu wolałem publicznie nie ogłaszać, że u mnie w na budowie leży sobie od stycznia 25m3 styropianu. Teraz bywam już na budowie niemal codziennie, wiec mogę troszkę lepiej dopilnować sprawy. A jak to mówią licho nie śpi, jeszcze komuś mógłby przydać się mój styropian i byłby problem. A teraz wracamy do teraźniejszości. Kolejny wpis w sobotę, jeśli dam radę coś napisać oczywiście.
     
    Zapraszam na moją stronę www, można tam znaleźć wiele zdjęć (w dziale Galeria) z opisywanych zdarzeń,
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/28styczen2005/Img_0066m.jpg
     
  9. maksiu
    Duże zakupy…
    20 kwiecień 2005
     
    Na budowę dotarły zamówione dzień wcześniej materiały, przede wszystkim klej do styropianu (800kg, 32 worki po 25 kg każdy), klej do zatapiania siatki z włókna szklanego (1000kg, 40 worków po 25 kg każdy), pięć rolek tejże siatki (w każdej rolce po 50m2), trzy wiadra podkładu gruntującego (3 wiaderka po 21 kg każde), dziewięćset kołków do mocowania styropianu (długość 20 cm), siedemdziesiąt pięć metrów bieżących aluminiowych narożników z siatką (30 sztuk po 2,5 metra długości każdy), dwie paczki styropianu o grubości 10 cm (w sumie osiem płyt). Oczywiście nie obyło się bez godzinnej obsuwy z dostawą, bo nawalił podobno samochód. Zaskoczeniem dla mnie były kołki, albowiem w trakcie składania zamówienia nie było ich na stanie i zostały dopiero zamówione przez hurtownie, miały być do odbioru dopiero w piątek. Z tego też powodu musiałem lecieć do bankomatu celem dobrania pieniążków. Po dojechaniu materiałów na budowę nastąpiło szybkie ich rozładowanie, na szczęście kierowca pomagał, ale niestety poganiał mnie, mrucząc pod nosem: ‘szybciej, szybciej…już powinienem być w domu’. Po zwaleniu wszystkiego z samochodu nadeszła ta mniej przyjemna część polegająca na ponoszeniu tego wszystkiego do domu. Po przebraniu się w strój roboczy zacząłem nosić, niemal dwie tony materiałów. Uważam, że poszło dość sprawnie, trwało to prawie równo godzinę. W ten sposób znalazło się na budowie niemal wszystko co jest potrzebne do prac zaplanowanych od soboty do skutku. Zapewnie co uważniejsi czytelnicy zauważyli pewien drobny szczegół, nie licząc przywiezionych dziś dwóch paczek styropianu (do zadań specjalnych, dlaczego specjalnych przekonacie się za tydzień w sobotę) nie wspominałem do tej pory o styropianie. A zatem zapraszam na podróż w czasie.
     
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/20kwiecien2005/Img_0106m.jpg
     
  10. maksiu
    Duże zakupy…
    20 kwiecień 2005
     
    Na budowę dotarły zamówione dzień wcześniej materiały, przede wszystkim klej do styropianu (800kg, 32 worki po 25 kg każdy), klej do zatapiania siatki z włókna szklanego (1000kg, 40 worków po 25 kg każdy), pięć rolek tejże siatki (w każdej rolce po 50m2), trzy wiadra podkładu gruntującego (3 wiaderka po 21 kg każde), dziewięćset kołków do mocowania styropianu (długość 20 cm), siedemdziesiąt pięć metrów bieżących aluminiowych narożników z siatką (30 sztuk po 2,5 metra długości każdy), dwie paczki styropianu o grubości 10 cm (w sumie osiem płyt). Oczywiście nie obyło się bez godzinnej obsuwy z dostawą, bo nawalił podobno samochód. Zaskoczeniem dla mnie były kołki, albowiem w trakcie składania zamówienia nie było ich na stanie i zostały dopiero zamówione przez hurtownie, miały być do odbioru dopiero w piątek. Z tego też powodu musiałem lecieć do bankomatu celem dobrania pieniążków. Po dojechaniu materiałów na budowę nastąpiło szybkie ich rozładowanie, na szczęście kierowca pomagał, ale niestety poganiał mnie, mrucząc pod nosem: ‘szybciej, szybciej…już powinienem być w domu’. Po zwaleniu wszystkiego z samochodu nadeszła ta mniej przyjemna część polegająca na ponoszeniu tego wszystkiego do domu. Po przebraniu się w strój roboczy zacząłem nosić, niemal dwie tony materiałów. Uważam, że poszło dość sprawnie, trwało to prawie równo godzinę. W ten sposób znalazło się na budowie niemal wszystko co jest potrzebne do prac zaplanowanych od soboty do skutku. Zapewnie co uważniejsi czytelnicy zauważyli pewien drobny szczegół, nie licząc przywiezionych dziś dwóch paczek styropianu (do zadań specjalnych, dlaczego specjalnych przekonacie się za tydzień w sobotę) nie wspominałem do tej pory o styropianie. A zatem zapraszam na podróż w czasie.
     
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/20kwiecien2005/Img_0106m.jpg
     
