Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości
  • wpisów
    89
  • komentarzy
    0
  • odsłon
    201

Entries in this blog

czupurek

Rok 2004

 


06-08 lipca

 


szlifowanie ścian - melduję, że zakończone.

 


Teraz czekam, aż przyjdą poprawić sufit (mam pęknięcia) i pomalować go, a potem heja malować ściany (chociaż już wiem, że z kolorami nie będę szaleć: dam jakiś tam jasny ecru, tylko u syna coś innego).

 

 


schody strychowe - cd.

 


Sprzedawca, do którego zadzoniłam, że barierka ma inny wymiar odparł, że z FAKRO ZAWSZE przychodzą balustrady w mniejszym wymiarze i mogę sobie elementy poprzeczne już w dobrym wymiarze ZAMÓWIĆ U STOLARZA (ludzie trzymajcie mnie ).

 


Byłam tak wkurzona, że puściłam maila do FAKRO, gdzie oprócz przedstawienia problemu, wylałam swoje żale na ich niesolidność.

 


Już na drugi dzień otrzymałam odpowiedź, z której jasno wynikało, że sprzedawca mnie OSZUKAŁ (wymiary balustrad zawsze wysyłają zgodnie z zamówieniem), więc on takiego zamówienia najprawdopodobniej nie złożył tylko wypchnął zapas z magazynu.

 


Stanęło na tym, że towar mi wymienią, a faciem się zajmą, bo nie życzą sobie takiej antyreklamy.

 


No więc, dla mnie sprawa dobrze się skończy.

 


Firma FAKRO - stanęła na wysokości zadania i dzięki jej za to.

 


A sprzedawca? - do gazu z nim

czupurek

Rok 2004

 


01 lipca

 


Nie będzie browarka dla majstra.

 


Ręce z gaciami opadają (jak mówi Magi).

 


Wylano taras, rury spustowe od rynien - wiadomo - wpuszczone, betonik zastygł super.

 


Patrzę i oczom nie wierzę - rura spustowa idzie prawie po skosie (krzywo jak cholera).

 


Mówię:- co to?!

 


Odpowiedź:

 


- dekarze tak zrobili.

 


A ten co robił taras to co? nie widział? Zamiast poprawić od razu (na piwo by dostał) to nie, lepiej zabetonować, bo ta fuszerka to nie on.

 


No i musiałam kombinować i prostować górą, wrrrrrr....

 

 


04 lipca

 


Deprecha totalna . Pojechałam na budowę, myślę: "dobrze mi to, zrobi, humor poprawię" (tak dotychczas budowa na mnie działała).

 


Więc pojechałam i co? Ano jeszcze większego doła złapałam. Musimy (?), chcemy (?) przeprowadzić się do końca wakacji, a tu zero kasy i tyle jeszcze do zrobienia.....

 


Na poprawienie sobie humoru, z dziką satysfakcją (kurna jestem coraz gorsza) zrobiłam dla majstra listę drobnych rzeczy do skończenia lub poprawki i przykleiłam na ścianie w widocznym miejscu :->.

 


Resztę dnia przeleżałam na koju, oglądając w muratorach zdjęcia z wykończonych pomieszczeń, pogrążając się jeszcze bardziej w czarnej otchłani....

 

 


05 lipca

 


Na budowie drgnęło wreszcie. Przyjechałam popołudniem, patrzę: majster kończy duperele z niedzielnej listy, ściany zaczęły się szlifować (no, człowiek szlifuje znaczy się ).

 


Tylko z kaflami poślizg bo, facio ma jakieś problemy rodzinne i pewnie nie dotrze do mnie do końca tygodnia .

 

 


Pierwsza akcja rodzinna na budowie - martwił mnie od chwili osadzenia okien, stan techniczny pianki montażowej (nie mam jeszcze tynku zewnętrznego) - po prostu była coraz bardziej ciemniejsza i kruchsza. Więc się doinformowałam i wyszło, że trzeba ją jakoś zabezpieczyć na razie. No to, zabrałam swoich facetów na budowę i do dzieła. Obcięliśmy nadmiar pianki i wszystko pociągnęliśmy akrylem, klejąc sobie przy okazji ręce do łokci .

 


I tak nam zeszło do późnych godzin wieczornych, ale praca prawie skończona (zostało trochę na dzień następny). Jak miło robić u siebie .

 

 


No i kolejna mina budowlana - majster miał wczoraj zamontować barierki ochronne od schodów strychowych (fakro) i co się okazało? Barierka jest węższa o 10 cm od otworu.

 


ręce opadają (już nie wiem: z gaciami, czy bez). Człowiek coś zamawia, a dostaje co innego. I znowu muszę tracić czas i nerwy na odkręcanie sprawy. wrrrrrr....

 

 


ech, życie, samo życie.......

czupurek

Rok 2004

 


29 czerwca

 


Dzwonił wykonawca przyłącza gazowego - oryginał nowych warunków przyłączenia odnalazł się szczęśliwie - ponoć leżał sobie na komodzie przykryty szaliczkiem (historia bez komentarza )

 

 


szlifowanie ścian - ustaliłam, że ceny (wraz z malowaniem) kształtują się w przedziale 3-8 zł/m2. Hmmm, znowu kasa do wydania: 420m2x3=1260zł.

 


Zaczęliśmy się zastanawiać z małżem czy nie zrobić tego samemu, może damy radę? Jak uradziliśmy, tak przystąpiliśmy do działania: zakup w castoramie siatki gr 220 szt.1 i hajda na budowę.

 


I tak mimochodem odstawiliśmy szopkę za darmo:

 


- tą siatką, w obecności majstra naszego głównego, dawaj po ścianach szlifować, choć czynność przez nas wykonywana była bliższa głaskaniu.

 


Efekt - facet się załamał ( ) i stwierdził, że tym sposobem to, napewno wprowadzka za 2-3 lata.

