Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    26
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    111

Entries in this blog

bilbo
Mam już absurdalne sny z analitykiem bankowym w roli głównej! A na dodatek wszystkiego nasz wykonawca i jednocześnie kierownik budowy zasugerował by naszą budową zajął się ktoś inny! Sami nie wiemy co o tym myśleć! Rozmowa miała być krótka, konkretna i polegać na ustaleniu szczegółowego kosztorysu, tymczasem całkowicie nas zaskoczyła i zeszła na zupełnie inne rozważania....
bilbo
Niewiarygodne!!! Następna wizyta w banku, kolejny telefon i zmarnowany trzeci już tydzień... I nie wiadomo dlaczego(nikt nie potrafił nam wyjaśnić) przyszła wartość rynkowa nieruchomości ma dokładnie pokrywać się z kwotą branego kredytu (oczywiście plus działka i fundamenty-nasz stan obecny). Rzeczoznawca ma stwierdzić czy dostarczony przez nas kosztorys jest realny! O zgrozo...jak mamy przetrwać następny już weekend!
bilbo
Tylko jak tu wytrwale czekać, jak proces przekładania papierów z biurka na biurko przebiega w sposób dla mnie niewyobrażalny! Kolejny tydzień a my dalej nie mamy pewności i śpimy niespokojnie, zaś bank a dokładnie pracownik banku ma bardzo refleksyjne podejście do sprawy i nic nie wskazuje na to by cokolwiek miało się zmienić! Rany jak to długo jeszcze potrwa.....
bilbo
Bardzo zniecierpliwieni udaliśmy się do banku. Wiadomość choć pomyślna to niestety nie ostateczna.......czas płynie a my nerwów przecież też nie mamy ze stali. No cóż pozostaje nam tylko uzbroić się w cierpliwość i wytrwale czekać.
bilbo
6 lutego 2004 to dla nas zapewne znacząca data (cokolwiek dla nas przyniesie), po długotrwałej bieganinie zebraliśmy wszystkie niezbędne dokumenty (tak się nam przynajmniej dzisiaj zdaje) i złożyliśmy w banku. Teraz pozostaje cierpliwie czekać nam na decyzję i aby okazała się pomyślna....może nasze marzenia się urzeczywistnią....
bilbo
By tradycji stało się zadość, następne zapewnienie kierownika "tym razem będzie na 100%".....to kolejne jedno wielkie nieporozumienie! Chudziak został wylany z tygodniowym opóźnieniem i w tym wszystkim pocieszające jest tylko to, że prace zostały jak do tej pory jedyne, wykonane prawidłowo. Przynajmniej tyle! Teraz zbieramy wyceny, analizujemy, zgłębiamy i dokształcamy się... ciągle mnóstwo pytań i wiele zagadnień budowlanych do wyjaśnienia! Ciągle ....wszystkiego jest ciągle jak studnia stucembrowinowa...a my przedarliśmy się dopiero przez pierwszą cembrowinę czyli „stan zero”. I świadomość nieświadomego przeraża! A miłość jest naszym źródłem wszelkich dokonań i siłą napędową do walki!
bilbo
W końcu chyba dotarło do naszej ekipy, że fachowcy z sondą pojawią się nieuchronnie i aby już nie zadrażniać dalszych stosunków od poniedziałku praca nabrała znacznego rozmachu. Kierownik budowy wydawał się być nawet zadowolony z efektów ubijania zagęszczarką i o dziwo to co przedtem było niemożliwe, bo przecież do tej pory pręt wchodził w piasek jak w masło - teraz miał wyraźne trudności by się w nim porządnie zagłębić. Ostatecznie efekt tych poczynań stał się dla nas zadawalający. Po raz kolejny przekonaliśmy się, że wszelkie zapewnienia budowlańców o ich rzetelnej pracy i wykonawstwie zgodnym ze „sztuką budowlaną” i obowiązującymi normami należy traktować jako kolejny nonsens nie do przyjęcia. Robert podsumował krótko: „normalnie blef za blefem, czy my gramy w pokera, czy dom budujemy?”
bilbo
Nasza dalsza współpraca stanęła pod dużym znakiem zapytania. Kierownik budowy uparcie trzyma się swojej wersji wydarzeń, utrzymując że tego typu piasek jest bardzo miałki i wbijany pręt będzie w niego wchodził jak w masło. Reszta budowlańców paląc jednego papierosa za drugim wtryniała co jakiś czas, że to żaden sposób na sprawdzenie zagęszczenia piasku (więc w poniedziałek sprawdzimy profesjonalnie).....i tak przez blisko trzy godziny trwały nasze słowne potyczki. Nie trzeba dodawać, że przez ten czas praca stała w miejscu, a nasza dyskusja niczego nowego nie wnosiła. W tym wszystkim pociesza nas to, że nie zależy nam na pośpiechu...a naszym jedynym atutem jest płatność dopiero po dobrze wykonanej pracy.
bilbo