  11. maksiu
    Myślenie ma przyszłość… zdecydowanie
    19 kwiecień 2005
     
    Ktoś powiedział że myślenie ma przyszłość, musze przyznać chyba temu komuś racje. Wczoraj siedziałem sobie wieczorkiem i myślałem o różnych aspektach zbliżających się prac na budowie. Im dłużej myślałem, tym zacząłem zauważać coraz więcej błędów w dotychczasowym sposobie myślenia. Najdziwniejsze było to, że tak naprawdę to w większości nie były moje pomysły, to naleciałości uwag i sugestii osób trzecich. Można powiedzieć, że nagle udało mi się stanąć obok i zobaczyć to samo, ale w zupełnie innym świetle. Dlatego dziś przystąpiłem do naprawiania błędów. Na tapetę wziąłem instalacje elektryczną, tę jej część która wychodziła poza budynek. Dlaczego gniazdko z prądem na tarasie ma być włączone w obwód zasilania salonu, przecież to bez sensu? Dlaczego nie mam wyprowadzonego gniazda z prądem na frontowej elewacji? Dlaczego chce zasilać w przyszłości garaż przewodem jednofazowym, skoro obok na elewacji budynku ma być gniazdo trójfazowe? Po co mi w ogóle gniazdo trójfazowe na domu? Pytań było jeszcze więcej. A rozwiązanie okazało się banalnie proste. W miejscu gdzie z domu wychodzi kabelek który pierwotnie miał zasilać garaż będzie puszka, obok której znajdzie się gniazdko jednofazowe. Z w/w puszki kable rozejdą się w prawo na zasilanie gniazdka na tarasie, oraz w lewo na frontową elewacje. W ten sposób mam wszystkie gniazda zewnętrzne na osobnym obwodzie, który można bezproblemowo wyłączyć jednym pstryknięciem bezpiecznika. Gniazda trójfazowego na domu również nie będzie, a ponieważ już kupiłem kabel, więc w tym miejscu zamontuje się podtynkową hermetyczną puszkę, w której podłączy się drugi kawałek takiego samego kabla. Tymczasowo kabel ten zakopie przy domu, a w przyszłości, jak będę budował garaż to posłuży on do zasilania garażu, a tam znajdzie swoje należne miejsce gniazdo trójfazowe. Pisze tu o rzeczach oczywistych i banalnych, ale jakoś do tej pory nie potrafiłem tego dostrzec, mając ułożony w głowie plan działania, pozbawiony głębszej logiki. Myślenie naprawdę nie boli, więc starajmy się myśleć samodzielnie. Na obecnym etapie budowy naniesienie poprawek o których pisze kosztować będzie tylko koszt kabli i wkład pracy własnej. Zaprzyjaźniona hurtownia elektryczna ucieszyła się ponownie na mój widok, kolejne sto złotych z hakiem zmieniło właściciela, a ja znowu wzbogaciłem się o kolejną reklamówkę kabli. Te sto parę złotych to niewielki koszt, który warto ponieść, aby zastosowane rozwiązania były praktyczniejsze. Po południu jeszcze wybrałem się do drugiej hurtowni, tym razem z materiałami budowlanymi. Hurtownia ta wygrała casting na zaopatrzenie mnie w materiały potrzebne do ocieplenia mojego domu. Zamówiłem siatkę z włókna szklanego, klej do styropianu, klej do zatapiania siatki, grunt podkładowy, kołki oraz narożniki aluminiowe z siatką. Dostawa jutro po południu, a wtedy pozostanie już tylko grzać wiertarkę i czekać do soboty na rozpoczęcie działań. Jak ja wytrzymam do soboty.. to już temat na inną opowieść.
  12. maksiu
    Myślenie ma przyszłość… zdecydowanie
    19 kwiecień 2005
     
    Ktoś powiedział że myślenie ma przyszłość, musze przyznać chyba temu komuś racje. Wczoraj siedziałem sobie wieczorkiem i myślałem o różnych aspektach zbliżających się prac na budowie. Im dłużej myślałem, tym zacząłem zauważać coraz więcej błędów w dotychczasowym sposobie myślenia. Najdziwniejsze było to, że tak naprawdę to w większości nie były moje pomysły, to naleciałości uwag i sugestii osób trzecich. Można powiedzieć, że nagle udało mi się stanąć obok i zobaczyć to samo, ale w zupełnie innym świetle. Dlatego dziś przystąpiłem do naprawiania błędów. Na tapetę wziąłem instalacje elektryczną, tę jej część która wychodziła poza budynek. Dlaczego gniazdko z prądem na tarasie ma być włączone w obwód zasilania salonu, przecież to bez sensu? Dlaczego nie mam wyprowadzonego gniazda z prądem na frontowej elewacji? Dlaczego chce zasilać w przyszłości garaż przewodem jednofazowym, skoro obok na elewacji budynku ma być gniazdo trójfazowe? Po co mi w ogóle gniazdo trójfazowe na domu? Pytań było jeszcze więcej. A rozwiązanie okazało się banalnie proste. W miejscu gdzie z domu wychodzi kabelek który pierwotnie miał zasilać garaż będzie puszka, obok której znajdzie się gniazdko jednofazowe. Z w/w puszki kable rozejdą się w prawo na zasilanie gniazdka na tarasie, oraz w lewo na frontową elewacje. W ten sposób mam wszystkie gniazda zewnętrzne na osobnym obwodzie, który można bezproblemowo wyłączyć jednym pstryknięciem bezpiecznika. Gniazda trójfazowego na domu również nie będzie, a ponieważ już kupiłem kabel, więc w tym miejscu zamontuje się podtynkową hermetyczną puszkę, w której podłączy się drugi kawałek takiego samego kabla. Tymczasowo kabel ten zakopie przy domu, a w przyszłości, jak będę budował garaż to posłuży on do zasilania garażu, a tam znajdzie swoje należne miejsce gniazdo trójfazowe. Pisze tu o rzeczach oczywistych i banalnych, ale jakoś do tej pory nie potrafiłem tego dostrzec, mając ułożony w głowie plan działania, pozbawiony głębszej logiki. Myślenie naprawdę nie boli, więc starajmy się myśleć samodzielnie. Na obecnym etapie budowy naniesienie poprawek o których pisze kosztować będzie tylko koszt kabli i wkład pracy własnej. Zaprzyjaźniona hurtownia elektryczna ucieszyła się ponownie na mój widok, kolejne sto złotych z hakiem zmieniło właściciela, a ja znowu wzbogaciłem się o kolejną reklamówkę kabli. Te sto parę złotych to niewielki koszt, który warto ponieść, aby zastosowane rozwiązania były praktyczniejsze. Po południu jeszcze wybrałem się do drugiej hurtowni, tym razem z materiałami budowlanymi. Hurtownia ta wygrała casting na zaopatrzenie mnie w materiały potrzebne do ocieplenia mojego domu. Zamówiłem siatkę z włókna szklanego, klej do styropianu, klej do zatapiania siatki, grunt podkładowy, kołki oraz narożniki aluminiowe z siatką. Dostawa jutro po południu, a wtedy pozostanie już tylko grzać wiertarkę i czekać do soboty na rozpoczęcie działań. Jak ja wytrzymam do soboty.. to już temat na inną opowieść.
  13. maksiu
    Nocne przemyślenia zmęczonego umysłu
    ciąg dalszy 18 kwiecień 2005
     