 


Stanęło na tym, że mamy podać ile damy za to szlifowanie, a oni to, wieczorami zrobią w ramach czasu wolnego i będzie po kłopocie.

 

 


30 czerwca

 


szlifowanie ścian - nie mając innego wyjścia cenę musiałam (może nie musiałam, ale chciałam żeby zaczęli wreszcie) podać jak najszybciej.

 


No to, sobie wykombinowałam, że tyle samo roboty z malowaniem co ze szlifowaniem i cenę (najniższą z mi znanych) przedzieliłam na pół, więc wyszło 1,5zł/m2.

 


Tych ścian nie mam dużo (sporo wyburzyłam ) - cosik 420m2, więc wyszło 630zł.

 


Ale, ostatnio jestem żyła pazerna, skompiradło jedno, a majstry mieszkają u mnie i mogą robić spokojnie, wieczorkami.

 


No to stanęło, że w ramach nudzenia się mogą zrobić taniej i... przyklepaliśmy 300 zł. Wchodzą od poniedziałku.

czupurek

Rok 2004

 


23 czerwca

 


Tynki - Dementuję swoje ploty nt. moich tynków i tynkarzy.

 


Potencjalni malarze jęczeli, że źle zrobione, że dużo roboty ze szlifowaniem i gładzią - wogóle niby kicha.

 


Mnie i innym oglądającym wydawało się, że są zrobione dobrze, no ale fachowcem od tynków przecież nie jestem.

 


Nie było rady. Wezwałam na dzisiaj kierownika budowy i co?

 


TYNKI SĄ LALUNIA, BAAAAARDZO ŁADNIE POŁOŻONE, TYLKO W 3 MIEJSCACH MAJĄ ODCHYŁ MIESZCZĄCY SIĘ W NORMACH TECHNICZNYCH (tzn. na 2 m przyłożonej łaty, dwa pkt. mogą się odchylać o ok. 3 mm. i jeszcze się dowiedziałam, że istnieją 4 klasy tynku )

 


Jejku, dobrze, że wpierw konsultowałam te tynki i od raz nie narobiłam rabanu, byłby obciach

 

 


więc dlaczego tak jęczeli? cholewka nie wiem, ale możliwości jest kilka:

 


1. dużo zleceń bo, pełnia sezonu

 


2. podbić cenę

 


2. nie chciało się robić

 

 


No to, do ścian poszukam innych bo, tamci przez swój stosunek do pracy, szans u mnie już oczywista nie mają. Słuchać jęczenia nie będę, a kroić też się nie dam .

 

 


więc może teraz na budowie będzie już z górki?

czupurek

Rok 2004

 


18 czerwca

 


sufity - melduję sufity zrobione i odebrane osobiście. chłopaki się obstarali. Narazie widać, że włożyli w to serce (prawda wyjdzie przy malowaniu ).

 


Obrobili mi też płytami k-g oranżerię, a cały czas się martwiłam do kogo będzie należała ta robota (no ale teraz kłopot z głowy ).

 


Koszty robocizny (razem z obróbką słupów w oranżerii) wyniosły 1,3k, prace trwały ok. 2 tyg.

 


a w chałupie teraz biało jak w piekarni.

 

 


tynki - standardowo zawsze musi być coś nie tak. Teraz na tapetę powinno wejść przeszlifowanie tynków i co się okazało? w paru miejscach tynk się chyba "wciągnął" bo, są górki i dolinki (a tak chwaliłam ). Zdaniem w/w ekipy szlifowanie samo nie wystarczy i trzeba by było wszystko machnąć gładzią, co oznacza dodatkowy materiał, dużo roboty i wypływ dodatkowej kasy, czyli dla mnie nieopłacalne.

 


Zabiję tynkarzy gołymi rękami . Czy ja już zawsze będę miała tak pod górkę?

 


Dzisiaj dzwonię do nich - niech przyjadą i poprawiają, a przy okazji otynkują powstałą niedawno ściankę między garażem i kotłownią.

 

 


19 czerwca

 


kafle - jak tak dobrze poszło ekipie z sufitami, a innej pracy nie mają nadal, więc w sobotę negocjowałam cenę ułożenia kafli.

 


Pertraktacje iście z tureckiego bazaru: startowaliśmy od 30-25 zł/m2. Ja podpierałam się ceną szweda od Ivette (15zł/m2). W rezultacie stanęło na 16 zł/m2 (za 15 nie chcieli robić. powiedzieli: no to, niech szwed robi. tylko, że szewd robi aktualnie u Ivette, a na dodatek ma teraz 3 tyg. nieplanowanego urlopu ).

 


Chciał, nie chciał stanęło na 16 zł. Najważniejsze, żeby były dobrze położone. Wchodzą od przyszłego tygodnia.

 

 


20-21 czerwca

 


ciekawostka z ostaniej chwili? - właśnie kończę zmiany w dokumentacji przyłącza gazowego i wykonanie samego przyłącza.

 


Wykonawca dzwoni do mnie wczoraj z prośbą o dostarczenie nowych warunków przyłączenia. Ja mu na to, że dałam mu w poprzednim tygodniu. On, że nie ma, nie może znaleźć. No, to Ja mu, że w poniedziałek dam mu kolejną kserokopię (dobrze że, nie dałam oryginału, myślę sobie ).

 


Właśnie wyciągam dokumentację i co widzę: cholera, mam same kserokopie, czyli ORYGINAŁ DAŁAM JEMU!!! ZABIJĘ GO JAK MI ZGUBIŁ DOKUMENT!!! ZABIJĘ GOŁYMI RĘKAMI (łoj robi się kolejka gotowych do niebytu).

 


cdn...

czupurek

Rok 2004

 


04 czerwca

 


kafle - przyjechały budowę: duże, ładne, piękniste, do ułożenia w sypialni i pokoju syna.

