14.08. (sobota)
Po mile spędzonym odpoczynku – hurra, dopisała nawet pogoda – trzeba niestety wrócić do rzeczywistości. Oczywiście przywozimy ze sobą deszcz, który towarzyszył nam niemal przez całą drogę powrotną.
Pierwsze kroki po krótkim odpoczynku, (do Legionowa dotarliśmy na 6 rano) co zrozumiałe, kierujemy na budowę. Jadę tam z duszą na ramieniu. Dach prezentuje się bardzo ładnie i solidnie, diabeł jednak jak zwykle tkwi w szczegółach.
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-wejscie.JPG" rel="external nofollow">http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-wejscie.JPG
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-taras.JPG" rel="external nofollow">http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-taras.JPG
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-gora-gar.JPG" rel="external nofollow">http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-gora-gar.JPG
http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-gora-wyl.JPG" rel="external nofollow">http://www.republika.pl/tadeo_s/images/Dom/dach-gora-wyl.JPG
No to mamy już czapeczkę…
Staram się nie wchodzić w drogę Kasi, która niczym pies myśliwski tropi wszystkie niedociągnięcia. Stan nirwany trwa niestety tylko chwilę. Krótkie, niemniej bardzo stanowcze – “chodź tutaj” każe mi co sił w nogach gnać na poddasze.
- Gdzie jest kominek od wentylacji łazienki?
- No powinien gdzieś tu być, przecież mieli zaznaczone na murze miejsce jego lokalizacji i są podprowadzone kable do podłączenia wentylatora.
- Ale tu przecież nic nie ma.
- W morde jeża, faktycznie, ale po drugiej stronie ściany kominek jest zainstalowany. Przecież jak wstawiali jeden to musieli pamiętać o drugim. Zwłaszcza, że to dokładnie po drugiej stronie muru i widać jak na dłoni.
Przechodzimy do przyszłej garderoby.
- A co to za kominek, przecież nie miało tu być.
- Jak to nie miało? Przecież wentylowane miały być wszystkie pomieszczenia? – jestem mocno zdziwiony takim obrotem sprawy.
- Wszystkie. Oprócz garderoby. Tak mnie zawsze słuchasz jak do ciebie mówię – żona sięga po najcięższy oręż.
- Miały być w każdym pokoju – upieram się przy swoim.
Ostatnie słowo musi jednak należeć do Kasi.
- Jak już dołożyłeś ten kominek, to dlaczego nie ma doprowadzonej elektryki do wyciągu? – konkluduje lepsza połowa.
Fakt, o tym nie pomyślałem. Bije się w pierś. Skrucha jest tylko chwilowa, bo za moment….
To samo pomieszczenie.
- Jak zainstalowany jest ten kominek? Powiedz mi, jakim cudem przeprowadzisz przewód wentylacyjny pomiędzy krokwią a kartongipsem, jeśli ocieplenie będzie wystawało jedynie 5 cm ponad krokiew, a rura będzie miała fi100?
- To nie moja wina – jestem na poważnie przerażony – mieli zrobić kominki jeden nad drugim, a nie jeden obok drugiego i to po przeciwnych stronach krokwi. Niezły bigos. Trzy razy naocznie sprawdzałem z dekarzami ułożenie. Wszystko miało być OK.
Kolej na górną łazienkę. Kominek od pionu kanalizacyjnego miał iść 120 cm od ściany, a jest zainstalowany o 20 cm bliżej. I jeszcze dwie sprawy. Pierwsza to brakujący kominek wentylacyjny od dolnej łazienki, druga - brak ław kominiarskich. Oj dostało mi się. Będę miał nauczkę na całe życie.
Dalszą część inspekcji, tym razem na zewnątrz, powstrzymały nasilające się z każdą minutą opady deszczu. Jedyne pocieszenie, że w środku, pod dachem jest suchutko.
W agresywnych nastrojach udajemy się do firmy by załatwić sprawę poprawek i zainstalowania dodatkowych elementów dachu. O dziwo, nie robią problemów i umawiamy się wstępnie na najbliższy poniedziałek. Na budowę ma dotrzeć przedstawiciel firmy i uzgodnić szczegóły. Trzymamy ich w szachu, bo jak nie wywiążą się należycie z zobowiązań, to nie dostaną reszty kasy. A jest tego sporo.
Oglądamy materiały na podbitkę dachu. Ceny wahają się od dwudziestu paru złotych do nawet 130 za metr. W naszym przypadku chyba pozostaniemy jednak bliżej dolnej granicy widełek. W zupełności wystarczy nam podbitka z paneli sidingowym, kwestią pozostaje jedynie dobór odpowiedniego koloru.
Popołudnie mija na rozpakowywaniu i odsypianiu trudów podróży. Zostajemy w domu, bo pada, pada i pada.