    Osobnik z gatunku człowiek budujący (homo-minuio) to taka dziwna istota która najpierw chciała by działać, a myślenie ogólnie rzecz biorąc boli, więc tę część procesu budowlanego odkłada się na potem, z nadzieją że się do niej już nie będzie musiało wracać, bo ktoś zrobi to za nas. Stan w jakim znajduje się taki osobnik na początku sezonu budowlanego, nie tylko pierwszego, ale również każdego kolejnego można by porównać do stanu wczesnego zakochania. Dom który wznosimy, czy to siłami rąk własnych, czy tylko własnych biletów narodowego banku polskiego zawsze jest najwspanialszy, najcudowniejszy, najfajniejszy. Nikt z budujących nie zwraca uwagi na krzywe ściany, na klitki udające pokoje, czy też na inne nie doskonałości. Z wielką ochotą słuchamy samych pozytywnych uwag na temat naszego domu, bo nikt z komentujących nie chce podcinać nam skrzydeł na samym początku. Niestety zdarza się, że są to dobre złego początki. Wierzymy w doskonałe rady, udzielane z prawa i lewa przez osoby które albo się już wybudowały, są w trakcie, albo są dla nas autorytetami w wielu sprawach, niekoniecznie budowlanych. Tylko niestety im więcej takich rad słuchamy, tym coraz bardziej oddalamy się od naszej wyidealizowanej wizji domu. Po pewnym czasie przyjmujemy zupełnie bezkrytycznie do siebie wiele bardzo dziwnych, a czasami nawet głupich rad. Wiadomo wszem i wobec, że rady udzielane przez ekipę budującą dom, trzeba dobrze przemyśleć, bo najczęściej służą one nie poprawie naszego domu, ale tylko i wyłącznie łatwiejszemu wykonania pracy przez rzeczonych pseudofachowców. Natomiast zupełnie inaczej podchodzimy do rad udzielanych przez osoby pozornie nie będące zainteresowane bezpośrednio naszą budową, mam tu na myśli. np. kolegę, ciotkę, brata. Wydaje nam się przeważnie, że skoro oni nie mają żadnego interesu, w tym żeby nasz dom był taki a nie inny, to chcą nam naprawdę pomóc. Może i chcą, ale… No właśnie zawsze jest jakieś „ale”. Często rady są zupełnie nie życiowe, kompletnie nie pasującego do naszej koncepcji domu, ale skoro osoby zaufane nam radzą, to czemu by nie skorzystać. W ten sposób zaczynają się pojawiać na naszej budowie gargamelki. Przesuwamy drzwi, zamieniamy okna, budujemy na zapas, bo Kaziu powiedział, że czwarta łazienka się może przydać. Niestety w ten sposób do naszego domu zaczynają przenikać pragnienia i marzenia innych osób, nasze odchodzą na dalszy plan. Budowanie domu to najlepszy poligon doświadczalny, musimy nauczyć się asertywności, poczucia wartości własnego zdania. Sztuki kompromisu uczyć się nie trzeba, ją nabywa się automatycznie wraz z podjęciem decyzji: „Budujemy!” Musimy pamiętać o kilku istotnych prawdach: nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy kto chce nas opluć jest naszym przeciwnikiem i odwrotnie, nie każdy kto wyciąga do nas rękę jest naszym przyjacielem. Budowa to wojna, a przyjaciół na wojnę się nie zabiera, pamiętajmy też, że na wojnie nie ma wrogów, są tylko przeciwnicy. Ta mała aczkolwiek subtelna różnica w określeniu na ogromne znaczenie. Przeciwnik to ktoś kogo się mimo wszystko szanuje, a wróg to ktoś kogo się nienawidzi. Na budowie nie ma miejsca na nienawiść, jest miejsce na szacunek. Nie powiemy przecież komuś kogo lubimy (albo i nie), że jego pomysł jest głupi, ale można powiedzieć, że owszem masz ciekawe zdanie, ale moje jest zupełnie inne. Sens zdania taki sam, ale wydźwięk zupełnie inny. W ten sposób starajmy się nie zrażać do siebie ludzi. Szanujmy zdanie innych, ale wymagajmy również aby inni szanowali nasze zdanie. Rad i podpowiedzi słuchać trzeba, to normalna składowa procesu budowlanego. Nie jeden już dzięki temu zaoszczędził wiele zdrowia i pieniędzy. Ale nie słuchajmy rad bezmyślnie, albowiem może nadejść takie dzień kiedy otworzymy oczy, rozejrzymy się dookoła i nie poznamy otaczającego nas świata. Najważniejszą rzeczą podczas całej budowy jest myślenie i analizowanie. Musimy wiedzieć czego oczekujemy od naszego domu i na co możemy sobie pozwolić. Dom to nie tylko metry kwadratowe, to nie wyścig, nie trzeba mieć ich więcej od sąsiada. Dom to kompozycja, to ciepło które na pewno będzie w naszym domu, jeśli tylko będzie on taki jaki chcieliśmy aby był. Idąc na kompromis, należy pamiętać, że pewne zmienne w naszym równaniu są niezmienne i tych ruszać nie wolno. Pamiętaj czytelniku, aby Twój dom przede wszystkim podobał się tobie, a dopiero potem innym. Buduj z głową i mierz siły na zamiary. Lepiej czasami zrobić krok do tyłu, aby chwilkę potem zrobić od razu trzy kroki do przodu. Bądź pewny swego, szanuj innych.
  14. maksiu
    Nocne przemyślenia zmęczonego umysłu
    ciąg dalszy 18 kwiecień 2005
     