 


Ale byłoby za pięknie, za normalnie, więc okazało się, że kierowca wiózł kartony "na sztorc". Skutek: 6 kafli pobitych w drobny mak, do wymiany (powiesić kierowcę)

 

 


sufity - ekipa zaczęła kłaść płyty k-g. Już wiedzą, że przesadzili z terminem - nie wyrobią się w 4 dni. Po korekcie wyszło, że będą robi ok. 2 tyg.

 

 


07 czerwca

 


deszczówka - małżonka rozpiera duma: właśnie wykopał część rowu (małą ) pod rury.

 

 


08 czerwca

 


taras - melduję, że wykonany. Właśnie zakończono wylewanie betonu. Muszę przyznać, że fajnie wyszedł - majster naprawdę się postarał i ma u mnie browarka.

czupurek

Rok 2004

 


cd 02 czerwca

 


to, był trudny dzień, a ściślej jego druga połowa.

 


- godz. 12.30 - dzwoni majster, że zamówiony styropian przyjechał, płyty k-g przyjadą za chwilę, ale będzie problem z rozładunkiem, bo on jest sam, a kierowca nie chce pomóc.

 


- godz. 12.35 - telefonuję do domu. Niestety mąż w mieście załatwia jakieś sprawy i jest nieuchwytny.

 


- godz. 12.40 - telefon do majstra z pytaniem czy nie ma w pobliżu na innych budowach jakiś ludzi? Niestety, odpowiedź negatywna.

 


- godz. 12.43 - telefon do faceta od regipsów. Kłopot bo, nie był przygotowany i nie ma samochodu. Ale nie ma problemu jak po niego przyjadę.

 


- godz. 12.50 - trudno, urywam się z pracy i jadę.

 


- godz. 13.00 - kurs już z ludźmi na pokładzie w kierunku budowy (10 km).

 


- godz. 13.30 - tel. do dostawcy. W odpowiedzi słyszę, że właśnie miał do mnie dzwonić (!) z pytaniem co robić z transportem, bo u mnie jest tylko jeden człowiek. Poinformowałam, że już mam ludzi.

 


Niestety, pojawił się następny problem, bo auto jest po drugiej stronie rzeki i przyjedzie na 16-stą.

 


- godz. 14.00 - odwożę ludzi z powrotem do miasta (10 km). Przyjadę po nich o 16-stej.

 


- godz. 14.20 - kurs na Gdańską po drążek do okien, rury i dachówkę typu kominek (6 km). Niestety po dachówkę i rury muszę jechać do składu na Przecławiu (12 km).

 


- godz. 15.10 - kurs z Przecławia do Zdroi po mężowski wypis ze szpitala (10 km).

 


- godz. 15.40 - kurs ze Zdroi do miasta po ludzi (12 km).

 


- godz. 16.05 - kurs na budowę (10 km).

 


Na budowie czekaliśmy przeszło pół godz. (ile można byłoby w tym czasie km narobić ), ale płyty w końcu dotarły .

 


- godz. 17.15 - kurs do miasta (10 km). Po drodze tel. od firmy - muszę zapłacić za piasek.

 


- godz. 18.00 - docieram do domu. Na koncie aktywność od godz. 6.00 (super aktywność przez ostatnie 5 godz. i przejechanych 80 km). i wiecie co? nic już mi się nie chciało. Wypiłam piwo, zjadłam co mi dali i poszłam spać.

czupurek

Rok 2004

 


01 czerwiec

 


małżowinka odebrany i już w domowych pieleszach

 

 


tarasy - robota rozpoczęta.

 


wyszło, ze tego tarasu to, będzie coś ok. 60m2. forum stwierdziło, że buduję lądowisko

 


dodam, że dość kosztowne, no ale bez tarasu się nie da.

 


mam glinę jak narazie i na jesień przyjdzie mi brodzić po kolana w błocie, tzn. wpierw otworzę drzwi z salonu lub oranżerii, potem wykonam z ramy skok pół metra w dół, prosto w błocko.

 


więc chyba poświęcę tą 5 cyfrową kwotę i wyleję ten taras. a potem, jak brać forumowa będzie przylatywać do mnie na piwko, to będzie gdzie posadzić maszyny.

 

 


no to, dzwonię do majstra negocjować cenę robocizny (z szacunków Didi wychodzi cosik ok 2,4k).

 


telefon do majstra:

 


ja: - zastanowił się pan ile chce za ten taras?

 


on: - oj dużo roboty, dużo i te schody na całej długości i szerokości, oj dużo.

 


- wiem, że dużo, no to ile?

 


- ..............

 


- no ile?

 


- 3 balony.

 


- ..................?

 


- 3 tysiące.

 


- co! tak dużo! nie mam, nie dam, musi być miej!

 


- a inni biorą więcej.

 


- no i dobrze niech biorą, ale nie ode mnie. trzeba coś spuścić.

 


- no to, 500 mniej.

 


- nadal za dużo. muszę podzwonić po innych. a pan się przez ten czas zastanowi. zadzwonię jeszcze raz.

 

 


jak odłożyłam słuchawkę, no to byłam niepocieszona (tyle kasy do wydania), więc pomyślałam zagram vabank. po jakimś czasie dzwonię jeszcze raz:

 


ja: - szefie, kurka za drogo. daję 1.500 i ani grosza więcej.

 


on: - oj.... a z czego ja zapłacę chłopakowi, jeju.

 


ja: - nie wiem z czego, jakoś się podzielicie. a wogóle to, negocjuj

 


wychodzi na to, że nie zrozumiał ostatniego zdania, bo:

 


on: - dobra zgadzam się, najwyżej sam będę robił

 


 


ale powiem, że mimo mojego duuuużego zadowolenia, trochę mi głupio

 

 


po ustaleniu ceny robocizny, zamówiłam 4 wywroty piachu.

 


po południu zajeżdżam na budowę, a tu piaseczek ładnie pod same drzwi balkonowe usypany i czeka na zagęszczanie.

