Oj, długo nie pisalam, brak czasu...ot co.
Zwróciłam sie do kierownika budowy o ocenę tych czapek na kominach, pojechał na budowę, pooglądał i nakazał poprawić - mieli zrobić takie opaski, żeby od dołu nie było widać kawałka szarego betonu. Pan D. obiecał to zrobić szybko, mijały dni...a tam nikt nie zaglądał i nic sie nie działo. Jego pracownicy zaczęli do mnie wydzwaniać żebym im zapłaciła za robotę kominów, bo pan D. im nie płaci, odsyła do mnie.
Ha, nie umawiałam się z nimi, tylko z panem D. więc on im będzie płacił. Pan D. też odezwał sie po trzech tygodniach z zapytaniem kiedy zapłacę ostatnią ratę. Powiedziałam, że po wykonaniu wszystkiego. Obiecał sie sprężyć i ....nadal nikogo na budowie nie było.
Którejś soboty wyciągnęłam syna na budowę, żeby trochę posprzątać, niechętnie się zgodził, pojechaliśmy z worami na śmieci, zaczęliśmy zbierać worki foliowe po dachówkach, puszki po konserwach, butelki po piwie i tysiąc innych śmieci. No i gruz spod fundamentu, bo chciałam obsypać przed zimą ziemią, niestety nie udało mi się ocieplić styropianem ściany fundamentowej, pewnie zrobię to dopiero wtedy, gdy będę ocieplać ściany domu.
Więcej pracy włożyłam ja, niż syn, nie bardzo mu to szło, patrzył tylko żeby wrócić do domu. Ale nazbieraliśmy dziewięć worów, położyliśmy je w garażu. Może jakoś je wywieziemy.
Od strony zachodniej budowlańcy złożyli kupę desek - i takich dobrych, jeszcze do użytku i takich odpadów. Sąsiadka zagadnęła, czy może wziąć sobie drobiazg na podpałkę do pieca. Pozwoliłam oczywiście, ale ona nie chciała sama brać, zaproponowała żeby to razem przebrać. Zagadnęłam do męża żebyśmy pojechali to zrobić, bo niedługo śniegiem sypnie.
Zgodził się, pojechaliśmy. Cieszyłam się bardzo na tą robotę, jakoś mnie tak rwało na budowę i do sprzątania, tylko nie było czasu na to wcześniej, pracuję czasem w soboty.
Po przyjeździe wyciagnęliśmy taczki, było jeszcze trochę gruzu do wywiezienia na drogę. Mąż zajął się tym tematem, ja z sąsiadką natomiast zabrałam się do tej kupy drewna, pracowałyśmy przez dwie godziny, drobne kawałki przerzucałyśmy za siatkę na jej podwórko, grube układałyśmy u mnie w ogrodzie, pod koniec mąż pomógł nam przy ciężkich i grubych dechach. Sąsiadka była wniebowzięta, otrzymała sporo drzewa, a my otrzymaliśmy od niej wiejskie jajka i kosz jabłek z ogrodu, rozstaliśmy się zadowoleni. Zabraliśmy dwa wory śmieci, więcej nie mieści sie w samochodzie.
W domu mąż narzekał, że boli go kręgosłup, ma chyba zwyrodnienia. Ale chyba mu się tam podoba, zapytał czy będą drzwi między garażem a pomieszczeniem gospodarczym, powiedziałam, że chyba tak, na to on, że lepiej żeby nie było - bezpieczniej bez drzwi. Zgodziłam się, nie muszą być.
Nawiązałam kontakt z firmą, która powinna zalepikować i zafoliować taras nad garażem przed zimą, ale muszą mieć kilka dni słonecznych. Hurtownia, która dostarczyła dachówki zabrała kilka dni temu 4 palety zbędnych dachówek, nie zdążyłam zrobić tego tarasu, gdy była pogoda, bo dachówki zalegały na tarasie, a hurtownia nie miała samochodu z wysięgnikiem przez długi okres czasu. Dopiero moje dwukrotne przynaglenie poskutkowało.
Poprosiłam w tym tygodniu koparkowego żeby obsypał fundament dookoła domu, "zużył" tylko połowę góry humusu, resztę rozsypie na wiosnę. Ogród zrobił się ładniejszy, góra zmalała.
Wczoraj znowu wyciągnęłam męża na budowę żeby zabrać następne wory śmieci i opróżnić garaż z worków cementu i rupieci. Trzeba go wypełnić piaskiem, takim gorszym, kopanym, bo fundament bardzo odkryty.
Pracowaliśmy tylko pół godziny, wszystko jest przygotowane. Może w sobotę przywiozą piasek ?
Pozostaje przed zimą zabezpieczyć okna folią lub deskami, muszę kogoś poprosić żeby to zrobił.
Wieczorem w domu zagadnęłam do męża czy mu sie ten dom podoba, stwierdził, że nie sztuka wybudować skorupę, sztuka jest ją wykończyć - tak mu mówią wszyscy koledzy, którzy już mieszkają w domach. Z jednym z nich pojechał niedawno na budowę, żeby mu pokazać czego dokonałam. To pewno on mu tak nagadał.
Nie widzę większego entuzjazmu ani zainteresowania.
Ale dzisiaj jak wróciłam z pracy syn powiedział, że był z dwoma kolegami na budowie, samochodem jednego z nich. Podobno bardzo im sie podobał dom, szczególnie pokój z tarasem na poddaszu, szczerze podziwiali.
Wieczorem znowu zagadał, że teraz jak już wszystko jest na swoim miejscu i tak posprzątane, to mu sie bardzo podoba i że chciałby tam szybko zamieszkać. Na to ja, że należałoby tam trochę popracować, bo pieniążków na wszystko nie wystarczy. Nic sie nie odezwał, ale widzę, że teraz często myśli o tym domu. Urzekł go ten pokój z tarasem ! ...no bo jest fajny. Jak się ten taras wykończy balustradą i zadaszy przed deszczem (może taki przezroczysty daszek ?), to będzie super !!!
Tylko ja jakaś taka zmęczona, zgaszona... no cóż zabrakło słońca i ciepło się skończyło, przyszła szara smutna jesień, zima za pasem, trzeba jakoś przetrwać do wiosny. Muszę przez zimę naładowć akumulatory, coby ruszyć jak tylko w marcu słońce zaświeci. Może uda mi sie odłożyć kasę na okna ?
Tak, tak...odwaliłam kawał niezłej roboty.
A w maju była goła działka, łąka.....