    Osobnik z gatunku człowiek budujący (homo-minuio) to taka dziwna istota która najpierw chciała by działać, a myślenie ogólnie rzecz biorąc boli, więc tę część procesu budowlanego odkłada się na potem, z nadzieją że się do niej już nie będzie musiało wracać, bo ktoś zrobi to za nas. Stan w jakim znajduje się taki osobnik na początku sezonu budowlanego, nie tylko pierwszego, ale również każdego kolejnego można by porównać do stanu wczesnego zakochania. Dom który wznosimy, czy to siłami rąk własnych, czy tylko własnych biletów narodowego banku polskiego zawsze jest najwspanialszy, najcudowniejszy, najfajniejszy. Nikt z budujących nie zwraca uwagi na krzywe ściany, na klitki udające pokoje, czy też na inne nie doskonałości. Z wielką ochotą słuchamy samych pozytywnych uwag na temat naszego domu, bo nikt z komentujących nie chce podcinać nam skrzydeł na samym początku. Niestety zdarza się, że są to dobre złego początki. Wierzymy w doskonałe rady, udzielane z prawa i lewa przez osoby które albo się już wybudowały, są w trakcie, albo są dla nas autorytetami w wielu sprawach, niekoniecznie budowlanych. Tylko niestety im więcej takich rad słuchamy, tym coraz bardziej oddalamy się od naszej wyidealizowanej wizji domu. Po pewnym czasie przyjmujemy zupełnie bezkrytycznie do siebie wiele bardzo dziwnych, a czasami nawet głupich rad. Wiadomo wszem i wobec, że rady udzielane przez ekipę budującą dom, trzeba dobrze przemyśleć, bo najczęściej służą one nie poprawie naszego domu, ale tylko i wyłącznie łatwiejszemu wykonania pracy przez rzeczonych pseudofachowców. Natomiast zupełnie inaczej podchodzimy do rad udzielanych przez osoby pozornie nie będące zainteresowane bezpośrednio naszą budową, mam tu na myśli. np. kolegę, ciotkę, brata. Wydaje nam się przeważnie, że skoro oni nie mają żadnego interesu, w tym żeby nasz dom był taki a nie inny, to chcą nam naprawdę pomóc. Może i chcą, ale… No właśnie zawsze jest jakieś „ale”. Często rady są zupełnie nie życiowe, kompletnie nie pasującego do naszej koncepcji domu, ale skoro osoby zaufane nam radzą, to czemu by nie skorzystać. W ten sposób zaczynają się pojawiać na naszej budowie gargamelki. Przesuwamy drzwi, zamieniamy okna, budujemy na zapas, bo Kaziu powiedział, że czwarta łazienka się może przydać. Niestety w ten sposób do naszego domu zaczynają przenikać pragnienia i marzenia innych osób, nasze odchodzą na dalszy plan. Budowanie domu to najlepszy poligon doświadczalny, musimy nauczyć się asertywności, poczucia wartości własnego zdania. Sztuki kompromisu uczyć się nie trzeba, ją nabywa się automatycznie wraz z podjęciem decyzji: „Budujemy!” Musimy pamiętać o kilku istotnych prawdach: nie wszystko złoto co się świeci, nie każdy kto chce nas opluć jest naszym przeciwnikiem i odwrotnie, nie każdy kto wyciąga do nas rękę jest naszym przyjacielem. Budowa to wojna, a przyjaciół na wojnę się nie zabiera, pamiętajmy też, że na wojnie nie ma wrogów, są tylko przeciwnicy. Ta mała aczkolwiek subtelna różnica w określeniu na ogromne znaczenie. Przeciwnik to ktoś kogo się mimo wszystko szanuje, a wróg to ktoś kogo się nienawidzi. Na budowie nie ma miejsca na nienawiść, jest miejsce na szacunek. Nie powiemy przecież komuś kogo lubimy (albo i nie), że jego pomysł jest głupi, ale można powiedzieć, że owszem masz ciekawe zdanie, ale moje jest zupełnie inne. Sens zdania taki sam, ale wydźwięk zupełnie inny. W ten sposób starajmy się nie zrażać do siebie ludzi. Szanujmy zdanie innych, ale wymagajmy również aby inni szanowali nasze zdanie. Rad i podpowiedzi słuchać trzeba, to normalna składowa procesu budowlanego. Nie jeden już dzięki temu zaoszczędził wiele zdrowia i pieniędzy. Ale nie słuchajmy rad bezmyślnie, albowiem może nadejść takie dzień kiedy otworzymy oczy, rozejrzymy się dookoła i nie poznamy otaczającego nas świata. Najważniejszą rzeczą podczas całej budowy jest myślenie i analizowanie. Musimy wiedzieć czego oczekujemy od naszego domu i na co możemy sobie pozwolić. Dom to nie tylko metry kwadratowe, to nie wyścig, nie trzeba mieć ich więcej od sąsiada. Dom to kompozycja, to ciepło które na pewno będzie w naszym domu, jeśli tylko będzie on taki jaki chcieliśmy aby był. Idąc na kompromis, należy pamiętać, że pewne zmienne w naszym równaniu są niezmienne i tych ruszać nie wolno. Pamiętaj czytelniku, aby Twój dom przede wszystkim podobał się tobie, a dopiero potem innym. Buduj z głową i mierz siły na zamiary. Lepiej czasami zrobić krok do tyłu, aby chwilkę potem zrobić od razu trzy kroki do przodu. Bądź pewny swego, szanuj innych.
  15. maksiu
    Zakupy, zakupy ...
    18 kwiecień 2005
     
    Planowane prace ociepleniowe coraz bliżej, pora więc zacząć kompletować materiały. Zakupy rozpocząłem od materiałów, nazwijmy je – „uzupełniających”. Po raz kolejny odwiedziłem hurtownie elektryczną, kupiłem przewód do zasilania gniazda trójfazowego które planuje umieścić na budynku od strony przyszłego garażu, przydał się również przewód do domofonu (dwunastoparowy), taki do zakopania go w ziemi, od furtki do domu. Kupiłem jeszcze piętnaście metrów zwykłego kabla, takiego do rozprowadzania instalacji po ścianach, bo musze przerobić jeden detal. Dodatkowe kupiłem jeszcze troszkę osprzętu, cztery plastykowe puszki, w których będą schowane złącza kontrolne od odgromnika, dwa gniazda podtynkowe jednofazowe i jedno gniazdo trójfazowe. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze małej zamykanej na kluczyk metalowej szafki w której schowam gniazdo trójfazowe. Niby niewiele kupiłem, jedna duża reklamówka rzeczy, a 230 zł poszło, do tego dojdzie jeszcze 45 zł za tą metalową szafkę i temat kabelków będę miał chyba już zamknięty na gotowo. Drugim miejscem w które zawitałem była skład drewniany, kupiłem kilka desek na podesty na rusztowania, raptem niecałe 0,15 kubika drewna, a i tak stówka opuściła portfel.
    Jutro kolejne zakupy, tym razem już poważniejsze, kleje, siatki, kołki itd.
  16. maksiu
    Zakupy, zakupy ...
    18 kwiecień 2005
     
    Planowane prace ociepleniowe coraz bliżej, pora więc zacząć kompletować materiały. Zakupy rozpocząłem od materiałów, nazwijmy je – „uzupełniających”. Po raz kolejny odwiedziłem hurtownie elektryczną, kupiłem przewód do zasilania gniazda trójfazowego które planuje umieścić na budynku od strony przyszłego garażu, przydał się również przewód do domofonu (dwunastoparowy), taki do zakopania go w ziemi, od furtki do domu. Kupiłem jeszcze piętnaście metrów zwykłego kabla, takiego do rozprowadzania instalacji po ścianach, bo musze przerobić jeden detal. Dodatkowe kupiłem jeszcze troszkę osprzętu, cztery plastykowe puszki, w których będą schowane złącza kontrolne od odgromnika, dwa gniazda podtynkowe jednofazowe i jedno gniazdo trójfazowe. Do pełni szczęścia brakuje mi jeszcze małej zamykanej na kluczyk metalowej szafki w której schowam gniazdo trójfazowe. Niby niewiele kupiłem, jedna duża reklamówka rzeczy, a 230 zł poszło, do tego dojdzie jeszcze 45 zł za tą metalową szafkę i temat kabelków będę miał chyba już zamknięty na gotowo. Drugim miejscem w które zawitałem była skład drewniany, kupiłem kilka desek na podesty na rusztowania, raptem niecałe 0,15 kubika drewna, a i tak stówka opuściła portfel.
    Jutro kolejne zakupy, tym razem już poważniejsze, kleje, siatki, kołki itd.
  17. maksiu
    Nareszcie…
    16 kwiecień 2005
     