 


majster, solo, odwalił kawał dobrej roboty (jedną wywrotę piachu przeniósł sam) i wieczorkiem był półprzytomy. a że dzień dziecka to, dostał browarki na pokrzepienie (i od raz pomogło).

 


zupełnie inna perspektywa teraz jak się wychodzi z salonu - żadnych skoków spadochronowych w dół.

 

 


02 czerwca

 


sufity - po pewnych perypetiach komunikacyjnych (wcięło maila z zamówieniem) płyty i cały osprzęt ma wylądować dzisiaj na budowie.

 


od jutra wielka akcja sufitowa.

 

 


reasumując, budowa obudziła się z zimowo-wiosennego letargu

czupurek

Rok 2004

 


10-31 maj

 


w sprawach budowlanych jak narazie większych robót nie było.

 

 


schody wejściowe - zrobione szybko i ładnie. wyszły 2 szerokie stopnie, a przed wejściem "zatopiono" korytko pod wycieraczkę (w bliżej nieokreślonej przyszłości wszystko do obłożenia płytkami).

 

 


montaż sanitariatów - zakończony, wszystko działa jak narazie bez zarzutu (niewiarygodne ile kasy trzeba na te śrubki, złączki, wężyki ).

 


dzięki tym "sprzętom" domek wygląda prawie na mieszkalny, a najfajniej prezentuje się wanienka (moja śliczna, narożna wanienka - fotki wkróce)

 


udało mi się kupić dwie baterie do umywalek (satynka) za fajną cenę:

 


- 1 w SCMB była za 150 zł, ale ostatnia, więc ostatecznie wytargowałam na 130 zł

 


- 2 w Węglobudzie za 170 zł

 


o i takie ceny lubię - te same produkty w innych sklepach przekraczały 200 i 300 zł. ponadto, w castormie i hiperze mimo, że też były ostatnie sztuki z "wystawki" nie chcieli rozmawiać o upustach

 


nie to nie, poszłam do innych i dostałam

 

 


a no i namierzyłam pięęęęęęęęękniste łoże do sypialni w rozsądnej cenie, więc zaklepałam. teraz szybko sufity i odbieram mebelek

 

 


zakup płyt k-g i montaż sufitów - ceny i dostawa materiału wynegocjowane (może przywiozą już dzisiaj?),

 


wykonawca również wybrany, czeka na sygnał.

 


ostatecznie cena za robociznę wyszła rewelacyjna (dla mnie oczywista)

 


okazało się, że znajomy rodziny robi m.in. w płytach i tak się nieszczęśliwie dla niego (a szczęśliwie dla mnie) złożyło, że nie wyjechał do pracy którą sobie załatwiał.

 


a że ma rodzinę całą na utrzymaniu to, mu kaska na gwałt potrzebna. więc umówiliśmy się, że sufity robi u mnie i z 15zł/m2 zjechałam na 10 (no i teraz z jednej strony jestem bardzo zadowolona, a z drugiej czuję się jak wykorzystywaczka)

 


ale bardziej to, jednak jestem zadowolona

 

 


w tej samej hurtowni, z uwagi na atrakcyjność cenową (uzyskane rabaty) nadprogramowo zamówiłam płytki ceramiczne na podłogę do 2 pomieszczeń. ależ sobie te kafle wybrałam - ujjj mucha nie siada (dla mnie oczywista )

 


wychodzi więc na to, że jeszcze przed wielką wprowadzką, część podłóg zyska szklachetną okładzinę

 

 


ogród - zasadzone drzewko w ilości szt. 1 ma się jak narazie dobrze. synuś dogląda je i systematycznie podlewa.

 

 


a, najlepsze: wczoraj dostałam od znajomych formy do polbruku i płyt na tarasy (schody). więc jak tylko małżek wyjdzie ze szpitala (niestety życie zawsze niesie jakieś niespodzianki ), zostanie zatrudniony do ich produkcji, może się uda (ta produkcja oczywista i jego szybkie wyjście do domu).

czupurek

Rok 2004

 


06-09 maj

 


wylewki - już po robocie, mogę zamknąć temat. hurrrra, the end, cześć pieśni

 


facet został domówiony, wjechał z ekipą w czwartek i uwaga...... rozłożył sprzęcicho o 8.00 rano, a zwinął o 14.00 (o takie miałam oczy, oooo )

 


no i mam piękniste, równiste podłogi i jest pięęęęęęknie, już jak w prawdziwym domu (nie mogę się oprzeć pokusie, żeby już się nie wprowadzić).

 


muszę jeszcze raz podziękować Ivette za ten namiar: facet rzeczowy i porządny. za wsio zapłaciłam ca' 20 zł/m2 (trochę drożej niż u niej), ale warto było.

 


no i z tego zachwytu zapomniałam ekipie powiedzieć, żeby zostawili miejsce na wycieraczkę (kurka, a tyle czasu o tym pamiętałam) i już nie będzie takiej fajnej z korytkiem na piaseczek z bucików, nie będzie

 


na szczęście znalazłam inne rozwiązanie: w geancie mają zamontowaną gumową na grubość kafli, no to, teraz i ja tak zrobię (chyba, że znowu zapomnę, skleroza jedna i skończę na zwykłej wycieraczce szwendającej się po całej chacie).

 

 


ogród - nie to, nie pomyłka, chociaż muszę przyznać, że na tym etapie to, raczej wpis jednorazowy.

 


syn uparł się, że chce mieć drzewko - wiśnię japońską, teraz i już,

 


a że nic mu się nie podoba na naszej budowie i trzeba było go lekko złamać, więc zgodziłam się na pierwsze drzewo, choć gliny u nas po pas.

 


troszku posiedziałam w internecie, potem rajd po okolicznych ogrodnikach, no i udało się zakupiliśmy śliczną wisienkę piłkowaną - shirofugen, do tego 8 worów ziemi torfowej, wór kory i pojechaliśmy w sobotę sadzić.

