Te ptaki są naprawdę duże, z daleka nigdy tego aż tak nie widać. Zrobiły z 7 okrążeń wokół naszej działki a następnie usiadły na drzewie po drugiej stronie drogi i bacznie się przyglądały. Nie zauważyliśmy na drzewie żadnego gniazda, więc jest to zastanawiające, dlaczego akurat zrobiły sobie taką rundkę nad nami. Szkoda, że nie wzięłam aparatu, bo uwieczniłabym ten piękny widok. Coś niesamowitego.
Zalanie betonu, B15. Oczywiście zdjęć znowu nie mam, bo mężuś nie miał czasu zrobić. Chyba będę musiała wziąć to w swoje ręce, bo jak tak dalej pójdzie to nic nie będę miała na pamiątkę. Do trzech razy sztuka.
Rany beczka już tyle razy do nas przyjeżdżała a ja nie mam tego na zdjęciach.
W tym dniu beczka się spóźniła. Była umówiona na 16:00 a przyjechała o 18:00. Najwyraźniej nie wyrabiała na zakrętach (ach to budowlane bum).
Dalsze prace przy fundamencie, dokończenie wsypywania i ubijania piasku. Następnie zrobienie belki w poprzek domu i ułożenie siatki wzmacniającej na całej długości.
Wizyta hydraulika, który rozprowadził rury do kanalizacji i wody.
Tu nie tylko chodzi o pieniądze, które musieliśmy wydać na ten materiał(za darmo nikt nam go nie dał a on troszkę kosztuje), ale jeszcze o bezpieczeństwo. Bo jak nie będą sprzątać to mogą sobie krzywdę zrobić a co za tym idzie robotnik nie zarobi, bo będzie w gipsie, szef ekipy przez to dłużej będzie robił zlecenie ( w tym czasie już by złapał następną fuszkę) a nam wszystko przeciągnie się w czasie a inne ekipy są już na konkretne daty umówione.
Miałam z szefem ekipy do pogadania o rozrzucanych gwoździach gdzie popadnie. Chciałam, aby uczulił chłopców by szanowali materiał a jak im zostanie to żeby trzymali w miejscach do tego przeznaczonych. Nie chciał za bardzo słuchać, bo stwierdził, że tak wygląda prawdziwy plac budowy
Otrząsnąwszy się z wrażenia zaczęłam im się baczniej przyglądać i okazało się, że oni po prostu się tak opalili. Można rzec nawet podsmażyli na węglowy kolor.
Tylko oczy i zęby się rzucały. Pot spływał z nich jak strumyk po skale a w dodatku ten kurz, który osadzał się wszędzie gdzie popadnie. Ja po 15 min przebywania tam miałam serdecznie dosyć a co dopiero oni. Ciuchy robotników nadawały się tylko do wyrzucenia.
Kogo to szef ekipy zatrudnił na budowie. Murzynów!!!!!!!!!!! Ta myśl pierwsza nasunęła mi się do głowy. Może mój mąż zanim pokazywał mi zdjęcia z budowy obrabiał je w fotoskopie, bo nikogo ze zdjęć nie poznałam.
Nadal gorąco, temperatura w cieniu sięga 32 stopnie. Chłopcy pomimo upału, który stawał się nie do zniesienia i przemęczenia po ciężkich dniach uwijali się jak mrówki. Chyba myśl o weekendzie dodawała im takiej werwy, albo dzień wypłaty.