    Ponieważ przed tygodniem nie bardzo udało mi się rozpocząć tegoroczny sezon budowlany, zatem dziś o godzinie ósmej rano, wsiadłem w zapakowany samochód i ruszyłem na budowę. Po drodze miałem w planach zajrzeć do kilku hurtowni i kupić kilka drobiazgów niezbędnych do planowanych na dziś prac, jak również do zbliżającego się coraz większymi krokami ocieplania budynku. Na pierwszy ogień poszła hurtownia elektryczna, do kupienia dwie złączki do zwodu piorunochronu i kawałeczek druta fi 8 na przedłużenie tychże zwodów. Przy okazji kupiłem dziesięć metrów przewodu telefonicznego, który będzie musiał się znaleźć pomiędzy ścianą a styropianem. Będąc w tejże hurtowni, przypomniałem sobie, że już kiedyś miałem kupić rurki z PCV do pochowania przewodów elektrycznych biegnących wzdłuż jętek. No i kolejne kilka złotych opuściło mój portfel, a w samochodzie pojawiły się rurki, złączki do rurek i elementy do mocowania rurek. Zasięgnąłem również informacji o cenie przewodu trójfazowego. Również i jego chcę schować pod styropianem, a ma on być zakończony mufą trójfazową, która ma być umieszczona w narożniku budynku najbliżej przyszłego garażu. Takie gniazdo na tak zwaną ‘siłę’ na pewno się kiedyś przyda. Cena takiego kabla (5x2,5) to lekko ponad pięć złotych, a metrów potrzebnych będzie przynajmniej kilkanaście. Trzeba będzie zacisnąć zęby i wysupłać jeszcze parędziesiąt złotych. Kolejna hurtownia na trasie, to hurtownia metalowo-narzędziowa. Zapotrzebowanie zawierało: gwoździe i wkręty do drzewa, a także trzy proste narzędzia: przecinak, końcówkę do mieszania zaprawy (taką wkręcaną we wiertarkę), oraz narzędzie którego nazwa jest mi nieznaną, kolega mówi na nie ‘śmigło’, Służy ono do wygładzania np. kleju z zatopioną w nim siatką z włókna szklanego, a można również równać nim świeży tynk, Ostatnia na mojej drodze hurtownia tego dnia, to hurtownia ogrodnicza. Nadeszła wreszcie pora, aby kupić sobie szpadel, grabie, oraz takie małe trójzębne pazurki do wyplewiania zielska. Nie można przecież całe życie pożyczać tych narzędzi od mojego ojca, wystarczająco się już szpadel i grabie najeździły moim samochodem. Tak załadowany samochód pomknął wreszcie do celu podróż – na budowę. Plan pracy na dzisiejszy dzień zawierał przystosowanie domu do prac związanych z ociepleniem. Przede wszystkich musiałem zrobić porządek z piorunochronem. Obserwowałem na innych budowach jak wygląda sprawa zwodów schodzących z dachu ku ziemi i wszędzie były one schowane pod styropianem. Rozwiązanie takie ma ogromny walor estetyczny, piorunochron pomimo całego swego uroku nie jest elementem ozdobnym. Zdemontowałem zatem kołki dystansowe, a zwodu przy pomocy odpowiednio wygiętego gwoździa. przyczepiłem po prostu do ściany. Dwa ze zwodów musiałem niestety przedłużyć, bo drut obcięty na wymiar, jak zawsze okazał się za krótki. Po ponad godzinie praca była zakończona. Kolejny punkt programu to grabienie liści. Na jesień zeszłego roku ogarnęła mnie wielka niemoc twórcza i jakoś nie mogłem się zmusić, aby wtedy pograbić te liście. No dobrze, przyznam się bez bicia, miałem po prostu lenia, choć patrząc z perspektywy czasu, okazało się, że wtedy była by to szybsza i łatwiejsza praca. Jak więc wynika z powyższego zdania, grabienie liści szło bardzo powoli, cała praca zajęła ponad dwie i pół godziny. Przy okazji okazało się, że ziemia jest już sucha i dlatego pewnie trawa nie chce rosnąć tak dobrze, jak ja bym od niej tego oczekiwał. Pomyślałem, że przy okazji podlewania trawnika sprawdzę jak wodociąg przerwał zimę. Po otworzeniu studzienki z wodomierzem okazało się, że wszystko jest w najlepszym porządku, a co najciekawsze to chyba mrówki, których było w studzience w zeszłym roku bardzo dużo, gdzieś się ulotniły. Nie żebym za nimi tęsknił, bo przecież jest na świecie tyle pięknych robali, które mogą spokojnie zamieszkać w mojej studzience z wodomierzem, ale po prostu byłem zdziwiony brakiem mrówek. Po kolejnych trzydziestu minutach cały trawnik (przynajmniej to co nazywam trawnikiem) zostało pięknie podlane i teraz nie chce słyszeć od trawy żadnych wykrętów, że niby za sucho jest, ma rosnąć i ślicznie się zielenić. Czas na budowie mijał szybko, nawet się nie obejrzałem jak już przyszła pora się zbierać, wcześniej jeszcze obejrzałem sobie z bliska kominy, a konkretnie chodziło mi o pomierzenie otworów w pionach wentylacyjnych, trzeba przecież wreszcie kupić i założyć na nich kratki, żeby mi jakieś ptaszysko nie zagnieździło w kominie. A jeśli już jesteśmy przy temacie ptaków, to odkryłem że na jednej z płatwi zrobiły sobie gniazdko gołębie. Nic przeciwko gołębiom nie mam, ale to wybrały sobie nieszczególne miejsce, która za kilka dni zostanie przykryte podbitką. Więc po sprawdzeniu czy przypadkiem nie ma młodych, albo chociaż jajeczek, musiałem z przykrością gołębie wyeksmitować z mojego domu. Muszę przyznać, że taki dzień jak dzisiejsza sobota, był mi bardzo potrzebny, popracowałem sobie fizycznie, w odróżnieniu od codziennego łamania sobie głowy w pracy i naprawdę odpocząłem. Poza tym zacząłem znowu coś dłubać przy własnym domu, nareszcie…
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/16kwiecien2005/Img_0094m.jpg
     