 


synuś z pomocą swojego tatki, wykopał ogromniasty dół i sam w blasku fleszy posadził drzewko, na wprost swojego okna.

 


no i teraz... codziennie jeździ na budowę choć muszę przyznać, że tylko drzewko go interesuje i jego pielęgnacja (nawet podłogi nie robią na nim wrażenia ).

 


no i na koniec okazało się, że koniecznie musimy nabyć jeszcze dwie inne odmiany tej wisienki: amanogawę i kanzan, żeby tej pierwszej nie było samej smutno

 

 


teraz na tapecie budowlanej, według kolejności:

 


- schody wejściowe (prace już rozpoczęte)

 


- montaż sanitariatów (chyba od jutra)

 


- zakup płyt i montaż sufitów (termin bliżej nieokreślony - trza zrobić casting)

 

 


może w lipcu uda nam się już zamieszkać?

czupurek

Rok 2004

 


27 kwiecień

 

 


 

 


- cd historii z elektryką - no i mamy zgrzyt na linii ja-elektryk.

 


Więc pokrótce, od początku:

 


I. po oględzinach na początku roku - ustaliliśmy cenę 1,0 tys. zł za materiał, 2,0 tys. zł za robotę. razem = 3,0 tys. zł (wychodziło taniej niż u innych co mnie ucieszyło bo, inni biorą ok. 5,0 tys. zł)

 


II. w lutym przedłożono mi fakturę za materiał na kwotę 2,7 tys. zł (jeżeli doliczyć robotę 2,0 tys. zł to, razem już = 4,7 tys. zł) z komentarzem:

 


1. że tyle wyszło, bo nawymyślałam (sic!)

 


2. sama rozdzielnia kosztowała 1,0 tys. zł

 


3. dali więcej kabla i powinno mnie to, jeszcze więcej kosztować, ale się umawialiśmy więc nie będą doliczać

 


4. mam nie patrzeć na zestawienie materiałów na fakturze bo, ilości, rodzaje i cena użytych materiałów się nie zgadzają ze stanem faktycznym (mam ponoć więcej i lepszy)

 


5. na zapłacenie za robotę mu się nie spieszy, więc może poczekać.

 

 


za materiał zapłaciłam natychmiast, niestety okazało się po m-cu, że z pozostałą kwotą elektykowi już się spieszy . więc zaczęłam płacić w ratach i tu zaczął się problem.

 


powiedział, że żałuje wogóle, że u mnie robił, że robię sobie jaja i żenujące, że musi przychodzić już drugi raz i dostaje jakieś kolejne, marne 500 zł.

 

 


moje stanowisko:

 


- nie sądzę, żebym po wstępnych ustaleniach wymyślała niestworzone rzeczy. Od początku mówiłam, że np. chcę 3 gniazda telefoniczno-internetowe, 2 gniazda antenowe, kilka termostatów pokojowych, po kilka gniazdek w każdym pomieszczeniu, elektrykę na zewnątrz (to, przecież standard elektryki w domu!!!)

 


- nie znali ceny rozdzielni?! jeżeli kosztowała 1,0 tys. zł to, logiczne, że wstępny koszt materiałów nie mógł też kosztować 1,0 tys. zł (więc kto tu kogo czaruje?)

 


- chwała im za dodanie większej ilości kabla i nie doliczenie tego, ale i tak umowa wstępna mówiła o takim, a nie innym koszcie materiałów (uważam, że ktoś co robi kupę lat w elektryce orientuje się ile mniej więcej kosztują materiały. Nie chodzi o to, żeby skalkulować koszty materiałów co do złotówki, ale taka pomyłka? o 170% więcej, niż zakładano?) Więc o co tu chodzi?

 


- z tą fakturą uważam już za totalne przegięcie! Jak to, nic się nie zgadza! Jeżeli nie można było (z nieznanych mi powodów) inaczej to, ok niech tak będzie. Faktura sobie, ale rzeczywistość sobie i powinnam dostać dla swojej wiadomości rzeczywiste zestawienie użytych materiałów (w końcu mam prawo wiedzieć co mam i mieć możliwość weryfikacji).

 


- i tak zamiast ok. 3,0 tys. zł wyszło do zapłaty ogółem 4,7 tys. zł

 


- elektryk miał jeszcze w tym zakresie prac (przynajmniej tak mówił) zamontować osprzęt wewnątrz i zewnątrz (mieli nawet pracować w białych rękawiczkach żeby tynków nie pobrudzić ) oraz opisać rozdzielnię. i co? i nic!

 


- dobrze mówi się, że najlepiej nie zatrudniać znajomych znajmomych (jakby robił u kogoś innego to, po takim umówieniu sprawy dostałby 3,0 tys. zł i ewentualnie kopa).

 


- no i nie otrzymałam także dokumentacji niezbędnej w terminie późniejszym do odbioru budynku i zmiany taryfy (m.in. schematu 1-kreskowego i protokołu zerowania)

 


fajnie nie?

czupurek

Rok 2004

 


15-16 kwiecień

 


ale jestem zła na mojego architekta. przez niego będę miała problem, tam gdzie go nie powinno być , a chodzi o drzwi zewnętrzne do kotłowni.

 


W projekcie architekt dał d.... i mam otwór w murze na 80cm (zaprojektował mi drzwi "70").

 


od biedy zrobi się "80" i to wszystko co się da.

 


przeglądałam setki ofert i drzwi zewn. z prześwietleniem (takie marzą się mężowi) robią standardowo "90" czyli nie wejdą!

 


dalsze powiększenie otworu nie wchodzi w rachubę, bo nie starcza ściany).

 


i jak tu się nie wściec

 


ale tak na marginesie, mam wielki żal do tego faceta, w końcu powinien wiedzieć jakie są typowe rozmiary drzwi, urządzeń etc, bo nie sztuka narysować parę kresek

 

 


19-22 kwiecień

 


światełko w tunelu: umówiłam się z poleconym geodetą, że za zinwentaryzowanie wszystkiego (tj. przyłącza i budynek) weźmie 1,0k (ponoć nie drogo).