Minął kolejny tydzień! I choć wykonawca obiecał nam, że poprawią...nie zrobili w tym czasie absolutnie nic! Dzisiaj jak gdyby

w ogóle nie było rozmowy na ten temat (choć niejednokrotnie przypominaliśmy) hydraulicy kładli rury. Wściekliśmy się! Tym razem w sobotę też popracują......mają odkopywać piasek partiami i sprawdzać, czy da się ubić. Zobaczymy! Jeśli ta próba nas nie przekona, to w poniedziałek wezwiemy eksperta z profesjonalną sondą. Tylko, że wtedy obciążymy wykonawcę kosztami badania gruntu i zmusimy go do odkopania całego piasku (łącznie z rurami, które dzisiaj ułożył).

bilbo
Można rwać włosy z głowy! Oczywiście nie muszę, same wypadają...dermatolog zadał mi pytanie „czy pani się czymś szczególnie denerwuje?” Nie wiedziałam od czego zacząć opowiadanie, więc odpowiedziałam krótko „niczym”.
bilbo
Niestety! Zbyt krótko! Odpoczywaliśmy zaledwie kilka dni i to tylko dlatego, że znowu był przestój...telefony, groźby...no i przyjechali. Zasypali fundamenty piaskiem, dodam tu tylko, że podczas naszej nieobecności. Był już przecież piątek (24 październik) godzina 12.15.... stwierdziliśmy, że pewnie jak zwykle uznali po prostu weekend! My już się nie pojawiliśmy, oni tak! Według naszych obliczeń, bo przecież bardzo szybko zapada zmierzch pracowali jakieś cztery godziny. Pozostaje pytanie czy w tak krótkim czasie zdążyliby prawidłowo zagęścić piasek? Sprawdzaliśmy to wg znanych na forum sposobów prętem fi6. http://www.superpc.pl/img/bilbo/grunt.mpg" rel="external nofollow">Oto efekty!
bilbo
I tak w pierwszej połowie października pojawiła się nowa ekipa z dotychczasowym kierownikiem. Dozbroili ławy, nadlali i wypoziomowali od nowa, później znowu mała przerwa no i w końcu stanęły ścianki fundamentowe. Oczywiście do tego czasu zdążyliśmy zaopatrzyć się w poziomicę laserową i wszystko dokładnie mierzyliśmy. Nasze obawy tym razem się nie potwierdziły (było tak jak powinno). Zaczęliśmy sypiać spokojniej. Choć męczyło nas pytanie na jak długo?
bilbo
Prace budowlane ruszyły 11 września....powiedzmy... no ale to chyba zbyt wiele powiedziane. Ściągnięto humus, przerwa. Kierownik budowy zbywał nas pokrętnymi tłumaczeniami....my oczywiście byliśmy pewni, że całe długie dzionki spędzał u innego inwestora. W końcu i u nas wykopano rowki, ułożono zbrojenie i zalano ławy...no i od tego momentu zaczęły się schody. Na naszych ławach fundamentowych http://murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=16186" rel="external nofollow">różnice poziomów pomiędzy narożnikami wynosiły do 15cm, ale nasi niczym nie wzruszeni fachowcy i kierownik budowy stwierdzili, że to się wyrówna ('zgubi' - jak się wyrazili) przy stawianiu ścian fundamentowych z bloczków (osiem warstw po 14cm), w