  18. maksiu
    Nareszcie…
    16 kwiecień 2005
     
    Ponieważ przed tygodniem nie bardzo udało mi się rozpocząć tegoroczny sezon budowlany, zatem dziś o godzinie ósmej rano, wsiadłem w zapakowany samochód i ruszyłem na budowę. Po drodze miałem w planach zajrzeć do kilku hurtowni i kupić kilka drobiazgów niezbędnych do planowanych na dziś prac, jak również do zbliżającego się coraz większymi krokami ocieplania budynku. Na pierwszy ogień poszła hurtownia elektryczna, do kupienia dwie złączki do zwodu piorunochronu i kawałeczek druta fi 8 na przedłużenie tychże zwodów. Przy okazji kupiłem dziesięć metrów przewodu telefonicznego, który będzie musiał się znaleźć pomiędzy ścianą a styropianem. Będąc w tejże hurtowni, przypomniałem sobie, że już kiedyś miałem kupić rurki z PCV do pochowania przewodów elektrycznych biegnących wzdłuż jętek. No i kolejne kilka złotych opuściło mój portfel, a w samochodzie pojawiły się rurki, złączki do rurek i elementy do mocowania rurek. Zasięgnąłem również informacji o cenie przewodu trójfazowego. Również i jego chcę schować pod styropianem, a ma on być zakończony mufą trójfazową, która ma być umieszczona w narożniku budynku najbliżej przyszłego garażu. Takie gniazdo na tak zwaną ‘siłę’ na pewno się kiedyś przyda. Cena takiego kabla (5x2,5) to lekko ponad pięć złotych, a metrów potrzebnych będzie przynajmniej kilkanaście. Trzeba będzie zacisnąć zęby i wysupłać jeszcze parędziesiąt złotych. Kolejna hurtownia na trasie, to hurtownia metalowo-narzędziowa. Zapotrzebowanie zawierało: gwoździe i wkręty do drzewa, a także trzy proste narzędzia: przecinak, końcówkę do mieszania zaprawy (taką wkręcaną we wiertarkę), oraz narzędzie którego nazwa jest mi nieznaną, kolega mówi na nie ‘śmigło’, Służy ono do wygładzania np. kleju z zatopioną w nim siatką z włókna szklanego, a można również równać nim świeży tynk, Ostatnia na mojej drodze hurtownia tego dnia, to hurtownia ogrodnicza. Nadeszła wreszcie pora, aby kupić sobie szpadel, grabie, oraz takie małe trójzębne pazurki do wyplewiania zielska. Nie można przecież całe życie pożyczać tych narzędzi od mojego ojca, wystarczająco się już szpadel i grabie najeździły moim samochodem. Tak załadowany samochód pomknął wreszcie do celu podróż – na budowę. Plan pracy na dzisiejszy dzień zawierał przystosowanie domu do prac związanych z ociepleniem. Przede wszystkich musiałem zrobić porządek z piorunochronem. Obserwowałem na innych budowach jak wygląda sprawa zwodów schodzących z dachu ku ziemi i wszędzie były one schowane pod styropianem. Rozwiązanie takie ma ogromny walor estetyczny, piorunochron pomimo całego swego uroku nie jest elementem ozdobnym. Zdemontowałem zatem kołki dystansowe, a zwodu przy pomocy odpowiednio wygiętego gwoździa. przyczepiłem po prostu do ściany. Dwa ze zwodów musiałem niestety przedłużyć, bo drut obcięty na wymiar, jak zawsze okazał się za krótki. Po ponad godzinie praca była zakończona. Kolejny punkt programu to grabienie liści. Na jesień zeszłego roku ogarnęła mnie wielka niemoc twórcza i jakoś nie mogłem się zmusić, aby wtedy pograbić te liście. No dobrze, przyznam się bez bicia, miałem po prostu lenia, choć patrząc z perspektywy czasu, okazało się, że wtedy była by to szybsza i łatwiejsza praca. Jak więc wynika z powyższego zdania, grabienie liści szło bardzo powoli, cała praca zajęła ponad dwie i pół godziny. Przy okazji okazało się, że ziemia jest już sucha i dlatego pewnie trawa nie chce rosnąć tak dobrze, jak ja bym od niej tego oczekiwał. Pomyślałem, że przy okazji podlewania trawnika sprawdzę jak wodociąg przerwał zimę. Po otworzeniu studzienki z wodomierzem okazało się, że wszystko jest w najlepszym porządku, a co najciekawsze to chyba mrówki, których było w studzience w zeszłym roku bardzo dużo, gdzieś się ulotniły. Nie żebym za nimi tęsknił, bo przecież jest na świecie tyle pięknych robali, które mogą spokojnie zamieszkać w mojej studzience z wodomierzem, ale po prostu byłem zdziwiony brakiem mrówek. Po kolejnych trzydziestu minutach cały trawnik (przynajmniej to co nazywam trawnikiem) zostało pięknie podlane i teraz nie chce słyszeć od trawy żadnych wykrętów, że niby za sucho jest, ma rosnąć i ślicznie się zielenić. Czas na budowie mijał szybko, nawet się nie obejrzałem jak już przyszła pora się zbierać, wcześniej jeszcze obejrzałem sobie z bliska kominy, a konkretnie chodziło mi o pomierzenie otworów w pionach wentylacyjnych, trzeba przecież wreszcie kupić i założyć na nich kratki, żeby mi jakieś ptaszysko nie zagnieździło w kominie. A jeśli już jesteśmy przy temacie ptaków, to odkryłem że na jednej z płatwi zrobiły sobie gniazdko gołębie. Nic przeciwko gołębiom nie mam, ale to wybrały sobie nieszczególne miejsce, która za kilka dni zostanie przykryte podbitką. Więc po sprawdzeniu czy przypadkiem nie ma młodych, albo chociaż jajeczek, musiałem z przykrością gołębie wyeksmitować z mojego domu. Muszę przyznać, że taki dzień jak dzisiejsza sobota, był mi bardzo potrzebny, popracowałem sobie fizycznie, w odróżnieniu od codziennego łamania sobie głowy w pracy i naprawdę odpocząłem. Poza tym zacząłem znowu coś dłubać przy własnym domu, nareszcie…
     
    http://www.dommaksia.prv.pl" rel="external nofollow">http://212.244.189.200/pics/2005/16kwiecien2005/Img_0094m.jpg
     