 

 


cd przyłączy - w domku od piątku mam WODĘ z taaaaaaaaakim ciśnieniem, że hej!

 


Wczoraj przeprowadzono próbę ciśnieniową instalki, która przebiegła bez problemów (ciśnienie trzyma, żadnych przecieków).

 

 


wylewki – pierwsza przymiarka. telefonowałam do poleconego od Ivette (zrobił ładnie za 17zł/m2).

 


mamy umówić się na przyszły tydzień na negocjacje (wejść może dopiero po 10-tym maja bo, jest obłożony robotą).

 


jedno mnie niepokoi, że facet nie chce określić ceny tylko mówi, że w zależności od tego, co trzeba będzie dać.

 


nie lubię takich gadek, bo już widzę tą cenę szybującą w górę

czupurek

Rok 2004

 


9 kwiecień

 


przyłącza - jednak woda nie popłynęła

 


powód - tam gdzie się wpięłam nie ma "dziurki", więc i wody nie ma. po świętach przyjadą z wodociągów i ten otwór zrobią (tzn. poprawią swój błąd).

 


a, koparka faktycznie pracowała 8 godz. (kto by pomyślał)

 

 


działkę mam znowu tak przeoraną, ze ho, ho, a ile gliny na wierzchu - powinnam chyba pomyśleć o otworzeniu pracowni garncarskiej.

 

 


gaz - prawie skończony - jeszcze tylko poprowadzenie rurki przez szerokość kotłowni do pieca.

 


grzanko - też prawie skończone tzn. czekają na wodę i gaz, żeby sprawdzić piec i instalację.

 

 


a, potem już szybko zrobię wylewki.

 

 


wiosna, już nam ubyło lat (tak tylko sobie śpiewam)

czupurek

Rok 2004

 


07 kwiecień

 


ogrzewanie - wieczorem jadę na budowę i oczom nie wierzę:

 


piec, zasobnik zamontowany, 3/4 podłogówki rozłożone. kurcze robota im się pali w rękach i mówią, że do piątku będzie po sprawie.

 


jejku ten ze struga jest niesamowity gościu, a jak pięknie te rureczki wyglądają!

 

 


przyłącza, po wielu negocjacjach i castingach:

 


- gazowe robi sąsiad za 2k

 


- wod-kan robi mój majster, mój mąż i nadzór sąsiada. jak narazie ma to, kosztować 2,3k

 


zaczynają w czwartek

 


kurcze życie nabiera blasku

 


majstry ustaliły wstępnie, że koparka może pracować nawet 8 godz. (60zł /h)!

 


niby co ma przez tyle czasu robić?

 


nie było wyjścia na budowę pojedzie mama, pilnować tej koparki, żeby nie orała i u sąsiadów

 

 


8 kwiecień

 


jejku dostałam wieści z budowy - bardzo budujące zresztą

 

 


ekipa 4 ludków robi ogrzewanie (2 kończy kłaść rurki, 2 grzebie przy piecu) i mówią, że dzisiaj koniec

 

 


no i przyłącza też się robią. kopara wykopała już pod wod-kan, w czasie przestoju podrównała teren i bierze się teraz do gazowego.

 


mówią, że dzisiaj w domku popłynie woda

 


juhuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu

 


tralala, tralala, tralala

czupurek

Rok 2004

 


4 kwiecień

 


wylewki zrobione, styropian ułożony. to, równanie posadzek kosztowało mnie dodatkowo ok 2k, ale co tam, przeżyję, najważniejsze, że wreszcie jest równo i można działać dalej!

 

 


budowa - ta moja budowa to @#%^&%*%E^

 


a ściślej przyłącza.

 


po 2 tyg. myślenia , kolejny "fachowiec" zgłosił się i oświadczył, to co sama wiedziałam i mu komunikowałam: że, trzeba uaktualnić warunki i zmienić projekt, a najlepiej to, rozmawiać z gazownią, bo teraz to, skrzynka na granicy, ble, ble, ble itd...

 


o swojej robocie i kosztach nie powiedział nic. ot, specjalista

 

 


po kilku tygodniach castingu w temacie przyłączy, sprawa wygląda mniej więcej tak, że nie wiem kto, co zrobi.

 


orientacyjne koszty:

 


- doprowadzenia wody - 1,6 k,

 


- kanalizaccji - 2,0 k,

 


- gazu - 1,7 k,

 


- deszczówka - 5,0 k

 


czyli jakby nie patrzeć coś koło 10,0 k.

 


zobaczymy teraz, czy i ile z tego uda mi się urwać.

 

 


ale jest i światełko w tunelu.

 


prace z grzaniem rozpoczęte: przyjechał styropian systemowy (bardzo ładne rolki 2,5 cm styropianu z folią ekranową) i mam już zamontowaną w korytarzu szafkę pod rozdzielacze obwodów (później wykorzystam ją również jako półkę).

czupurek

Rok 2004

 


13-22 marca

 


hydraulik the end - hip, hip, huuuuuuuuuuura.

 


instalacja wodna w domku ułożona. jakie te niebieski i czerwone rurki śliczne, miały nawet swoją sesję zdjęciową.

 


panowie zrobili szybko (2 dni), ślicznie i zostawili porządeczek. cieszę się, że taka ekipa będzie u mnie robić ogrzewanie.

 


jestem zadowolona.

 


narazili się tylko mojemu majstrowi, bo bez pozwolenia wypili mu pół słoika kawy, do czego zużyli pół słoika cukru

 

 


teraz czas na wyrównanie posadzek.