rezultacie czego powstały spoiny niczym krem w torcie. Zasiedliśmy z Robertem do telefonów, fachowej literatury no i oczywiście na forum...uzyskaliśmy potrzebne dla nas informacje i naładowani znaczną adrenaliną i fachowymi poradami wkroczyliśmy na budowę niczym torpeda przy wystrzale. Skończyło się rozebraniem ścianek fundamentowych (których fragmenty już postawili) i wylaniem dotychczasowej ekipy. Pocieszające w tym wszystkim było to, że kierownik budowy, przełożony podwykonawców i jak gdyby inwestor zastępczy w jednej osobie ponosi wszelkie konsekwencje finansowe tej zadymy. My podpisaliśmy umowę na 'stan zero', na stałą i niezmienną cenę. Nie dajemy ani złotówki dopóki nie skończą w sposób prawidłowy.
bilbo
4 sierpnia otrzymaliśmy pozwolenie na budowę naszego siedliska, zaś dopiero 2 września stało się prawomocne i mogliśmy złożyć zawiadomienie o rozpoczęciu budowy. I mogłoby się wydawać, że jesteśmy świetnie przygotowani...niestety, nic bardziej mylącego!
bilbo
Zmagania z myślami co dalej począć...trwały, więc postanowiliśmy zebrać wszystkie niezbędne dokumenty i jak najszybciej uzyskać pozwolenie na budowę. Był to również dobry czas by wyłowić odpowiednią ekipę budowlaną, porównać kosztorysy, zorientować się co i jak należy budować, jaką podpisać umowę z wykonawcą, jakie zastosować materiały.....czym ogrzać dom....co najbardziej się opłaca.....nie można przestać! I tak staliśmy się niewolnikami niezliczonych zagadnień budowlanych.
bilbo
Przerywając wspomnienia, muszę tu też wtrącić, zaś przede wszystkim się pochwalić jak bardzo dnia dzisiejszego byliśmy waleczni! Mając na myśli urok naszej ziemi, dokonaliśmy wysiłku straszliwego acz bardzo cieszącego i posadziliśmy 80 przepięknych drzewek: sosny czarne, żółte, wydmowe, tuje i ogniki. Dzień okazał się jednak zbyt krótki, barwy szybko zszarzały a drzewka nieco się nam rozpływały mroku. Wytrwaliśmy jednak do końca.
bilbo

Bacznie obserwowaliśmy okoliczne budowy i aranżacje terenu. Te zaś pięły się wstrząsająco szybko i dynamicznie w górę....co przekładało się też na jakieś nieokreślone wrażenie, odczuwalną presję by zacząć dalej urzeczywistniać naszą fantazję. Biliśmy się z myślami ile i czy powinniśmy zaczynać w tym roku. I tak dokładnie co dwa tygodnie, na przemian podejmowaliśmy decyzję, że budujemy lub kategorycznie nie tego roku. Takimi właśnie odczuciami eksploatowaliśmy siebie wzajemnie (przyjaciół i rodzinę) nie potrafiąc sobie z tym poradzić. Aby zaspokoić pragnienie budowy skupiliśmy się nad modelem wybranego przez nas projektu. Robert zakupił plastelinę, ja ulepiłam Bilbusia ( w skali 1:150).

http://murator.com.pl/forum/viewtopic.php?t=15732" rel="external nofollow">Tutaj więcej informacji o projekcie.