  19. maksiu
    Wiosna Panie sierżancie
    09 kwiecień 2005
     
    Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednoznacznie, zima już sobie definitywnie poszła, teraz czas na wiosnę. A wiosna to chyba ulubiona pora roku wszystkich, którzy się budują, zatem aby nie odstawać od towarzystwa forumowego i wybrałem się na budowę.
    Plany były przeogromne, przede wszystkim chciałem posprzątać teren wokół domu, przydałoby się przekopać kawałek ziemi, posiać świeżą trawkę, dlaczego u mnie ma znowu być obrzydliwie, skoro może być ładnie. Gdy już taki pełny dobrej woli zrobienia czegoś pożytecznego, wsiadałem do samochodu załadowanego niezbędnymi narzędziami, zadzwonił telefon. Zadzwoniono do mnie z pracy, żebym wpadł na chwilkę, bo jest malutka robótka na szybko do zrobienia, która nie może poczekać do poniedziałku. No i ja naiwna wiecznie istota oczywiście powiedziałem, że przyjadę. W zasadzie na tym mógłbym skończyć wpis z tego dnia, albowiem mała szybka robótka, rozciągnęła się na pięć godzin i zamiast od godziny dziewiątej rano pilne pracować nad własnych trawnikiem, siedziałem w pracy, z której udało mi się dosłownie uciec dopiero chwilkę po trzynastej. W ten sposób dotarłem do swojej oazy spokoju dopiero koło trzynastej trzydzieści. Nie było już sensu rozgrzebywania roboty, którą i tak musiałbym najpóźniej po godzinie skończyć. Aby jednak tak całkiem bezproduktywnie nie stracić dnia, dokonałem kilku istotnych pomiarów i na prośbę zaprzyjaźnionych prymulkowiczów policzyłem wszystkie punkty elektryczne, antenowe, komputerowe, domofonowe, telefoniczne, jak również włączniki świateł i światła (oczywiście mam na myśli tylko wystające ze ścian i zwisające z sufitu kabelki). A pomiary, o których pisałem wcześniej, są potrzebne do wykonania pierwszej, zaplanowanej na ten rok, dużej roboty na budowie. Od 23 kwietnia ruszamy bowiem z ociepleniem budynku, wraz wykonaniem podbitki dachowej. Ocieplenie myślę, że standardowe – styropian 12 cm, na to klej z siatką i całość pomalowana podkładem gruntującym, tynk ozdobny dopiero za jakiś czas, na razie musi wystarczyć to, co zrobimy. Całą robotę będziemy wykonywać, własnymi siłami (mój ojciec i ja), z pewną pomocą sąsiada, który wraz ze swoim kolegą obiecał ładnie i równo zatopić siatkę w kleju, no i przydadzą się chłopaki do prac na wysokość, albowiem szczyt budynku ma osiem i pół metra wysokości i jak dla mnie to trochę za dużo, tak do pięciu, może sześciu metrów nad ziemią mogę robić na rusztowaniu, ale już wyżej to mi się zaczynają samoistnie rozjeżdżać kolana i tracę koordynacje ruchów. Planujemy, aby z całą robota uporać się do 7 maja, oczywiście na te dwa tygodnie zarezerwowałem sobie wcześniej urlop w pracy.
  20. maksiu
    Wiosna Panie sierżancie
    09 kwiecień 2005
     
    Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednoznacznie, zima już sobie definitywnie poszła, teraz czas na wiosnę. A wiosna to chyba ulubiona pora roku wszystkich, którzy się budują, zatem aby nie odstawać od towarzystwa forumowego i wybrałem się na budowę.
    Plany były przeogromne, przede wszystkim chciałem posprzątać teren wokół domu, przydałoby się przekopać kawałek ziemi, posiać świeżą trawkę, dlaczego u mnie ma znowu być obrzydliwie, skoro może być ładnie. Gdy już taki pełny dobrej woli zrobienia czegoś pożytecznego, wsiadałem do samochodu załadowanego niezbędnymi narzędziami, zadzwonił telefon. Zadzwoniono do mnie z pracy, żebym wpadł na chwilkę, bo jest malutka robótka na szybko do zrobienia, która nie może poczekać do poniedziałku. No i ja naiwna wiecznie istota oczywiście powiedziałem, że przyjadę. W zasadzie na tym mógłbym skończyć wpis z tego dnia, albowiem mała szybka robótka, rozciągnęła się na pięć godzin i zamiast od godziny dziewiątej rano pilne pracować nad własnych trawnikiem, siedziałem w pracy, z której udało mi się dosłownie uciec dopiero chwilkę po trzynastej. W ten sposób dotarłem do swojej oazy spokoju dopiero koło trzynastej trzydzieści. Nie było już sensu rozgrzebywania roboty, którą i tak musiałbym najpóźniej po godzinie skończyć. Aby jednak tak całkiem bezproduktywnie nie stracić dnia, dokonałem kilku istotnych pomiarów i na prośbę zaprzyjaźnionych prymulkowiczów policzyłem wszystkie punkty elektryczne, antenowe, komputerowe, domofonowe, telefoniczne, jak również włączniki świateł i światła (oczywiście mam na myśli tylko wystające ze ścian i zwisające z sufitu kabelki). A pomiary, o których pisałem wcześniej, są potrzebne do wykonania pierwszej, zaplanowanej na ten rok, dużej roboty na budowie. Od 23 kwietnia ruszamy bowiem z ociepleniem budynku, wraz wykonaniem podbitki dachowej. Ocieplenie myślę, że standardowe – styropian 12 cm, na to klej z siatką i całość pomalowana podkładem gruntującym, tynk ozdobny dopiero za jakiś czas, na razie musi wystarczyć to, co zrobimy. Całą robotę będziemy wykonywać, własnymi siłami (mój ojciec i ja), z pewną pomocą sąsiada, który wraz ze swoim kolegą obiecał ładnie i równo zatopić siatkę w kleju, no i przydadzą się chłopaki do prac na wysokość, albowiem szczyt budynku ma osiem i pół metra wysokości i jak dla mnie to trochę za dużo, tak do pięciu, może sześciu metrów nad ziemią mogę robić na rusztowaniu, ale już wyżej to mi się zaczynają samoistnie rozjeżdżać kolana i tracę koordynacje ruchów. Planujemy, aby z całą robota uporać się do 7 maja, oczywiście na te dwa tygodnie zarezerwowałem sobie wcześniej urlop w pracy.
  21. maksiu
    Smutny dzień
    02 kwiecień 2005
     
    nadeszło nieuniknione, wcześniej czy później ten dzień musiał wydarzyć,
     
    posłuże się cytatem autorstwa kolegi fizyka, który zawiera w zasadzie wszystko co odczuwałem w tamtej chwili.

    2 Kwietnia o 21.37 Aniołowie chwycili za kilofy...
    ...szybko rozbijali mury, aby poszerzyć Bramy Niebios.
    Tak Wielki człowiek jeszcze nie wchodził do Nieba...
     
    jak napisałem w jednym z wątków, posadze u siebie na działce Papieskie Drzewo, żywy pomnik Największego z Wielkich, w ten sposób Ojciec Św. Jan Paweł II na zawsze zostanie już z nami.
  22. maksiu
    Smutny dzień
    02 kwiecień 2005
     
    nadeszło nieuniknione, wcześniej czy później ten dzień musiał wydarzyć,
     
    posłuże się cytatem autorstwa kolegi fizyka, który zawiera w zasadzie wszystko co odczuwałem w tamtej chwili.