 

 


w pozostałych tematach (np. przyłącza) cisza... tzn. przez budowę przewijają się tabuny fachowców, którzy oglądają, kiwają głowami i zamiast wziąść się do roboty, to narazie myślą intensywnie (pewnie ile mnie skroić, bo robota żadna: 5 m rur )

 


cóż po wcześniejszych doświadczeniach, mam spoko podejście do życia, niech myślą, a ja wybiorę potem najkorzystniej dla siebie

czupurek

Rok 2004

 


6-11 marca

 


nie jest jednak tak różowo. dni mijają bezpowrotnie, a na budowie ślimakowo.

 


hydraulik (któryś tam z rzędu) - może i nie chce zedrzeć skóry, ale dobrał sobie drogiego dostawcę materiału. poprowadzenie wewnątrz instalacji wodnej wycenili na ok.2,7k. nie dam tyle kasy, za te parę rurek. najwyżej bedę bez wody i już

 

 


wyrównanie poziomu - zjechany parę dni temu majster przystąpił, skruszony, do pracy.

 


dobrze, że przyjechałam na budowę bo, na papę zaczął układać styropian, a potem chciał lać cement (nieprzytomne ludziska, jak body dydy). musiałam przypomnieć, że miało być odwrotnie (równanie cementem, a potem styropian)

 


dlaczego wszystkich trzeba pilnować jak dzieci! co się dzieje!

 

 


a, zapomniałabym, był jeden pozytyw. polatałam, pogadałam i energetyka, bez większych problemów, usunęła mi spod drzwi wejściowych ZK. teraz jest ok

 

 


hydraulik cd - parę dni czekałam na info z prawobrzeża i nic

 


więc zadzwoniłam ja z komentarzem, że chyba nie są zainteresowani pracą. efekt? za 2 godz. miałam odpowiedź, że zrobią wewnątrz wodę.

 


cena? 1,6k.

 


no i oto chodziło

 


wchodzą od wtorku

 

 


12 marca

 


odbyło się spotkanie forumowej grupy szczecińskiej.

 


super było pozać, w świecie rzeczywistym, tylu towarzyszy niedoli budowlanej wreszcie ktoś mnie rozumie.

 


z niecerpliwością czekam na kolejne

 


aaaa, i chyba nastała już wiosna

czupurek

no i stało się.

 


dopadło mnie w środę załamanie nerwowe. wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie: duża cena za przyłącza, wycieczki potencjalnych hydraulików i ich komentarze, a na koniec okazało się, że chudziak ma różnicę poziomów ca' 8-10 cm.

 

 


i skończyło się rumakowanie tzn. nerwy mi puściły i nie zachowałam się już dyplomatycznie i grzecznie: kopnęłam parę drew na opał, wykrzyczałam zebranym (6 osób), że: mnie kantują, olewają, że zwolnię wszystkich i na koniec trzasnęłam drzwiami (dobrze, że tymczasowe).

 

 


efekt? na następny dzień majster chodził jak trusia (od poniedziałku bierze się za wylewanie szlichty równającej), no i znalazłam hydraulika który nie chce ze mnie zedrzeć skóry.

 

 


i życie znów nie jest takie złe.

 


ależ ja mam zmienny nastrój nie?

czupurek

Rok 2004

 


01-03 marzec

 


kurka wodna, właśnie dotarło do mnie, że już marzec, a robota w polu. jak tak dalej pójdzie to....

 

 


łazienka - tam-da-ra-dam zakupiłam wszystko do łazienki i kibelka.

 


oczywiście wszystko naaaaaaaaaaajpiękniejsze i po fajnych cenach (ukłony dla dziewczyn z forum za radę, żeby kupować wcześniej)

 


nawet w wannie już leżałam... szkoda tylko, że na sucho

 


odpowiednie zdjęcia zamieszczam standardowo w Domu Czupurków.

 

 


czy już mówiłam, że życie znowu nabrało pozytywnych wibracji?!

 

 


hydraulik - wyjaśniła się, sprawa z poleconym hydraulikiem. uzgodniona cena obejmowała tylko grzanko, choć ja mówiłam drukowanymi: ILE ZA HYDRAULIKĘ (mając na myśli całość).

 


dobrze, że mnie olśniło (lub mnie uświadomiono raczej), bo w przeciwnym razie miałabym grzanko, wylane podłogi, a potem... ryłabym ściany, żeby dać wodę i odpływy. trzymajcie mnie, bo....

 


no cóż, w takim razie panu hydraulikowi podziękujemy (teraz wyszło, że wcale nie jest atrakcyjny cenowo) i zdamy się na panów z prawobrzeża (zrobią wycenę na wodę i kanalizę wewnątrz jeszcze w tym tygodniu).

 

 


przyłącza - kolejny temat, przy którym opadają ręce (czy tak już będzie do końca budowy?!)

 


Pierwsza oferta 15,0 tys., druga 9,0 tys. (gaz, woda, deszczówka).

 


nie znam się na tym, ale chyba powariowali. od granicy do domu mam raptem ok. 5m, więc skąd te ceny?

 

 


cóż, starym zwyczajem popatrzę, poszukam, aż do satysfakcjonującego mnie finału.

czupurek

Rok 2004

 


24-26 luty

 


całe godziny przesiedziane w internecie. mam kilka ofert, ale jakoś nie przekonują mnie do końca.

 


dodatkowo wyszło, że nim rozprowadzę hydraulikę muszę wiedzieć co chcę z tzw. "białego montażu" i w którym miejscu.

 


to, już za dużo na moją skromną osobę. pada decyzja: biorę wolne i jadę w "miasto".

 

 


27-29 luty

 


c.o. - przez czysty przypadek trafiam do hurtowni na prawobrzeżu i tylko z poczucia obowiązku, raczej zrezygnowana, wchodzę na rozmowę.

 


facet się uśmiał i nie mógł zrozumieć czemu zadaję tak wiele pytań i chcę znać tyle szczegółów (ja po przejściach nie podzielam jego stanowiska).