bilbo
Po zakończeniu tych niefortunnych zmagań z panem O. postanowiliśmy nieco odetchnąć. Roztaczaliśmy wizje naszego imperium i upajaliśmy się naszą zdobyczą. Obdarzaliśmy oczy wymarzonym kawałkiem ziemi i nasycić ich nie mogliśmy. Było więc oczywiste, że nasze wizyty na działce stały się wręcz obrzędem każdego dnia i mogliśmy czuć tylko satysfakcję i dumę, że nie zrezygnowaliśmy.
bilbo
Lojalnie uprzedziliśmy naszego obszarnika o zaistniałej sytuacji i muszę przyznać nie był tym faktem mocno poruszony. Rankiem następnego dnia (zresztą za namową obszarnika) zapukaliśmy do drzwi pośrednika, który jak nam się wtedy wydawało swym geniuszem i układami szybko i bezproblemowo ogarnie nasze problemy i załatwi kredyt w odpowiednim banku. Pan O. (nazwijmy go tak umownie) nie tylko, że nie był kompetentny w tym co robi, ale też sprawę mocno skomplikował. Swoją niefrasobliwością i opieszałością nadwerężał mocno już skołatane nasze nerwy, a ilość wymaganych dokumentów przeszła nasze najśmielsze oczekiwania. Pan O. nie tylko, że nie wiedział jakie wymagania ma bank, to informacje jakie nam przekazywał doprowadzały nas do obłąkańczych wizji. W żaden sposób nie mógł ustalić wszystkich na raz wymaganych dokumentów. Drażliwość tej sytuacji spowodowała, że chcąc mieć to jak najszybciej za sobą, sami zwróciliśmy się do banku (tym razem Kredyt Bank) z uprzejmą prośbą o wyłuszczenie nam co dokładnie powinniśmy dostarczyć. Tu dodam, że spotkaliśmy się ze zdziwieniem pracowników banku....którzy to zresztą przekazywali panu O. jakie to dokładnie mamy jeszcze przekazać papiery. Powiedzieliśmy sobie, dość. Nigdy więcej pośredników. Sprawa ruszyła z miejsca i tak 29 maja 2003 podpisaliśmy umowę z bankiem, zaś 30 maja akt notarialny (na całe szczęście nasz obszarnik nie zakwestionował już i tak bardzo przekroczonego terminu). Staliśmy się rolnikami.
bilbo
28 marca 2003 roku podpisaliśmy umowę przedwstępną kupna działki. I to, co początkowo wydawało się nam proste, okazało się absurdalne i poniekąd zaskakujące. Bank który tak ochoczo i przytakująco odpowiadał na nasze pytania, zapomniał o danych przyrzeczeniach i wycofał się z podpisania promesy na działkę siedliskową – tłumacząc się swoją niewiedzą. W rezultacie i tak na wszelki wypadek podpisaliśmy ową promesę udzielenia kredytu...tylko, że na działkę budowlaną. I tak po raz kolejny nasz zakup stanął pod wielkim znakiem zapytania. Byłam bliska rezygnacji, Robert przeciwnie. W każdym razie to dzięki jego uporowi i nieokiełznanym siłom, tęsknocie za kawałkiem ziemi zawzięcie walczyliśmy dalej. Decydującym jednak momentem wedle przedwstępnej umowy miał być 30 kwietnia, do tegoż to bowiem dnia mieliśmy zawrzeć akt notarialny.
bilbo

