To koniec szarpaniny z papierami. Ta lekkość, która owładnęła moją osobę powodowała, że „unosiłam” się w powietrzu. Byłam tak lekka jakbym wyrzuciła z kieszeni odważniki.
Droga z dokumentami była ciężka i chcielibyśmy już to mieć za sobą. Po prostu zamknąć ten rozdział i zaczynać kolejny etap cudownej przygody z budowaniem.
Jak opisałam sytuację jaka się wydarzyła architektowi by coś z tym fantem zrobić bo nie ma czasu na taką zabawę w kotka i myszkę. Dowiedziałam się, że ZE ma utarczki z urzędem SP i dlatego takie problemy są. W takim wypadku my nic nie wskóramy, on spróbuje się tym zająć.
Jak mi powiedział, ile będzie trwało podpisanie tego dokumentu to myślałam, że wyciągnę go za tego biurka i wyrzucę przez drzwi.
Najpierw ten papierek musi trafić do sekretariatu a tam pani po tygodniu przekaże go do pokoju gdzie zostanie sprawdzony czy wszystko jest poprawnie napisane. Oni na to mają tydzień. Jeżeli wszystko jest w porządku to z powrotem trafia do sekretariatu gdzie pani przekaże to do zastępcy dyrektora. Jeżeli on to zatwierdzi a ma na to tydzień można przekazać do podpisu dyrektorowi urzędu.
Druga umowa, jaką mieliśmy tam jeszcze do załatwienia była do podpisania między ZE a Skarbem Państwa. Pan „przyjazny pomocnik”, który zobaczył pismo zaczął wnosić na niego poprawki. Stwierdził, że jest źle napisana. Kazał jeszcze, aby na tym piśmie znalazły się pieczątki dyrektora ZE.
Pani się tłumaczyła, że nie ma tego pana, co się tym zajmuje, więc nie może w tej chwili pomóc. To jak ona pracuje skoro nie wie, co we własnym pokoju ma i gdzie.
Dwa zaświadczenia mieliśmy do podpisania ze Skarbem Państwa - Podkarpacki Zarząd Melioracji I Urządzeń Wodnych i jak to bywa w urzędach czekała Nas procedura.
Zanim skierowali mnie do odpowiedniego pokoju chodziłam od Annasza do Kajfasza. Ile ja się potłumaczyłam, co potrzebuję .