 


jednak gość uszanował moje wymagania i w dniu następnym, czekała na mnie szczegółowa i kompletna oferta (a jednak można, jak się chce)

 


całkowity koszt kotłowni i podłogówki + robocizna - rabaty wycenił na ok. 18 tys. zł, co mnie również usatysfakcjonowało.

 


uff.... WRESZCIE MOGĘ ZAMKNĄĆ TEMAT OFERT NA GRZANIE.

 

 


no, nie jest jednak tak superosko. jak zwykle coś musi się porąbać

 


przy okazji rozmów o cenie za robociznę wyszło, że dotyczy tylko elementów grzejnych, a woda i kanalizacja jest tematem osobnym.

 


kurcze, muszę szybko sprawdzić, co miał na myśli polecony i umówiony przez rodzinę hydraulik.

 

 


resztę wolnego czasu, wykorzystałam jeżdżąc po salonach łazienek. męczące zajęcie, ale po 2 dniach, wiem czego chcę.

 

 


urlop przedłużam o poniedziałek, chcę zamknąć kolejny temat pt: "biały montaż".

czupurek

Rok 2004

 


23 lutego

 


nie będzie ciepłej wody ani grzania, po prostu się nie uda

 


z c.o. i c.w.u. walka trwa.

 


w sobotę spotkałam się z firmą. siły były wyrównane: ja z mężem i dwóch przedstawicieli.

 


po 2 godz. rozmów byłam wściekła, że biorą mnie za idiotkę. ja im pytanie o markę pieca, a oni, że tajemnica handlowa i powiedzą jak podpiszę umowę (sic!), my o podłogówce, a oni że w Danii się nie stosuje, że deski się nie nadają (a kto im kurka mówił, że będą deski?!).

 


mężowi nie podobali się wybitnie (a szósty zmysł nigdy go nie zawodzi).

 


cena: robota + cały osprzęt w tym piec francuski (pewnie divall) 23k, a za przyłącza (granica-dom) 15k. (ha, ha, ha, czy ja jestem jakiś carington?)

 


niepotrzebnie nerwy sobie zszarpałam, a zamiast napaść na nich, w drodze powrotnej kłóciłam się z mężem (dobrze, że szyby w samochodzie były pozamykane ). ale co do jednego byliśmy zgodni: nie bierzemy ich!

 


ta budowa mnie wykończy

 


hurtownia, która pozostała na placu boju czuję, że coś kręci. przesłali mi w piątek na emaila zestawienie (ceny przystępne), ale nieopatrznie wysłali w drugim arkuszu inny kosztorys, który różnił się znacznie: tak do cen, użytych materiałów jak i udzielonych rabatów.

 


RATUNKU TRZYMAJCIE MNIE!!!!

 


stanęło na tym, że wiem, że nic nie wiem.

 


zaczynam od początku. wsiadam na internet i sama sobie wyszukam piec oraz te wszystkie inne bajery, a hydraulika zatrudnię osobno.

czupurek

Rok 2004

 


13 lutego - piątek

 


piątek 13-go - nie będę nic pisała, bo nie ma o czym

 


wkleiłam adresy, gdzie umieściłam pierwotny projekt chałupki (niestety odwołanie w podpisie http://foto.onet.pl/mojalbum/html?r=1&id=16499/" rel="external nofollow">Domek Czupurków jakoś nie chce działać ).

 


zdjęcia rzeczywistości w następnym odcinku.

 

 


16 lutego

 


niestety, nie wiem dlaczego ale onet usunął zdjęcia projektu i powyższe odwołania nie chodzą

 


na stronie: "galeria zdjęć forumowiczów" zamieściłam serię pierwszych zdjęć z budowy (październik 2002)

 


jutro zobaczę czy i tych onet nie usunie. cdn....

 


 

 


18 lutego

 


no udało się kolejne fotki wklejone, zapraszam do oglądania "Dom Czupurków".

 


dzisiaj odbieram kolejną porcję zdjęć - już z okienkami i tynkami, które postaram się szybko wkleić

 

 


20 lutego

 


idzie coraz lepiej (ale tylko ze zdjęciami), w temacie c.o. ciiiiiiiiisza

 


czupurek

Rok 2004

 


10 luty

 


tynki - ogłaszam wszem i wobec: TYNECZKI ZROBIONE I ODEBRANE.

 


równiutkie, starannie zrobione, posprzątane po robocie, istne cudo, a ekipa godna polecenia (ukłony dla Joasi i Jasia), no i udało się płaciłam 17 zł z papierami. naprawdę chłopaki super - pracowali całe 4 dni i koniec.

 


 


jesze o tynkach - oczywiście cały czas im dyskretnie przypominałam, że teraz to wszystkie informacje idą na forum, więc niech się starają no i starali się.

 


a przy odbiorze... latałam ze znajomym bite 2 godz. (a co!) po ścianach z poziomicą i sprawdziłam każdy kawałek ścian we wszystkich kierunkach.

 


umęczyłam się owszem, ale byłam z siebie dumna.

 

 


c.o. - niestety radość przesłaniają mi koszty instalacji (bez robocizny). zadzwonił pan projektant (wcześniej mówił, że znajdzie mi ekstra ofertę) i proponował hurtownię, gdzie mam zostawić ponad 25 tys.. zgroza, im dalej tym drożej. co ja tam mam eletrownię, że muszę tyle płacić?!

 


...więc szukam dalej, na tapecie 2 kolejne firmy, wolę jednak nie spieszyć się w tym temacie, za dużo kasy jest do stracenia.

 

 


11 lutego

 


kiedy ta zima sobie pójdzie? boję się że tynki szlag trafi, więc jeżdżę codziennie i im palę w kozie, może to coś da

 

 


wzięłam się ze swoją drugą połową za sprzątanie po tych wszystkich robotach i wiecie co? niewiarygodne, ale od zmiotki i szufelki zrobiły mi się odciski na rękach, taka delikatna ze mnie materia.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...