Dziennik Justy - uśpione marzenia

Zgromadziliśmy wszystkie potrzebne papiery i po kilku dniach otrzymaliśmy ciche przyrzeczenie udzielenia promesy. Nieco dłużej miały tylko potrwać formalności, co zresztą było oczywiste. Niepokoił nas tylko jeden fakt, (na co pozostałe banki protestowały) mianowicie działka rolna. W PKO BP uspokojono nas (po niezliczonych pytaniach na ten temat, z różnymi zresztą pracownikami banku), że owe intrygujące nas zagadnienie nie stanowi problemu. Więc z duszą na ramieniu pobiegliśmy do owego obszarnika ziemskiego by zaklepać działkę i podpisać umowę przedwstępną. I o zgrozo...na „naszą” działkę był już kupiec, który to dnia następnego miał ją nabyć. Ręce opadły a krew w żyłach zawrzała! Burza mózgów, temperatura podskoczyła i chyba bardziej podstarzałam w tym momencie...ustaliliśmy jednak, że jeśli w przeciągu godziny wpłacimy przynajmniej 20% wartości działki to finalizujemy umowę. I tak też się stało.
bilbo

Dziennik Justy - uśpione marzenia

I chyba właśnie wtedy stało się dla nas jasne, że musimy ją mieć! Pozostało tylko pytanie, jak zdobyć fundusze. Najbardziej logicznym rozwiązaniem jakie się nam nasuwało, bezwzględnie kredyt. Zrobiliśmy małe rozpoznanie i tak zasiedliśmy w banku, z mnóstwem pytań na ustach. Nadmienię, o czym jednak wcześniej nie wspominałam, że wybrana przez nas działka jest działką siedliskową, zaś w wypisie z rejestru gruntów ma oznaczenie R (rolna). Co jak później się okazało nie jest bez znaczenia i przysporzyło nam wiele problemów. Na tym jednak etapie załatwiania sprawy, ani my a tym bardziej bank (PKO BP) nie zdawał sobie sprawy.
bilbo

Dziennik Justy - uśpione marzenia

...wiedzieliśmy, że nie chcemy mieszkać w bloku! Nie było więc nawet potrzeby dyskutowania na ten temat. Bliskie nam osoby uważały oczywiście inaczej, lecz znając nasze przekorne i buntownicze zamysły nie przejawiały też szczególnej stanowczości by nakierować nas na taką właśnie myśl. Ziemia a nad nim kawałek naszego nieba był dla nas troszkę niepoważnym marzeniem, które jednak natarczywie powracało. Postanowiliśmy nieco rozejrzeć się w terenie. Mnóstwo zakupionych gazet, zakreślonych ogłoszeń, wykonanych telefonów.....i rany, nic nam nie odpowiada. Odstraszająca cena, kiepski dojazd, nieciekawa okolica, potwornie daleko, podmokły teren....słup energetyczny(przedziwnie zaniżona wartość działki)...można wymieniać w nieskończoność. I tak ganialiśmy po świecie, poprzestając na marzeniach a przecież w myślach buszowałam już w ogrodzie...Myśli by go ujrzeć wdzierały się po każdym przebudzeniu, i każdego wieczoru. Próbowaliśmy dalej, nieugięci. W rezultacie tych poszukiwań natrafiliśmy na działkę urzekającą, spełniającą wszystkie nasze oczekiwania (oprócz ceny). Niezmordowani postanowiliśmy odszukać właściciela działki i zbić cenę. Sprawa jednak nie była prosta, a my nie posiadaliśmy takowej gotówki. Dwukrotnie nagabywaliśmy owego obszarnika by zmiękczyć jego nieugięte serce. No więc odpuściliśmy temat i tak zastał nas grudzień.

Kolejna okazja, niewypał. Powoli wyczerpywały się nasze zasoby cierpliwości i wytrzymałości, ale wzmocnieni o kolejne doświadczenia poszukiwaliśmy dalej... Dziwnym tylko zrządzeniem losu codziennie powracaliśmy do działki, która tak nas zafascynowała. Staliśmy się od niej uzależnieni. W bilansie naszego pojedynku z myślami było głupotą, zbyt dużą stawką by się na nią porwać! A pomimo tego drżeliśmy by jej ktoś nie wykupił. Doszło już nawet do tego, że obfotografowaliśmy całą działkę, wklejając nasz wymarzony domek w owe zdjęcia. Obrazki zawisły na lodówce.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...