    2 Kwietnia o 21.37 Aniołowie chwycili za kilofy...
    ...szybko rozbijali mury, aby poszerzyć Bramy Niebios.
    Tak Wielki człowiek jeszcze nie wchodził do Nieba...
     
    jak napisałem w jednym z wątków, posadze u siebie na działce Papieskie Drzewo, żywy pomnik Największego z Wielkich, w ten sposób Ojciec Św. Jan Paweł II na zawsze zostanie już z nami.
  23. maksiu
    Kanalizacja - ciąg dalszy
    30 marzec 2005
     
    Dziś poczta dostarczyła kolejną przesyłkę z gminy, tym razem otrzymaliśmy (jako strona w sprawie) decyzję Nr 3/05 o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego, a mówiąc po ludzku otrzymaliśmy decyzje o ustaleniu warunków zabudowy i sposobu zagospodarowania terenu dla planowanej kanalizacji. Przeczytać, taką decyzje tak, aby zrozumieć, co tam napisano nie jest rzeczą łatwą, czytałem kilka razy, za każdym razem rozumiałem coraz więcej. Przy okazji dowiedziałem się że w mojej miejscowości są stanowiska archeologiczne, jakie to szczęście że na mojej działce takowego nie było. Ile to mniej kłopotów (po szczegóły odsyłam do Dziennika Budowlanej Jones). W każdym razie, warunki dla inwestycji zostały wydane, teraz czas na przygotowanie dokumentacji projektowej. Oczywiście nie omieszkałem pofatygować się do gminy, celem obejrzenia załączników graficznych wymienionych w decyzji, znalazłem swoją działeczkę, obrysowana na żółto, nawet naszkicowany na niej domek w budowie. Zamieniłem kilka słów z miłym panem, który poinformował mnie, że wg stanu na dzień dzisiejszy moją być robione docelowe przyłącza do budynków. Taka wersja bardzo mi odpowiada i mam nadzieje, że tak już zostanie. Dodatkowo powiedziano mi, że nie zaszkodziłoby, abym napisał pismo do gminy z załącznikiem graficznym, na którym zaznaczę miejsce gdzie rura kanalizacyjna opuszcza budynek, ma to oczywiście ułatwić prace projektowe. Na pytanie, kiedy inwestycja będzie zrealizowana niestety nie uzyskałem informacji, jedyne czego dowiedziałem się, to to, że ma być współfinansowana ze środków unijnych, a w związku z tym musi być zrealizowana w ciągu czterech lat od dnia zatwierdzenia, bo inaczej dotacja unijna przejdzie obok. A ponieważ jestem dość dociekliwy, to udało się do dotrzeć do pewnego dokumentu, który w skrócie nazywa się PRL, co w rozwinięciu skrótu znaczy Program Rozwoju Lokalnego, i jest to fundamentalny dokument w oparciu o który można starać o fundusze unijne. A w tym dokumencie stoi jak byk, że dla tej inwestycji (czyli kanalizacji) rok 2005 jest rokiem projektowym, w którym należy przygotować i zatwierdzić cały projekt inwestycji. Objęte tą inwestycją jest kilka wiosek, nie tylko moje Grzędzice. Cała inwestycja została rozpisana na lata 2005-2009, a co najważniejsze pierwsza wioską która będzie miała wykonaną kanalizację będą moje Grzędzice i planuje się to na rok 2006, czyli rok przyszły, bardzo by mnie ucieszyło, gdyby ten plan zrealizowano. Przy okazji zasięgnąłem języka (ale już nie w gminie) i dowiedziałem się, że opłata przyłączeniowa w innych wioskach które już zostały skanalizowane przez moją gminę nie przekroczyła tysiąca złotych. Myślę, że taki koszt jest do przyjęcia, albowiem obejmuje kompleksowo całość, zarówno wykonanie samego przyłączenia do sieci, jak i wszelkie sprawy formalno-papierowe. Do tematu kanalizacji wrócimy, gdy tylko będzie znowu coś więcej wiadomo na ten temat.
  24. maksiu
    Kanalizacja - ciąg dalszy
    30 marzec 2005
     
    Dziś poczta dostarczyła kolejną przesyłkę z gminy, tym razem otrzymaliśmy (jako strona w sprawie) decyzję Nr 3/05 o ustaleniu lokalizacji inwestycji celu publicznego, a mówiąc po ludzku otrzymaliśmy decyzje o ustaleniu warunków zabudowy i sposobu zagospodarowania terenu dla planowanej kanalizacji. Przeczytać, taką decyzje tak, aby zrozumieć, co tam napisano nie jest rzeczą łatwą, czytałem kilka razy, za każdym razem rozumiałem coraz więcej. Przy okazji dowiedziałem się że w mojej miejscowości są stanowiska archeologiczne, jakie to szczęście że na mojej działce takowego nie było. Ile to mniej kłopotów (po szczegóły odsyłam do Dziennika Budowlanej Jones). W każdym razie, warunki dla inwestycji zostały wydane, teraz czas na przygotowanie dokumentacji projektowej. Oczywiście nie omieszkałem pofatygować się do gminy, celem obejrzenia załączników graficznych wymienionych w decyzji, znalazłem swoją działeczkę, obrysowana na żółto, nawet naszkicowany na niej domek w budowie. Zamieniłem kilka słów z miłym panem, który poinformował mnie, że wg stanu na dzień dzisiejszy moją być robione docelowe przyłącza do budynków. Taka wersja bardzo mi odpowiada i mam nadzieje, że tak już zostanie. Dodatkowo powiedziano mi, że nie zaszkodziłoby, abym napisał pismo do gminy z załącznikiem graficznym, na którym zaznaczę miejsce gdzie rura kanalizacyjna opuszcza budynek, ma to oczywiście ułatwić prace projektowe. Na pytanie, kiedy inwestycja będzie zrealizowana niestety nie uzyskałem informacji, jedyne czego dowiedziałem się, to to, że ma być współfinansowana ze środków unijnych, a w związku z tym musi być zrealizowana w ciągu czterech lat od dnia zatwierdzenia, bo inaczej dotacja unijna przejdzie obok. A ponieważ jestem dość dociekliwy, to udało się do dotrzeć do pewnego dokumentu, który w skrócie nazywa się PRL, co w rozwinięciu skrótu znaczy Program Rozwoju Lokalnego, i jest to fundamentalny dokument w oparciu o który można starać o fundusze unijne. A w tym dokumencie stoi jak byk, że dla tej inwestycji (czyli kanalizacji) rok 2005 jest rokiem projektowym, w którym należy przygotować i zatwierdzić cały projekt inwestycji. Objęte tą inwestycją jest kilka wiosek, nie tylko moje Grzędzice. Cała inwestycja została rozpisana na lata 2005-2009, a co najważniejsze pierwsza wioską która będzie miała wykonaną kanalizację będą moje Grzędzice i planuje się to na rok 2006, czyli rok przyszły, bardzo by mnie ucieszyło, gdyby ten plan zrealizowano. Przy okazji zasięgnąłem języka (ale już nie w gminie) i dowiedziałem się, że opłata przyłączeniowa w innych wioskach które już zostały skanalizowane przez moją gminę nie przekroczyła tysiąca złotych. Myślę, że taki koszt jest do przyjęcia, albowiem obejmuje kompleksowo całość, zarówno wykonanie samego przyłączenia do sieci, jak i wszelkie sprawy formalno-papierowe. Do tematu kanalizacji wrócimy, gdy tylko będzie znowu coś więcej wiadomo na ten temat.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...